Jump to content
Dogomania

Jak reagujecie na chamstwo innych psiarzy? [2]


dog_master

Recommended Posts

ja jestem zdania, że takie wychowanie nie zrobi trwałych krzywd o ile zdaje się sobie sprawę z lekkiego 'spaczenia' w dzieciństwie - ja sobie zdaję, i mój TŻ też, dlatego kiedy mu (albo psu) matkuję na zasadzie "a może lepiej nie", "uważaj" i tak dalej, to mi zwraca uwagę i szybko łapię, że to podświadomość, a nie moje rzeczywiste odczucia :diabloti:

Link to comment
Share on other sites

[quote name='gojka']Zmierzchnico i Czi czi- nie wiem czy w temacie dzieci jesteście zorientowane.Ja jestem bo mam dziecko w drugiej klasie. Teraz większość dzieci jest przez rodziców wszędzie odwożona. Moja znajoma swego nastoletniego syna odwozi do szkoły muzycznej(!).Chłopak ma jeden przystanek do rzeczonej,mógłby nawet na piechotę się przejść no ale przecież w autobusie może mu się coś stać.Zresztą ja widzę taki trend-dziecko 14-15 letnie na basen nie pójdzie jak go rodzice nie zawiozą- bo "za daleko". Dzieciaki w wieku mej córki często nie jechały jeszcze nigdy autobusem- w towarzystwie rodziców oczywiście. Nic więc dziwnego, że potem wyrastają nastolatki co się bez podwózki rodziców z domu nie ruszą.Nie wiem- może nie potrafią korzystać z autobusów:)[/QUOTE]

Ale to jest straszne... Nie obserwuję tego u mnie, wśród moich znajomych, może dlatego, że mieszkam w małym mieście? Dzieci tu jeżdżą (same!!!) na rowerkach, takie 6-7 latki ganiają z wózkami (same!!!) i chodzą na spacer ze swoimi psami, jakoś nie widzę tej nadopiekuńczości. Ciągle mijam 8-9 latki, które idą same (!!!) do pobliskiej szkoły. Wszyscy moi znajomi, także ci młodsi, byli chowani na zasadzie "uważaj na siebie, melduj się co kilka godzin, a poza tym rób co chcesz, byle nie wnerwić sąsiadów". To ostatnie nam się nie udawało, niestety :evil_lol: Chyba moje życie to była bajka, od rana do wieczora na dworze (+nieodłączny ryk, kiedy mnie wieczorem zaganiano do domu), bawiliśmy się badylami i kamieniami, dokarmialiśmy okoliczne psy i koty, jak znaleźliśmy nielota czy jakieś owady to też była sensacja. Dziś taki ptak to byłby "na pewno chory" i dziecko nie mogłoby go tknąć... Jak po podwórku biegał owczarek to go łapałam i szukałam właścicieli. Jak okoliczna suczka miała cieczkę i było pełno psów-adoratorów, to je dokarmialiśmy, poiliśmy, głaskaliśmy (i nie cieszyliśmy się popularnością wśród właścicieli suk :diabloti: - co ja teraz doskonale rozumiem, ale byłam mała i głupia). Biliśmy się nieraz, robiliśmy wojny między blokami, nieraz było mnóstwo płaczu - nie pamiętam, żeby jakiś rodzic się pieklił, przychodził na skargę, że Ania uderzyła Jasia.

Nie wiem, czy naprawdę czasy są bardziej niebezpieczne czy po prostu media tak bardzo nagłaśniają różne sytuacje krańcowe, że powodują masową histerię wśród rodziców. Nie jestem rodzicem, nie wiem, jak bym chowała swoje dzieci, ale cenię to, że miałam tyle swobody i nauczyłam się żyć w społeczności (dziecięcej :evil_lol:), jestem samodzielna i tak dalej. Jasne, że także dzieci chowane pod kloszem w końcu się tego uczą, tylko że chyba tym "podwórkowym wyjadaczom" jest trochę łatwiej.

Link to comment
Share on other sites

[quote name='zmierzchnica']Ale to jest straszne... Nie obserwuję tego u mnie, wśród moich znajomych, może dlatego, że mieszkam w małym mieście? Dzieci tu jeżdżą (same!!!) na rowerkach, takie 6-7 latki ganiają z wózkami (same!!!) i chodzą na spacer ze swoimi psami, jakoś nie widzę tej nadopiekuńczości. Ciągle mijam 8-9 latki, które idą same (!!!) do pobliskiej szkoły. Wszyscy moi znajomi, także ci młodsi, byli chowani na zasadzie "uważaj na siebie, melduj się co kilka godzin, a poza tym rób co chcesz, byle nie wnerwić sąsiadów". To ostatnie nam się nie udawało, niestety :evil_lol: Chyba moje życie to była bajka, od rana do wieczora na dworze (+nieodłączny ryk, kiedy mnie wieczorem zaganiano do domu), bawiliśmy się badylami i kamieniami, dokarmialiśmy okoliczne psy i koty, jak znaleźliśmy nielota czy jakieś owady to też była sensacja. Dziś taki ptak to byłby "na pewno chory" i dziecko nie mogłoby go tknąć... Jak po podwórku biegał owczarek to go łapałam i szukałam właścicieli. Jak okoliczna suczka miała cieczkę i było pełno psów-adoratorów, to je dokarmialiśmy, poiliśmy, głaskaliśmy (i nie cieszyliśmy się popularnością wśród właścicieli suk :diabloti: - co ja teraz doskonale rozumiem, ale byłam mała i głupia). Biliśmy się nieraz, [B]robiliśmy wojny między blokami, [/B]nieraz było mnóstwo płaczu - nie pamiętam, żeby jakiś rodzic się pieklił, przychodził na skargę, że Ania uderzyła Jasia.

Nie wiem, czy naprawdę czasy są bardziej niebezpieczne czy po prostu media tak bardzo nagłaśniają różne sytuacje krańcowe, że powodują masową histerię wśród rodziców. Nie jestem rodzicem, nie wiem, jak bym chowała swoje dzieci, ale cenię to, że miałam tyle swobody i nauczyłam się żyć w społeczności (dziecięcej :evil_lol:), jestem samodzielna i tak dalej. Jasne, że także dzieci chowane pod kloszem w końcu się tego uczą, tylko że chyba tym "podwórkowym wyjadaczom" jest trochę łatwiej.[/QUOTE]

Bitwy podwórek! :loveu: najlepiej było na lany poniedziałek, obmyślanie strategii, wysyłanie małych "oddziałów podjazdowych" i te sprawy, mam do dzisiaj stare nagrania- super to było :cool1:

Link to comment
Share on other sites

[quote name='klaki91']Bitwy podwórek! :loveu: najlepiej było na lany poniedziałek, obmyślanie strategii, wysyłanie małych "oddziałów podjazdowych" i te sprawy, mam do dzisiaj stare nagrania- super to było :cool1:[/QUOTE]

nienawidziłam lanego poniedziałku :diabloti:

Link to comment
Share on other sites

Nom- ja też.I generalnie chyba była dziwna bo nie biegałam całymi dniami po dworze.Cwicząc na skrzypcach stałam przy oknie i patrzyłam na zabawy dzieciaków i przyznam,że mało mnie kręciły.No,chyba,że były to wycieczki rowerowe...

Link to comment
Share on other sites

[quote name='gojka']Nom- ja też.I generalnie chyba była dziwna bo nie biegałam całymi dniami po dworze.Cwicząc na skrzypcach stałam przy oknie i patrzyłam na zabawy dzieciaków i przyznam,że mało mnie kręciły.No,chyba,że były to wycieczki rowerowe...[/QUOTE]

Mnie rodzice próbowali przekonać do gry na pianinie :) nie wyszło, wolałam z chłopakami zakładać kolejną "bazę" na drzewie :evil_lol:

Uwielbiałam lany poniedziałek i bitwy na śnieżki! Moja zmarła suczka też ;d wszystkie dzieciaki ją uwielbiały (i dokarmiały... :diabloti:)

Link to comment
Share on other sites

Ja co prawda wychowywałam się na wsi, ale na na takiej, gdzie wszyscy się znają. Do szkoły miałam ponad kilometr i od zerówki już chodziłam sama. Do domu przychodziło się o 16 na Pokemony, a później to już dopiero jak zrobiło się ciemno. Nie musiałam się pytać, czy mogę wyjść poza osiedle, lataliśmy po całej wiosce i poza nią, a nawet jeździliśmy rowerami do wioski obok, która wcale nie była bardzo blisko. Brałam nawet wtedy Tori w koszyk.
O dzieciach nie myślę, ale wiem, że moje dziecko mając kilka lat na pewno nie będzie wyprowadzało psa same, tak od 12 roku życia zacznę się zastanawiać nad psem tylko dla niego, ale kiedy go dostanie to już tylko i wyłącznie kwestia jego dojrzałości. Ja całe dzieciństwo wszędzie ciągałam ze sobą Tori, w mojej wsi była masa psów, ale wszystkie przyjazne. Gdyby jednak się jakiś agresor trafił to nie zrobiłabym nic.
Już nie mówiąc o tym, że wracałam z nią (centrum miasta) dzień po sylwestrze od brata do domu i koło nas ktoś rzucił petardę. Pies uwiązany nie był i zniknął. Godzinę jej szukałam, jak już zaryczana biegłam powiedzieć rodzicom co się stało to znalazłam ją pod klatką. Że nikt jej nie ukradł ani nie przejechał..
Mój pies nigdy nigdzie nie pójdzie z dzieckiem.

Link to comment
Share on other sites

[quote name='klaki91']Bitwy podwórek! :loveu: najlepiej było na lany poniedziałek, obmyślanie strategii, wysyłanie małych "oddziałów podjazdowych" i te sprawy, mam do dzisiaj stare nagrania- super to było :cool1:[/QUOTE]

Mam najlepsze wspomnienia z lanego poniedziałku :loveu: Tłukliśmy się wtedy równo, nosiliśmy całe pięciolitrówki z wodą. Jeden z dzieciaków miał taki wypasiony pistolet na wodę, ale i tak przegrał jego oddział, bo zwabiliśmy ich do nas... Weszli na moje podwórko, a ja wyskoczyłam ze szlaufem (wężem ogrodowym) :evil_lol: Albo zabraliśmy wrogiemu oddziałowi ich baniaki z wodą, jeden z wrogów podszedł i krzyknął "oddaj mi moją wodę!"... Ano, kumpel mu oddał. Tyle że bez butelki :diabloti:

Nie twierdzę, że inne dzieciństwo, bardziej spokojne, jest w jakikolwiek sposób gorsze, ale moje było akurat genialne ;) No i wiecznie ratowaliśmy jakieś zwierzęta. Cała młodość mi upłynęła na dokarmianiu psów, szukaniu domów dla kotów, ratowaniu ptaków... Mieliśmy sąsiada, o którym mówiono, że goni zwierzęta z siekierą. Zawsze ratowaliśmy wszystko, co wlazło mu na podwórko.
Jak się kiedyś upił i nie dotarł do domu, to dzieciaki stały nad nim i śpiewały "wstań, powiedz nie jestem sam" :diabloti:
Albo biegaliśmy po piwnicach, graliśmy w chowanego ;) Do dziś pamiętam zapach piwnic (i strach, że się tak dobrze schowasz, że w końcu jakiś sąsiad zamknie piwnicę na klucz) :evil_lol:


A ze smutniejszych rzeczy, jako że jestem "ta od psów" przyszła do nas dziś znajoma sąsiadki. Że jej się dziecko urodziło, a chłopak ma psa 10-letniego. I że ona chce go oddać do schroniska i w ogóle chce się go pozbyć. Bo on leje w domu i szczeka na dziecko. Mówiła o nim w taki sposób, że miałam raczej ochotę oddać ją do poprawczaka :roll:
Jakaś masakra :roll: U nas nie ma schroniska, które wzięłoby tak o psa - oddajemy psy wyłapane przez gminę do Chorzowa, czyli innego województwa. Opole nie bierze od innych powiatów, zresztą, musiałaby sporo zapłacić. Poza tym, jakie szanse ten pies ma w schronisku? Mówię jej, żeby szukała mu domu, chociaż na wsi. Skrzywiła się, miała nadzieję, że my weźmiemy tego psa (skoro mamy 4...) :shake: Teraz tylko się zastanawiam, czy go uśpi czy wywiezie autem do innego miasta i wywali :shake:

Link to comment
Share on other sites

[QUOTE]"Czy nie wydaje Ci się dziwne że w każdym przypadku pogryzienia dziecka przez psa - rodziców w pobliżu nie było?"[/QUOTE]

Już ustaliliśmy: MATKA SIEDZI Z TYŁU! :evil_lol:

BTW dyskusja dryfuje ku n-temu poziomowi śmieszności. Gdyby pogryziona ofiara miała lat 12 to kwestia bycia pod opieką rodziców też by była tu podnoszona? A gdyby miała 16? A 18?
:razz:

Link to comment
Share on other sites

Krzaki, w których była nasza baza teraz omijam z daleka, bo ludzie masowo zaczęli wywalać tam jedzenie. Wydaje mi się, że kiedy byłam dzieckiem, ludzie nie wyrzucali tyle żarcia, no może "chleb dla ptaszków" - a potem dziwili się, skąd tyle szczurów. Jak to skąd, skoro są regularnie dokarmiane? :diabloti:
A teraz nawet zamrożonego kurczaka można znaleźć pod blokiem...

Moja babcia ma zwyczaj wyrzucania okruszków przez okno na podwórko, ale u nas już prawie starszych osób nie ma, za to więcej braci studenckiej wynajmuje mieszkania... Dla mnie to fenomen. Oczywiście nikt się nie przyzna, bo wyrzucanie jedzenia to grzech przecież :diabloti:

[B]Zmierzchnica[/B], nawet nie wiem, jak to skomentować. Przyszła do Ciebie, więc może nie chciała się psa pozbywać w taki sposób. A może właśnie Ciebie potraktowała jak prywatny schron. Liczyła, że będzie Ci żal pieska i dlatego go weźmiesz, nie patrząc na warunki. W końcu dla niektórych posiadacze jednego psa to dziwne istoty, co dopiero czterech... "Jeden więcej chyba różnicy nie zrobi" :angryy:

Link to comment
Share on other sites

Oj tak, ludzie to fleje...
Przyczepią się że za wolno kupę po psie sprzątasz, a niedaj jeśli pies ma rozwolnienie i nie da się tego zebrać to już w ogóle wrzaski i krzyki. Jednak walające się, gnijące żarcie pod oknem nie przeszkadza - tej samej osobie której przeszkadza że pies się załatwia :roll:. Jest to dla mnie nie pojęte, być może dlatego że sama tego nie robię i w życiu mi nie przyszło do głowy. Tym bardziej że mam psa który szuka wszędzie żarcia niezależnie ile danego dnia zje.
Osobiście widzę że ten problem jest coraz większy. Jeanne jak byłą szczeniakiem (teraz 11-let) też była 'śmietnikiem' i naprawdę nie miałam takich problemów z pilnowaniem jej, jak teraz przy Magii która nie jest w 'mieście' spuszczana i mimo tego potrafi śmieci prosto z trawnika zgarnąć (między innymi dlatego chodzi w kagańcu).
'Ptaszki' karmimy wyłącznie u siebie na balkonie karmą dla ptaków zimujących, w lato niech sobie lenie same szukają :diabloti:. Tym bardziej że teraz chleb ma tyle EEEEE i innych świństw że sami osobiście pieczemy codziennie w domu chlebuś, szkoda go dla ptactwa :eviltong:.

Link to comment
Share on other sites

[quote name='Maron86']Mam maszynę do chleba która to robi za mnie :cool3:[/QUOTE]
[SIZE=1]Sorry za offa, ale wychodzi Ci pełnoziarniste żytnie? Bo mi robi się taki bardziej pumpernikiel niż zwykły chleb, bez powietrza w środku. Z pszennej wychodzi do strzału a z żytniej razowej to tak średnio. Tzn. w smaku bardzo dobry, tylko chciałabym bardziej puszysty. Na razie robiliśmy tylko drożdżowe, z naturalnego zakwasu jeszcze nie próbowałam, ale chciałabym zmierzać w tym kierunku ;)[/SIZE]

Link to comment
Share on other sites

[quote name='4Łapki']Krzaki, w których była nasza baza teraz omijam z daleka, bo ludzie masowo zaczęli wywalać tam jedzenie. Wydaje mi się, że kiedy byłam dzieckiem, ludzie nie wyrzucali tyle żarcia, no może "chleb dla ptaszków" - a potem dziwili się, skąd tyle szczurów. Jak to skąd, skoro są regularnie dokarmiane? :diabloti:
A teraz nawet zamrożonego kurczaka można znaleźć pod blokiem...

Moja babcia ma zwyczaj wyrzucania okruszków przez okno na podwórko, ale u nas już prawie starszych osób nie ma, za to więcej braci studenckiej wynajmuje mieszkania... Dla mnie to fenomen. Oczywiście nikt się nie przyzna, bo wyrzucanie jedzenia to grzech przecież :diabloti:[/QUOTE]

To Ty nie wiesz, że szczury biorą się z dokarmiania kotów? :evil_lol: U nas w mieście, na jednym z osiedli, przetoczyła się kampania nienawiści wobec karmicielek kotów i samych zwierząt, gminni weci łapali je i ponoć "odwozili do schroniska", tyle że schronisko, z którymi mamy umowę, nie przyjmuje kotów... Także domyślam się, co się z nimi stało. Wielki raban, bo przez karmienie kotów, mieszkańcy szczury mają w piwnicach! Chadzam tamtym osiedlem czasem... Domyślcie się, jak to wygląda: na trawnikach resztki zup, wywalony chleb wokół śmietników, obierki z warzyw, nawet makaron i stary ser, no nie będę się rozdrabniać, bo mi się niedobrze robi, jak oglądam ich trawniki. Ale to wszystko przez te koty! :diabloti:
(PS. Fakt, że karmicielki same nieraz zasługują na porządny ochrzan, bo zostawiają pojemniki z karmą, kocie saszetki, dają miseczki z opakowań i potem tego nie sprzątają i robi się syf... Ale nie sądzę, by puste opakowania przyciągały szczury :roll:).

[QUOTE][B]Zmierzchnica[/B], nawet nie wiem, jak to skomentować. Przyszła do Ciebie, więc może nie chciała się psa pozbywać w taki sposób. A może właśnie Ciebie potraktowała jak prywatny schron. Liczyła, że będzie Ci żal pieska i dlatego go weźmiesz, nie patrząc na warunki. W końcu dla niektórych posiadacze jednego psa to dziwne istoty, co dopiero czterech... "Jeden więcej chyba różnicy nie zrobi" :angryy:[/QUOTE]

Nie sądzę, żeby miała jakieś ludzkie odruchy wobec tego psa. Pies jest jej faceta i pewnie tylko dlatego nie pozbyła się go w jakiś mniej wyrafinowany sposób. Gdybym zaproponowała, że przyjdę z siekierą i psa się pozbędę, z ochotą by na to przystała :shake: Znam tą dziewczynę od lat, niestety...
Sama mówiła, że chce go uśpić, ale moja mama jej powiedziała, że zdrowych psów się nie usypia i że to nielegalne. Zaczęła coś bąkać o zgłoszeniu go jako bezdomnego do gminy, ale jej uświadomiłam, że przecież wszyscy sąsiedzi w blokowisku wiedzą, że to ich pies i ktoś na pewno to zgłosi :roll: Po prostu powinna mu szukać domu, to naprawdę takie trudne, zrobić ogłoszenia w internecie i powiesić na mieście? Ona chciała, żeby tego psa wziąć, żeby zniknął i koniec. Ok, to nie był jej pies, ale to niech jej facet się zajmie szukaniem mu nowego domu. Zastanawiam się, czy on w ogóle wie, że ona chce się go pozbyć.
Jak jeszcze powiedziała takim "nastoletnio-buntowniczym" tonem: "przecież dziecka nie oddam, nie?!" to mi się ciśnienie podniosło :roll: 10-letni, srający i sikający w domy pies... No cudo.

Link to comment
Share on other sites

No co, kompostownik sobie zrobili, coby trawa lepiej rosła i zieleńsza była :evil_lol: U nas w miejscu spacerowym wszystko można znaleźć. Nawet wrak samochodu ostatnio był, sukcesywnie rozbierany przez złomiarzy.

A ja się później dziwię, że mój pies próbuje czy szkło i porcelana są jadalne. Nie znam żadnego psa, który miałby fiksację na punkcie szkła. Oprócz mojego oczywiście :roll:

Dzika zwierzyna przychodząca do miasta też już po śmietnikach nie musi grzebać. Ludzie się dziwili, czemu dziki cały czas wracają w miejsce tuż przy ruchliwej ulicy. Po jedzonko wyrzucane praktycznie pod nos :lol: Ludzie niestety problem załatwili po swojemu - ogrodzili teren i odstrzelili, zamiast pomyśleć, że może warto by się w końcu nauczyć porządku i nie zostawiać wabiących rarytasów tam, gdzie nie chcą bliskiego spotkania ze zwierzyną.

Link to comment
Share on other sites

U nas większość karmicieli kotów to istni popaprańcy, pomimo że kiedyś byłam 'kociarą' to dzięki nim jestem ostro na NIE.
Karmią koty cudze, domowe, jak podejdzie jakiś brudny bezpański to dostaje reklamówką przez łeb... Stawiają żarcie wszędzie, wywalają na chodnik, pod klatka - żeby nie wdepnąć, czy żeby pies się nie dorwał trzeba mieć oczy naokoło D... Wywalają surowe coś co wygląda jak wymiociny, muchy się zlatują bo koty tego nie żrą. Rybie głowy i skóry walają się po trawnikach :shake:.
Jak podejdzie głodny pies i wleci w krzaki gdzie 'dokarmiaczka' stawia żarcie, to potrafi zlecieć ze swojego 4-rtego piętra i pogonić psa! Nie wiem czy ona w oknie wklejona obserwuje czy ktoś jej misek nie kradnie (pojemniki po maśle itp) czy co... Fakt kobiecina nigdy się pracą nie skalała więc może faktycznie ma za dużo czasu.
Właśnie dlatego co by złego nie powiedzieć o kotach to ja jak młody pelikan łyknę to, podejrzewam że reszta ludzi ma podobnie.

[quote name='filodendron'][SIZE=1]Sorry za offa, ale wychodzi Ci pełnoziarniste żytnie? Bo mi robi się taki bardziej pumpernikiel niż zwykły chleb, bez powietrza w środku. Z pszennej wychodzi do strzału a z żytniej razowej to tak średnio. Tzn. w smaku bardzo dobry, tylko chciałabym bardziej puszysty. Na razie robiliśmy tylko drożdżowe, z naturalnego zakwasu jeszcze nie próbowałam, ale chciałabym zmierzać w tym kierunku ;)[/SIZE][/QUOTE]
[SIZE=1]
robię mieszany, bo faktycznie z samej żytniej to troszku 'klocek' mi wychodzi. Jednak tak 2/3 żyniej + 1/3 pszennej i jest mniam :razz:. Robię tylko na drożdżach naturalnych (żadne proszkowane), nie wiem jak wyjdzie przy zakwasie.[/SIZE]

Link to comment
Share on other sites

U mnie sąsiadka dokarmia koty. W domu obok mają chyba z 4-5 kotów, ładne zadbane i karmione, ale nie- babcia sąsiadka musi dowalić im swoje żarcie. I tak oto koty wiedza, gdzie babcia-mięsko mieszka a że my mieszkamy na niskim parterze, koty sie kręcą i często wygrzewają nam sie na parapetach. Pies szału dostaje.

Ost chcialam jednego kociaka zwalic z parapetu to reke wystawiłam, pcham a ten w zaparte z mina " o co Ci chodzi kobieto? pierwszy tu bylem!" :D Ubaw z niego po pachy mialam, dopóki moj pies nie wszedł do kuchni :D

Link to comment
Share on other sites

[quote name='Maron86']U nas większość karmicieli kotów to istni popaprańcy, pomimo że kiedyś byłam 'kociarą' to dzięki nim jestem ostro na NIE.
Karmią koty cudze, domowe, jak podejdzie jakiś brudny bezpański to dostaje reklamówką przez łeb... Stawiają żarcie wszędzie, wywalają na chodnik, pod klatka - żeby nie wdepnąć, czy żeby pies się nie dorwał trzeba mieć oczy naokoło D... Wywalają surowe coś co wygląda jak wymiociny, muchy się zlatują bo koty tego nie żrą. Rybie głowy i skóry walają się po trawnikach :shake:.
Jak podejdzie głodny pies i wleci w krzaki gdzie 'dokarmiaczka' stawia żarcie, to potrafi zlecieć ze swojego 4-rtego piętra i pogonić psa! Nie wiem czy ona w oknie wklejona obserwuje czy ktoś jej misek nie kradnie (pojemniki po maśle itp) czy co... Fakt kobiecina nigdy się pracą nie skalała więc może faktycznie ma za dużo czasu.
Właśnie dlatego co by złego nie powiedzieć o kotach to ja jak młody pelikan łyknę to, podejrzewam że reszta ludzi ma podobnie.
[/QUOTE]

Wow, to takich ekstremalnych sytuacji to u nas nie ma ;) Raczej karmicielki się nie obnoszą z karmieniem kotów, bo nie są lubiane, po naszych interwencjach zaczęły sprzątać po sobie. Fakt, że część z nich to osoby z... hm, zwichrowaną psychiką ;) Ale nie wszystkie i raczej nie spotkałam się z zachowaniami agresywnymi czy wykluczającymi "obce koty" albo psy. Na moje szczęście ;)

Link to comment
Share on other sites

a w moim rodzinnym mieście problem karmicieli został bardzo szybko 'rozwiązany' - koleżanka jeszcze z czasów podstawówki ma w domu zawsze milion kotów (odkąd pamiętam, przynajmniej 3-4 jednocześnie), niektóre są wychodzące, niektóre całkiem domowe - wraz z matką dokarmiały wszelkie okoliczne stwory, choć tego nie popieram w takiej formie, w jakiej to robiły - zamiast złapać kotki, które bez problemu dawały po czasie do siebie podejść, wysterylizować je albo znaleźć im domy, to po prostu wywalały jedzenie, głaskały te koty i 'zapewniały towarzystwo' + ewentualnie karton na zimę czy wpuszczenie do piwnicy, ale non stop płodziły się maluchy.
część z nich ginęła gdzieś pod kołami, część ktoś sobie brał z ulicy, a część łaziła, rosła i dalej się rozmnażała...

dzięki tym zabiegom na osiedlu kotów jest MILION (przynajmniej był, nie bywam tam od 5 lat więc nie dam głowy), na co sąsiedzi oczywiście ostro reagują (koty faktycznie zasikiwały piwnice w blokach, zdaję sobie sprawę, że mogło się to nie podobać).

pewnego razu sąsiad tej znajomej z parteru (typowy DZIAD, choć robię co mogę, żeby uniknąć tego określenia - ale to po prostu dziad z krwi i kości, nie ze względu na wiek,bo nie jest mocno stary, a raczej na całokształt bytu - wredny pieniacz, roszczeniowy prymityw i bazarowy złodziej) oznajmił wszem i wobec "radzie staruszków na ławkach", że oto rozwiązał odwieczny problem i "pozbył się" kotów.
znajoma z mamą chodziły, pytały - "nic ja nie powiem, nie ma kotów, spokój" :roll:

odkrycia dokonały w momencie, kiedy odnalazła się uprzednio zgubiona jedna z "ichnich własnych" kotów (wychodząca), przyczołgała się pod blok, krew leciała jej z każdego otworu, natychmiast do weta - nie do odratowania, połamana miednica, żebra, kot w agonii - do uśpienia.

co się okazało? znajoma przycisnęła wszystkie sąsiadki i oto okazało się, że nagle jedna się znalazła, co to widziała jak "....iński kopał tego kota, kot miauczał i wył, no ale co ja zrobię" :loveu:
tak tak, to właśnie ten oto sąsiad - geniusz rozwiązał problem :loveu:można się więc domyślić, co się stało z resztą kotów... na policję zgłosiły, ale co z tego - świadków niet (sąsiadka też niezła sztuka, nie wmieszałaby się za żadne skarby), dowodów niet - sprawy niet.


koty pojawiły się oczywiście znowu po kilku latach, sąsiad dalej kradnie warzywa ze straganów i ogólnie hulaj dusza hulajnoga... morał taki, że dokarmiając koty w złym otoczeniu można im zaszkodzić :roll:...

Link to comment
Share on other sites

U nas ludzie się zazwyczaj nie wtrącają w nieswoje sprawy, nawet jeśli są wściekli na dane sytuacje to zachowują tolerancje. Z jednej strony fajnie, z drugiej powstaje z tego powodu masa patologii.
Osobiście kiedyś z kolegą 2-3 kociaki w każde wakacje wydawaliśmy do domów do 'adopcji' bez papierów bo byliśmy tylko dzieciakami itp, jednak do ludzi których znaliśmy. Byliśmy przez tą babę ostro tępieni i gonieni, bo koty to pchły, choroby, smród itp. Teraz powiedz coś złego na kota to ci oczy wydrapie i męża pijaka wyśle, mieliśmy naprawdę masę nieprzyjemności z nimi związanych. Wpierw bo pomagaliśmy kotą, później bo wyganialiśmy z klatki te które ona wciągała :shake:. Jednak sorry wolę kota wygonić niż pozwolić by moja suka go rozszarpała, a że to koty domowe to mega bezczelne potrafią wyskoczyć i na psa i na człowieka który zrobi 'psik' i tupnie nogą :angryy:. Najlepsze jest to że ludzie zakładają: kot biega po podwórku, znaczy że wolno żyjący. Nie ma znaczenia że znasz właściciela kota który ma podejście 'a niech sra na dworze', że kot ma obroże itp :roll:...
W obawie o swoich rodziców (sąsiedzi grozili im, wyzywali, w pewnym momencie strach było wyjść na klatkę) wybrałam mastifa tybetańskiego, teraz to sąsiedzi boją się wyjść na klatkę bo Szaman ich od pierwszego dnia pobytu u nas nienawidzi (na smród alko dostawał furii, już jest 'odczulony' bo znajomy marynarz gdy wraca lubi wypić a że ma sukę labkę :diabloti:). Nagle skończyło się wciąganie kotów na klatkę (pomimo że Szaman je uwielbia i traktuje jak małe pieski), skończyły się wyzwiska i groźby.
Teraz jak mamy jakiegoś tymczasa to jest tylko pod nosem 'kolejny kundel' i idą dalej, a najlepsze że TYLKO im przeszkadzają nasze tymczasy, inni pytają po znajomych czy ktoś psa nie szuka :eviltong:


Kupuje mąkę, droższe i margarynę. Gotowce mijały by się dla mnie z celem, takiego 'gotowca' to na półce w sklepie już upieczonego można kupić :eviltong:

Link to comment
Share on other sites

[quote name='Maron86']Kupuje mąkę, droższe i margarynę. Gotowce mijały by się dla mnie z celem, takiego 'gotowca' to na półce w sklepie już upieczonego można kupić :eviltong:[/QUOTE]
[SIZE=1]A to jest następny etap: ;) ;)
[URL]http://www.mlynkidozboza.pl/pl?gclid=COeri7L0h70CFWXnwgodzzUANw[/URL][/SIZE]

Link to comment
Share on other sites

Guest
This topic is now closed to further replies.
×
×
  • Create New...