Jump to content
Dogomania

Jak reagujecie na chamstwo innych psiarzy? [2]


dog_master

Recommended Posts

Ja wczoraj byłam w szoku.
Późno, ciemno. Spuściłam psy (4 z 5) luzem w parku, bawią się. Słyszę gdzieś z oddali "k...a psy biegają ja to p...ę cholerne kundle ja to p...ę" i tak dalej. No nic, olewam. Psiaki skończyły się ganiać, wołam je do siebie, nie zapięłam, ale idą równo ze mną. Dalej słyszę "zobacz, co za banda, ja p...ę, psy cholerne pier...e". Normalnie taki monolog. Zidentyfikowałam źródło owego biadolenia: dwóch podpitych panów na ławce jakieś 20 metrów dalej. Mamrotanie trwało 10 minut, ciągle, czułam, jak narasta we mnie złość - wiecie, tak jak wyjący alarm najpierw trochę wkurza, potem denerwuje, a potem doprowadza do szału :evil_lol:
No i w końcu wołam: "Panowie, macie jakiś problem?". Spodziewałam się ostrej jazdy, a tu...
"Nie no, ja żadnego problemu tam nie mam..."
Mówię: "A wy tak przypadkiem piwa w miejscu publicznym nie pijecie? Może zawołać kogo trzeba?"
...Cisza. :crazyeye:

Nie do końca rozumiem, po co te mamrotanie było, zupełnie bezpodstawne, bo psy pozostawały ciągle w odległości 20-30 metrów od nich i w ogóle ich nie zauważyły ;) No, ale duża liczba psów wzbudza agresję, a znudzeni panowie na ławkach komentują wszystko, od psów, poprzez ładne/brzydkie babki po durne dzieci i głupią pogodę :roll:

Link to comment
Share on other sites

[quote name='Pani Profesor']a może to była przenośnia? :razz: bo gość się np. spieszył i chodziło mu ogólnie o 'zabawy z psami', a 'kundlami' nazywa wszystkie z urzędu? :cool3:[/QUOTE]

Nie, to nie przenośnia, bo ten pan jest szalenie egzaltowany, i dla niego pies, który nie posiada rodowodu to kundel niewart uwagi. No tak ma ten koleś i tyle ;)

Link to comment
Share on other sites

[quote name='zmierzchnica']

Nie do końca rozumiem, po co te mamrotanie było, zupełnie bezpodstawne, bo psy pozostawały ciągle w odległości 20-30 metrów od nich i w ogóle ich nie zauważyły ;) No, ale duża liczba psów wzbudza agresję, a znudzeni panowie na ławkach komentują wszystko, od psów, poprzez ładne/brzydkie babki po durne dzieci i głupią pogodę :roll:[/QUOTE]

:evil_lol: A u mnie jest odwrotnie. Towarzystwo osiedlowe, takie co to wpisało się już w krajobraz, uwielbia moją Frotkę. Jak są po piwku czy dwóch to tniutniają do niej, cmokają, głaszczą, a ta szalona z tej radości i zachwytu próbuje im na kolana wskakiwać, ku ich uciesze zresztą :cool3:

Link to comment
Share on other sites

[quote name='mala_czarna']:evil_lol: A u mnie jest odwrotnie. Towarzystwo osiedlowe, takie co to wpisało się już w krajobraz, uwielbia moją Frotkę. Jak są po piwku czy dwóch to tniutniają do niej, cmokają, głaszczą, a ta szalona z tej radości i zachwytu próbuje im na kolana wskakiwać, ku ich uciesze zresztą :cool3:[/QUOTE]

Moje osiedlowe towarzystwo uważa mnie za niegroźną wariatkę-zbieraczkę psów i mówiąc "dzień dobry" udają, że psów nie zauważają, co jest przy (aktualnie) 5 psach nieco trudne i mnie bawi :diabloti: Za to przysyłają każdą osobę z "psim problemem" do mnie i już mi trochę działa na nerwy, że raz w tygodniu ktoś przychodzi "bo musi oddać psa", "bo siostra szwagra teściowej ma psa, który cośtam i co oni mają z nim zrobić, bo wet się nie zgodził uśpić" i tak dalej. Oczywiście, w podtekście jest: weźcie tego psa. A potem my wam obrobimy tyłek, że macie tyle psów :loveu:

Link to comment
Share on other sites

[quote name='mala_czarna']Ale zasadniczo to w ogóle chodziło mi o to, że ja po prostu nauczyłam się rózne sytuacje totalnie olewać, jestem za stara żeby kłócić się, rzucać epitetami do jakiegoś dziadka/emeryta/rencisty/dresa. Wiem, że i tak nic nie wskóram, a jedyne czego się mogę spodziewać to tego, że albo ktoś mi psa kopnie, albo sama w łeb dostanę.[/QUOTE]
bo większość sytuacji zdecydowanie trzeba olewać, a nie od razu się kłócić, bo ktoś krzywo spojrzał czy coś powiedział;)

Link to comment
Share on other sites

[quote name='Pani Profesor']eeeech :roll: kibice, ja miałam tylko jedną zaczepko-dyskusję z 'podobnymi' w tramwaju, ale w dzień (choć byli na bani :cool3:)no i oczywiście dziewczyna + pies = okazja na prymitywny podryw :razz:

pogadali tylko niby do psa, "gdzie lecisz, batmanie", "a mnie uratujesz? HE HE" (Pat ma obrożę w batmany :razz:) i jakieś takie inne durnowate zaczepki, ale ogólnie myślę, że pies do dobry 'wentyl' na rozluźnienie napiętej atmosfery, zawsze jakiś punkt odniesienia, gdyby nie pies, to pewnie by było "a dokąd to koleżanka jedzie" :roll:

inna bajka, że mój aniołek zaczął nocami szczekać na ludzi :loveu: i jestem z tego SZCZERZE zadowolona, w dzień nie burczy na ludzi, nigdy (tylko na psy), ale byłam z nim ostatnio w nocy w krzaczorach na kupę (nie znoszę połączenia krzaki + noc) i nadchodziła jakaś para powolnym krokiem, na co Pat się nastroszył i WRRRRRR... i bardzo dobrze.

w dzień nie warczy, w nocy zaczął - cieszę się, bo zawsze to jakiś odstraszacz, z daleka, po ciemku, nie widać co ja tam prowadzę, więc może zmniejsza to ryzyko ewentualnego "dawaj telefon" albo "pokażę ci siusiaka, przechodniu", bo w moich spacerowych okolicach to popularna rozrywka :cool3:[/QUOTE]
miałam prosiaczka który przy obcinaniu pazurków[końcówek,byleby nie tknąć nerwu] który piszczał przy tym tak,że go było słychać na klatce...dwa piętra wyżej:roll:
jestem więc w stanie uwierzyć w to,że pies symuluje.

Link to comment
Share on other sites

[quote name='Koszmaria']miałam prosiaczka który przy obcinaniu pazurków[końcówek,byleby nie tknąć nerwu] który piszczał przy tym tak,że go było słychać na klatce...dwa piętra wyżej:roll:
jestem więc w stanie uwierzyć w to,że pies symuluje.[/QUOTE]

Oj tak, pamiętam, jak u pani weterynarz obie się śmiałyśmy jak do sera, bo Luka "omdlewała" przy obcinaniu pazurków... Wetka łapała ją za łapkę, Luka stawała na tylnych łapach i fruuu bezwładnie do tyłu, musiałam ją łapać :evil_lol:
Już nie mówiąc o tym, że kiedy jestem zła i moje futra o tym wiedzą, wystarczy że złapię za obrożę i jest kwik, jakbym urwała im właśnie ucho :diabloti: Raz usłyszałam coś o tym, że dręczę Chibi, bo rzuciła się na psa za bramą, złapałam ją za obrożę, a ta podniosła dziki wrzask ;)

Link to comment
Share on other sites

[quote name='zmierzchnica']Już nie mówiąc o tym, że kiedy jestem zła i moje futra o tym wiedzą, wystarczy że złapię za obrożę i jest kwik, jakbym urwała im właśnie ucho :diabloti: Raz usłyszałam coś o tym, że dręczę Chibi, bo rzuciła się na psa za bramą, złapałam ją za obrożę, a ta podniosła dziki wrzask ;)[/QUOTE]

Avril to samo robi.. Jak coś odwali to na nią ryknę, ona pełznie do mnie jakbym ją lała co najmniej, kładzie się na ziemię itd, jak ją złapię za obrożę, żeby zapiąć smycz (jak któreś coś odwali to bieganko luzem się dla niego kończy) to potrafi zapiszczeć. Spojrzenia ludzi są bezcenne, pies katowany i w ogóle :evil_lol:

Link to comment
Share on other sites

[quote name='omry']Avril to samo robi.. Jak coś odwali to na nią ryknę, ona pełznie do mnie jakbym ją lała co najmniej, kładzie się na ziemię itd, jak ją złapię za obrożę, żeby zapiąć smycz (jak któreś coś odwali to bieganko luzem się dla niego kończy) to potrafi zapiszczeć. Spojrzenia ludzi są bezcenne, pies katowany i w ogóle :evil_lol:[/QUOTE]

Moja Fifka robi tak samo:)Znajomi wiedzą jaki z niej numer, gorzej z obcymi ludźmi. patrzą na mnie na jak na potwora, bo biedny pieseczek zapiszczy jakbym jej przynajmniej chciała łeb urwać tą obrożą.

Link to comment
Share on other sites

na szczęście Patryk tak nie robi :cool3: tylko jak TŻ huknie (bo jego akurat respektuje, mamusia może sobie krzyczeć, aż wybuchnie :roll:) to czasami pełznie po ziemi.

a z wetką wszelakie zabiegi się kończą trzęsawką jak w febrze + katatonią pt. "nie istnieję", pusty wzrok, zero reakcji na bodźce :D choćby tylko wetka oglądała jego zmiany na skórze, nic inwazyjnego - boi się i koniec :D

Link to comment
Share on other sites

[quote name='Pani Profesor']na szczęście Patryk tak nie robi :cool3: tylko jak TŻ huknie (bo jego akurat respektuje, mamusia może sobie krzyczeć, aż wybuchnie :roll:) to czasami pełznie po ziemi.

a z wetką wszelakie zabiegi się kończą trzęsawką jak w febrze + katatonią pt. "nie istnieję", pusty wzrok, zero reakcji na bodźce :D choćby tylko wetka oglądała jego zmiany na skórze, nic inwazyjnego - boi się i koniec :D[/QUOTE]

Biedny Pat ;) Ja muszę pamiętać, że akurat przechodzimy koło weta, bo Hera omija drzwi tak szerokim łukiem, że lezie po ulicy :roll: A jak miniemy i nie wejdziemy to merda ogonem jak szalona i się cieszy, skacze na mnie: łaaał, nie weszliśmyyy! :loveu: Muszę to kiedyś nagrać ;)
Co najlepsze, ona jedyna z moich psów nie miała u tego weta nic robione, poza szczepieniami i pazurkami! Luka nieraz łapka, szczepienia, różne gulki i guzy, grzybica. Frotek - złamany palec. Chibi - mnóstwo rzeczy, nużyca, jakieś rakopodobne narośle wycinane... I nie panikują. A Hera jakby ją ktoś tam przypalał żywcem :evil_lol: Co ironiczne, najbardziej ze wszystkich psów wet lubi właśnie ją i daje jej zniżki :diabloti:

Link to comment
Share on other sites

Moją muszę trzymać i przytulać u wetki. Warczy jak wściekła i myślę że by dziabnęła w obronie własnej. Najlepsze jest to że jak wetka siedzi za biurkiem to już jest ok i Fifka się do niej cieszy :)
Za to Lena grzeczniutka, jak chodzę z obiema i obie mają być badane, to ćwiczą na niej stażystki :)

Link to comment
Share on other sites

[quote name='gojka']Hmmm... odnoszę niejasne wrażenie,że żyjemy w zgoła innych krajach.Nigdy na nikogo nie "huczałam",nie straszyłam a zyję .Ostatnio zbluzgał mnie jakiś pijany sąsiad.Mieszkam na 10 piętrze i czekam na windę ale słyszę,że kolesie sobie gadają i trzymają drzwi gdzieś na piętrze.Lekko potrząsnęłam moimi i usłyszałam jakieś bluzgi.Wzięłam psa pod pachę i zeszłam.Widzę,że jakiś pijaczek trzyma drzwi więc mówię,że ja na windę czekam i może sobie później pogadać.Pan sypnął wiązanką a jak zadzwoniłam na policję.Jak wracałam ze spaceru policja stała z pijanym sąsiadem na dole.Błyskawicznie zajęli się sprawą. Pan po dwóch tygodniach widząc mnie gdzieś pod blokiem przeprosił i nawet w rękę chciał całować:).Agresja nie jest wskazana ani przy zajmowaniu się zwierzętami ani przy kontaktach z ludźmi. Jakoś nie wyobrażam sobie bym mogła rzucać rynsztokowe teksty gdy obok idzie moja dziewięcioletnia córka. Ona była raz świadkiem sytuacji jak pijany typ bluzgał na każdego kto akurat obok niego przechodził na osiedlu.I mnie i jej się dostało.To robił pijany gość- wyobrażam sobie szok córki gdyby jej- TRZEŹWA mama tak samo się zachowała....Dla mnie to po prostu obciach dać się sprowokować do pyskówki z ograniczonym albo pijanym typem.Bo na jego usprawiedliwienie można powiedzieć,że jest pijany albo głupszy. Ale co powiedzieć na własne? Że debil nas sprowokował?[/QUOTE]

No trudno, wykazałam takie obciachowe i niewłaściwe zachowanie - ale takie skuteczne :diabloti:

I chyba trochę się nie zrozumiałyśmy, to nie był przypadkowy menel, który bluzgał na drzewa, ptaki i przypadkowych przechodniów, bo normalne że z takim nikt się w pyskówki nie wdaje - tylko bardzo wymuskany, zawsze odprasowany starszy pan, który uporczywie zaczepiał mnie od ROKU :) zanim dałam mu się sprowokować. Gdybyś doczytała uważniej, zauważyłabyś, że zanim poleciało w niego "mięso", miał wizytę mundurowych, która zobligowało go jedynie do jeszcze większej eskalacji agresji w moim kierunku. Nie był też pijany tak, żeby nie wiedział co robi i sobie bełkotał - za to łyknął sobie chyba wódeczki na odwagę, co dane było mi poczuć, kiedy krzyczał na mnie jakieś 30 cm od mojej twarzy. Pomogło dopiero wyrażenie się jego językiem (a nawet jeszcze gorszym) - i po problemie. Gdybym wzywała drugi raz policję, sprawa pewnie ciągnęłaby się do tej pory - a tak, miałam święty spokój z dnia na dzień. Owszem, mogłam, jak to ładnie nazywasz, "być mądrzejsza" - tyle że zwyczajnie szkoda mi życia na takie cackanie się z zawziętymi chamami.

I jeśli masz wrażenie, że żyjemy w innych krajach, to niekoniecznie świadczy o złej ocenie sytuacji z ktorejś strony - mogę Ci tylko pozazdrościć, że nie trafiłaś nigdy na takie sąsiedztwo. I wcale nie trzeba emigrować do innego kraju, żeby było inaczej - ja przeprowadziłam się raptem kilka bloków dalej i mieszkając tu przez półtora roku, nie miałam tylu przytyków do posiadania dwóch psów, ile w poprzednim miejscu zamieszkania miałam tygodniowo. Teoria o rzekomym nakręcaniu otoczenia na agresję przez moje wielce chamskie zachowanie upada więc z hukiem :)

Link to comment
Share on other sites

Hehe psy panikary :eviltong:. Miałam ONkę panikarę, to było tragiczne i jednocześnie irytujące. Szczepienie, obcięcie pazurów, sprawdzenie temp. zaglądnięcie do ucha czy jego czyszczenie = wrzask obdzieranego ze skóry 40+kg ONki :lol:. Sąsiadki, mamy ONek zszedł na zawał podczas szczepienia na wściekliznę, był to dla niego taki stres (warunki domowe, bo to wet przyjechał do psa)...
Moja trójca na weta różnie reaguje... Astor który był pierwszym psem którego ja pamiętam (rodzina miała psy przed nim), pamiętał każdą możliwą drogę do weta, wystarczyło że się skapnął to robił w tył zwrot i do domu. Trzeba było nosić 16kg tobołek na rękach i bronić się przed pazurami bo się wyrywał, a był to kawałek żeby dojść (przez pół naszego zadupia) :lol:.
Jeanne robi 'uniki' i pokazuje zęby, ale nie panikuje i nie wydziera się.
Magia po ostatnim wyciskaniu czegoś tam 'w tyłku' ma rządzę mordu na każdego weta który do niej podejdzie od tyłu. Jak miała mieć badane nerki to się nie dało, kłapała zębami i biegała w kółko byle nie daj jej tyłka wet nie dotknął... najlepsze jest to że w domu lubi być po tyłku drapana :eviltong:.
Szaman za to cieszy się jak głupi gdy widzi weta, ale jak widzi igłę to potrafi 'z drzwiami' wyjść. Tylko jeden wet jest w stanie go zaszczepić, próbowałam u innych to cóż... Jak miał dostać zastrzyk w lecznicy całodobowej to złamali na nim igłę, a ja dostałam bury dlaczego psa nie wychowałam i do weta nie trafiało tłumaczenie że on pierwszy raz u weta więc skąd miałam wiedzieć że tak zareaguje :roll:. Całą resztę Szaman do sobie zrobić, pazury, gmeranie przy worze (miał sprawdzane szwy po 'sterylizacji'), zaglądać w gębę, gmerać przy zębach.

Pies panikarz to 'lekka tragedia', naprawdę tak uważam :shake:

Link to comment
Share on other sites

U nas u weta jest szał ciał, pies uwielbia każdego weterynarza, cieszy się, merda, z lubością wylizuje po rękach i twarzy, jeśli tylko ktoś nieostrożny zbliży się za bardzo :diabloti: Nawet na zwiotczeniu przed RTG starał się merdać ogonem, gdy wet wchodził do gabinetu, hihi :) Jak na spacerze przechodzimy obok gabinetu, to potrafi do niego ciągnąć i popiskiwać. Widać jakiś nienormalny mi się trafił :diabloti: Wszystkie zabiegi daje sobie robić bez żadnych problemów.

Link to comment
Share on other sites

Chciałam jeszcze wrócic do tematu yorków, bo jak czytam te wszystkie o pinie, to mam wrażenie, że wy naprawdę trafiacie na jakieś rozhisteryzowane paniusie, które na widok innego psa łapią swojego za szele i podciagają do góry żeby mu nikt krzywdy nie zrobił :evil_lol:
U mnie na osiedlu chodzą 3 sztuki, czwartą akurat ja mam w domu. Mojej mamie nigdy nie przyszło do głowy żeby histeryzować, ograniczać kontakt z innymi czworonogami. Nasza szajba bawi się zarówno z goldenami jak i berneńczykami, zdarzyło się nawet, że po łbie lekko dostała, bo szczeniak chciał się bawić, a był chyba 40 kilo cięższy od Julki. Wkurzają mnie właściciele, bo to własnie na ich podstawie ludzie wyrabiają sobie przykre opinie na temat "yorasków". U mnie jest tylko jeden problem, że kiedy wychodzą na spacer z dwiema sztukami, to nie ma szans żeby ktoś do "yoraska" podszedł, pogłaskał, bo Frotka jest w stanie odgryźć całą dłoń, a palce wypluć.

Link to comment
Share on other sites

[quote name='LadyS']U nas u weta jest szał ciał, pies uwielbia każdego weterynarza, cieszy się, merda, z lubością wylizuje po rękach i twarzy, jeśli tylko ktoś nieostrożny zbliży się za bardzo :diabloti: Nawet na zwiotczeniu przed RTG starał się merdać ogonem, gdy wet wchodził do gabinetu, hihi :) Jak na spacerze przechodzimy obok gabinetu, to potrafi do niego ciągnąć i popiskiwać. Widać jakiś nienormalny mi się trafił :diabloti: Wszystkie zabiegi daje sobie robić bez żadnych problemów.[/QUOTE]
Tak jak Jupi :D
I bardzo mnie to cieszy, chociaż czasami właściciele psów, które chowają się pod krzesłami z podkulonymi ogonami, dziwnie się na mnie patrzą, kiedy próbuję poskromić mojego psa, bo ciągnie jak dziki do gabinetu ;)

Link to comment
Share on other sites

Moja suka u weta ostatnio po wstawieniu na stół sama z siebie strzeliła pozycję wystawową i ani drgnęła :lol: i tak się wystawiała wetowi do oceny jakby ją sparaliżowało; chyba lepiej niż na wystawach :evil_lol:
Moje staffiki w ogóle nie boją się wetów; one w sumie nie zauważają nawet, że są u lekarza, że ktoś je dźgnął igłą czy cokolwiek.

Link to comment
Share on other sites

Kwestia też wrażliwości psa; mojej nieżyjącej suce wystarczyło kilka zastrzyków, żeby wet źle jej się kojarzył - po sterylce już w ogóle była katastrofa.
Cyc zastrzyków w ogóle nie zauważa; kastracja też nie zrobiła na nim wrażenia, nie spowodowała urazu do weta, gabinetu.
Aczkolwiek zgodzę się, że po wielu bolesnych zabiegach spowodowanych poważnym urazem czy chorobą mało który pies radośnie wejdzie do gabinetu. W sumie jestem w stanie uwierzyć, że Cyc byłby tym mało którym psem, bo z jego wielkiej pustej makówki wszystkie skojarzenia ulatują w mgnieniu oka, szczególnie te, które powinny tam zostać :evil_lol:

Link to comment
Share on other sites

U mnie dla odmiany obie suki się bały. Starsza zaczęła się bac po sterylizacja, ruda boi się od samego początku odkąd ją wzięłam ze schroniska. Ale ona panikuje do tego stopnia że jak dostawała serię domięśniowych to narobiła takiego wrzasku, że ludzie potem na mnie patrzyli jak na sadystkę. Jak ją szyją i potem ściągają szwy też jest dramat. Takiej histeryczki jeszcze nie spotkałam. Starsza sie bała ale można było wszystko jej zrobić. Młodą muszę mocno trzymać.


[quote]Chciałam jeszcze wrócic do tematu yorków, bo jak czytam te wszystkie o pinie, to mam wrażenie, że wy naprawdę trafiacie na jakieś rozhisteryzowane paniusie, które na widok innego psa łapią swojego za szele i podciagają do góry żeby mu nikt krzywdy nie zrobił :evil_lol:
U mnie na osiedlu chodzą 3 sztuki, czwartą akurat ja mam w domu. Mojej mamie nigdy nie przyszło do głowy żeby histeryzować, ograniczać kontakt z innymi czworonogami. Nasza szajba bawi się zarówno z goldenami jak i berneńczykami, zdarzyło się nawet, że po łbie lekko dostała, bo szczeniak chciał się bawić, a był chyba 40 kilo cięższy od Julki. Wkurzają mnie właściciele, bo to własnie na ich podstawie ludzie wyrabiają sobie przykre opinie na temat "yorasków". U mnie jest tylko jeden problem, że kiedy wychodzą na spacer z dwiema sztukami, to nie ma szans żeby ktoś do "yoraska" podszedł, pogłaskał, bo Frotka jest w stanie odgryźć całą dłoń, a palce wypluć.[/quote]

U mnie na osiedlu nie ma żadnego yorka który skakałby do rudej. A mamy ich sporo, pewnie z 10 będzie spokojnie. Do większych psów też nie zauważyłam żeby się rzucały. Większość biega luzem i nikt spin nie łapie ;) więc zawsze mnie dziwią te dogomaniackie opowieści o krwiożerczych yorkach :evil_lol:

Edited by klaki91
Link to comment
Share on other sites

[quote name='Martens']Kwestia też wrażliwości psa; mojej nieżyjącej suce wystarczyło kilka zastrzyków, żeby wet źle jej się kojarzył - po sterylce już w ogóle była katastrofa.
Cyc zastrzyków w ogóle nie zauważa; kastracja też nie zrobiła na nim wrażenia, nie spowodowała urazu do weta, gabinetu.
Aczkolwiek zgodzę się, że po wielu bolesnych zabiegach spowodowanych poważnym urazem czy chorobą mało który pies radośnie wejdzie do gabinetu. W sumie jestem w stanie uwierzyć, że Cyc byłby tym mało którym psem, bo z jego wielkiej pustej makówki wszystkie skojarzenia ulatują w mgnieniu oka, szczególnie te, które powinny tam zostać :evil_lol:[/QUOTE]

po twardej ortopedii weta boi sie nawet najwiekszy twardziel.

Link to comment
Share on other sites

[quote name='klaki91']U mnie dla odmiany obie suki się bały. Starsza zaczęła się bac po sterylizacja, ruda boi się od samego początku odkąd ją wzięłam ze schroniska. Ale ona panikuje do tego stopnia że jak dostawała serię domięśniowych to narobiła takiego wrzasku, że ludzie potem na mnie patrzyli jak na sadystkę. Jak ją szyją i potem ściągają szwy też jest dramat. Takiej histeryczki jeszcze nie spotkałam. Starsza sie bała ale można było wszystko jej zrobić. Młodą muszę mocno trzymać.[/QUOTE]

U mnie mimo kastracji, kilku serii zastrzyków z różnych powodów, bolesnej kontuzji łapy i robienia RTG w zwiotczeniu - pies nadal kocha weta :diabloti:

[quote name='klaki91']U mnie na osiedlu nie ma żadnego yorka który skakałby do rudej. A mamy ich sporo, pewnie z 10 będzie spokojnie. Do większych psów też nie zauważyłam żeby się rzucały. Większość biega luzem i nikt spin nie łapie ;) więc zawsze mnie dziwią te dogomaniackie opowieści o krwiożerczych yorkach :evil_lol:[/QUOTE]

Też kiedyś pisałam, ze z yorkiem nienormalnym - a raczej nienormalną panią właścicielką - spotkałam się tylko raz. A tak - znam dwa bardzo fajnie wychowane i traktowane po prostu - jak psy - a reszta nie zapada mi w pamięć, więc najpewniej mieści się w normach ;)

Link to comment
Share on other sites

Bestia jak zbliżamy się do bramki weta to ciągnie jak porąbany. Natomiast jak przekroczymy próg i usłyszy jakieś dźwięki dochodzące z gabinetu to często-gęsto zaczyna szczekać - mniej zabawowo :roll:
A co do samych 'zabiegów' - Bestia czasami zamiera jak robi coś przy nim weterynarz. To kwestia tego, że nie lubi facetów i zanim wet w ogóle coś zacznie robić to zostanie ostro obszczekany. Jeśli jest to kobieta to nie ma problemu. Przy pobieraniu zeskrobiny miałam wrażenie, że było mu nawet fajnie, bo 'uśmiechał się' :lol: Zastrzyki spoko, raz tylko zdarzyło mu się cicho pisnąć, bo może była niedelikatna.

A co do krwiożerczych yorków to u mnie ich sporo. Świadczy to jedynie o tym, że sporo jest kretynów, którzy wzięli psy jako maskotki + każdy 'york' wygląda zupełnie inaczej ;) A właściwie...to było sporo. Najwyraźniej zabaweczki się znudziły, albo gryzły po kostkach :shake:

Link to comment
Share on other sites

Mnie troszkę irytować zaczynał mój wet który za każdym razem prosił o założenie kagańca psu .
Znam swojego psa i wiem że nawet nie czuje jak go dżgają igłą , ale dla komfortu weta zakładałam ten kaganiec .
Ostatnio na szczepieniu była duża kolejke i "tylko na zastrzyk" wchodzili szybciej bo robiła praktykanta ,nawet nie spytała o kaganiec. Zastrzyk zrobiony , pies nic nie poczuł jak zwykle ,jeszcze buziaków narozdawał dostał darmowe głaskanie także w końcu wszyscy zadowoleni .

Może to głupie ale na prawde zaczynało mnie to drażnić , wątpie by ludziom z yorkami zwracał uwage o kaganiec .

Link to comment
Share on other sites

Guest
This topic is now closed to further replies.
×
×
  • Create New...