Jump to content
Dogomania

Pustka, która boli


szajbus

Recommended Posts

Nasza kochana królewna odeszła (sama) dziś o godz. 14:15

Pobiegła do Psoni na tęczowe łąki a w domu pozostawiła nas z ogromnym bólem w sercu i morzem łez.

PUSTKA KTÓRA BOLI -  niemiłosiernie boli

Jesteś już nasze serduszko kochane w krainie, gdzie nie ma bólu i cierpienia, gdzie żaden rak nie ma dostępu.

Biegaj radośnie z Psonią, bo nam nadzieje, że wybiegła ci na spotkanie.

2hrk2f6.jpg

 

x5up3a.jpg

 

 

 

Link to comment
Share on other sites

Bardzo, bardzo mi przykro. Jestem z Tobą myślami, wiem że nie da się pocieszyć, ale może chociaż dobre słowo będzie z Tobą. Jest mi szczególnie smutno, bo naszą kochaną Saruśkę zabrało to samo paskudztwo. Mam nadzieję, że tam gdzie są spotkają się.

Link to comment
Share on other sites

Dziękuję Wam.

 Zrobiliśmy Balbisi na szybko trumienkę. Otuliliśmy jej kochanym kocykiem, dostała od nas maskotkę, swoje ciasteczko i ulubione suszone ucho na drogę za TM. Czekaliśmy z ciałkiem na Szymona, żeby się z nią mógł pożegnać kiedy wróci z uczelni. Serce nam pękało jeszcze bardziej, bo Zuzia za wszelką cenę chciała ją obudzić. Zrobiła się smutna, nie chce jeść a to nas martwi , bo ma przecież chore serduszko.

Balbinkę pochowaliśmy 15 km od domu u naszych przyjaciół. Są miłośnikami zwierząt, mają przepiękny własny park a w nim cmentarzysko swoich zwierząt. Leży obok nich, Nie jest sama a nad jej mogiłą rośnie bez. Nasi przyjaciele nam towarzyszyli w pochówku, dołączyły do nas 2 ich psiaki i kot. Zapaliliśmy jej elektrycznego znicza i myślimy, żeby w tym miejscu z czasem posadzić jakiś krzew- może różę?

Żaden weterynarz nie dawał jej szans na życie. Rak był nieoperacyjny i z góry była skazana na śmierć. Miała leczenie paliatywne ale tak szybkim odejściem zaskoczyła nawet wetów a co dopiero nas?

W sobotę źle się poczuła. Miała płytki oddech, łapała powietrze jak rybka i szybko się męczyła, nie mogła leżeć, tylko siedzieć. Zawieźliśmy ją do jej lekarza, obadał dokładnie, osłuchał, obmacał na wszystkie strony, dołączył kolejne leki. Powiedział, że nie jest cudownie, ale nie ma bezpośredniego zagrożenia życia, że mamy być przygotowani na jej kryzysy, lepsze i gorsze samopoczucie, że w jej stanie to normalne, że tak już będzie. Będą lepsze i gorsze dni. Pozycja siedząca ułatwia jej oddychania i mamy jej nie przeszkadzać, nie próbować kłaść itd.  Po nowych lekach w nocy z soboty na niedzielę dostała biegunkę i wymioty ( skutki uboczne). Bylam non stop z kontakcie tel. z wetem , informowałam go o wszystkim. Tego dnia ze względu na wymioty miałam nie podawać jej leków. Przeszło jej kolo południa. Po kryzysie poczuła się wspaniale. Jadła, piła, wywalała brzusio do miziania, czekała na całuski, spokojnie oddychała, mogla leżeć,  a my cieszyliśmy się  tak, jakbyśmy Pana Boga złapali za pięty. Wszystko wskazywało na to, że kryzys minął.

Wczoraj znowu przyszedł kryzys. Zajdla jednak śniadanie, ale oddech miała ciężki, zipała. Podałam leki ułatwiające oddychanie, potem na wzmocnienie serduszka. Mąż zniósł ją na siusiu ok 13:00. Obeszła spokojnie swoje miejsca, wywąchała je dokładnie. Potem już wszystko się potoczyło bardzo szybko. Oddech był szybki a ona zipała niesamowicie, unikała naszego spojrzenia. Z mężem doszliśmy do wniosku, że te leki nie zadziałały, że wzywamy weta do domu, że być może trzeba będzie jej podać kolejny steryd, że tamten przestał działać, a może zapisać inne leki. Kalejdoskop myśli i szybka narada. Nie zdążyliśmy. Odeszła na naszym łóżku, na jej ulubionym miejscu dziennego pobytu.

Płaczemy wszyscy. rana jest ogromna, nie wiem czy kiedykolwiek się zabliźni. Nie możemy ani jeść ani spać. Siekło nas tak samo jak po odejściu Psoni. Odejście Psoni było błędem lekarskim, mogła żyć jeszcze długie lata. Balbisia dostała wyrok od razu, nie miała szans, wszyscy mówią, że odeszła szybko, że zrobiła nam przysługę, że nie patrzyliśmy na jej mękę, na te kryzysy całymi miesiącami, bo tak to wygląda w tej chorobie. Wiemy o tym. Jednak rozum swoje, serce swoje.

Moje słonko wiedziało, że mielibyśmy problem z podjęciem decyzji o jej odejściu, zrobiła to za nas  i za to kochamy ją jeszcze mocniej.

Balbinko nawet nie wiesz ile bólu nam sprawiłaś swoim odejściem. Przecież to nie tak miało być. Miałaś pobić rekord życia w zdrowiu i odejść nagle ze starości.

Życie jest okrutne a nas kocha doświadczać. Kiedy to się skończy?

Kochamy Was nasze córcie i pomóżcie nam przez to wszystko przejść. Pomóżcie się pozbierać nam i Zuzi.

Miłości nic nie zabije - ona nie umiera nigdy. Nasza miłość do Was będzie trwała do końca naszych dni.

Spójrzcie na te kochane oczka, na te szerokie usteczka do całowania. Czyż nie była piękna?

Po stracie Psoni przyniosła  wiosnę do naszych serc- odeszła w pierwszy dzień wiosny.

i5yqkw.jpg

14w4lkg.jpg

 

 

 

 

Link to comment
Share on other sites

Właśnie dostałam wiadomość od jej weta. Opisałam mu wszystko i powiedział, że na 90% pękł jej guz. W takiej sytuacji nie było dla niej żadnego ratunku. Sam nie może uwierzyć, że to paskudztwo rosło w niej w tak zastraszającym tempie.

Link to comment
Share on other sites

Wczoraj na wątku Miszy pojawił się taki wiersz:

(nie znam autora)

 

 

Znowu powiał śmierci wiatr,
Zdmuchnął piękną świecę.
Choć nie chciała wcale zgasnąć,
To jednak uległa.
Nie ma siły na tą chwilę,
Nie zna jej nikt z Nas.
Cóż tu począć można,
Gdy dosięga Nas.
Znowu powiał chłodny wiatr,
Dmucha ile sił.
I choć mocny tli się knot,
To nie wygra z Nim.
Jedno tylko wiem na pewno,
I w to wierzę wciąż.
Tam po drugiej stronie lustra,
Gdzie istnieje lepszy świat…
… już nie wieje wiatr.

Link to comment
Share on other sites

Piękne i smutne - jak nasze serca i nasze oczy, z których wciąż płyną łzy. Siedzimy i płaczemy, nie chce się nam jeść , nie chce się nam nic robić, patrzymy na jej zdjęcia i płaczemy. Boże jak to strasznie boli. Jak strasznie.............

 

Link to comment
Share on other sites

Patrzę na zdjęcia pięknej mordki i widzę śliczną, szczęśliwą mordkę. Dobrze, że miała u Was dobry dom i dobrze, że była z Wami. Zawsze gdy odchodzi psiak, w sercu jego ludzi powstaje kolejna rana, która nigdy nie zabliźni się do końca. Czytałem Twój wpis kilkukrotnie. Szczególnie do mnie przemówił fragment o poprawie po kryzysie. Uruchomił w mojej głowie lawinę wspomnień, bo zarówno Norcia, jak i Saruśka też pożegnały się z nami poprawą zanim odeszły. Norcia przedostatniego dnia zabrała mnie na długi spacer po naszym osiedlu. Chodziliśmy długo, a na koniec zaprowadziła mnie nad staw, gdzie bardzo lubiła chodzić, i patrzyła na staw bardzo długo. Patrzyła, łapała zapach. Nie wiedziałem wtedy, że żegnała się ze swoją okolicą. Miałem wielką nadzieję, że nadejdzie poprawa. Saruśkę zabrało to samo paskudztwo co Balbisię. Przedostatniego dnia po wieczornym spacerku zaczęła się zachowywać jak zupełnie zdrowe psisko. Bawiła się zabawkami, wskakiwała na łóżko i znów wielka nadzieja że przez jakiś czas będzie lepiej.

Przepraszam, że się tak rozpisałem, lektura wpisu nie dawała mi spokoju. Musiałem podzielić się myślami.

Trzymajcie się ciepło w te trudne dni. Mam nadzieję, że to wszystko nie odbije się na zdrowiu Zuzi.

Link to comment
Share on other sites

Radku my tez mieliśmy nadzieję, że kryzys nie wróci. 1,5 godz. przed jej śmiercią zadzwonił dzwonek do drzwi i.... ona szczekała.

W sobotę miała duszności- przeszły. W niedziele po tych nocnych wymiotach i biegunkach znowu wyglądała na zdrowego aczkolwiek osłabionego psiak. Nie dawało mi spokoju czy nie spóźniam się z podaniem leku, bo musiała najpierw zjeść. Biłam się z myślami czy nie powinnam wsadzić do dzioba na sile na pusty żołądek. Cały czas zadawałam sobie masę pytań. Po jej odejściu z lewej dziurki noska poleciała rozwodniona krew. To najprawdopodobniej dało wetowi podstawę do stwierdzenia,z e pękł guz.

W domu zrobiło się tak strasznie pusto, tak smutno, tak jakoś zimno  ale nie w sensie temperatury. Wylewamy łzy tak, żeby nie widziała tego Zuzia. Ona nadal się rozgląda, tak jakby miała nadzieje, że Balbisia zaraz wróci, że wszystko będzie tak jak dawniej. Wczoraj wieczorem i dziś w południe zachowywała się, jakby ją widziała. Wiem, że to brzmi irracjonalnie ale mogłabym przysiąc, że tak właśnie bylo. Bacznie obserwowała miejsca, gdzie poruszała się Balbinka w salonie, stała zdumiona i wodziła cały czas oczkami po Balbinki trasie. Dziś w taki sam sposób obserwowała nasze łóżko. Nikt na nim nie leżał, było zaścielone a ona wodziła oczkami tak jakby ktoś po nim przechodził i była tym żywo zainteresowana. Balbisia w ciągu dnia cały czas korzystała z naszego łózka i na nim odeszła.

 

 

życie jest jak płomień.gif

Link to comment
Share on other sites

Twoje słowa o Zuzi wcale nie brzmą irracjonalnie. Psy widzą więcej niż my. Kiedy Saruśka była z nami były dwie sytuacje, których nie sposób wyjaśnić. Obie miały związek z mieszkaniem do którego przeprowadziliśmy się po odejściu Norci, ale remontowaliśmy je jeszcze gdy żyła Norcia.

Link to comment
Share on other sites

Tych świąt też nie będę wspominała dobrze... a raczej koszmarnie. Nie mogę przestać płakać po starcie swojej ukochanej bokserce, którą musiałam wczoraj pożegnać, bo przegrała walkę z chorobą... walczyłam o nią do samego końca..

Ten ból, który człowiek w sobie ma po stracie najlepszego przyjaciela... jest po prostu straszny.. Tonę w morzu łez..

Link to comment
Share on other sites

Agato możemy sobie podać ręce. Dziś o 14:15 minie tydzień a my nadal nie możemy nie tylko się otrząsnąć ale w ogóle w to uwierzyć. Dziś zaczęłam wypierać z siebie myśl, że jej nie ma. Zaczynam udawać. Rozglądam się, jej nie ma, więc wmawiam sobie, że ona leży sobie w salonie na swojej ulubionej kanapie i śpi. Nie idę tam, żeby jej nie przeszkadzać. Kiedy muszę iść salonu i  jej nie ma, to wmawiam sobie, że śpi w drugim pokoju w legowisku albeo siedzi na balkonie i rozgląda się dookoła. itd. Przyznam, że to odrobinę pomaga. Pytanie tylko czy to wypieranie pomoże na dłuższą metę. Musiałam znaleźć jakiś sposób, bo wyglądam jak upiór z sińcami pod oczami, a same powieki mam tak spuchnięte, że je widzę. Nie wychodzę na miasto, żeby się ludzie nie przestraszyli na mój widok. Może dzięki temu dziś płakałam tylko 4 razy. Współczuję Ci bardzo, bo wiem co przeżywasz. Musimy Agato wylizać same nasze rany a będzie to proces bardzo długi. Wiem, że z czasem ból stanie się mniej palący ale będzie nadal. Jedno jest pewne. Nasze psiaki mają swoje własne pokoiki w naszych sercach, do których poza nami nikt nie ma wstępu. Są tam bezpieczne, kochane i tam żyją nadal. Tego nikt nam nie wydrze i będzie tak do końca naszych dni. Teraz, na tą chwilę mogę Cię jedynie cieplutko przytulić.

Światełko dla moich psich córeczek i Twojej boksi.

Kocham Was moje słodkie maluszki. Pomóżcie nam przez to przejść.

Image_Preview_aspx.gif

Link to comment
Share on other sites

To jest po prostu jakiś straszny koszmar, z którego chciałabym się obudzić. Tak jak i Ty, mam wrażenie, że ona śpi na swojej kanapie, że wejdę do pokoju i ją zobaczę.. po chwili dochodzi do mnie, że nie.. Też czasem wmawiam sobie, że leży sobie i spokojnie odpoczywa... ale nie..
Tonę dosłownie w oceanie łez, które lecą i nie jestem w stanie ich powstrzymać. Straciłam najlepszego przyjaciela - choć usłyszałam od kogoś "przecież to tylko pies, czemu wciąż tyle płaczesz?" - szczerze, nie odpowiedziałam, bo nie miałam na to sił. Nie wiem, jak można powiedzieć ' to tylko pies' przecież to członek rodziny..
Nie umiem poradzić sobie z tym, że jest tak pusto, zgasła radość.. Nikt teraz nie ucieszy się tak jak ona, gdy wracało się do domu po pracy, gdy tak wiernie czekała.. Gdy bez słów podchodziła, gdy było strasznie smutno i kładła swój pyszczek na udach i patrzyła 'Hej, wszystko będzie dobrze.." Znalazłam dzisiaj jej maskotkę i znowu wybuchłam płaczem, boli. 
Nasz ból będzie zawsze, mimo iż wiemy, że Naszym psiakom, które odeszły, jest już lepiej, że bawią się tam i nic ich nie boli i są szczęśliwe..  Trzymajmy się wszyscy jakoś z tą nadzieją, że Nasze ukochane pieski nie cierpią, że zrobiliśmy wszystko co w naszej mocy, by im pomóc..

Link to comment
Share on other sites

Tak, to jest koszmar. Sama powiedziałam mężowi, że chciałbym aby to wszystko okazało się snem, ale to jest smutna rzeczywistość a sen nie przychodzi.Nie tylko my kobiety płaczemy. Mąż podobnie jak ja nie może sobie z tym poradzić.Trochę lepiej od nas przechodzi to syn. Był całymi dniami na uczelni jednak świąteczna przerwa i brak Balbisi daje i jemu się boleśnie we znaki. Nasza druga sunia tęskni, nie może sobie znaleźć miejsca. Gdzieś zniknęła z niej radość życia a to jest psiak, który cieszy się ze wszystkiego. Martwimy się o nią, bo ma wrodzoną wadę serca. Odeszła malutka istotka a pozostawali po sobie pustkę, nie do opisania. Z naszych znajomych już nikt nie odważył się powiedzieć "przecież to był tylko pies".  Dobrze wiedzą, że nasze sunie były traktowane i nazywane wręcz naszymi psimi córciami, dzieciakami itd. Były i są nadal pełnoprawnymi członkami naszej rodziny. Przeciwnie, jedni przekazują drugim tą smutną wiadomość i dzwonią do nas telefony z pocieszeniami. Tyle tylko, że wtedy ból staje się jeszcze większy.

Balbinka od dokładnej diagnozy do momentu odejścia żyła 3 tygodnie i to w naprawdę dobrym stanie. W ostatnim tygodniu pojawiały się kryzysy do czego mieliśmy się przyzwyczaić i faktycznie te kryzysy szybciutko przechodziły. Liczyliśmy na to, że los pozwoli nam się nią cieszyć przynajmniej kilka miesięcy. Już robiliśmy plany jak jej ulżyć w lecie podczas upałów, zaplanowaliśmy nową trasę spacerów, tak żeby się nie przemęczała. Lekarz prowadzący powiedział , że zrobi wszystko żeby dać nam jak najwięcej czasu. Los chciał inaczej. Wszystko ku zaskoczeniu wszystkich potoczyło się błyskawicznie. Każdy nam tłumaczy, że dla niej samej to lepiej, bo kryzysy byłyby coraz częstsze, coraz dłuższe niosące jej cierpienie. Z jednej strony to rozumiemy a z drugiej myślimy egoistycznie patrząc z naszej perspektywy. Kiedy dowiedzieliśmy się o diagnozie o tym, że nie ma dla niej ratunku przeprowadziłam  nią poważną rozmowę. Tuliłam ją i mówiłam, że jej życie tak jak Zuzi będzie teraz oparte na wizytach u lekarzy i na lekach, ale kiedy będzie się męczyć i uzna, że czas odejść to ma biec w stronę światła co sił w łapkach. Tam na końcu światła będzie czekała na nią Psonia i moja mamcia. Powiedziałam jej, że ma tam się i oczyścić z wszelkich chorób i wracać do naszej rodziny pod tą samą postacią.

Balbisiu Tobie zdążyłam powiedzieć to, czego nie zdążyłam Psoni i gdzieś na sercu dnie wierze, że tak będzie. Póki co, bądźcie obie naszymi psimi Aniołeczkami, chrońcie nas i Zuzię. Zaopiekujcie się też Agaty sunieczką. Bawcie się razem na tych tęczowych łąkach.

Kochamy Was obie

serce_ze_zniczy.gif

Link to comment
Share on other sites

Join the conversation

You can post now and register later. If you have an account, sign in now to post with your account.

Guest
Reply to this topic...

×   Pasted as rich text.   Paste as plain text instead

  Only 75 emoji are allowed.

×   Your link has been automatically embedded.   Display as a link instead

×   Your previous content has been restored.   Clear editor

×   You cannot paste images directly. Upload or insert images from URL.

×
×
  • Create New...