Jump to content
Dogomania

Szerlok pocieszyciel


Recommended Posts

W wolnej chwili zapraszam do mojego "owczarka" - znajdusia :)

 

http://www.dogomania.com/forum/topic/143084-wiejski-owczarek-belgijski-cudowny-szczeniak-rzepek-u-nas-w-bdt/

 

Bo co, każdemu wolno mieć po owczarku, a mnie nie? A kto bogatemu zabroni??

Hej, hej! Teraz Ty zajrzyj do swojego owczarka znajdusia. Znajdziesz propozycję nie do odrzucenia. PLEASE!

Link to comment
Share on other sites

Zaczynam się rozdwajać, czy raczej rozstrajać  między Szerlokiem, Rzepkiem i Alarmem Kielce. Jak ktoś nie był u Rzepka, to donoszę, że moja Dziunia ma chyba babeszjozę: białe śluzówki w oczach i apatia. Na razie jeszcze je, może więc jakoś się uda nad tym zapanować. Tylko dlaczego wszystko co złe dzieje się niemal zawsze w niedzielę, kiedy dostęp do pomocy jest bardzo ograniczony?

 

A tak na marginesie: w Biedronce trafiłam na świetną karmę w puszkach. Nazywa się Piper i jest produkowana przez Dolinę Nidy. Wygląda jak prawdziwe mięso (a nie te kozie bobki w galaretce jak w innych karmach) z dodatkami (brązowy ryż, ziemniaki itd.) i moim wybrednym francuskim pieskom niezwykle smakuje. Zresztą kotom też, a te jak wiadomo wybredne do trzeciej potęgi! Jedna puszka kosztuje 3,49 zł. Czyli można wytrzymać.

Link to comment
Share on other sites

O, to bardzo dobre cena. Nie mam Biedronki pod ręką, ale jak będę w "miescie", kupię na zapas.

Irenas, postaraj sie sparawdzić kolor moczu Dziuńki - czy nie pomarańczowy lub brunatny.

 

Obawiam się, że to może być końcówka jakiejś "serii", bo widziałam je tylko w naszej chotomowskiej Biedronce (a co? Kto bogatemu zabroni? Mamy własną Biedronkę, w końcu to duża wieś). Poszukam w internecie może jeszcze gdzieś można to kupić, bo naprawdę świetne.

 

Z Dziunią byłam dziś u weterynarza w Legionowie. Za jedne 195 zł (!!!) dostała kroplówkę, pięć zastrzyków, z czego jeden super bolesny, mało nie uryzła Szerloka ( który oczywiście, widząc nas w samochodzie, natychmiast wsiadł jako osoba towarzysząca), oraz badanie krwi na wątrobę i nerki. Wyniki były po 18.00: wszystko w porządku oprócz nieco podniesionych parametrów wątrobowych, ale lekarz powiedział, że lekami to się da "naprostować". Jutro rano idziemy na kontrolę. Sunia już w lepszej formie, nawet dzisiaj bawiła się z Szerlokiem w "zarazcięugryzętyokropnypsie". On  cały zachwycony, a ja do końca nie byłam pewna, czy to aby na pewno zabawa.

 

Gorzej sprawa się ma z moją Mamą: kiedy przyszłam do szpitala znowu spała, a współlokatorka z pokoju zapytała mnie zaniepokojona, czy w domu Mama też tyle śpi (praktycznie 20 godzin na dobę). Kiedy Mamę obudziłam, mamlała coś niezdarnie i od rzeczy - po prostu horror! Okazało się, że państwo doktorowie tak Mamie obniżyli ciśnienie, że nie wie, na jakim jest świecie. Pani doktór dyżuruna pogodnie kazała mojej siostrze dać Mamie dużo kawy i oznajmiła, że zaraz podłączą jej kroplówkę, która podniesie jej ciśnienie. To ja się pytam: co to za eksperyment na żywym organizmie? Najpierw zbijają bez sensu, a potem podnoszą. Przecież takie gwałtowne obniżenie zabiło moją babcię. Czyli przez 50 lat nic się w medycynie nie zmieniło? Dalej lekarze nie potrafią określić ilości leku potrzebnego, żeby unormować sytuację? Szlag mnie trafi. A mają się za bógwico!

Link to comment
Share on other sites

Przyleciałam do ślicznotka,żeby nastrój sobie poprawić.

Miziam za uszkami.

Irenko /?/ współczuję maminej choroby.

Wiesz mnie nie tyle zdziwiło,że tak drastycznie mamie ciśnienie obniżyli/to się zdarza przy testowaniu nowych leków/dawek/ lecz to,że nie monitorowali!!

Dlaczego dopiero po Twojej interwencji zamiast  na bieżąco???

Nooo ja mam cięgle kontakt ze szpitalami i ciągle moja agresja się budzi dosłownie po każdej wizycie.

Pozdrawiam serdecznie.

Link to comment
Share on other sites

Ja też zaglądam i aż mnie ponosi, jak czyta się i słyszy o naszych szpitalach i lekarzach. Cholera, na składki odcinają jedną trzecia poborów, a jak coś, to bez pieniędzy nie da rady... Bardzo to przykre wszystko.

 

Ja miałam okazję zobaczyć jak to wygląda z perspektywy personelu szpitalnego. I niestety smutna prawda jest taka, że lekarze często nie mają czasu zająć się chorymi ludźmi, bo muszą zajmować się pijakami, których przywiozła karetka do szpitala (pijak ma robioną bez kolejki pełną diagnostykę - TK, RTG, morfologia, biochemia, EKG, USG - gdyby nie miał zrobionej diagnostyki i coś mu się stało, to lekarz miałby kłopoty) lub pacjentami, którzy z powodzeniem mogliby być "obsłużeni" w zwykłych poradniach specjalistycznych, ale przychodzą na SOR, bo tak będzie od ręki i często bez kolejki. Zdarzają się też przypadki kiedy pacjent wymyśla, że np. uderzył się w głowę i ma robione od ręki TK, bo ze skierowaniem musiałby się zapisać i dłużej czekać. Często jest też tak, że lekarz ma dyżur na SOR i jednocześnie opiekuje się pacjentami na oddziale, nie ma więc fizycznej możliwości być zawsze tam gdzie jest potrzebny.

Absolutnie nie bronię lekarzy, bo nieprawidłowości jest wiele.

Uważam jednak, że racja jest jak zwykle po środku.

Link to comment
Share on other sites

Zapewne prawda leży po środku.

Ja też mam porównanie z obu stron .

Mama pracowała przeszło 30 lat w "służbie zdrowia" i ja jako pacjentka/ 5 operacji w ciągu 6 lat/.

Powiem tak nic nie tłumaczy braku empatii personelu.

Nie dociera do mnie stwierdzenie pracuje na SOR-ze i na oddziale.

Nie musi się godzić....no chyba,że pogoń za forsą.

Tyle i aż tyle,to na szczęście temat poświęcony Szerlokowi i jego wspaniałej opiekunce.

Link to comment
Share on other sites

Ja tam już dawno stwierdziłam, że gdybym trafiła na takiego lekarza, jakiego mają moje zwierzaki, nie pozostawałabym niezdiagnozowana przez 12 lat i lekarz by mnie nie pytał dlaczego już dawno nie poszłam do neurochirurga (a nie poszłam, bo żaden z 7 kolegów tego lekarza przez owe 12 lat nawet się o konieczności wizyty u neurochirurga nie zająknął!). A gdy skręciłam rękę i stało przede mną widmo czekania na SORze do rana na prześwietlenie - udałam się do naszej lecznicy weterynaryjnej, gdzie na sprzęcie cyfrowym najwyższej klasy zrobiono mi RTG od ręki!

Irenasowa - następnym razem pojedź kawałek dalej ;), bo cena, jaką zapłaciłaś zwala z nóg :(

Link to comment
Share on other sites

Zapewne prawda leży po środku.

Ja też mam porównanie z obu stron .

Mama pracowała przeszło 30 lat w "służbie zdrowia" i ja jako pacjentka/ 5 operacji w ciągu 6 lat/.

Powiem tak nic nie tłumaczy braku empatii personelu.

Nie dociera do mnie stwierdzenie pracuje na SOR-ze i na oddziale.

Nie musi się godzić....no chyba,że pogoń za forsą.

Tyle i aż tyle,to na szczęście temat poświęcony Szerlokowi i jego wspaniałej opiekunce.

To że pracują jednocześnie na SORze i na oddziale to przede wszystkim wina systemu, który na to pozwala (bo mam nadzieję, że nie nakazuje).

 

Ja tam już dawno stwierdziłam, że gdybym trafiła na takiego lekarza, jakiego mają moje zwierzaki, nie pozostawałabym niezdiagnozowana przez 12 lat i lekarz by mnie nie pytał dlaczego już dawno nie poszłam do neurochirurga (a nie poszłam, bo żaden z 7 kolegów tego lekarza przez owe 12 lat nawet się o konieczności wizyty u neurochirurga nie zająknął!). A gdy skręciłam rękę i stało przede mną widmo czekania na SORze do rana na prześwietlenie - udałam się do naszej lecznicy weterynaryjnej, gdzie na sprzęcie cyfrowym najwyższej klasy zrobiono mi RTG od ręki!

Irenasowa - następnym razem pojedź kawałek dalej ;), bo cena, jaką zapłaciłaś zwala z nóg :(

Nutusia, a pijak na prześwietlenie nie czeka, jest na wózeczku zawożony bez kolejki i badanie ma od ręki :( to jest przykre i ja się z tym nie pogodzę. Ja na prześwietlenie kręgosłupa po upadku ze schodów czekałam miesiąc.

Po praktykach jakie miałam w szpitalu doszłam do wniosku, że wolałabym prywatną służbę zdrowia, bo nasze pieniądze są marnotrawione dla ludzi, którym nic nie dolega lub sami są sobie winni. A chory czeka w kolejce :(

Link to comment
Share on other sites

Ojoj! Widzę, że wypuściłam demona z puszki. Może istotnie niektórzy lekarze mają ciężko, ale nie na tym oddziale. To maleńka kardiologia nad Pogotowiem Ratunkowym. Nie wszystkie łóżka są zajęte, pomieszczenia świeżo po remoncie, jasne, czyste i słoneczne. Jest erka, czy też ojom, gdzie także nie wszystkie łóżka są zajęte. A wszyscy - zarówno lekarki jak i personel pomocniczy - chodzą nabzdyczeni i strasznie poirytowani, pacjenci im wyraźnie przeszkadzają.  Monitorowanie? Śmiechu warte. Dowiedziałam się, że wczoraj wieczorem ciśnienie (ta górna wartość) mojej Mamy spadło poniżej 100. Cud, że żyje. A w wypisie ze szpitala napisano, że ciśnienie zostało wyrównane. Kiedy siedziałam u Mamy w sobotę ponad 3 godziny żywa dusza nie zajrzała do pokoju. Ani do Niej ani do pozostałych pań, które też tam przecież nie leżały z powodu olśniewającego zdrowia.A na koniec najlepsze. O tym, że trzy z nich dziś wychodzą do domu dowiedziały się od... pani "kuchenkowej", która nie przyniosła im obiadu, bo już się nie należał. Wyobrażacie sobie? A my byśmy się dowiedziały o wypisaniu Mamy dopiero, gdy przyszłybyśmy z wizytą. Nikt się nie pofatygował, żeby nas zawiadomić. No to by było na tyle w tym temacie, bo inaczej i mnie szlag trafi!

 

Dziunia już właściwie zdrowa, jeszcze jedna kroplówka (48 zł) i za dwa tygodnie ten bolesny zastrzyk. Pieniądze są niemałe, ale nie zapominajcie, że to była niedziela, a w dzień świąteczny wszędzie pobierają więcej. Poza tym za te 195 zet dostała kroplówkę (patrz wyżej), pięć zastrzyków i wykonano badania krwi - morfologię i te na nerki oraz wątrobę. Każde z osobna jest kosztowne, dlatego się nazbierało. No a poza tym sąsiedztwo Warszawy zobowiązuje, no nie? (Czyli kto bogatemu zabroni?)

 

Natomiast Szerloczek oczarował swoim zachowaniem pracowników przychodni. Kiedy Dziunia pobierała kroplówkę, położył się grzecznie koło niej i drzemał. Żadnych szczeków, żadnego miotania się. Nawet siedzący na kanapie obok kot z kroplówką go nie sprowokował. Byłam dumna, że mam takiego grzecznego psa!

Link to comment
Share on other sites

Właśnie, w trosce o nasze ciśnienie pogadajmy o zwierzakach :)

Ciekawa jestem , kiedy złapią kolejnego zgłoszonego bezdomnego psa, na razie robi uniki przed łapiącym go panem Tomkiem, który jest strażakiem, nie hyclem przecież.

Popieram  całkowicie Malagos.

Zwierzaczki powodują,że ciśnienie się normuje.

Wiele na ten temat czytałam :siara: .

Z autopsji też wiem,że nikt mnie tak nie pocieszy,rozweseli,uspokoi jak moja sunia.

 

Ha :klacz:  :jumpie: Wiedziałam,wiedziałam Szerlok to wspaniały,kochany , bardzo mądry piesek.

Oj jak by się chciało go wymiziać i ucałować uszyska,mordkę......

Link to comment
Share on other sites

Dzisiaj była trzecia kroplówka, zwierzaki okazały się jeszcze grzeczniejsze niż wczoraj. Od razu się położyły koło siebie i spokój. Jutro, jeśli nadal nie będzie gorączki, wyjmiemy wenflon, ale to już w naszej przychodni, bo bliżej. Poza tym zalecono zrobienie usg brzucha, bo Dziunia ma jakieś AP wysokie (to coś z wątrobą), no i powtórzenie tego bolącego zastrzyku 12 października.

 

W ramach regulowania ciśnienia mojej Mamie zamierzam jutro zabrać do niej Szerloka (czyli Szekspira, jak Ona mówi). O ile oczywiście będzie w lepszej formie niż dzisiaj. Bo się nie popisała - znowu był "odlot". Trochę się przeraziłam. Miejmy nadzieję, że Szerlok podniesie ją na duchu i postawi do pionu, bo Ona bardzo go lubi.

Link to comment
Share on other sites

Kurczaczek,to nie dobrze.

Rozumiem,że znowu ciśnienie nagle spadło.

Może jednak źle ustawili leki?

Może organizm się jeszcze nie przyzwyczaił.

Nie wiem na ile jest Mama sprawna,ale trzeba tłumaczyć,że jeśli tylko słabiej się czuje musi koniecznie pić i to małymi łyczkami,żeby woda się zatrzymała/podniosła ciśnienie/ a nie szybko bo wtedy tylko przelatuje przez nerki.

Pozdrawiam całą rodzinkę i wspaniałego Szerloka - terapeutę .

Link to comment
Share on other sites

Dzięki za wsparcie.  :kiss_2:  Szerlok ma wystąpić w roli terapeuty dopiero jutro, bo dziś go nie wzięłam. Ciśnienie nadal niskie, Mama nadal ciągle przysypia i od czasu do czasu coś usiłuje pleść, ale wtedy moja siostra mówi jej " znowu odlatujesz" i jakoś się otrząsa na moment. Największy problem, że my z tego szpitala dostałyśmy dla niej leki na obniżenie ciśnienia, a przecież teraz należałoby je raczej podnieść.

 

Dzisiaj zaczipowałam Szerloka. Tylko jego, bo tylko on z całej trójki on ma tendencje do zbytniego oddalania się. Nie wiedziałam, że to taka bolesna operacja! Igła gruba jak gwóźdź, krew się polała :nonono2: , dzidziuś się spłakał. Czasami się zastanawiam, czy my nie jesteśmy jednak za okrutni dla tych zwierzaków z tej naszej miłości i chęci uchronienia ich przed światem. Całe szczęście, że on się daje utulić i nie chowa do mnie żalu. Dziunia już w zasadzie zdrowa, ale słaba - zresztą pani wetka powiedziała mi, żeby nie zabierać jej na żadne długie spacery. Ale ona nawet nie chce.

 

Teraz znudzony dzidziuś walczy z papierowym ręcznikiem kuchennym, który porwał z blatu. Skasował już jedną reklamówkę, opakowanie po mięsie (to przynajmniej czymś pachnie) i saszetki po kocim jedzeniu. Oj ciężko będzie go utrzymać w teraźniejszej wadze! Nagle zrobił się strasznie "żarty".

Link to comment
Share on other sites

Irenasie, coż to za dziwne te czipska macie?????? :lmaa:  gdybym przeczytała ten opis przed zaczipowaniem dranioła, pewnie by do tego nie doszło, bo brzmi strasznie. Mój zwierz nawet nie zareagował na ten zabieg, żadnych krwi, płaczów ani innych nieszczęść nie pamiętam, a delikatny mój okaz, jak zaszczypało przy wyciąganiu wenflonu, to reakcja była natychmiastowa. Może są różne czipy? U nas nie spodziewałabym się tych z najwyższej półki, skoro miasto finansuje

Link to comment
Share on other sites

Ja się na tym nie znam, ale było strasznie. Nasza gmina (Jabłonna) nic nie finansuje w kwestii psów (zdaje się, że nawet schroniska w Józefowie nie wspiera), co jest dziwne bo pani wójt sama ma wyżliczkę Megi (ale nikt nigdy z nią nie chodzi na spacery, wiem bo mieszkają 100 m od mojego domu) i wydawałoby się, że będzie trochę wrażliwsza na te sprawy. Zapłaciłam 45 zł, co przez moją "kanadyjską" przyjaciółkę zostało uznane za "bardzo korzystną"cenę (co się dziwić, ona ostatnio za leczenie psa zapłaciła 1000 dolarów, co prawda kanadyjskich, ale chyba nie ma wielkiej różnicy. Kanadzie podobno weterynaria STRASZNIE droga). Ja nie byłam zachwycona ceną, (ani grubością igły) ale cieszę się, że mam to z głowy. :laugh2_2:

Szerlok zdecydowanie potrzebuje więcej ruchu niż w tej chwili mogę mu zapewnić. Jak wracam do domu, to jestem tak skonana, że nie stać mnie na spacer, ani na zabawę, a jego energia roznosi. Mam nadzieję, że sytuacja się jakoś unormuje i znowu będziemy jeździć nad jezioro na wycieczki. 

Link to comment
Share on other sites

Zazwyczaj czipuję moje tymczasy przed wydaniem do DS. Grubość igły rzeczywiście przyprawia o gęsią skórkę, ale nigdy zabieg nie był bolesny (choć moje psinki to raczej mikruski są). Tak czy inaczej uważam, że chwila bólu jest jednak warta naszego spokoju o los psa, gdyby (tfu, tfu) zaginął ;)

A jeśli chodzi o żarełko - zdecydowanie lepiej pilnować wagi, niż później odchudzać zwierza. Oj, wiem o czym piszę...

Link to comment
Share on other sites

Pojechaliśmy dziś do Mamy na terapię. To + "oranżadka" z wody i miodu (jedna pani laborantka zasugerowała, że Mamy objawy mogą się brać także z za niskiego poziomu cukru we krwi, poradziła pić to to po 2 łyżeczki co 5 minut) trochę Mamę podciągnęły do pionu. Z niezrozumiałych dla mnie powodów w Warszawie wszędzie były korki i biedny Szerloczek zwrócił całe śniadanie od tego ciągłego hamowania i ruszania. Na tylne siedzenie pandzi. Czeka mnie pranie tapicerki. W drodze powrotnej też chyba niezbyt dobrze się czuł, w ogóle nie wyglądał przez okno tylko leżał. A teraz śpi, bidulek.

 

Byliśmy na dwóch spacerach po ulicach (w Mamy okolicach właściwie nie ma gdzie z psem chodzić), myślałam, że zwariujemy od tego hałasu. Już się odzwyczaiłem od ryku takiej liczby silników, klaksonów, przelatujących nad głową samolotów. Zrobiła się ze mnie całkiem wsiowa baba. A Szerlok nigdy przecież nie był miastowy. Rozglądał się bardzo niespokojnie, nie bardzo wiedział, w którą stronę się obrócić. Wcale te spacery nie były przyjemne. Już go nie będę zabierała do Warszawy. Szkoda jego zdrowia. Będziemy znowu jeździć nad jeziorko, choćby na pół godzinki. Od jutra.

Link to comment
Share on other sites

Owszem, ja ostatnio kupiłam nawet karmę bosha z kaczką i ziemniakiem. Jest bardzo aromatyczna, a przy tym miękka. Dla mojej suni to nie lada przysmak :)

Bosha?! Tego od pralek i zmywarek? "Piper" z Biedronki, o którym chyba Wam już opowiadałam (producent Dolina Nidy), też ma kartofelki w wersji z wołową wątrobą. Nawet je widać, jak rozdziabać karmę. Inne są na przykład z dynią. Ciekawe. Pieski jedzą bardzo chętnie.

Link to comment
Share on other sites

Join the conversation

You can post now and register later. If you have an account, sign in now to post with your account.

Guest
Reply to this topic...

×   Pasted as rich text.   Paste as plain text instead

  Only 75 emoji are allowed.

×   Your link has been automatically embedded.   Display as a link instead

×   Your previous content has been restored.   Clear editor

×   You cannot paste images directly. Upload or insert images from URL.

×
×
  • Create New...