Jump to content
Dogomania

* stary, brzydki, wyłysiały, głuchy i ślepy pies po wypadku - bez szans , prawda ???


florida_blue

Recommended Posts

  • 2 weeks later...

Jest wiele wątków gdzie nie można lub ciężko doprosić się o jakieś informacje o psie chociaż była wielka akcja. Czasami brak czasu. Czasami nie ma już kontaktu z domkiem, a czasami pies znika.

Nie każdy jest oczywiście taki jak ten.

Link to comment
Share on other sites

  • 7 months later...
  • 2 weeks later...

Minął ponad rok - fundacja zmieniła nazwę...W sprawie Partyzanta jednak nie zmieniło się nic :(.Dlatego ku przestrodze i dla pamięci o tym biednym zwierzaczku przypominam podsumowanie bezskutecznej walki :




[quote name='ivette3'][SIZE=3][URL="http://forum.miau.pl/viewtopic.php?f=13&t=95327&p=5275273#p5275273"]http://forum.miau.pl/viewtopic.php?f...75273#p5275273[/URL]
w odpowiedzi na zawarte treści w linku.

[IMG]http://img263.imageshack.us/img263/7103/partyzant4picssygnaturk.jpg[/IMG]

[/SIZE] [FONT=&quot][SIZE=3]Dramat Partyzanta......STRESZCZENIE – dla nieznających wątku

Nie jest łatwo opisać w skrócie dynamicznie toczących się miesięcznych wydarzeń, dlatego postaram się to ująć w punktach.[/SIZE][/FONT][SIZE=3](okres od 30 wrześ. do około 1 listop.)
[/SIZE] [FONT=&quot][SIZE=3]
1. Partyzant trafił do mnie po błagalnym telefonie p. Renaty - prezes FFA w Częstochowie. Nie znałyśmy się /numer mojego tel. miała po innej, nie związanej z tą sprawą rozmowie (ja nie należę do żadnej fundacji, ani też nie byłam nigdy DT dla zwierząt)W moim domu(ciasnym-na II piętrze) znajdowały się moje dwa psiaki z czego jeden-niedawno przygarnięty szczeniak ( tuż po szczepieniu).Wzruszona groźbą, że psiak po wypadku trafi do schroniska, zgodziłam się przyjąć jednak Partyzanta ale tylko na 2-3 dni, aby dać p. Renacie czas na ogłoszenie psa [COLOR=black][URL="http://np.na/"][COLOR=black]np. na[/COLOR][/URL] [/COLOR]dogo i znalezienie DT. Psa przywiózł mi obcy człowiek, również tylko po tel. rozmowie z p. Renatą-ona psa, ani nas nie widziała nigdy na oczy. Stan w jakim był pies określę w skrócie: uśpiony narkozą, ubrudzony fekaliami ruszającymi się od niezliczonej ilości pcheł, zakrwawiony.... widok powalający, zwiastujący poważne zagrożenie dla domowników i zwierząt. Pani Renata natomiast, zniknęła. Nigdzie nie pojawiły się ogłoszenia , nie kontaktowała się ze mną, nie odbierała moich tel. nie interesował ją los psa, i nie odebrała go w terminie. Pan przyjeżdżał co dzień wozić psa na zlecone przez nią na koszt FFA zastrzyki. W czasie pobytu u mnie, obolały psiak niestety capnął mnie ząbkami. O ugryzieniu rozmawiałam z wetem, u którego pies brał zastrzyki. Wet doradził mi, że skoro ugryzienie nie jest silne, a pies raczej nie zdradza oznak choroby, to nie muszę zgłaszać nigdzie sprawy, tylko mieć kontakt i pełną wiedzę o jego stanie zdrowia przez około 3 tyg. Tak można było uniknąć dla słabego, wychudłego Partyzanta, zamknięcia go na obserwacji w schronie. Kontaktu z p. Renatą nadal nie mogłam nawiązać. Zaczęłam sama szukać dla psa domu i ogłaszać go [COLOR=black][URL="http://np.na/"][COLOR=black]np. na[/COLOR][/URL][/COLOR] forum [COLOR=black][URL="http://gazety.pl/"][COLOR=black]gazety.pl[/COLOR][/URL][/COLOR], gdzie po kilu dniach napisałam, że zaczynam mieć wątpliwości i obawy, co do zachowania wolontariuszki, która zniknęła, a moje psiaki trzymane u znajomych, dla bezpieczeństwa swojego oraz dla dobra chorego Partyzanta muszą wrócić do domu (o takim jedynym możliwym rozwiązaniu p. Renata wiedziała i zobowiązała się wywiązać z terminu)/… . Tu nagle /po tygodniu/ telefonicznie pojawiła się i w arogancki sposób nakrzyczała na mnie, że psuję jej opinię,... Po psa na drugi dzień późnym wieczorem przyszła p. Kamila. Obie poinformowane zostały przeze mnie o incydencie ugryzienia mnie przez psiaka /p. Renata na to odparła, że ją to nie obchodzi i rzuciła słuchawką tel., a p. Kamila przemilczała-zamaszyście łapiąc obolałe zwierzę pod pachę..../.
Następnego dnia znalazłam na dogo wątek założony przez floridę_blue, na którym się zalogowałam, aby śledzić dalsze losy psiaka/ze względu na ugryzienie/ i o ile to możliwe, być pomocną w znalezieniu mu domu.
Wkleiłam tam kilka zdjęć z pobytu Partyzanta u mnie i ułożyłam tekst na ogłoszenia "Dramat Partyzanta w Trzech Aktach" str 4 wątku.
Opisane tu fakty na temat p. Renaty pominęłam, gdyż nie chciałam robić złej
atmosfery, ufając, że to tylko incydentalne zachowanie wolontariuszki… .

2. Poza wątkiem i moim amatorskim Allegro w sprawie Partyzanta nie podjęte zostały przez floridę żadne próby ogłaszania psiaka, mimo iż kilka osób na Dogo wykazywało zainteresowanie i chęć pomocy… . Po pierwszej nocy spędzonej w łazience u floridy Partyzant trafił do p. Marty do DT, a ona znów przekazała podobno psiaka swoim rodzicom pod opiekę ( w Ważnych Młynach k/Czę-wy).Jakiekolwiek prośby o pokazanie zdjęć psiaka były zbywane i obiecywane w dalszych terminach.... Po kilku dniach, ja znalazłam DS psiakowi u mojej znajomej. Florida, mimo, że rzadko bywała na wątku, pojawiła się natychmiast oświadczając, że pies zostaje na wsi na stałe i temat zamknięty. Zdziwił mnie ten nagły, cudowny obrót sprawy, więc napisałam na PW (aby nie robić szumu na wątku)żeby florida dała zdjęcia psa i przypomniałam jej o konieczności monitorowania przeze mnie jego zdrowia z powodu ugryzienia. Odpowiedziała po 2 dniach, że zdjęcia będą, ale kiedy? nie wie...
[/SIZE][/FONT] [FONT=&quot][SIZE=3]3. Kolejne kilkanaście dni i posty na wątku, to już narastające napięcie, bezskuteczne oczekiwanie na zdjęcia, wreszcie otwarte zarzuty ze strony coraz większej liczby osób, że florida postępuje niewłaściwie i coś ukrywa....Ona coraz rzadziej raczyła odpisywać twierdząc, że pies ma się świetnie, właściciele psa nie życzą sobie żadnych zdjęć, a w ogóle to należy pytać o psa Martę - tej znów nie było nigdy na dogo a telefonów nie odbierała. Zaniepokojeni forumowicze zainteresowali się innymi wątkami zakładanymi przez nią i okazało się, że na dogo i [COLOR=black][URL="http://miau.pl/"][COLOR=black]miau.pl[/COLOR][/URL][/COLOR] jest więcej przypadków, gdzie w tajemniczy i cudowny sposób zwierzaki trafiały do DS tuż po leczeniu na koszt FFA (ale nie wyleczeniu) i ślad po nich ginął, a osoby pytające o fotki zbywane były nawet miesiącami bez efektu...argumenty te same...wreszcie te wątki zamierały, a o zwierzakach pamięć zachowywali tylko chyba ci, u których zwierzak spędzał najcięższe chwile i wracał do życia z nadzieją (ale jeszcze słaby) i zabrany przez floridę ...
[/SIZE][/FONT] [SIZE=3][FONT=&quot]4. Zaczęłam domagać się zaświadczenia o stanie zdrowia Partyzanta na co po dłuższej nieobecności już floridy na wątku pojawiła p. Renata - nefretette, że mam zadzwonić do Marty i umówić się po odbiór zaświadczenia o stanie zdrowia psiaka.... Zadzwoniłam i po kilku dniach Marta odebrała tel. i oznajmiła ,że pies ma się świetnie u jej rodziców i za 3-4 dni mogę iść do weta odebrać zaświadczenie. Postawiłam warunek, że chcę zobaczyć badanego psa na własne oczy..... Zakończyła rozmowę bez odpowiedzi.... Dzień przed umówionym pójściem po zaświadczenie do weta, nagle zadzwoniła i pilnie poprosiła o możliwość przyjścia do mnie do domu na rozmowę, zapewniając, że mi wszystko wyjaśni, a pies jest żywy, zdrowy i szczęśliwy na wsi...
W czasie rozmowy opowiedziała mi nieprawdopodobną historię, że pies wieziony był z Ważnych Młynów( miejscowość na wschód od Czę-wy) z DS do miejscowości Biała ( zachód od Czę-wy) do jej koleżanki p. Ani na to niby badanie przy mnie. (??????????) tydzień wcześniej niż lekarz go miał badać i wystawić zaświadczenie (u weta miałyśmy się spotkać nazajutrz dopiero,(??????) a o zaświadczeniu mowa była raptem trzeci dzień). No i stwierdziła, że psiak uciekł........ i ona go niby szukała i szuka--->ani śladu ogłoszeń, rozpytywałam na tej wsi(na wszelki wypadek) ludzi i nikt nic nie wiedział o ogłoszeniach ani psie....
Pies na obserwacji w związku z ugryzieniem, po wypadku z problemami w tylnich łapkach, źle widzący, uciekł tak prędko, że go nikt nie zauważył, choć okolica, to dwie proste uliczki i pola....(jesienne, więc bez wysokich roślin)(?????).....
Nie dałam temu wiary i nie potrafiłam opisać tego na dogo, gdzie czekali na jakąś sensowną informację zrozpaczeni i oburzeni sytuacją dogomaniacy - a było ich coraz więcej podzielających moje obawy.... Na moją prośbę napisała to Marta skracając swoją opowieść do lakonicznej informacji o ucieczce. Potem już żadna z pań nie pojawiła się ( raz chyba florida zajrzała z propozycją jakiegoś bazarku dla innego zwierzaka, ale odeszła po pytaniach o los Partyzanta, nie odpowiadając na nie…
Na moje pisemne prośby skierowane na adres FFA również odpowiedzi nie ma... Sprawa nadal wymaga wyjaśnienia. Została powierzona odpowiednim organom.[/FONT][/SIZE]
[SIZE=3]
[/SIZE][FONT=&quot][SIZE=3]
[/SIZE][/FONT][/QUOTE]

[quote name='ivette3'][SIZE=3][FONT=&quot]5. PODSUMOWANIE WĄTKU : [/FONT][/SIZE]
[FONT=&quot][SIZE=3]Streszczenie miesięcznych dociekań i próśb o informacje o losie Partyzanta, nie odda nigdy uczuć –emocji -nerwów i obaw, jakie temu towarzyszyły przez dni, godziny, minuty bezskutecznych oczekiwań na poznanie ukrywanej prawdy. ALE TYM, KTÓRZY CHCĄ POZNAĆ HISTORIĘ PARTYZNTA ZGODNIE Z FAKTAMI winna byłam podjęcie chociaż próby dokładnego opisania wydarzeń, zwłaszcza, że na forum Miau.pl pojawiły się błędne interpretacje nie zgodne z faktami... (mam nadzieję, że nie ze złej woli, a tylko niezrozumienia zbyt wielu i często rozrzuconych po wątku istotnych szczegółów.[/SIZE][/FONT][/QUOTE]

[quote name='ivette3'][SIZE=3][B][U][FONT=&quot]DO WSZYSTKICH, KTÓRZY ZNAJĄ FAKTY…[/FONT][/U][/B]
[/SIZE] [FONT=&quot][SIZE=3]Minął kolejny (drugi) miesiąc i jeszcze nie ma żadnej jasnej odpowiedzi...Wciąż trzeba czekać i mieć nadzieję, że poznamy prawdę o losie Partyzanta i innych zaginionych zwierzaków, a winni krzywdy, która im się stała zostaną ukarani.
To może jednak potrwać jeszcze kolejny miesiąc lub dłużej..., a zbliża się zima...czas cierpienia bezdomnych istot i zakończenie roku ....czas podsumowań, rozliczeń i postanowień na nowy rok...

DZIĘKUJĘ WSZYSTKIM, którzy przyszli na ten wątek, za poświęcanie czasu, zapoznawanie się z tą zaskakującą - szokującą sprawą oraz udzielenie mi w oparciu o swoje własne, bieżące wtedy obserwacje rad i wsparcia w trosce o los nieporadnego psiaka. Nie byłam jedną z Was (dogomaniaczką na forum). Pomagałam zwierzakom, jako szary człowiek, napotykający na ulicy zwierzaka, któremu jak trzeba było, to dawałam dożywotnią-kilkunastoletnią najczęściej opiekę. Dla Was - obca osoba, która ośmieliła się podważyć wiarygodność tych, co od kilku lat były wśród Was reprezentując pro zwierzęcą organizację....Wolontariuszki i jednocześnie zarząd FFA w Częstochowie ( nefretette, florida, góreckam).
Przyszłam tu na forum za Partyzantem -Na moich rękach płakał z bólu. Do mnie przyczołgał się obolały choć ciągle nieufny- przerażony. Na mój widok pierwszy raz wstał na cztery łapki i zamerdał ogonkiem mimo, że był obolały. Pisząc dwa miesiące temu(na str. 4) jego historię pt. Partyzant-psi dramat w trzech aktach" miałam nadziej, którą zawarłam w cytowanym poniżej fragmencie...

„AKTIII Od poniedziałkowego wieczoru na kilka dni otoczyła go troską p. Kamila - florida_blue. Co dalej????Czy będzie musiał trafić do schroniska, gdzie zaprzepaści się daną mu szansę i nadzieję. W obecnym jego stanie (wychudzony do skóry i kości, z ubytkami sierści , z obolałym ciałkiem) schronisko to będzie, jak skazanie go na powolną śmierć. Czy po to był ratowany ze stanu prawie agonii i doprowadzony do stanu świadomości ,aby teraz czuł powolne umieranie? Czy po to tak zdeterminowany pokazuje pracowicie, że chce żyć i być kochany, aby spuścić obolały łebek w samotnej, zimnej celi schroniska? CZY MOŻE JEDNAK ZNAJDZIE SIĘ KTOŚ O CZŁOWIECZYM SERCU, KTO DOPISZE DO TEGO DRAMATU KOLEJNY AKT ZE SZCZĘŚLIWYM ZAKOŃCZENIEM??? Ten czujący, wrażliwy i dzielny psiak jest bardzo zniszczony życiem, którego pewnie niewiele już mu zostało z racji przejść oraz wieku(ma podobno już około 10 lat ) .Ktoś kto go przygarnie, pokocha będzie dla niego ,w ostatnich latach życia zadośćuczynieniem za zło jakiego doznał od świata ludzi . Życzę Partyzantowi ,aby choć na te ostatnie lata już nic złego go nie spotkało. A GDY WYBIERZE SIĘ ZA TĘCZOWY MOST ,TO BEZ ŻALU DO NAS LUDZI!!!

Akt czwarty dopisany został przez FFA O/Czę-wa –pro zwierzęca fundacja...[/SIZE][/FONT][SIZE=3]
[/SIZE] [FONT=&quot][SIZE=3]Skrzywdzony został bezbronny psiak Partyzant (również zadziwiająco wiele innych psiaków i kotków, których losów nikt nie zna…)
Skrzywdzeni zostali ludzie. Ja na zawsze będę mieć w pamięci smutne-pytające oczy zabieranego ode mnie Partyzanta… Na pytania : - co się z nim stało/dzieje?, -jeśli uwierzyć że uciekł, to kiedy i gdzie? (bo może żyje i woła pomocy…), wciąż szukam odpowiedzi.[/SIZE][/FONT][SIZE=3]
[/SIZE] [FONT=&quot][SIZE=3]Motywowana zaskakującymi oskarżeniami na miau.pl postanowiłam podjąć próbę szukania psiaka w miejscu, które jako jedyne w tej sytuacji wydaje się być sensowne, czyli tu na DOGO oraz na forum miau.pl .[/SIZE][/FONT][SIZE=3]
[/SIZE] [FONT=&quot][SIZE=3]Jednocześnie mam nadzieję, że historia ta stanie się ostrzeżeniem dla wielu ludzi o dobrym sercu, że nawet wśród przedstawicieli środowisk pro zwierzęcych (Zarząd FFA W Czę-wie) mogą zdarzyć się czarne owce… Napiętnując je i alienując ze środowiska pozbawić dostępu do żywych, bezbronnych stworzeń, co jest również formą ratowania im życia… Bezkarność, jak widać z doniesień na miau.pl, prowadzi do przekłamań i manipulacji faktami oraz zachęca do powtarzania procederu…(…gdzie jest Czarna???...mała kicia…). [/SIZE][/FONT][/QUOTE]

Link to comment
Share on other sites

ivetta aż wierzyć się nie chce co Ty przeszłaść ...........szkoda że wcześniej Ciebie nie poznałam, na bank odzyskałybyśmy Partyzanta..........żyłby jeszcze !!!!!!!!!!!!!!!!!.............mam nadzieję że tych ludzi nie ma już na tym forum ........bo przecież to forum jest tylko dla sympatyków zwierząt a nie .......

Link to comment
Share on other sites

Guest Elżbieta481

[quote name='magda 333']ivetta aż wierzyć się nie chce co Ty przeszłaść ...........szkoda że wcześniej Ciebie nie poznałam, na bank odzyskałybyśmy Partyzanta..........żyłby jeszcze !!!!!!!!!!!!!!!!!.............mam nadzieję że tych ludzi nie ma już na tym forum ........bo przecież to forum jest tylko dla sympatyków zwierząt a nie .......[/QUOTE]
------------
Jakto:,,żyłby jeszcze?,,-Ja wierzę,że on żyje,bo jak nie to mówię wprost-nie chcę takich obrońców zwierząt i nie chcę być wśród niech.
Elżbieta

Link to comment
Share on other sites

  • 3 weeks later...

Witam
Czy wiadomo co z Partyzantem - szczerze mówiąc jestem poruszona jego historią, piesek nie mógł się rozpłynąć w powietrzu. Gdyby tak wypytać o niego u weta, u którego piesek był leczony? Może on by coś wiedział.
Trzymam kciuki za pozytywne zakończenie tej historii

Link to comment
Share on other sites

[quote name='dorobella']Ja bym nie liczyła na odpowiedź, przez tyle czasu nie zdradziła co się stało z psem, olewając ludzi z dogo. [B]Prośby o skany faktur zostały bez echa......[/B]
Czysta bezkarność na dogo.[/QUOTE]

to akurat nic wyjątkowego na dogo. brak rozliczeń, gdzie nie spojrzeć. Faktury? heh

Link to comment
Share on other sites

do fundacji: czemu jak was pytałem o PArtyzanta odsyłaliście mnie do Kamili Kamila do MArty a MArta do CIebie? co baliście się?co się stało z Partyzantem? tacy jesteście miłośnicy zwierząt??

jesteś anty fundacja elpis nadzieja dla zwierząt a nie fundacja! "nadzieja dla zwierzat" pff..zal..po prostu aż mnie skręcą..gdzie jest PARTYZANT?czemu mi zrobiliście afere, jak napisałem kiedyś tutaj na wątku.? prawda w oczy kole? zabiliście Partyzanta? mi się wydaje, że tka po prostu go uśpiliście tak mi się wydaje, kłopot z głowy..

Link to comment
Share on other sites

Nie wiem co tu jest więcej do wyjaśniania, skoro wersja, którą znam, jest dla Was z góry nie do przyjęcia...
Ale, zgodnie z życzeniem, powtórzę wszytko po kolei – choć zapewne niektóre osoby nie dadzą się przekonać, bo wiedzą najlepiej, nawet jeśli nie miały z tym kompletnie nic wspólnego…
Do Ivette Partyzant trafił awaryjnie, z tego co wiem, zaoferowała się zaopiekować jakimś zwierzakiem przez kilka dni. Partyzant był zgłoszony telefonicznie jako pies po wypadku - czy oczekiwała że będzie czyściutki, pachnący fiołkami i z kokardką? Pan który go dostarczył, zobowiązał się wozić do weterynarza. Kontakt z gabinetem mamy stały, więc jeśli coś by się działo niepokojącego to na pewno byśmy o tym wiedziały; taki mamy układ z lecznicami i nie musimy w tym celu wydzwaniać do DT. Dla tego psiaka były tylko dwie opcje: mieszkanie Ivette albo schronisko - i po całej tej aferze żałuję, że od razu nie trafił do tego drugiego miejsca. Miałabym wtedy wyrzuty sumienia, że niestety nie da się uratować każdego zwierzaka, ale nikt nie oskarżałby mnie o rzeczy które nie miały miejsca i nie wysuwał pod adresem fundacji tak daleko idących pomówień. Niestety głupio zrobiłyśmy (jak się teraz okazuje) że chciałyśmy dać mu szansę na życie za wszelką cenę, nawet oddając do zupełnie przypadkowego, niesprawdzonego domu.
Nagle okazało się, że pies musiał NATYCHMIAST zniknąć z domu Ivette, MUSIAŁAM go zabrać, chociaż nie miałam dokąd, podobno zbyt energicznie (a więc zapewne brutalnie) biorąc na ręce…
(Btw: DT który tak szybko musiał się pozbyć Partyzanta, chwilę potem przyjął innego psa – Światusia, z którym już nie miał żadnych problemów…).
Partyzant trafił do Marty, która nie dawała sobie rady z opieką nad nim, bo to nie był łatwy pies, miał ciężki i spaczony charakter. W rezultacie pojechał więc do Białej i stamtąd uciekł. Nie wiem JAK uciekł, ale był szukany. I oskarżenie o braku ogłoszeń jest nieprawdziwe. Co więcej - w ramach tych poszukiwań dostała się nam kudłata biało-brązowa młodziutka suczka, zgłoszona przez kogoś jako odnaleziony Partyzant. To jest przecież do sprawdzenia.
Z Martą nie miałam częstego kontaktu, stąd brak zdjęć z domu tymczasowego. Fundacja ma pod opieka naprawdę duża gromadę podopiecznych, do tego dochodzą adopcje (w tym wizyty przedadopcyjne), interwencje, pobyty w lecznicach, sterylki miejskich kotów, wyręczanie schroniska, a prawie każdy z nas pracuje lub się uczy, więc po prostu nie wyrabiamy i mniejsze sprawy (jak np. robienie zdjęć właśnie) musimy czasowo odpuszczać. O tym, że działamy całkowicie charytatywnie, chyba nie muszę przypominać.
Zresztą, gdyby komuś (a zwłaszcza Ivette) zależało na informacjach o psie, odwiedzeniu go, to mogła bez problemu się z Martą skontaktować, bo dysponowała numerem jej telefonu. A nawet jeśli z jakichś powodów by go utraciła, to widniał on jako kontaktowy na naszej stronie internetowej. Dla chcącego nic trudnego. Więc w czym problem? Częstochowa to nie Tokio.
Jeśli chodzi o rozliczenia, nic mi nie wiadomo żeby dla Partyzanta wpłynęły jakiekolwiek wpłaty. Zresztą utworzyłam jego wątek nie w celu zbierania pieniędzy, ale znalezienia DT, bo to przecież było najważniejsze. Gdzie, w którym miejscu napisałam że zbieramy na niego pieniądze i prosimy o wpłaty? Zresztą napisałam nawet wyraźnie w poście nr 11 „(…) jedyne co mogłyśmy zaoferować to pokrycie leczenie u naszego weterynarza(…)”.
Działaliśmy wtedy jako oddział For Animals i tylko oni mają wgląd do konta. Wszelkie faktury także trafiały do „centrali” Fundacji For Animals. Jeżeli ktoś chce, po wszelkie wyciągi (najlepiej z dowodem swojej wpłaty żeby łatwiej było odszukać) i faktury można się do nich zwracać, my całą dokumentację przekazywaliśmy na bieżąco i powinna się tam znajdować. Rozliczenia i sprawozdania były robione przez FFA w Katowicach lub ich księgowość.
Kiedyś działałam dużo na Dogomanii, teraz widzę, że czasem nie warto - choćby dla zachowania względnej równowagi psychicznej. Nie jestem w stanie zrozumieć jak można zakładać, że ja - mając jakieś niecne zamiary wobec psa, planując jego likwidację (w jakikolwiek sposób) - otwieram mu nowy wątek na ogólnopolskim forum, wstawiam jego zdjęcia i szukam dla niego pomocy w postaci innego DT. Tym bardziej likwidację psa, który już otrzymał pomoc i miał szansę na powrót do względnie normalnego życia, bo okazało się, że był potłuczony a nie połamany, miał robione badanie rtg, które nie wykazało żadnych złamań, a zmiany w kręgosłupie miały podłoże artretyczne. Po prostu starszy, zaniedbany, schorowany psiak, który najwidoczniej nie miał łatwego życia... Dodatkowo: według niektórych wymyśliłam i przeprowadziłam uśmiercenie psa, który był poddany obserwacji weterynaryjnej z powodu rzekomego pogryzienia. Ową „obserwację” miał prowadzoną „w domu”, zamiast – zgodnie z przepisami - w lecznicy lub schronisku, gdzie tak naprawdę powinien trafić. Nie trafił tylko i wyłącznie ze względu na troskę o niego, bo wszyscy mamy świadomość jakim miejsce jest częstochowskie schronisko… A zwłaszcza dla takich starych, mało atrakcyjnych i praktycznie nieadopcyjnych zwierząt.
Pytanie tylko: co ktokolwiek miałby osiągnąć dzięki uśmierceniu Partyzanta? Bo jakoś żaden racjonalny powód zupełnie nie przychodzi mi do głowy. Same insynuacje, nie poparte ani odrobiną zdrowego rozsądku…

Naprawdę jest mi bardzo przykro, że Partyzant uciekł i nie udało się go odnaleźć. Takie przypadki się zdarzają, tym częściej, im z większą ilością zwierząt ma się do czynienia (na szczęście to był pierwszy i ostatni pies w fundacji, który uciekł), ale na pewno nie pozostaliśmy na to obojętni, wbrew temu co się tu wypisuje (ciekawe, że zupełnie nieznane, obce osoby lepiej wiedzą co ktoś czuje…).


Jeszcze dwa słowa do Krzyśka: czy to dobrze czy źle - nie wiem - ale przynajmniej nie rozmnażamy tak jak ty bezpapierowych suczek z agresją lękową w celach zarobkowych. Kastracje i sterylki to jedne z podstawowych działań naszej fundacji w walce z bezdomnością zwierząt, podobnie jak walka z pseudohowlami – dokładnie takimi jak twoja. Dobrze wiesz, że właśnie za celowe i z premedytacją dokonane rozmnożenie swojej suki zostałeś natychmiastowo i bezwzględnie usunięty z fundacji, choć błagałeś o możliwość powrotu do nas. Żadna szanująca się organizacja prozwierzęca nie trzymałaby kogoś takiego w swoich szeregach. Jeszcze niedawno umieściłeś na tym wątku (pod innymi nickiem) posta w naszej obronie. Teraz w odwecie za wyrzucenie z grona wolontariuszy zmieniłeś stanowisko o 180 stopni. Ciekawy przykład hipokryzji (a może schizofrenii?) pokazującej jak dołączenie do grona rozmnażaczy kundli zmieniło w tak krótkim czasie Twoje widzenie tej samej sprawy…


florida_blue

Link to comment
Share on other sites

[quote name='florida_blue']Nie wiem co tu jest więcej do wyjaśniania, skoro wersja, którą znam, jest dla Was z góry nie do przyjęcia...
Ale, zgodnie z życzeniem, powtórzę wszytko po kolei – choć zapewne niektóre osoby nie dadzą się przekonać, bo wiedzą najlepiej, nawet jeśli nie miały z tym kompletnie nic wspólnego…
Do Ivette Partyzant trafił awaryjnie, z tego co wiem, zaoferowała się zaopiekować jakimś zwierzakiem przez kilka dni. Partyzant był zgłoszony telefonicznie jako pies po wypadku - czy oczekiwała że będzie czyściutki, pachnący fiołkami i z kokardką? Pan który go dostarczył, zobowiązał się wozić do weterynarza. Kontakt z gabinetem mamy stały, więc jeśli coś by się działo niepokojącego to na pewno byśmy o tym wiedziały; taki mamy układ z lecznicami i nie musimy w tym celu wydzwaniać do DT. Dla tego psiaka były tylko dwie opcje: mieszkanie Ivette albo schronisko - i po całej tej aferze żałuję, że od razu nie trafił do tego drugiego miejsca. Miałabym wtedy wyrzuty sumienia, że niestety nie da się uratować każdego zwierzaka, ale nikt nie oskarżałby mnie o rzeczy które nie miały miejsca i nie wysuwał pod adresem fundacji tak daleko idących pomówień. Niestety głupio zrobiłyśmy (jak się teraz okazuje) że chciałyśmy dać mu szansę na życie za wszelką cenę, nawet oddając do zupełnie przypadkowego, niesprawdzonego domu.
Nagle okazało się, że pies musiał NATYCHMIAST zniknąć z domu Ivette, MUSIAŁAM go zabrać, chociaż nie miałam dokąd, podobno zbyt energicznie (a więc zapewne brutalnie) biorąc na ręce…
(Btw: DT który tak szybko musiał się pozbyć Partyzanta, chwilę potem przyjął innego psa – Światusia, z którym już nie miał żadnych problemów…).
Partyzant trafił do Marty, która nie dawała sobie rady z opieką nad nim, bo to nie był łatwy pies, miał ciężki i spaczony charakter. W rezultacie pojechał więc do Białej i stamtąd uciekł. Nie wiem JAK uciekł, ale był szukany. I oskarżenie o braku ogłoszeń jest nieprawdziwe. Co więcej - w ramach tych poszukiwań dostała się nam kudłata biało-brązowa młodziutka suczka, zgłoszona przez kogoś jako odnaleziony Partyzant. To jest przecież do sprawdzenia.
Z Martą nie miałam częstego kontaktu, stąd brak zdjęć z domu tymczasowego. Fundacja ma pod opieka naprawdę duża gromadę podopiecznych, do tego dochodzą adopcje (w tym wizyty przedadopcyjne), interwencje, pobyty w lecznicach, sterylki miejskich kotów, wyręczanie schroniska, a prawie każdy z nas pracuje lub się uczy, więc po prostu nie wyrabiamy i mniejsze sprawy (jak np. robienie zdjęć właśnie) musimy czasowo odpuszczać. O tym, że działamy całkowicie charytatywnie, chyba nie muszę przypominać.
Zresztą, gdyby komuś (a zwłaszcza Ivette) zależało na informacjach o psie, odwiedzeniu go, to mogła bez problemu się z Martą skontaktować, bo dysponowała numerem jej telefonu. A nawet jeśli z jakichś powodów by go utraciła, to widniał on jako kontaktowy na naszej stronie internetowej. Dla chcącego nic trudnego. Więc w czym problem? Częstochowa to nie Tokio.
Jeśli chodzi o rozliczenia, nic mi nie wiadomo żeby dla Partyzanta wpłynęły jakiekolwiek wpłaty. Zresztą utworzyłam jego wątek nie w celu zbierania pieniędzy, ale znalezienia DT, bo to przecież było najważniejsze. Gdzie, w którym miejscu napisałam że zbieramy na niego pieniądze i prosimy o wpłaty? Zresztą napisałam nawet wyraźnie w poście nr 11 „(…) jedyne co mogłyśmy zaoferować to pokrycie leczenie u naszego weterynarza(…)”.
Działaliśmy wtedy jako oddział For Animals i tylko oni mają wgląd do konta. Wszelkie faktury także trafiały do „centrali” Fundacji For Animals. Jeżeli ktoś chce, po wszelkie wyciągi (najlepiej z dowodem swojej wpłaty żeby łatwiej było odszukać) i faktury można się do nich zwracać, my całą dokumentację przekazywaliśmy na bieżąco i powinna się tam znajdować. Rozliczenia i sprawozdania były robione przez FFA w Katowicach lub ich księgowość.
Kiedyś działałam dużo na Dogomanii, teraz widzę, że czasem nie warto - choćby dla zachowania względnej równowagi psychicznej. Nie jestem w stanie zrozumieć jak można zakładać, że ja - mając jakieś niecne zamiary wobec psa, planując jego likwidację (w jakikolwiek sposób) - otwieram mu nowy wątek na ogólnopolskim forum, wstawiam jego zdjęcia i szukam dla niego pomocy w postaci innego DT. Tym bardziej likwidację psa, który już otrzymał pomoc i miał szansę na powrót do względnie normalnego życia, bo okazało się, że był potłuczony a nie połamany, miał robione badanie rtg, które nie wykazało żadnych złamań, a zmiany w kręgosłupie miały podłoże artretyczne. Po prostu starszy, zaniedbany, schorowany psiak, który najwidoczniej nie miał łatwego życia... Dodatkowo: według niektórych wymyśliłam i przeprowadziłam uśmiercenie psa, który był poddany obserwacji weterynaryjnej z powodu rzekomego pogryzienia. Ową „obserwację” miał prowadzoną „w domu”, zamiast – zgodnie z przepisami - w lecznicy lub schronisku, gdzie tak naprawdę powinien trafić. Nie trafił tylko i wyłącznie ze względu na troskę o niego, bo wszyscy mamy świadomość jakim miejsce jest częstochowskie schronisko… A zwłaszcza dla takich starych, mało atrakcyjnych i praktycznie nieadopcyjnych zwierząt.
Pytanie tylko: co ktokolwiek miałby osiągnąć dzięki uśmierceniu Partyzanta? Bo jakoś żaden racjonalny powód zupełnie nie przychodzi mi do głowy. Same insynuacje, nie poparte ani odrobiną zdrowego rozsądku…

Naprawdę jest mi bardzo przykro, że Partyzant uciekł i nie udało się go odnaleźć. Takie przypadki się zdarzają, tym częściej, im z większą ilością zwierząt ma się do czynienia (na szczęście to był pierwszy i ostatni pies w fundacji, który uciekł), ale na pewno nie pozostaliśmy na to obojętni, wbrew temu co się tu wypisuje (ciekawe, że zupełnie nieznane, obce osoby lepiej wiedzą co ktoś czuje…).


Jeszcze dwa słowa do Krzyśka: czy to dobrze czy źle - nie wiem - ale przynajmniej nie rozmnażamy tak jak ty bezpapierowych suczek z agresją lękową w celach zarobkowych. Kastracje i sterylki to jedne z podstawowych działań naszej fundacji w walce z bezdomnością zwierząt, podobnie jak walka z pseudohowlami – dokładnie takimi jak twoja. Dobrze wiesz, że właśnie za celowe i z premedytacją dokonane rozmnożenie swojej suki zostałeś natychmiastowo i bezwzględnie usunięty z fundacji, choć błagałeś o możliwość powrotu do nas. Żadna szanująca się organizacja prozwierzęca nie trzymałaby kogoś takiego w swoich szeregach. Jeszcze niedawno umieściłeś na tym wątku (pod innymi nickiem) posta w naszej obronie. Teraz w odwecie za wyrzucenie z grona wolontariuszy zmieniłeś stanowisko o 180 stopni. Ciekawy przykład hipokryzji (a może schizofrenii?) pokazującej jak dołączenie do grona rozmnażaczy kundli zmieniło w tak krótkim czasie Twoje widzenie tej samej sprawy…


florida_blue[/QUOTE]

Czy odniesiesz się również do sprawy Tytanka ?

Link to comment
Share on other sites

Kamila ehh jak byłem w fundacji to dopytywałem się o Partyzanta ale nic mi nie chcieliście powiedzieć, każdy mnie odsyłał do kogoś innego, ja jako wolontariusz albo inni mają prawo wiedzieć o takich rzeczach. I akurat tutaj się mylisz nie dla kasy i jak już to moja sunia jest rasowa. ale OK TRUDNO wyleciałem i z jednej strony ciesze się, że nie działam już z wami! a niedługo już będzie być może nowa fundacja , a pewno lepsza od elpis to po pierwsze a po drugie mnie wyrzucacie... a co do waszych wolontariuszy ..Sylwie..wyrzuciłaś za to że ma węże, szczury daję wężom - to chyba naturalna sprawa, że węże jedzą myszki,szczurki... ale mniejsza o to jedna z waszych wolontariuszek tez ma co trochę szczury,koszatniczki młode.. 2 natomiast trzyma 2 amstaffy w kiblu metr na metr? gdzie ostatnio gdyby nie przypadek..to byście się nie dowiedzieli, że pies pokrył sunie i tak siedziały w tym kibelku i sunia się męczyła.. to jest dobre traktowanie zwierząt?ze CI owi wolontariusze, nie mają co jeść..a trzymają 6 psów w bloku w jednopokojowym mieszkaniu? z czego dwa psy są trzymane w małej łazieńce bez światła.. TO JEST DOPIERO ZNĘCANIE SIĘ NAD ZWIERZĘTAMI ! a wy jako fundacja nic z tym nie robicie :/ bo to są wasi super wolontariusze, bo jak trzeba pieska wcisnąć na tymczas do E. weźmie na pewno aż będzie miała 10 psów w domu. Tedy..staruszek chore serce? ostatnio coś nie tak z nim było?ja chyba znam powód przy Demonie już dawno na miejscu Tediego bym zawału dostał..TEdy potrzebuje spokojnego domu..żeby dożył sobie w spokoju te ostatnie chwile swoje.
Więc Kamila mam pyt.czy wg. CIebie o tych wolontariuszach co jest mowa, to uważasz, że oni dobrze traktują zwierzęta??bo jako fundacja powinniście coś zrobić.

Przepraszam modów za OFF-a

Link to comment
Share on other sites

Guest
This topic is now closed to further replies.
×
×
  • Create New...