Jump to content
Dogomania

Jak reagujecie na chamstwo innych psiarzy? [2]


dog_master

Recommended Posts

[quote name='LadyS']Czyli uważasz, że ten, kto bierze danego psa, zawsze na 100% wie, jak ten będzie się zachowywał po kilku dniach? A nawet po miesiącu, kiedy już przyzwyczai się do otoczenia? A gdybyś wzięła psa, który wg kogoś byłby kochany i w ogóle, a w domu okazałby się po jakimś czasie lękowy czy agresywny lękowo, to byś go oddała rozumiem?[/QUOTE]

zalezy jakiego psa.
ja tam mojego drugiego psa zabralam na spacer juz po dwoch dniach i normalnie spuscilam ja ze smyczy.

to zalezy, czy to jest szczenie z hodowli czy pies po przejsciach.

Link to comment
Share on other sites

[quote name='LadyS']Czyli uważasz, że ten, kto bierze danego psa, zawsze na 100% wie, jak ten będzie się zachowywał po kilku dniach? A nawet po miesiącu, kiedy już przyzwyczai się do otoczenia? A gdybyś wzięła psa, który wg kogoś byłby kochany i w ogóle, a w domu okazałby się po jakimś czasie lękowy czy agresywny lękowo, to byś go oddała rozumiem?[/QUOTE]

no właśnie? czy jak ktoś np bierze psa z interwencji to powinien być wróżką i przewidzieć, że ten konkretny pies będzie miał problemy z życiem w mieście?
poza tym, czy dom z ogrodem na wsi gwarantuje, że nie będziemy spotykać podbiegaczy? bo np mojej suki nikt nie pogryzł w mieście, a na wsi-owszem. kawałek za własnym domem z ogrodem.

Link to comment
Share on other sites

[quote name='filodendron']Nie lubię spotykać zwiewnych kobietek trzymających na smyczy dużego psa tylko umownie - bo jak pies się wkurzy, to one się wywrócą.[/QUOTE]

Ja się z tym nie zgadzam, takie twierdzenie jest niesprawiedliwie i prawdę mówiąc głupie, ponieważ jak pies +50kg będzie chciał się wyrwać to i dorosły mężczyzna go nie utrzyma. Jeśli nad takim psem nie panujesz psychicznie to nie panujesz wcale, chyba, że jesteś Pudzianem. ;) Na przykład u mnie w rodzinie tylko ja wychodzę z psem, bo w razie czego rodzice go po prostu nie utrzymają. Ja mam 160cm w kapeluszu, i ważę tyle samo co moja suka (55kg) i chociaż nie jest super zrównoważona to przez 2 lata nigdy mi się nie wyrwała, może z raz w życiu mnie przewróciła jak była szczylem i zapomniała, że jest smycz. :eviltong: Natomiast gdy mój ojciec wyszedł z nią na spacer, a ona zobaczyła mnie w oddali to tata (90 kg wagi) fruuuuuuunął jak laleczka ku uciesze przechodniów, a na koniec i tak się wyrwała. :lol: Więc ja po prostu jak widzę, że ktoś się szarpie z dużym psem, obojętnie czy kobieta czy facet to wybieram inną drogę.

Link to comment
Share on other sites

Mieszkam w okolicy domków jednorodzinnych i tutaj wiele osób posiada psy. Jest tu wysyp labradorów, które biegają luzem "koło właściciela". Jeszcze kiedy pół roku temu miałam psa (odszedł na nosówkę), bardzo często miałam niemiłe spotkania z panem pewnego labka...

Otóż pan nie zabiera nawet smyczy na spacer, gdyż uważa, że jego piesek jest święty i nic nikomu nie zrobi. Podczas spacerów lab podbiegał do mojego Norisa (mix dobermana) i udawał ruchy kopulacyjne (próbował go zdominować). Oczywiście mój pies nie dawał sobie w kaszę dmuchać, kłapał zębami i warczał, a ja drobna młoda dziewuszka :roll:, nie miałam co poradzić...
A pan powiedział: [I]"niech pani go puści, psy załatwią to po swojemu"[/I]. Facet po pięćdziesiątce, a kompletnie głupi. Myśli, że pozwolę na to by psy się pogryzły?! Głupota chyba nie zna granic... :angryy:

Link to comment
Share on other sites

[quote name='P&Rubi']Ja się z tym nie zgadzam, takie twierdzenie jest niesprawiedliwie i prawdę mówiąc głupie, ponieważ jak pies +50kg będzie chciał się wyrwać to i dorosły mężczyzna go nie utrzyma. Jeśli nad takim psem nie panujesz psychicznie to nie panujesz wcale, chyba, że jesteś Pudzianem. ;) Na przykład u mnie w rodzinie tylko ja wychodzę z psem, bo w razie czego rodzice go po prostu nie utrzymają. Ja mam 160cm w kapeluszu, i ważę tyle samo co moja suka (55kg) i chociaż nie jest super zrównoważona to przez 2 lata nigdy mi się nie wyrwała, może z raz w życiu mnie przewróciła jak była szczylem i zapomniała, że jest smycz. :eviltong: Natomiast gdy mój ojciec wyszedł z nią na spacer, a ona zobaczyła mnie w oddali to tata (90 kg wagi) fruuuuuuunął jak laleczka ku uciesze przechodniów, a na koniec i tak się wyrwała. :lol: Więc ja po prostu jak widzę, że ktoś się szarpie z dużym psem, obojętnie czy kobieta czy facet to wybieram inną drogę.[/QUOTE]
Zgadzam się. Moje psy mają w zadzie TZ a ze mną są grzeczniutkie jak trusie. Jestem taką panienką - 52 kg. 173 wzrostu i do tego długowłosa blondzia. U mnie na osiedlu baba nie panuje fizycznie nad swoimi burkami po 10 kg każdy a wystarczyłoby tak niewiele.

Link to comment
Share on other sites

[quote name='rozi']Sama nie, ale znam takiego psa, właściwie sukę, mix dobermana zresztą. Życie w mieście to była dla niej męka, teraz już mieszka w domu z ogrodem, na obrzeżu niewielkiego miasteczka, na spacery wychodzi w pola, jest szczęśliwa wreszcie.

Nie wiem, co ja bym zrobiła, ja po prostu nie wzięłabym takiego psa do miasta.[/QUOTE]

Tylko problem w tym, że tego nie widać bardzo często. Przynajmniej u schroniskowców, bo u tych z DT to wychodzi raz dwa.

Moja suka w schronisku zachowywała się inaczej, biegała po boksie z innymi młodymi psami i się z nimi bawiła. Po przyjeździe do mnie z kolei przypuszczała atak na praktycznie każdego mijanego psa. A miała zaledwie 7 miesięcy. W dodatku reagowała agresją podszytą strachem na co drugiego człowieka na ulicy, rzucała się na własny cień, nie potrafiła przejść obok progu spowalniającego na ulicy.

Takiego psa można bez problemu wyprowadzić na prostą i dostosować do życia w mieście. Tylko potrzeba czasu i cierpliwości. Problem w tym, że podbiegające na spacerach psy bardzo spowalniają resocjalizację, nawet gdy nie mają złych zamiarów. Pies z agresją lękową woli zaatakować zanim inny pies zrobi mu krzywdę i nawet zwykłe podejście innego czworonoga w celu przywitania się odbierze jako atak. Najpierw trzeba mocno przepracować kwestię zaufania takiego sfiksowanego psa do przewodnika a dopiero potem stopniowo pokazywać, że inne psy nie stanowią zagrożenia.

To wszystko trwa długo, ja nawet uważam, że z takim psem pracuje się całe jego życie, i na pewnym etapie szkolenia na prawdę łatwo wszystko schrzanić jednym zabawowym pieskiem, którego właściciel zapomniał co to jest smycz. Pól biedy jak właściciel normalny, przeprosi, wykaże jakieś zrozumienie dla sytuacji zamiast się pultać że jego pies został zaatakowany.

Link to comment
Share on other sites

Rozi, powiem Ci co ja (właścicielka kundlicy z agresją lękową :diabloti: [i yorka, ale teraz nie o niej]) bym zrobiła jakby Twój pies do nas podszedł, i co prawdopodobnie zrobilby mój pies (10kilo)
Nie czytałam dyskusji od początku, piszę to żebyś miała świadomość jak wyglądają spacery z agresywnym dominującym i niepewnym siebie psem zarówno ze strony jego właściciela jak i właściciela podbiegacza

sytuacja kiedy ja albo nie dostrzegam w porę Twoje psa, albo wyskakuje on niespodziewanie zza zakrętu:
nie odkopałabym go bo mój pies by się zdenerwował, popuściłabym smycz tak, żeby nie była napięta (zalecenia behawiorysty - negatywna reakcja suki na napiętą smycz) i czekałabym idąc cały czas za psem tak, żeby jak już mówiłam smycz luźno zwisała. Wszystko to póki nie ma ewidentnej walki. A mój pies?? Nie wiem.. albo by zaatakowała, albo nie :grins: tu już wszystko zależy od jej nastroju i postawy drugiego psa.
bo nie mam zamiaru brać swojego psa na ręce z każdym podbiegaczem, Twojego też bym nie wzięłą, bo chyba musiałabym najpierw sukę do drzewa przywiązać.. :lol:
a po prostu nie zawsze mogę zawołać żeby ktoś psa zabrał (często nawet nie ma kogo prosić :lol: )

Także nie zdziw się kiedyś jak spotkasz osobę z agresywnym psem która nawet nie ściągnie smyczy kiedy jej pies będzie się czaił na Twojego z irokezem po całej linii. I nie każdy ma chęć krzyczeć przez cały spacer "mój pies jest agresywny!!" szczególnie że nie zawsze jest czas na poproszenie o odwołanie psa, więc na wszelki wypadek właśnie wypadałoby się tak drzeć ;P

Link to comment
Share on other sites

[quote name='klaki91']Tylko problem w tym, że tego nie widać bardzo często. Przynajmniej u schroniskowców, bo u tych z DT to wychodzi raz dwa.

Moja suka w schronisku zachowywała się inaczej, biegała po boksie z innymi młodymi psami i się z nimi bawiła. Po przyjeździe do mnie z kolei przypuszczała atak na praktycznie każdego mijanego psa. A miała zaledwie 7 miesięcy. W dodatku reagowała agresją podszytą strachem na co drugiego człowieka na ulicy, rzucała się na własny cień, nie potrafiła przejść obok progu spowalniającego na ulicy.

Takiego psa można bez problemu wyprowadzić na prostą i dostosować do życia w mieście. Tylko potrzeba czasu i cierpliwości. Problem w tym, że podbiegające na spacerach psy bardzo spowalniają resocjalizację, nawet gdy nie mają złych zamiarów. Pies z agresją lękową woli zaatakować zanim inny pies zrobi mu krzywdę i nawet zwykłe podejście innego czworonoga w celu przywitania się odbierze jako atak. Najpierw trzeba mocno przepracować kwestię zaufania takiego sfiksowanego psa do przewodnika a dopiero potem stopniowo pokazywać, że inne psy nie stanowią zagrożenia.

To wszystko trwa długo, ja nawet uważam, że z takim psem pracuje się całe jego życie, i na pewnym etapie szkolenia na prawdę łatwo wszystko schrzanić jednym zabawowym pieskiem, którego właściciel zapomniał co to jest smycz. Pól biedy jak właściciel normalny, przeprosi, wykaże jakieś zrozumienie dla sytuacji zamiast się pultać że jego pies został zaatakowany.[/QUOTE]
Muszę sprostowanie napisać: oczywiście, że miałam psa z agresją lękową!
Olek był taki, jakoś ostatnio się rozmawiało o dużych psach i mi się nie skojarzył.

Olek startował do psów większych od niego (tylko do większych) jeśli podbiegły. Spokojnie mijające nas nauczył się ignorować, był też jak najbardziej odwoływalny, póki słyszał. Trafił do mnie dziesięcioletni, po ciężkim schronie. Tylko że ja w ogóle nie myślałam w ten sposób, to znaczy nie "stwierdziłam u psa agresji lękowej" i nie "pracowałam z nim" - zwyczajnie w trymiga trzeba było go nauczyć życia w mieście, no to nauczyłam. Inna rzecz, że on mi zaufał dosłownie od pierwszego wejrzenia, mądry był i już, a na moje (duże) suki tylko warczał, kiedy podchodziły, ze trzy miesiące to chyba trwało, zanim i do nich przywykł.

Link to comment
Share on other sites

No bo prawda jest taka, że agresja lękowa też ma różny stopień natężenia ;)

Moja suka zanim ją nauczyłam olewania innych psów i przechodzenia koło nich nawet ze szczotą na grzbiecie i wybitnie grożącą postawą, ale bez darcia mordy i rzucania się a' la wygłodniały tygrys, głuchła na wszelkie próby reakcji z mojej strony- po prostu ryczała z wściekłością nawet jak pies był 200 m od nas, jakby ją z psiego psychiatryka wypuścili ;) możesz się domyślać co się działo jak się trafił jakiś Bogu ducha winny podbiegacz. Ile ja się niemiłych rzeczy nasłuchałam od właścicieli innych psów,które do nas podbiegały. Ile razy wytykano nas palcami na ulicy bo ruda robiła scenę pt. "ta butelka co tam leży na trawie jest straszna i na pewno chce mnie zaatakować". I z dnia na dzień co raz gorzej dopóki się ostro za nią nie wzięłam. W międzyczasie sporo postępów psuły nam właśnie podbiegacze..

Link to comment
Share on other sites

[quote name='klaki91']I z dnia na dzień co raz gorzej dopóki się ostro za nią nie wzięłam. W międzyczasie sporo postępów psuły nam właśnie podbiegacze..[/QUOTE]
No ja się za Olka wzięłam chyba ostro od razu ;)
I w dodatku nie wiedziałam, że podbiegacze [B]psują[/B], podbiegacze były podbiegaczami, a Olek miał się zachowywać porządnie i kropka. Oczywiście mówię o zwykłych podbiegaczach, nie o takich, które podbiegają z zębami w podłych zamiarach.

Link to comment
Share on other sites

[quote name='rozi']No ja się za Olka wzięłam chyba ostro od razu ;)
I w dodatku nie wiedziałam, że podbiegacze [B]psują[/B], podbiegacze były podbiegaczami, a Olek miał się zachowywać porządnie i kropka. Oczywiście mówię o zwykłych podbiegaczach, nie o takich, które podbiegają z zębami w podłych zamiarach.[/QUOTE]

I w jaki sposób to porządne zachowywanie się Olka wyrabiałaś?

Link to comment
Share on other sites

Nie wiem. Ja się nie znam na szkoleniu, więc stosuję proste metody, należy do nich ostre "E!", albo ostre "Olek!" i pies natychmiast przestawał robić to, co robił, zanim krzyknęłam. Jeśli więc zobaczył psa i tężał do ataku, to moja reakcja przerwała proces, a potem już mogłam wydać polecenie "chodź tu do mnie", albo "siadaj" (nie siadał, ale stał w miejscu i zastanawiał się, czy usiąść, co go zajmowało :D ). Mogłam też odwrócić się i odejść szybkim krokiem, on się bardzo pilnował, najważniejsze dla niego było mnie nie zgubić.

Link to comment
Share on other sites

[quote name='rozi']Nie wiem. Ja się nie znam na szkoleniu, więc stosuję proste metody, należy do nich ostre "E!", albo ostre "Olek!" i pies natychmiast przestawał robić to, co robił, zanim krzyknęłam. Jeśli więc zobaczył psa i tężał do ataku, to moja reakcja przerwała proces, a potem już mogłam wydać polecenie "chodź tu do mnie", albo "siadaj" (nie siadał, ale stał w miejscu i zastanawiał się, czy usiąść, co go zajmowało :D ). Mogłam też odwrócić się i odejść szybkim krokiem, on się bardzo pilnował, najważniejsze dla niego było mnie nie zgubić.[/QUOTE]

No to widocznie nie miałaś ciężkiego przypadku, zazdroszczę. Mój pies po wielokrotnym pogryzieniu przez podbiegające psy, reagował na nie agresją graniczącą z paniką, ja to nazywałam cyrkiem. Skakał na wysokość ramion, owijał mnie smyczą, wrzeszczał, stawał na tylnych łapach, wymachując przed nimi, po prostu parodia - ale mi nie było do śmiechu. Było mi wręcz bardzo nie do śmiechu, a nieraz do płaczu, bo każdy podbiegający łagodny piesek włączał w Frotku reakcję obronną. Reagował tak na szczeniaki, na yorki, na malutkie psy, nawet jak kot szedł w naszą stronę to Frotek dostawał paniki połączonej z tym jego cyrkowaniem. Fakt, że jest strasznie słabym psychicznie psem, ale to nieważne.

W każdym razie, Frotek raczej by nie pogryzł takiego yorka, co by podbiegł. W jego świrach było więcej cyrku, żeby taki pies NIE podszedł. Pracowałam z nim intensywnie. Biegałam po lesie po kilka - kilkanaście kilometrów. Spacery to było non stop szkolenie, nauka mijania psów, budowanie zaufania do mnie i do tego, że inny pies mu nie zrobi krzywdy. No i potem podbiega radosny podbiegacz, przekonując Frotka - PSY MNIE ATAKUJĄ! No tak. On ucieka od nich, wrzeszczy jak podchodzą, robi co może, żeby nie doszło do kontaktu. A tutaj miły piesek chce się socjalizować i "nic nie zrobi". Panika, pies uwsteczniony na wiele kolejnych dni. Uważasz, że powinnam była go uśpić albo oddać do kojca, bo nie było dla niego miejsca w społeczeństwie?

Dopiero uratowała nas sroga zima, właścicielom nie chciało się czterech liter z psem ruszyć. Psów niewiele, więc mogłam spokojnie mu je dozować, szkolić w odpowiedniej odległości, byłam w stanie uciec, gdy widziałam właścicieli z psami luzem. I tak dalej i tak dalej, do teraz, kiedy nie mam z Frotkiem żadnych problemów, biorę go na psie festyny, robimy pokazy szkolenia w grupie psów, Fro ma pełno psich kumpli, a jak jakiegoś nie lubi, to burknie raz i już. Czasem aż się dziwię, kiedy przypominam sobie, co z nim przeszłam. I niestety, takie podbiegające, łagodne pieski bardzo mi utrudniały życie. Mi i mojemu psu, który nie był zły, tylko nie doznał od innych psów niczego innego poza atakami i musiał się przekonać, że psy nie mają zamiaru mu przegryźć gardła czy wygryźć dziury w zadzie na dzień dobry.

Dlatego liczę na to, że przynajmniej na dogomanii znajdą się ludzie, którzy zrozumieją, że podbiegający pies do obcych może zepsuć ciężką pracę. Znam sporo psów poschroniskowych, które panikują na widok innych psów. Dlaczego w imię socjalizacji swojego psa, ktoś funduje innym traumę? Wystarczy psa na chwilę zapiąć, zatrzymać ręką (jeśli nie umie się słownie) i zapytać, czy może podejść. Mówię, ja morze łez ze wstydu i bezradności wylałam dzięki temu, że wszyscy wokół mieli gdzieś, że ciężko pracuję z moim psem i chcę go wyprowadzić na prostą. Życie miał przesrane i zasłużył na szansę, wykorzystał ją w pełni i jest świetnym zwierzakiem. Wszyscy się podniecają na metamorfozach, jak to pies się zmienił i jest fajny, ale te same osoby psują pracę innym, którzy właśnie takie trudne psy próbują wyprostować.

Link to comment
Share on other sites

[quote name='rozi']Nie wiem. Ja się nie znam na szkoleniu, więc stosuję proste metody, należy do nich ostre "E!", albo ostre "Olek!" i pies natychmiast przestawał robić to, co robił, zanim krzyknęłam. Jeśli więc zobaczył psa i tężał do ataku, to moja reakcja przerwała proces, a potem już mogłam wydać polecenie "chodź tu do mnie", albo "siadaj" (nie siadał, ale stał w miejscu i zastanawiał się, czy usiąść, co go zajmowało :D ). Mogłam też odwrócić się i odejść szybkim krokiem, on się bardzo pilnował, najważniejsze dla niego było mnie nie zgubić.[/QUOTE]

Tak jak pisze zmierzchnica, nie miałaś ciężkiego przypadku. Miałam podobnie z moją dziesięcioletnią wówczas yorczycą i podobnie jak Ty sobie z nią poradziłam w trzy dni. Wystarczyło wiedzieć jak przemówić do psa i po problemie.
Gorzej, jak pojawia się realna agresja, z którą już nie tak łatwo jest sobie poradzić. Wtedy może być naprawdę ciężko funkcjonować w społeczeństwie, gdzie yoreczki są puszczane luzem i śmiał podbiegają, bo przecież są malusie, słodziusie i muszą nauczyć się życia.
Trzeba się wzajemnie szanować i rozumieć to, że ktoś sobie może zwyczajnie nie życzyć podbiegaczy. A jeśli to nie jest wystarczający argument, to przynajmniej należałoby mieć na uwadze dobro swojego psa, kiedy to przez naszą naiwność i głupotę może mu się stać krzywda.

Link to comment
Share on other sites

[quote name='filodendron']Różnica jest zasadnicza. W szpitalu jest się raz na jakiś czas. Poza domem - dość często, zważywszy że z psem trzeba wyjść trzy razy dziennie. Nie lubię spotykać zwiewnych kobietek trzymających na smyczy dużego psa tylko umownie - bo jak pies się wkurzy, to one się wywrócą.
Podbiegaczy można sobie nie życzyć, jasna sprawa, ale nie życzyć sobie, bo komuś np. psują pracę nad problemem, a nie życzyć sobie, bo w razie czego pies przeciągnie właściciela po glebie, to są dwie różne sprawy.[/QUOTE]
[I][B]Wyobraź sobie, że uczyłam się jeszcze wtedy i bywały dni kiedy siedziałam w szkole cały dzień. Z psem wychodziła mama tylko i wyłącznie jak już MUSIAŁA, bo wiedzieliśmy czym to grozi.
A swoją drogą ja widząc psa w kagańcu na smyczy i w kolczatce albo na szkoleniowym łańcuchu wiem od razu, że pies albo sprawia problemy albo jest agresywny i nigdy bym nie pozwoliła swojemu psu podejść do takiego osobnika,ze wzgledu na zdrowie swojego psa jak i właściciela psa problemowego. Ale niestety nie wszyscy zdają sobie z tego sprawę i traktując swoje pieseczki jak święte krowy mogą doprowadzić do tragedii. A spacerować nawet z trudnym psem mieszkając w mieście jakoś trzeba.
[/B][/I]

Link to comment
Share on other sites

Wydaje mi się, że duże znaczenie ma to, czy człowiek jest absolutnie przekonany, że pies się podporządkuje. Pies, czy inne zwierzę. Jeśli w sobie dopuszczamy możliwość niepowodzenia, czy choćby trudności, to zwierzę ma furtkę i będzie działało według własnych przekonań, bo nasze są za słabe. To akurat zobaczyłam dawno temu na przykładzie trudnego konia - robił ze mną co chciał, dopóki nie nastąpiła sytuacja, kiedy absolutnie konieczne było dla mnie szybko pojechać w konkretne miejsce i zwyczajnie nie dopuszczałam możliwości, że się nie uda, wtedy się podporządkował.

Link to comment
Share on other sites

[quote name='rozi']Wydaje mi się, że duże znaczenie ma to, czy człowiek jest absolutnie przekonany, że pies się podporządkuje. Pies, czy inne zwierzę. Jeśli w sobie dopuszczamy możliwość niepowodzenia, czy choćby trudności, to zwierzę ma furtkę i będzie działało według własnych przekonań, bo nasze są za słabe. To akurat zobaczyłam dawno temu na przykładzie trudnego konia - robił ze mną co chciał, dopóki nie nastąpiła sytuacja, kiedy absolutnie konieczne było dla mnie szybko pojechać w konkretne miejsce i zwyczajnie nie dopuszczałam możliwości, że się nie uda, wtedy się podporządkował.[/QUOTE]

To mi zakrawa trochę na myślenie magiczne albo w stylu "dobrej energii" i "silnego przywódcy stada" Millana. Oczywiście, że większa pewność siebie przewodnika wpływa na działanie zwierzaka, ale to nie jedyny czynnik, który wpływa na zachowanie. Zależy jak silne emocje kierują psem. Jeśli słabe, a rzuca się na inne psy dla hecy albo ze względu na terytorializm, to pewny, silny przewodnik psa usadzi bez problemu. Nawet ekscytację stanowczy i doświadczony właściciel może szybko zgasić. Jeśli masz do czynienia z prawdziwą agresją lękową, pewność siebie możesz sobie wypisać na czole, a pies będzie trudny do opanowania bez terapii behawioralnej, która MUSI być stopniowa, powolna, dawać psu przestrzeń i możliwość decydowania o swoich reakcjach. Podbiegający nagle pies wzbudzi strach, a to emocja, którą owszem, można opanować, ale potrzeba na to czasu i ćwiczeń, nie wystarczy władczo szarpnąć, spojrzeć "wzrokiem przywódcy", powiedzieć "NIE!" i pies magicznie się uspokoi. Miałam trzy psy z agresją lękową od bardzo słabej (tydzień ćwiczeń i po sprawie), po silną i selektywną (na konkretne psy - tu zajęło mi 2-3 miesiące) i bardzo silną (1,5 roku odczulania, z ciągłym rozwalaniem mi pracy przed podbiegające psy).

Rozi, Ty twierdzisz (dobrze rozumiem?), że[B] a)[/B] psy mają prawo podbiegać do innych, szczególnie małe i szczeniaki, w ramach socjalizacji i nauki psiego zachowania oraz [B]b)[/B] ktoś, kto ma problemowego psa, powinien albo go usunąć ze społeczeństwa albo go magicznie opanować postawą ciała i głosem, bo "zły" pies nie ma prawa do życia, spacerów itp.
A wszyscy Ci tu tłumaczą, że[B] a)[/B] życie to nie nibylandia, tylko realny, okrutny świat, w którym podbiegający pies może zostać skrzywdzony i będzie to właściciela wina - ZNASZ warunki, więc JEŚLI puścisz psa, zgadzasz się na ryzyko, [B]b) [/B]Twój podbiegający pies, którego nie chcesz krzywdzić smyczą i brakiem socjalu, może mocno skrzywdzić inne psy, które nie mają szczęścia mieć normalnej psychiki i fajnej przeszłości. I to też Twoja wina, bo puszczasz psa bez pytania, kiedy jest to zakazane prawem i dodatkowo źle odbierane przez większość świadomych właścicieli psów.

Link to comment
Share on other sites

[quote name='Rinuś'][I][B]
A swoją drogą ja widząc psa w kagańcu na smyczy i w kolczatce albo na szkoleniowym łańcuchu wiem od razu, że pies albo sprawia problemy albo jest agresywny i nigdy bym nie pozwoliła swojemu psu podejść do takiego osobnika,ze wzgledu na zdrowie swojego psa jak i właściciela psa problemowego. Ale niestety nie wszyscy zdają sobie z tego sprawę i traktując swoje pieseczki jak święte krowy mogą doprowadzić do tragedii. A spacerować nawet z trudnym psem mieszkając w mieście jakoś trzeba.
[/B][/I][/QUOTE]

też racja. kiedyś mieliśmy w okolicy dużego, agresywnego psa. w sumie nikt mi nigdy nie powiedział, że ten pies jest agresywny, ale to było widać. właścicielka unikała innych psów, a swojego zawsze miała w kagańcu i na smyczy. jak widziała puszczone luzem pieski to się wyraźnie stresowała. i jakoś ludzie potrafili to uszanować, nie widziałam żeby jakiś pies do nich podleciał. byłoby po prostu skrajnie głupie nie dopilnować swojego psa.

Link to comment
Share on other sites

[quote name='P&Rubi']Ja się z tym nie zgadzam, takie twierdzenie jest niesprawiedliwie i prawdę mówiąc głupie, ponieważ jak pies +50kg będzie chciał się wyrwać to i dorosły mężczyzna go nie utrzyma. Jeśli nad takim psem nie panujesz psychicznie to nie panujesz wcale, chyba, że jesteś Pudzianem. ;) [/QUOTE]
Tak się kończy wyjmowanie zdania z kontekstu.
A kontekst był taki, że ktoś wychodzi z dużym psem, nad którym nie panuje ani fizycznie, ani psychicznie. Bo gdyby panował psychicznie, to nie byłoby wielkiego halo o to, że może podbiec obcy pimpek w skutek czego właścicielką dużego psa zostanie przeorany trawniczek.
Ja rozumiem, że takie rzeczy mogą się zdarzyć incydentalnie, ale nie powinno być na nie przyzwolenia tak ogólnie - tak samo, jak nie powinno być przyzwolenia na podbieganie obcych psów bez pytania. Czyli - na jedno wychodzi, jedni i drudzy mają problem ze SWOIM psem.
Można się oczywiście kłócić o to, kto ma większy problem :)

Link to comment
Share on other sites

[quote name='Rinuś'][I][B]A spacerować nawet z trudnym psem mieszkając w mieście jakoś trzeba.
[/B][/I][/QUOTE]

Nie, nie, nie, wszystko źle :shake:

Trudnego psa można:
- oddać na wieś,
- oddać komuś, kto mieszka na peryferiach miasta, żeby durne bydlę nie straszyło biegających luzem pikusiów,
- oddać do schroniska i niech się inni martwią, choć teraz chyba nie można oddać, więc należy go wywalić gdzieś w okolicy,
- uśpić.

Link to comment
Share on other sites

[quote name='evel']Nie, nie, nie, wszystko źle :shake:

Trudnego psa można:
- oddać na wieś,
- oddać komuś, kto mieszka na peryferiach miasta, żeby durne bydlę nie straszyło biegających luzem pikusiów,
- oddać do schroniska i niech się inni martwią, choć teraz chyba nie można oddać, więc należy go wywalić gdzieś w okolicy,
- uśpić.[/QUOTE]

Albo jeszcze w magiczny sposób wpłynąc na niego za pomoca energii przywódcy stada, i piesek w trymiga pojmie je on jest followerem a nie alfą. W efekcie mamy psa idealnego, który może sobie hasać szczęśliwie po łączkach i motylki mu tyłkiem wylatują :loveu:

Link to comment
Share on other sites

[B]rozi[/B], kiedyś miałaś dużego psa (z resztą ja też). On był fajny, grzeczny i dobrze wychowany. Bawił się z innymi psami. Owczarkami, dużymi i małymi kundelkami. Teraz masz małego psa. Jest taki sam jak ten duży tylko że ...... mały.:diabloti: Niby to wiesz, ale chciałabyś żeby tak samo mógł pobiegać i pobawić się z innymi psami. Ale wiesz, jest pewna różnica. Kolosalna. ;-) York to maleństwo (ma do 3 kg). Dla niego zabawa ze średnim, 20 kg. psem jest zwyczajnie NIEBEZPIECZNA! Sporo większy pies z radości czy nieuwagi może yorka zwyczajnie skrzywdzić. I wcale nie musi być pałającą rządzą mordu bestią. Może być zwyczajnym, radosnym, przyjacielskim psiakiem. Naprawdę, wystarczy chwila nieuwagi... I to nie będzie wina większego. Dziewczyny próbują Cię ostrzec. Wydaje mi się, że z troski o twoje maleństwo. Tłumaczą. Taki średnioduży psiak może być 10 RAZY większy od twojego psa. A to niestety wiąże się z pewnymi konsekwencjami. Czasami bardzo nieprzyjemnymi. Trzeba się z tym pogodzić. Wzieliśmy malusie psy i takiego towarzystwa musimy im szukać. Niby i york pies i owczarek pies, ale naprawdę lepiej dopuszczać do zabaw psy podobne gabarytowo. Z dużymi można się przywitać (jak właściciel pozwoli), ale na szaleńcze gonitwy lepiej wybrać jamnika. Nie piszę tego złośliwie. Sama nie pozwalam swojej suczce biegać z owczarkami niemieckimi czy innymi większymi psami (dla mojej spaniel jest jeszcze ok). Ze względu na bezpieczeństwo.

Twój psiak to młodzik. Pewnie jeszcze słucha się ........ wybiórczo. Możesz zabierać fleksi na spacer. Skórzana smycz jest niewygodna przy młodym, żywiołowym psie. Linka też jakoś koszmarnie długa. Do mnie to nie przemawia. Fleksi jest fajna, a pies pod kontrolą.
Moja suczka właśnie na fleksi opanowała komendę "noga". Rozumie też zwolnienie z komendy, mimo, że jest na smyczy. Świetnie reaguje na polecenia. Np. dziś, mineliśmy na wąskiej ścieżce obcego labradora. Moja szła niemal przyklejona do nogi, bez smyczy (zwykle ma komendę i na wszelki wypadek smycz). Tym razem smyczy nie wziełam (jak idę blisko do parku to nie biorę, bo Młoda fantastycznie się słucha). Lab też szedł grzecznie przy nodze, na smyczy. :-) W parku spotkaliśmy naszych "kolegów" i młoda mogła się przywitać i wyszaleć. Wydaje mi się, że psu nie jest potrzebny do szczęścia [U]każdy[/U] przechodzący pies.
Pozdrawiam :-)

Edited by N&N
literówki
Link to comment
Share on other sites

Moim zdaniem jorcek może się bawić i z dużym psem oby tylko ten pies był uważny. Moja collie nie depcze jorków a mamy ich całą chmarę na podwórku. Potrafi nawet łapać frisbee skacząc przez jorka. Z doświadczenia wiem, że psom bardzo uważnie trzeba wybierać kumpli i nie puszczać na głęboką wodę szczególnie w wieku szczenięcym. Młody pies chłonie jak gąbka wszystkie doświadczenia, również te złe. Skutkowac to może wyhodowaniem małego histeryka z agresją lękową.

Link to comment
Share on other sites

Guest
This topic is now closed to further replies.
×
×
  • Create New...