Jump to content
Dogomania

KLAN CZARNYCH czyli świat według JAMBI


jambi

Recommended Posts

[quote name='malawaszka']ładna mi bogini :evil_lol:
[IMG]http://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/thumb/5/56/Harpy.PNG/220px-Harpy.PNG[/IMG][/QUOTE]


Na pewno będzie wrednawa to akurat by pasowało.Ale ja raczej gustuje w samcach i mimo chęci posiadania chociaż jednej suczki to nawet tymczas który miał nią być okazał się psem :).Mnie się podoba samo imię, bo postać to... tak średnio ;)

Link to comment
Share on other sites

[quote name='zerduszko']Z twarzy średnia, ale z oczu niczego sobie :diabloti:[/QUOTE]


Prawie się posiusiałam ze śmiechu.Jak to dobrze załatwić swoje potrzeby przed zaglądnięciem tutaj :)

Myślę że ten obrazek bardziej oddaje urok osobisty :)

[IMG]http://i54.tinypic.com/1z5hy8m.jpg[/IMG]

Link to comment
Share on other sites

[quote name='WATACHA']
Myślę że ten obrazek bardziej oddaje urok osobisty :)

[/QUOTE]
A to fotka z późniejszego okresu jakoś?? :hmmmm: Oczy sfatygowane nieco :megagrin:

[quote name='malawaszka']co za szowinistyczny dowcip Koleżanko Zerduszko :evil_lol:[/QUOTE]
Trzeba było nie wstawiać ptaka toples, ino ptaka ... :diabloti:

Link to comment
Share on other sites

O Tayga tu już zawitała ...
A ja właśnie z taygowego bazarku tu trafiłam i dotarłam już do 40 strony.
Kolejny czytelnik ze mnie na bank :loveu:
Może pisać to sporadycznie będę , taka z natury mało komunikatywna jestem, ale czytać będę nawet kosztem snu :diabloti:

Link to comment
Share on other sites

[quote name='Grosziwo']O Tayga tu już zawitała ...
A ja właśnie z taygowego bazarku tu trafiłam i dotarłam już do 40 strony.
[/QUOTE]
Ale fajnie, ze się przyczłapałaś za mną :)
Nieźle @ pisze, co???
Ja pewnie też skrobne cos raz na jakiś czas, ale zdecydowanie wolę czytać niż pisać :)

Link to comment
Share on other sites

[quote name='WATACHA']Przepraszać , więcej tak nie robić.Czekać na dalsze opowieści :)[/QUOTE]

ale gdzie tam! jak chcieć to robić - prosze bardzo... ;) ja tylko się zastanawiam jak Wam się udaje moje opowieści przełożyć na podstawę do dalszych dyskusji, kompletnie nietematycznych, a do tego o podłożu seksualnym :-o a i modne acz zakazane dopalacze się tu pojawiły :roll: ... a ja taką miłą i niezobowiązująca historyjkę o psich imionach napisałam...zdawałoby się ;)

a więc gadać proszę, ale ja tu porządku muszę pilnować :eviltong:


[quote name='tayga']Ufff... po dwóch dniach czytania i kilku kubkach kawy mogę się przywitać :)
To nie był zmarnowany czas :)
Od teraz zostaję Twoją fanką:eviltong:[/QUOTE]

a więc jesteś :) w sumie i tak się dziwię że tak późno ;), wiem, wiem, cierpisz na permanentny brak czasu - tym bardziej się cieszę, że czasu spędzonego w mojej galerii nie uważasz za zmarnowany :lol:

[quote name='Grosziwo']O Tayga tu już zawitała ...
A ja właśnie z taygowego bazarku tu trafiłam i dotarłam już do 40 strony.
Kolejny czytelnik ze mnie na bank :loveu:
Może pisać to sporadycznie będę , taka z natury mało komunikatywna jestem, ale czytać będę nawet kosztem snu :diabloti:[/QUOTE]

witaj Grosziwo :multi:
i proszę bardzo, w sumie, to miejsce jest do czytania, nie ma nakazu pisania ;), co prawda, zawsze to fajnie gdy jakaś opowieść spotka się z odzewem, bo takie pisanie gdy z drugiej strony cisza nieco deprymuje :oops:

Link to comment
Share on other sites

[SIZE=2]W całym ferworze „trosk” o Arona, niemal zapomniałam o moich pozostałych zwierzakach. [/SIZE][SIZE=2]Chociaż, może „zapomniałam” to za duże słowo. Uznałam po prostu, że to On, Aron, jest teraz „psem specjalnej troski”, psem, który wymaga zwiększonej dawki zainteresowania, uwagi, uczucia. Nie oznacza to bynajmniej, że pozostałe zwierzaki zostały zsunięte na dalszy plan. Nie! Po prostu widząc, że Aron nieuchronnie zmierza ku .. starości, mając w pamięci lata spędzone razem, gdy był pięknym, energicznym psem, takim, przy którym człowiek czuje się zarazem bezpieczny i dumny, skupiłam całą uwagę na nim i na jego „problemach”. Tymczasem, oprócz postępującej demencji starczej i problemów ze stawami – co w zasadzie jest normalne w jego wieku – Aron jest zdrów jak ryba! A łysy tyłek? przytępiony słuch? zataczający chód? toż to „zwykłe” oznaki przemijającego czasu, coś z czym nie mam szans by wygrać, coś z czym muszę się zwyczajnie pogodzić. Więc zaczęłam się godzić. Ciesząc się każdym dniem, tygodniem, starając się poświęcać mu więcej czasu, przestając egzekwować komendy i nie wymagać za wiele.;)[/SIZE]
[SIZE=2]Jakoś zaczęłam się przyzwyczajać, że On, jako ten najstarszy i największy, opuści nas najwcześniej. [/SIZE]
[SIZE=2]Przy tym emerycie, moje dziewczynki to jeszcze młódki! Mia za kilkanaście dni kończy dopiero 9 lat! Wciąż zachowuje się jak szczeniak, co prawda nieco już opasły, ujawniający pewne braki zębowe :evil_lol: ale nadal jest skora do zabawy, skoczna, energiczna i... rozwrzeszczana :roll:. [/SIZE]
[SIZE=2]Balbina to też jeszcze nie staruszka! 10-cioletnia, fakt, że nieco już stateczna pani, nie tak zwariowana jak Mia, ale ona zawsze była łagodniejsza, spokojniejsza, bardziej przytulasta.[/SIZE]
[SIZE=2]Balbina zawsze była cichutką dziewczynką. Od momentu gdy pojawiła się w naszym domu, robiła za delikatną, subtelną istotkę :lol:. To ja, tutaj w galerii wykreowałam ją na upiorka z piekła rodem - pamiętacie historyjkę o pojawieniu się Balbiny? O przewróceniu do góry nogami spokojnego świata dwóch kawalerów Arona i Michała? – można powiedzieć, że to fikcja literacka :eviltong:. [/SIZE]
[SIZE=2][/SIZE]
[SIZE=2]Prawdziwa Balbina jest zupełnie inna, oto prawdziwa historia Balbiny...[/SIZE]
[SIZE=2][/SIZE]
[SIZE=2]Balbinka pojawiła się w naszym życiu w pewien kwietniowy poranek, jako swoistego rodzaju równowaga dla już posiadanego psa – Arona. Jednocześnie, jako efekt długotrwałego marudzenia ze strony mojej Mamy. Moja Mama chciała bowiem psa, którego bez groźby przygniecenia można zaprosić do łóżka, którego bez obawy o trwałe uszkodzenia ciała można wziąć na kolana, z którym można wyjść na spacer bez wiszącego nad tobą niebezpieczeństwa kalectwa czy chociażby nadwyrężenia rąk, czy nóg. Moja Mama chciała miniaturkę, i taką też istotkę sobie znalazła :p.[/SIZE]
[SIZE=2][/SIZE]
[SIZE=2]Gdy pojechałyśmy po nią, w pierwszym momencie miałam wrażenie, że to co pokazano mi to bardzo kudłata świnka morska. To było małe, kosmate, o chudych patykowatych nóżkach, zupełnie inne niż moje wyobrażenia o psie. Nie mogę powiedzieć, że byłam zachwycona tym małym stworzonkiem, w przeciwieństwie do mojej mamy, która zapadła na miłość od pierwszego wejrzenia. Co gorsza, nie było tu nawet mowy o wyborze innego szczeniaka, bo szczenię w kojcu było tylko jedno. Nie mogąc zatem stanąć na drodze prawdziwej miłości, zdecydowałam się sfinalizować „transakcję” i zapakowawszy stworzonko ruszyłam w drogę powrotną do domu. W drodze powrotnej moja Mama cały czas tuliła „psa” i zastanawiała sie nad wyborem imienia, bo co jak co ale dotychczasowe imię nie miało szansy przetrwania :razz:. Uznałam, że skoro juz w naszym domu pojawia się wyrośnięty chomik, to niechże on chociaż nie nazywa się „SiSi” (pisane "Ci-Ci")... tyle pięknych imion przemknęło mi przez głowę, jednak głos decydujący miała moja mama, która w pewnym momencie tonem niedopuszczającym sprzeciwu powiedziała „A może Balbina?” na co ja odparłam „niech będzie Balbina” jednocześnie analizując w głowie możliwości zdrobnienia bądź przeinaczenia tegoż imienia Binka, Balbi, Bibi, Bibka, Bubu i na koniec takie, które wówczas wydawało mi się najlepsze: Bubel... wypowiedziałam to na głos, nie zdając sobie wówczas sprawy z konsekwencji... [/SIZE]
[SIZE=2][/SIZE]
[SIZE=2]W niedługim czasie okazało się, że pod przykrywką rzadkich czarnych kudełków, drzemią niezmierzone pokłady miłości i uroku osobistego, który w niedługim czasie zdołał opanować nas wszystkich nie wyłączając zwierzaków, i Balbinka stała się szybko bardzo waznym członkiem naszej rodziny i obiektem miłosnych uczuć Arona... mimo, że przy pierwszym kontakcie, ewidentnie wywołała w nim odmienne uczucia... Pierwszego bowiem dnia, Aron był mocno zszokowany tym co przyniosłyśmy do domu, pchał się na moje kolana cały czas fucząc spod wąsa na miniaturę i gdy nawiedziła nas rodzina, pragnąca poznać „to małe cudo”, zabrałam zdegustowanego psa na spacer, co by nie czuł sie odsunięty na dalszy plan. Gdy wróciliśmy stwierdziłam, że chyba ten spacer zaburzył moją zdolność percepcji, bo to małe czarne wydawało mi się teraz jakieś nieproporcjonalne – czego absolutnie nie dostrzegłam wcześniej. Szybko „wyszło szydło z worka”, okazalo się, że podczas mojej nieobecności kochana rodzinka chojnie obdarowywała małą Bibi smakołykami, które przynieśli, a że każdy chciał jej dac coś od siebie, miniaturowy 12-to tygodniowy sznaucer został nakarmiony półkilogramowa torbą Frolica...z której nie został nawet okruszek :mdleje:[/SIZE]
[SIZE=2][/SIZE]
[SIZE=2]To wspomnienie, nieodzownie wywołuje uśmiech na mojej twarzy...[/SIZE]
[SIZE=2] [/SIZE]
[SIZE=2]... który gaśnie, gdy tylko przypomnę sobie jak nieopatrznie ochrzciłam Balbinkę ksywką "Bubel" :shake:. To "imie" bowiem zawisło nad nią jak klątwa, dając o sobie znać już w pierwszym roku jej życia, gdy podczas zabawy z Aronem nagle Balbina dostała dziwnego ataku. Przewróciła się, zesztywniała cała, zaczęła drżeć i piszczeć. Wpadłam w panikę, popędziłam do weta, badania krwi, oględziny, diagnoza – nic. Niby nic, a jednak zaledwie w kilka miesięcy później atak się powtórzył. Znowu wet, znowu badania, konsultacje, skierowanie na tomografię, wstępna diagnoza – padaczka. Wtedy poczułam ulgę, autentyczną ulgę „ufff, tylko to! Damy radę!”. [/SIZE]
[SIZE=2]Wtedy także miało miejsce zdarzenie, które mogło zdarzyć sie tylko nam – mi, z moim nieodłocznym „szczęściem inaczej” i psu, któremu nadałam ksywkę „Bubel”. Miałyśmy bowiem wątpliwe szczęście trafić na weterynarza, który przez swoje kłamstwo i brak odwagi do przynania się do błędu omal nie doprowadził do śmierci mojej Balbiny podczas rutynowego dla niego zabiegu. Do tej pory, gdy ktokolwiek wypowiada przy mnie jego nazwisko – co nie należy do rzadkości bo to tzw. „sława” w swoim fachu – spluwam z odrazą i zaciskam pięści... [/SIZE]
[SIZE=2][/SIZE]
[SIZE=2]Jednak wracając do sedna. Od czasu tego sławetnego badania, Balbina żyje z piętnem psa „lekko upośledzonego” co ewidentnie tłumaczy jej braki edukacyjne – Balbina bowiem doprowadziła mnie do siwizny, gdy po dwóch latach bezskutecznych prób nauczenia jej zwykłej komendy „siad” (że o „podaj łapę” nie wspomnę :roll: ), musiałam wywiesić białą flagę i przyznać, że poniosłam klęskę. Bubel. Jednak tajemnica została odkryta. Przy okazji tomografii, wyszło na jaw jeszcze jedno, martwica komórek w przodomózgowiu. To by wyjaśniało opór materii w kwestii szkolenia. Ośrodek ten w mózgu jest bowiem odpowiedzialny za zdolność uczenia się. Przy okazji, pies dla którego niemożliwą do wykonania była komenda „siad” doskonale reagował na „stój!”... zawsze mnie to zastanawiało; jednak jak sie okazuje, to nic dziwnego. Najprawdopodobniej Bibi uczy sie metodą naśladownictwa, jeśli Aron i Mia wykonują jakąś komendę, ona też to robi! Okazało się, że w jej przypadku, moja fanaberia posiadania więcej niż jednego psa okazała się trafnym wyborem :lol:.[/SIZE]
[SIZE=2][/SIZE]
[SIZE=2]Co do zdiagnozowanej padaczki, od tamtej pory nieprzerwanie przez 8 lat podawania Luminalu, powtarzających się badań krwi, ataków „padaczki” po 8 latach szok, to najprawdopodobniej nie padaczka lecz Choroba Meniera, wcześniej nie diagnozowana u psów. Plus był taki, że przy tej chorobie nie podaje się Luminalu, jednak 8 lat zrobiło swoje – poczynając od tak prozaicznych rzeczy jak owłosienie, czy zęby, miało to także swoje groźniejsze konsekwencje; zniszczona watroba, śledziona... [/SIZE]
[SIZE=2]A propos watroby. W siódmym roku życia, nagle pewnego dnia z Balbiną zaczęło się dziać coś złego. Przez 3 dni, kilku weterynarzy głowiło się nad przyczyną jej zachowania, złego samopoczucia objawiającego się totalną apatią, brakiem apetytu, wymiotami. I znowu, krew, USG z kontrastem i bez, igły, zastrzyki, antybiotyki, 3 dni i ciagłe „nie wiem” „nie wiem”. Po 3 dniach przeszło. Samo. Radość gdy pies wstał, poszedł napić się wody, schrupać kawałek karmy. Cieszyli się wszyscy, my i weterynarze, pomimo, że po USG już było wiadomo: zrosty na śledzionie, guzy na wątrobie...[/SIZE]
[SIZE=2][/SIZE]
[SIZE=2]Ale było dobrze. Kolejne 3 lata spokojnego, choć czasem szalonego życia. Życia najpierw nadal z Luminalem, a po ostatecznym potwierdzeniu, że to jednak nie padaczka już bez niego. I suka odżyła! Schudła, stała się radośniejsza, schudła, nos wreszcie mokry, schudła...[/SIZE]
[SIZE=2][/SIZE]
[SIZE=2]A dziś będzie operowana. Po ostatniej wizycie u weta już wiem. Ropomacicze. Guzy na obu listwach mlecznych. Anemia. I żeby życie nie było takie proste, to nie jest „zwykłe ropomacicze”, to niespecyficzne ropomacicze, jedno z bardziej rzadkich... 10 przypadków na 10 lat... kurde, tylko dlaczego nas taki „zaszczyt" spotkał ?! [/SIZE]
[SIZE=2][/SIZE]

Link to comment
Share on other sites

[quote name='tayga']O której operacja? Będę trzymać kciuki i.... czekać na wieści choćby do rana.[/QUOTE]

o 16.30... planowo 3 godziny


[quote name='Fides79']my też będziemy trzymać kciuki z Balbinkowym klonikiem Felkiem :kciuki::calus:

a co oznacza niespecyficzne ropomacicze ??[/QUOTE]

trzymajcie

to znaczy nie typowe, to znaczy trudne, to znaczy zagrażające

Link to comment
Share on other sites

Join the conversation

You can post now and register later. If you have an account, sign in now to post with your account.

Guest
Reply to this topic...

×   Pasted as rich text.   Paste as plain text instead

  Only 75 emoji are allowed.

×   Your link has been automatically embedded.   Display as a link instead

×   Your previous content has been restored.   Clear editor

×   You cannot paste images directly. Upload or insert images from URL.

×
×
  • Create New...