Jump to content
Dogomania

Nie kupuj- adoptuj! CZEMU?!?!?


alen

Recommended Posts

Klaki, my już bardzo dużo wypracowaliśmy:
pies daje się pogłaskać, nie atakuje
jak kogoś dobrze, wielokrotnie pozna, daje się pogłaskać, nawet ufa tej oosbie
zaprzyjaźnił się z kilkoma psami
nie rzuca się na nas, jak śpi, a my przechodzimy i ktoś go niechcący dotknie, np połą szlafroka, jak ten śpi na legowisku
nie rzuca się na rękę, jak musimy dołożyć lek do miski (bo się zdarza, że ktoś zapomni)
nie gryzie przy wycieraniu
daje się zostawić u fryzjera, ma taką fryzjerkę, u której lata luzem po salonie i jest super grzeczny
sam się pakuje na kolana do miziania, a kiedyś to było nie do pomyślenia
umie się zrelaksować, nie hsiteryzuje w domu, zostały głównie problemy na spacerach
nauczył się bawić, siadać i robić słupek na komendę
wycieranie łap wygląda tak, ze ja zawsze powtarzam "łapa, druga, tył raz, tył dwa", a on wtedy się obraca i podaje odpowiednią łapę
nie ma cyrków u weta, jest grzeczny, teraz już nawet w poczekalni, a kiedyś to była koszmarna szarpanina
chodzi na flexi i to chodzi bardzo dobrze, bo umie "słuchać" wydanych nią komend



Uważam, że odwaliliśmy z nim naprawdę kawał dobrej roboty, bo na początku było z nim bardzo ciężko. Był wtedy trzecim psem w rodzinie, zupełnie nie planowanym, znalezionym, jak przymarzał pod koniec listopada do betonu, z problemami ze stawami łap, z zapaleniem uszu, a skoro był ból, strach, była agresja. W wannie zaraz po znalezieniu zasnął w strumieniach ciepłej wody, tak był wykończony. Jest kochany, ale straszny z niego młotek po prostu, tym bardziej, ze teraz ma jakieś 12-13 lat. No i bardzo ważne - od razu zaakcpetował małe dziecko, a jak teraz słyszy jakieś na ulicy, chce lecieć i sprawdzić, czy wszystko ok. Tylko wiecie, wychowywaliśmy go, jak z siostrą byłyśmy na studiach, miałyśmy kupę czasu, cierpliwości, możliwości. Teraz, przy pracy na etat, przy małym dziecku i drugim w drodze, przy wszystkich stresach i obowiązkach chciałabym po prostu mieć bezstresowego psa, żeby mieć taką swoją oazę spokoju, jak dziecko znów zrzuci pecet, który zaryje w ścianę i wyżłobi dziurę w panelach, albo jak mnie do szału szef doprowadzi. Chciałabym mieć psa, z którym spokojnie wyjdę do lasku koło domu, zrelaksuję się zamiast rozglądać się co chwila, czy ktoś/coś nie idzie, czy nie zbliża się kolejny punkt zapalny. Nie wyobrażam sobie znowu przepracowywać powyższych problemów przy ząbkującym dziecku wyjącym pół nocy, bo zwyczajnie cłowiek ma ograniczone zasoby cierpliwości, nawet, jeśli jest mamą :)

Link to comment
Share on other sites

  • Replies 320
  • Created
  • Last Reply

Top Posters In This Topic

Ulv, dokładnie tak samo było z moją suką. Jedyne co mi przychodziło do głowy to autyzm. Kiedyś z ojcem pomyliliśmy sutek (nieparzysty i znajdował się podpachą w takeij odległości od pozostałych, że trzeba było się porządnie przyjżeć aby dostrzec w nim jednak sutek) z kleszczem. Suczydło nie piszczało, nie wyrywało się nic. Po prosu leżała i czekała aż skończymy. Dla mnie to była tragedia. Nie ten charakter. Tak jak PaulinaBemol napisała, z twardym dominantem zyje mi się dobrze, wiem co, kiedy i jak ale z innym już jest trudno.
Obecna ma prawdopodobne zaburzenia psychiczne (w trakcie diagnostyki) ale charakter, taki jak ja. I jest OK, jest to czasem męczące, czasem przychodza chwilę zwątpienia ale pracujemy i potrafimy.

Link to comment
Share on other sites

[quote name='ulvhedinn']

klaki, no ale widzisz, Tobie nie odpowiada coś, co np dla mnie byłoby zaletą (ten pęd do "róbmycoś"). Czyli to jest wada dla Ciebie, ale nie ogólna.

[/QUOTE]

Nie wiem czy wada, przyzwyczaiłam się w sumie ;) pewnie gdybym teraz dostała psa który nie ma tego popędu to bym się nudziła. Ale nie chodzi mi nawet o sam popęd, bardziej o kwestię zrównoważenia psychicznego a raczej jego braku.

[quote name='Sybel']Klaki, my już bardzo dużo wypracowaliśmy:
pies daje się pogłaskać, nie atakuje
jak kogoś dobrze, wielokrotnie pozna, daje się pogłaskać, nawet ufa tej oosbie
zaprzyjaźnił się z kilkoma psami
nie rzuca się na nas, jak śpi, a my przechodzimy i ktoś go niechcący dotknie, np połą szlafroka, jak ten śpi na legowisku
nie rzuca się na rękę, jak musimy dołożyć lek do miski (bo się zdarza, że ktoś zapomni)
nie gryzie przy wycieraniu
daje się zostawić u fryzjera, ma taką fryzjerkę, u której lata luzem po salonie i jest super grzeczny
sam się pakuje na kolana do miziania, a kiedyś to było nie do pomyślenia
umie się zrelaksować, nie hsiteryzuje w domu, zostały głównie problemy na spacerach
nauczył się bawić, siadać i robić słupek na komendę
wycieranie łap wygląda tak, ze ja zawsze powtarzam "łapa, druga, tył raz, tył dwa", a on wtedy się obraca i podaje odpowiednią łapę
nie ma cyrków u weta, jest grzeczny, teraz już nawet w poczekalni, a kiedyś to była koszmarna szarpanina
chodzi na flexi i to chodzi bardzo dobrze, bo umie "słuchać" wydanych nią komend



Uważam, że odwaliliśmy z nim naprawdę kawał dobrej roboty, bo na początku było z nim bardzo ciężko. Był wtedy trzecim psem w rodzinie, zupełnie nie planowanym, znalezionym, jak przymarzał pod koniec listopada do betonu, z problemami ze stawami łap, z zapaleniem uszu, a skoro był ból, strach, była agresja. W wannie zaraz po znalezieniu zasnął w strumieniach ciepłej wody, tak był wykończony. Jest kochany, ale straszny z niego młotek po prostu, tym bardziej, ze teraz ma jakieś 12-13 lat. No i bardzo ważne - od razu zaakcpetował małe dziecko, a jak teraz słyszy jakieś na ulicy, chce lecieć i sprawdzić, czy wszystko ok. Tylko wiecie, [B]wychowywaliśmy go, jak z siostrą byłyśmy na studiach, miałyśmy kupę czasu, cierpliwości, możliwości. Teraz, przy pracy na etat, przy małym dziecku i drugim w drodze, przy wszystkich stresach i obowiązkach chciałabym po prostu mieć bezstresowego psa, żeby mieć taką swoją oazę spokoju, jak dziecko znów zrzuci pecet, który zaryje w ścianę i wyżłobi dziurę w panelach, albo jak mnie do szału szef doprowadzi.[/B] [B] Chciałabym mieć psa, z którym spokojnie wyjdę do lasku koło domu, zrelaksuję się zamiast rozglądać się co chwila, czy ktoś/coś nie idzie, czy nie zbliża się kolejny punkt zapalny. Nie wyobrażam sobie znowu przepracowywać powyższych problemów przy ząbkującym dziecku wyjącym pół nocy, bo zwyczajnie cłowiek ma ograniczone zasoby cierpliwości,[/B] nawet, jeśli jest mamą [IMG]http://www.dogomania.pl/forum/images/smilies/icon_smile.gif[/IMG][/QUOTE]

Dokładnie.
Gdybym teraz wzięła rudą to bym najzwyczajniej w świecie nie miała czasu na pracowanie z nią. Nie miałabym czasu na kilkunastokrotne cofanie się ze schodów do mieszkania bo załapała spinę bo wyczuła że szedł tędy wcześniej inny pies, nie miałabym czasu na spędzanie połowy spaceru na wyszukiwaniu obiektów do ćwiczeń, barowaniu, jeżdżeniu autobusem/tramwajem przystanek po przystanku itd.
A na prawdę z fajnym, pewnym siebie psem żyje się o wiele lepiej bo w ogóle nie mają miejsca dziwne sytuacje typu panika przed przejściem podziemnym, autobusem, histeria na widok osoby z walizką,kobiety z wózkiem, ryk i udawanie niedźwiedzia bo tym samym pociągiem jedzie inny pies itd.

Edited by klaki91
Link to comment
Share on other sites

dardamell-czasem tak net pracuje,albo serwer zapchany,cierpliwości.
obecne psy mam od szczeniaka,psy 2 róznych grup.czy dałabym radę adoptowac dorosłego pita,chyba nie.za słaba jestem,albo molosa-czy dała bym rade?chyba nie.zarówno w jednym jak i drugim przypadku bałaby się o właśnie"niespodziewany "reakcje, wiele osób myśłi piodobnie,woli kupic szczeniaka bo "jak sobie pościelisz tak sie wyspisz".

Link to comment
Share on other sites

[quote name='Dardamell']No ja bym się bała wziąć ze schroniska dorosłego rotta z twardym charakteremi niewiadomą przeszłością. Wolałabym aby 50 kg wściekłego rottweilera jednak nei ruszyło na mnie ze wściekłością dlatego, że się od komara odganiam a ten myślał, że chce go uderzyć.
Do mnie nie pasują psy o delikatnej psychice. Nie dlatego, że ich nie lubię ale dlatego, że ja z nimi a one ze mną by sie męczyły.
Obecnei mam psa zleksza walnietego na umyśle, który przez 99,99% czasu jest zupełnei normalny i spokojny a przez te 0,01% jak mu coś do łba strzeli to leci na Ciebie z mordą robiąc piekny odcisk szczęki na przedramieniu. Ale to mój pies i wiem kiedy i co powoduje u niego taką a nie inną reakcję i wiem jak go na tyłku usadzić aby bardziej nie rozjuszyć. A obcy pies to loteria albo sobie poradzisz albo nie.
Adopcje trzeba przemyśleć i nastawić się na wszystko co możliwe. Nie każdy chce milusińskiego goldena czy maluśieńkiego jamnika.[/QUOTE]

Mam rottka ze schronu i ZYJE:multi:Juz czwarty rok.:multi:

Link to comment
Share on other sites

Ja kwestia 2 tygodni biorę sukę kaukaza na DT, przyznam szczerze że mam pewne obawy. Mój dominujący samiec w 90% suką ulega, ale jak suka się sama bura to nie odpuści - stąd pewne moje obawy. No i do tego mam jeszcze sukę 'psychopatkę' która czeka na okazję żeby po kimś 'pojechać' (kundel, kundlasty który koło niczego nie stał ;) ), i sukę która omija konflikty.

Ciekawe jest to że 'z doświadczenia' wiem że z żadnym TTB sobie nie poradzę, ani młodym, ani dorosłym - mają dla mnie dziwną psychikę. Miałam samca na DT mix pita-rednosa, strasznie dziwny pies. Z jednej strony chciał robić wszystko byle przypodobać się człowiekowi, z 2giej z paszczą (6m-c samiec) leciał na mojego samca. Jak byłam na zakupach to wydostał się z kennela gdzie mój samiec biegał luźno i .... dogadał się, jednak jak wróciliśmy to chwilę później już z paszczą leciał. No i był mocno pobudliwy, trochę zajęło mi nauczenie go że ma nie chwytać zębami jak coś nie pasuje. Ogólnie pojętny pies, ale mnie strasznie wkurzał ;)

Link to comment
Share on other sites

[quote name='ulvhedinn']
Dardamell, Piku jak do mnie trafiła to się "wyłączała" w stresie- pies w kąt, sztywny wzrok, sztywne ciało, zero kontaktu, no figurka nieżywa i koniec. Autyzm.[/QUOTE]
Jaka metoda podziałała w przypadku Twojego psa?

Mój pies nie jest zainteresowany smakołykami. Nie mówię tu już o sytuacjach stresowych (bo wtedy to już w ogóle), ale nawet o zwykłym codziennym treningu, w warunkach domowych. Mogę machać mojej suce przed nosem najsmakowitszymirzeczami, a ona nawet nie drgnie (są oczywiście dni, że drgnie i ja wtedy cieszę się jak durna ;-) ). Zabawki na nią nie działają w ogóle. Próby modulacji głosu i inne zachowania też nie. I tysiąc innych metod wypróbowanych przeze mnie też zawodzi (znaczy: okazjonalnie podziałają). Mój pies jest po prostu bardzo trudno pobudliwy. Dlatego też praca z nią jest bardzo trudna. Czasami myślę sobie, że okazała się dla mnie zbyt trudnym wyzwaniem, przerosła moje możliwości. Wiem, że jej nie rozumiem. Jest często nieprzewidywalna. Jednocześnie mam świadomość, że zrobiłyśmy bardzo wiele i życie jest łatwiejsze niż wtedy, gdy San przybyła do mojego domu. Rzecz obrazująca jak wiele czasu zajmuje Sancie dojrzenie do pewnych rzeczy (bo czasem żartuję, że ona musi do wszystkiego dojrzeć)- minęły 2 lata od adopcji, po upływie których Santa zbliżyła się do mojego brata i dała mu się dotknąć (dodam, że był to okres, gdy mój brat mieszkał z nami i z psem pod jednym dachem, nigdy nic negatywnego z jego strony nie spotkało jej, karmił ją i stosował inne metody, by ją "zdobyć"- wszystko na nic). Po paru latach pewnego dnia Santa po prostu do niego podeszła (wcześniej uciekała na sam jego widok). I od tej pory się go nie boi.
Ciekawostka: mój pies nie biega. Ona gardzi nawet szybszym truchtem ;-). Jedyne co ją może (może ale nie musi) wprawić w szaleńczy pęd, to zając spotkany na spacerze.

Santę adoptowałam ze schroniska, w którym byłam wolontariuszką. Mozna więc powiedzieć, że mniej więcej ją znałam przed adopcją. W schronisku była żywiołowym psem. Pełnym energii, często szalejącym z innymi psami. Tymczasem moment jej adopcji był jakby magicznym dotknięciem różdżką. Mój pies od tego momentu nigdy nie był taki, jak w schronisku. Jakbym adoptowała zupełnie innego psa.
Zmierzam do tego, że o charakterze psa ze schroniska nigdy nic nie będziemy wiedzieli do momentu, aż u nas zamieszka. To jest minus psa ze schroniska.

Edited by aleola
Link to comment
Share on other sites

Odnośnie wpisu keakea cytowanego poniżej:
Nie ma to jak pojechać ludziom po emocjach......ale manipulowanie ludźmi do niczego dobrego nie prowadzi...
[quote name='keakea']Pies z hodowli nie spędza w betonowej klatce kilku lat albo całego życia, nie żywi się zlewkami, nie robi pod siebie, bo nie ma nikogo, z kim mógłby wyjść na spacer, nie umiera w męczarniach, bo jest wśród kilkuset innych i zabrakło kasy na weterynarza, nie płacze za ludzkim dotykiem.
Pies z hodowli jest zawsze zdrowy, zawsze śliczny, spełnia wszystkie oczekiwania, nie kosztuje znów tak dużo, można z nim jeździć na wystawy i szpanować nim na lewo i prawo. Można też dzielić z nim życie i mieć w nim wiernego przyjaciela i zdusić w sobie świadomość, że gdzieś w betonowym kojcu, w lichej budzie, nad zardzewiałą miską, kolejny rok na próżno czeka na Dom i Człowieka pies, któremu nie dane było być z hodowli...[/QUOTE]

Edited by Sayumi
Link to comment
Share on other sites

Pani Martens,
bardzo sie cieszę, że trafiłam na Pani wpis i pozwalam sobie jeszcze raz zacytować. PODPISUJĘ SIĘ WSZYSTKIMI CZTEREMA KOŃCZYNAMI... Pani wpis wskazuje mi światełko w tunelu :), dowodząc, że nie jestem bez serca nie zgadzając się z podejściem do tematu w typie keakea... Wygląda na to, że nie muszę opuszczać dogo na dłużej :) <a serio miałam już taki zamiar....>
Sayumi


[quote name='Martens']Taaa, moje rasowe psy tylko MAM - nie dzielą ze mną życia, nie kochają mnie, w ogóle żyją tylko po to, żeby wyglądać :diabloti:
A co mają niby zrobić ludzie w przypadku, kiedy psów wymarzonej rasy do adopcji NIE MA? W przypadku rzadkich ras to bardzo częsta sytuacja. Np. staffiki do adopcji, to nawet teraz, kiedy rasa stała się dość popularna, no max. 10 psów w ciągu roku, z czego większość też jest raczej po prostu niedużymi mixami astów. Ty miałaś komfort, że wilk syty i owca cała, bo chciałaś jamnika, jamników w schronach jest na pęczki i adoptowałaś. A czemu nie adoptowałaś po prostu kundla? Takiego brzydkiego, starego, burego, skołtunionego? Psy w typie zawsze łatwiej i szybciej znajdują dom niż kundelki niepodobne do niczego. Czemu nie wybrałaś właśnie takiego, skoro już nawijasz nam tu o "patrzeniu sercem" i co rusz między wierszami obrażasz rozmówców? Ja mogłam adoptować ttb, a nie kupić - Ty mogłaś adoptować kundelka, a nie psa w typie rasy. I możemy się tak licytować bez końca. Może obie w ogóle nie powinnyśmy tu pisać, tylko kasę wydawaną na dostęp do internetu, komputer, przeznaczyć na pieski w potrzebie. Może w ogóle powinnyśmy klęczeć na grochu, bo np. ja jadłam na śniadanie musli i kawkę po wiedeńsku, a dzieci w Afryce zupę z piasku.



Ja naprawdę nie muszę w sobie niczego dusić, bo mam samoocenę w normie, nie przepraszam że żyję i nie mam patologicznej potrzeby obwiniania się o całe zło tego świata. Mam cały czas świadomość istnienia potrzebujących psów; pomagam im też na miarę swoich chęci i możliwości - co nie znaczy, że uważam, że mam zrezygnować z marzeń dlatego, że ktoś inny jest idiotą i porzucił swojego psa. Do dobrego samopoczucia wystarcza mi fakt, że ja problemu bezdomnych psów nie generuję (nie mnożę psów bez papierów, nie wydałam nigdy do adopcji dorosłej suki bez sterylki, nie kupuję w pseudo) oraz nie żyję tylko dla siebie i w pewnym stopniu mimo wszystko bezdomnym psom pomagam. A że nie poświęcam temu całego życia i marzeń nie jest dla mnie niczym nienormalnym, ani nie świadczy dla mnie o braku serca czy sumienia. Przy takim podejściu jak Twoje, w ogóle np. nie powinnyśmy mieć dzieci, bo tyle jest ich w domach dziecka ;)




Owszem, tylko z powodu mojego zakupu psa, którego nigdy nie rozmnożę, nie pojawi się te kilkadziesiąt szczeniąt, bo psy nie spadają z nieba ani nie pączkują jak drożdże - inna interpretacja jest zwyczajnym naciąganiem faktów. Zapobiega pojawianiu się szczeniaków nierozmnażanie psów - sterylizacja jest jednym ze środków do osiągnięcia tego celu. I nie - jakiś pies nie ma domu i człowieka dlatego, że jakiś nieodpowiedzialny człowiek go porzucił czy dopuścił do jego niepotrzebnego przyjścia na świat - a nie dlatego, że ktoś zupełnie inny nie chce posprzątać po tamtym człowieku jego bałaganu, czyli wziąć na siebie odpowiedzialność za psa, która moralnie leży na tym, kto dopuścił do jego narodzin lub wyrzucił. Osobie, która myśli inaczej, zalecałabym konsultację z psychologiem, bo taki przerost przyjmowania na siebie winy za wszystko wcale nie świadczy o dobrym serduszku, tylko konkretnych zaburzeniach; często występuje np. u DDA ;)



Nie, nie są. Każdy pies bezdomny ma na świecie osobę, która dopuściła do jego przyjścia na świat - bo była właścicielem jego matki, albo wzięła tego psa do swojego domu, a następnie porzuciła. Jest to wina tej osoby, na pół z osobami, które obecnie są za tego psa odpowiedzialne, a więc państwo w szerokim znaczeniu tego słowa: politycy, gminy. Obwinianie o bezdomność tego psa każdej przypadkowej osoby, która nie zdecydowała się na jego adopcję jest CHORE. I ja nie piszę tego, żeby Cię obrazić, jak Ty próbujesz obrazić w co drugim zdaniu osoby kupujące psa w hodowli, zarzucając im snobizm, posiadanie psa do chwalenia się, brak serca, sumienia, i inne miłe tekściki. I przez takie osoby jak Ty nie pomagam już psom tyle co kiedyś - szczególnie od PwP na dogomanii trzymam się już z daleka. Zwyczajnie nie mam ochoty współpracować z osobami, które mnie szufladkują i obrażają. Tracą na tym psy, o pomoc dla których te osoby proszą, ale co to je obchodzi. Dawno już zauważyłam, że te cioteczki, które najgłośniej krzyczą i oskarżają innych o brak sumienia, wcale nie dążą do realnej pomocy psom, tylko do poklasku, poprawienia sobie samopoczucia i spuszczenia sobie pary z czajnika obrażaniem innych. Dla mnie, tak jak pisałam, jest to zaburzenie. I serio, wolę sobie kupić psa w hodowli i pomóc bezdomniakom na tyle na ile mogą, niż adoptować 5 kundelków i taplać się w PwP, które jest dla mnie dużo gorszym bagnem niż całe ZKwP razem wzięte - bo hodowcy mają przynajmniej tyle honoru, że spełniając w hodowli swoje osobiste zachcianki i ambicje, nie wkładają na to płaszczyka Matki Teresy z Kalkuty.[/QUOTE]

Link to comment
Share on other sites

Ula, to fajnie i ja też się cieszę, że pies jak i Ty trafiliście na siebie. Ale nie możesz generalizować. Ty trafiłas na takiego a jakbyś trafiła na innego? Moja koleżanka wzięła kiedyś ze schronu całkiem niedużego kundla, coś jakby średniak ale ciut mniejszy. I niestety, albo jej nie powiedzieli albo nigdy nie miał "napadu" w schronie. Otóż pies raz w czas (pierwszy raz po kilku tygodniach pobytu u niej) zaczynał biegać jak opętany za swoim ogonem (stereotypia) ale podczas tych ataków był agresywny i rzucał się na osoby będące w pobliżu. A teraz wyobraź sobie, że ten pies byłby wielkości rotta. O tym mówię, a nie o tym, a nie o niektórych "rasach".
Może gdyby schrony miały ciut więcej pieniędzy na lepszą diagnostykę.
Najgorsze co można zrobić to zupełnie bez pomyślunku w chwili emocji pójść do schroniska i wziąć psa, bo naczytaliśmy się jak to wspaniale i cudownie.
Sama mam w domu psychola, który jest w stanie zaatakować człowieka, nie ma szczególnych oporów, ale znam go bardzo dobrze i wiem czego trzeba unikać, aby psychol nie wypłyną na wierzch i jak zareagowac gdy jednak wypłynie. I to z perspektywy tego mojego psychola patrzę na branie lub nie przeze mnie psa z adopcji.

Link to comment
Share on other sites

Jeszcze jedno, mnie nie chodzi o rasowość psa
czy jej brak, ale o ogólne podejście do sprawy.
O zwierzakowe zapętlenie się i pewną histeryczność tiutiających postów, która
w jakimś stopniu stała się 'kanonem' pisania
na wielu wątkach na dogo. Ale to tak poza głównym tematem tego wątku. Oki, zamykam dygresję, EOT.
Pozdrawiam wszystkich.
Sayumi

Link to comment
Share on other sites

Ja wzięłam za kasę z 18-stki (czyli jakieś prawie 10lat temu :P ) adoptowałam sukę z pobliskiego schroniska. Powód był prosty, miesiąc prędzej odeszła od nas sunia która chorowała na białaczkę - został szczeniak który przestał jeść i się głodził, stał się tak apatyczny że niby nie było innego wyjścia. To był największy błąd jaki popełniłam. Nie dość że mnie okłamali odnośnie pochodzenia suki, zachowania, wieku, stanu zdrowia, psychiki - to na koniec stwierdzili że jak nam coś nie pasuje to mamy oddać psa, ale całkiem możliwe że go zagryzą inne psy bo trafi od razu do boksów bytowych.
Suka miała zakażenie ogólne organizmu po sterylce i trzymaniu suki w syfie, bała się wszystkiego, sikała po całym mieszkaniu, atakowała bez uprzedzenia i powodu (wybierając osobę która akurat była osłabiona lub chora), młodszą sunię tak zaszczuła że ta ją omijała szerokim łukiem (co ciekawe, zaczęła jeść normalnie z chwilą jak pies przekroczył próg domu), nie umiała chodzić po schodach (mieszkamy na 2gim piętrze!), a najlepsze jest to że miała około 8lat - a miała mieć MAX 2lata...
Wtedy właśnie powiedziałam sobie NIGDY WIĘCEJ psa ze schroniska.
Po 6latach męczarni z tą suką, czasami wręcz niecierpienia jej (do dziś mam blizny na nogach po jej atakach, atakowała do mięsa...), złości na matkę która się nad 'biedną suczką' użalała i zabraniała szkolić.

Po 4m-c ADOPTOWAŁAM Szamana, jednak z innego schroniska szukając psa w typie konkretnej rasy. W tym roku adoptowałam Magię która spędziła 2,5roku w schronisku. Ogólnie od ponad roku jestem DT dla psów właśnie z tego felernego schroniska z którego miałam 'zwichrowaną' sukę.
Ironia prawda? Nie zaprzeczam że nie adoptuje więcej psów, bo życie pisze inny scenariusz - jednak marzy mi się rodowodowy mastif tybetański po chińskiej linii (nawet mam fajną hodowlę w europie na oku). Jednak na to przyjdzie czas ;)

EDIT:
napisałąm dość nie logicznie :P
Po 4m-c od odejścia 'zwichrowanej' suki - Szaman został adoptowany ;)

Edited by Maron86
Link to comment
Share on other sites

[quote name='alen']Chcę psa. Wreszcie mogę. Zaczęłam się rozglądać. Myślałam o szczeniaku- żeby go ustawić od początku. Ale w necie co rusz wpada mi w oko: "NIe kupuj! Adoptuj!". Z jednej strony przekonuje mnie. Chciałabym się przydać bidom ze schroniska. Z drugiej strony mam straszny lęk przed psem "po przejściach". Mam dziecko- lat 9. Już miałam psa, który nie dogadał się z dzieckiem i przeżyłam gehennę. Dawno temu, ale dobrze pamięta. Podyskutujcie ze mną proszę. Bo zaczynam się czuć jakimś "złym człowiekiem" myśląc o szczeniaku......[/QUOTE]

Hasło głównie odnosić się ma do "jorków" i "labladorów" z pseudohodowli za kilka stówek. W schroniskach jest mnóstwo szczeniąt, które także możesz sobie "ustawić od początku".
Jeśli masz dziecko - warto poszukać po Domach Tymczasowych i Fundacjach psa, który wychowywał się z dziećmi i będzie do nich sprawdzony - mnóstwo takich psów ląduje w schroniskach.
:)

Link to comment
Share on other sites

[quote name='gryf80']ula super,ja jednak do swojego stada bała bym sie wprowadzić dorosłego psa.a mam same dominanujace.[/QUOTE]

[quote name='Dardamell']Ula, to fajnie i ja też się cieszę, że pies jak i Ty trafiliście na siebie. Ale nie możesz generalizować. Ty trafiłas na takiego a jakbyś trafiła na innego? Moja koleżanka wzięła kiedyś ze schronu całkiem niedużego kundla, coś jakby średniak ale ciut mniejszy. I niestety, albo jej nie powiedzieli albo nigdy nie miał "napadu" w schronie. Otóż pies raz w czas (pierwszy raz po kilku tygodniach pobytu u niej) zaczynał biegać jak opętany za swoim ogonem (stereotypia) ale podczas tych ataków był agresywny i rzucał się na osoby będące w pobliżu. A teraz wyobraź sobie, że ten pies byłby wielkości rotta. O tym mówię, a nie o tym, a nie o niektórych "rasach".
Może gdyby schrony miały ciut więcej pieniędzy na lepszą diagnostykę.
Najgorsze co można zrobić to zupełnie bez pomyślunku w chwili emocji pójść do schroniska i wziąć psa, bo naczytaliśmy się jak to wspaniale i cudownie.
Sama mam w domu psychola, który jest w stanie zaatakować człowieka, nie ma szczególnych oporów, ale znam go bardzo dobrze i wiem czego trzeba unikać, aby psychol nie wypłyną na wierzch i jak zareagowac gdy jednak wypłynie. I to z perspektywy tego mojego psychola patrzę na branie lub nie przeze mnie psa z adopcji.[/QUOTE]

Nie jest to moj pierwszy rottek. To sie nie balam.Mialam Brutusa,ktory odszedl w wieku 8 lat i Dora,sunie z ADHD,superwa byla.Kocham takie wariaty.:loveu:Odeszla w wieku 12 lat.I postanowilam juz nie miec psow,Za duzo zdrowia mi odebralo ich odejscie.Zostalo mi 2 wory zarcia,bo na zapas kupowalam:crazyeye:.Zadzwonilam do rottkow zeby oddac zarcie i zamiast oddac to przytargalam kolejnego rottka Fetke.Taka bida w schronie siedziala.No i jest ze mna czwarty rok.
Kocham ta rase :loveu:i nic na to nie poradze.

Link to comment
Share on other sites

Miałam fazę na owczarki australijskie, ale wraz z Lirą w schronisku mi przeszło. Poznałam najcudowniejsze, dorosłe psy na świecie. Happy poznała tutaj pierwszego psa, na widok którego autentycznie się cieszyła. Gdyby nie babcia, byłby nasz. Był absolutnie zjawiskowy jeśli chodzi o charakter i predyspozycje. Zaczął przygodę z agility i po prostu leciał hen daleko nad przeszkodami, w przerwach sam powtarzał ćwiczone sekwencje bo tak mu się podobało (długie ciągi po kilka przeszkód), a jego ulubionym zajęciem było przychodzenie na zawołanie - im większe rozproszenie, tym lepsza zabawa w przybieganie w jak najszybszym tempie :)
Także następny mój pies to pies ze schroniska, samiec i w dodatku były osiedlowy burek. Nie mówię o niezrównoważonych szczekaczach, po prostu mam takie doświadczenie też z psiakami z mojego osiedla, latającymi za cieczkami itp. Im mniej miały wspólnego z ludźmi tym lepiej szło się z nimi dogadać :P
Ponieważ na zawodach byłam i nie zapałałam miłością, to branie psa rasowego u mnie się nie sprawdzi. Także ja na razie obstawiam schronisko, z tym, że psa wezmę po długim czasie spacerowania z nim, zapoznania z Happy itp. żeby mieć pewność, że to jest to. Ja też mam już dosyć życia z psem, na którego od dwóch lat mogę popatrzeć i nie bać się o swoje zdrowie. Też marzy mi się psiak z prostymi problemami jak zwykły brak skupienia, który nie równa się temu, że pies w emocjach ugryzie mnie lub obcego. Marzę o tym, by uczyć psa po prostu spokojnego witania psów, a nie nieagresywnego mijania ich.
Kilka lat temu miałam okropne zdanie o psach ze schroniska, teraz mi się to zmieniło. Ale ponieważ wiem, że pies w boksie może być bardzo różny od psa poza nim, dlatego stawiam na dłuższe zapoznanie się. Mam czas, mam chęci i chcę podarować jakiemuś psu nowe życie, ale nie za cenę własnego ;)

Link to comment
Share on other sites

fakt, znajoma mamy miała 1) głuchego dalmatyna 2) sikającą i srającą WYŁĄCZNIE na kanapę sukę sznaucera olbrzymiego 3) agresywnego briarda którego wszyscy się bali. Najlepsze jest to że ze sznaucerką można by mówić że ich wina bo nie wychowali, jednak to nie był ich pierwszy pies i nie ostatni za to jedyny który tak się załatwiał.
Jednak wydaje mi się że wiele zależy od tego czy znamy choroby danych ras, czy wiemy czego szukać u szczeniaka, oraz czy szukamy dobrej hodowli czy 'o ładni rodzice biorę małego'.

Link to comment
Share on other sites

Ja mam sąsiadów, którzy mają już chyba trzeciego z kolei psa (mieszkam tu ponad 25 lat). WSZYSTKIE są w identyczny sposób potwornie agresywne, nieposłuszne i mimo, ze chodzą na smyczy, zawsze mam spore obawy co do tego, czy są pod kontrolą. Każdy pies od szczeniaka, psy zupełnie różne, z różnych źródeł.

Z drugiej jak już pisałam, albo mam niebywały fart, albo co, ale przez tyle lat prowadzenia DT, dziesiątki psów, o większości NIC nie wiedziałam (albo właśnie słyszałam straszne rzeczy), ze schronu, z ulicy, z interwencji- i jakoś nie trafiają mi się potwory (no, nie liczę wybryków Kry, ale ona przecież nawet schronu na oczy nie widziała)....

Link to comment
Share on other sites

[quote name='Dardamell']No ja niestety mam to głupie "szczęście" (lub jest to zwykła złośliwość losu), że trafiam na psy zwichrowane. Nie wiem, może ja zwyczajnie przyciągam świrów lub takie psy podświadomie wybieram.[/QUOTE]

Dardamell, a może to one maja szczęście i koś czuwa nad tymi zwichrowańcami :lol:, żeby trafiły do Ciebie, bo Ty dźwigniesz i nie wystawisz za drzwi?

a dla równowagi, ze schronu do mnie trafiają same cuda z rewelacyjnymi charakterami :lol:, to może jak będziesz chciała adoptować, to ja Ci wybiorę :lol:

Link to comment
Share on other sites

[quote name='ulvhedinn']

Z drugiej jak już pisałam, albo mam niebywały fart, albo co, ale przez tyle lat prowadzenia DT, dziesiątki psów, o większości NIC nie wiedziałam (albo właśnie słyszałam straszne rzeczy), ze schronu, z ulicy, z interwencji- i jakoś nie trafiają mi się potwory (no, nie liczę wybryków Kry, ale ona przecież nawet schronu na oczy nie widziała)....[/QUOTE]


Ironia losu- ja zawsze miałam psy od szczeniaka malutkiego, o znanej przeszłości, niekoniecznie z hodowli. Wszystkie były IDEALNE. Owszem, jakieś problemy się zdarzały ale bez przesady, nie utrudniało nam to życia. Wzięłam psa ze schroniska i DRAMAT. Choćby mi ktoś miał dopłacić nie wzięłabym drugi raz psa ze schroniska.

Link to comment
Share on other sites

U mnie niestety jedyny pies, jakiego przygarnęłam jako dorosłego (bezpośrednio z ulicy), pogryzł połowę rodziny, znajomych i mnie. W sumie przez pierwsze 2 czy 3 lata pies był u mojej rodziny - po tym kiedy ja go zabrałam, zębami na serio oberwał tylko mój ojciec i ja ;) reszta to były udaremnione wyskoki. Nienawidził dzieci, wpadał w szał na sam widok takich biegających i krzyczących, a pod opieką mojej dalszej rodziny pogryzł dwoje dzieci sąsiadów, jedno wylądowało na szyciu. Żadne go nie sprowokowało ani nie było z nim wtedy w bezpośrednim kontakcie. Panicznie bał się podłużnych przedmiotów trzymanych w rękach, do tego stopnia że wył i sikał pod siebie. Miał instynkt obrony mojej osoby tak wybujały, że uwiesił się mojemu ojcu zębami na brzuchu, bo machnął mi gazetą nad głową, kiedy leżałam na kanapie. Ostatni rok życia miał typowe objawy objawy agresji na tle padaczkowym, nie poznawał osób wchodzących do pomieszczenia, rzucał się z zębami, a potem cieszył się jakby nic się nie stało. Miałam podejrzenia, że niedowidzi albo niedosłyszy, ale wszystko było ok. Pies po prostu wpadał w trans, po chwili się wybudzał i dla niego nic nie zaszło. Atakował bez specjalnego ostrzeżenia, nie warczał, dopiero ja nauczyłam się wyłapywać, że czasami przed atakiem lekko drży mu warga. Jak osiągnęliśmy level, że psa rodzina kazała mi oddać albo uśpić, a jak nie to trzymać w swoim pokoju, po miesiącu poszedł pod igłe, bo wchodząc do siebie zastanawiałam się, czy dostanę zębami, czy pies przywita mnie z radością ;) Do tej pory mam ślad na ramieniu - a piesek był wielkości 8 kg, typ terierka/jamnika szorstkowłosego. Gdyby ten pies ważył 50 kilo, pewnie wysłałby kogoś na oiom albo do kostnicy.
Nigdy nie miałam problemów tak niebezpiecznych i na taką skalę u suki kundelka, którą miałam od szczeniaka, i u psów z hodowli. Po psie w momencie przygarniania też nie było nic widać, to był typ podnóżka, który przeprasza, że żyje, do samego końca, poza momentami kiedy mu odwalało ;)
Nie wyobrażam sobie, jak mogłaby się skończyć adopcja takiego psa w ciemno do rodziny z małym dzieckiem.

Link to comment
Share on other sites

Join the conversation

You can post now and register later. If you have an account, sign in now to post with your account.

Guest
Reply to this topic...

×   Pasted as rich text.   Paste as plain text instead

  Only 75 emoji are allowed.

×   Your link has been automatically embedded.   Display as a link instead

×   Your previous content has been restored.   Clear editor

×   You cannot paste images directly. Upload or insert images from URL.


×
×
  • Create New...