Jump to content
Dogomania

UBEZPIECZENIA czyli jak uniknąć rekompensowania szkód wyrządzonych przez psa czy kota


a.piurek

Recommended Posts

[quote name='evelynka']Może "sprawca" bał się że ubezpieczalnia zerwie z nim umowę bądź będzie go ciągnęła do odpowiedzialności.[/QUOTE]

Myślę, że w tym co napisałaś jest dużo prawdy. Lęki te wynikają z kompletnego niezrozumienia idei ubezpieczenia od odpowiedzialności cywilnej. Właśnie po to jest ono zawierane by w sytuacji szkody, nie lękać się o własny portfel. Tylko w jednej sytuacji polisa po zdarzeniu może wygasnąć - jest to ta, w której cała suma gwarancyjna zostanie wyczerpana.
Nasz ubezpieczyciel nigdy nie będzie nas pociągał do odpowiedzialności za zdarzenie szkodowe wobec osób trzecich (obcych) bo właśnie to ON i polisa OC jest gwarantem naszego spokoju.
Owszem, w kolejnym roku ubezpieczyciel z powodu szkody oraz wypłaconych roszczeń podwyższy poszkodowanemu składkę, ale jeśli składka za ubezpieczeni kształtuje się na poziomie kilkudziesięciu złotych to nawet zwyżka składki o 100% nie powinna w efekcie końcowym przekroczyć 100zł.
I to stwierdzam na podstawie własnego doświadczenia szkodowego (przed szkodą płaciłam 35 zł, w następnym roku 75zł, zaś w kolejnym wróciłam do 35zł)

Link to comment
Share on other sites

  • 2 months later...

[SIZE=2]Choć jest to wątek ubezpieczeniowy poproszono mnie o umieszczenie poniższej wiadomości (mam nadzieję, że mod mi wybaczy)

[/SIZE] [SIZE=2]Ratownicy medyczni, policjanci, strażacy i wszyscy inni, którzy interweniują na miejscu wypadków, wielokrotnie napotykają na trudności, kiedy muszą kontaktować się z krewnymi lub bliskimi poszkodowanych. W/w służby zaproponowały, abyśmy w specjalny sposób oznakowali w swojej komórce numer służący w nagłych wypadkach do kontaktu z bliskimi osoby poszkodowanej. Bardzo często telefon komórkowy jest jedynym przedmiotem, który można przy takiej osobie znaleźć. Szybki kontakt pozwoliłby na uzyskanie takich informacji jak: grupa krwi, przyjmowane leki, choroby przewlekle, alergie, itp.
[/SIZE] [SIZE=2]Ratownicy zaproponowali, aby każdy w swoim telefonie umieścił na liście kontaktów osobę, z którą należy się skontaktować w nagłych wypadkach. Numer takiej osoby należy zapisać pod międzynarodowym skrótem [B]ICE[/B] ([B]in Case of Emergency[/B]).

[/SIZE][SIZE=2]Wiem, że wiele osób postrzega to jako kolejny łańcuszek, wiem też jednak, że naprawdę ratownicy mają problem z wpisami w komórkach np. misiu, słonko itp

[/SIZE]

Link to comment
Share on other sites

Kontynuując wpis o ICE:
W Holandii jest w zwyczaju umieszczać na budynku domu lub na ogrodzeniu tabliczkę informującą, że znajduje się tam zwierzę (pies , kot itp). W przypadku np. pożaru budynku ratownicy wiedzą, że także muszą szukać i ratować zwierzęta. Pomysł dobry i myślę, że warto "zaszczepić" go na polskim gruncie. Podobnie jest z samochodami, Warto oznaczyć swój pojazd specjalną naklejką (chociażby popularną łapką).

Link to comment
Share on other sites

  • 3 months later...
  • 1 month later...

Dokładnie dziś mija rok od powstania tego wątku.

Oprócz dziękuję powiem tylko jedno - ubezpieczajcie się od odpowiedzialności cywilnej, bo skutki szkody wyrządzonej przez psa mogą każdego z nas naprawdę słono kosztować i to przez długie lata...

Link to comment
Share on other sites

[quote name='a.piurek']Dokładnie dziś mija rok od powstania tego wątku.

Oprócz dziękuję powiem tylko jedno - ubezpieczajcie się od odpowiedzialności cywilnej, bo skutki szkody wyrządzonej przez psa mogą każdego z nas naprawdę słono kosztować i to przez długie lata...[/QUOTE]

O kurcze to idę jakąś Złotą Księgę załatwić. A wątek istotnie potrzebny skoro wołają Ciebie i na innych psich forach.

Link to comment
Share on other sites

Ja jeszcze chciałabym dodać, że w przypadku rozszenia polisy (Allianz) o psy (ras nieagrasywnych) z zakresem terytorialnym Polska i Świat (oprócz USA i Kanady) - OC na psy działa tylko w kraju. Aby działało także poza Polska należy zrobić aneks z podaniem terminu jego obowiązywania oraz zapłacić dodatkowa składkę (60 zł).
Kwota odpowiedzialności na to zdarzenie to boodajże 50.000 PLN, na pozostałe zgodnie z polisą.

A brak polisy moze byc dosyć kosztowny - w maju mój pies został pogryziony przez psa sąsiada (pies - labrador !! - biegał luzem, bez smyczy / kagańca / własciciela). Ja po zdarzeniu - jak sie juz właściciel raczył pojawić - usłyszałam z wielkim wysiłkiem "przepraszam" i to było według niego wystarczające. Pan mandatu po wezwaniu na policję nie przyjął, sprawa została skierowana przez policję do sądu, któy nałozył mandat 100 zł + 80 zł kosztów sądowych. Od tego ja sie odwołałam, bo nakaz zapłaty nie obejmował kosztów leczenia mojego psa. Pod koniec października jest sprawa w sądzie.
A koszt leczenie psa wraz z dojazdami to 1200 zł (nie wliczając tego, że musiałam sie codziennie przez tydzień z pracy zwalniac, aby z psem do weta pojechać).

Link to comment
Share on other sites

  • 10 months later...

Dawno tu nie zaglądałam.

A czekało mnie naprawdę wielkie zaskoczenie - [B]20 479[/B] wejść dogomaniaków na ten wątek.
Dziękuje Szamance za zmobilizowanie mnie do poprowadzenia tego wątku i Wam, za to, że do niego wciąż zaglądacie.

A temat, jak widać po dziale pogryzienia nic nie traci na aktualności...

Link to comment
Share on other sites

Nie wiem, czy było już takie pytanie, ale: co w wypadku, gdy mój pies się rzuci, ale zostanie dotkliwiej poraniony niż drugi pies (tamten może nawet wcale)? Dalej liczy się to, że "on pierwszy zaczął", czy za sytuację odpowiada właściciel drugiego psa? A nawet jeśli ja odpowiem za nieupilnowanie zwierzęcia - czy tamten właściciel jest mi także winny jakieś odszkodowanie?

Jeśli pytanie było to przepraszam najmocniej.

Link to comment
Share on other sites

Skoro Soko zastanawia się nad tym, że może odpowiadać za nieupilnowanie psa - to ewidentnie nie był on na smyczy.

A co do OC: trzeba bardzo uważać co się podpisuje - ja np. cały czas byłam przekonana, że moje OC obejmuje szkody wyrządzone przez mojego psa. W tym roku, gdy zbliżał się termin opłacenia kolejnego ubezpieczenia przeczytaliśmy z TZ'em dokładniej polisę. Jakież było moje zdziwienie, gdy okazało się, że owszem - OC obejmuje szkody wyrządzone przez psa, ale ....tylko na terenie mojego mieszkania :/ Następnym razem dokładniej wybieraliśmy polisę ;)

Link to comment
Share on other sites

[quote name='Szamanka']Skoro Soko zastanawia się nad tym, że może odpowiadać za nieupilnowanie psa - to ewidentnie nie był on na smyczy.

A co do OC: trzeba bardzo uważać co się podpisuje - ja np. cały czas byłam przekonana, że moje OC obejmuje szkody wyrządzone przez mojego psa. W tym roku, gdy zbliżał się termin opłacenia kolejnego ubezpieczenia przeczytaliśmy z TZ'em dokładniej polisę. Jakież było moje zdziwienie, gdy okazało się, że owszem - OC obejmuje szkody wyrządzone przez psa, ale ....tylko na terenie mojego mieszkania :/ Następnym razem dokładniej wybieraliśmy polisę ;)[/QUOTE]

Po tym co napisałaś wiem, gdzie Byłaś ubezpieczona :)

Korzystając z okazji pozwolę sobie przypomnieć, to o czym juz pisałam - wybierając ubezpieczyciela musimy być pewni, ze ubezpieczenie nie ma żadnych ograniczeń (w ubezpieczeniu nazywa się to wyłączeniami), np ograniczenie do terenu własnej posejsji, albo tez brak odpowiedzialności w sytuacji gdy pies nie ma smyczy czy nie jest na kagańcu.

[quote name='Soko']Nigdy nie było takiej sytuacji, pytanie czysto teoretyczne :) a zakładając, że byłby na smyczy?[/QUOTE]

Ponieważ postawiłaś sprawę hipotetycznie odpowiem mieszcząc się w tych ramach - to wszystko zależy...

Zależy od konkretów - jeżeli Twój pies był atakujących to duffa i nawet jeśli by ucierpiał, nie przypuszczam by jakikolwiek sąd przyznał Ci odszkodowanie. Powiem więcej - możesz odpowiadać za niewłaściwą opiekę nad psem

Link to comment
Share on other sites

A w momencie kiedy mój pies jest na smyczy, podchodzi czyjś luzem, mój atakuje pierwszy, ale zostaje pogryziony przez tamtego? To chyba już nie podchodzi pod współwinę, skoro mój pies był na smyczy, pod kontrolą, a czyjś luzem podszedł bez mojej zgody?

Link to comment
Share on other sites

[quote name='Szamanka']Wtedy winny jest właściciel psa puszczonego luzem - kodeks wykroczeń.[/QUOTE]

dokładnie tak,

z ta jednak drobna uwagą - skoro był na smyczy to jak doszło do ataku???
Często w takich sytuacjach nie ma jednoznacznej odpowiedzi typu białe albo czarne, trzeba się przyjrzeć bardzo szczegółowo.
Bo jeżeli do psa typu amstaf czy owczarek podbiega biegający luzem jamnik albo shi tzu to nie bardzo chce mi się wierzyć, że owczarek i jego pan byliby zagrożeni. Natomiast można spojrzeć na to w ten sposób - pies będący na smyczy miał przyzwolenie swojego pana na atak.

Link to comment
Share on other sites

Wszystko zależy od sytuacji. Nie można z góry zakładać, że pies będący na smyczy ma przyzwolenie swego pana na atak. Mnóstwo jest psów, które nie lubią innych samców, mnóstwo jest suk, które nie lubią innych suk. Bardzo często właściciele takich psów nie spuszczają swoich podopiecznych w "zatłoczonych" miejscach i zawsze prowadzają na smyczy. Ale oczywiście może się zdarzyć, że jakiś pies nagle do niego podbiegnie, wyskoczy zza przysłowiowego winkla - i właściciel psa na smyczy po prostu nie zdąży zareagować. Czy więc taki właściciel ma odpowiadać za to, że ktoś spuścił swojego psa?
Każda sytuacja jest inna.

Ostatnio byłam świadkiem takiej sytuacji: na skwerze niedaleko mojego osiedla jakiś starszy facet przyszedł ze swoim kundelkiem, takim dość niewielkiego wzrostu, rzucał mu piłkę. Trwało to chwilę. Niedaleko tego miejsca przechodziła dziewczyna z psem średniej wielkości, ale sporo masywniejszym od kundelka. Widuję ją często, zawsze wyprowadza psa na smyczy, mniejszych psów zdecydowanie unika.W pewnym momencie kundelek zostawił swoją zabawkę i rzucił się do psa dziewczyny. Podleciał tamtemu pod sam nos. Dziewczyna złapała swojego psa sztywno, prawie go postawiła do pionu, żeby nie sięgnął kundelka i zaczęla krzyczeć, żeby natychmiast zabrał swojego psa, bo jej go ugryzie. Krzyknęła 3 razy zanim facet z ociąganiem odwołał swojego psiaka.
Kto w tej sytuacji byłby winny gdyby doszło do nieszczęścia?

Link to comment
Share on other sites

Oczywiście facet kundelka. Miałam identyczną sytuację z moim śmiałkiem który pomylił znaną sobie bokserkę pręgowaną na amstafa samca pręgowanego :P
Ale z drugiej strony czy dany pies na smyczy skoro jest agresywny nie powinien mieć kagańca??

I jeszcze jedna sytuacja:
Na osiedlu mam wilczura który wyprowadza swojego pana....
w dodatku ma smycz zerwaną i związaną na supełek :crazyeye:
Oczywiście nie wspomnę o tym że pies rzuca się na mojego już z daleka a właściciel z ledwością go utrzymuje...
Kiedyś gdy mieliśmy bliższe spotkanie na ok 2 metry wspomniałam że może wypadałoby psiakowi kupić kaganiec a szanowny właściciel powiedział że mam kupić mojemu :angryy:
mam czekać aż facetowi się ten pies zerwie? lub nie daj boże pójdzie z nim żona która to już w ogóle prawie go nie umie utrzymać?? bo przecież nic innego nie mogę zrobić...

Link to comment
Share on other sites

[quote name='a.piurek']
z ta jednak drobna uwagą - skoro był na smyczy to jak doszło do ataku???
Często w takich sytuacjach nie ma jednoznacznej odpowiedzi typu białe albo czarne, trzeba się przyjrzeć bardzo szczegółowo.
Bo jeżeli do psa typu amstaf czy owczarek podbiega biegający luzem jamnik albo shi tzu to nie bardzo chce mi się wierzyć, że owczarek i jego pan byliby zagrożeni. Natomiast można spojrzeć na to w ten sposób - pies będący na smyczy miał przyzwolenie swojego pana na atak.[/QUOTE]

Akurat miałam na myśli sytuację, która mi się przytrafiła; do mojego samca staffika podbiegł pitbull i bez wstępów wsadził mu nos pod brzuch żeby go obwąchać; staffik się spiął i zaczął warczeć - zwinęłam psa na ręce, żeby nie sprowokował tamtego. Właściciel pita kiedy wreszcie przyszedł go zabrać, stwierdził że jego pies nic mojemu nie zrobi - jak mój się nie zacznie. Czyli była to sugestia, że jak mój się zacznie i zostanie pogryziony to będzie to moja wina :roll:

[quote name='Evelynkaa']
Ale z drugiej strony czy dany pies na smyczy skoro jest agresywny nie powinien mieć kagańca??[/QUOTE]

Nie będę psa który warczy będąc obwąchiwany przez innego większego samca jak pluszowa zabawka wsadzała w kaganiec, żeby w razie czego nawet nie mógł się obronić. Wobec psów jego wielkości czy mniejszych nie jest agresywny; problem pojawia się, kiedy podbiega do nas większy pies i nie przestrzega psiego savoir vivre, tylko obcesowo się na niego ładuje albo próbuje dominować, i w tym momencie niestety to mój pies jest w niebezpieczeństwie.

Link to comment
Share on other sites

Spróbuje po kolei

1. Tak jak pisałam większość psich sytuacji nie jest "białych albo czarnych", w szczególności w sytuacji w której wysoki Sąd będzie rozstrzygał o winie bądź jej braku - czytałam w identycznych sytuacjach różne orzeczenia. Jednak generalnie agresor (szczególnie jeśli jest to pies duży bądź z tzw ras niebezpiecznych) będzie uznany za winnego.
Może ktoś powie że nie mam racji, ale Martens pisząc że nie będzie swojemu psu zakładać kagańca, by mógł się bronić, pokazuje mi że ją mam. Bo oprócz kodeksu cywilnego czy wykroczeń, które były na tym wątku wielokrotnie cytowane istnieje jeszcze prawo zwyczajowe, czyli zarządzenia Spółdzielni, rad miejskich itp. A one najczęściej mówią wyraźnie smycz i kaganiec w przypadku raz duzych oraz tzw niebezpiecznych.

2. W sytuacji, w której widzimy psa puszczonego luzem i czujemy się zagrożeni dlaczego nie dzwonimy na straż miejską lub na policję? Nie obraźcie się ale to, że tu popiszemy niczego takiego sąsiada nie nauczy, a będziemy współwinni (przez swoistą obojętność) w sytuacji, w której taki pies wyrządziłby komuś krzywdę.

3. Mnie tez zdarzało się łapć Emiśka niemal stawiając go do pionu (ręce potem po moim smoczku i jego ciężarze nieźle bolą) jednak nie wyobrażam sobie, żeby kogoś ugryzł. Spacery bez kagańca tylko w miejscach, w których jestm w 100% pewna, że nie będzie innych ogonów.

4. Komentarza typu "mój nic nie zrobi jak pani pies nie zacznie" nawet nie będę komentowała, bo nie ma czego komentować.

Czasem patrząc na pewne rzeczy opadają mi nieco łapki, bo tu piszemy o braku odpowiedzialności właścicieli za psiaki i jednocześnie Martens (wiem, że nie tylko Ty tak patrzysz) pisze: "Nie będę psa który warczy będąc obwąchiwany przez innego większego samca jak pluszowa zabawka wsadzała w kaganiec, żeby w razie czego nawet nie mógł się obronić".

cóż nic nie dodam , bo po co...

Link to comment
Share on other sites

Aniu, ale Martens ma w pewnym sensie rację. Ja mojemu psu też w bardziej zatłoczonych miejscach zakładałam kaganiec. Ale zaprzestałam tego, gdy w przeciągu miesiąca mój pies został zaatakowany 3 razy przez inne, spuszczone psy. Prawie za każdym razem taki pies rzucał się mojemu do gardła, a właściciela ani widu, ani słychu na horyzoncie. Bardzo trudno jest rozdzielać takie psy, gdy się szamoczą, jeszcze mając świadomość, że mój pies jest w zasadzie bez szans, bo może tamtemu co najwyżej walnąć kagańcem. Wzywać straż miejską? Kiedy? Wtedy gdy udało mi się odciągnąć mojego psa i po prostu uciec atakującemu, czy wtedy gdy wreszcie pojawił się właściciel, który ryknął na swojego psa i po 2 sekundach zniknął mi z pola widzenia?
Oczywiście - takie sytuacje nigdy nie są czarne ani białe.

Link to comment
Share on other sites

ja też mam ten problem,moje na smyczy i zakagańcowane ale co z tego skoro idioci puszczają swoje psy luzem? ja już nie wiem co robić... każdy spacer to stres bo o ile moje bardzo nie lubią innych psów to zakagańcowane krzywdy nie zrobią ale ja musze się z nimi szarpać bo inne psy podlatują do moich i tak już wkurzonych i zaczepiają,spacer do dupy,mnóstwo szaprania i co ? nic bo właściciela psa nawet nie widać a jak widać to twierdzi że przecież jego piesek mały,że pies suce krzywdy nie zrobi a zastrzeliła mnie kobieta która twierdziła że jej suka jest szczenna i z uporem maniaka łaziła za nami na spacerze,teraz szczenięta już są i łazi tak z całą gromadką bez smyczy,do sklepu po piwo :( o i sytuacja też fajna,w mojej kamienicy jest sklep spożywczy,ludzie zostawiaja przed nim swoje psy wogóle nie przypięte nawet do niczego i ja wychodze z psami prosto na nie,zupełny brak wyobraźni :(

Link to comment
Share on other sites

a.piorek, mój pies waży 15 kg i sięga mi do pół łydki. Był wielokrotnie atakowany całkiem serio przez małe psy (pekińczyki, ratlerki) i nigdy żadnemu nie zrobił najmniejszej krzywdy, co najwyżej odsuwał się, unikał kontaktu, warczał.
On nawet fizycznie nie będzie w stanie uszkodzić 50-kilogramowego pitbulla, który do nas podbiega, bo wystarczy, że tamten raz go złapie i dosłownie polecą flaki; zresztą "atak" w wykonaniu mojego to będzie warczenie, ostrzegawcze kłapnięcie zębami (teoretycznie więc sprowokowanie tamtego, ale nie zrobienie mu krzywdy) - i jeśli tamten pies zareaguje, a mój na dodatek będzie w kagańcu, to zgadnij jakie ma szanse w starciu, kiedy tamten serio na niego ruszy.
Jeżeli ktoś puszcza na moim osiedlu psa rasy uznanej za agresywną bez smyczy i kagańca, nie panuje nad psem (nie umiał go odwołać ani nawet nie zauważył sytuacji!), to ja nie będę do tego wszystkiego jeszcze zakuwać swojego kilka razy mniejszego "zasmyczonego" psa nie będącego na żadnej liście w kaganiec - żeby wszelkim dużym podbiegaczom łatwiej było go unicestwić. Gdyby mój pies rzucał się na poważnie do gryzienia każdego psa który do nas nawet przyjaźnie podchodzi to i owszem, zakładałabym mu kaganiec, ale mój pies nigdy nie ugryzł żadnego psa na serio, a oczekiwanie od samca ttb, że będzie stał spokojnie jak aniołek, kiedy podbiega do niego inny wielki samiec i bez wstępów pcha mu łeb pod brzuch niemal unosząc go do góry, to niestety utopia.

Co do zgłaszania... W bloku mojej matki na tym samym osiedlu wprowadzili się ludzie z DONką. Suka jest od początku wypuszczana dosłownie samopas, na początku spokojna, później nauczyła się obszczekiwać przechodniów, gonić rowerzystów, a co bardziej strachliwe osoby łapać zębami na przykład za torby z zakupami. Policja interweniowała wielokrotnie, ale bez efektu albo z efektem chwilowym takim, że suka zamiast puszczania samopas, przez kilka dni była uwiązywana do płotu posesji sąsiadującej z osiedlem, na smyczy, z miską wody - wystawiana na wietrzenie, a za kilka dni puszczana od nowa. W tej samej klatce mieszka nawet radny miejski i dyrektorka szkoły - też interweniowali i nic, nie ma mocnych żeby zmusić tych ludzi do używania smyczy. Po którymś anonimowym zgłoszeniu mojej matki kolejnej sytuacji z atakiem suki dyżurny eufemistycznie kazał się mojej matce wypchać - w skrócie że może się przedstawić i założyć tym ludziom sprawę cywilną. Moja matka się nie przedstawi, bo się boi - od ponad roku szuka pracy, a dyrektorka naszego urzędu pracy to matka właściciela suki - on sam zresztą ma wyroki za handel narkotykami. I ja się jej strachu nie dziwię.
Skoro policja nie potrafi zrobić porządku z wypuszczanym samopas agresywnym wobec ludzi dużym psem, to jak myślisz, jaki efekt da mój telefon, że na spacerze podszedł do mnie duży pies bez kagańca i boję się, że jak mój na niego zawarczy to tamten go pogryzie...? Pomijając, że jego właściciel to okoliczne dresiarskie towarzystwo, jest jeszcze jeden z agresywną rottką - wychodziłabym na spacery z duszą na ramieniu, bo wiesz pewnie sama, jaką reakcję by wywołała w tym środowisku wieść, że tamta dziewucha "nasłała psiarnię" na chłopaka za to, że jego łagodny piesek do niej podszedł...?

Link to comment
Share on other sites

[quote name='Szamanka']Aniu, ale Martens ma w pewnym sensie rację. Ja mojemu psu też w bardziej zatłoczonych miejscach zakładałam kaganiec. Ale zaprzestałam tego, gdy w przeciągu miesiąca mój pies został zaatakowany 3 razy przez inne, spuszczone psy. Prawie za każdym razem taki pies rzucał się mojemu do gardła, a właściciela ani widu, ani słychu na horyzoncie. Bardzo trudno jest rozdzielać takie psy, gdy się szamoczą, jeszcze mając świadomość, że mój pies jest w zasadzie bez szans, bo może tamtemu co najwyżej walnąć kagańcem. Wzywać straż miejską? Kiedy? Wtedy gdy udało mi się odciągnąć mojego psa i po prostu uciec atakującemu, czy wtedy gdy wreszcie pojawił się właściciel, który ryknął na swojego psa i po 2 sekundach zniknął mi z pola widzenia?
Oczywiście - takie sytuacje nigdy nie są czarne ani białe.[/QUOTE]

Szamanko, mi nie chodziło o to co napisała Martens, ale o sposób patrzenia na sprawę, o pewną premedytację. Nie twierdzę że nie jest uzasadniona okolicznościami, jednak uważam, że jeżeli jest to możliwe pies winien być na smyczy i w kagańcu.
Co do radosnych i nieodpowiedzialnych właścicieli psów, wyprowadzających ich na spacer otwierając im jedynie drzwi mieszkania (np w sytuacji gdy mieszka się np na 5 piętrze) to i ręce i wsio co mozliwe opadło mi juz dawno.

Pisząc to chciałam po raz kolejny powiedzieć że nic nie jest czarne albo białe, dlatego nie możemy nigdy mieć pewności, że w sytuacji w której nasz pies będzie agresorem, nie zostaniemy uznani za winnych.

I jeszcze jedno - walczmy z przyzwoleniem na biegające luzem psy. Bo to szczególnie w nas później biją informacje typu "zostało zagryzione dziecko".

Link to comment
Share on other sites

Join the conversation

You can post now and register later. If you have an account, sign in now to post with your account.

Guest
Reply to this topic...

×   Pasted as rich text.   Paste as plain text instead

  Only 75 emoji are allowed.

×   Your link has been automatically embedded.   Display as a link instead

×   Your previous content has been restored.   Clear editor

×   You cannot paste images directly. Upload or insert images from URL.

×
×
  • Create New...