Jump to content
Dogomania

Sybel

Members
  • Posts

    2501
  • Joined

  • Last visited

Everything posted by Sybel

  1. Sybel

    Doberman blue?

    Szukałam dziś czegoś w sieci i wpadło mi to ogłoszenie: http://alegratka.pl/ogloszenie/doberman-szczeniaki-29326688.html Ileś tam szczeniaków, w tym kilka blue. U dobermana się zdarza takie umaszczenie?
  2. Nie są. No niestety wątroba potrafi się potężnie posypać, gdyby dieta dała lepsze wyniki krwi, może by była jakaś nadzieja, ale tak... Pies jest w sędziwym wieku, u mnie niestety dla ostatnich dwóch był to również ten wiek nie do przekroczenia. To bardzo boli, ale umieranie na chorobę związaną z wątrobą, w ogóle problemy wątrobowe, to ból duzy duży ból. W tym roku wątroba i trzustka zabiły mi najpierw psa, potem ojca, a teraz mnie czeka opieracja okołowątrobowa i ból jest spory. POpytaj o rokowania, o dostępne opcje, ale nie upieraj się na leczenie, jeśli wet powie, ze to nie jest jego osobisty oierwszy wybór. Strasznie mi przykro, byłam na Twoim miejscu w sierpniu właśnie z Felkiem, potem we wrześniu umarł tata, a 2 dni po jego pogrzdebie dowiedziałam się, ze musze mieć operację w tym samym obszarze - nie jest to nic poważnego, ale wierz mi, sama świadomość niszczy.
  3. Pies nie musi mieć wątku na dogo, zeby dobrze trafić. Osobiście znam kilkadziesiąt psów, w tym adopcyjnych i żadnego z wątkiem na dogo.
  4. Jeszcze sama nie kupowałam, wiec nie wiem, jak sie wybiera dokladnie klatke. Na pewno metalowa, na większe psy. WIdziałam, że w JUla jakaś była w ofercie, ale że nigdy nic tam nie kupowałam, to nie wiem, jaka jakosć. Poza tym sklepy zoologiczne, poszukaj na OLX, allegro.
  5. Powiem tak: 5.11 do domu mojej mamy i jej psa, Filipa (13+ lat, jakieś 12-15 kg wagi, sznudel z ulicy, po przejściach) trafiły 2 suki z Radys: roczna, totalnie rozkokoszona Heca i prawdopodobnie czteroletnia, wówczas bardzo chora Bojka. Nie było żadnych problemów, psy szybko się dogadały. Warczą, jasne, określają swoje granice, głównie Filip, jak Heca usiłuje usiąść mu na głowie lub zjeść ucho. Bojka też ją czasem ustawia, choć jest od niej o 2/3 mniejsza. Podobnie było z poznawaniem czterech psów, dwóch moich i dwóch mojego wtedy jeszcze nie męża - psy poznały się na neutralnym gruncie, warczały, ustalały granice, ale szybko ustaliły, kto rządzi, podporządkowały si,e zasadom i wyluzowały. Da się. Trzeba ingerować, jeśli nie widać szans na porozumienie, jeśli to nie jest tylko okreslanie granic, ale próba zagryzienia.
  6. Nawet na siłę go wsadź. Jeśli ma silny charakter, nic mu sie nie stanie, a może nauczy się wyciszać. Z czasem można testować zostawianie klatki otwartej, ale to pieśń odległej przyszłości. Nie poddawaj się, daj mu czas do weekendu.
  7. Propozycja: daj ogłoszenie o wypożyczenie we Wro klatki na cito. Tu, na FB, poszukaj na OLX. I jak tylko dostaniesz, działaj. Może się uda..
  8. Dzień dobry! Z tej strony córka nowej opiekunki Mizerii i Sody, a obecnie Bojki i Hecy. Chciałam dać znać, ze panny są super! Boja/Mizeria miała bardzo trudny start i prawdopodobnie to była jej ostatnia szansa, ale już wszytskie problemy opanowane, zaczęła się nawet bawić małymi patyczkami z Hecą i starszym kolegą Filipem. BYła zagłodzona, odwodniona, miała kamienie kałowe w brzuchu, prawdopodobnie miało to związek z jej problemami ze stabilnością - podejrzewamy, że może mieć jakieś problemy neurologiczne lub ze wzrokiem, więc jak się w pełni zregeneruje, troszeczkę bardziej otworzy (nadal zamyka czasem oczy ze strachu), będziemy się dalej badać, w razie potrzeby leczyć, rehabilitować. Choćby nie wiem co się działo, ma zapewniony dobry, kochający dom i panią, która wiecznie mi pokazuje na messengerze, jak zasuwa z resztą stada po domu i usiłuje spać na czubku najbardziej skotłowanego legowiska. Kradnie swoim współspaczom kawałki banana z pyska, sprawdza wszystkie miski, przytyła, sierść już ładniejsza. Heca za to jest owczarem najprawdziwszym, zagania fotele (jeden stawiał opór, to go wypatroszyła lekko, dobrze, że planowany do wymiany). Małpuje, rozrabia, ale jest bardzo socjalna, a do tego niezmiernie inteligentna. Najchętniej bym ją mamie ukradła, bo po prostu Hecę uwielbiam bezgranicznie, ale to by złamało kilka serc, więc mogę jedynie się nią cieszyć turystycznie. W weekend mazurskie dziołchy będą u mnie w domu (fajnie się dogadują z dziećmi, które są bradzo delikatne wobec Bojeczki), więc postaram się zrobić fotki i podrzucić Wam coś, żeby Was zmotywować do dalszej pięknej pracy na rzecz tych psów. Za jakiś czas, jak troszkę uporządkujemy nasze mieszkanie, planujemy też od Was wziąć kogoś, a pewnie dwa kogosie na stałe.
  9. Cieszę się, ze u Was poszło dobrze, oby na jak najdłużej. My podejrzewamy, że jedna pani wet pół roku wczesniej źle zinterpretowała pierwsze objawy i po prostu u nas choroba była badzo zaawansowana, kiedy wreszcie kompetentny wet psa zbadał. Jesienią pies też wymiotował, a pani uznała, że to zapalenie gardła - we wrześniu, potem w listopadzie. Pies z 12 kg zszedł na 7, a że był baaardzo puchaty, nie było tego widać, aż było za późno. Poza tym u nas najgorszy czas psa zbiegł się z diagnozą ojca - terminalnym stadium gruczolakoraka, więc prawdę mówiąc w tamtym okresie wiele nam umykało. Swoją droga Felek był bardzo silnym psem, ze miesiącami żył z bólem i nie okazywał go, czasem zwymiotował, a tak to się bawił, mniej może, bo miał takie 12-13 lat, ale jednak.
  10. Nie było mnie kilka lat na dogo, aż tak się pogorszyło, że już w ogóle lepiej nie wspominać? To co się na dogo, czy wokół dogo dzieje, że ludzie wolą forum unikać i odmówić uratowania psa, niż mieć z dogo kontakt? Doszło do tak potężnej degradacji psiego środowiska? SMutne...
  11. Po pierwsze wiem, co przechodzisz. Mama 4.11 adoptowała dwie suki z Radys i też demolują. Mama ma ten plus, że może je odizolować w jednym pokoju, zabezpieczonym przed zniszczeniami i jest w miarę ok. Co proponuję: 1. Na porannym spacerze wybiegaj go, zmęcz na maksa. SIku, kupa, a potem choćby pół godziny intensywnego aportu, biegu, niech się zmęczy. 2. Kup klatkę kenelową. Wiem, klatka. Sęk w tym, że dobrze wprowadzona klatka kenelowa może rozwiązać problem i stać się dla psa milym miejscem wypoczynku i relaksu. Poczytaj tu o klatkowaniu, generalnie założenia są takie: -> kupujesz i składasz klatkę w miejscu, które pies lubi do wypoczynku, wkładasz tam jego kocyk, legowisko - niech sobie wącha. -> wsadzasz tam zabawkę (może być kong pełen smaczków lub wypełniony suchą karmą zamiast śniadania w misce), wodę, wszystko stopniowo, dostosowując tempo do tego, jak pies się oswaja z klatką -> pies ma się oswajać, aż zacznie tam spać. Wtedy zaczynasz go zamykać, jak wychodzisz - najpierw na troszkę i sprawdzasz, jak to znosi, potem na cały dzień. -> pies ma odpoczywać w klatce po wysiłku, stąd od rana powinien być intensywny spacer, żeby się wyżył, wymęczył, potem w klatce zadanie intelektualne w postaci konga, czy nawet dwóch różnych, gryzaka, sznurka, a potem znowu mega aktywny spacer. Klatkę warto czymś osłonić z trzech stron, zrobić psu kryjówkę. Myślę, że może się to sprawdzić u Ciebie, tylko o tym najpierw poczytaj.
  12. Sada, zapalenie trzustki jest bardzo ciężką chorobą, w zasadzie kwalifikuje do uśpienia psa, ALE dobre leczenie może dać efekty. Nie na jakoś bardzo długo, ale może przedłużyć psu życie i zapewnić jeszcze komfort. W sierpniu musiałam uśpić psa z zapaleniem trzustki, zdiagnozowanego w lutym. Generalnie jest tak: -> pies wymiotuje śmierdząco na brązowo po prawie wszystkim -> nie ma apetytu -> wyniki wątrobowe i trzustkowe złe -> może być zapalenie rozalne, a co za tym idzie, anemia, wtedy niestety po sprawie Jeśli psa uda się wyprostować, trzeba go karmić chudym jedzeniem, są karmy bytowe, u nas sprawdzały się też ludzkie nutridrinki dla trzustkowców (jabłkowy i truskawkowy), chudy serek wiejski, kurczak itd. Problemem może być znalezienie tego, co pies zechce jeść. Z mojego doświadczenia nie ma sensu leczyć bardzo uporczywie, bo trzustka, szczególnie u starszego psa, może zafundować cierpienie, na które nikt, szczególnie nikt kochany, nie zasługuje. Na zapalenie trzustki jest badanie krwi, test specjalistyczny, jeśli nie było, poproś o zrobienie go. Do tego USG jamy brzusznej. Muszę przyznać, że u nas ostatnie dni były straszne, okazało się, ze był krwotok wewnętrzny w otrzewnej i pies bardzo cierpiał.
  13. Może od początku: jaki wirus, czy weterynarz widział miot, jak wyglądało leczenie? Jeśli parowiroza, to dzieci się nie zarażą.
  14. Miałam ogromną przyjemność poznać niedawno w Łodzi dziewięciomiesięcnzego psa tej rasy i... zakochałam się. Jestem raczej kundlowym człowiekiem, nie mam aspiracji, zeby kupować psy rasowe, ale dla Catahoula z ogromną radością zrobiłabym wyjątek, prawdę mówiąc już zaklepałam sobie w liscie życzeń na maks 40 urodziny dostać szczyla tej rasy (mam 33, więc jest czas). Chciałabym się dowiedzieć, czy wnioski, jakie wysnułam na temat tej rasy, są prawidłowe: 1. towarzyskie 2. energiczne 3. dobre do pracy, szkolenia 4. dobre do sportów (rower? bieganie?) 5. oddane, łatwo się przywiązują Podoba mi się ich wielozadaniowość, fakt, że są mocno uniwersalną, zdaje się zdrową rasą. Przypuszczam, ze cena szczyla to tak 4-5.000 zł, zgadza się? Jak wygląda kupno suki nie do rozrodu, czy wystawiania, typowo psa do towarzystwa, bez planów krycia itd?
  15. Nie było mnie tu 3 lata. 3 długie lata, raz lepsze, raz gorsze. Ten rok... Nawet nie wiem, jak go nazwać. Takie małe piekiełko przetoczyło się przez moją rodzinę, zebrało żniwa i odeszło - oby na jak najdlużej. Może starzy dogomaniacy pamiętają - miałam trio: Fifi, Felka i Filipa. W 2008 odeszła FIfi, złamała nam serca, ale żyła u nas całe długie, dobre życie. Odeszła nagle, po długiej chorobie, kiedy wydawało się, że wyszła na prostą. Serce po prostu postanowiło, że już czas, że rzuca tę robotę. Zostaliśmy z Felkiem i Filipem, po drodze pojawił się u siostry Kaktus, jakoś się kręciło. 22.12.2016 dowiedziałyśmy się od chirurga, że mój Ojciec umiera, że zabił go strach przed lekarzami do spółki z gruczolakorakiem jelita grubego, który rozpanoszył się w całym jego ciele. Chemia była na tym etapie wykluczona, zostało leczenie paliatywne. Miesiąc później kolejny cios - Felek, nasz cudowny, rozpsuzczony kloc, został zdiagnozowany, miał zapalenie trzustki. W efekcie większość 2017 spędziłyśmy na pielęgnacji dwóch umierających facetów. Ojcu rak powoli zabierał kolejne rzeczy - chodzenie, siadanie, smak, wzrok, rozsądek, ale czego się dziwić przy ciągłym bólu i strachu. Felek podobnie, chociaż jemu mogłyśmy obiecać pożegnanie bez uporczywego leczenia, póki się bawił, jakoś jadł, nie cierpiał, walczyłyśmy. 06.08, 12 lat po tym, jak go przyniosłam do domu jako połamanego szczyla, wyniosłam Felka do zaprzyjaźnionej lecznicy ulżyć mu w bólu. Serce mi pękło, kto usypiał, ten wie, ile to kosztuje, ale tamtego dnia zaczął mu się krwotok wewnętrzny, zapalenie się rozsiało, a dwa dni wczesniej weterynarz był u nas na wizycie i było całkiem ok. Tata autentycznie zazdrościł psu tego zastrzyku, sam zmarł w wielkim bólu 01.09. Myślałam, że serce się wygoi, że będzie lepiej. Mama i Filip nagle zostali w domu sami, z czworga zrobiło się dwoje. Mama płakała, Filip cierpiał z tęsknoty i samotności. Zaczęłyśmy z mamą rozmawiać o adopcji. Może jakaś starsza sunia z łódzkiego schroniska... Może to, moze tamto... SIostra podesłała profil Psy z Radys. 04.11 razem z mężem pojechałam do Warszawy po decyzje mamy. Po Mizerię i Sodę, jak nazywały się w schronisku. Z Warszawy biegiem do lecznicy, bo Mizeria nie była w stanie stać. DOstała jakieś tam zastrzyki, a następnego dnia padła pełna diagnoza: wygłodzenie, odwodnienie, kamienie kałowe w brzuszku. Ważyła niespełna 5 kg, trafiła na kroplówkę, dostała lewatywę, po kilku godzinach drugą. Tak złamanego, przestraszonego psa nie widziałam w życiu, tak biernego, poddającego się wszystkiemu, zaciskającego z rezygnacją oczy i czekającego na cios. NIe wiem, co przeszła dotychczas, ale wiem jedno - teraz to zupełnie inne zwierzę, a minęły 24 dni. Dziś nazywa się Bojka, waży pewnie z 7 kg, uwielbia swoje stado, czyli teraz już Hecę i Filipa. Filip jest zachwycony, gania się z mazurskimi dziołchami, choć sam ma minimum 13-14 lat. Bojka ma teoretycznie 3-4, ale ciężko powiedzieć, podejrzewamy, że niedowidzi, możliwe, że jest też coś nie halo neurologicznie, bo jest nie do końca stabilna, łatwo ją przewrócić. KIedy ciałko się zregeneruje, weźmiemy się za dalsze badania. Heca... Owczarek niemiecki na jamniczych nogach, mniej więcej roczna panna, rozkoszna, imię oddaje jej niemożliwy charakterek. Bawi się z Bojką w chowanego, cieszy na cały świat. Idzie śnieżyca, idą mrozy, a świadomosć, że te dwie panny zajęły miejsce naszego Felcia jednocześnie grzeje serce i sprawia ból. Jego już nie ma, ale ma godne następczynie, które na dodatek pięknie uczą moje dzieci, jak dbać o psa, jak miłość, cierpliwość i opieka mogą zamienić kupkę nieszczęścia w wesołego, radosnego psa, na dodatek fankę bananów... I nie, nie mam zdjęć, im się nie da zrobić zdjęć, bo się wiercą niemiłośiernie, a były odrobaczane :)
  16. daśka, odpowiedź dziwniejsza, niż wątek.
  17. Panna Cotta - gratulacje! Duża panna :) Zosia ma dziś 3 tygodnie, Wit chodzi i mówi, ze dzidzia jest, głaszcze, pomaga myć, chociaż widzę, ze czasem go drażni, ze ciągle ją muszę nosić i przez to jego nie tulę tyle, ile by chciał - tym bardziej, że od prawie 2 tygodni siedzi w domu, bo miał ostre zapalenie gardła z bardzo wysoką gorączką, przez co prawie nie spałam, na zmianę karmiłam małą i pilnowałam, aż duży zaśnie, jak mu gorączka zejdzie. Ciężko, jestem wykończona, ale Wit już zdrowy, to najważniejsze :) I Zosia się nie zaraziła.
  18. Plus coś z Witka, bo wieki go tu nie było: [IMG]http://i57.tinypic.com/6dwria.jpg [/IMG] [IMG]http://i62.tinypic.com/2yvjaxs.jpg[/IMG]
  19. Melduję, że 27.03 o 7.20 na świat przyszła Zosia. Ważyła 4050 g, miała w tamtym momencie 60 cm długości, niestety zasiała nieco zniszczeń wychodząc, ale goję się powoli. Poród szybki, bolesny, ale do przeżycia, a mała jest piękna :) [IMG]http://i60.tinypic.com/104rrls.jpg[/IMG] [IMG]http://i62.tinypic.com/rkr668.jpg[/IMG] [IMG]http://i59.tinypic.com/2qsx6kw.jpg[/IMG]
  20. Panna Cotta, kicham, bo alergia lub przeziębienie mnie męczy od dziś. Wczoraj nawet balony dmuchałam, bo Młody wykopał zaległe sylwestrowe. I noszę Witka i w ogóle, ale od wczoraj mi nogi puchną. No nic, zobaczymy. Majkowska, wytłumacz chłopu jak krowie na granicy, że reagując w ten sposób robi córce krzywdę. Mówię serio, bo widziałam efekty takiego skakania na każde kwęknięcie. Niech on wyjaśni swojej matce, ze owszem, dziecko potrzebuje wsparcia, ale potrzebuje też konsekwencji - widzę po moim, jak to wygląda. Moja mama i my z mężem jesteśmy konsekwentni, a teściowie nie. W efekcie w trakcie niedzielnego spaceru, na którym byłam ja, mąż i teściowa, dziecko od teściowej uciekało, nie chciało z nią chodzić za rękę, a pędziło do nas i łapało nas, bo z nami czuje się pewnie i stabilnie. Teściowie, kiedy go odbierają ze żłobka, narzekają, ze im ucieka, lata po trawnikach, nie słucha się. Z moim mężem, mamą, ze mną młody chodzi grzecznie za rękę, rozmawiamy z nim, tłumaczymy i jest ok. Także teściowa sama sobie wyrządza przy okazji sporą szkodę, bo dzieciak ją będzie ustawiał, jak będzie chciał, a przy okazji nie będzie się z nią kompletnie liczył, oleje każde jej polecenie, co moze być niebezpieczne np. na ulicy. Może to dziwne porównanie, ale dzieci tak samo, jak psy potrzebują granic, by czuć się pewnie. Owszem, buntują się, ale to własnie te granice pokazują im dobre i złę zachowania, pokazują, jaką drogą podążać
  21. Moje dziecko nauczyło się zmuszać do płaczu, jak widzę, ze się nadyma i zaczyna mu się zbierać na wybuch, robię to samo. Wiecie, jak to swietnie działa? Od razu go zatyka :P I nie, nie urodziłam... Ehhh...
  22. Czuję się, jakbym o mojej teściowej czytała. Idzie pies, a najlepiej szczeniak, a ona małpiego rozumu dostaje, ciucia, leci z łapami, od razu daje rady wychowawcze, a ma najbardziej niewychowanego psa, jakiego znam :| Mnie krew zalewa, bo wiem, ze ludzie nie lubią, jak się bez pytania do psó startuje, sama do tego grona należę, a ta w ogóle bez pytania, bez niczego, tylko łapy pcha. Zawsze zaklinam, zeby w końcu coś ją ugryzło...
  23. Wit od piątku miał problem z ropiejącym okiem, pojechaliśmy do pediatry, dostał kropelki (okazało się, że nie ma ich w hurtowniach, więc o 20.40 mieliśmy drugą wizytę u innej pediatry, żeby dała lek w zamian), do tego zyrtec w kroplach, kilka syropów (wapno, lipomal, witaminowy, antyalergiczny), nasivin... Dziś miał już taki kaszel, ze mąż poleciał do apteki po mucosolwan, bo dzieciak strasznie się dusił. Tak więc leczymy dalej, a ja się martwię, jak to będzie z Zosią, która lada moment ma wyjść, oby nic nie załapała, teraz to zaklinam, zeby do soboty nie urodzić, trafić do szpitala, tam ze 2-3 dni przeczekać i dopiero rodzić. Wtedy może by była szansa, ze Młoda nie trafi od razu w infekcję. A najlepsze, ze Wit od kwietnia zeszłego roku, od zapalenia płuc w Wielkanoc, nie chorował. Akurat teraz... Eh, mamy pecha z przełomem marca i kwietnia.
  24. U mnie dziś się chyba nawarstwił kolejny z rzędu dzień z pobudką o 5 rano (bo Młody ma takie widzimisię), zatrucie, przez które bite 4h chodziłam po ścianach (w życiu tak mnie żołądek nie bolał, rozważałam nawet opcję wycieczki do szpitala), osłabienie i generalne zmęczenie. Na szczęście udało mi się w różnych momentach dnia troszkę odespać, potem dłuuuuga kąpiel i nie jest już tak bardzo źle, po prostu chciałabym mieć moją córeczkę już przy sobie, obok, a nie w sobie, chciałabym zobaczyć, ze jest zdrowa, bezpieczna, że wszystko jest ok. No i mieć za sobą poród, pamiętam poprzedni, wiem, ze nie jest to jakieś hiper dramatyczne, choć przez ciągłe porównywanie pierwszej i drugiej ciąży boję się, ze tym razem będzie ciężej, dłużej, bardziej boleśnie, skoro cała ciąża przebiega właśnie tak i trwa dłużej od tej z Witkiem. Jakoś dziś chyba mam doła, do tego po zatruciu mam głowę, jak na kacu, taką otumanioną, lekko bolącą. I tak dobrze, że nie miałam typowej u mnie gorączki, bo zwykle przy tego typu historiach dobijam do 40-41 stopni i kończę pod lodowatym prysznicem. Widać chociaż tego mi ciąża oszczędziła, gdyby do tego doszło, od razu leciałabym do szpitala.
  25. Ja dziś mam 39 tc i 1 dzień, potężnie się zatrułam (nie wiem, czym, ale już ok) i nie, nie rodzę. Mam dosć, jestem wykończona, chcę to dziecko na zewnątrz, bo mam po prostu kryzys i panikę typu "ja się boję porodu".
×
×
  • Create New...