Jump to content
Dogomania

Jak reagujecie na chamstwo innych psiarzy? [2]


dog_master

Recommended Posts

Siedzę tylko na PwP i nie widziałam wczesniej tego wątku. Sytuacji różnych nie będę opisywać, bo kilka stron by mi to zajęło, ale ponarzekam na czasy.

"Dawniej" nie do pomyślenia było, żeby jakiś pies się nie słuchał, a jeśli już się taki zdarzył, to oczywiste było, że trzeba go prowadzić na smyczy. Każdy wychowywał psa, uczył sztuczek, żeby się pochwalić, uczył też wszystkiego, co pozwalało psu towarzyszyć w życiu codziennym. Moje wszystkie psy chodziły luzem przy nodze i były pod całkowitą kontrolą, głos był lepszy niż smycz - pies miał udział umysłowy w posłuszeństwie i w ogóle uwłaczające dla psa jest tarmoszenie go na sznurku, tak uważam. I żeby mu nie musieć uwłaczać, należy wychować. Ale "w dzisiejszych czasach" ludzie nie szanują zwierząt, ani cudzych, ani własnych.

Od lat motam się z bezmyślnymi ludźmi i ich niewychowanymi psami. Dokuczyło mi to do tego stopnia, że właściwie zrezygnowałam z posiadania psów, to znaczy mam Kulkę (York, który chodzi luzem przy nodze :evil_lol: ), ale ją mogę capnąć pod pachę w razie czego, a o moje większe psy stale się bałam. I jeżeli kiedyś wezmę drugiego psa, to będzie to taki jakiś wielki bydlak, że na sam jego widok każdy będzie łapał swojego i zwiewał.

Link to comment
Share on other sites

Tak tak, jeszcze wcześniej. Ja mówię o latach 70/80-tych. Psów było mniej, bo ludzie podchodzili odpowiedzialnie i ten, kto nie miał czasu zająć się porządnie, po prostu nie brał zwierzątka. Jako dziecko miałam psa z odzysku, przywiezionego ze wsi, wałęsającego się kudłacza, który nie znał żadnych zasad miejskich, czy choćby domowych, ale przecież dotąd się go uczyło, aż się nauczył. Pies miał być przyjacielem i towarzyszem, takie było założenie.

Wtedy, wychodząc na spacer, szukalo się wzrokiem innych psów, żeby mogły się razem pobawić. Teraz - widząc gdzieś psa bez smyczy - uciekam na drugą stronę ulicy na wszelki wypadek. Pamiętam jak zdumiało i oburzyło mnie już w latach 90-tych pytanie jakiejś kobiety, czy moja idąca luzem ONka "nie gryzie" - no przecież gdyby była jakimkolwiek zagrożeniem, to nie szłaby luzem! Później zorientowałam się, że zmieniły się normy. A najlepszym przykładem były sytuacje, kiedy moje dwie psice (nie ciapowate aniołki) szły przy nodze, nawet nie marząc o nieposłuszeństwie, a mijała nas rycząc wisząca na smyczy suka nowych sąsiadów.

Cała przyjemność posiadania psa polegała na otwieraniu go, budowaniu porozumienia, uczeniu rozmaitych rzeczy i czerpaniu z tego. Po to miało się psa. Nie dla ozdoby. I naprawdę moja maciupna Kulka jest mądrzejsza i lepiej wychowana, niż wszystkie psy, jakie spotykam, wyjąwszy jednego doga niemieckiego i jednego berneńczyka, choć berneńczykowi zdarzają się niewielkie wpadki (:

Link to comment
Share on other sites

Ja to mam w ogóle wrażenie, że puszczanie psa luzem stało się modne. (nie ważne, mały, duży, posłuszny, nieposłuszny) Ludzie nie wiedzą do czego smycz służy. Jakieś chore czasy mamy. Czyżby to jeźdźcy apokalipsy się zbliżali dosiadając psów? :D

Link to comment
Share on other sites

Ja przyznam, że nie znoszę prowadzić psów na smyczy. Tak jak rozi, wydaje mi się to jakieś uwłaczające dla psa, traktowanie go jak dzikiego zwierza. Po to szkolę i wychowuję moje psy, żeby były na każde skinienie i mogły iść bez smyczy. Nie przeszkadzają mi zupełnie psy luzem, jeżeli właściciel ma nad nimi panowanie - ba, wolę takie zwierzęta niż te na smyczy, drące się i szarpiące lub wgapiające się w moje wzrokiem pt. "jak cię dorwę to rozszarpię". Moje psy są luzem, gdzie się da - tj. gdzie nie stanowią zagrożenia dla siebie i innych i gdzie nie przeszkadzają ludziom czy zwierzynie. Dzięki temu spuszczone ze smyczy nie zachowują się jak dzikie, nie jest to dla nich podnieta. Mogę zapinać smycz i odpinać, nie czekają z utęsknieniem na brzęk karabińczyka, żeby wyrwać dziko przed siebie. Chwalę to sobie, ale pracowałam nad tym długo i sumiennie :)

Może to faktycznie zmiana czasów - i dzieci są bardziej rozhukane dzisiaj i 6 latek, który jedzie na rowerze po chodniku i ryczy do mnie "kur.... posuń się!" nie dziwi, i podobnie z psami. Latają luzem bez kontroli, obszczekują co się da, załatwiają się po chodniku, mają gdzieś właścicieli. Może to kwestia braku czasu? Ludzie są zapracowani, zmęczeni, więc nie dość, że nie mają jak wychowywać dzieci czy psów, to jeszcze z tego stresu staje im się to zupełnie obojętne. Próbuję ich tłumaczyć, bo chyba nikt specjalnie nie utrudnia życia innym i to tak tłumnie.

W każdym razie z opowieści mojej mamy wiem, że tak było jak pisze rozi. Mieliśmy rottweilera, jakoś nikomu do głowy nie przyszło prowadzenie go w kagańcu - po prostu był tak wychowany, że przychodził na wołanie, olewał psy. W domu nie był fajny - nam, dzieciom, nie dawał się głaskać. Ale na dworze nie było mowy o nieposłuszeństwie, a moja mama książek nie czytała przecież. Po prostu pies miał się słuchać i już...

Link to comment
Share on other sites

[quote name='zmierzchnica'] Tak jak rozi, wydaje mi się to jakieś uwłaczające dla psa, traktowanie go jak dzikiego zwierza. [/QUOTE]
W jakims programie pokazywali jak się rdzenni mieszkańcy Afryki smieli, jak zobaczyli Amerykanina który prowadził Basenji na smyczy. :)
Jednak w cywilizowanym Swiecie prowadzanie psa na smyczy jest rzeczą normalną / prawidłową.

Problem z ludźmi i psami jest taki, że znakomita większość nie ma warunków na posiadanie psa, a więc nie powinna sobie psa w ogóle do domu sprowadzać. Kiedyś to było logiczne, ale nagle z jakichś powodów przestało. edit. mogę się oczywiście mylić.

Edited by cienkun
Ort.
Link to comment
Share on other sites

... bo teraz ważniejsza jest sama chęć posiadania psa, kogo obchodzą warunki lub ich brak... Ewentualnie ludzie nie zdają sobie sprawy z tego, że pies w zależności od rasy wymaga naprawdę ogromnej ilości pracy. Znaczna większość problemów wywodzi się też z tego, że ludzie dobierają sobie psy biorąc pod uwagę TYLKO wygląd. Oczywiście nie potępiam wybierania pupila, który podoba nam się wizualnie, ale nie powinien być to jedyny powód, a jeden z kilku. Charakter też jest przecież ważny. Jeśli przyszli właściciele lubią leniuchować to po co brać aktywnego psa? Niech wezmą sobie mopsa, który będzie z nimi chętnie siedział na kanapie w wolne dni...
A teraz przykład jeden z wielu: ostatnio poznałam dziewczynę, która ma psy w liczbie 3. Dwa kundelki w kojcu i jeden pies w domu. Kundelki zamknięte 24/7, nie są wypuszczane. Jeden z nich to już staruszka, ma dłuższą sierść, w kołtunach cała, no i ropiejące oczko. Dziewoja twierdzi, że rodzice nie pozwalają się nimi zajmować, zwłaszcza tym drugim, mieszańcem ONa, który ma dużo energii i się nie słucha. Więc ja się pytam po cholerę je trzymają? Paradoks jest taki, że piesek w domku to york i dziewczyna chciała go głównie dlatego żeby mieć psa, którego może czesać. Widać jak stare i chore to już nie można dotykać i nie daj Boże pielęgnować "bo rodzice nie pozwalają". Delikatnie sugerowałam pewną zmianę, ale nic z tego nie wyszło, więc po prostu dałam spokój... Jeśli wina leży faktycznie po stronie rodziców, a nie dziołchy, która czasu dla wszystkich 3 psów nie ma, to mogę jedynie współczuć...

Tak, trochę odeszłam od głównego tematu, ale podobna kategoria... "Mieć byle mieć".

Link to comment
Share on other sites

Moi dziadkowie mieli psa mix bernardyna uśpili ją w wieku 11 lat bo dziadek miał wypadek i nie mógł z nią wychodzić i to było chyba najlepsze co ją w życiu spotkało poprzedni właściciele ją oddali bo urodziło się dziecko... miała wtedy pół roku a babcia zgodziła się ją wziąć bo myślała że już nie urośnie:roll:. A potem całe życie suka chodziła na spacery 2 razy dziennie siku i do domu, spała na podłodze nie miała swojego posłania bo po co? Babcia cały czas się na nią wydzierała, przeszkadzało jej wszystko co robiła, Tina próbowała zeżreć każdego psa którego spotkała tylko dla domowników była ok. Jak się wyrzygała to było że jest okropna niedobra i w ogóle be. Jeszcze kiedy żyła ciotka która z nimi mieszka kupiła sobie sweet malusiego pieseczka:loveu: siedział całymi dniami w malutkim pokoiku bo Tina by go zeżarła. Spał w łóżku jak rzygał to biedny pieseczek o jejciu no nie ogarniam po prostu jak duży pies rzyga to robi to złośliwie na pewno a jak mały to jest taaaki biedny trzeba go na rączkach ponosić, przytulać całować. Pieseczek kochany szcza po melach co oczywiście nikomu nie przeszkadza, gryzie jak coś mu się nie podoba mnie też raz udziabał bo byłam bliżej i na mnie wyładował agresje więcej nie próbował bo ja wyładowałam swoją na nim:diabloti:, gwałci wszystkich gości mojego psa też kiedyś próbował ale mu przeszło. Na spacery chodzi na 5 min ale przynajmniej 5 razy dziennie bo malsi słit pieseczek m tyci pęcheżyk w przeciwieństwie do starego obrzydliwego psiska oczywiście. Chodzi tylko na flexi na normalnej smyczy nie potrafi, no chyba że idzie ze mną:diabloti: nie da się go zabrać gdzieś dalej niż do parku kilka kroków od domu bo się boi, rzuca się do psów, tylko Odinka toleruje. Jak idzie gdziekolwiek ze swoją pańcią karze się na rączkach nosić. Wczoraj prawie spadłam z krzesła na balkonie wisiał sobie koc, pieseczek ten koc obsikał oczywiście po co się tym przejmować? Potem kocyk trafi na kanapę czemu nie?
Niedługo psisko ze swoją pacią wyjeżdżają z polski i mam nadziej że babcia nie sprawi sobie kolejnej mskoteczki

Link to comment
Share on other sites

Mówcie co chcecie, ale u mnie na osiedlu ponad 20 lat temu biegał pies, który kilka innych pozagryzał - nie było żadnej reakcji na to, w Jasienicy psy latały samopas w ch*lerę.. osobiście uważam, że nie jest najlepiej, ale lepiej.

Link to comment
Share on other sites

E tam, było lepiej. Ja sobie nie wyobrażam, żeby ziomal mógł się z własnej woli ośmieszyć przed kumplami nieposłusznym psem. Co to, to nie, ambicja nie pozwala :D.

Ale wcześniej były inne normy. Pies miał jakieś zadanie do wykonania. Miał bronić podwórza, słuchać się właściciela, zaganiać zwierzęta. Nie było tam miejsca na nudę, pies nie miał czasu się frustrować, bo był spełniony. Myślę, że ludzie wybierając psa do konkretnej czynności patrzyli na jego predyspozycje ORAZ czy lubi to robić, bo wiadomo... Jak lubi, to pracuje lepiej :).

W psim móżdżku też powstawały pewne kojarzenia, że współpraca z człowiekiem jest de best, że aby stało się coś fajnego, pies musi coś od siebie dać -> słuchać się. I po prostu wykształcała się więź z człowiekiem, a ja osobiście uważam, że dzięki niej można osiągnąć wieeele rzeczy bez motywacji książkowej (aport/szarpanko) a dla samej pracy czy zadowolenia człowieka.

Z tymi warunkami to też nie wiem... Jeśli pies miał ciężko pracować, to jasne było, że musi mieć odpowiednie miejsce do odpoczynku i odpowiednio kaloryczne jedzenie. No i znęcania się. Zależy, co dla kogo jest znęcaniem się. Bo dla mnie to, że ktoś na psa krzyknie, czy nawet da z buta jak jest niegrzeczny, to pryszcz. Tym bardziej, że wcześniejsze psy wiedziały, że ich właściciele się nie będą z nimi patyczkowanie "a może, kochanie, jednak podejdziesz, niuniuniu, słodziutki". Wtedy pies nie mógł nawet pomyśleć, że mógłby nie posłuchać pana. Poza tym psy były selekcjonowane, bo ludzie potrzebowali najlepszych psów do pracy: z twardą psychiką, zaciętych, nieustępliwych, nieustraszonych, silnych, odważnych. A nie, że raz do psa krzyknę, a ten będzie miał traumę do końca życia :).

Link to comment
Share on other sites

[quote name='Uranoe']E tam, było lepiej. Ja sobie nie wyobrażam, żeby ziomal mógł się z własnej woli ośmieszyć przed kumplami nieposłusznym psem. Co to, to nie, ambicja nie pozwala :D.



wcześniejsze psy wiedziały, że ich właściciele się nie będą z nimi patyczkowanie "a może, kochanie, jednak podejdziesz, niuniuniu, słodziutki". Wtedy pies nie mógł nawet pomyśleć, że mógłby nie posłuchać [/QUOTE]
To mi przypomina, jak mój exmąż żebrał u Mins (suka jagdterrier) przynienienia gumowego kółka. No gdzie masz kóleczko, no daj kółeczko, pies patrzył że coś z tego wyniknie, bo to był wyjątkowo rozwinięty pies i do głowy mu nie przyszło, że takim tonem można prosić o zwykłą rzecz. Wreszcie nie wytrzymałam i mówię półgłosem weź Mins przynieś to kółko. No to przyniosła.

Link to comment
Share on other sites

Dzisiaj mojego psa zaatakował mix amstaffa - wyskoczył zza winkla i zaatakował moją szetlandkę na smyczy. Stoczyłam walkę - całe szczęście miałam długie buty a nie japonki. Wezwałam straż miejską. Jestem przygnębiona - nie mam już gdzie iść z psami na spacer. Na moim osiedlu dwa agresywne amstaffy i dobermanka, wszystko luzem. Walcząc z amstaffem strasznie się bałam, że ja też zostanę pogryziona. Chce mi się płakać. Nie wiem po jakiego grzyba ludzie kupują sobie takie psy, dlaczego to nie mogą być yorczki. Jak widzę kolejnego amstaffa na osiedlu to już się boję co będzie za kilka miesięcy. Mam łańcuch, gaz - niczego nie zdążyłam wyjąć, to była chwila. Do dyspozycji pozostały mi tylko gołe ręce i nogi. Miesiąc temu przez mixy amstaffów zostały zagryzione dwa małe psy opodal mnie ale tych głupich ludzi i tak niczego to nie nauczyło. Wszystko dzieje się w Warszawie na dużym osiedlu prawie w centrum miasta...

Link to comment
Share on other sites

Konsekwencji nie ma żadnych-tylko upomnienie. Własciciele zagryzionych psów wnieśli sprawy cywilne, ale tam "szkody" były większe. Jedna z właścicielek również została pogryziona. W moim przypadku wyszliśmy bez szwanku - zanim amstaff zdołał przegryźć się przez sierść na szyi mojego psa został przeze mnie brutalnie skopany (aż mnie noga boli). Jedyne co to wydarte kłaki i rozwolnienie ze strachu (musiałam myć po przyjściu do domu). Zarówno właściciel amstaffa jak i obserwatorzy bali się mi pomóc. Nikt się nie ruszył.
Jedna uwaga - podczas całego zajścia amstaff nie wydał żadnego odgłosu. Wcześniej nie szczekał, nie warczał. Ruszył szybko i znienacka.
Straż miejska poinformowała mnie, że oni muszą być świadkiem zajścia, wtedy konsekwencje są natychmiastowe a jeśli nie ja muszę pofatygować się i składać skargę pisemną.

Link to comment
Share on other sites

Nie mam yorczka, ale mixa amstaffa, który bawi się z yorczkami i broni ich przed innymi psami. Mój mix był zaatakowany i poturbowany przez labradora. To nie pies jest winien, ale człowiek. Z właścicielami tamtego laba lubimy się, ale z psami omijamy żeby nie było awantur.

Link to comment
Share on other sites

[quote name='ajeczka']Nie mam yorczka, ale mixa amstaffa, który bawi się z yorczkami i broni ich przed innymi psami. Mój mix był zaatakowany i poturbowany przez labradora. To nie pies jest winien, ale człowiek. Z właścicielami tamtego laba lubimy się, ale z psami omijamy żeby nie było awantur.[/QUOTE]
Człowiek tylko w pewnym stopniu, charakterystyka rasy wskazywałaby na to, że nie jest to pies dla każdego, to powinien być pies elitarny dla znawcy i miłośnika rasy a nie debila osiedlowego.

Link to comment
Share on other sites

Przyznaję, że nie jest to pies dla każdego. Byłam na wizycie przedadopcyjnej labradorki. Cudowni ludzie, przemili. Wydałyśmy zgodę, ale koordynator zapytał czy oddałabym im swojego psa - stwierdziłam, że labradorkę tak, ttb nie. Byli zbyt dobrzy ;-) Teraz sunia labradora ma u nich jak pączek w maśle, a mój Rino by ich zjadł. Czasem mam pod opieką dodatkowego asta i panuję nad dwoma, czasem trzema psami.
Najbardziej boję się luźno biegających po lesie labradorów, bywają niesocjalizowane i agresywne.

Link to comment
Share on other sites

[quote name='badmasi']
Straż miejska poinformowała mnie, że oni muszą być świadkiem zajścia, wtedy konsekwencje są natychmiastowe a jeśli nie ja muszę pofatygować się i składać skargę pisemną.[/QUOTE]

I nie pofatygowałaś się? Dlaczego wezwałaś SM a nie policję? Tym bardziej, że miałaś świadków zdarzenia...
Na Twoim miejscu siedziałabym już na komisariacie i składała zeznania.

Link to comment
Share on other sites

Wiesz dlaczego ja boję się astów? Bo kretyni, którzy je mają pomijają socjalizację, szkolenie. Rosną psy asocjalne, negatywnie nastawione do psów, prowadzane na kolczatach co w momencie spinki jeszcze bardziej je nakręca. Potem są puszczane luzem aby sobie pobiegały albo urywają się ze smyczy i konsekwencje są opłakane. Agresja do psów plus brak przywołania no i mamy "mordercę"...

Link to comment
Share on other sites

[quote name='Diora']I nie pofatygowałaś się? Dlaczego wezwałaś SM a nie policję? Tym bardziej, że miałaś świadków zdarzenia...
Na Twoim miejscu siedziałabym już na komisariacie i składała zeznania.[/QUOTE]
Nie mogę nigdzie jechać jestem poważnie chora a na kopanie zużyłam resztkę energii. Policja w tym wypadku ma takie same uprawnienia jak straż.

Link to comment
Share on other sites

Guest
This topic is now closed to further replies.
×
×
  • Create New...