Jump to content
Dogomania

Szerlok pocieszyciel


Recommended Posts

No właśnie, mnie też się z tym skojarzyło! A najlepsze jest to, że śledztwo dopiero zostanie umorzone. Ja bym myślała, że sie umorzyło z automatu, gdy tylko jakiś orzeł stwierdził, że noga nie jest prawdziwa. Ale z drugiej strony tak sobie myślę - a może proteza została na brzegu, a reszta pływa w Wiśle, czyli może jednak to jest morderstwo? Chyba czytam za dużo kryminałów.

 

A co do melatoniny, już ją "przerabiałam". Jestem melatoninoodporna. Najlepszym środkiem nasennym dla mnie jest... kaszka manna na mleku z cukrem! Po tym zasypiam natychmiast! Niestety wczoraj zapomniałam kupić mleka. No a poza tym to niezwykle tuczący środek. Szczerze mówiąc nie spodziewałam się takiej nocy, bo ostatnio raczej śpię za dużo niż za mało. Ale nie ma tego złego, co by  na dobre nie wyszło. Dzięki bezsenności mogłam sobie wreszcie spokojnie pogadać z moją przyjaciółką w Toronto, bo wnuki już poszły do domu. Jeśli dzwonię wcześniej, zawsze któreś ma jakieś ultra pilne sprawy do babci. Na pewno znacie tę zależność: telefon do osoby opiekującej się dziećmi, czy jakaś wizyta, w trybie natychmiastowym uruchiamiają niecierpiące zwłoki potrzeby tychże dzieci. I to wcale nie muszą być malutkie dzieci. No i nie pogadasz!

 

PS. Wracamy ze spaceru i wita nas w ogródku...no kto? Fredzia, oczywiście!

Link to comment
Share on other sites

No właśnie, mnie też się z tym skojarzyło! A najlepsze jest to, że śledztwo dopiero zostanie umorzone. Ja bym myślała, że sie umorzyło z automatu, gdy tylko jakiś orzeł stwierdził, że noga nie jest prawdziwa. Ale z drugiej strony tak sobie myślę - a może proteza została na brzegu, a reszta pływa w Wiśle, czyli może jednak to jest morderstwo? Chyba czytam za dużo kryminałów.

 

A co do melatoniny, już ją "przerabiałam". Jestem melatoninoodporna. Najlepszym środkiem nasennym dla mnie jest... kaszka manna na mleku z cukrem! Po tym zasypiam natychmiast! Niestety wczoraj zapomniałam kupić mleka. No a poza tym to niezwykle tuczący środek. Szczerze mówiąc nie spodziewałam się takiej nocy, bo ostatnio raczej śpię za dużo niż za mało. Ale nie ma tego złego, co by  na dobre nie wyszło. Dzięki bezsenności mogłam sobie wreszcie spokojnie pogadać z moją przyjaciółką w Toronto, bo wnuki już poszły do domu. Jeśli dzwonię wcześniej, zawsze któreś ma jakieś ultra pilne sprawy do babci. Na pewno znacie tę zależność: telefon do osoby opiekującej się dziećmi, czy jakaś wizyta, w trybie natychmiastowym uruchiamiają niecierpiące zwłoki potrzeby tychże dzieci. I to wcale nie muszą być malutkie dzieci. No i nie pogadasz!

 

PS. Wracamy ze spaceru i wita nas w ogródku...no kto? Fredzia, oczywiście!

 Dobrze to znam :)

Link to comment
Share on other sites

Ale było emocji! Nastraszyli nas tym biednym Krabem, że taki straszny, że będą z nim kłopoty, a on niezwykle kulturalnie nawet nie zwymiotował w samochodzie, chociaż było mu wyraźnie niedobrze! Miły, spokojny pies z głową jak ceber, to fakt,  i ogromnym pyszczydłem, ale wcale nie żaden potwór. Ja też bym pogryzła klatkę, gdyby była tak małych rozmiarów jak ta, w której go przywieźli z tych Mazur. Wyobraźcie sobie: malutka klatka, całkowite ciemności, duchota (bo oprócz niego przecież w tym samym ciasnym pomieszczeniu jechało kilka innych psów i to nie małych), na dodatek trzęsie i warczy. Cud boski, że nie zmajstrował niczego gorszego! Za to na świeżym lufcie okazał się strasznym... babiarzem. Nie mógł się odkleić od Gwiazdy. To było podejrzane - może miała cieczkę.

Jadąca z nami w aucie Pianka - sam wdzięk i urok. Byłam pełna podziwu, że ani pobyt w schronie, ani upiorna podróż w klatce nie wpłynęły na jej ufność do ludzi i wesołe usposobienie.

Podsumowując moje pierwsze doświadczenie tego typu - jestem zachwycona. Poznałam kilkanaście uroczych zwierzaków, że o ludziach już nie wspomnę. Nutusiu, Ty musisz być aniołem, skoro Twoje stadko jest tak spokojne, nieagresywne i sympatyczne!

Moja gadzina przetrwała oczekiwanie bezboleśnie, trochę jej tylko dokuczał głód, bo ja wypadłam z domu jak oparzona o 5.30, nie nakarmiwszy nikogo - ani kotów, ani psów ani siebie. Tym bardziej smakowała wątróbka, którą zwierza dostały po powrocie.

Link to comment
Share on other sites

Hotelik, do którego zawiozłyśmy psy, też był w porzo (jak mawiają moi siostrzeńcy). Młode małżeństwo z fantastycznym podejściem do świata i życia. Wygląda na to, że nic nie stanowi problemu. Ani to, że pan jest po operacji na otwartym sercu - zasuwa jak mały trolejbus, sam wszystko robi w niewykończonym domu, sam zbudował kojce dla psów, tylko teren karczował sąsiad, bo on chyba akurat wtedy był w szpitalu. Mają półtoraroczne dziecko, ludzie na ogół pozbywają się zwierząt z domu, gdy pojawia się potomek, a tu na odwrót: pani zastanawia się, czy Gwiazda (duża puchata, piękna!) nada się na psa docelowego, czy będzie lubiła dzieci. I bardzo na to liczy. A dwa małe psie kajtki już są. Widać, że mają bardzo pozytywne podejście do wszystkiego i wszystko "przyjmuja na klatę", rozwiązując problemy w miarę ich pojawiania się. Żadnego marudzenia. Ja wiem, że myśmy tam były krótko i w zasadzie z wizytą niemal towarzyską - kawka, herbatka i te rzeczy też były. Ale było dość czasu, żeby ponarzekać, gdyby pani domu miała taki zwyczaj. W sumie bardzo pozytywny dzień. Proszę o jeszcze. I pamiętajcie, że w razie czego, ja też mam auto transportowe, do którego nie mam nabożnego stosunku, czyli gadzinę też mogę przewieźć, jak będzie trzeba.

Link to comment
Share on other sites

To czyta się jeszcze lepiej :).

Oprócz wspaniałych psów(wszystkich!), spotykamy też na swojej drodze  cudownych ludzi i to wcale nie tak rzadko.  Jeśli Gwiazdka będzie świecić swoim światłem w takim hoteliku i takim ludziom, no to jest najlepsze, co ją mogło spotkać w psim życiu :). Możliwości przewozu gadziny - ważna  i potrzebna sprawa przy psich adopcjach :). Często sporo napodróżują się  te nasze psiaki, zanim znajda swoje domy :( .

Link to comment
Share on other sites

Link to comment
Share on other sites

Dzięki Nutusiu! Na pewno poczytam, tym bardziej, że teraz mam tak dużo wolnego czasu. Co mnie jeszcze wzrusza i smuci jednocześnie w tych psiakach to ta ich pokora i uległość. Ja w takich sytuacjach dawno bym kogoś conajmniej pogryzła, jeśli nie wręcz zagryzła. A one poddają się ludziom bez sprzeciwu. Przecież to wyciąganie Gwiazdy z klatki to był horror! A ona nawet nie warknęła, tylko machnęła przyjaźnie ogonem.

Link to comment
Share on other sites

Owszem, są mądre. Mój pierwszy pies, zebrany z podwórka w bloku u moich Rodziców, gdzie ktoś go musiał podrzucić, miał STRASZNIE chore uszy. Po prostu groza. Poszłam z nim do weterynarza, a ten bez znieczulenia przeprowadził czyszczenie. Wyciągał z uszu ropę wymieszaną z krwią, Rudy wył z bólu. Na koniec wet wpuścił mu do uszu jakąś hamerykańską maść (to było trzydzieści kilka lat temu. Te zagraniczne cuda dostawał w postaci próbek) i wręczył mi resztę z instrukcją, że za pięć dni mam powtórzyć operację. Dusza we mnie zamarła. Jak to? Rudy u mnie od niedawna, nacierpiał się tyle przy czyszczeniu uchali - przecież mnie zje, jak tylko spróbuję dotknąć tej części jego ciała! No ale po pięciu dniach biorę się za czyszczenie, a tu Rudy... podstawia łeb! Maść musiała mu szybko pomóc, a że głupi nie był (patrz wyżej), zrozumiał, że tylko chcę mu pomóc.

Tylko Szerlok tego nie rozumie. Każda najmniejsza nawet próba ingerencji w jego fizyczność (na przykład czesanie!) skutkuje dziką awanturą. Aż wstyd się pokazać w przychodni. A tu znowu wzrosło zainteresowanie psią pupą, czyli trzeba będzie iść zrobić cisku, cisku i oczyścić gruczoły. Kurka wodna! Już się boję.

Link to comment
Share on other sites

Też miałam takiego psa...
Miał egzemę i dostawał raz na jakiś czas bardzo bolesny zastrzyk. Robiła mu je moja wykwalifikowana pielęgniarsko mama. Kiedyś nie było strzykawek jednorazowych, tylko szklano-metalowe, które się sterylizowało, gotując w takich specjalnych metalowych skrzyneczkach.
Kubuś bardzo się bał tych zastrzyków, bo sprawiały mu ogromny ból. Na widok wyciąganego do gotowania pudełeczka ze strzykawką chował się pod fotel. Przy pierwszym zastrzyku, wyciągnęłyśmy go stamtąd na siłę. Przy drugim było tak, że mama przyniosła skrzyneczkę ze strzykawką, postawiła na stoliku i poszła jeszcze po coś do kuchni. Kuba oczywiście siedział wciśnięty pod fotel. I jakież było mamy zdziwienie, gdy po powrocie do pokoju, zastała Kubę leżącego na dywanie, gotowego do zaaplikowania mu zastrzyku!
On się bał, ale wiedział, że te zastrzyki przynoszą mu ulgę i skóra tak nie swędzi...
Zresztą Kuba to był najmądrzejszy pies, jakiego do tej pory miałam!

Link to comment
Share on other sites

Moje Drogie, mam kolejne zmartwienie. Okazało się, że Szymek (blisko 16-letni kot) ma mocznicę. Weterynarz powiedział, żeby dać mu kilka kroplówek i zobaczyć, czy jego stan się poprawia czy nie. Te kroplówki to straszny stres dla Szymka. Moje pytanie brzmi: czy to ma sens go męczyć, skoro jest już stary, a choroba - z tego co przeczytałam w internecie - jest całkowicie nieuleczalna i wymaga nieustannych interwencji weterynarza? Jestem przeciwniczką uporczywej terapii, chciałabym wiedzieć, czy leczenie daje prawdziwą poprawę samopoczucia, czy tylko podtrzymuje życie i czy w tej chorobie kot cierpi (on mi tego nie powie) czyli, czy mogę mu pozwoliś odejść w jego własnym tempie, czy trzeba mu skrócić cierpienia.

 

PS Szerlok ugryzł weta.

Link to comment
Share on other sites

To bardzo trudne pytanie. Z naszą poprzednią sunią, kiedy było już bardzo źle(starość+ choroby), zapytałam samą siebie, czy bym chciała tak żyć, jak ona - też nie wiedziałam, czy cierpi. Stwierdziłam, że nie. Zdecydowaliśmy się na eutanazję i w 2,5 miesiąca później, zamieszkała z nami Bliss.

Link to comment
Share on other sites

Bardzo Ci dziękuję za odpowiedź. Ja jestem własciwie zdecydowana, tylko potrzebuję wsparcia. Ja przede wszystkim bym nie chciała, żeby cierpiał. Już nawet nie chodzi o to "co to za życie", tylko o ból. Nie chce żeby go bolało. Tego się boję najbardziej.

Link to comment
Share on other sites

Ja już nie pamiętam, gdzie to czytałam, ale ktoś napisał, że pies żyje dniem dzisiejszym, a nie przyszłością  i nie interesuje go, czy Reksio  skończy kurs PT, ani nie pragnie dożyć zamążpójścia swojej wnuczki. Myślę, że kot podobnie. Dlatego i dla jednego i dla drugiego, ważna jest jakość życia - nie tylko brak bólu(o czym i tak nam nie powie). Tak myślę.

Link to comment
Share on other sites

Mocznica często dotyka koty i nie ma na to leku. Mój stareńki syjam Czesiek odszedł na nią, sam...

No własnie - sam. Ale czy to nie jest okrucieństwo, żeby czekać aż to zrobi? Czy chory kot bardzo cierpi, czy raczej po prostu powoli gaśnie?

Link to comment
Share on other sites

Przeczytaj, jeśli już wcześniej nie czytałaś tego

http://swiatkotow.pl/strefa-wiedzy/artykuly/choroby/art,164,przewlekla-niewydolnosc-nerek.html

 Ja bym była za eutanazją. Bo potem(im bardziej się zaangażujesz w "ratowanie") tym jest trudniej podjąć taką decyzję. Choroba jest nieuleczalna, kot już swoje lata ma........ Jak kochasz koty, daj dom następnemu .

Link to comment
Share on other sites

Zwierzęta mają ten komfort, że mamy prawo ukrócić ich niepotrzebne cierpienia.
Wczoraj z Marysią zgarnęłyśmy z ulicy psiaka o jądrach wielkości moich dwóch pięści, całkiem łysego. Okazało się, że ma przerzuty na płuca i kwestią dosłownie dni jest śmierć w okropnych męczarniach, przed uduszenie... Też decyzja mogła być tylko jedna :(
Całą sytuację opisałam na wątku Marysiowego Rudka...
Naszą Tośkę ratowaliśmy wiele razy, choć lekarze nie dawali jej wielkich szans. Ale widzieliśmy w niej chęć do życia - trzymała się go pazurami i wychodziła z naprawdę poważnych opresji. Ale gdy wysiadły nerki, przestała jeść, kroplówki ją męczyły, sama dała nam do zrozumienia, że już czas...

Link to comment
Share on other sites

Join the conversation

You can post now and register later. If you have an account, sign in now to post with your account.

Guest
Reply to this topic...

×   Pasted as rich text.   Paste as plain text instead

  Only 75 emoji are allowed.

×   Your link has been automatically embedded.   Display as a link instead

×   Your previous content has been restored.   Clear editor

×   You cannot paste images directly. Upload or insert images from URL.

×
×
  • Create New...