Jump to content
Dogomania

CHARCICA------- przywiązana drutem w lesie--------już w domu


Ambra

Recommended Posts

  • Replies 282
  • Created
  • Last Reply

Top Posters In This Topic

Majga - opis przyszłego domu dla sunieczki jest bardzo budujący.
Ale... Rozumiem, że tylko rozmawiałaś telefonicznie ?

Wiem, że czasem tak bywa, że jest się na 99,9% pewnym przyszłego domu.
Takie przypadki miałam do tej pory trzy. Oczywiście sprawdziły się.
Jednak wbrew wszystkiemu ja jestem zwolennikiem sprawdzania przed adopcją nawet tych najbardziej "rewelacyjnych i budzących ogromne zaufanie" domów.
I dwa domy, o których wspomniałam sprawdziłam... Trzeciego osobiście nie... (Selengi. Ale była u Niej Ela i mój mąż, a ja Selengę sprawdzałam czytając Jej wpisy na forum... - jest naprawdę wyjątkową Osobą...)

W Gdańsku są Dogomaniaczki. Ja bym poprosiła o sprawdzenie na miejscu, zanim oddam psinkę...

Uwierz mi - warto wszystkiego dopilnować...

Link to comment
Share on other sites

ludzie potrafia byc bardzo okrutni ale jest tez taka czesc cudowna, ktora stara sie naprawic grzechy reszty, tym wszystkim dziekuje z calego serca


jak przyszly wlasciciel zgadza sie na wszystko to pewnie nie bedzie problemu z wizyta przed i poadopcyjna

budzi sie we mnie z wiosna nowa nadzieja :multi:

Link to comment
Share on other sites

Zdaję sobie sprawę z wagi takiej rozmowy i konieczności sprawdzenia domku. Miałam w planie porozmawiać dziś z Panem o tym. W czasie naszej ostatniej rozmowy uznałam za mało eleganckie tak bardzo go "zaszczuć" sobą i wymaganiami, a i tak rozmowa przypominała nieco przesłuchanie.

Link to comment
Share on other sites

Teraz info o ratowanej suni i kolejne dane kosztowe. Sunia już nie będzie miała swojego wątku, wyjaśniam więc sytuację wobec tego na wątku charci.:-(
Pani Ela dostała cynk o spanielce, która błąkała się po ulicach w Łodzi
i ponoć została przygarnięta przez ludzi mających rodzaj rancha z końmi.
Wiedziałyśmy tylko, że sunia jest ślepa i jest obawa o to końskie otoczenie. Zależało nam na jej oczkach więc pojechaliśmy - ja, p. Ela, mój mąż. W rodzaju boksiku końskiego, w stercie słomy leżała staruszka spanielka (wiek według wetów ok.14lat), zaćma na oczkach, głucha, brudna, zalepiona słomą, śmierdząca odchodami końskimi, sierść, zwłaszcza na uszach - jeden gnój. Obraz psa zapomnianego przez Boga
i ludzi. Nie wiemy jak długo tam była, w nerwach nie zapytałyśmy, zabrałyśmy sunię i koniec. Oddano nam ją bez oporów. Miałyśmy kluchy
w gardle.......

Dlaczego w takim pędzie ją zabierałyśmy? Ponoć tam, u tych ludzi, był wet do koni, widział sunię, stwierdził, że jest OK., a zaćma zaćmą i już. Nie dowiem się chyba, gdzie leży prawda (może wet jej w ogóle nie oglądał???). Jeśli wet oglądał sunię to też musiał mieć zaćmę, pozostaje też pytanie, jak ci państwo mogli przegapić to co zastałyśmy???

Sunia, po wyjści z boksiku wciąż rozkraczała się i kucała, coś ją parło. Zobaczyłyśmy pupę - olbrzmi, nie perforujący na zewn. guz (jak mała kocia główka). Jak to mogło umknąć gospodarzom???

P.Ela uznała, że to ropomacicze jak byk, więc piorunem do lecznicy mojego doktora. Nie zastałam go ale już się wcześniej zdzwoniliśmy i Pani doktor na miejscu dostała info, że będziemy. Pani Doktor sama była przerażona tym, co zobaczyła i też stawiała na ropomacicze. Pobraliśmy krew, rozpatrywaliśmy USG ale w przypadku p.Eli badanie pomnożyłoby koszt (przed nami była wizja operacji), a sunia i tak miała być operowana i to na biegusiu.

Wynik krwi powalił Panią laborantkę, a i mojego doktora. Nie zetknął się dotąd z poziomem leukocytów 102tys.:-( Znów za telefon i na wariata uzgodnienie operacji dla suni na dziś. Mój doktor zrezygnował z dnia wolnego i zasuwał do Łodzi by operować sunię ze swoim kolegą.

Psychicznie nie miałam siły, i w ogóle tego dnia możliwości, by jechać z Panią Elą ale z nią i sunią był mój mąż. Nie można było zostawić kobiety samej. Już w sb. była kłębkiem nerwów.

Z mężem miałam gorącą linię smsową. Sunia nadawała się do otworzenia więc tak zrobiono. Okazało się, że wewnątrz jest olbrzymi guz, porozsiewany naciekowo, gdzie popadnie, a to co sterczało na zewnątrz to była skromna jego część. Uciskał na pęcherz, macicę...z tego, co wiem od męża (siłę w sobie by zadzwonić do Doktora znajdę jutro, dziś z furii, złości na takie zaniedbanie suni, której się dało dom, siedzę i wyję na raty)
do wycięcia była niemal połowa psa, a nie wszystko by się dało usunąć.
Pewno mało precyzyjnie to teraz wyjaśnię ale (to przekaz męża), próba częściowego wyłuszczania musiałaby oznaczać rozpłatanie całej niemal suni i cięcie od podbrzusza i strony grzbietowej.

Wczoraj powiedziałam Pani Eli, że jeśli cokolwiek wzbudzi jej wątpliwości
w gabinecie, zechce zabrać sunię, konsultować ją gdzieś indziej, nie zgodzi się z opinią weta to ma się kierować dobrem psa i podjąć decyzję
w zgodzie z samą sobą. Słowem - nie zastanawiać się co pomyśli dowolny doktor, wiedziałam, że mój się na nic nie obrazi, bo to kochany człowiek...

Mąż wysłał mi po jakimś czasie smsa, że zapadła jednak decyzja o uśpieniu suni. Mała przeszła miesiące katorgi bólów nowotworowych, a stopień zaawansowania choroby był taki, że nie szło jej oczyścić z całości nowotworu. Operacja odbarczyłaby macicę, pewno pęcherz z ucisku ale potem zaczęłaby się polka kolejnego rozrostu. W tym przypadku pech życia tego psa, zaniechanie przesądziły sprawę.
Po rozmowie Pani Eli z doktorami zapadła decyzja o nie przedłużaniu psu życia o niewiadomy czas ale czas w dalszym cierpieniu.
Jeszcze się nie otrząsnęłam z szoku, że...można kochać konie, dbać o nie, a taką bidę wrzucić w słomę, nawet nie pousuwać jej pęków pozlepianej sierści, patrzeć, że kuca, że wypływa jej ropa...lub...poprostu tego nie dostrzec.
Jestem jak galareta, do Pani Eli zadzwonię jutro, dziś wystarczył mi widok męża białego jak ściana i rozdygotanego gdy wrócił. Na pewno trzymał się jakoś przed Panią Elą, w domu już nie musiał.:-(

Koszt dzisiejszej wizyty zapłaciliśmy my - czyli [B]208,04zł[/B] (jutro obstrykam wszystkie rachunki i oczywiście je zachowam) - kroplówka przed rozcięciem suni, leki do narkozy, wreszcie eutanazja i koszt kremacji.

Jutro poprostuję wpis własny - ten obecny, jeśli coś przekłamałam po rozmowie z mężem (będę poporostu po rozmowie z wetem).

Na tę chwilę - koszt całościowy wyniósł - 410,82zł, czyli na minusie jestem 110,82zł.
Strasznie mi przykro, że nie udało się pomóc sunieczce.:-(

Link to comment
Share on other sites

kochana sunieczka...
brak slow na to wszytsko...
moge Wam powiedziec tylko to co uslyszalam w podobnej sytuacji od znajomego weta...
ten pies byl kochany bardziej w ostatnich swoich chwilach niz przez cale zycie...
bo milosc to czasem po prostu pozwolic godnie odejsc...konczac bol...
i ona jest Wam napewno za to bardzo wdzieczna, ja rowniez...
pozdrawiam serdecznie, buziaki

Link to comment
Share on other sites

Ja wciąż siedzę i wyję...tuliłam tę sunię, całowałam i doooopaaa z tego...:placz: :placz: :placz:

[B]Teraz o charci! Ważne![/B]

Pan chce przyjechać w tym tygodniu i to na biegu. Za nami znów mega rozsądna rozmowa. Wizyta przedadopcyjna? Żaden problem.
[B]Pan tylko miał jedną prośbę i tę szanuję.[/B] Prosił mnie by ustalono osobę, która podjedzie do niego (tę osobę poproszę o kontakt ze mną na PW, imię nazwisko, telefon). Te dane przekażę Panu mailem, chce znać numer, z którego ktoś będzie dzwonił, bo gdyby nie odebrał to natychmiast na ten numer oddzwoni. Imię i nazwisko osoby dzwoniącej sama uznałabym za konieczne, bo kontakt z kimś, kto przedstawiałby się z nicka mnie samej by nie interesował. Forum to forum ale poza forum jest normalny świat, gdzie obowiązują jakieś reguły grzeczności.

Osobie, która wybierze się do Pana podaję dane Pana i kontakt. Te osoby zdzwaniają się i od ręki umawiają na spotkanie.

Czyli - konkret za konkret - konkretna osoba i przyszły Pan charci.
Osoba dzwoniąca z kolei dostanie moje dane - imię, nazwisko, podam też swój namiar telefoniczny. Pan prosił by powołać się na mnie.
Pan, co wyszło w delikatnym sformułowaniu, a ja to ujme dosadniej, wybaczcie proszę, nie wyobraża sobie, że stanie mu pod drzwiami cała wycieczka kontrolerów. Hm...ja bym tego też nie zniosła, więc go rozumiem. Uważam, że należy uszanować maksymalnie ogrom dobrej woli Pana i jego zgodę na dosłownie wszystko dla dobra suni.



[B]Szukana jest osoba do kontroli, która ma najbliżej do Gdańska - Brzeźna.[/B]

Link to comment
Share on other sites

[quote name='majqa']Ja wciąż siedzę i wyję...tuliłam tę sunię, całowałam i doooopaaa z tego...:placz: :placz: :placz:
[/quote]

Tu, jak Niki-Lidka powiedziala, dalas jej Majeczko wiécej niz dostala w calym swoim psim zyciu. Oby kazde cierpiáce i umierajáce samotnie psie istnienie mialo na koniec tyle szczéscia, ile doznala ta biedna sunka...

Niech zyjá psie staruszki - walczmy o godná smierc zwierzát. Sterylizacja i usypianie slepych miotów - tylko tak mozemy zapobiec nieszczésciom, jak opisane tu przez Majeczké.

Link to comment
Share on other sites

Dziękuję Wam dziewczyny za ciepłe słowa...Dlaczego los mi nie skrzyżował dróg z tym stworzeniem wcześniej...próżne rozważania ale wtedy może by się sprawy ułożyły inaczej. :shake: Według Pani wet ta sunia musiała się błąkać masę czasu by stan jej sierści był taki, a nie inny. Uszy nie w samym środku, a na zewnątrz to był jeden syf, czyli niczyja zasługa (w znaczeniu niedopatrzenia) tylko tułaczego życia.

Link to comment
Share on other sites

aż się powyłam, nie rozumiem i nie zrozumiem
własnie , jak ktos może kochac konie(czyli co za tym idzie jakieś zwierzęta), a pozwala cierpiec drugim, to niedopuszczalne(pewnie znowu dla nas)
jakie ludzie maja chore umysły???
ale miał psiak chwilę szczęścia przed odejsciem, dobrze, że nie w tej słomie, nie w kale, nie w brudzie, Boże co wy ludzie robicie???
gdzie wasze człowieczenstwo????:-(:-(:-(

Link to comment
Share on other sites

Pogódko, ja już nie wiem, czy rozumiem słowo "człowieczeństwo". Nie wiem, podkreślam nie wiem, jak dlugo sunia była u tych państwa ale skoro był wet, a i gołym okiem było widać, w jakim jest stanie i nic z tym nie zrobiono...Cóż, próżne żale, trzeba zacisnąć zęby i pomagać tym, którym jest jeszcze szansa pomóc. To był jeden z moich najgorszych weekendów.
Mój doktor grzał na złamanie karku, dograł sam wszystko byle tylko pomóc
i zdębiał, jak otworzył sunię. Dobrze, że nie był sam, bo zawsze ktoś mógłby przypisać stronniczość diagnozy ale ja mu ufam i wiem, że stanąłby na głowie by ratować jeśli istniałby cień szansy na zdrowie i normalność bez bólu...Eh, zasrane to życie...:shake:

Link to comment
Share on other sites

Najgorsza jest bezradność w takich chwilach. Mnie wtedy ogarnia plątanina złości, paniki, irracjonalnej chęci ucieczki by nie widzieć, nie słyszeć, nie wiedzieć. Jestem przewdzięczna mojemu mężowi, że zgodził się i wziął tę niedzielę na siebie. W domu już przestał się trzymać, przeżył to bardzo. Myślałam, że zostawi Panią Elę w lecznicy i przewinie się przez dom i wróci później do lecznicy ale trwał tam na posterunku od początku do smutnego końca. Zapomniałam jeszcze dopisać, że sunia była cała w robalach, czyli nieszczęście do kwadratu. Marna to pociecha ale ważne, że już jej nie boli...że nie jest zagubiona i przerażona poza bólem, faktem, że nie widzi i nie słyszy.

Trzeba skupić się na charci, czekam na odzew kogoś chętnego sprawdzić domek adopcyjny. Jak wspomniałam Pan jest otwarty na taką wizytę, ba powiedział, że i mnie zaprasza na kontrolę i umówiliśmy się, że jak w jakimś momencie na pewno coś mnie pogna do Gdańska to nie odmówię sobie zobaczenia Boni.

Generalnie niesamowity człowiek. Kultura, takt, ciepło, żadne tam lelum polelum. Póki co jestem dobrej myśli. Jutro mamy się zdzwonić znów późnym wieczorem i dograć konkretny dzień jego przyjazdu. Czas więc ze sprawdzeniem nagli. Jeśli to nie dojdzie do skutku teraz, przed, to nie sądzę by były opory na wizytę po.

Link to comment
Share on other sites

Woluś, dziękuję...:loveu: :-(

Czy możesz rozpatrzeć się kto by mógł sprawdzić domek adopcyjny dla charci, tak jak wcześniej pisałyśmy? Sprawa jest o tyle pilna, że skoro domek ma być sprawdzony to trzeba się sprężyć, bo Pan chce przyjechać w tym tygodniu, a ja nie wyobrażam sobie zwodzić człowieka i przegapić zbawienie dla charci. Dziś Pan ma do mnie dzwonić po 22.00 dogrywać już sprawę.

Link to comment
Share on other sites

[quote name='emilia2280']Ja dzis w pracy wygladam jak po meczu bokserskim... :placz:[/quote]
Mam nadzieję Skarbie, że mimo to wygrałaś tę rundę.:-(

Robię wrzutkę zbliżeń kwot rachunkowych, opisanych wcześniej. Zbliżeń, bo na reszcie są dane Pani Elżbiety, a ujawnienia ich sobie nie życzyła.
Faktury oczywiście zachowuję, bo strzeżonego Pan Bóg itd...

[IMG]http://img517.imageshack.us/img517/7343/p1050730gs1.jpg[/IMG]

[IMG]http://img517.imageshack.us/img517/1718/p1050751ju4.jpg[/IMG]



[IMG]http://img186.imageshack.us/img186/3425/p1050753cg2.jpg[/IMG]

[IMG]http://img186.imageshack.us/img186/6972/p1050754kw8.jpg[/IMG]

Link to comment
Share on other sites

Hejka!
Owszem, góra kasy (jako kwota) ale całość to było zarówno ratowanie psinki jak i zakup karmy. Co do ceny ratowania suni ten koszt (w znaczeniu znanych mi, podanych leków nie był duży, doszło tu też i badanie krwi, a na nie zapychaliśmy z ampułkami do szpitala) uważam za mały. Wiem ile za podobne leczenie, zestaw leków, płaciłam w innych, łódzkich lecznicach. Nie mam tu cenowych zastrzeżeń, dosłownie żadnych.
Innych zastrzeżeń zresztą też nie mam, wolę to dopisać, bo dziwnie zabrzmiało.

Na kontakt w celu sprawdzenia domku oczywiście czekam.

Link to comment
Share on other sites

Join the conversation

You can post now and register later. If you have an account, sign in now to post with your account.

Guest
Reply to this topic...

×   Pasted as rich text.   Paste as plain text instead

  Only 75 emoji are allowed.

×   Your link has been automatically embedded.   Display as a link instead

×   Your previous content has been restored.   Clear editor

×   You cannot paste images directly. Upload or insert images from URL.


×
×
  • Create New...