Jump to content
Dogomania

Jak reagujecie na chamstwo innych psiarzy? [2]


dog_master

Recommended Posts

[quote name='asiak_kasia']aaa juz rozumiem.

Odpisałas, że Twój post odnosił się do nas, zakładam, że do mnie również, wiec odpisałam, że to nie teraz "dogo" sięgnęło dna, ino juz dużo wcześniej. Taki żarcik. I dodałam, że po prostu mam trochę dystansu i umiem żartować z siebie tez. Ani do Ciebie, ani do anusi, ani do nikogo konkretnego nie piałam.

Chyba musze zaprzestać korzystania z dogo i ogarniania nowych projektów, bo mało precyzyjnie zaczynam się wyrażać. :shake:[/QUOTE]
teraz rozumiem :diabloti:

przerwa od dogo chyba wszystkim by dobrze zrobiła, polecam :grins:

Link to comment
Share on other sites

[quote name='a_niusia']ej serio, mam to gdzies.
u mnie w miescie jest tez przepis, ze pies moze byc puszczony luzem wtedy, gdy ma zalozony kaganiec.
moje psy biegaja luzem codziennie i nie nosza kagancow.
bez ryzyka nie ma zabawy:))))[/QUOTE]
Sorry,ale jak dla mnie swoją wypowiedzią okazałaś szczyt chamstwa,samolubności,ignorancji i braku wyrozumiałości dla ludzi,którzy psów się boją.

Link to comment
Share on other sites

[quote name='aussie&husky']Sorry,ale jak dla mnie swoją wypowiedzią okazałaś szczyt chamstwa,samolubności,ignorancji i braku wyrozumiałości dla ludzi,którzy psów się boją.[/QUOTE]

Hm, u mnie też jest taki przepis i też moje psy biegają luzem codziennie. Nie podbiegają do ludzi, na widok kogoś je wołam, usadzam na tyłku, czekam aż ktoś przejdzie i puszczam, idąc w inną stronę, ew zapinam na smycz i puszczam dalej. Nie widzę tutaj szczytu chamstwa, bo ignoruję przepis "albo smycz albo kaganiec". Miałam różne sytuacje z różnymi ludźmi i różnymi psami, dlatego wolę jak moje psy luzem są bez kagańca. Zdarza się, że wąchają coś daleko ode mnie, podbiegnie do nich obcy i agresywny pies - co wtedy? Miałam taką sytuację z śp. rottkiem, podleciał agresywny owczar samopas, bez pana. W kagańcu mój pies nie miałby szans :roll: Inny pan radośnie zinterpretował ten przepis na swoją korzyść i swoją bydlastą, agresywną sukę puścił luzem w metalowym kagańcu, musiałam nieźle zwiewać z moją malutką Lusią...

W zatłoczonym busie - założę psu kaganiec. W zatłoczonym pociągu też. Ale jeśli jest pusto, nikogo nie ma i mam miejsce dla siebie i psa, to nie. Mam w pociągu całą czwórkę dla siebie - wakacje, nikt nie jeździ. Jeśli konduktor ewidentnie mi nie każe psu założyć kagańca, to nie założę, bo po co? Szczególnie, że wokół jest dużo miejsca.

Zaczęłam tą dyskusję i znowu się zrobiły dwa fronty. A mi chodzi o prostą sytuację, w której pies nikomu nie przeszkadza. Chodzi mi o przepis "jeżeli wymagają tego warunki, załóż psu kaganiec" zamiast "pies jest niebezpieczny, więc niezależnie od tego co się dzieje i jakie są warunki musi być kaganiec, bo na pewno kogoś uwali". Tak jak pisze badmasi - jej mała szetlandka to oaza spokoju, więc kaganiec zbędny, collie bardziej reaktywna, to nosi tam gdzie trzeba. Jak miałam problemy z Frotkową agresją to miał kaganiec na ryju, jak nie mam z Herą problemów, to nie zakładam, jeżeli znowu nie mówimy o ekstremalnych sytuacjach, do których ciągle się odwołujecie.

Szczytem są Gliwice, Katowice i inne śląskie miasta - tam w ogóle nie można wyjść z domu bez kagańca i smyczy, a pies może biegać luzem na TWOJEJ posesji "jedynie jeśli jest dobrze zabezpieczona". Chodzi mi tutaj o wymowę tego przepisu: a wymowa brzmi, że pies jest zwierzęciem potencjalnie niebezpiecznym i niezależnie od tego, czy Ty go szkolisz, wychowujesz, uczysz i socjalizujesz, to na pewno jest bestią i na pewno kogoś zeżre.

Ja w pociągu (nie ekstremalnie zatłoczonym, chyba muszę to na czerwono pisać :roll:) zakładam Herze kaganiec na szyję. I nie ma go na pysku, ale mogę założyć, jeżeli wlezie jakieś nadpobudliwe dziecko, zrobi się tłok, ktoś mi powie, że się boi i tak dalej. Generalnie nigdy nie ma problemu, bo miejsca w pkp jest dużo, zwykle dosiadają się psiarze i jest fajna rozmowa. Widać ludzie poza dogomanią mają normalniejsze podejście zarówno do przepisów, jak i do psów - ale nie pierwszy raz to odkrywam :p

Link to comment
Share on other sites

[quote name='zmierzchnica']

Szczytem są Gliwice, Katowice i inne śląskie miasta - tam w ogóle nie można wyjść z domu bez kagańca i smyczy, a pies może biegać luzem na TWOJEJ posesji "jedynie jeśli jest dobrze zabezpieczona". Chodzi mi tutaj o wymowę tego przepisu: a wymowa brzmi, że pies jest zwierzęciem potencjalnie niebezpiecznym i niezależnie od tego, czy Ty go szkolisz, wychowujesz, uczysz i socjalizujesz, to na pewno jest bestią i na pewno kogoś zeżre.
[/QUOTE]

Nie ma tak źle ;)

Link to comment
Share on other sites

A ja Wam po cichu powiem, ze chcialabym jechac z moja sucza w autobusie bez kaganca. Ale tego nie zrobie, bo zdaje sobie sprawe, ze pies jest niestabilny psychicznie i czasem reaguje nieadekwatnie do sytuacji. I choc to male futrzaste cos, to nie chce miec potem problemow, tlumaczyc, pokazywac zaswiadczenia o szczepieniu i takie tam. Nie mam na to ochoty. Chociaz... Kiedy jest w autobusie pusto, sciagam psu kaganiec, bo zazwyczaj jedziemy ok. godziny w jedna strone i mimo, ze Mikra moze dosc szeroko otworzyc pysk, widze, ze sie meczy... Ale jak tylko ktos sie dosiada, trudno - kaganiec na ryj ;) i spokoj :cool3:

Link to comment
Share on other sites

u mnie są takie przepisy, że w ogóle, nigdzie, o żadnej porze nie mogę puścić psów luzem. i jest dla mnie oczywiste, że mam to gdzieś, bo moje psy mają swoje potrzeby i realizując je nikomu nie wadzą. ani razu nie zwrócono mi uwagi. za to za picie piwa w parku raz w życiu dostałam od razu mandat :diabloti:

Etna w komunikacji jeździ bez kagańca. mam go przy sobie, jak ktoś sobie zażyczy, to zakładam. ale generalnie nie widzę takiej potrzeby, bo nie reaguje nawet na takie bezpośrednie zaczepki jak złapanie ją za pysk przez obcą osobę. mały nie miał przyjemności jeździć, ale nie ufam mu i jak już się gdzieś wybierzemy, to na pewno w kagańcu.

Link to comment
Share on other sites

[quote name='zmierzchnica']Hm, u mnie też jest taki przepis i też moje psy biegają luzem codziennie. Nie podbiegają do ludzi, na widok kogoś je wołam, usadzam na tyłku, czekam aż ktoś przejdzie i puszczam, idąc w inną stronę, ew zapinam na smycz i puszczam dalej. Nie widzę tutaj szczytu chamstwa, bo ignoruję przepis "albo smycz albo kaganiec". Miałam różne sytuacje z różnymi ludźmi i różnymi psami, dlatego wolę jak moje psy luzem są bez kagańca. Zdarza się, że wąchają coś daleko ode mnie, podbiegnie do nich obcy i agresywny pies - co wtedy? Miałam taką sytuację z śp. rottkiem, podleciał agresywny owczar samopas, bez pana. W kagańcu mój pies nie miałby szans :roll: Inny pan radośnie zinterpretował ten przepis na swoją korzyść i swoją bydlastą, agresywną sukę puścił luzem w metalowym kagańcu, musiałam nieźle zwiewać z moją malutką Lusią...

W zatłoczonym busie - założę psu kaganiec. W zatłoczonym pociągu też. Ale jeśli jest pusto, nikogo nie ma i mam miejsce dla siebie i psa, to nie. Mam w pociągu całą czwórkę dla siebie - wakacje, nikt nie jeździ. Jeśli konduktor ewidentnie mi nie każe psu założyć kagańca, to nie założę, bo po co? Szczególnie, że wokół jest dużo miejsca.

Zaczęłam tą dyskusję i znowu się zrobiły dwa fronty. A mi chodzi o prostą sytuację, w której pies nikomu nie przeszkadza. Chodzi mi o przepis "jeżeli wymagają tego warunki, załóż psu kaganiec" zamiast "pies jest niebezpieczny, więc niezależnie od tego co się dzieje i jakie są warunki musi być kaganiec, bo na pewno kogoś uwali". Tak jak pisze badmasi - jej mała szetlandka to oaza spokoju, więc kaganiec zbędny, collie bardziej reaktywna, to nosi tam gdzie trzeba. Jak miałam problemy z Frotkową agresją to miał kaganiec na ryju, jak nie mam z Herą problemów, to nie zakładam, jeżeli znowu nie mówimy o ekstremalnych sytuacjach, do których ciągle się odwołujecie.

Szczytem są Gliwice, Katowice i inne śląskie miasta - tam w ogóle nie można wyjść z domu bez kagańca i smyczy, a pies może biegać luzem na TWOJEJ posesji "jedynie jeśli jest dobrze zabezpieczona". Chodzi mi tutaj o wymowę tego przepisu: a wymowa brzmi, że pies jest zwierzęciem potencjalnie niebezpiecznym i niezależnie od tego, czy Ty go szkolisz, wychowujesz, uczysz i socjalizujesz, to na pewno jest bestią i na pewno kogoś zeżre.

Ja w pociągu (nie ekstremalnie zatłoczonym, chyba muszę to na czerwono pisać :roll:) zakładam Herze kaganiec na szyję. I nie ma go na pysku, ale mogę założyć, jeżeli wlezie jakieś nadpobudliwe dziecko, zrobi się tłok, ktoś mi powie, że się boi i tak dalej. Generalnie nigdy nie ma problemu, bo miejsca w pkp jest dużo, zwykle dosiadają się psiarze i jest fajna rozmowa. Widać ludzie poza dogomanią mają normalniejsze podejście zarówno do przepisów, jak i do psów - ale nie pierwszy raz to odkrywam :p[/QUOTE]

zgadzam sie ogolnie z wydzwiekiem twojego posta. szczegolnie z ostatnim akapitem.

moje psy rowniez do nikogo nie podbiegaja, nikogo nie zaczepiaja...najmlodszej zdarza sie czasem odwrocic sie i podbiec pare krokow, kiedy zainteresuje ja pani z kijkami czy rowerzysta, ale sa to naprawde bardzo sporadyczne przypadki, a ona jest 3miesiecznym, slodkim pupsem.

moja najstarsza suka w czerwcu tego roku zdala w 100% egzamin na psa miejskiego, bo bylysmy razem na wroclawskim swiecie rowerzysty i zanim towarzystwo wsiadlo na rowery, przeszla przez 3000 tlum ludzi. i to baaardzo gesty tlum. nie miala kaganca, wszyscy wyciagali do niej rece, dzieci ja glaskaly, a ona zachowywala sie zajebiscie. a po przejechaniu na rowerze wroclawia normalnie nafestynie w parku miejskim tez byla bez kaganca, a nawet poniewaz bylo goraco kapala sie w stawie BEZ SMYCZY, bo kto to widzial, zeby za pilka plywac na smyczy.


nie dosc, ze wzbudzala mega pozytywne emocje u wszystkich to jeszcze jakies male dzieci przyszly porzucac jej pilke.

ja na serio bardzo intensywnie propaguje wizerunek psa jako dobrego obywatela.
mam 3 psy w miescie, nie mam z tego powodu nieprzyjemnosci, sasiedzi nas lubia i nasze psy tez. co wiecej...zamiast patrzec na nas jak na debili, ktorzy maja za duzo psow, jedni sasiedzi po wakacjach planuja gordona.


ja tak wychowuje moje psy, zeby kaganiec i kolczata nie byly nam potrzebne i zeby ludzie reagowali na nie pozytywnie. i mi sie to sprawdza.

Link to comment
Share on other sites

[quote name='zmierzchnica']Hm, u mnie też jest taki przepis i też moje psy biegają luzem codziennie. Nie podbiegają do ludzi, na widok kogoś je wołam, usadzam na tyłku, czekam aż ktoś przejdzie i puszczam, idąc w inną stronę, ew zapinam na smycz i puszczam dalej. Nie widzę tutaj szczytu chamstwa, bo ignoruję przepis "albo smycz albo kaganiec". Miałam różne sytuacje z różnymi ludźmi i różnymi psami, dlatego wolę jak moje psy luzem są bez kagańca. Zdarza się, że wąchają coś daleko ode mnie, podbiegnie do nich obcy i agresywny pies - co wtedy? Miałam taką sytuację z śp. rottkiem, podleciał agresywny owczar samopas, bez pana. W kagańcu mój pies nie miałby szans :roll: Inny pan radośnie zinterpretował ten przepis na swoją korzyść i swoją bydlastą, agresywną sukę puścił luzem w metalowym kagańcu, musiałam nieźle zwiewać z moją malutką Lusią...

W zatłoczonym busie - założę psu kaganiec. W zatłoczonym pociągu też. Ale jeśli jest pusto, nikogo nie ma i mam miejsce dla siebie i psa, to nie. Mam w pociągu całą czwórkę dla siebie - wakacje, nikt nie jeździ. Jeśli konduktor ewidentnie mi nie każe psu założyć kagańca, to nie założę, bo po co? Szczególnie, że wokół jest dużo miejsca.

Zaczęłam tą dyskusję i znowu się zrobiły dwa fronty. A mi chodzi o prostą sytuację, w której pies nikomu nie przeszkadza. Chodzi mi o przepis "jeżeli wymagają tego warunki, załóż psu kaganiec" zamiast "pies jest niebezpieczny, więc niezależnie od tego co się dzieje i jakie są warunki musi być kaganiec, bo na pewno kogoś uwali". Tak jak pisze badmasi - jej mała szetlandka to oaza spokoju, więc kaganiec zbędny, collie bardziej reaktywna, to nosi tam gdzie trzeba. Jak miałam problemy z Frotkową agresją to miał kaganiec na ryju, jak nie mam z Herą problemów, to nie zakładam, jeżeli znowu nie mówimy o ekstremalnych sytuacjach, do których ciągle się odwołujecie.

Szczytem są Gliwice, Katowice i inne śląskie miasta - tam w ogóle nie można wyjść z domu bez kagańca i smyczy, a pies może biegać luzem na TWOJEJ posesji "jedynie jeśli jest dobrze zabezpieczona". Chodzi mi tutaj o wymowę tego przepisu: a wymowa brzmi, że pies jest zwierzęciem potencjalnie niebezpiecznym i niezależnie od tego, czy Ty go szkolisz, wychowujesz, uczysz i socjalizujesz, to na pewno jest bestią i na pewno kogoś zeżre.

Ja w pociągu (nie ekstremalnie zatłoczonym, chyba muszę to na czerwono pisać :roll:) zakładam Herze kaganiec na szyję. I nie ma go na pysku, ale mogę założyć, jeżeli wlezie jakieś nadpobudliwe dziecko, zrobi się tłok, ktoś mi powie, że się boi i tak dalej. Generalnie nigdy nie ma problemu, bo miejsca w pkp jest dużo, zwykle dosiadają się psiarze i jest fajna rozmowa. Widać ludzie poza dogomanią mają normalniejsze podejście zarówno do przepisów, jak i do psów - ale nie pierwszy raz to odkrywam :p[/QUOTE]
Do Ciebie nie mam nic-ponieważ Ty jadąc z psem środkami komunikacji miejskiej (typu bus,pociąg itp.) masz przy sobie kaganiec i jesteś gotowa go założyć jeśli zajdzie taka potrzeba (dosiądzie się małe dziecko,ktoś kto boi się psów itp.).To uważam za prawidłową postawę-skoro pies nie jest agresywny,to nie zakładam mu od razu kagańca,ale mam go przy sobie i jestem gotowa założyć w razie konieczności. Skrajnym chamstwem natomiast jest (moim zdaniem) to,co w swoich wypowiedziach prezentowała [B]a_niusia[/B]:kagańca przy sobie nie mam i nie zamierzam mieć,co mnie obchodzi,że ktoś się boi i ani mi ani mojemu psu nie ufa.Dokładnie ta sama zasada,według mnie,obowiązuje przy puszczaniu psa luzem w miejscach publicznych-nie trzeba od razu zakładać psu kagańca,ale trzeba być gotowym na założenie psu kagańca lub zapięcie go na smycz jeśli zajdzie taka konieczność.

Link to comment
Share on other sites

[QUOTE]ja tak wychowuje moje psy, zeby kaganiec i kolczata nie byly nam potrzebne i zeby ludzie reagowali na nie pozytywnie. i mi sie to sprawdza. [/QUOTE]
No suki gordona niesamowicie ciężko wychować tak, żeby nie używać kagańca i kolców :diabloti: Moje jamnice też w tłumie ludzi, na starówce itp. kagańca ani kolców nie potrzebują :loveu: I wszyscy reagują na suodkie jamniczki pozytywnie. Ale jestem genialną właścicielką :lol:

Link to comment
Share on other sites

[quote name='Amber']No suki gordona niesamowicie ciężko wychować tak, żeby nie używać kagańca i kolców :diabloti: Moje jamnice też w tłumie ludzi, na starówce itp. kagańca ani kolców nie potrzebują :loveu: I wszyscy reagują na suodkie jamniczki pozytywnie. Ale jestem genialną właścicielką :lol:[/QUOTE]

wychowalas jakas kiedys?

Link to comment
Share on other sites

Nie w ogóle. Przecież srają po ścianach i zjadają niemowlęta :diabloti:

Ty za to jak wychowasz jakiegokolwiek samca trudniej rasy w wielkim mieście się będziesz mogła się wypowiadać o kolczatkach i kagańcach, bo nie wiesz NIC na ten temat. Pewnie kolców nawet w ręku nie miałaś...

Link to comment
Share on other sites

pytam o "suke gordona". musisz znac duzo "suk gordona" skoro wypowiadasz sie o tym z ttaka pewnoscia.

jestem przekonana, ze twoja potencjalna "suka gordona" skonczylaby na kolcach tak jak twoj "samiec dobermana", bo by cie ciagnela za kotami i mialaby cie w dupie. tak jak jamniki. sama niejednokrotnie pisalas, ze maja cie gdzies na spacerach, bo interesuje je tylko kopanie a do tego jedna z twoich "suk jamnika" piluje jape do innych psow prowokujac tym twojego dobermana.
nie, nie jestes "genialna wlascicielka" skoro nie powiodlo ci sie z jamnikiem prostym w obsludze niczym "suka gordona".

Link to comment
Share on other sites

Nie kręcą mnie lamerskie pieski :diabloti:

Bo jamnik nie jest kontaktowym psem, gdybyś wiedziała cokolwiek o ich historii i przeznaczeniu to byś to wiedziała. A ja nie wymagam od nich np. aportowania bo od tego mam dobermana. Szczęśliwy jamnik to kopiący jamnik. Tak samo okładające pole gordony. Tyle piszesz o naturalnym przeznaczeniu rasy, a czepiasz się tego, że jamnik woli kopanie na spacerze np. od piłeczki. To nawet dobrze o nim świadczy.

Co do spacerów to jakoś wychodzę z nimi razem i nikomu się nic nie stało. Co więcej, jak AST się rzucił na Jariego to byłam razem z i Cortiną i bynajmniej żadne z nich nie piłowało na niego mordy, tak więc: jeszcze raz nauczy się odróżniać żarty od życia.

Link to comment
Share on other sites

nie wiem Amber czy nie widzisz różnicy między psami, które realizują swoje potrzeby jednocześnie nie ignorując właściciela(suki aniusi), a tymi, które oddają się zajęciu swojego życia, mając właściciela gdzieś(hm, jakby Twoje jamnice? przynajmniej z Twoich opisów)? ;)

Link to comment
Share on other sites

[quote name='Amber']Nie kręcą mnie lamerskie pieski :diabloti:

Bo jamnik nie jest kontaktowym psem, gdybyś wiedziała cokolwiek o ich historii i przeznaczeniu to byś to wiedziała. A ja nie wymagam od nich np. aportowania bo od tego mam dobermana. Szczęśliwy jamnik to kopiący jamnik. Tak samo okładające pole gordony. Tyle piszesz o naturalnym przeznaczeniu rasy, a czepiasz się tego, że jamnik woli kopanie na spacerze np. od piłeczki. To nawet dobrze o nim świadczy.

Co do spacerów to jakoś wychodzę z nimi razem i nikomu się nic nie stało. Co więcej, jak AST się rzucił na Jariego to byłam razem z i Cortiną i bynajmniej żadne z nich nie piłowało na niego mordy, tak więc: jeszcze raz nauczy się odróżniać żarty od życia.[/QUOTE]

z tym ze moje "okladajace pole gordony" nie maja mnie w dupie.

Link to comment
Share on other sites

Setery miały "nieco" inne przeznaczenie niż jamniki. Cortina przynajmniej nie łazi całe życie na lince jak się zdarza wielu psom myśliwskim. A, że woli kopać niż się bawić ze mną? Nie wymagam tego od niej ani trochę.

Link to comment
Share on other sites

[quote name='Amber']Setery miały "nieco" inne przeznaczenie niż jamniki. Cortina przynajmniej nie łazi całe życie na lince jak się zdarza wielu psom myśliwskim. A, że woli kopać niż się bawić ze mną? Nie wymagam tego od niej ani trochę.[/QUOTE]

spoko...tylko nie pisz o psie, ktory ma cie w dupie, ze jest dobrze wychowany.

Link to comment
Share on other sites

Ty miałaś kiedyś do czynienia z psem niezależnym? Bo znowu wypowiadasz się na temat cechy rasy, której kompletnie nie znasz.

Jakoś mój mający mnie w dupie pies łazi ze mną po polach, lasach, nad rzeką i ani się nie gubi, ani nie spierdziela, więc błagam cię nie pisz bajek na mój temat. Wystarczy, że na swój piszesz.

Link to comment
Share on other sites

Miałam jamnika i trochę się dziwię jak czytam, że jamniki wolą kopać doły niż aportować. Owszem, mój jamnik kopał zawzięcie jak przysiadłam na ławce - kiedyś wykopał nawet gumową ośmiornicę mojego kolegi z czasow jego dzieciństwa ale uwielbiał też aportować (a nie był tego uczony). Jego największą pasją było aportowanie z wody. Nigdy nie wchodził w konflikty z psami.

Link to comment
Share on other sites

[quote name='Amber']Ty miałaś kiedyś do czynienia z psem niezależnym? Bo znowu wypowiadasz się na temat cechy rasy, której kompletnie nie znasz.

Jakoś mój mający mnie w dupie pies łazi ze mną po polach, lasach, nad rzeką i ani się nie gubi, ani nie spierdziela, więc błagam cię nie pisz bajek na mój temat. Wystarczy, że na swój piszesz.[/QUOTE]

sama piszesz bajki na swoj temat.

Link to comment
Share on other sites

Cortina nie znosi wody jak ognia... Że nie był tego uczony to tylko świadczy o tym, że to nie było wychowanie tylko osobnicza cecha. Znam nawet flegmatyczne dobermany, co nie znaczy, że to jest powszechne ;)

[QUOTE]sama piszesz bajki na swoj temat. [/QUOTE]
O tak, moje jamnice sa w schronisku co tydzień :diabloti:

Link to comment
Share on other sites

Gdziekolwiek czytam o gordonach wszędzie pojawia się cecha wspólna. Pies dobrze współpracujący z przewodnikiem, pies łatwy do wyszkolenia itd. itp.
Gdziekolwiek czytam o jamnikach wszędzie pojawia się niezalezność, krąbrnośc itd.

Psssyyypadek? Nie sondze :diabloti:

A teraz powiedzcie mi, która miała do czynienia z psem niezaleznym? Ja mam takiego w chacie. I pomimo tego, że to super pies, pomimo tego, ze mam za sobą 8lat cięzkiej pracy nad jej zachowaniem i pomimo tego, że Joko jest psem mega zrównoważonym, poukładanym no i wychowanym, to nadal jest to pies niezalezny. Pies, któremu człowiek do szczescia nie jest potrzebny.
Fajnie to można bylo zaobserwować jak był z nami Rot. Ten zawsze musiał być blisko, najlepiej obok nogi, a jakby się dało to na kolanach. Joko w pewnej odległosci. Tak żeby nas widziec, ale nie pchająca się na ręce. I owszem komendy wykonuje, jest posłuszna, ale majac do wyboru zabawę piłką, a węszenie sobie na włąsną łapę wybierze to drugie. I na jedno słowo się odwołuje. Wiec to nie są braki w wychowaniu.

Rot dałby się pociać za wspolne zajęcie, Joko owszem chetnie, ale bez tego motorka w dupie. I to lezy w specyfice rasy, to były psy pracujące samodzielnie, widujące czlowieka rzadko. Stad taki a nie inny stosunek do tej mitycznej "wspołpracy". Ktoś kto chce z kaukazem startować w obi może to zrobić, i ten pies da rade, ale gwarantuje, że nie bedzie sikał z radości jak maliniak czy ON.
Także no trzeba się mocno postarać, żeby spierdzielić psa, który z natury chetnie wspołpracuje. Wystarczy jedno-dwa niedopatrzenia u psa niezaeznego i efek jest dużo bardziej spektakularny :cool3:

Link to comment
Share on other sites

Guest
This topic is now closed to further replies.
×
×
  • Create New...