Jump to content
Dogomania

Jak reagujecie na chamstwo innych psiarzy? [2]


dog_master

Recommended Posts

[quote name='Beatrx']ptaki jak ptaki, ale sokoły? przecież sokoły są na lotnisku od tego, zeby przeganiać gołębie. co to za dziennik?[/QUOTE]


A zabij ake nie przypomne so ie nazwy: przeczytalam sobie w empiku bo zaciekawil mnie temat.:)) sokol jest do odstraszania wszelkiego ptactwa a pies? Napisali ze tez ale nie wiem jak to ma pomoc


a sory zrobilam blad w poscie pies ma przeganiac goleboe pomagajac w tym sokolowi:)

Link to comment
Share on other sites

Sokół się super sprawdza przy mniejszych ptakach, ale jeśli się akurat trafią przelotne duże ptaszyska, albo w grupie nielękliwe, do tego takie co lubia sobie zasiąść na ziemi (np gawrony, czy duze ptaki wodne)- to pies jest lepszy.

Swoją drogą, znudzony border, czy np malinek, któremu właściciel nie dostarcza zajęcia jest chyba jeszcze gorszy od znudzonego psa mysliwskiego- nie tyle zwieje, co sobie twórczo znajdzie "pracę" ;)

Link to comment
Share on other sites

Oglądałam na Animal Planet o tym. Były dwa bordery, które jeździły w tych takich małych samochodzikach (podobne są na polach golfowych) po lotnisku z ludźmi i jak widziały ptaki, to po prostu wyskakiwały i przeganiały :)

Link to comment
Share on other sites

A'propos chamstwa innych psiarzy... wiem, że mam powalonego psa, wiem, że zawiodłam w kwestii sprostowania psychiki Norka, ale każdego dnia, na każdym kroku biorę za to odpowiedzialność. Jeśli nie jestem pewna, czy uda mi się odwołać psa - biorę go na smycz. Psy, które mogą mu się nie spodobać omijam z daleka. Zawsze, absolutnie zawsze nosi kaganiec. A wczoraj sobie poszliśmy pohasać w okolicznych zaroślach. Bawiliśmy się długo, Norton biegał za kamieniem (to jego jedyny przedmiot, jakim interesuje się poza domem) a Fazzi za Nortonem. Ścieżką obok szła jakaś kobieta z bassetopodobnym. Chyba liczyła, że będzie mógł się pobawić z nami bo go spuściła z flexi. Ale ten tylko siedział i patrzył przez dłuższą chwilę, a potem poszedł w swoją stronę. Chwilkę jeszcze się bawiliśmy, a potem zapięliśmy psy na smycze i poszliśmy do domu. Zza najblizszego rogu wypadł na nas ów bassetopodobny i z warkiem rzucił się między moje psy, nie patrząc na nadjeżdżający prosto na niego samochód (dobrze, że skręcił do garażu). Mała mi tak uciekała, że prawie sobie kark skręciła na smyczy, nie pamiętam w jakich okolicznościach znalazła się u mnie na rękach. Obejrzałam się do tyłu i zobaczyłam, że mój facet zdążył już Norkowi ściągnąć kaganiec (w sumie nie popieram) a jego twarz ma kolor purpury. Kazał babie odwołać psa, a ona zamiast ruszyć cztery litery po swojego psa zaczęła się tłumaczyć, że nie wie co się stało i że chyba chciał się bawić... Miał takiego irokeza, że wątpię w jego pozytywne zamiary. Ani pies nie został skarcony za ten wybryk, ani my nie zostaliśmy przeproszeni. Norkowi zdarza się rzucić na psy, bo właśnie przeżył kilka takich sytuacji, kiedy jakiś wolno biegający, skory do zabawy pies rzucił mu się do gardła. Nie mam znajomych psiarzy, żeby go tego oduczyć. Ma swoich psich znajomych, których lubi, ale nie lubi przypadkowych kontaktów, dlatego robię wszystko, żeby takim zapobiegać. Natomiast wolałabym, zeby mała nie była cięta na każdego psa, którego zobaczy. Denerwuje mnie to, że ja robię absolutnie wszystko, aby psiak nie miał negatywnych kontaktów z innymi psami, a ktoś inny swoją głupotą niszczy cały mój trud. Tak właśnie wyglądał pierwszy kontakt Fazzi z "innymi psami".

Link to comment
Share on other sites

Masz pełne prawo czuć się wkurzona delikatnie mówiąc na tę kobietę. Po pierwsze- to ona spuściła swojego psa widząc Wasze, z czego jeden to chyba dobek- wnioskując z sygnaturki (a wiadomo że dobermany bywają cięte na obce psy). Tak jakby sama się prosiła o pogryzienie swojego bassetopodobnego psa... Nie rozumiem takich ludzi...
Szkoda malutkiej- musiała się wystraszyć :(. Ja też przeżywam takie sytuacje z moimi chihuahua, z "sąsiadką" i jej jackiem russelem- zawsze jej psy (bo ma i whippeta) biegają wolno i są agresywne. Jedna z moich cziłek (mam 3) rzuca się ze strachu z ząbkami- waży 1,90kg... Strach pomyśleć co by było, gdybym nie zdążyła wziąć na ręce moich maluchów. Niektórzy ludzie nie powinni posiadać psów.

Link to comment
Share on other sites

Nie mam psa od szczeniaka. Zabrałam go ze schronu jak miał około roku. Ciężko z nim pracuję i moim zdaniem naprawdę dużo udało się nam osiągnąć. To ja i piłeczka jesteśmy dla niego najważniejsi. Na naszej psiej łące jest jednym z lepiej aportujących psów, bez konfliktów potrafi się bawić z innymi psami i nie morduje jeśli inny futrzak pierwszy dopadnie jego piłeczki. Bez problemów akceptuje rozszczekaną chiwawę, zaczepnego yorka i podekscytowanego młodego sznaucera.
Niestety, na spacerach w lesie spotykamy dwa agresywne labradory. Jeden ok, jest brany na krótką smycz i odciągany, ale drugi ma wyluzowanego pana i to ja muszę z rudym odsuwać się na maksymalną odległość, bo pies na luźnej smyczy rzuca się na mnie i na mojego psa. Rino w takiej sytuacji też nie pozostaje dłużny i wyłazi z niego gen ttb. Doskonale wiem jak wygląda wnętrze pyska tego laba, bo ostatnio miałam go kilka cm od swojego ramienia.

Link to comment
Share on other sites

A nas na ostatnim spacerze zaatakowaly dwa kurd.uple.
Jeden przy ruchliwej ulicy oczywiscie bez smyczy. 10 m od nas zaczal warczec . Rzucil sie na mojego kundla a pan go nie mogl zlapac.
Drugi dopadl nas gdy ladnie bieglismy po sciezce. Junior przy nodze bo wiem ze moglby zrpbic awanture. Jamnik w namordowniku pedzil do nas prawdopodobnie chcial wakoczyc juniorowi na tylek. Junior zwiinie odskoczyl to jamnik z drugiej strony. Ja obseruje sytuacje i chce osciagnoc mojego a pani od jamnika przydreptala i probowala go zlapac z marnym skutkiem. Teraz gdy biegamy zapina smycz widzac juz nas z daleka j to jest jedeny plus ale teraz junior chce starrowac do jamnika. 2 miesiace pracy poszly na marne
w tych sytuacjach Junior byl na smyczy robil irokeza i warczal ale naszczescie nie uzyl zebow. Go ochronila siersc i wielkosc psow ale kolejny raz praca nad ignorowaniem zostala zmarnowana.

Link to comment
Share on other sites

Za każdym razem, kiedy udaje mi się chociaż mniej więcej udowodnić mojemu dobkowi, że nie musi się drzeć na wszystkie psy na zapas, dzieje się coś, co daje mu do zrozumienia, że jestem w błędzie. Szlag mnie trafia po prostu. W swoim życiu był już pogryziony przez owczarka, amstafy, cocker spaniela, teraz jeszcze to... Za każdym razem obiecuję sobie, że następnym razem jak nie zasadzę kopa... ale zawsze w obliczu sytuacji nie mam serca kopnąć psa za głupotę właściciela. Raz mój pies szczeknął na takiego maleńkiego podbiegacza i tamten uciekając walnął głową o samochód (zaparkowany oczywiście). Tak mi było żal malucha...

Link to comment
Share on other sites

Na naszym pietrze jest od niedawna chihuahua, nie wiem, czy kiedys go widziałam na smyczy. Dzisiaj tez wychodzili z nim własciciele na spacer wtedy kiedy ja wychodziłam z Hadarem, oczywiscie juz na klatce luzem i prawie poszedł za nami po schodach (a to chyba tez pies), a jak po spacerze wjechałam na pietro, i otworzyłam drzwi windy, jeszcze nie wysiedlismy a chihuahua prawie wszedł nam do windy.

Edited by Bogarka
Link to comment
Share on other sites

No co Ty? Chi na smyczy? Przecież to taka kuci kuci laleczka i nie ma po co jej szkolić i prowadzać na smyczy. Na smyczy to takie wielkie i agresywne jak Twój:diabloti::angryy: Co się z tymi ludźmi dzieje? Czy robaki im do końca już mózgi wyżarły?

A ja się dzisiaj prawie popłakałam z bezsilności po powrocie ze skróconego spaceru. Poszłam z Mikrą na pola, od razu przyplątał się do nas pulpet w postaci zapasionego, o dziwo czekoladowego, labradora. Właściciel go w sumie wołał, nawet głośno. Tylko co z tego, że pies miał go głęboko w czeluściach odbytnicy? Parę razy wracał i że cała sytuacja miała miejsce na ścieżce, to raz udało mi się go postawą dominacyjną odgonić, bo nie był agresywny. W końcu mnie wyminął, więc złapałam go za obrożę, próbowałam utrzymać, ale nic z tego nie wyszło. Właściciel go wołał i wołał, bo przecież podejść 20 kroków to zdecydowanie za duży wysiłek... Niestety, labowi udało się w końcu dostać do Mikry i tak się z nią przywitał, że piszczała i płakała, a teraz trochę kuleje. :( Ale dobili mnie właściciele po tej całej sytuacji. Lab wreszcie z łachą podszedł do wkurzonego właściciela, ci go zapięli na smycz i dialog wywiązał się taki:
[W]łaścicielka (o jej istnieniu dowiedziałam się, już po całej sytuacji: To suczka?
[J]a: Tak, państwa pies właśnie staranował mi sunię (cała zła i zmartwiona)
[W]: A, bo on jak widzi sunię to się koniecznie musi przywitać, a te głuptasy tak piszczą.
[J]: Proszę pani, pies mi kuleje, to mi się nie podoba, poproszę numer telefonu do państwa na wszelki wypadek.
[W]: Co?! Bezczelna gówniara, Kaziu chodź, idziemy!

I w sumie uciekli do samochodu, a ja zostałam z karpiem na twarzy i mętlikiem w głowie... I tylko 2,5 roku przyzwyczajania Mikry do tego, że nie każdy pies chce ją zjeść lub rozszarpać poszły się rozmnażać...

Link to comment
Share on other sites

Moja Chicca (z avatara ta najjaśniejsza) została tak skutecznie "wychowana" przez rzucającego się na nią JRT, że niestety teraz jest baaardzo agresywna w stosunku do innych psów :( Trwa to już prawie 2 lata, i akceptuje tylko "swoje" psiaki...

Link to comment
Share on other sites

u nas na osiedlu mieszka chi, ktora chyba nawet nie ma smyczy.
zawsze wylatuje ze swojej bramy i z warkotem leci do wszystkich psow, ktore widzi.
moja starsza suka, kiedy ja pierwszy raz zobaczyla, to spokrzala na nia jak na totalnego debila i nawet machnela dwa razy ogonem.
teraz dziewczynom nie wolno nawet patrzec w jej kierunku w mysl zasady, ze z kretynami nie dyskutujemy.

ale ciekawe, co zostanie z tego psa jak trafi na kogos, kto nie tylko rozmawia z kretynami, ale dodatkowo kretynow nie lubi...

Link to comment
Share on other sites

[quote name='Litterka']No co Ty? Chi na smyczy? Przecież to taka kuci kuci laleczka i nie ma po co jej szkolić i prowadzać na smyczy. Na smyczy to takie wielkie i agresywne jak Twój:diabloti::angryy: Co się z tymi ludźmi dzieje? Czy robaki im do końca już mózgi wyżarły?

A ja się dzisiaj prawie popłakałam z bezsilności po powrocie ze skróconego spaceru. Poszłam z Mikrą na pola, od razu przyplątał się do nas pulpet w postaci zapasionego, o dziwo czekoladowego, labradora. Właściciel go w sumie wołał, nawet głośno. Tylko co z tego, że pies miał go głęboko w czeluściach odbytnicy? Parę razy wracał i że cała sytuacja miała miejsce na ścieżce, to raz udało mi się go postawą dominacyjną odgonić, bo nie był agresywny. W końcu mnie wyminął, więc złapałam go za obrożę, próbowałam utrzymać, ale nic z tego nie wyszło. Właściciel go wołał i wołał, bo przecież podejść 20 kroków to zdecydowanie za duży wysiłek... Niestety, labowi udało się w końcu dostać do Mikry i tak się z nią przywitał, że piszczała i płakała, a teraz trochę kuleje. :( Ale dobili mnie właściciele po tej całej sytuacji. Lab wreszcie z łachą podszedł do wkurzonego właściciela, ci go zapięli na smycz i dialog wywiązał się taki:
[W]łaścicielka (o jej istnieniu dowiedziałam się, już po całej sytuacji: To suczka?
[J]a: Tak, państwa pies właśnie staranował mi sunię (cała zła i zmartwiona)
[W]: A, bo on jak widzi sunię to się koniecznie musi przywitać, a te głuptasy tak piszczą.
[J]: Proszę pani, pies mi kuleje, to mi się nie podoba, poproszę numer telefonu do państwa na wszelki wypadek.
[W]: Co?! Bezczelna gówniara, Kaziu chodź, idziemy!

I w sumie uciekli do samochodu, a ja zostałam z karpiem na twarzy i mętlikiem w głowie... I tylko 2,5 roku przyzwyczajania Mikry do tego, że nie każdy pies chce ją zjeść lub rozszarpać poszły się rozmnażać...[/QUOTE]

To nie mogłaś go złapać za szmaty i zawlec do właścicieli? Ja już się pozbyłam złudzeń, że grzeczne prośby pomogą.

Link to comment
Share on other sites

Jak mi kiedyś adrenalina skoczyła to rozdzieliłam dwa walczące ttb i , o dziwo zdołałam utrzymać za obroże. Wściekła byłam jak stado szerszeni, psy chyba to wyczuły bo oba po chwili leżały plackiem. Przez przypadek je ze sobą pogodziłam. Już się na siebie nie rzucają.

Link to comment
Share on other sites

[quote name='evel']To nie mogłaś go złapać za szmaty i zawlec do właścicieli? Ja już się pozbyłam złudzeń, że grzeczne prośby pomogą.[/QUOTE]

Nie mogłam psa utrzymać, przecież pisałam, że złapałam go za obrożę, ale mi się wyrwał. A co do rejestracji? Zajęłam się swoim psem, bo to dla mnie było w tej chwili ważniejsze. No i mętlik w głowie też mi nie pomógł...

Link to comment
Share on other sites

No właśnie, wszystko to, co "można było" zrobić i najlepsze dobitne słowa które "można było" powiedzieć, zawsze przychodzą wtedy, gdy nerwy opadają... a nie opadają szybko. Ja w takich sytuacjach zawsze jestem bardzo roztrzęsiona i po prostu "baranieję"... dlatego tym bardziej jestem wkurzona na to, że muszę cierpieć przez cudzą nieodpowiedzialność, pomimo, że ja dopilnowałam, żeby mój pies nikogo nie fatygował...

Link to comment
Share on other sites

Mojej Majki wprawdzie już nie ma, ale pozostały wspomnienia, m.in: dziwne sytuacje itp.
Wracałam z Mają ze spaceru. Ona z przodu, jak zwykle niezbyt się mną przejmuję (ach te błędy wychowawcze :roll:). Nasz ukochany, cieplutki domek już blisko. Nagle, jakby spod ziemi pojawił się facet z yorkiem. Modliłam się, żebym doszła do domu i nie spotkała się z tym yorkiem, który oczywiście bez smyczy, albo na flexi - dokładnie teraz nie pamiętam - szedł sobie środkiem chodnika. Miałam pecha i 10m od furtki do domu trzeba było minąć się z tym psem. Maja była strasznie agresywna w stosunku do psów, była ślepa, brak socjalizacji... York szedł przed swoim właścicielem. Doleciał do Mai, zaczął obwąchiwanie. Maja warczała, wykręcała się na wszystkie strony, byleby tylko nie mieć kontaktu z tym psem. Właściciel szedł z tyłu, wszystko widział jednak nie przywołał psa. Mimo, że moja suńka była ledwie 10kg, ale gdy się wkurzyła ciągnęła, jak pies 30kg. Ręka mi już odpadała, gdy właściciel w jakiś tam sposób (nie pamiętam jaki) poszedł z psem dalej, a ja w końcu bezpiecznie dotarłam do furtki. Stojąc przy furtce i wpuszczając Maję na podwórko, patrzę na tego gościa, a on co - gada sobie przez komórkę. :angryy: I nie wyglądało to na rozmowę służbową, ważną. Facet gadał zupełnie na luzie, a po za tym był z rodzaju "dresów". Krew mnie wtedy zalała. Ogólnie na moim "osiedlu" dużo psów jest puszczanych na "spacer". Najczęściej są to samce. I potem uciekaj przed takim. Na całe szczęście są to zazwyczaj psy do 25 - 30cm, takie małe kurduple. Ale znając charakter Mai musiałam zawsze przed nimi wiać. :roll: Ech...

Link to comment
Share on other sites

Mój pies ma braki w socjalizacji, więc zawsze za wszelką cenę unikam konfrontacji. Albo zabieram gdzieś psa, albo skracam go i trzymam przy nodze, albo przechodzę na drugą stronę... No chyba, że widzę, że Norek jest pozytywnie nastawiony, to wtedy daję mu więcej luzu. Po tylu latach razem już wiem mniej-więcej co mu się w głowie kluje i zawsze staram się być o krok do przodu...

Link to comment
Share on other sites

[quote name='aniawis39']Mojej Majki wprawdzie już nie ma, ale pozostały wspomnienia, m.in: dziwne sytuacje itp.
Wracałam z Mają ze spaceru. Ona z przodu, jak zwykle niezbyt się mną przejmuję (ach te błędy wychowawcze :roll:). Nasz ukochany, cieplutki domek już blisko. [B]Nagle, jakby spod ziemi pojawił się facet[/B] z yorkiem. Modliłam się, żebym doszła do domu i nie spotkała się z tym yorkiem, który oczywiście [B]bez smyczy, albo na flexi[/B] - dokładnie teraz nie pamiętam - [B]szedł sobie środkiem chodnika[/B]. Miałam pecha i 10m od furtki do domu trzeba było minąć się z tym psem. Maja była strasznie agresywna w stosunku do psów, była ślepa, brak socjalizacji... York szedł przed swoim właścicielem. Doleciał do Mai, zaczął obwąchiwanie. Maja warczała, wykręcała się na wszystkie strony, byleby tylko nie mieć kontaktu z tym psem. Właściciel szedł z tyłu, wszystko widział jednak nie przywołał psa. Mimo, że moja suńka była ledwie 10kg, ale gdy się wkurzyła ciągnęła, jak pies 30kg. Ręka mi już odpadała, gdy właściciel w jakiś tam sposób (nie pamiętam jaki) poszedł z psem dalej, a ja w końcu bezpiecznie dotarłam do furtki. Stojąc przy furtce i wpuszczając Maję na podwórko, patrzę na tego gościa,[B] a on co - gada sobie przez komórkę. :angryy: I nie wyglądało to na rozmowę służbową[/B], ważną. [B]Facet gadał zupełnie na luzie[/B], a po za tym[B] był z rodzaju "dresów"[/B]. Krew mnie wtedy zalała. Ogólnie na moim "osiedlu" dużo psów jest puszczanych na "spacer". Najczęściej są to samce. I potem uciekaj przed takim. Na całe szczęście są to zazwyczaj psy do 25 - 30cm, takie małe kurduple. Ale znając charakter Mai musiałam zawsze przed nimi wiać. :roll: Ech...[/QUOTE]

Heheh podczytuje wątek i ubawiła mnie ta historia;)

Z tego co zrozumiałam to koleś swe "chamstwo" manifestował przewinieniami:

- pojawia się "nagle" ;)
- szedł środkiem chodnika
- pies na flexi
- rozmawiał przez telefon (i to nie służbowo!)
- wyluzowany (!)
- był "dresem"

:D
ups chyba mogę być chamskim psiarzem...;)

Link to comment
Share on other sites

Myślę że chodzi głównie o to że jego pies podbiegł do Mai i mimo tego że mogło dojść do poważnego konfliktu nie zareagował ani nawet nie przeprosił, że jego pies dopadł innego ;)

Link to comment
Share on other sites

Guest
This topic is now closed to further replies.
×
×
  • Create New...