Jump to content
Dogomania

Komu nie sprzedalibyście/nie wyadoptowalibyście psa? - dyskusja o odpowiedzialności


zmierzchnica

Recommended Posts

No ja byłam osobiście taka głupie bo hodowla niby taka zainteresowana, tak fajnie się wypowiadali i wydawała się bardzo ok a jak zaczął się robić problem to nagle jestem niedobra. Badanie w wieku szczenięcym nie bo zatrzyma rozwojowo(zrobiłam pomimo tego), problem na pewno z mojej winy, znaleźli nawet weta który powiedział ze wszystko jest ok i on nic tu nie widzi(ciekawe że tylko ten jeden wet).

Link to comment
Share on other sites

  • Replies 1.1k
  • Created
  • Last Reply

Top Posters In This Topic

[quote name='dance_macabre']No ja byłam osobiście taka głupie bo hodowla niby taka zainteresowana, tak fajnie się wypowiadali i wydawała się bardzo ok a jak zaczął się robić problem to nagle jestem niedobra. Badanie w wieku szczenięcym nie bo zatrzyma rozwojowo(zrobiłam pomimo tego), problem na pewno z mojej winy, znaleźli nawet weta który powiedział ze wszystko jest ok i on nic tu nie widzi(ciekawe że tylko ten jeden wet).[/QUOTE]

ale widzisz...dysplazja twojego psa nie jest wina hodowcy. to sie po prostu zdarza.
a kiedy juz sie zdarzy to trzeba podejsc do tego rozsadnie: i dotyczy to i wlasciciela i hodowcy.

Link to comment
Share on other sites

[quote name='a_niusia']ale widzisz...dysplazja twojego psa nie jest wina hodowcy. to sie po prostu zdarza.
a kiedy juz sie zdarzy to trzeba podejsc do tego rozsadnie: i dotyczy to i wlasciciela i hodowcy.[/QUOTE]

Winą nie jest dysplazja a to jak się zachował całkowicie olewając problem. Wiele osób do jeszcze broniłam go przed ludźmi kóży mówili że tacy są niedobrzy bo wyhodowali psa z dysplazją ale to że poczułam się kompletnie zignorowana jakby sobie problem wymyśliła to już jest wina hodowcy. Ponadto doradzanie mi RTG gdzie hodowca powinien namawiać do zrobienia też nie świadczy dobrze o nim.

Ja rozumiem że hodowca nie jest bogiem żeby wyprodukować nam idealnego psa jakiego sobie zażyczymy, tylko jak się coś dzieje to wypada przynajmniej napisać jak się pies czuje a nie po roku nagle przypomnieć sobie o twoim istnieniu bo chcesz informacje o twoim psie bo planujesz następny miot(a pytanie wysłane po kryciu sic!). Sama kiedyś powiedziałaś że u ciebie hodowca jest w pewnym sensie jak rodzina i wyobrażasz sobie ze w sytuacji kiedy twój pies choruje hodowca mimo że napisałaś że tak jest nagle tobą traci zainteresowanie a po roku pyta o osiągnięcia wystawowe i sportowe.

Link to comment
Share on other sites

no, nie wyobrazam sobie tego, bo jak moja suka zerwala wiezadlo, co jest jak wiadomo urazowe i zdarza sie i ludziom i w rezonansie wyszla jej torbiel na lakotce, co mnie troche prerazilo, to hodowczyni wziela, co trzeba i pojechala do finlandii do swojego zaufanego ortopedy, zeby mnie uspokoic. a ja mieszkam w pl, hodowczyni w st petersburgu.

Link to comment
Share on other sites

  • 4 weeks later...

Tak sobie czytam ten temat od jakiegoś czasu i miałem odpisać po przeczytaniu całego, ale chyba ja za wolno czytam, albo Wy za szybko piszecie ;)

[quote name='zmierzchnica'] I na pewno osoba, która chciałaby psa ode mnie do swojego stada, musiałaby się bardziej postarać i wykazać ;) Sama mam stadko i rozumiałabym, gdyby mi się zachciało 5 psa, gdyby ktoś był niechętny żeby mi psa oddać.[/QUOTE]

Jak większość forumowa ma takie podejście to nie dziwcie się, że ludziom nie chce się "bardziej postarać". Wolą wydać 100-200zł na targu i kupić sobie psa "rasowego, tylko bez rodowodu, bo 7 z miotu". Nie pomyślałyście, że takim podejściem same nakręcacie pseudohodowle i napełniacie schroniska? Nie, przecież Wy tylko pomagacie...
Rozumiem, że psa nie można wydać byle gdzie, ale nie dać psa komuś, bo ma ich kilka to już jest straszna hipokryzja. Szczególnie, że połowa "cioteczek" (fajne słowo :P) sama ma psów więcej niż "powinna" według Waszej normy. Tak, wiem. Wy ratujecie...

Link to comment
Share on other sites

[quote name='juras23']Jak większość forumowa ma takie podejście to nie dziwcie się, że ludziom nie chce się "bardziej postarać". Wolą wydać 100-200zł na targu i kupić sobie psa "rasowego, tylko bez rodowodu, bo 7 z miotu". Nie pomyślałyście, że takim podejściem same nakręcacie pseudohodowle i napełniacie schroniska? Nie, przecież Wy tylko pomagacie...[/QUOTE]
zawsze można iść do schroniska i bezpośrednio stamtąd wziąć psiaka jak nie chce się z domu tymczasowego, gdzie ktoś będzie nas sprawdzał. no ale jak ktoś szuka usprawiedliwienia dla pseuduchów to zawsze je znajdzie;)

Link to comment
Share on other sites

[quote name='Beatrx']zawsze można iść do schroniska i bezpośrednio stamtąd wziąć psiaka jak nie chce się z domu tymczasowego, gdzie ktoś będzie nas sprawdzał. no ale jak ktoś szuka usprawiedliwienia dla pseuduchów to zawsze je znajdzie;)[/QUOTE]


Ależ ja nie szukam usprawiedliwienia, do głowy by mi nie przyszło usprawiedliwiać pseudo - czytaj ze zrozumieniem. Po prostu piszę dlaczego istnieją - jest popyt. Nikt się nie pyta ile już masz psów, czy będą miały dość miejsca itp.
Ja piszę o nakręcającej się spirali, dzięki której niektórzy mają co robić. "Nie damy psa --> ktoś idzie do pseudo. z miotu sprzedaje się 50% reszta trafia do biedula. Znowu jest co ratować... pseudohodowla zarabia 1000zł i jedzie dalej."
a w sytuacji, gdy adopcje są mniej utrudniane: "damy psa mimo, że ktoś ma już 2. pseudo sprzeda 20%. 80% idzie do schroniska. Zostają wydane ludziom, którzy nie kupią w pseudphodowli. Pseudo zarabia 500zł i zaczyna się zastanawiać czy mu się to opłaca. Nigdy nie myśleliście trochę w tą stronę?

Link to comment
Share on other sites

[quote name='juras23']Ależ ja nie szukam usprawiedliwienia, do głowy by mi nie przyszło usprawiedliwiać pseudo - czytaj ze zrozumieniem. Po prostu piszę dlaczego istnieją - jest popyt. Nikt się nie pyta ile już masz psów, czy będą miały dość miejsca itp[/QUOTE]
w schronisku też. tak naprawdę niewielka garsteczka psów jest wyadoptowywana do wcześniej sprawdzonych domów, a cała reszta zostaje wydana każdemu z ulicy, kto podpisze papiery. osoby prowadzące DT czy hoteliki, nawet jak mają wymagania z kosmosu nie napędzają pseudo, bo najzwyczajniej w świecie ich działania to kropelka w morzu bezdomności. gdyby był wybór: albo pies z adopcji z wymyślnymi warunkami z kosmosu albo pies z pseudo to i owszem, takie adopcje napędzałyby pseudo. ale tak nie ma więc to nijak się ma do pseudo.

Link to comment
Share on other sites

[quote name='juras23']Tak sobie czytam ten temat od jakiegoś czasu i miałem odpisać po przeczytaniu całego, ale chyba ja za wolno czytam, albo Wy za szybko piszecie ;)



Jak większość forumowa ma takie podejście to nie dziwcie się, że ludziom nie chce się "bardziej postarać". Wolą wydać 100-200zł na targu i kupić sobie psa "rasowego, tylko bez rodowodu, bo 7 z miotu". Nie pomyślałyście, że takim podejściem same nakręcacie pseudohodowle i napełniacie schroniska? Nie, przecież Wy tylko pomagacie...
Rozumiem, że psa nie można wydać byle gdzie, ale nie dać psa komuś, bo ma ich kilka to już jest straszna hipokryzja. Szczególnie, że połowa "cioteczek" (fajne słowo :P) sama ma psów więcej niż "powinna" według Waszej normy. Tak, wiem. Wy ratujecie...[/QUOTE]

Jeśli dla kogoś zapoznanie psa z własnym stadem nieco wcześniej, wyjście ze swoimi i nowym psem na spacery przed zabraniem go do siebie, wykazanie, że w razie choroby czy śmierci ma dla tych zwierząt alternatywę to ZA DUŻO - to proszę bardzo, niech bierze z pseudo, ja takiej osobie kolejnego psa nie wydam, bo to ja jestem za niego odpowiedzialna. Za dużo miałam już przypadków, gdy ktoś po kilku tygodniach, nawet miesiącach, dzwonił z płaczem, że mam psa zabrać, bo on wyjeżdża/mama choruje/teść przyjechał i nie lubi psa i tak dalej :roll: Dla jednego psa znajdę dom. Może dla dwóch. Dla pięciu... Kiepsko.[B] Dlatego trzeba wykazać, że się bierze kolejnego psa z głową. [/B]Rozumiem, jeżeli ktoś ma stadko staruszków i chce aktywniejszego psa do spacerów. Rozumiem, jeżeli ktoś ma niechętne do pracy kundelki i bierze aktywniejszego w typie jakiejś rasy. Jeśli jest powód, widzę, że psy są zadbane, a ta osoba nie kieruje się tym, że "wie pan, u nas ciężko, mam już cztery psy, ale zobaczyłam na zdjęciu tego i się zakochałam, bo jest jak Pusia! Jakoś sobie poradzimy, pieniędzy nie mam, ale u nas to dużo miłości jest!". Fajnie, a po dwóch tygodniach ta osoba się zgłosi po karmę, po kasę na leczenie i szczepienia... Bywało!

Ostatnio przyszedł pan, który chce adoptować dwa duże psy. Ma już trzy psy, ale chce jeszcze dwa duże. A przyszedł pytać, czy mu damy karmę na te psy i coś zapłacimy za ich adoptowanie, bo go w sumie nie stać.
Naprawdę, trzeba posiedzieć trochę w adopcjach, żeby zrozumieć, że gdy ktoś przychodzi po czwartego, piątego psa, to się w głowie lampka alarmowa zapala...

Link to comment
Share on other sites

Oprócz psa mamy jeszcze dwa przygarnięte koty - na gębę, bo pilnie potrzebowały domu, w jednym wypadku przez głupotę poprzednich właścicieli (żona gdy zaszła w ciążę przypomniała sobie, że jest uczulona!). Jadąc do schroniska po psa byłam zestresowana, że może nie spełnię warunków adopcyjnych, że ktoś stwierdzi, że nie mogę mieć psa. Wszystko wałkowałam kilkanaście razy...

Wizyty poadopcyjnej nie było, choć jest zapisana w umowie. Wiem, że przy takiej ilości psów nie ma czasu i możliwości, ale to moim zdaniem farsa. Wzięłam psa na podstawie krótkiego wywiadu, a nikt nie sprawdził stanu faktycznego... Nie wiem, może ze mnie jest taka służbistka, ale poważnie podchodzę do pewnych rzeczy i czułabym się lepiej, gdyby wszystko odbyło się wg ustalonych zasad.

Kilka miesięcy po nas szczeniaka z tego samego schroniska adoptowali sąsiedzi. Mieli już w domu wcześniej psa, zanim pojawiły się dzieci. Problem w tym, że tego szczeniaka trzeba było od początku wszystkiego uczyć, a oboje pracują w dość czasochłonnym zawodzie. Psiak nie miał żadnego autorytetu. Dzieci na spacerach z nim w ogóle go nie pilnowały i biegał sobie samopas ze smyczą przy obroży, gdy one grały w piłkę.

Niestety, wrócił do schronu, bo stał się agresywny i zaczął atakować domowników. Z rozmów na spacerach wynikało, że dzieciaki chciały labka, a ten szczeniak miał być, że tak to ujmę, mniejszym substytutem tej zachcianki :shake:

Wciąż zastanawia mnie jego los. Opinia, jak wiadomo, przylega, zwłaszcza jeśli chodzi o psy trudne i agresywne. Nadzieja w tym, że to był jeszcze młodzieniec i może znalazł się chętny, by z psem popracować.

Viki (wtedy numerek w kartotece) też miała być psem bardzo zlęknionym, a wystarczyło poświęcić trochę czasu. Podobno w ogóle nie potrafiła chodzić na smyczy, a założenie obroży to była wielka gonitwa po boksie (widziałam to na własne oczy) - jakoś następnego dnia przypomniała sobie, że na smyczy spacerujemy, a nie owijamy się wokół nóg... Wiem, że schronisko to "ekstremalny przypadek", ale o tym, jaki naprawdę jest pies, dowiadujemy się dopiero, gdy trafia on pod nasz dach i mamy dużo czasu na jego obserwację. Może się zupełnie inaczej zachowywać w dwóch różnych środowiskach.

Myślę, że nie każdy człowiek nadaje się na właściciela każdego psa. Ktoś, kto nie ma czasu się zwierzęciem zajmować, nie powinien go brać. I nie chodzi tu o wychodzenie do pracy na 8 godzin. Po prostu nie każdy tryb życia pozwala - przynajmniej w "fazie startowej", na przykładzie sąsiadów - na ułożenie poprawnych relacji.

P.S. Co do młodzieży/nastolatek - Viki adoptowałam jakieś 2 miesiące po 18. urodzinach. Młoda jestem i może dlatego nie skreślałabym innych ;)

Edited by 4Łapki
Link to comment
Share on other sites

  • 2 weeks later...

Wiecie, ale jest jeszcze coś- większość osób długo zajmujących się adopcjami zaczyna mieć swoiste "wyczucie" ludzi. I często wcale nie potrzeba długiej rozmowy i szczegółowej ankiety, żeby stwierdzić, że ludzie są super, albo koszmarni, albo do przyjęcia, ale nie dla tego zwierzaka. Oczywiście pomyłki się zdarzają, le to i po najstaranniejszym wywiadzie się trafia.
Nie miałabym pretensji do DT, który odmawia adopcji "bo nie"- czasem gdzieś piknie intuicja ;) przy czym mówię o DT, nie o schronie- schroniska odmawiają raczej tylko w ewidentnych przypadkach, co jest zresztą zrozumiałe.

Wczoraj miałam obłędną rozmowę tak swoją drogą ;)
Babeczka, starsza z głosu dzwoni o kotka. "czy są takie malutkie biało-czarno-RÓŻOWE" :evil_lol:
Domyśliłam się że tri. Mówię, że nie, nie sezon na maluszki, mam tylko podrostki i dorosłe.
Odp: standardowy tekst "ona chce sobie wychować i żeby się przyzwyczaił i był przytulakiem" :diabloti:
Tłumaczę łagodnie, że paromiesięczny, czy paroletni kot przyzwyczaja się tak samo, a przynajmniej wiadomo jaki ma charakter.
A jakie pani ma?
Kocurki, czarne, bure- młodziki, dorosłe kotki, w tym tri, ale bez ogonka.
Ee nie, taki wybrakowany kot to nie.
Pytam z głupia frant, czy pani ma bibeloty i kwiatki..
Tak, ma dużo kwiatków na parapecie (o kurde....).
Tłumaczę, że młody dorastający kot będzie szalał, bawił się i zazwyczaj to kwiatkom nie służy....
Aha no tak, a kiedy będą maluszki...?
:mdleje:
Aha i wie pani, czy kotek może mieszkać w jednym pokoju tylko, bo ja mieszkam z córką i małymi wnukami...
O jeżu tupiący.....
Aha i jak kotka nauczyć, żeby nie łapał szczurów, bo ona mieszka na parterze i poprzednia kotka to jej szczury przynosiła i wypuszczała i taki szczur biegał aż zdechł i można go było wynieść.
Trzeba osiatkować okno (tu wyjaśniam o co kaman), bo kot nie powinien wychodzić w mieście (podała przybliżony adres, to jest bardzo ruchliwa okolica mnóstwo aut).
aha, a da się może jednak?
Potem jeszcze było straszne zdziwienie że wymagam kastracji kota, jesli bierze niekastrowanego malca i to na jej koszt (ojej!!) i szczepień (ojejej!!!).

Link to comment
Share on other sites

[B]ulvhedinn [/B]- z tym wyczuciem to faktycznie tak jest, nieraz tak miałam, że po prostu coś mi w osobie nie pasowało, a przy głębszym poznaniu okazywało się, że miałam rację ;) Czasem to są takie drobne rzeczy, na przykład to, że ktoś o suce mówi "on", "pies", bez emocjonalnego stosunku. Czasem zbytnie oburzenie, kiedy wspomnę, że pies nie na łańcuch - miałam tak, że facet się obruszył bardzo, on psów na uwięzi nie trzyma! Potem szybko skończył rozmowę i więcej się nie odezwał :diabloti: Ale na przykład z Herą miałam tak, że babka była świetna, oczytana, wszystko wiedziała, o socjalizacji, cud, miód i orzeszki. A potem na całe dnie psa zamykali samego w warsztacie, drugiego w garażu, odebraliśmy im Herę (i jest u mnie do dziś :loveu:). Szkoda tylko tego drugiego, ale nie było podstaw (ani miejsca) by go zabrać. Więc niestety da się pomylić. Wywiad środowiskowy na temat tych ludzi dał nam trochę pojęcia - mąż tej babki całe życie trzymał psy na łańcuchu. Niby to nie ma znaczenia, niby ludzie mogą się zmienić, ale to rzadkość tak naprawdę...

Ja ostatnio mam non stop sytuacje, że ktoś mnie pyta, czy szkolę psy. Chodzi o to, że moje takie "grzeczne". Grzeczne dla 99% ludzi to znaczy spokojne. Ja bym nawet sobie poszkoliła niektóre z tych psów - ostatnio babka z onką, wczoraj ze śliczną mix sznaucerką. Tylko, że te osoby nie chcą psa "wyszkolonego", chcą psa "spokojnego". Tłumaczę, że moje spokojne, bo mnóstwo biegają, bawią się ze sobą i ze mną, mają długie spacery.
"Spacery...? Ojej, no ja tylko w sobotę chodzę, ona cały dzień w ogródku! Wie pani, bo ja pracuję!"
"Ale mnie nogi bolą, chora jestem, nie dam rady chodzić..."
"Nie, nie mogę spuścić, bo ucieknie!"
"Ale ona chodzi, dwa razy dziennie idzie naokoło bloku. Mojemu drugiemu psu to starcza."

...I tak dalej. Dla mnie w definicji "posiadanie psa" jest zwarte "wychodzenie na spacer". Pies=spacer, od dziecka miałam to w głowie. Ale wydaje mi się, że zanim tym osobom ktoś oddał czy sprzedał psa, powinien był uświadomić, że pies to nie kot :roll: Może nie wiedzą...

Link to comment
Share on other sites

[quote name='zmierzchnica']
...I tak dalej. Dla mnie w definicji "posiadanie psa" jest zwarte "wychodzenie na spacer". [B]Pies=spacer[/B], od dziecka miałam to w głowie. Ale wydaje mi się, że zanim tym osobom ktoś oddał czy sprzedał psa, powinien był uświadomić, że pies to nie kot :roll: Może nie wiedzą...[/QUOTE]

Jakieś 3 lata temu remontowaliśmy łazienkę-sami. Przez 2 tygodnie, od rana do wieczora kucie, tynkowanie, kafelkowanie itp. Był ciepły maj, więc pies był na podwórku. Przychodził wieczór, kąpałam się z całego syfu i szłam jeszcze z suką choć na godzinny spacer ;) Któregoś dnia byłam już tak padnięta, że poważnie się zastanawiałam czy dam radę jeszcze wyjść :roll: Ale się zmobilizowałam i idę :) Mój mąż stwierdził, że jak raz pies nie pójdzie, to nic mu się nie stanie. Owszem, może nic by się nie stało, ale jakoś nie wyobrażam sobie, żeby pies nie miał choć jednego spaceru. Ale nie takiego na siku i koniec, tylko żeby pobiegać, powęszyć, pogryźć patyki... Niestety nie wszyscy tak do tego podchodzą i jak pies ma spacer raz w tygodniu, to ma mu to starczyć :shake:

Link to comment
Share on other sites

[quote name='magdabroy']Jakieś 3 lata temu remontowaliśmy łazienkę-sami. Przez 2 tygodnie, od rana do wieczora kucie, tynkowanie, kafelkowanie itp. Był ciepły maj, więc pies był na podwórku. Przychodził wieczór, kąpałam się z całego syfu i szłam jeszcze z suką choć na godzinny spacer ;) Któregoś dnia byłam już tak padnięta, że poważnie się zastanawiałam czy dam radę jeszcze wyjść :roll: Ale się zmobilizowałam i idę :) Mój mąż stwierdził, że jak raz pies nie pójdzie, to nic mu się nie stanie. Owszem, może nic by się nie stało, ale jakoś nie wyobrażam sobie, żeby pies nie miał choć jednego spaceru. Ale nie takiego na siku i koniec, tylko żeby pobiegać, powęszyć, pogryźć patyki... Niestety nie wszyscy tak do tego podchodzą i jak pies ma spacer raz w tygodniu, to ma mu to starczyć :shake:[/QUOTE]

Dokładnie! Ja nawet z grypą idę na spacer, krótszy oczywiście, ale z węszeniem i bieganiem. Mam nawet podwórko, chociaż moje psy go nie lubią. Po prostu ten spacer to jest istota posiadania psa ;) I najważniejsza rzecz dla psa! Miałam stada tymczasów i nigdy nie liczyła się ta osoba, która je karmiła, ale właśnie ta, co brała na spacerek. Dlatego jak widziałam tą mix sznaucerkę, szalejącą i szarpiącą na smyczy, 6miesięcy, z panią, która nie umie chodzić... Serce mi się ścisnęło. Podrzucili jej ją. Zasugerowałam, że poszukamy jej nowego domu, ale nie, bo ona ją kocha. Tylko że miała szelki z łańcuszka, bo wszystkie inne przegryzła. Piękna miłość...

Link to comment
Share on other sites

ej dobra, ludzie...nie popadajmy w paranoj. jak dostaniesz grypy jelitowej to pojdziesz w pampersie? albo jak zlamiesz noge to bedziesz na jednej skakac?

moje psy sa przyzwyczajone do ogromnych ilosci ruchu, ja grypy to chyba nie mialam w zyciu i ogolnie bardzo zdrowa ze mnie osoba. jednak potrafie sobie wyobrazic, z moj 3 bardzo aktywne psy musialbyby zostac w chacie.

Link to comment
Share on other sites

ja mam 3 psy i tez wychodze z nimi na alejki, zeby si wylaly czy postawily klocka, bo przeciez nie bede wypuszczac ich po to do ogrodu. i kilka razy ktos mnie pouczyl, ze powinnam nad odre pojsc, bo pies musi biegac. tak wiec jakos jestem ostrozna w ocenianiu innych ludzi pod tym katem.

Link to comment
Share on other sites

Ja też chodzę po osiedlu, bo np wieczorami boję się iść nad Odrę, jak jest ciemno.
Chodziło o właścicieli, którzy wyprowadzają psy wyłącznie na siku na trawniku.
I nie uważam, że każdy, kto idzie z psem alejką jest zły, bo pewnie to jedyna forma ruchu psa. Nie jestem aż tak podejrzliwa ;) Ale sama znam np psy wyłącznie ogrodowe, których właściciele nie widzą różnicy pomiędzy aktywnym spacerem, a wietrzeniem psa w ogródku przy domu.

Link to comment
Share on other sites

Ja na ostatnim przykładzie mojego psa dziękowałam niebiosom, że on się umie w domu wyciszyć i bez spacerów długich jest w stanie przetrwać bez niszczenia i robienia rozpierdzielu w chałupie. Ja rozumiem i potwierdzam, że pies = spacery, ale niestety często wynika z tego pies dwa dni bez spaceru = totalne pobudzenie i nieumiejętność wyciszenia. A pamiętajmy, ze brak ruchu nie tylko zależy od sytuacji, gdy rozłoży NAS choroba, ale również od tego, gdy psa rozłoży choroba - taka, która nie daje mu objawów, wiec on czuje się dobrze i chce brykać, a nie może. O tym nikt nie mówi, wszyscy mówią, że pies codziennie MUSI mieć spacer co najmniej kilkugodzinny - ale o tym, ze pies MUSI umieć się wyciszyć w domu również bez ruchu, nikt nie wspomina.

Link to comment
Share on other sites

[quote name='Sowroneczka']Ja też chodzę po osiedlu, bo np wieczorami boję się iść nad Odrę, jak jest ciemno.
Chodziło o właścicieli, którzy wyprowadzają psy wyłącznie na siku na trawniku.
I nie uważam, że każdy, kto idzie z psem alejką jest zły, bo pewnie to jedyna forma ruchu psa. Nie jestem aż tak podejrzliwa ;) Ale sama znam np psy wyłącznie ogrodowe, których właściciele nie widzą różnicy pomiędzy aktywnym spacerem, a wietrzeniem psa w ogródku przy domu.[/QUOTE]

ja sie nie boje i czesto chodze z psami tam po pracy, gdy juz jest ciemno. przynajmniej do niedawna bylo:))

Link to comment
Share on other sites

na dobrą sprawę to pies nie musi wychodzić na spacery. nie musi, bo od braku spacerów nie umrze. przecież jest masa psów łańcuchowych czy kojcowych co nigdy nie są puszczane nawet na podwórko i żyją. a jak właściciel psa blokowego nauczy go korzystać z kuwety albo będzie po nim podłogę sprzątał to i taki pies wychodzić nie musi nawet na szybkie siku pod blok. zaznaczam, że nie musi = nie umrze od braku, a nie, że tego nie potrzebuje.
nie musi też dostawać dobrej karmy. przecież jest masa psów chowanych na pedigree czy innym puffi, a nawet na resztkach z ludzkich stołów (gdzie wcinają gotowane kości z kurczaka, przyprawy, cebulę i masę innych trucizn) i żyją więc po co psa BARFować czy kupować mu porządną suchą karmę? przecież pies nie musi takiej jeść, nie umrze od tego, że w misce dadzą mu chappi.
tak samo pies nie musi nigdzie być zabierany. urlop nad morzem z psem? albo w górach? a po co, w końcu pies nie umrze jak zostanie w tym czasie w hotelu albo u znajomego. jedziemy na wycieczkę nad jezioro? w odwiedziny do znajomych/rodziny? pies zostaje w domu, w końcu nie umrze jak nie pojedzie więc jechać nie musi.
szkolenie? a po co, przecież pies nie musi umieć siadać czy aportować na komendę, nie umrze jeśli nie będzie tego potrafił. nie musi umieć przychodzić na zawołanie, w końcu mamy smycze, a pies nie umrze jak będzie na niej chodził non stop.
rehabilitacja? a po co, w końcu pies nie umrze jak do końca życia będzie utykał czy nie będzie mógł biegać tylko normalnie chodzić, więc na rehabilitację w razie urazu chodzić nie musi.
głaskanie? pieszczoty? a po co, bez ludzkiego dotyku pies nie umrze, więc wcale nie musi być głaskany.

pies musi oddychać, bo bez tego umrze. musi też jeść, ale może jeść najtańszą marketówkę i będzie żył. musi się załatwić, ale niekoniecznie na dworze. jak jest chory to i leczony być musi, bo bez leczenia moze umrzeć. a poza tym to pies nie musi nic, dalej ma już "tylko" potrzeby. potrzebuje porządnego, psiego jedzenia, potrzebuje szkolenia, spacerów, zabawy, pieszczot, dobrego słowa, zmiany otoczenia, poznawania nowych zapachów, miejsc, aktywności, rehabilitacji jak zachodzi potrzeba. to, jakie życie będzie miał nasz pies zależy tylko od nas, bo to my decydujemy, co włożymy do psiej miski, gdzie psa zabierzemy, na ile z nim wyjdziemy, czy stwierdzimy, ze nie mamy czasu/siły/chęci na spacer, czy może wolimy robić coś innego. ja zawsze stając przed taką decyzją przypominam sobie słowa: "ty masz pracę, przyjaciół, rodzinę, hobby, komputer, telewizor, a twój pies ma tylko ciebie", więc dla mnie decyzja jest oczywista.

wiadomo, że choroba na tyle silna, że nie daje się rady wyjść z łóżka przeszkodzi w porządnym spacerze. wiadomo, ze jak pies jest chory to tak samo nie będziemy go brać na spacer. to oczywiste, ze pies wtedy po ścianach łazić nie może. co nie znaczy, ze trzeba psu takie przerwy fundować, bo nam się wyjść nie chce i ładować sobie usprawiedliwienia "przecież od jednego razu nie umrze".

Link to comment
Share on other sites

moja sucz przez ostatnie dwa miesiące miała spacerów i treningów tyle, ile normalnie ma przez tydzień. I było spoko mimo, że to jest piesek nadpobudliwy, który będąc szczeniaczkiem z fiu bździu w głowie nigdy w życiu by tego nie wytrzymał. A tak tutaj sesyjka klikera, tutaj się kawałek przebiegła na spacerze fizjologicznym, tutaj dostała jakąś kość do obgryzania i poszło jakoś ;)

ja jak jestem chora, to ostatnia rzecz o której myślę jest wyjście z psem. Szanujmy się, na prawdę.

Link to comment
Share on other sites

Join the conversation

You can post now and register later. If you have an account, sign in now to post with your account.

Guest
Reply to this topic...

×   Pasted as rich text.   Paste as plain text instead

  Only 75 emoji are allowed.

×   Your link has been automatically embedded.   Display as a link instead

×   Your previous content has been restored.   Clear editor

×   You cannot paste images directly. Upload or insert images from URL.


×
×
  • Create New...