Jump to content
Dogomania

Szerlok pocieszyciel


Recommended Posts

Matko, Irenasie, ledwie żeś do Dyszobaby dotarła, a już zdążyłaś się Babo zadyszeć! :D I to parokrotnie!!!!!!

 

Uważajcie z tą rzeką, bo o nieszczęście nie trudno :( Nawet w takiej, co w niej wody prawie wcale nie ma...

 

Akcja z biały chudzielcem - I klasa! Mam tylko nadzieję, że od teraz brama u mitycznej p. Basi będzie zamknięta ;)

 

Aha, na wszelki wypadek sprawdziłam w słowniku znaczenie słowa "fertyczna", bo to, które znałam nie zgadzało mi się z moją skromną osobą - szczególnie od kiedy jestem nieszczęśliwą posiadaczką przetrąconego biodra! :D

 

ZNACZENIE Inaczej ruchliwy. UŻYCIE: Fertyczny to także zwinny, żwawy lub zręczny.

 

Blondyneczka się zgadza (choć już teraz to tylko farbowana). Za sympatyczną dziękuję :)

Link to comment
Share on other sites

Nutusiu, dla mnie fertyczność to stan ducha, nie ciała. W każdym razie na mnie zrobiłaś wrażenie osoby bardzo ruchliwej, zwinnej, zręcznej  i skutecznej w działaniu.

 

W Dyszobabie muszą być jakieś pozytywne fluidy, bo jak dotąd spotkałam tylko jedną osobę, która niezbyt mi przypadła do serca (Facet, który stwierdził: "Po co pani trzy psy! Lepiej niech sobie pani faceta weźmie". Pierwszy raz człowieka widzi i tak mu z kaloszami do duszy włazi!). A akcja z białym zdarzyła mi się pierwszy raz w życiu, nie wiem, co na niego podziałało - perspektywa jedzenia, moje monotnonnie powtarzane zaklęcie, czy wszystko na raz. Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że mi się udało.

 

Nie wiem, czy czytałaś kiedyś o Krystynie Skarbek, która była podobno ulubionym agentem Churchilla (co nie przeszkadzało jej olać po wojnie!), a która była obdarzona niezwykłym darem zaklinania zwierząt. Kiedyś, gdy nocą przekradała się przez jakąś granicę, obok przeszło dwóch Niemców z owczarkiem alzackim. Pies ją wyczuł, ale wcale nie wydał. Przyszedł do niej, przytulił się i... został na zawsze! Ta historia zrobiła na mnie ogromne wrażenia. Też bym chciała mieć taki dar. A moja przygoda z białym troszkę tak wyglądała, jakbym coś takiego miała, chociaż to pewno była tylko miska z żarciem w ręku, a nie żadna magia.

 

Dziunia już do rzeki nie biegnie. Zachowuje się tak, jakby się na nią obraziła: odwraca się tyłem i udaje, że jej nie widzi. I dobrze. Tak jest bezpieczniej.

Link to comment
Share on other sites

A, no jeśli chodzi o ducha, to mój faktycznie fertyczny książkowo! :D

 

Irenko - może tym razem była miska z żarciem i magia przyjdzie z czasem?... Bardzo Ci tego życzę, bo skorzystają na tym z pewnością zwierzaki :)

 

Dziunia - mądra z Ciebie dzieweczka - tak trzymaj! ;)

 

Aha, zapomniałam Ci odpisać, że poszewki spokojnie mogą sobie na mnie poczekać - mam czym handlować, póki co :)

Link to comment
Share on other sites

I po balu, panno Lalu! Brama co prawda była zamknięta, ale wrota z tyłu stodoły już nie. Biały podobno zżarł 1,5 kg puszkę Rafiego, całe jedzenie kocie, obleciał obejście, zwiedził taras, po czym dał dyla przez wzmiankowane wrota (co prawda w kolejnej wersji opowieści to była dziura. Zwał jak zwał, rezultat ten sam.) Jedyna nadzieja, że skoro się dowiedział, że w tej zagrodzie tak dobrze karmią, to zgłosi się, jak zgłodnieje. Ale gwarancji nie ma, bo takie zaprawione w bojach bezpańskie psy mają niezwykłą wytrzymałość na brak jedzenia i potrafią naprawdę długo się bez niego obejść. Ze szkodą dla własnego zdrowia, oczywiście.

 

Jutro jadę do Grzybków po Ikę (o ile się nie mylę, tak się to maleństwo nazywa), żeby przewieźć ją do Warszawy, skąd już pociągiem uda się do Katowić. A ja wrócę do domu z Karmelkiem. No, ciekawe, jak go przyjmie terrorystka Mimi! Z wszystkiego zdam relację.

Link to comment
Share on other sites

Powsinogowatość skutecznie ukróca skrócenie psa o jajka ;) Bo potem wstyd tak po wsi chodzić :D

 

Szkoda... Ludzie to jednak są bez pojęcia! Ja mam płot szczelny bardzo, a np. nowego psa w życiu bym samego nie zostawiła nawet na chwilę! Pola jest u mnie już prawie tydzień, a nadal wychodzę z nią na smyczy, gdy jest ciemno...

Link to comment
Share on other sites

Ale emocji dziś miałam! Najpierw po drodze do Grzybków między pędzącymi samochodami biegała biała sunieczka. Bez problemu dała się zaprosić do wnętrza, po czym całą drogę do Mazowszanki usiłowała mi wleźć na kolana. Jak się domyślacie było to w znacznym stopniu utrudnione, bo prowadziłam. Namolna była strasznie, a w pewnej chwili włos mi się na głowie zjeżył, bo w ferworze odpychania nachała, skręciłam za bardzo w lewo i o mały włos nie doszło do zderzenia. Strasznie to było uciążliwe. No ale dojechałyśmy w końcu i nastąpiła zamiana: ja zabrałam rudzielca, a Mazowszanka białą. W odróżnieniu od białej, ruda była wcielonym aniołem. Wskoczyła do auta jak do swojego, zwinęła się w kłębek i zasnęła. Od czasu do czasu wyglądała przez okno, ale kiedy włączyłam klimę, znowu poszła w kimono. Co to za cygańskie dziecko z tej Iki! W Warszawie bez protestu poszła z Ewu, nic jej nie peszyło, ani nie denerwowało. Nerwy jak postronki ma ta sunia. Albo już tyle się naprzeżywała, że byle co, jej nie rusza.

A ja popędziłam po kota. Który to kot w domu dyszobabskim na widok Szerloka schował się... pod podłogą . Siedzi tam do teraz, a ja się denerwuję, czy wyjdzie, czy nie zaklinował się aby. Nawet nie zauważyłam, że za zlewem w ścianie jest dziura. Nie mam pojęcia, dokąd prowadzi. Dom jest stary, drewniany, ocieplany chałupniczo w czasach słusznie minionych, wyobrażam więc sobie, że pełno tam kanałów i nisz. Koteczek jest śliczny, taki "deserowy" (kojarzy się z lodami z bitą śmietaną i karmelem). Szkoda by go było (gdyby był brzydki zresztą też!)

Link to comment
Share on other sites

Donoszę, że Karmelek wcale nie wlazł pod podłogę (całe szczęście!) tylko za kredens w kuchni. W nocy ośmielił się, zjadł jedzonko zostawione pod stołem i powędrował na strych, skąd rano na nas poglądał (po spożyciu kolejnego posiłku tym razem na schodach na strych). Głód i ciekawość zwyciężyły, przynajmniej częściowo. Nadal boi się żywiołowości Szerloka, który koniecznie, ale to koniecznie chce go sobie obejrzeć z bliska, powąchać i polizać. Z czasem będzie dobrze. Mimi też od czasu do czasu gania po domu, ale ona już wie, że to zabawa, a jak się jej coś nie podoba, to daje mu łapką po nosie i spokój.

Link to comment
Share on other sites

Dzisiaj rano Karmel Waleczny postanowił porzucić strachy i obawy i z otwartą przyłbicą stawić czoło niebezpieczeństwu czyli Zdyszanej Babie, trzem psom oraz kotce. Jest przesłodki, przytulas mruczący, strasznie milusi. Dał się wziąć na ręce, "pocałował" się z Szerlokiem (który okazał się psem wielkiej delikatności - ani razu nie szczeknął, ani nie klapnął zębami, zupełnie jakby rozumiał, że to delikatne maleństwo trzeba traktować z ostrożnością). Tylko Dziunia szczeknęła na Karmelka, tak jak na wszystkie "nowości" - ostrzegam, że nie lubię niespodzianek, nie zbliżaj się! Zrozumiał i posłuchał. No i Mimi syczała na niego niczym wąż. Ale on to olał. Widać już nie takie rzeczy w wykonaniu kotów widział. Teraz bryka po strychu. Zwiedził salon (czyli duży pokój, skład dużych mebli). To jedyne miejsce, w którym jeszcze nic, ale to absolutnie nic nie zrobiłam. Pudła stoją jak stały, meble na środku jako te mastodonty. Ale on był zaciekawiony i bardzo mu się podobało, że może skakać z kanapy na postument (który w mojej pracy służył jako podstawa do ekspozycji zdobytej nagrody, a u mnie został zdegradowany do roli kwietnika) i uprawiać slalom między pudłami. To ostatnie z pewną taką nieśmiałością, bo Szerloka jeszcze się odrobinkę boi.

MarysiuO, dziękuję za życzenia spokoju, ale zdaje się, że letnie  weekendy w Dyszobabie nie będą spokojne - moi nowi sąsiedzi okazali się bardzo hałaśliwi, a że jest ich dużo + dwa psy, mówią bez przerwy bardzo głośno, a psiaki szczekają na wszystko, co się rusza, jak to psiaki, to i ciszy się nie można spodziewać. No, ale będą przyjeżdżać co dwa tygodnie i pewno nie zawsze tak licznie (takie nowości na ogół gościom szybko się nudzą) jakoś więc to zniosę. Za to żona myśliwego okazała się bardzo sympatyczna.

Link to comment
Share on other sites

Melduję się i ja. Co do Narwi - płynęliśmy z Suraża do Rzędzian - 3 dni  z prądem, potem pan nas i kajaki przewiózł w górę Narwi i kolejne 3 dni płynęliśmy z prądem do Suraża, skąd wczoraj w nocy wróciłam do domku. Bardzo fajna przygoda, cieszę się, że dałam radę, i wiosłować i spać w maleńkim namiociku, i że nie wyszłam z wprawy.

Teraz biorę się za czytanie dogo :)

Link to comment
Share on other sites

Aż mnie zmroziło jak przeczytałam o tym  niezamierzonym skręcie w lewo.

Irenko,błagam , uważaj na siebie.

Zapewniam Cię, że mnie też. Serce mi na moment stanęło.

 

ekrv40.jpg

 

A oto Karmel Waleczny.

  • Upvote 1
Link to comment
Share on other sites

Słodki i psotny, ciekawski jak sroka. Na razie walczy wnim ta właśnie ciekawość świata z lękiem, ale na pewno go przezwtcięży. Martwię się jednym - on ma chore jedno oczko, a nie daje się złapać, żeby mu je zakropić.

 

Co do suni - tylko jej nie bierz do samochodu na miejsce pasażera, bo śmierć w oczach! A jak się nazywa jej wątek, bo Mazowszanka owszem poinformowała mnie, że go założyła, ale zapomniała powiedzieć, gdzie go szukać. "Biała sunia" chyba nie wystarczy?

Link to comment
Share on other sites

Ups, oczko zakrapiać trzeba... Musisz znaleźć sposób, żeby łapać małego drania ;)

Dziś rano mi się udało, ale potem Szerlok z Kajtusiem zagnały go za kredens, skąd udało mu się niepostrzeżenie zwiać (dwa głupole jeszcze kilka godzin warowały przy kredensie. Hi, hi, hi) na pozycje strategiczne na strychu. Znowu nie daje się wziąć na ręce. Akcetuje moją osobę tylko jeśli trzymam w ręku talerzyk i saszetkę z jedzeniem. A i wtedy podchodzi bardzo ostrożnie.  i nie daje szansy, żeby go schwytać.

A Mimi się obraziła i nie bywa w domu.

Link to comment
Share on other sites

Karmelek socjalizuje się w tempie astronomicznym. Już biega po domu, chociaż jeszcze co chwilę wraca na strych, dał sobie bez problemów zakropić oczko, je jak szalony (dostał kawałeczek mięska, to "zabijał" je tak jakby to była mysz. Zdaje się, że będzie z niego łowca, co mnie wcale tak nie cieszy.), a teraz spotkał Mimi i z tego, co słyszę spotkanie przebiega w atmosferze "ostrzegawczej". Któreś z nich śpiewa, jak to koty, gdy czują się zagrożone. Nie będę się wtrącać, niech się same dogadają. Psy już go całkowicie zaakceptowały.

Link to comment
Share on other sites

O kurczę! Wygląda na to, że piszę ten wątek sama dla siebie. No trudno. Kontynuujmy opowieść z Dyszobaby.

 

Karmelek przespał dziś noc z nami w łóżku! Przytulił się do mnie nie wiedzieć kiedy, a gdy się obudziłam przyszedł na pieszczotki i mruczanko. A mruczy jak traktor. Kto by się spodziewał, że w tak drobnym ciałku kryje się taki potężny warkot!  Rano natknął się na Mimi, która na niego nawrzeszczała i (chyba) go pacnęła łapą, bo kwiknął cichutko, ale teraz już wszystko w porządku. Już nie siedzi tylko na strychu, czasem zapuszcza się nawet do ogródka.

 

Natomiast Dziunia i Szerlok dwa dni temu mieli wstrząsającą przygodę. Otóż, gdy  wyszli zza zakrętu drogi ich oczom ukazała się ... krowa!

 

usbk7.jpg

 

Jak widać na powyższym obrazku, oboje zbaranieli. Że Dziunia była zdziwiona, to rozumiem. Ale wsiowy Szerlok??? Strasznie się tej krowy bał, nie przeszedł obok niej sam - chociaż przecież stoi dość daleko od drogi - musiałam go praktycznie przeprowadzić.  A potem, w domu....

33uradd.jpg

 

Przeżycia po prostu ścięły psa z nóg!

  • Upvote 2
Link to comment
Share on other sites

Join the conversation

You can post now and register later. If you have an account, sign in now to post with your account.

Guest
Reply to this topic...

×   Pasted as rich text.   Paste as plain text instead

  Only 75 emoji are allowed.

×   Your link has been automatically embedded.   Display as a link instead

×   Your previous content has been restored.   Clear editor

×   You cannot paste images directly. Upload or insert images from URL.

×
×
  • Create New...