konfirm31 Posted June 9, 2015 Share Posted June 9, 2015 W moim rodzinnym domu , w bloku :) (w piwnicy), stała ogromna zielona skrzynia - kufer jeszcze "babciowy". Z litego drewna i ciężki, jakniewiemco. Muszę zapytać brata, czy jeszcze istnieje? Quote Link to comment Share on other sites More sharing options...
Nutusia Posted June 9, 2015 Share Posted June 9, 2015 O właśnie, właśnie - coś na kształt takiego kufra mi po głowie chodzi. I nie sztuka wejść na olx czy inne allegro i kupić - sztuka wyszperać, jak moje kredensy kuchenne ;) Quote Link to comment Share on other sites More sharing options...
irenas Posted June 9, 2015 Author Share Posted June 9, 2015 MANIFEST SZEŚĆDZIESIĘCIOLATKÓW Świat, droga młodzieży, wyglądał kiedyś nieco inaczej. Nie budziła nas, dzisiejszych sześćdziesięciolatków, telewizja śniadaniowa, przez co nie wiedzieliśmy o istnieniu otyłych karlic akrobatek, Chipindels’ów i kotów, które mówią brajlem. Budził nas radziecki budzik, który za nic w świecie nie chciał chodzić tak, jak mu hejnał z wieży mariackiej kazał. A jednak zdążaliśmy do szkoły. Na śniadanie jedliśmy kanapki z pasztetową, na święta szynkę, która psuła się po dwóch dniach. Sery były, jeśli były, dwa: żółty i biały. Nazwy były równie umowne, jak ich ceny i kolory. Nikt nie jadał lunchu. Były drugie śniadania, kanapki starannie zapakowane przez mamy w papier śniadaniowy, który poddawano domowemu recyklingowi i, jeśli się nie ubrudził, wykorzystywano ponownie. Jadano też obiady: ziemniaki, tłuste sosy, kotlety. Mało warzyw i ryb. Na kluski mówiliśmy makaron, nie pasta, bo pastą smarowaliśmy chleb lub czyściliśmy buty. Nikt nie znał słowa cholesterol i jadł tyle jajek, ile chciał, a jednak nie umieraliśmy masowo na serce. Nauczyciel, który potrafił przylać linijką lub połamać wskaźnik na niejednej pupie, kazał nam wkuwać mnóstwo definicji i wzorów, nękał klasówkami i straszył widmem powtarzania klasy. Mimo to nie mieliśmy jakiejś nadzwyczajnej traumy. Szczerze mówiąc nie znaliśmy tego słowa, ani nie byliśmy pod opieką terapeuty. Nie uczyliśmy się angielskiego i nie chodziliśmy na balet. Żeby umówić się z kumplami na piłkę, nie dzwoniliśmy do nich wcześniej, tylko wpadaliśmy po nich domieszkania albo darliśmy się pod oknami, żeby wyszli. Nie zabraniał nam tego nikt z TVN Style. W owych czasach papier toaletowy występował głównie w parówkach i mortadeli, a proszek do prania prał ciuchy białe i kolorowe. Jeśli prał. Nie było kremów na dzień, na noc, na zimę i lato. Była Nivea. Mimo to nie cuchnęliśmy, ani nie padaliśmy na dyzenterię. Byliśmy niemodnie ubrani, a jednak udawało nam się umówić z dziewczynami, które nie wymawiając, też nie wiedziały, kto to Jaga Hupało. Nasi starzy nie dzwonili do nas na komórki i nigdy nie wiedzieli, gdzie naprawdę jesteśmy. Nie odwozili ani nie doprowadzali nas do szkół, odkąd skończyliśmy siedem lat. Jakimś cudem oni nie zeszli na serce, a my nie padliśmy ofiarą pedofilów ani seryjnych morderców, a na źle oznakowanych przejściach dla pieszych nie rozjechały nas samochody. A przecież jakieś jednak jeździły. Nie robiliśmy sobie zdjęć do Naszej-klasy spod opery w Sydney ani spod piramid. Jeździliśmy na kolonie i obozy, zrzucaliśmy się na oranżadę w woreczku i ciastka. Nie wiedzieliśmy, co to taniec z gwiazdami, Tusk, Kaczyński, emancypacja kobiet i prawa zwierząt. My, sześćdziesięciolatki, przeżyliśmy piekło. Dlatego żądamy dla nas wszystkich po 1 milionie EURO odszkodowania za poniesione przez te wszystkie lata krzywdy moralne !!!! Występujemy również o wysokie renty inwalidzkie i wcześniejsze emerytury. Zbiorowy pozew skierowaliśmy do Unijnego Trybunału Praw Człowieka. 1 Quote Link to comment Share on other sites More sharing options...
Nutusia Posted June 10, 2015 Share Posted June 10, 2015 Mi co prawda jeszcze nieco brakuje do sześćdziesiątki i emancypacja obiła mi się o uszy (choć chyba głównie dzięki tytułowi książki Prusa ;)), ale podpisuję się pod powyższym wszystkimi możliwymi końcówkami :) Quote Link to comment Share on other sites More sharing options...
devoner Posted June 10, 2015 Share Posted June 10, 2015 mnie też jeszcze trochę brakuje,ale też obiema rencyma się podpisuję,wszystko dokładnie pamiętam Quote Link to comment Share on other sites More sharing options...
Grażyna49 Posted June 11, 2015 Share Posted June 11, 2015 I ja ..... i ja choć już po 66 podpisuję się pod pięknym manifestem. 1 Quote Link to comment Share on other sites More sharing options...
irenas Posted June 11, 2015 Author Share Posted June 11, 2015 Wyobraźcie sobie, że ten manifest dotarł do mnie z ...Kanady. Świat jest zdecydowanie jedną wielką wiochą, zwłaszcza teraz w erze internetu. Muszę Wam ze smutkiem donieść, że Szerlok okazał się koncertowym tchórzem i dał się przepędzić RATLERCE! Fakt, że wyskoczyła na niego znienacka (przyjrzałam się temu słowu dokładniej: co to do jasnej ciasnej jest nienacek, bo rozumiem że wyskoczyła na niego skąd, czyż nie??? I dlaczego to się pisze razem?), no ale jednak... Mógł chociaż udawać, że się nie boi. A on w nogi. Aż się właścicielka ratlerki mało ze śmiechu nie udusiła. Takiego mi narobił wstydu. 1 Quote Link to comment Share on other sites More sharing options...
irenas Posted June 11, 2015 Author Share Posted June 11, 2015 Ja zwariuję z tą dogo! Podstępnie zapisuje to, czego wcale nie zapisałam. Quote Link to comment Share on other sites More sharing options...
devoner Posted June 11, 2015 Share Posted June 11, 2015 Ja zwariuję z tą dogo! Podstępnie zapisuje to, czego wcale nie zapisałam. ta witaj w klubie fanów nowego dogo albo zapisuje to czego nie chciałaś albo dubluje posty masakra Quote Link to comment Share on other sites More sharing options...
irenas Posted June 14, 2015 Author Share Posted June 14, 2015 Odwiedziliśmy wczoraj Dyszobabę, żeby obejrzeć nowy dach - CUDO! - oraz zawieźć trochę bambetli (przyjechali znajomi terenówką i zaoferowali się trochę tego towaru zawieźć. Przyjęłam ofertę z wdzięcznością.) Oczywiście nie było mowy o zostawieniu Szerloka i Dziuni w domu. W nowym domu Szerlok chodził na podkurczonych nogach, podążał za mną krok w krok, a Dziunia za nim. Byliśmy na wielkim spacerze niemal do samego Różana, widzieliśmy kilka bocianów łażących po skoszonej trawie, trzy małe bocianiątka w gnieździe, pachniało kwiatami, zbożem, ziemią po deszczu ( w nocy musiało padać). No po prostu raj. Ale żeby nie było tak dobrze, o mało nas na wąskiej drodze nie rozjechała jakaś młodociana wariatka z Warszawy: zakręt niemal 90 stopni, na rogu dom, a ta głupia pruje chyba siedemdziesiątką albo osiemdziesiątką. Wyskoczyła na nas jak diabeł z pudełka, a kiedy zaprotestowałam spytała; "No i co się stało?" Tym razem nic. Czy naprawdę musi ktoś zginąć, żeby taka istota zdała sobie sprawę, że jeździ niebezpiecznie? Wygląda na to, że u nas tak. Śmieszy mnie puszenie się policji i chwalenie "nowymi przepisami". Bez porządnej edukacji nic się nie zmieni. Aha, i zgadnijcie jak się broniła. "Psy powinny być na smyczy". Atak jest najlepszą obroną. Gdyby były na smyczy mogliśmy zginąć wszyscy za jednym zamachem, i one i ja. Quote Link to comment Share on other sites More sharing options...
malagos Posted June 14, 2015 Share Posted June 14, 2015 Dlatego na wsi nie lubią "warsawiaków", bo są nadęci i się panoszą. Ale jak zapytasz takiego warszawiaka, to ojciec spod Ostrołeki, z matka z Pipidówki. Niestety, psują NAM opinię :) Ale co do lata na wsi, to masz rację. Z przyjemnością robimy sobie z Tomkiem codzienne przejażdżki rowerowe po okolicy - tak pachnie zboże, jaśminy, las, łubin w rowach, że w głowie się kreci. W dzieciństwie i młodosci znałam tylko te zapachy z wakacji, wiec tym bardziej je lubię, kojarzą się z wolnością i Rodzicami :) Doceniam teraz leżak w ogrodzie w cieniu, kawę na stoliczku, psy rozłożone wokół, lenistwo - rewelka! Quote Link to comment Share on other sites More sharing options...
irenas Posted June 14, 2015 Author Share Posted June 14, 2015 Dlatego na wsi nie lubią "warsawiaków", bo są nadęci i się panoszą. Ale jak zapytasz takiego warszawiaka, to ojciec spod Ostrołeki, z matka z Pipidówki. Niestety, psują NAM opinię :) Ale co do lata na wsi, to masz rację. Z przyjemnością robimy sobie z Tomkiem codzienne przejażdżki rowerowe po okolicy - tak pachnie zboże, jaśminy, las, łubin w rowach, że w głowie się kreci. W dzieciństwie i młodosci znałam tylko te zapachy z wakacji, wiec tym bardziej je lubię, kojarzą się z wolnością i Rodzicami :) Doceniam teraz leżak w ogrodzie w cieniu, kawę na stoliczku, psy rozłożone wokół, lenistwo - rewelka! Na szczęście mijali mas także warszawiacy powolutku, pozdrawiali i życzyli miłego dnia. Nie chcę być starą zrzędą, ale głównie starsi państwo. "Wsiowy" zwyczaj pozdrawiania każdego napotkanego człowieka (według mnie bardzo sympatyczny) jest zupełnie nieznany młodym ludziom, a szkoda. Mnie też te zapachy kojarzą się z wakacjami - u cioci Stefci pod Iławą. Z Rodzicami nie, bo jeździłam tam albo sama albo z siostrami. Rodzice nas tylko zawozili i przywozili. I włos im się na głowie jeżył, kiedy na zadane pytanie odpowiadałam "jo", zamiast "tak". Odzwyczajanie się od wsiowej gwary trwało z reguły kilka tygodni. Quote Link to comment Share on other sites More sharing options...
devoner Posted June 14, 2015 Share Posted June 14, 2015 Na szczęście mijali mas także warszawiacy powolutku, pozdrawiali i życzyli miłego dnia. Nie chcę być starą zrzędą, ale głównie starsi państwo. "Wsiowy" zwyczaj pozdrawiania każdego napotkanego człowieka (według mnie bardzo sympatyczny) jest zupełnie nieznany młodym ludziom, a szkoda. Mnie też te zapachy kojarzą się z wakacjami - u cioci Stefci pod Iławą. Z Rodzicami nie, bo jeździłam tam albo sama albo z siostrami. Rodzice nas tylko zawozili i przywozili. I włos im się na głowie jeżył, kiedy na zadane pytanie odpowiadałam "jo", zamiast "tak". Odzwyczajanie się od wsiowej gwary trwało z reguły kilka tygodni. w Toruniu jo to w ciągłym użyciu jest,wszędzie się słyszy,sama też używam nagminnie Quote Link to comment Share on other sites More sharing options...
Grażyna49 Posted June 15, 2015 Share Posted June 15, 2015 Irenko,wezmę w obronę Szerloczka. On się wcale nie bał ratlerka,on był "gentelmanem" i już. Moja Rasti też raczej chowa się przed maleństwami ,myslę,że ze strachu żeby im krzywdy nie zrobić. Przecież wystarczy nie tak łapkę postawić i nieszczęście gotowe. Mam /a właściwie miałam / rodzinę w Bydgoszczy i w Świeciu .Tam "jo" wszędzie i zawsze się słyszało. Quote Link to comment Share on other sites More sharing options...
irenas Posted June 15, 2015 Author Share Posted June 15, 2015 Ja wiem, nie mam nic przeciwko gwarze i "jo", ale w Warszawie, a zwłaszcza w szkole, to brzmiało dziwnie. Zresztą przypomniała mi się inna historyjka: pojechałam z moją przyjaciółką i jej małymi wówczas synami do Muszyny na wakacje. Po kilku dniach dojechał do nas mąż przyjaciółki, a ojciec chłopców. Młodszy, niezwykle ucieszony, że go widzi, zakrzyknął: "Siadnij se, tata!" Tata o mało zawału nie dostał z wrażenia. Quote Link to comment Share on other sites More sharing options...
malagos Posted June 16, 2015 Share Posted June 16, 2015 Moi chłopcy zapytywali z kurpiowska "dlaczego?" kładąc akcent na pierwsza sylabę :), fajnie to brzmi, sama tak mówię :) Quote Link to comment Share on other sites More sharing options...
Nutusia Posted June 16, 2015 Share Posted June 16, 2015 Szerloczku, a ja Ci się wcale nie dziwię - przed ratlerkami też wieję ile sił w nogach ;) Quote Link to comment Share on other sites More sharing options...
irenas Posted June 16, 2015 Author Share Posted June 16, 2015 On wieje nie tylko przed ratlerkiem. W czasie spaceru nad Narwią w Dyszobabie natknął się na wielki, szary kamień na wpół ukryty w trawie. Wrrr! Zjeżył się i cofnął przerażony. Musiałam podejść do wrażego wroga i pokazać mojemu bohaterowi, że nie ma się czego bać. A kiedyś goniła go plastikowa torba (tzw. reklamówka). Mało ataku serca nie dostał. Taki z niego gieroj! Quote Link to comment Share on other sites More sharing options...
devoner Posted June 16, 2015 Share Posted June 16, 2015 On wieje nie tylko przed ratlerkiem. W czasie spaceru nad Narwią w Dyszobabie natknął się na wielki, szary kamień na wpół ukryty w trawie. Wrrr! Zjeżył się i cofnął przerażony. Musiałam podejść do wrażego wroga i pokazać mojemu bohaterowi, że nie ma się czego bać. A kiedyś goniła go plastikowa torba (tzw. reklamówka). Mało ataku serca nie dostał. Taki z niego gieroj! e tam reklamówki latającej to moja amstaffka też się boi,atakuje takie coś znienacka Quote Link to comment Share on other sites More sharing options...
Nutusia Posted June 17, 2015 Share Posted June 17, 2015 Ja tam wolę psa bojaźliwego niż takiego "hop do przodu", co to każdą zadymę rozkręci... A przecież w końcu Szerlok ma Pańcię po to, by w razie czego go broniła! ;) Quote Link to comment Share on other sites More sharing options...
irenas Posted June 17, 2015 Author Share Posted June 17, 2015 W zasadzie się z Tobą zgadzam, ale bojaźliwy potrafi być nieobliczalny: albo na kogoś ze strachu napadnie w akcie najwyższej desperacji, albo rzuci się w nieznanym kierunku i zaginie, bądź ktoś go rozjedzie. Tę pierwszą wersję przetrenowałyśmy z moją Mamą: mój pierwszy pies, Rudy, którego miałam jeszcze bardzo krótko ("zebrany" z podwórka u Rodziców) z nadmiernego napięcia nerwowego ugryzł Mamę w wargę, bo nie zwracała uwagi na sygnały wysyłane przez niego "boję się, zostaw mnie w spokoju". Drugą z moją sunią, Tajgą: byłyśmy na Mazurach w wioseczce zagubionej wśród lasów, kiedy nagle nad naszymi głowami huknęło, grzmotnęło, bo samolot przekroczył barierę dźwięku. Tajga w nogi i w las. Ja za nią pędem, ale gdzie mi do czteronożnego stworzenia zaprawionego w bieganiu. Na szczęście rozum się w Tajdze dość szybko obudził - kiedy troszkę ochłonęła, usiadła na drodze i czekała na mnie. Czyli wszystko dobre, co się dobrze kończy. Ale co ja się strachu najadłam (jak znaleźć psa w mazurskich lasach?), to moje. Quote Link to comment Share on other sites More sharing options...
egradska Posted June 17, 2015 Share Posted June 17, 2015 Dziewczynki okolowarszawskie, mozecie polecic jakas sprawna lokalna organizacje propsia? Mam sygnal o jakims owczarku, ktory jest wlascicielski, ale sam na posesji, do tego z rana na lapie, sygnal jest z sasiedztwa i na razie bez szczegolow, ale jesli wszystko sie potwierdzi, bylaby potrzebna pomoc w zabraniu go do lekarza co najmniej :( Quote Link to comment Share on other sites More sharing options...
irenas Posted June 18, 2015 Author Share Posted June 18, 2015 A gdzie ten owczarek dokładnie? Bo najlepiej by było znaleźć coś niedaleko. Quote Link to comment Share on other sites More sharing options...
malagos Posted June 18, 2015 Share Posted June 18, 2015 Dziewczynki okolowarszawskie, mozecie polecic jakas sprawna lokalna organizacje propsia? Mam sygnal o jakims owczarku, ktory jest wlascicielski, ale sam na posesji, do tego z rana na lapie, sygnal jest z sasiedztwa i na razie bez szczegolow, ale jesli wszystko sie potwierdzi, bylaby potrzebna pomoc w zabraniu go do lekarza co najmniej :( no właśnie, jakie to okolice? Bo my tu obstawiamy powiat makowski :) Quote Link to comment Share on other sites More sharing options...
irenas Posted June 21, 2015 Author Share Posted June 21, 2015 Widzę, że lato to bardzo nieinternetowa pora roku. I dobrze. Ja też jestem bardzo zajęta zbliżającą się przeprowadzką (mam zamiar to zrobić w okolicach 20 lipca). A Was co zajmuje, że się w ogóle nie odzywacie? A owczarek już obsłużony? Oglądałam wczoraj ostatni odcinek "Przygarnij mnie". Lizak po prostu niesamowity, ale to głównie zasługa jego teraźniejszego opiekuna, który potrafił nawiązać z psiakiem taką fantastyczną więź. M iło patrzeć na takie obrazki. Quote Link to comment Share on other sites More sharing options...
Recommended Posts
Join the conversation
You can post now and register later. If you have an account, sign in now to post with your account.