Jump to content
Dogomania

irenas

Members
  • Posts

    2605
  • Joined

  • Last visited

Profile Information

  • Gender
    Female
  • Location
    Dyszobaba, Mazowieckie

Contact Methods

  • Skype
    irena.stapor

Converted

  • Location
    Chotomów
  • Interests
    opera, robótki ręczne, urządzanie wnętrz, ZWIERZAKI!
  • Occupation
    (była) tłumaczka książek z ang. i franc.

Recent Profile Visitors

2026 profile views

irenas's Achievements

Newbie

Newbie (1/14)

318

Reputation

  1. Pamiętam, pamiętam. To o której mam się u Was pojawić, żebyśmy razem pojechali?
  2. Dziewczynki, wzruszyłam się, słowo daję! Pamiętacie o mnie, to strasznie miłe. Istotnie jakoś wsiąkłam w tego nieszczęsnego fejsbuka i chociaż staram się ograniczać, żeby mnie całkiem nie "wciagło", bo to skrajnie niezdrowe, to jednak czasu i zapału na nic innego nie starcza. Tym bardziej, że u Szerloka nudna normalka. Mam co prawda teraz dwie dodatkowe suczki i w związku z tym dodatkowe problemy, a Dziunia 18 listopada kończy 17 lat i nie mam pewności, czy do tego dnia dożyje, bo bardzo się zrobiła demencyjna, chociaż fizycznie nie jest najgorzej, ale pisanie dwa razy tego samego jest mało zabawne. Spróbuję jednak się postarać i choć troszkę wrócić na dogo. A jesli chodzi o maty, mogę zrobić, czemu nie. Widziałam na fejsbuku takie bardzo bajeranckie i drogie, pomyślałam, że moje przaśne nikomu już nie potrzebne. Ale skoro potrzebne, to zrobię, tylko muszę kupić kocyki. Dajcie znać czy "panie Czesiu, mam grać?", dobrze?
  3. Wiem, wiem. Niestety jak dla mnie ma za dużo tzw. hejtu, często bez sensu i powodu.
  4. Wiesz, nie jestem pewna, czy Fb jest rzeczywiście fajny. Dałam się wciągnąć, ale coraz częściej mnie odrzuca.
  5. Kiejciu, Rudolf ma świetne wyniki kreatyniny i usg nerek. Zero problemów. Może więc po prostu ten model tak ma. Na szczęście zaczął wychodzić na siku na dwór, już miałam dość grzebania się w jego sikach i kupach. No i ta Juka zjadające kocie kupy! Na samą myśl robi mi się niedobrze.
  6. Nie wiem, jak Koloratkę wyleczę. Dziś wyglądała znacznie lepiej, muszę liczyć na to, że jej organizm sam choróbsko zwalczy. Kiedy do mnie trafiła, była zagłodzona i wychłodzona, to koci katar się rozszalał, a teraz to kawał kocicy, jest zdrowa, mam nadzieję, że to przewalczy. Rudolf ciągle pokasłuje, ale już nie chce jeść karmy z antybiotykiem. Sierść już też lepiej wygląda, ale ja jeszcze nie jestem z niej zadowolona. Wiem, że to kwestia czasu, ale chciałabym, żeby już wyglądał jak najładniej. Bardzo dużo śpi.
  7. Co do badań, nie wiem. Miał zbadaną krew, a na co dokładnie, to jeszcze spytam. Z Koloratką jest problem, bo o ile Rudolf Agrest zjada wszystko jak leci, nawet z antybiotykiem (na razie, bo już powoli zaczyna obwąchiwać jedzenie), o tyle Koloratka w ogóle jest bardzo wybredna, a jedzenie z lekarstwem w ogóle nie wchodzi w grę. A przecież jej nie złapię i nie będę jej wpychać nic do pyszczka na siłę, bo stracę ją zupełnie.
  8. Jednak gabinet był czynny dziś. Rudolf Agrest został zbadany za pomocą USG - nie ma płynu w brzuchu, pani wetka łamie sobie głowę, skąd ta duża liczba leukocytów. Może od kociego kataru. Rudolf jeszcze kicha, ale niestety "sprzedał" zarazek Koloratce, która ma wyciek ropy z oka. Czyli teraz będę serwowała antybiotyk obu kotom. Kocisko poczuło się lepiej - przytył przez ten tydzień 800 g! - i od razu zaczął pokazywać humory. Już mu się pani Magda tak nie podoba, jak na początku. No bo kto to słyszał, żeby zdrowemu kotu wsadzać w pupę termometr? Golić brzucho? Mazać to brzucho jakimś glutem obziedliwym, a potem jeździć po nim jakąś wstrętną, twardą gałką? Wyrywał się nam Rudolf, zwiewał, chował za kaloryfer lub pod półki, nabiegałyśmy się za nim nieźle. (Abstrahuję od faktu, że podróż zaczął od uwalenia kupy w aucie). No ale bardzo obie byłyśmy zadowolone z rezultatów. Poprosiłam o przycięcie pazurków, bo były bardzo długie i wydawało mi się, że trudno mu się przez to chodzi, ale okazało się, że to poduszeczki u łapek są bardzo biedne: wyglądają jak poparzone, albo odmrożone, mam je smarować wazeliną, albo jakąś maścią z witaminami. No i za tydzień drugi akt odrobaczania. W domu Rudolf jest już całkowicie u siebie. Śpię teraz z dwoma psami i kotem, przy czym ten ostatni w ogóle nie przeszkadza, czego nie mogę powiedzieć o Juce, która z uporem maniaka kładzie mi się na nogach, a nie należy do sylfid, tak więc jest mi bardzo niewygodnie. Między psami i kotem totalna komitywa. Nawet Koloratka jakby nieco bardziej odważna. Wczoraj odbyły się jakieś kocie wrzaski w kuchni, podejrzewam, że doszło do bezpośredniego kontaktu Rudolfa i Koloratki (na ogół jedno jest w kuchni, drugie w pokoju), ale psy uznały tę sytuację za wesoły początek gonitwy i pognały za Koloratką, w związku z czym nie było żadnej poważnej kociej awantury. Póki nie ma szalonej Stokroty od myśliwego, wszystko jest ok, bo Koloratka ucieka na myśliwską działkę, gdzie moje psy nie mają wstępu. O przyszłość będę się martwić jutro (Jak Scarlet O'Hara, pamiętacie?)
  9. No więc tak. Wyniki całkiem niezłe. Za dużo leukocytów (dużo za dużo), co wskazuje na jakiś stan zapalny, i mocznika. Nerki w porządku, kreatynina nawet nieco za niska, pani Magda przypuszcza, że to z niedożywienia, podobnie jak albuminy. Ogólnie jest raczej dobrze, niż źle. Rudolfo Agresto będzie brał antybiotyk, w piątek mam go pokazać, pani Magda sprawdzi za pomocą usg czy nie ma płynu w jamie brzusznej. I to by było na tyle na razie. Odkarmiamy i podajemy antybiotyk.
  10. Właściwie kolejność powinna być odwrotna. Na powyższym zdjęciu Rudolf Agrest (Agrest został uznany za zbyt trudny do wymówienia, dlatego wróciłam do pierwszego Rudolfa, ale żeby odnotować że było inne imię, w piśmie używam ob u) śpi po powrocie od lekarza, a Juka korzysta z sytuacji, żeby się przytulić. A tu u pani wetki w klatce, w której w piątek odpoczywała po sterylizacji przepiękna koteczka. Jak widzicie (trochę niewyraźnie) na pyszczydle maluje się zdziwione rozczarowanie.
  11. Ale mi się trafił kot! To, że Agrest nie boi się psów, już wiadomo. Dziś okazało się, że jest wytrawnym podróżnikiem. Całą drogę do i z Makowa przebył stojąc na moich kolanach, oparty o ramię, podziwiając przelatujące za oknami krajobrazy. U pani wetki dokonał podboju jej serca, zwiedził gabinet, zjadł kolejnego winstona (tym razem z antybiotykiem na koci katar), po czym zakochał się w prześlicznej koteczce leżącej w klatce po sterylizacji, przelazł przez nią i położył się z miną "ja zostaję". Pani Magda musiała go stamtąd wyciągać gwałtem i przemocą, kiedy nadeszła chwila odjazdu. Po powrocie psy przywitały go entuzjastycznie. Nadal się ich nie boi, ale wyraźnie miał dość wrażeń, bo gdzieś się schował. Niech odpocznie. Badania krwi nie zrobiłyśmy, bo Agrest rzucił się na psie żarcie, zanim zdążyłam je wycofać. Uzgodniłyśmy z panią Magdą, że przyjadę z rana w poniedziałek, żeby go nie katować zbyt długo głodem. Koloratka była na swoim posłaniu, kiedy wróciliśmy, ale jak nas usłyszała, znowu dała nogę. Troszkę się uspokoiłam, że wszystko z nią w porządku, bo już się bałam, że dała nogę, tak jak inne koty i że nigdy więcej jej nie zobaczę.
×
×
  • Create New...