Search the Community
Showing results for tags 'choroba'.
-
A więc po kolei. Szczeniaki skończyły wczoraj (27 lipca) 6 tygodni. Suka - ponad dwuletnia, jej pierwszy (i chyba ostatni) miot, oczywiście w tym momencie odstawia małe. Za tydzień miały mieć szczepienia... M. in. na parwowirozę. Miały - z powodu choroby szczepienie nie jest możliwe. Jednak wczoraj zaczęły się pierwsze objawy. Szczeniaki zrobiły się osowiałe, apatyczne. Widoczne było wyraźne osłabienie. Na szczęście znajomy weterynarz przyjechał wczoraj (w niedzielę), stwierdził iż choroba jest we wczesnym stadium i nie jest w stanie stwierdzić co im konkretnie dolega, lab. zamknięte, jednak dał im "na wszelki wypadek" antybiotyk + hydrocortyzol i kazał czekać. Zjawił się dziś koło południa, stan jak w niedzielę. Szczeniaki wyglądały lepiej niż poprzedniego dnia. Jednak po południu jeden szczeniak dostał wymioty + biegunkę (bez krwi) Wówczas wet. stwierdził iż może to być parwowiroza. Diagnoza się potwierdziła. Niestety po dwóch godzinach chora była cała piątka. Każdy z pięciu szczeniaków dostał serię trzech zastrzyków, jutro podobnie. W chwili obecnej mają biegunkę (na szczęście bez krwi), wymioty (ostatnio ok. 20.30), dwa z nich popiskują wyraźnie z bólu (a suka siedzi koło nich i wyje...). Godzinę temu spały. Jako zalecenie dostałem podawanie im przegotowanej wody z glukozą i szczyptą soli. Gdy wieczorem zacząłem czytać o chorobie - doczytałem, iż powinno się psom "zafundować" głodówkę. Jednak wet. nic o tym nie wspomniał. Czyżby było to spowodowane ich wiekiem? Jestem zaciekawiony co możecie o tym napisać, jakieś rady? Bardzo szkoda byłoby każdego ze szczeniaków, a pięć chorych to już tragedia. Mieszkam na wsi, wet. powiedział mi, iż nigdy w swojej ponad 20-letniej praktyce nie spotkał się na "naszym terenie" z tą chorobą. Dlatego wet. trochę się zdziwił z tego powodu. Podejrzewam, iż jest to moja wina. Tydzień temu byłem w dużym mieście, wdepnąłem w (na szczęście) niewielką kupę psa... Wirusy parwo są bardzo odporne. Być może przeniosłem wirusa na bucie i w ten sposób szczeniaki się zaraziły... Innych pomysłów nie mam. Suka jak na razie całkowicie zdrowa, lekko schudła z powodu karmienia, ale utrata wagi nie jest bardzo znacząca. Oczywiście była szczepiona. Jednak na parwowirozę ostatni raz 01.09.2007r. Jutro chcę ją jeszcze dodatkowo zaszczepić (dzisiaj po stwierdzeniu choroby zabrałem całą piątkę do weterynarza, suki nie brałem i mam nadzieję, że nie będzie to tragiczne w skutkach). Nigdy osobiście nie spotkałem się z tą chorobą, moi rodzice również. I teraz cały sens zakładania nowego tematu - co jeszcze poza zaleceniami weta można zrobić, aby zwiększyć szanse szczeniaków.
-
Witam mam psa Yorkshire Terriera , ma on 2 lata . Od roku zauważyłam że są takie momenty jakby się dusił kaszląc . Byłam z nim parę razy u weta i mówił że ma zapalenie krtani lub tchawicy . Podawałam mu różne leki które zalecał wet . Tyle że ta choroba dalej nawraca . Czy możliwe że to astma ? Jeśli tak to jak trzeba ją leczyć ? Proszę o pomoc ! .
-
Maciuś to uroczy kocurek w starszym wieku. Jest miły, poukładany i pozytywnie nastawiony do całego Świata. Pięknie prosi o jedzonko :) Bez trudu odnajduje się w warunkach domowych. Niestety... stan zdrowia Maciusia jest fatalny. Kocurek ma ostrą niewydolność nerek, anemię i krwiomocz :( Badanie USG wykazało, że w pęcherzu jest duży twór, prawdopodobnie kamień. Kotek - pomimo cudownej opieki w domu tymczasowym - musi być pod stałą kontrolą lekarza weterynarii. Maciuś - pod skrzydła naszej Fundacji - trafił niespełna 2 tygodnie temu. Bardzo się o niego martwimy. Błagamy więc o wsparcie dla tego wspaniałego kociaka. Aktualnie zbieramy środki na dalsze leczenie, badania, suchą i mokrą karmę weterynaryjną (np. ROYAL CANIN Renal Special Feline, HILL'S Prescription Diet Feline k/d) oraz żwirek. Liczy się KAŻDA złotówka! Dane do przelewu: 74 1050 1575 1000 0090 3015 5601 (ING Bank Śląski S.A.) Fundacja Happy Animals ul. Ogrodowa 62/9 55-040 Bielany Wrocławskie z dopiskiem "Dla Maciusia"
-
Dymek to około 4-5-letni kocurek. Do niedawna mieszkał na wrocławskim Biskupinie (wśród wolno żyjących kotów). Prawdopodobnie miał kiedyś normalny dom. Jak trafił na ulicę? Ciężko powiedzieć. Jego karmicielka próbowała na własną rękę odnaleźć właścicieli Dymka. Niestety nikt Go nie szukał, nikt się po Niego nie zgłosił :( Kocurek nie ma też czipa. Ogólnie to niesamowity przytulak, który uwielbia głaskanie! Nieco wychudzony, z poszarpanymi uszkami, brakiem kilku zębów, ale też WIELKIM sercem. W czasie ostatniej wizyty u weterynarza okazało się, że Dymek ma chore nerki :( Czeka Go więc długie, żmudne i dożywotnie leczenie :( Kotek musi być pod stałą opieką lekarską. Aktualnie zbieramy pieniądze na szczepienia, kolejne badania, leki, karmę weterynaryjną oraz żwirek. W imieniu własnym oraz naszego Podopiecznego (Dymka) prosimy o wsparcie (dane do przelewu znajdują się w poście nr 2).
-
Witajcie Jestem zrozpaczona. Dzisaj wróciłam od wterynarza. U mojej 12 letniej Agusi zdiagnozowano Zespół przedsionkowy. Leczenie polega na podawaniu zastrzyków codziennie przez 2-3 tygodnie, które mogą pomóc, ale nie muszą. Gusia jest świadoma, słyszy i pije wodę. Całe ciało jest sparaliżowane, łapy sztywne, co jakiś czas się przewraca z boku na bok. Mała zachorowala w sobotę, w niedzielę było już beznadziejnie. Wcześniej chorowała na stawy, ale wyleczyłam i było dobrze, była ze mną na działce, kąpała się i cieszyła. Jestem emerytką i po postu nie mam pieniędzy na leczenie. Każda wizyta to ok 80 zl: -dojazd 20 zł -zastrzyki 35 zł - cewnikowanie 20 zł U nas w Olsztynie nie ma darmowych weterynarzy. Proszę o każdą pomoc finansową na konto bankowe Po każdej wizycie będę wklejała rachunek za leczenie. Z góry dziękuję! zrozpaczona anna Sprawa załatwiona. Dostałam pomoc od fundacji Św Franciszka. Temat zamknięty
-
Witam! Tak jak w temacie mam problem z 2 miesięcznym szczeniakiem owczarka niemieckiego. Otóż dzisiaj rano dałem mu karmę z wołowinką , tak samo jak jego przyjaciółce która też ma 2 miesiące. Ona zjadła wszystko on tylko powąchał i sobie poszedł. Wygląda teraz na osłabionego i mało chodzi, co chwile się kładzie i troche podsypia, no i co najgorsze nie ma apetytu. Zrobił też rzadką kupe, co mu się wcześniej nie zdarzyło. Na co to wygląda? Jakaś choroba bakteryjna? Nie wiem i nie mam pomysłu jak mu pomóc :C Prosze o jakieś podpowiedzi i pomoc !
-
Mój pies ciągle je trawę, a potem wymiotuje i ma problemy z wypróżnianiem się. Jak myślicie co mu dolega? Bello ma 9 miesięcy, umie siad, leżeć, podaj łapę i popros ale tylko z przysmakiem. Na spacery chodzi tylko na smyczy, bo kiedy go puszczam to od razu ucieka i częstuje sie resztkami ze śmietnika. Pomóżcie!!! Najserdeczniej proszę o radę! Za wszelkie przekroczenia przepraszam
-
Dnia 1 grudnia 2014 roku rozstalam sie z moim najukochanszym przyjacielem Rokusiem. Wszyskie decyzje jakie podejmowalam w zyciu kierowane byly dobrem psa. Moja mama nigdy nie chciala psa w malym mieszkaniu, ja natomiast zawsze o nim marzylam. U mojej babci suczka sie oszczenila i zostaly dwa male pieski, ktore nie znalazly jeszcze wlasciciela. Namowilam mame, ale ona do konca nie byla przekonana , zgadzajac sie zrobila to wbrew swojej woli i od poczatku musialam z nia walczyc. Klotnie prawie codziennie – “pies zniszczyl dywan, pozygane, smierdzi, oddaj tego psa, wybieraj olbo pies albo ja..”… Bylam zawiedziona, ktos kto kocha nie powinien mi kazac wybierac. Zmarla moja babcia… tylko ona mnie rozumiala…ona i Roki. To on mnie pocieszal, to jego przytulalam jak mi bylo zle. Dawal mi tyle sily i tyle milosci….stal sie czescia mnie, najwazniejsza istota w moim zyciu. Bylo mi obojetne gdzie bede w Polsce, za granica i z kim, abym tylko mogla miec przy sobie Rokusia. Sytuacja w domu stala sie nie do zniesienia. Znalam tylko jedna osobe, ktora przyjelaby mnie z psem, musialam mu wybaczyc cos niewybaczalnego…. ale zrobilam to. Wyjazd do Wloch i przygotowania moje i mojej psinki. Tu przyszly na swiat dwojka moich dzieci. Roki byl czescia naszej rodziny, byl czescia mnie, a moja Ania uczyla sie chodzic opierajac sie o niego. Towarzyszyl mi i wspieral w najlepszych i w najgorzych momentach mojego zycia. Az do tego momentu. Wszystko zaczelo sie kiedy wrocilam z Polski. Moj Rokus nie wygladal dobrze – byl bardzo wychudzony tylko brzuch jakis napuchniety, jego skora zrobila sie czarna, a siersc po 3 miesiacach od strzyzenia wogole nie odrosla. Na poczatku myslalam, ze przez wiek, w koncu ma 13 lat, jak na psa duzej rasy to bardzo duzo. Pojawily sie problemy ze wstawaniem, wchodzeniem po schodach, ale ogolnie pies zachowywal sie normalnie… szczekal, cieszyl sie, jadl i pil…. no wlasnie pil troche za duzo…ale przeciez bylo goraco… to nic takiego. Az ktoregos dnia posikal sie w domu. I to byl dla mnie alarm: on nigdy sie nie zalatwil w domu. Pamietam jak mial biegunke i nie mogl wytrzymac, to chcial wyskoczyc przez okno z trzeciego pietra, zeby nie zabrudzic w domu. Byl taki czysty, myl sie codziennie jak kot, oblizywal lapy, a potem lapami swoj pyszczek, obwachiwal sie, zeby sprawdzic czy smierdzi i jak cos wyczul to lizal sie dotad, az byl czysty. Pomyslalam – on musi byc chory… to nie jest zwykla starosc. Posikal sie bo pewnie za duzo pil…. pomyslalam. No wlasnie dlaczego on tak duzo pije…??? Wyszukiwarka google i haslo “pies duzo pije”, bardzo duzo rezultatow w tym rowniez obrazy do szukanego hasla. I wtedy zobaczylam zdjecia psow, ktore zupelnie obrazowaly mojego kochanego Rokusia. Wchodzilam na strony i na kazdej tytul “Cushing”. Objawy wszytkie jakie tylko mozliwe, nie bylo nawet jednego, ktorego on by nie mial. Nie mialam juz watpliwosci – moj pies ma Cushinga. Zaopatrzylam sie w Vetoryl i zaczelam mu podawac 30mg raz dziennie. Dawka bardzo niska jak na psa 27kg, ale chcialam byc ostrozna i go obserwowac jak reaguje, tymbardziej, ze nie robilam zadnych badan w tym kierunku. No wlasnie, czego nie zrobilam szybko tych badan, czego nie poszlam do weterynarza…. moze wszystko potoczyloby sie inaczej. …Bylam pewna, ze mu pomagam. Nie mam wlasnych pieniedzy, nie pracuje, utrzymuje mnie maz, ktory nie raz powiedzial, ze liczy sie dla mnie tylko pies, nie zdawalam sobie sprawy z powaznej choroby jaka mial. Pies po vetorylu czul sie coraz lepiej, odmlodnial, nabral sily, pil normalnie, bylam nawet z siebie taka dumna, ze postawilam szybko wlasciwa diagnoze i odpowiednie leczenie. Minal dokladnie miesiac od kurcji vetorylem, pewnego switu obudzilam sie bo slyszalam odglosy, jakby ktos walil o podloge. Zerwalam sie i zobaczylam okropny widok. Pies lezal z rozkraczonymi lapami, podloga byla cala pozygana i posikana. Podbieglam do Rokusia, zeby go podniesc, ale co go podnioslam – to on upadal. Lepek mial wykrecony na bok, a galki oczne wykonywaly dziwne ruchy w prawo i w lewo. Co ja zrobilam? To pewnie ta kuracja bez potwierdzenia wynikami badan…. Myslam, ze moj pies w tym momencie umiera i to z mojej winy. Placz i strach, ze moge go stracic. Nie moge go stracic, jest dla mnie jak wlasne dziecko. Zawiozlam go do kliniki. Weterynarz stwierdzil, ze to zespol przedsionkowy i pies powinien sam wrocic do rownowagi, przy tym zlecil mi kompletne badanie krwi, moczu i tarczycy. Tak mi ulzylo, wygladalo to fatalnie, a okazalo sie niczym groznym. Niestety wyczul jeszcze guzy dwoch jader, ale w sposob w jaki o nich mowil, nie wynikalo ze powinnam sie martwic, ale oczywiscie wskazana kastracja. Klinika mysle, ze super…ale ceny zwalily mnie z nog. Oklamalam meza jesli chodzi o ceny, mialam troche swoich zaskorniakow. Wizyta – 40 euro, badanie krwi, moczu i tarczycy – 250 euro + vat. Zaplacilam. Mial minac miesiac aby moc wykonac testy na cushing. Po dwoch dniach przyszly wyniki badan, a pies rzeczywiscie wracal do formy. Z badan krwi, wlasciwie nic nie wyniklo, wszystko w normie oprocz wartosci watrobowych, ktore wybiegaly poza nia. Ale nie byly nie wiadomo jak wysokie, zeby trzeba bylo sie martwic, w koncu pies mial juz swoj wiek i nie mogl miec takich wynikow jak dwuletni piesek. W moczu troche bialka i nic poza tym. Lekarz namawial na kastracje, stwierdzil ze po wynikach krwi pies moze smialo sie poddac kastracji w celu usuniecia guzow. Zadzwonilam, zeby umowic sie na zabieg, zapytalam, ile bedzie mnie to kosztowalo … a wiec: Najpierw trzeba zrobic usg 70 euro + anestozjolog – 80 euro + kastracja 180 euro + vat.. Szczeka mi opadla…. nie mam takich pieniedzy, podziekowalam i tyle… Minal nastepny tydzien, a Roki znowu zaczal bardzo duzo pic, po schodach wcale nie chcial wchodzic, musialam go nosic, byl bardzo oslabiony i nie chcial jesc. W nocy plakal za woda, a jak sie zalatwil to zlizywal mocz. Pojechalam do nastepnej kliniki. Zobaczyli wyniki badan, po czym stwierdzili, ze nie ma sie co sie doszukiwac i robic dzisiatek innych badan zanim sie nie wykastruje, trzeba usunac to co jest pewne. Tutaj zechcieli ode mnie 100 euro i bez wahania sie zgodzilam. Umowilam sie na kastracje za cztery dni. Moj pies z dnia na dzien czul sie coraz gorzej: pil i sikal pod siebie co godzine, byl oslabiony bo nie jadl od kilku dni a jak lezal to ciagle drzal ajkby mu bylo zimno, mimo, ze mial na sobie polarowa bluze i byl w mieszkaniu. Przeciez on nie przezyje tej operacji w takim stanie – pomyslam. Zrezygnowalam z kastracji. To wszystko wygladalo jak nawrot cushinga po przerwanym leczeniu. Nie wiedzialam co robic, balam mu sie podac vetoryl, ale to on ostatnio postawil go na nogi. Zespol przedsionkowy nie mial nic wspolnego z vetorylem, wiec pomyslam sprobuje przeciez gorzej byc nie moze. Dalam mu vetoryl na noc, a pies z rana znowu jakby silniejszy…, ale niestety drugiego dnia po nim zaczal wymiotowac i nie dalam mu juz wiecej. Roki wygladal okropnie, byl suchy, miesni praktycznie juz w ogole nie mial, poza tym zauwazylam dodatkowy objaw : szczekoscisk. On wcale nie otwieral pysia, nawet jak sie meczyl, nie szczekal, chcial ciagle tylko pic. Maz namawial mnie na eutanazje i to samo moi znajomi. Ale ja w ogole nie chcialam przyjac tego do wiadomosci. Przeciez musze mu pomoc, nie potrafie zyc bez niego. W domu zaczelo smierdziec, bo pies zalawial sie gdzie popadnie. W nocy nie spalam, czasami nawet z bolu kregoslupa po noszeniu go po schodach. Wstawalam skoro swit, by myc podloge, ze gdy wstanie moj maz i dzieci zeby bylo czysto, bo to byl dodatkowy argument na uspienie. Znalazlam nastepna klinike weterynaryjna. Zaczelam krasc pieniadze mojemu mozowi na kolejne badania. Tutaj odrazu zrobili usg . Usg wykazalo powiekszone regularne nadnercze, co rzeczywiscie mogloby wskazywac na chorobe cushinga, ale drugiego nadnercza nie bylo widac, powiekszona, zniszczona watroba, a poza tym wszystko w normie. Nie widac bylo zadnych przerzutow z jader i tutaj odetknelam z ulga. Zrobili mu kroplowke z witaminami i zalecili tez zebym robila je tez w domu. Zakupilam ranitidine na zoldek, legalon na watrobe, witaminy i kroplowki, a na nastepny dzien bylam umowiona by robic test na cushing. Pomiar krwi 3 razy co 4 godziny. Tego dnia Rokus zrobil kupe z krwia. Jego stan ciagle sie pogarszal a teraz zostalo czekac na wyniki badan. Kroplowki i leki troche pomogly jesli chodzi o wymioty i wyproznienie. Jednak ciagle byl slaby, ciagle chcial pic . Musialam go sama karmic, bo ma jakies problemy ze szczeka. Chodzi ale ciezko mu utrzymac rownowage. Po 3 dniach przyszly wyniki kortyzolu z symulowaniem detometazonem. Wartosc poczatkowa 1.55, po 4 godzinach – 0.30, po osmiu- 0.33. Wykluczono zespol cushinga. Zalamka. Co dolega mojemu psinie???….Jak mam mu pomoc??? Stwierdzili, ze prawdopodobnie nowotwor powoduje zaburzenia hormonalne roznego typu. Jedyny nowotwor pewny to ten w jadrach. Weterynarz powiedzial, ze w 80 % pies nie przezyje operacji przez wiek i stan w jakim sie znajduje . Zdecydowalam sie na kastracje. Wiedzialam, ze moze sie juz nie obudzic, ale nie moglam patrzec jak sie meczy, bez kastracji tez pewnie by umarl, a tak dam mu 20% mozliwosci. Placz i zal. Czulam sie bezradna. Ten dzien byl okropny. Dzieci u kolezanki, a ja w klinice, bylo sporo pieskow do operowania tego dnia. Musialam jescze pojechac do domu, zeby troche ogarnac, zebym nie musiala pozniej sluchac gadania mojego meza. Prosilam zeby nie zaczynali beze mnie, musze byc przy zasypianiu, bo to moze byc ostatni raz jak go bede widziec zywego. Zabieg nie trwal dlugo, zawolali mnie zebym go budzila. Jaka ulga…. teraz to juz bedzie tylko z gorki. Jakie szczescie….. przezyl….. nie ma juz raka…. Nie wyszedl o wlasnych silach jak inne mlode psy, zanioslam go na rekach do samochodu. Nie czuje juz bolu kregoslupa, nie czuje juz zmeczenia po nieprzespanych nocach …. oby tylko byl ze mna…., on musi wyjsc z tego, to taki silny pies… Minal jeden dzien, drugi, trzeci….. a pies nie wstaje. Nie daje rady wstac. Jak go postawie to stoi, nawet idzie…ale sam nie daje rady. Pojechalam znowu do weterynarza, powiedzial ze to pewnie bol pooperacyjny i moze jeszcze potrwac ze cztery dni. Minely nastepne cztery dni, ale Rokus, zamiast co dzien to lepiej, to co dzien to gorzej i dalej pil jak smok. Na szczescie je i pije. Nie wymiotuje juz, ale nie daje rady ustac na lapach. Lezy i tylko lezy na boku. Moj maz mowi: Nie moge patrzec ja torturujesz tego psa….. Sikal po siebie i smierdzial. Mylam go za kazdym razem i suszylam suszarka, dalej robilam mu kroplowki i antybiotyk. Chyba rzeczywiscie jestem egoistka, ale jak mam podjac tak trudna decyzje, nie mam prawa decydowac o jego zyciu…. ale serce mi peka…. musze to zrobic, musze….. Zawiozlam go poraz kolejny do weterynarza z mysla ze moze wlasnie teraz powinnam mu zapewnic slodka smierc. Moj maz juz wykopal grob dla niego kolo domu . On nie ma juz czasu na nastepne badania…. on umiera…. umiera, a ja jestem bezradna. . Nie dalam rady go dobic. Wrocilam i znowu mi ulzylo, ze wracam razem z Rokusiem. Teraz juz wiem, ze to kwestia dni, ale kazdy dzien , kazda godzina dluzej by byc razem. Wieczorem musialam podtrzymac mu lepek zeby sie napil, nie dal rady nawet utrzymac glowy. Boze co sie z nim dzieje… nie powinnam byla go kastrowac, to po zabiegu tak szybko mu sie pogarsza. Co ja zrobilam?, nie dosc, ze cierpial, to dodalam mu dodatkowe cierpienie…. poco to bylo??!! Musze skonczyc mu cierpienie…. niech sobie zasnie…… Zadzwonilam do weterynarza ze sie zdecydowalam. To byla sobota, a w niedziele jest nieczynne, ale powiedziala, ze przyjedzie specjalnie dla mnie. Brama byla jeszcze zamknieta, chyba troche za wczesnie przyjechalam. Siedzialam w samochodzie i modlilam sie, zeby nie przyjechala. Nie potrafie sie z nim rozstac, nie potrafie..!!!. A jednak przyjechala…. Plakalam i plakalam – on tyle dla mnie znaczy…. Sprobojmy podac mu jeszcze kortyzol – powiedzial wet. Jak bedzie efekt to odrazu bedzie widac, jak nie to nie ma juz co… Dal mu duza dawke kortyzolu. Pies zaczal podnosic leb i sie rozgladac. Dziala!!!!, jak dobrze, ze dziala… Znowu wrocilam z psinka. Roki zaczal byc znowu soba, nie mogl jeszcze chodzic, ale trudno oczekiwac po jednym zastrzyku cudow, ale widzialam jaki jest zrelaksowany, lezal sobie na brzuchu – nie na boku, jak przez ostatnie 2 tygodnie, rozgladal sie i interesowal wszystkim co sie dzieje dookola. On przestal nawet drzec. Jejku, chyba go tym razem wylecze!! Zawiozlam go znowu do lecznicy, zeby przepisali mi odpowiednie leki i pokazac jak dobrze wplynal na niego kortyzol. Wet zrobila jeszcze jeden zastrzyk. Wrocilam do domu . Aby troche doszedl do siebie i zrobie mu kolejne badania. Wieczorem jednak troche sie zaniepokoilam. Rokus byl jakby opuchniety, mial nawet problem z piciem wody. Chyba za duza dawka kortyzolu. Mimo wszystko byl zrelaksowany i ciekawy wszystkiego – moze odrobine otepialy. Pewnie jak minie troche dzialanie zastrzyku – to mu przejdzie. Rano zauwazylam, ze z psem dzieje sie cos niedobrego, lezal jakby tracil swiadomosc, z oczu wyciekala mu ropa. Zwymiotowal na brazowo. On chyba umiera…. ale niech umrze tutaj w domu, przy mnie.. Dziekuje Ci Rokus za wszytko, dziekuje…. byles najcudowniejszym pieskiem na ziemi, pamietaj, ze Cie kocham…. kocham Cie tak bardzo….. glaskalam go, przytulalam i plakalam. ..wtedy myslalam, ze wlasnie w ten sposob odejdzie…… teraz gdybym mogla cofnac czas chociaz do tego momentu…. Jednak zdecydowalam inaczej, jak Roki zaczal popiskiwac…. Chyba cierpi tym razem pomyslalam, cos go boli….. Dobrze Rokus, koniec twoich cierpien, pomoge Ci odejsc tym razem. Wiedzialam, ze smierc i tak by nastapila w ciagu tego dnia… ale nie chcialam zeby go bolalo. Znowu w samochod i do weterynarza. Teraz juz wiedzialam ze nie ma odwrotu….. Gdy zajechalam do kliniki, byly jescze inne pieski z wlascicielami. Polozylam go na podlodze w poczekalni. Na tej OKROPNEJ POSADZCE !!!! – nie wiedzialam wtedy, ze on na niej zostanie–!!!. Zrobilo sie pusto na sali, dali mi do podpisania zgode na eutanazje. Podpisalam WYROK na niego!! Po czym przyszla wet z zastrzykiem do uspienia, nie mogla znalezc zyly, wiec wstrzyknela domiesniowo. Troche mnie zdziwilo, bo domiesniowo to pewnie duzo wolniej…. Po 2- ch minutach , powiedziala “spi”… Ja nie bylam tego taka pewna. Powiedzialam, dajcie mi nozyczki i uklujcie go w lape, chce byc pewna. Pies rzeczywiscie nie zareagowal. Spi— ale nie bylam do konca pewna czy wystarczajaco gleboko. Poprosili, zebym wyszla na zewnatrz poczekac. Nie chcialam, nie chce… musze byc z nim do konca!!! Musze wyjsc – powiedzieli. Wtedy sie zaniepokoilam bardzo. Dlaczego???? przeciez podadza zastrzyk i przestanie bic serce. Stwierdzili, ze moga wystapic drgawki spowodowane przez nerwy i to nie bedzie dla mnie mily widok… Wziela mnie wet za reke i wyprowadzila na zewnatrz, a drugi zostal z Rokusiem i ta okropna strzykawka. … Po okolo 5- ciu minutach, otworzyl drzwi i pokazal ze koniec. Moj najukochanszy Rokus lezal na tej posadzce bez oddechu. Myslalam, ze bedzie odprezony… a ja niestety zobaczylam jakby skonal w cierpieniu.. Do konca zycia bede miala ten widok. To napewno nie byla dobra smierc… Wet powiedzial, ze nie mogl trafic w serce i wstrzyknal w pluco. Przepraszam piesku, wybacz mi….nie tak to mialo wygladac… przepraszam…… Dalam im duzy czarny worek, zeby pomogli mi go wlozyc, sama bym pozniej nie dala rady. pupa do dna, a glowa do gory– poprosilam, gdyby w razie zaczal znow oddychac by mial otwor, by mogl oddychac. Ale otworu nie mial, bo wet zacisnal mocno tasma klejaca. To jakis koszmar, koszmar. Niektorzy nazywaja to “dobra smiercia” lub “slodka smierc”. To chyba jakies nieporozumienie. Slodka smierc to jest wtedy jak do konca walczymy o kochana istote, pomagamy mu w bolu, pomagamy wstac jak sam nie potrafi, jak go umyjemy bo sobie zasiusial futro, jak okazujemy ile wart jest dla nas i ile mozemy dla niego poswiecic. Znajomi nazywali mnie egoistka, ze pozwalam sie mu meczyc, ze co to za zycie dla niego… Ja chyba bym chciala zeby ktos o mnie walczyl, to wtedy tak naprawde zblizamy sie do siebie . Dni kiedy stal sie niedolezny- to wlasnie wtedy moglam mu pokazac jak bardzo jest dla mnie wazny, ile dla mnie znaczy i jak bardzo go kocham. Cierpial w pewnym sensie fizycznie, ale napewno byl szczesliwy. A potem glupi impuls i zawiozlam go na egzekucje. Nigdy sobie tego nie wybacze, nigdy…. Znam mojego psa wiem kiedy cierpi, kiedy nie, czy chcial zyc, czy nie…. napewno nie chcial umrzec w ten sposob…
-
Witam , Chciałem przedstawić wam historie mojego psiaka(nazywała się (Lala) może wam pomoże jeśli spotkacie się z podobnym problemem. Nie będę tu opisywał relacji jaka mnie z nią łączyła itd ponieważ to niczego wam nie da. Postaram się za to rzeczowo opisać problem ,leczenie i różne spostrzeżenia. Objawy- wyciek z nosa gęstej (bezbarwnej) wydzieliny , na początku ( jedno nozdrze) przy radości np ktoś przychodzi do domu pies go wita i zaczyna mocno psikać .Później zmienia się to w stały wypływ .Oraz po czasie krwawienie spowodowane uszkodzeniem naczynek w jamie nosowej . Diagnoza - 1 niestety błędna tj (ropień) -zabieg usunięcia ropnia i udrożnienia przetoki. Błąd popełnił weterynarz nie biorąc wymazu z nosa. Po pierwszej błędnej diagnozie wykonany zabieg rynoskopii-pobrany wycinek oraz wymaz z nosa. Diagnoza 2- zakażenie pseudo pałeczką ropy błękitnej. Zrobiony został antybiogram i podany pierwszy antybiotyk (doxycylina) -doustnie. Po miesiącu odstawienie oraz nawrót bakteryjny min też krwawienie z nosa . Ponowny wymaz z nosa z antybiogramem. Diagnoza 3 - gronkowiec złocisty. Podawany antybiotyk to aminocyklina w tabletkach ok miesiąca. Po odstawieniu nawrót bakteryjny-kolejny antybiogram. Diagnoza 4- pałeczka e coli oraz bakterie proteusa. Podawany antybiotyk to gentacymina w zastrzykach ok 3 tyg - Po odstawieniu brak nawrotów bakteryjnych. Miedzy czasie podawana była też (Tetracyklina) w zastrzykach , która uczuliła po 3 dniach została przerwana. Stan psa umiarkowany jednak nieustannie z nosa wydobywa się wydzielina na wskutek struktur powstałych w jamie nosowej przez wcześniej wspomniane bakterie. Po czasie dochodzi drugie nozdrze. W między czasie wykonywane zabiegi takie jak: Krioterapia ciekłym azotem - zanurzanie gwoździa w ciekłym azocie i wyścielanie nim nozdrzy aby zamknąć naczynka (zmniejszyć krwawienie) -wykonano dwukrotnie z dobrym skutkiem. Wapularyzacja przy zabiegu rynoskopi (rinoskopi) wypalanie powstałych struktur mające na celu udrożnienie nozdrzy ( dziurek nosa). Leki wzmacniające (seria 4 zastrzyków -nie pamiętam nazwy). Po okresie roku powstanie zmian nowotworowych w okolicach kości czołowo jarzmowo nosowych. Puchnięcie i ból głowy. Na końcu guzy pokryły gałki oczne co spowodowało utratę wzroku. Podawane różne leki przeciwbólowe w ostatniej fazie steryd ok 3 tyg podawany co 3 dni później co 2 dni a, w ostatnim tyg codziennie. Mam nadzieję , że może komuś pomoże mój mały artykuł . Najważniejsze to szybka reakcja - jak leci psu z nosa bierzemy wymaz i antybiogram-koszt nie wielki ok 30 zł w roku 2013/14. Piszę niewielki w porównaniu z dalszymi późniejszymi wydatkami w razie przeciągania sprawy lub złej diagnozy. Nie wspominając o męczeniu psa chorobą i dalszymi badaniami. Dobra diagnoza i dobrze podane leki powinny pomóc !! Powodzenia Łukasz G-Melodia [attachment=5266:Lala.JPG]
-
- nos
- wydzielina
-
(and 7 more)
Tagged with:
-
witam, miesiac temu przygarnelam psiaka z fundacji. Sunia miala ok. 8 tyg, byla jeszcze nieszczepiona, natomiast dwukrotnie odrobaczana. po pierwszej "wspolnej" wizycie u veta, okazalo sie,ze ma nuzyce. Vet nie chce szczepic psiaka i przewiduje leczenie na min 4 miesiace, oczywiscie pies nie moze w ogole wychodzic z domu.....stad moje pytanie: czy orientuje sie ktos czy nie mozna szczepic psiaka ,ktory jest chory na nuzyce, jednak jest w dobrym stanie?szczerze mowiac nie wyobrazam sobie ,zeby siedziala non stop w domu przez np pol roku! ps moce ktos polecic najlepszego specjaliste w wwie? bardzo prosze o pomoc. Pozdrawiam
-
Potrzebuję pomocy... wsparcia, czegokolwiek. Prawdopodobnie podczas wyjazdu pod Warszawę mój pies złapał kleszcza, który go zakaził. Było to około dwa tygodnie temu. Nie miał żadnych objawów, jedynie w ostatnich dniach zmniejszył mu się apetyt. Wszystko zmieniło się wczoraj. Był strasznie osłabiony, tracił czucie w łapach, nie reagował na komendy i sikał krwią. Zaprowadziliśmy go do weterynarza, chociaż było po 20 i klinika powinna być zamknięta, ale nas przyjęli. Lekarka powiedziała nam, że to stan zapalny pęcherza, oczywiście błędnie... Dopiero dzisiaj rano, po ciężkiej nocy, podczas której się dusił kilkakrotnie, padła poprawna diagnoza. Podają mu lekarstwa, ale on już zachowuje się jak roślinka. Nie słyszy, ma problemy z oddychaniem, w ciągu 12 h dostał silnej żółtaczki, nie reaguje na żadne bodźce, cały czas patrzy się w jeden punkt...chyba ma też problemy ze wzrokiem. Albo znajduje się w agonii, nie wiem. Nie uleczą go, dzisiaj o 15, jeżeli jego stan się nie poprawi, uśpią go. Nie miałam siły, by pójść do gabinetu. Jak mam sobie poradzić? Był ze mną 7 lat... tylko i aż, powinien ze dwa razy więcej... To był sznaucerek.
- 6 replies
-
- babeszjoza
- choroba
-
(and 1 more)
Tagged with:
-
Dzień dobry. Dwa tygodnie temu zaadoptowaliśmy ok. 3 msc szczeniaczka ze schroniska. Dowiedzieliśmy się, że pieski, które przebywały z nim w jednym kojcu są zarażone parwowirozą, więc profilaktycznie zrobiliśmy badania w tym kierunku. Test wyszedł pozytywnie (1 kreska na 4), piesek dostał sześć dawek surowicy na parwowirozę. Pomimo leczenia (antybiotyki, surowica) do objawów dołączył okropny kaszel i katar. Po badaniu okazało się, że to zapalenia dróg oddechowych, a także gardła i migdałków (piesek skomlał przy przełykaniu). Otrzymał silniejszy antybiotyk, zrobiliśmy zdjęcia płuc, okazało się, że doszło do ich zapalenia. Po 10 dniach leczenia, po powrocie od weterynarza piesek dostał drgawek. Okazało się, że to nosówka, postać już nerwowa. Mimo podania osocza od ozdrowieńca po trzech dniach od pierwszych tików nasz Maluch odszedł w domu. Nie możemy się z tym pogodzić, ale chcemy pomóc innemu pieskowi. Jak odkazić mieszkanie, żeby nie narażać innego psa na te wirusy? Czy możliwe jest, że Maluch chorował tylko na nosówkę? (Lekarze dziwili się, że test na parvo jest pozytywny, bo objawy tej choroby nie były nasilone, pogorszenie pojawiło się dopiero w momencie pojawienia objawów ze strony układu oddechowego). Pozdrawiam
-
- nosówka
- parwowiroza
-
(and 3 more)
Tagged with:
-
Witam, 10 lutego 2018 roku wieczorem pojechałam z psem do weterynarza ponieważ od jakiś dwóch dni chodzi osowiały, co jest do niego niepodobne- nie przywitał gości, nie chciał się bawić ani nie reagował na propozycję spaceru. Weterynarz dał mu jedną dawkę antybiotyku i lek przeciwzapalny (miał 39 stopni gorączki) . Mieliśmy przyjechać znowu za dwa dni i tak też zrobiliśmy. Wtedy pieskowi zostało zrobione USG i pobrana krew ponieważ było podejrzenie zapalenia pęcherza. W nerkach nic nie wykryto, tak samo jak we krwi (badanie nerek i wątroby). Dostał jeszcze dwa razy antybiotyk. Dzisiaj (16 luty) w ogóle się nie poprawiło. Pies je normalnie, wręcz wylizuje miskę, pije, wypróznia się. Zaniepokoiło mnie jeszcze to,że dziwnie siada (jakby niechętnie to robił) i ma problemy z wejściem i zejściem ze schodów. Nie wiem, co może mu być :( Lekarz powiedział, ze to może być przeziębienie lub grypa, ale coś nie do końca jestem przekonana do tej diagnozy. Pies ani nie kicha, nie kaszle, nie ma kataru.
-
Cześć. 3 dni temu zaadoptowaliśmy 11-tygodniowego szczeniaka ze schroniska. Kiedy go odbieraliśmy, powiedziano nam, że jest zaszczepiony, że kolejne szczepienie za 3 tygodnie, odrobaczony itd. Nie było mowy o żadnej kwarantannie. Pies miał dość mocno wydęty i twardy brzuszek. Drugiego dnia się rozochocił, brzuszek stał się mniejszy Kupy miał dość rzadkie, ale tłumaczyliśmy to stresem, zmianą karmy itd. Natomiast dziś, czyli 3-go dnia po adopcji nagle zrobił się osowiały, zaczęły się wymioty. Od razu pojechaliśmy do weterynarza, podczas oczekiwania na swoją kolej zaczęła się biegunka. Testy wykazały parwowirozę. Od zarażenia do pojawienia się mija 7-14 dni, więc pies musiał złapać to w schronisku. W tej chwili pies jest hospitalizowany, pani ze schroniska nie odbiera telefonu. Będziemy próbowali dodzwonić się jutro. Czy w takim przypadku możemy próbować wymagać od schroniska choć częściowego pokrycia kosztów leczenia, jeśli psiak przyjechał do nas chory, a o żadnej chorobie przy adopcji nie było mowy?
-
- parwowiroza
- parvowiroza
-
(and 2 more)
Tagged with:
-
Witam, posiadamy 3 letniego już owczarka niemieckiego imieniem Szagi. Jest to bardzo mądry, żywy i wesoły psiaczek jak na owczarka przystało. Cieszy się spokojnym życiem wraz z swoimi Paniami, ale niestety, gdy tylko skończył rok zaczęły się problemy..... Mianowicie zaczął sobie wygryzać łapy oraz brzuch do krwi/mięsa :( z ran sączy się ropa, którą trzeba czyścić + wizyty u weterynarza + leki + karma iiiiii historia się komplikuje, ponieważ przewyższa to wszystko możliwości finansowe mojej rodziny :/ Zaczyna się frustracja skąd wziąć na to wszystko pieniądze, żeby miał wszystko to czego potrzebuje...Na rodzinę niestety liczyć nie możemy... Byliśmy już u dwóch weterynarzy, którzy nie bardzo wiedzą co pieskowi jest ( najprawdopodobniej jest to alergia na "COŚ" ), więc leczenie było bardziej pod kątem czyszczenia ran + antybiotyki + sterydy. Poszliśmy już do 3 weterynarza w naszej miejscowości i usłyszeliśmy, że istnieją badania ( gdzieś za granicę wysyłają krew psa) , które wskażą na co pies jest faktycznie uczulony i leczenie już w tym konkretnym kierunku, co będzie już polegało na zasadzie dobrania odpowiednich leków ,zastrzyków i zahamowania wygryzania się, które prowadzi do ropnych zapaleń..... Niestety to badanie przekracza miesięczny dochód mojej mamy, a nawet mój :-( Bardzo kochamy naszego pieska, dostaje wszystko to na co kochany członek rodziny zasługuje, ciężko jest patrzeć na jego smutne oczy, gdy coś go swędzi lub bolą go rany :/, ale dopóki jest nadzieja i jest to możliwe, będziemy z nim walczyć o zdrowie i w miarę normalne życie... Prosimy więc o pomoc wszystkich tych, którzy są nam w stanie wesprzeć w jakikolwiek sposób... Jeśli ktoś miał już wcześniej do czynienia z takim przypadkiem wygryzania i ropowicy u psa to proszę o informacje, może pomogą.... Lub ma ktoś kontakt z weterynarzem, który specjalizuje się w podobnym przypadkach również prosimy o namiar... Jesteśmy w stanie poruszyć niebem, ziemią a nawet całym kosmosem, żeby tylko nasz piesek był zdrowy i pozbył się tego paskudztwa... Za każdy grosz dziękujemy w imieniu Szagusia i naszym oraz za jakiekolwiek informacje... Link do zrzutka.pl ----> https://zrzutka.pl/ct46zy Tutaj jeszcze zdrowy Szaguś w wieku 4miesiące i 12 miesięcy Tutaj już Szaguś w najgorszym statium choroby :( Kochamy go najmocniej na świecie Kochamy go najmocniej na świecie !
-
Witam, jestem nowa na forum i rozpaczliwie szukam pomocy i rady.(z góry przepraszam, za tak długą wypowiedź) Suczka jest rasy [B]cocker spaniel[/B]. Problem zaczął się kiedy wyszłam z moją Bleki na spacer. Zawsze wyrywała się ze smyczy, cieszyła się i latała z merdającym ogonem – mimo swojego wieku [B](12 lat)[/B], zachowywała się jak szczeniak. Zdawałam sobie sprawę, że jest już staruszką i jej czas powoli dobiegał końca, ale tego zupełnie się nie spodziewałam. Tego dnia, coś zaczęło dziać się nie tak. Poruszała się mozolnie ze spuszczoną głową i miała problemy z wchodzeniem po schodach. Potem miała problem ze wstaniem, a jej [U]tylnie łapy się rozjeżdżały[/U] – jak foka. Pomyślałam, że to pewnie może być dyskopatia. Wysłaliśmy ją do weterynarza, przebadał i wstrzyknął przeciwbólowe i wkrótce suczka wróciła do zdrowia. [U]Jednak 2 dni później to wróciło[/U]. Wysłaliśmy ją kolejny raz, ale do innego weterynarza, gdzie zostawiono ją na obserwacje, rehabilitowano, wycedzono (gdyż miała problem z wypróżnianiem) i wstrzykiwano co trzeba. Kazano to powtórzyć i tak zrobiliśmy. Okazało się, że ma przerwy między kręgami, nie może się poruszać i ma nie za dobre wyniki krwi. Zalecali abyśmy wysłali ją na bardzo drogą operację, ostrzegając, że szansa na wyzdrowienie wynosi 20 %. Chciałabym to zrobić, jednak obawiam się, że przy jej obecnym stanie może jej nie przeżyć i narobilibyśmy jej tylko więcej stresu i cierpienia. Bleki wygląda: - jakby była zmęczona tym wszystkim i straciła wolę walki :-( - może mi się wydaję, ale zrobiła się w tym czasie znacznie grubsza (na pewno nie ciąża) - jest słaba, - w nocy piszczy, - kiedy leży, w ogóle się nie rusza, - siusia pod siebie, - tylnie łapy ma bezwładne, a w przednich nie ma ani trochę sił - ma napięte wszystkie mięśnie Są takie momenty, w których w ogóle nie chce jeść i pić, a czasami po prostu (ledwo) potrafi wypić całą miskę – podaję jej wodę za pomocą strzykawki. Nie mogę na nią patrzeć, gdy tak cierpi. Każdego dnia miałam nadzieję, że odzyska choć trochę siły w łapach, jednak zaczyna mi to wszystko powoli przygasać i płaczę :placz: Naprawdę serce mi pęka kiedy patrzy na mnie tym zmęczonym wzrokiem, a ja jej nie potrafię pomóc i choć bardzo trudno jest mi o tym myśleć, uważam że jedynym wyjściem jest uśpienie. [B]Czy jest jeszcze dla niej szansa? - miał ktoś może podobną sytuację? [/B]:-(
-
- choroba
- cocker spaniel
-
(and 3 more)
Tagged with:
-
Mam psa rasy owczarek niemiecki, od szczeniaka miał problemy z jedzeniem, nie trawił dobrze posiłków dlatego jest tylko na karmach dla alergików które też przynoszą słabe efekty. Poważny problem zaczą się kilka miesięcy temu, pies ma ciągle biegunki z 28 kg schódł do 19. Weterynarz nie pomógł, miał robione badania z krwi oraz z kału na wszystkie pasożyty, z obu badań wyszło że jest zdrowy. Usg oprócz gazów w jelitach również nie dało żadnej odpowiedzi. Próbowaliśmy też z zastrzykami przeciw zapalnymi i witaminą B12 oraz kreonem ale po niczym nie było poprawy. Znaleźliśmy nową karmę która trochę pomogła ale problem jest dalej. Pies dostaje dość dożo jedzenia bo cały czas piszczy że jest głodny( wcześniej nigdy tak nie robił). Przejście z karmy na gotowanie też odpada bo ryż z mięsem oraz wszystko inne oprócz suchej karmy tylko wzmaga problem. Czy wiecie co może mu dolegać, jakie badania jeszcze zrobić?
-
Nietypowe zachowanie, podejrzenie czerniaka jamy ustnej
Mojapsinka posted a topic in Nasze staruszki
Witam, mam 13 letnią suczke. Miesiąc temu dostała katar który się utrzymywal jakiś czas, po wizycie u weterynarza okazało się konieczne usunięcie kamienia oraz zęba, który wbilal w dziaslo,a katar to ropa. Po usunięciu zęba weterynarz przypuszcza, że w miejscu gdzie wbija się ząb może być czerniak. Minął tydzień od zabiegu. Pieskowi ropa mniej leci zdecydowanie, je niedużo, za to pije ogromne ilości wody. Przez 3 dni po zabiegu leciała krew( ok 2x dzienne małe ilości) tam gdzie było wyrwane. Jednak w nocy kiedyś zapadnie w głębszy sen nagle zaczyna piszczec, wyć przerażająco dopóki ktoś nie podjedzie i nie poglaszcze. Potem zasypia spokojnie dalej. Czy ktoś wie co może być przyczyną? Czy ją coś boli czy ma leki? Ogromnie mi jej szkoda i serca pęka kiedy zaczyna piszczec a ja nie wiem jak jej pomóc oprócz głaskania. Dodam, że praktycznie cały czas śpi jednak kiedy idzis na spacer merda ogonem sama schodzi wchodzi po schodach bez większego problemu, reaguje na dzwonek, oraz jak domownicy wychodzą z pokoju. Czy objawy mogą mieć związek z rakiem? Serdecznie dziękuję za wszystkie odpowiedzi, jutro wybieram się do weterynarza, ale chciałabym wiedzieć czy ktoś miał podobnie? -
Mój pies prawdopodobnie został zatruty (nagły atak padaczki), postanowiłam przejść się przez ogród i znalazłam takie oto podejrzane rzeczy, czy wiecie co to może być? zdjęcie pod linkiem https://prnt.sc/mlgnws
-
Z góry przepraszam, jeżeli post jest w złym miejscu;( Mam problem z moim psem. Pies ma skończone 10 miesięcy, ostatnio zauważyłam że nagle zaczyna mu drżeć dolna szczęka. Wygląda to tak, jakby nie mógł zapanować nad nią. Coś jak szczękanie z zimna, ale lata tylko ta dolna część żuchwy. Po chwili przechodzi. Próbowałam potrzymać mu mordkę żeby przestał, ale dalej się trząsł. Ktoś się z czymś takim spotkał? To takie napady. Nie wiem, miał ktoś z czymś takim styczność?
-
Rzecz w tym, że nigdzie nie znalazła dostatecznych informacji na ten temat więc spróbuję... Otóż: Mam jamniczka i od 5 dni nic nie je, ani nie pije, a tylko chodzi i wymiotuje po 5-6 razy w ciągu dnia. Nie wiem na co choruje, byłam z nim u weta, dostał kroplówkę i zastrzyki(antybiotyk) jednakże, stan nijako się nie poprawia. Możliwe, że się czymś zatruł. Jeśli ktoś również spotkał się z podobnym przypadkiem, poradźcie jak mogę mu pomóc lub co mu dolega. Liczę na rozsądne odpowiedzi. :)
-
Witam. Mój pies co pół roku, przez swój popęd płciowy, nabawia się różnych chorób. Przez ciągłe lizanie siusiaka, ma zapalenie pęcherza, zapalenie prącia itp. (tylko w okresie cieczkowym). Weterynarz polecił kastrację, ewentualnie tabletki na tymczasowa kastrację. Chcę ulżyć mojemu psu, bo jednak co pół roku cierpi, ale boję się kastracji. Pies nie jest dominujący, nie gryzie innych psów, ani ludzi, świetnie się dogaduje z suczkami(nie ma żadnego wskakiwania czy coś). Kocham go takiego, jakim jest i nie wyobrażam sobie żeby nagle miał się zmienić. Czytałam ze pies się uspokaja, a on i tak jest ciapciowaty. Lubie kiedy spaceruje dumnie przed suczkami, nastawiając śmiesznie uszka,ciesze się gdy staje w mojej obronie, jest moją życiowa osłodą, razem się bawimy i uczymy. Co robić? Wykastrować?Czy może w czasie cieczek nie chodzić z nim w miejsca, gdzie są inne psy?Czy to pomoże? Czy wasze psy zmieniły się po kastracji? Proszę pomóżcie, bo już nie wiem co robić:-(
-
Mam ci ja sunię, w wieku dwóch wiosen. No i niestety, wczoraj zjadła ona trochę (dużo) czekolady pod moją nieobecność. Zaobserwowałam u niej tylko zaparcie, odbijało się jej amoniakiem ( tak jak podczas zwykłego zatrucia pokarmowego). Dzisiaj moja 'ynteligentna' rodzicielka odkażała podłogi domestosem i nie mam tej pewności czy Luna tego nie liznęła. Na wszelki wypadek zaraz po zaistnieniu przypuszczenia podałam jej mleko. Kilka godzin zachowywała się normalnie, ale teraz ... Zazwyczaj luna śpi ze mną w łóżku pod kołdrą, dzisiaj spędziła tam niecałą godzinę, i teraz leży rozciągnięta na dywanie. Martwi mnie jej nietypowe zachowanie. Co jej może dolegać??
-
Witam, Mam owczarka niemieckiego 12,5 roku. W październiku stwierdzono u niego ostrą niewydolność nerek, poziom kreatyniny wynosił koło 4 . Walczyliśmy o niego i po tygodniu udało się przywrócić funkcjonalność. Weterynarz powiedział że będzie to tylko przedłużenie i że trzeba specjalne proszki podawać. W maju czyli jak to piszę znowu zachorował, po wizycie u weterynarza jego poziom kreatyniny wynosił 14, lekarz stwierdził że ma zniszczone nerki w 80% i nie ma sensu dalej leczyć, dał mu od 3 do 7 dni. Dużo czytałem o tym , opinii również i trudno jest mi cokolwiek stwierdzić. Ogólnie pies jest osłabiony, mało je, pije trochę więcej, ma siłę wstać i gdzieś przejść. Dzisiaj kiedy to piszę pomyślałem że może jeszcze jest szansa bo nieznacznie się poprawił więc zadzwoniłem do innego weterynarza i ten powiedział że sytuacja jest nie do rozwiązania i nawet z kroplówkami to będzie tylko podtrzymywanie.Czy ktoś miał podobny przypadek? Ponieważ widzę że pies psychicznie nie chce się rozstawać a ja nie chce pozostawać w stagnacji. Czyli czy próbować gdzie indziej czy się z nim żegnać :( ?
-
Witam. Moja Czoka ma 2 lata, nigdy nie chorowała aż do teraz. W poniedziałek kiedy przyszłam ze szkoły zobaczyłam, że ma lekko spuchnięte oko i cały czas je mruży. Pojechałam do weterynarza, które dał jej przeciwbólowy zastrzyk, stwierdził, że siatkówka oka nie jest uszkodzona, a to otarcie i/lub zapalenie spojówek. Przepisał maść Floxal i krople Difadol. Wczoraj (wtorek) było lepiej, pies rzadko mrużył oko, nie drapał się tam itp. Ale dzisiaj jest znowu źle- chodzi ze zmrużonym okiem, ciągle się tam drapie łapą, boję się że może sobie pazurami coś uszkodzić. Babcia, która siedzi z psem w domu mówi że pogorszyło jej sie po wyjściu na dwór. Dodatkowo na mniej wilgotny nos niż zwykle. Czy to może być od słońca, czy może to jakaś alergia (chociaż myślę, że drzewa już nie pylą)? I co zrobić żeby się tam nie drapała? PS: Rodzice mówią, że poczekamy do soboty a jak się jej nie polepszy to pójdziemy do weta, ale może powinniśmy iść wcześniej?
- 4 replies
-
- zapalenie spojowek
- pies
-
(and 3 more)
Tagged with: