Jump to content
Dogomania

Dramat dzikusków zamieniony w cud. Lika, Rudy-Moris, Murzynek-Gucio, Tinka, Czesio w DS. I do tego Gandzia, od której wszystko się zaczęło.


Tyśka)

Recommended Posts

Obawiam się, niestety że Poker masz rację.
Na razie musimy wstrzymać łapankę do wtorku.

Dopiero we wtorek weci są gotowi sunię przyjąć.
Spróbujemy porozmawiać z właścicielem terenu o współpracę. Być może udałoby się wówczas, w miarę możliwości pozakrywać wszelkie zakamarki i umieścić wygodną budkę dla suni. Wtedy szanse na uratowanie suni rosną.

Jeśli by sunia urodziła, oczywiście wypadałoby by jednak ktoś dał nam od razu znać... Ja z reguły jestem wieczorem. Pracownicy są w dzień. Na pewno ktoś by zauważył, że sunia się oszczeniła. Ale na razie bez współpracy ludzi stamtąd, mamy bardzo utrudnione zadanie. Dlatego cała nadzieja w przychylności właścicieli, może jednak włączą się w pomoc.


Ja zgodnie z sugestią, którą otrzymałam w piątek, jeszcze raz zapukam do gminnych drzwi we wtorek rano (naprawdę rano!) i spróbuję ponownie coś wskórać - choćby pomoc w łapaniu.
Do tego czasu będę próbowała dodzwonić się do pana hycla z Zamościa - przynajmniej niech przedstawi swoją ofertę i powie czy może pomóc.

Agniesiulka chce nam pomóc i przyjechać ponownie. Podziwiam tę Kobietę, zwłaszcza że nie mieszka w okolicy. Przemierza wiele kilometrów, całe lubelskie by nam pomóc. Myślę  o bazarku kilometrowym - jeśli można by go zorganizować (nie wiem jakie są zasady bazarków dogomaniackich), chociaż po części pokrylibyśmy koszty dojazdu Agniesiulki - i być może, pana hycla. Agniesiulka to dodatkowa para rąk i pewny transport do lecznicy dla suni, spadła nam z nieba. A przecież nikt, nawet tak wspaniała osoba, jak Agniesiulka, nie jeździ na wodę...


Oprócz tego możemy nadal zbierać pieniądze, po weekendzie dowiemy się, ile już mamy, a ile jeszcze trzeba uzbierać.
Do tego apeluję o karmę - gdyby komuś zalegała, to chętnie przyjmiemy. Obecna się kończy.
(Boże, jak ja nie lubię prosić o pomoc, naprawdę musicie mi wierzyć, że wszelkie prośby przechodzą mi przez gardło i przez klawiaturę bardzo ciężko, wiem jak to wygląda, gdy piszę o pieniądzach czy karmie, ale nie chcę za nic Was naciągnąć - chcę jedynie pomóc, a sama jestem bezpieniężna, ja mogę tylko tym psom dać swoją obecność i pamięć :( ).

I walczymy, walczymy, walczymy.
Choć wszystko idzie jakoś nie tak, jak powinno.
Tym razem ciągle mamy pod górkę...

ale wspólnymi dogomaniackimi siłami damy radę.

PS: Nie wiem, co jeszcze możemy zrobić. Wszelkie sugestie mile widziane. Tylko tyle udało nam się umyślić od czasu nieudanej akcji łapankowej.

Link to comment
Share on other sites

jesteście bardzo dzielne, pełne poświęcenia. Jasne ,że trzeba zebrać kasę na potrzeby psów i paliwo.

Może ktoś zrobi bazarek kilometrowy na paliwo. Tyś podaj ile kilometrów jedziecie do psów. czy udało się podać im coś przeciw robalom ?

Link to comment
Share on other sites

Ja tylko tak na szybko z telefonu, dla mnie żadne zwroty za dojazdy nie będą potrzebne. Dzisiejszy niewypał to moja osobista porażk- Tz musiał wracać do Zambrowa i nie było go dzisiaj czego ogromnie żałuję! Cześć z Was już wie tak samo dobrze jak ja, że kto jak kto ale on by bez zakończenia akcji do domu nie wrócił ;) Dzisiaj byłam ze znajomymi, którzy w zasadzie mieli u nas dług wdzięczności więc żadnych kosztów nie ponioslam. Jak tylko postanowimy coś z szanownym małżonkiem to damy znać. Ale na transport póki co nie trzeba się dla nas zrzucać, lepiej przeznaczmy kasę na karmę.

  • Upvote 2
Link to comment
Share on other sites

Wróciłam... jestem przerażona. Nadal płaczę. Nie wierzę, że było tak blisko i się spóźniliśmy...

Będąc na spacerze z psem, przeszłam się ponownie obok dzikusków, bo coś mi mówiło, że muszę tam być. Po prostu musiałam tam być.
Najpierw usłyszałam odrzuconego szczeniaka. Natychmiast zadzwoniłam przerażona do elficzkowej, bo mamy i innych nie widziałam. Dotarła też moja nie-dogomaniacka psiara z siostrą. Ja szybko pobiegłam do domu schowac swojego psa, próbowałam tez dodzwonić się do wetów - bezskutecznie.

Kiedy wróciłam, odnalazłam matkę z małymi. Niestety, pod przyczepą. Bardzo blisko drogi, ale nie do wyciągnięcia przez człowieka... Dostępu do niej nie ma żadnego. Śpi na szczeniakach. Ja doliczyłam się trzech, ale może być ich więcej. Wszystkie są szylkretowe, więc zmywają się z matką.

Sunia odrzuciła jednego z psiaków, ten leżał od nich wyraźnie daleko i płakał, gdy pozostałe spokojnie spały. Wróżniał się białymi łatami na łapkach, łebku, brzuszku... Strasznie płakał. Kiedy go wyjmowałyśmy, nawet matka nie zareagowała... Myślałyśmy, że nim wywabimy mamę, ale niestety...

Koleżanka niewiele myśląc,wzięła tego odrzuconego do siebie do domu. Po drodze próbowałyśmy dodzwonić się do któregokolwiek z weterynarzy u nas, niestety bezkskutecznie. Nawet byłyśmy pod domem jednego, ale tam nie zastałyśmy nikogo... Nie mamy też specjalistycznego mleka. Koleżanka postanowiła o niego zawalczyć. Szansę na przeżycie malucha są marne, ale ona chce spróbować. Ja obawiam się, że maluch nie przeżyje tej nocy, jest bardzo osłabiony...

Ale teraz nie wiem co dalej.
Jak wyłowić matkę stamtąd i co z pozostałymi? Czy jakiś wet uśpi nam parodniowego szczeniaka? (nie wiem kiedy złapiemy)

 Jezu, tak chciałam tego uniknąć.


Jakby tego było mało, dzisiaj widziałam jak pojawił się tam kolejny pies. Duży, rudy, z czarną kufą. Wyjadał wszystko pozostałym psiakom... ale może tylko był dzisiaj. Nie wiem skąd się wziął, może był "przechodnio", bo jak przyjechała elficzkowa to już go nie widziałam.

Czy to się nigdy nie skończy?

Link to comment
Share on other sites

7 minut temu, *Magda* napisał:

To co teraz? Macie jakiś plan "B"?

Nie mamy żadnego...
Jutro mimo wszystko idę do gminy, może pomogą nam wywabić sukę stamtąd ze szczeniakami. Ale co dalej, to nie wiem...

Prosimy o podpowiedzi... co dalej... musimy się wszyscy naradzić. Ja ciągle jestem roztrzęsiona - być tak blisko... :(
Mamy pieniądze na sterylkę i pobyt suni w lecznicy - nie wiem ile, ale psy mają pieniążki. Trzeba myśleć co w związku z tym i co robimy dalej...

Link to comment
Share on other sites

Dzięki wielkie za podpowiedź.

Tylko pytanie... co dalej? Bo ja sama nie wiem...
Nigdy nie byłam w takiej sytuacji. Raz usypiałam ślepy miot kociąt, ale tu była inna sytuacja - zdobyliśmy zaufanie matki, nie była dzikuską, więc pozwoliła nam zabrać kocięta. Tu... nie wiem. Nie chciałabym, by szczenięta podrosły... nie w obliczu takiej bezdomności... totalnie nie wyobrażam im szukanie domów...


Nigdy też nie szło mi tak pod górę... tak, jakby to wszystko było na nic...

Link to comment
Share on other sites

Join the conversation

You can post now and register later. If you have an account, sign in now to post with your account.

Guest
Reply to this topic...

×   Pasted as rich text.   Paste as plain text instead

  Only 75 emoji are allowed.

×   Your link has been automatically embedded.   Display as a link instead

×   Your previous content has been restored.   Clear editor

×   You cannot paste images directly. Upload or insert images from URL.

×
×
  • Create New...