Nutusia Posted January 28, 2016 Share Posted January 28, 2016 U nas też niewykonalne i z Heleny jest latawica I klasa. My jej po prostu życie ułatwiamy "kierując ruchem" ;) Quote Link to comment Share on other sites More sharing options...
konfirm31 Posted January 28, 2016 Share Posted January 28, 2016 Możecie podejmować takie wolnościowe kocie decyzje, bo mieszkacie w odpowiednich warunkach przyrody :). Kot wychodzący w mieście (głównie na śmietniki) ma znacznie więcej zagrożeń, więc musi pozostać domatorem ;). Ale myślę, że podobnie jest z psami, tj u mądrych i dobrych ludzi, pies niekoniecznie musi być domatorem, pozostając domownikiem :). Może być psem wychodzącym na dobrze ogrodzony teren - jeśli wychodzi sam. Nie budzi moich negatywnych emocji pies w przyzwoitej budzie, na ogrodzonym terenie, oczywiście z kontaktem z człowiekiem i z dostępem do domu. Oczywiście, nie mam tu na myśli małych czy bezwłosych piesków w zimne, mroźne noce - nawet w budzie ocieplonej. Ale kudłacze - czemu nie? Jestem na fb w grupie owczarkowców i tam na okrągło międlony jest temat, "gdzie mieszkają wasze ONki" ;) Quote Link to comment Share on other sites More sharing options...
Nutusia Posted January 28, 2016 Share Posted January 28, 2016 Koty dzielą się na dwie kategorie: wychodzące, czyli żyjące zgodnie z naturą, ale niestety nierzadko o wiele krócej (nawet na wsi - np. moje dwa się otruły trutką na szczurzy wyłożoną przy pobliskiej mleczarni) i niewychodzące, czyli żyjące bezpiecznie i pewnie nawet szczęśliwe, jeśli wcześniej nie poznały smaku wolności, a co za tym idzie dłużej (jeśli ich jakaś choroba nie dopadnie). Psy pod tym względem mają lepiej ;) Quote Link to comment Share on other sites More sharing options...
irenas Posted January 29, 2016 Share Posted January 29, 2016 Chyba, że są bardzo mądre, jak mój nieżyjący już Szymek, który był u mnie od malutkiego kociaka, od samego początku wychodził na dwór i mimo, że mieszkałam przy samej ulicy, przeżył bezpiecznie 16 lat. A na dodatek był obronny, tzn. atakował psy i to niekoniecznie yorki. Boksery moich sąsiadów bały się go jak diabeł święconej wody. No ale Florek, mój pierwszy w życiu kot, nie przeżył rajdu ochroniarzy na polnej drodze. Różnie z nimi bywa. A Koloratka w tej chwili uczy mnie cierpliwości i... fatalizmu, czyli podejścia do życia na zasadzie "co ma być, to będzie". Na ogół po całodziennym buszowaniu w przyrodzie wraca do domu, jak się ściemni. Wczoraj jednak coś ją musiało zająć, a może po prostu "wieczór taki piękny, że szedłem piechotą", i wróciła dopiero koło 24.00. Muszę się do tego przyzwyczaić. Co ma wisieć, nie utonie. Quote Link to comment Share on other sites More sharing options...
irenas Posted January 31, 2016 Share Posted January 31, 2016 Sceny wieczorne: Karmelek i połowa jego haremu. Pora na wieczorną toaletę Czortuni.... a po wykonanym zadaniu także samego Karmelka. Quote Link to comment Share on other sites More sharing options...
konfirm31 Posted January 31, 2016 Share Posted January 31, 2016 A gdzie Koloratka? Jeszcze lata, czy już w domku? Quote Link to comment Share on other sites More sharing options...
irenas Posted February 1, 2016 Share Posted February 1, 2016 Była i znowu zniknęła, ale potem wróciła i obie stoczyły walkę z moimi palcami u stóp pod kołdrą i z dłonią na kołdrze (z tym było gorzej, bo używały pazurków). Już są na tyle odważne, że latają po mnie, kiedy siedzę na kanapie i oglądam telewizję lub czytam. Tylko nie wolno mi się wtedy ruszać. Chociaż Czortunię czasami mi się uda głasknąć po ogonku! Quote Link to comment Share on other sites More sharing options...
konfirm31 Posted February 1, 2016 Share Posted February 1, 2016 Wspaniale, że są postępy w oswajaniu - nawet te kołdrowe ;). Do nakolankowych, tez pomału dojdziemy :) Quote Link to comment Share on other sites More sharing options...
irenas Posted February 3, 2016 Share Posted February 3, 2016 Melduję, że Czortunia przemogła strach i zaczęła wychodzić na dwór. We wszystkim naśladuje Koloratkę, więc wraca bez problemu. A Karmelek zachowuje się w zaskakujący sposób jak dla mnie: kiedy wykładam jedzenie na talerzyk, rzuca się nie, ale w chwili gdy oba maleńtasy podchodzą, wycofuje się i pozwala im jeść. Skutkiem czego czasami zostaje mu pusty talerz. Ja oczywiście dokładam, wtedy przychodzą maleńtasy i wszystko powtarza się da capo al fine. Tyle, że za drugim razem więcej zostaje dla Karmelka. Zawsze myślałam, że kolejność dziobania u kotów jest taka: samiec, samica, małe. Ale może się myliłam? Quote Link to comment Share on other sites More sharing options...
konfirm31 Posted February 3, 2016 Share Posted February 3, 2016 Nie wiem, jaka jest kolejność dziobania u kotów, ale może Karmelek jest dżentelmenem ;)? Quote Link to comment Share on other sites More sharing options...
irenas Posted February 5, 2016 Share Posted February 5, 2016 Kolejne obserwacje: maleńtasy w ogóle nie mruczą! Nawet wtedy, gdy przytulają się do Karmelka. On potrafi zacząć mruczeć już kiedy się do mnie zbliża, a one nic, w żadnej sytuacji. Czy dzikie koty nie mruczą? Nawet jak jest im dobrze? A tak na marginesie - gdzie się podziali wszyscy? Czy już czas zamknąć wątek czarnej zgrai? Quote Link to comment Share on other sites More sharing options...
konfirm31 Posted February 5, 2016 Share Posted February 5, 2016 Nie wiem, gdzie są wszyscy, ale ja - jestem. I nie wiem, jak to jest z mruczeniem kotów. Może są mruczki i niemruczki? Quote Link to comment Share on other sites More sharing options...
Nutusia Posted February 5, 2016 Share Posted February 5, 2016 Normalny kot składa się z kota właściwego i podzespołu mruczącego - nie mam pojęcia dlaczego Twoje dziewczyny nie mruczą - może im się podzespół spsuł ;) Moje koty mruczą oba. Tymczasowy Berecik też, ale mniej i zdecydowanie ciszej. Widocznie za mało ma jeszcze powodów do zadowolenia :) Quote Link to comment Share on other sites More sharing options...
malagos Posted February 5, 2016 Author Share Posted February 5, 2016 Zagladam i ja :) Podczytywałam w komórce kocie wieści w szpitalu. Reszta kotów u babuleńki bez zmian. Wysterylizujemy te dwie kocicczki i wypuścimy do babci, bo to dzikusy okropne. Maja co jeść, gdzie spać, tylko żeby się nie mnożyły. Quote Link to comment Share on other sites More sharing options...
konfirm31 Posted February 5, 2016 Share Posted February 5, 2016 A mnie naprawdę zainteresowało to kocie mruczenie. Byłam przedwczoraj u Mojej Krysi i miałam bliskie spotkania z Jej Kotami. Jeden z nich(czarna 4 miesięczna kotka, leżała na kanapie obok mnie i mruczała nawet bez głaskania, druga, dwuletnia rudoszara kotka, nawet głaskana na kolanach - ani dudu A tu - wiedza internetowa ;) - kiedy koty mruczą Przede wszystkim kiedy są zadowolone – zazwyczaj obserwujemy to głaszcząc, karmiąc czy sprawiając kotom inne przyjemności. Mruczy też kocia matka pielęgnując swoje maleństwa, uspakaja je w ten sposób i komunikuje się z nimi. Czy mruczenie jest zatem oznaką przyjemności? Okazuje się, że nie tylko – koty mruczą także w sytuacjach stresujących, podczas badania u weterynarza, kiedy są słabe i chore czy też w chwili kiedy umierają. Tak więc, nie wszystkie koty mrucząc mówią o swoim szczęściu. Na zdjęciach : 4 miesięczna kicia mrucząca i dwuletnia kotka milcząca. Obie ogłaszam do adopcji na bazarku kejciu Quote Link to comment Share on other sites More sharing options...
Nutusia Posted February 5, 2016 Share Posted February 5, 2016 Obie zjawiskowe! :) Quote Link to comment Share on other sites More sharing options...
konfirm31 Posted February 5, 2016 Share Posted February 5, 2016 3 godziny temu, Nutusia napisał: Obie zjawiskowe! :) Ale wzięcia nie mają :( Quote Link to comment Share on other sites More sharing options...
irenas Posted February 5, 2016 Share Posted February 5, 2016 9 godzin temu, Nutusia napisał: Normalny kot składa się z kota właściwego i podzespołu mruczącego - nie mam pojęcia dlaczego Twoje dziewczyny nie mruczą - może im się podzespół spsuł ;) Moje koty mruczą oba. Tymczasowy Berecik też, ale mniej i zdecydowanie ciszej. Widocznie za mało ma jeszcze powodów do zadowolenia :) A może one nienormalne są? Albo urodziły się bez zespołu mruczącego? Albo ich mama żyjąca w skrajnie trudnych warunkach też nie miała powodu, żeby mruczeć i nie nauczyła swoich dzieci tej cennej sztuki? Bo to miłe, kiedy kot mruczy. I działa kojąco nie tylko na kociaki. Quote Link to comment Share on other sites More sharing options...
irenas Posted February 6, 2016 Share Posted February 6, 2016 Kiedy otwierałam wątek, rzuciło mi się w oczy sformułowanie "stuletnia babuleńka". Dziś 101 lat skończyła pani Danuta Szaflarska. Przez głowę by mi nie przeszło nazwać ją "babuleńką", nawet nie "staruszką". Od czego zależy odbiór wieku innych osób, zastanawialiście się? Na przykład moja siostra będzie miała w kwietniu 70 lat, ale wzdragam się nawet przed nazwaniem jej "starszą panią" - takiej energii i młodego wyglądu mogłyby jej pozazdrościć znacznie młodsze panie. Quote Link to comment Share on other sites More sharing options...
irenas Posted February 7, 2016 Share Posted February 7, 2016 Siostry: Quote Link to comment Share on other sites More sharing options...
irenas Posted February 10, 2016 Share Posted February 10, 2016 Stareńki Kajtuś przeżywa nawrót uczuć macierzyńskich. Tym razem za cel obrał sobie czarnulki, bo Karmel już za duży. Liże je z wielkim zapałem, dopóki nie wyrwą się z jego objęć i nie dadzą nogi. Na początku poddają się łaskawie, ale zapał Kajtusia jest tak wielki, że po chwili kotki mają dokładnie dość tych pieszczot. Quote Link to comment Share on other sites More sharing options...
irenas Posted February 12, 2016 Share Posted February 12, 2016 Wczoraj, chcąc uchronić Czortunię przed poparzeniem łapek - zamierzała przejść po płycie ceramicznej, na której właśnie coś się gotowało - niewiele myśląc, złapałam ją za brzuszek i przeniosłam na piec kaflowy, gdzie mieści się kocia stołówka. Reakcja była taka jak zawsze: mam podrapane ręce i dekolt. Ale... kiedy usiadłam na kanapie, żeby poczytać, kociczka, która już tam siedziała, nie uciekła przede mną i przyglądała mi się z życzliwym zainteresowaniem. Może do tego czarnego łebka dotarło wreszcie, że nie chcę jej zrobić krzywdy? Quote Link to comment Share on other sites More sharing options...
malagos Posted February 13, 2016 Author Share Posted February 13, 2016 Łepek malutki, to i ta wiedza powoli dociera :) Ale szkoda, ze znów masz Irenasie rany bitewne... Quote Link to comment Share on other sites More sharing options...
irenas Posted February 14, 2016 Share Posted February 14, 2016 Oj tam, oj tam! Rany bitewne to pryszcz. Do wesela (czyjegokolwiek) się zagoją. Nie mówiłam Wam jeszcze, że tuż pod bokiem, w zniszczonej szopce sąsiadów, którzy przyjeżdżają bardzo rzadko, mieszka kilka kotów. W tym moje maleństwa (już nie takie małe!) "pomieszkują". Wczoraj zobaczyłam takie cudo, że mi dech w piersiach zaparło: duży kocur biało srebrny. Dosłownie! Szarość była taka delikatna, że wyglądał jak posrebrzany. A kilka dni temu mignął mi szaroburasek. Mimi? Chciałabym wierzyć, że tak, że żyje tylko zdziczała. To byłabym w stanie znieść, jeśli jej lepiej "w naturze", to niech będzie, byle żyła. Quote Link to comment Share on other sites More sharing options...
Kejciu Posted February 14, 2016 Share Posted February 14, 2016 ojej a co się stało z Mimi ?bo pewnie nie doczytałam przez te awarie dogo.... pozdrowienia zostawiam :) Quote Link to comment Share on other sites More sharing options...
Recommended Posts
Join the conversation
You can post now and register later. If you have an account, sign in now to post with your account.