Jump to content
Dogomania

Jak reagujecie na chamstwo innych psiarzy? [2]


dog_master

Recommended Posts

[quote name='bonsai_88']Po widoku 10 kg jorczka [nie był zapasiony ;)] juz nic mnie nie zdziwi :P.[/QUOTE]

U mnie w sąsiedztwie mieszka rodzina, która ma 100% labka - psiak ma już 2 lata, z labka ma może tylko kolor biszkoptowy, ale sięga zdecydowanie poniżej kolana i bardziej przypomina mi przerośniętego jamnika ;)

Beatrx może mieć rację, zwłaszcza, że pisałaś, że to obca rejestracja.

Link to comment
Share on other sites

[quote name='omry']Nie, Balbinko. Chodziło o krótkie przekazanie kolesiowi, by najpierw spojrzał na swojego psa, a później komentował inne, bo nie każdy ma ochotę wysłuchiwać uwag kogoś, dla kogo normalne wyglądający york, jest yorkiem 'śmiesznym'. Ja jakoś potrafiłam się powstrzymać od jakiegokolwiek komentarza, choć jego pies yorka przypominał jedynie z koloru sierści. Może na następny raz się zastanowi.
Już rozumiesz? Czy jeszcze muszę potłumaczyć? Bo naprawdę mam ciekawsze rzeczy do roboty, niż odpowiadanie Tobie na Twoje bezsensowne gadki[B] kolejny raz[/B]..[/QUOTE]

Ależ nie musisz mi odpowiadać;)Skoro masz ciekawsze rzeczy do roboty-nikt Cię nie zmusza,naprawdę. Poprostu wydaje mi się ,że takie komentarze są totalnie bezsensowne, dziecinne. Też mi się zdarzyło kiedyś spotkać yorka-nietoperka i wymsknęło mi się ,że jaki śliczny yorczek,jakie ma śmieszne uszka:-(Kurczę,chyba muszę się chamować bo innym razem pani zamiast zareagować śmiechem i przyznać mi rację o za dużych uszkach wypali ,że ona ma psa rodowodowego.Ooops, ale gafę popełniłam.:oops:A o bezsensownych gadkach-widze ,że mamy względem siebie dość podobne odczucia:razz:

Link to comment
Share on other sites

Wujek mojego TZ też tak robił, że kilka kilometrów przed działką, już na polnej drodze, otwierał drzwi, wysadzał swojego psa i ruszał dalej, a pies biegł za samochodem - lub obok, przed... Oczywiście jak o tym usłyszałam, to mnie krew zalała, mówię, że przeciez mógł wpaść pod samochód wujka lub cudzy, że to cholernie niebezpieczne. Gdzie tam, wszyscy dumni, że pies w wieku 14 (!) lat w tak doskonałej kondycji. Ja go nie poznałam, umarł, zanim mojego cudaka poznałam, ale ta opowieść zawsze mnie z równowagi wyprowadza.
Swoją drogą przez te prawie 3 lata bardzo zmieniłam spojrzenie rodziny mojego TZ na psy. Teraz mają dwa w domu, nie prowadzają ich na obroży (niezdejmowanej w domu...), tylko na szelkach, suka wysterylizowana, oba mają medaliki z adresami, sa rozsądnie w końcu karmione... Co się nastresowałam, nagadałam, to moje...


Balbina, daruj sobie wreszcie, ani to smieszne, ani mądre, co piszesz. Jak rzep psiego ogona się uczepiłaś i od trzech stron wałkujesz bzdurę. Ja sama nie raz reagowałam tak, jak Omry, bo mnie szlag trafiał. Niesmieszni ludzie zaśługują na nieśmieszne traktowanie i z mojej strony by dostali to samo, co ze strony Omry.

Link to comment
Share on other sites

Totalnie bezsensowne i dziecinne jest noszenie psa na rękach, bo chodnik jest gorący albo bo dużo ludzi chodzi... "Chamowanie" natomiast już dawno masz za sobą, Balbina.

Dziś wychodząc z tymczasowym podopiecznym spotkałam panią z kotami na smyczach. Pani stała jakieś 10 metrów dalej, ja z psem wyszłam z bloku - pies na smyczy, nawet nie zwrócił uwagi na koty; nota bene, pies tak dwa razy mniejszy od każdego z tych kotów... A pani w krzyk "O mój Boże, pieeees!" i stoi i krzyczy :roll: Popatrzyłam wiec jak na wariatkę, takoż pies, i poszliśmy swoją drogą...

Link to comment
Share on other sites

[quote name='Beatrx']jesteś pewna, ze on tam mieszka? mi się wydaje, ze chciał je wywalić, ale zobaczył że się nimi zainteresowałaś i kłopotów nie chciał i udał, ze tak miało być...[/QUOTE]

Tak, upewniłam się, że tam mieszka. Stałam przez długi czas (po szaleńczej jeździe na rowerze musiałam też złapać oddech ;) ). Facet wjechał w bramę, miał klucze, by ją otworzyć, psy machały ogonami i wpadły w podwórko (potem niestety biegały też po ulicy, bo gość bramy nie zamknął). Stałam tam dość długo, ukryta za drzewami, bo bałam się właśnie tego, o czym piszesz. W razie gdyby facet odjechał, to znałam jego rejestrację, poszłabym po psy, sprawę zgłosiła na policję czy straż. Ze stadniny widać dom tego faceta, więc nawet gdy myłam okna w stajni i zajmowałam się końmi, to obserwowałam, co tam się dzieje.
Facet był takim łysym karczychem z łańcuchem na szyi i szczerze mówiąc trochę obawiałam się konfrontacji z nim na pustkowiu. Teraz żałuję, że się do niego nie przejechałam, bo może facet tępogłowy i wcale nie wpadł na to, że to, co robi może stwarzać zagrożenie i jest stresogenne nieco.
Niby tam jest odludzie, w ciągu całego dnia przejedzie może 10 samochodów i 3 traktory, ale to jednak idiotyczne. Takie fantastyczne tereny do spacerów: łąki, lasy, pola, stawy... A ludziom nie chce się d. ruszyć i z psem wyjść na spacer. Łatwiej jest, żeby się wybiegał, wywalić psa z samochodu pół kilometra przed domem. Jakoś taka nowa forma dbania o kondycję psa, a o swoje wygodnictwo, nie przemawia do mnie.

W moim sąsiedztwie jest jeszcze jedna podobna anomalia. Facet ma działkę w pobliżu mnie i ma naprawdę przemądrego psa (pies jest fenomenalny w swojej inteligencji). Zawsze, gdy jedzie samochodem, pies biegnie obok samochodu. Nieważne, czy jedzie przez wieś, czy przez ruchliwe miasto. Gdy jedzie rowerem, to samo. Gdy gdzieś idzie, pies mu towarzyszy. Nie muszę dodawać, że wszystko odbywa się bez udziału smyczy. Pies jest już posunięty w latach (pamiętam, że jeszcze jako dziecko zachwycałam się, jakiego to facet ma wiernego psa i że ja też bym takiego chciała, wiadomo: dziecięciem się było, Lessie się czytało) i jak do tej pory udało mu się uniknąć śmierci pod kołami samochodu. Podziwiam inteligencję psa i zadziwiam się głupotą właściciela.

Link to comment
Share on other sites

[quote name='aleola']W moim sąsiedztwie jest jeszcze jedna podobna anomalia. Facet ma działkę w pobliżu mnie i ma naprawdę przemądrego psa (pies jest fenomenalny w swojej inteligencji). Zawsze, gdy jedzie samochodem, pies biegnie obok samochodu. Nieważne, czy jedzie przez wieś, czy przez ruchliwe miasto. Gdy jedzie rowerem, to samo. Gdy gdzieś idzie, pies mu towarzyszy. Nie muszę dodawać, że wszystko odbywa się bez udziału smyczy. Pies jest już posunięty w latach (pamiętam, że jeszcze jako dziecko zachwycałam się, jakiego to facet ma wiernego psa i że ja też bym takiego chciała, wiadomo: dziecięciem się było, Lessie się czytało) i jak do tej pory udało mu się uniknąć śmierci pod kołami samochodu. Podziwiam inteligencję psa i zadziwiam się głupotą właściciela.[/QUOTE]

A to u mnie połowa psów ze wsi tak biega za swoimi właścicielami bez smyczy ;) U mnie to nic dziwnego, ulica, gdzie samochody jeżdżą często, facet na rowerze a za nim 1-2 kundelki. Ba, psy bardzo inteligentne, do innego zwierzaka nie podejdą, pod auto też nie wpadną, truchtają za właścicielem. Tylko na rowerze, za samochodem się jeszcze nie spotkałam.

Link to comment
Share on other sites

A no, za rowerzystami (każdy mieszkający na wsi wie, że to główny środek komunikacji śródwiejskiej ;) ) to norma. Wiadomo, że kundelki biegną za rowerem właściciela. Ale żeby za samochodem? I to wszędzie? To jedyny przypadek z jakim się spotkałam.
Nie wiem jak Ciebie, ale mnie w temacie kundelek-rower najbardziej denerwują małe ciapki, które osaczają mnie, gdy jadę na rowerze, obszczekują, biegną przy rowerze i tarmoszą za nogawkę. ;)

Link to comment
Share on other sites

U mnie tak nie ma, psy nie zwracają uwagi na nic, jak biegną przy rowerze to nie szczekają, nikogo nie zaczepiają ani nie podbiegają. Na dłuższą metę więc mi to nie przeszkadza...
Bardziej za to przeszkadza mi pies, na pewno rasowy (tylko nie wiem, jakiej rasy), wybiegający z podwórka i regularnie towarzyszący nam na spacerach... Niby agresywny nie jest, ale wiecznie za nami łazi, podbiega do mojej suki, jest denerwujący.

Link to comment
Share on other sites

Bez przesady... My naszego psa, podczas wycieczek nad jezioro też wypuszczaliśmy na jakieś 300 metrów przed dotarciem do celu. Piszczał i wiercił się tak, że trzeba było. No, ale tam akurat nikt nie jeździł (cała ta droga to niemalże prywatny wjazd w bramę), a jeśli pies nie miał ochoty - no to nie, mógł jechać w aucie;) Dodam tylko, że był to 4 kg mieszaniec.

Link to comment
Share on other sites

[quote name='aleola']Domyślam się, że gdybyś chciała się trenować z psem, to jest to trochę utrudnione przez niepożądanego towarzysza. ;)[/QUOTE]

Nie tylko o ćwiczenia chodzi. Nie lubię psów, które za mną łażą, nie wiem, co takiemu do głowy przyjdzie. Ten pies bez przerwy chodzi za Phoebe, wącha ją, a ona tego nie lubi i nieraz na niego warknie. A on sobie nic z tego nie robi. Dzisiaj nas prawie pod sam dom odprowadził, a mieszka z 1,5 km dalej. Jest dość duży, niezadbany, nie wiem, czy na coś nie choruje, nie ma pcheł etc.

Link to comment
Share on other sites

A ja chyba przedwcześnie ucieszyłam się z efektów pomocy dzielnicowego w sprawie labradorka...
Wczoraj wieczorem szłam do śmietnika, na szczęście bez psów, a paniusia znowu wyszła z labisiem bez smyczy... Pierwsze co zrobił labiś, to pogonił za facetem na rowerze, a pańcia bezskutecznie próbowała go odwołać. Wracam ze śmietnika - labiś sam pod blokiem. Zatrzymałam się, bo może zwiał i tamta łazi za blokiem i go woła, ale nic. Postałam trochę i dotarło do mnie, że baba po prostu poszła do domu i zostawiła psa luzem pod blokiem, żeby ludzie sami się z nim użerali... Zrobiłam mu kilka zdjęć jak stoi sam pod blokiem, przy czym na mnie nawarczał (!) - ładny będzie charakterek, jak półroczny labek warczy na ludzi - i w poniedziałek idę porozmawiać z dzielnicowym.
Pies wlazł ostatecznie do klatki i ktoś wpuścił go do mieszkania...

Link to comment
Share on other sites

Martens, chyba lepszy byłby film obrazujący, że przez dłuższy czas jest sam i nie słychać by ktokolwiek go szukał/wołał, bo pojedyncze zdjęcia mogłaś zrobić i wtedy, gdy pańcia po prostu nie znajdowała się w obiektywie, no i to że warczy też można by mieć nagrane. Ale oby to wystarczyło bo ja naprawdę nie zazdroszczę Tobie ani nikomu... ;/

Link to comment
Share on other sites

[quote name='Martens']A ja chyba przedwcześnie ucieszyłam się z efektów pomocy dzielnicowego w sprawie labradorka...
Wczoraj wieczorem szłam do śmietnika, na szczęście bez psów, a paniusia znowu wyszła z labisiem bez smyczy... Pierwsze co zrobił labiś, to pogonił za facetem na rowerze, a pańcia bezskutecznie próbowała go odwołać. Wracam ze śmietnika - labiś sam pod blokiem. Zatrzymałam się, bo może zwiał i tamta łazi za blokiem i go woła, ale nic. Postałam trochę i dotarło do mnie, że baba po prostu poszła do domu i zostawiła psa luzem pod blokiem, żeby ludzie sami się z nim użerali... Zrobiłam mu kilka zdjęć jak stoi sam pod blokiem, przy czym na mnie nawarczał (!) - ładny będzie charakterek, jak półroczny labek warczy na ludzi - i w poniedziałek idę porozmawiać z dzielnicowym.
Pies wlazł ostatecznie do klatki i ktoś wpuścił go do mieszkania...[/QUOTE]
Martens, powiem Ci że to wcale ciekawie nie wygląda... Jeżeli w tym wieku tak zaniedbują szczylka, to strach pomyśleć co będzie dalej... Problem jest też w tym, że przeciętny kowalski myśli że laby są łagodne, spokojne- to chyba efekt filmów dla dzieci...
Jednak myślę co będzie w przyszłości- i Ty pewnie również... Czytałam że miałaś problemy z Baryłką- taki labek...no cóż, sama chyba wiesz. Wydaje mi się że dzielnicowy po prostu olał sprawę (bo przecież "to tylko psy"). Na Twoim miejscu przeszłabym się jeszcze raz i koniecznie weź nazwisko od osoby przyjmującej zgłoszenie- albo powiedz że jeżeli zbagatelizują Twoją prośbę, chcesz się widzieć z komendantem. Życzę powodzenia-wiem co to up***iwi sąsiedzi:roll:

Link to comment
Share on other sites

My też z mężem mamy czasem problem z pewnym labkiem. Przyjeżdżają z nim młodzi ludzie do nas na teren rekreacyjny gdzie mamy stawy hodowlane ryb i puszczają psiura luzem. Nie raz już jakieś dziecko biegło z płaczem do rodziców, że wielki pies biega i rusza w kierunku dzieciaków. Nie raz prosiłam by zapięli na smycz skoro się nie słucha, a pan, że on się bawić chce :/ ... Chwilę zapięli, za kilka minut znowu widzę, że labrador radośnie "fruwa". Raz nawet była akcja z innym psem, małym kundelkiem, który sobie po prostu stał z panią, a labek tak się rzucił w jego kierunku, że ledwo go właściciel utrzymał na smyczy. Nie mam nic do labków, ale to stworzenie mnie wkurza i o zapięciu na smycz będę powtarzała do zdarcia gardła.

Link to comment
Share on other sites

A ja dzisiaj się spotkałam z wielkim brakiem odpowiedzialności:multi: obok mnie mieszka kobieta z 2 córkami i suczką uciekinierką która zawsze chodzi na krótkiej smyczy ale czasem przyjeżdża już dorosły synalek który jednak nie mieszka z nimi na stałe. No i nie dawno znowu przyjechał. Spuścił sukę pod blokiem i gadał sobie z sąsiadem a suczka chodziła sobie najpierw nie daleko potem poszła za blok chłopak na nią nie zwracał uwagi. Wyszłam na spacer z moim psem patrze suka już po 2 stronie ulicy:razz: ale jeszcze w zasięgu wzroku swojego pana tylko jakoś tak powolutku idzie dalej z podkulonym ogonem. Pan się w końcu zainteresował woła ją ale tak jakoś niemrawo suka coraz dalej znika za zakrętem ja też bo i tak miałam iść w tym kierunku. Zawołałam ją (zna mnie i nawet lubi) ale tylko przyspieszyła. Przeszła jeszcze kawałek, wlazła w takie przejście między blokami z 2 bramką z drugiej strony i tam mi się ją udało złapać bo już nie miała dokąd uciekać, wytargałam ją na chodnik wcale łatwo nie było bo musiałam się schylać trzymając suke za obroże mogłam zapiąć ją na smycz mojego psa ale bałam się że ją zerwie więc wolałam się pomęczyć i dopiero wtedy zobaczyłam wychodzących zza zakrętu chłopaka z matką. Zanim oni by tu doszli to sunia juz by pewnie poszła gdzieś dalej. Chłopak do mnie podszedł podziękował, oddałam mu sukę, powiedział do niej masz przerąbane i poszedł w swoją stronę a ja w swoją, usłyszałam jeszcze jak matka go opierdziela. Niby nie moja sprawa, nie mój pies i to nie ja powinnam za nią biegać i łapać ale nie mogłam jej tak zostawić:roll: zresztą jak jakiś uciekinier do mnie podbiegnie a właściciel nie może go odwołać to też łapie. Mi też już kilka razy ludzie pomogli złapać mojego psa (który juz teraz nie ucieka) i nie chciała bym wiedzieć że gdybym złapała psa to nie wpadł by pod auto:roll:

Link to comment
Share on other sites

Jestem chyba na skraju załamania nerwowego :mad: :mad:
Wracam dzisiaj ze spaceru z Baldurem ( co jakiś czas chodzę z moimi psiskami osobno ). Wchodzę ze starszym małżeństwem do windy. Uwielbiają oni zarówno Tamlina jak i Baldura, więc nie ma problemu żebym jechała razem z nimi :lol: Windy w moim bloku są co prawda nowoczesne, ale z tych małych, gdzie mieści się bez ścisku góra 3-4 osoby. Drzwi już się zamykają gdy czyjaś ręka je blokuje. Słyszę kobiecy głos ''uff zdążyłam''. Drzwi otwierają się szerzej i widzę za kobietą wyrośniętego na potęgę onka :-o. Szybko mówię, żeby nie wsiadała bo w windzie jest już pies ( Baldur ma 9 miesięcy i 64 cm w kłębie ). A kobieta na to ''nic nie szkodzi, śpieszy się nam'' :-o :angryy: Sekundę później, nim zdążyłam jakkolwiek zareagować, babka i onek byli już w środku. Winda ruszyła, w tym samym momencie gdy przeklęty on rzucił się z zębami na ogon Baldura :angryy::angryy: Baldi zawył, ja będąc pierwszy raz w takiej sytuacji bez wyjścia zaczęłam się drzeć. Kobieta szarpała onka za obrożę bez skutku. Baldur dalej wył i próbował odwrócić się żeby pozbyć się agresora. Sąsiedzi nacisnęli rozsądnie 1 piętro. Drzwi się rozsunęły. Kobieta wypadła z windy, ale pieprzony pies dalej trzymał Baldura za ogon. Mój biedny pies stanął w panice na ramionach sąsiada. Wzięłam rozmach i kopnęłam ona w jego głupi pysk. Na szczęście puścił. Sąsiadka zaczęła mnie uspokajać, sąsiad opier...lał z góry na dół tę głupią krowę z onkiem :angryy:. Pojechaliśmy każdy na swoje piętro. Wezwałam straż miejską :angryy: Baldur w domu zaczął latać jak opętany, skakał po fotelach itp. Potem przez cały wieczór lizał ogon :-( Rany na szczęście nie było, ale widać że go boli, nie pozwala go nikomu dotknąć :-( Na wieczorny spacer musiałam zejść schodami, bo do windy za nic nie chciał wejść :shake: Kobieta przyszła do mnie i mnie przeprosiła, dobrze że choć tyle.Przyszła do naszego bloku w odwiedziny do siostry. Podobno ''jakiś'' tam mandat dostała. Jetem wściekła i smutna :shake:Mam wrażenie, że od jakiegoś miesiąca wisi nad moimi psami jakieś fatum :-(

Link to comment
Share on other sites

Merrick, masakra! Ta babka musiała być wyjątkowo nieteges, żeby pchać się z wielkim psem do windy, gdzie są już dwa psy. Winda jest i tak skrajnie dla psa anormalna - mało miejsca, rusza się toto, ludzie są stłoczeni... Mam tylko nadzieję, że Baldurowi nie włączy się teraz agresor na inne psy np. w budynkach i na małych przestrzeniach... Po czymś takim psy często mają zespół stresu pourazowego :( Biedny psiak...

Link to comment
Share on other sites

[QUOTE][B]Art. 77. Kto nie zachowuje zwykłych lub nakazanych środków ostrożności przy trzymaniu zwierzęcia, podlega karze grzywny do 250 złotych albo karze nagany.[/B]

[/QUOTE]

tu mamy tego przykład - właścicielka ONka nie zachowała należytej ostrożności i jej pies pogryzł drugiego.

Link to comment
Share on other sites

A co wy na to. Idę z moim Chesterem sobie nad Wartę na taką dziką plaże. Chester zawsze już leci , a ja za nim idę , niestety nie mogę zobaczyć z daleka czy ktoś tam już jest. Widzę ,że Chester stoi przed plaża i czeka na mnie. Stoi jakiś chłopak , a jakiś koleś się kąpie. Zabrałam psa na smycz i chciałam z nim podejść do wody , nagle wynurza się z krzaków jakaś babka i mówi do mnie:
-nie wchodź tu z tym psem. To się pytam , a czy to jest teren prywatny? I do mojego psa ( dodam ,ze nie przepada za innymi osobnikami) leci 3 psów. Zaczyna się kłapanie mojego psa i jednego z psów z plaży. Pani krzyczy do mnie :
-gdzie masz kaganiec do tego psa?
Ja mówię do niej:
-ale to pani psy podbiegły ,a mój jest na smyczy
i gadka ,ze jej psy nie są agresywne ,a tamten pierwszy zaczął kłapać zębami na mojego. Nagle pan z wody podchodzi do mojego psa i zaczyna klaskać do niego i tak jakby chciał pobudzić w nim agresje. Na całe szczęście pan miał na sobie kąpielówki , bo ja byłby ubrany (zwłaszcza na ciemno) to by go zaatakował, a Chester usiadł i patrzył na niego jak na debila ,a ja byłam w takim szoku ,ze masakra. Po chwili koleś do mnie :
wypie*dalaj stąd. Zrobiłam jeszcze większe oczy , spojrzałam z nie dowierzaniem i mówię:
- słucham ,
a on :-Wypierdalaj stąd. Koleś był tak wielki ,że odeszłam stamtąd. Po tym nie dziwie się ,że ludzie mają złe zdanie o psiarzach. A ja jak zobaczyła psy to chciałam się spytać ,czy ługo mają jeszcze zamira być , oczywiście bardzo grzecznie.

Link to comment
Share on other sites

Guest
This topic is now closed to further replies.
×
×
  • Create New...