Jump to content
Dogomania

Szerlok pocieszyciel


Recommended Posts

Ja poza jego urodą uwielbiam charakter - jest taki spokojny i nieagresywny, a jednocześnie wesoły i przytulaśny. Nawet dzisiaj, kiedy napadła na niego Juka (oj, coś ona czuje się za pewnie!) nie zaatakował jej tylko usunął się po dżentelmeńsku.

Link to comment
Share on other sites

O 2.09.2016 o 09:02, irenas napisał:

Ja poza jego urodą uwielbiam charakter - jest taki spokojny i nieagresywny, a jednocześnie wesoły i przytulaśny. Nawet dzisiaj, kiedy napadła na niego Juka (oj, coś ona czuje się za pewnie!) nie zaatakował jej tylko usunął się po dżentelmeńsku.

Biedaczek nie dość,że musi znosić dodatkowe sztuki co bronią dostępu do pańci to jeszcze jest atakowany.

Ładnie,że jesteś grzeczny,ale nie pozwól tak całkiem sobie na głowę wejść.

Pokaż,że jesteś facet chociaż bez klejnotów.

Link to comment
Share on other sites

Dla mnie prawdziwy facet, to taki, który nie daje się ponieść prymitywnym instynktom i potrafi zapanować nad sobą. Czyli Szerlok, mimo braku klejnotów, taki właśnie jest. Wcale nie trzeba być brutalem, żeby postawić na swoim. Czasem obojętność rani bardziej.

Link to comment
Share on other sites

Sądząc po zachowaniu - tak!

Wczoraj panowie, którzy mają uszczelniać płot, zakopali mi z własnej nieprzymuszonej woli doły wykopane przez Jukę i Szerloka!!! Moja wdzięczność nie ma granic. Domyślam się, że zażądają za to zapłaty, ale i tak jestem bardzo zadowolona, bo samej mi brakuje sił do tak intensywnego machania łopatą.

Link to comment
Share on other sites

Doły znowu są! Nie takie głębokie, ale są. Chociaż teraz Juka bardziej interesuje się płotem. Widzi, że nie ma już tych przejść, co przedtem i wyraźnie główkuje, jakby się podkopać pod to, co zostało zrobione. Mam nadzieję, że jest to wystarczająco solidne - gruba warstwa betonu, w której są osadzone betonowe płyty. Dziś panowie mają jeszcze przymocowywać do tego betonu siatkę, żeby Juka nie wypchnęła. Zupełnie jakbym miała T-rexa na działce!

Karmelka nie ma.

Link to comment
Share on other sites

23 godzin temu, irenas napisał:

 Dziś panowie mają jeszcze przymocowywać do tego betonu siatkę, żeby Juka nie wypchnęła. Zupełnie jakbym miała T-rexa na działce!

Karmelka nie ma.

U mnie to jakoś od razu beton był wylewany do takiej wysokości żeby początek siatki się w nim zatopił.

Jest nie do ruszenia.

Oj ,wielka szkoda,że Karmalek nie wrócił.

Może gdzieś go amory zaciągnęły w dalsze/odleglejsze rejony.

Nie pamiętam czy on jest jajeczny.......

Link to comment
Share on other sites

Bez, Grażynko, bez. Ja zaczynam się zastanawiać, czy przypadkiem któryś z sąsiadów nie zamknął go gdzieś niechcący i teraz biedny dogorywa z głodu i pragnienia. Co prawda w takich sytuacjach - zdarzało mi się go zamknąć na ganku - drze się w niebogłosy, ale przez tych kilka ostatnich dni tutaj panował taki rejwach, że niewiele co poza warkotem maszyn, wizgiem kosiarek i przekleństwami pana sąsiada (inaczej mówić wyraźnie nie potrafi) było słychać. Co jakiś czas wychodzę przed dom i wołam go, ale bez skutku.

Wczoraj Psotka bardzo dokładnie sprawdzała, gdzie się podziała dziura, przez którą przedostawały się z Juką do sąsiadów. Była wyraźnie rozczarowana, że już jej nie ma, ale nie próbowała wykopać nowej. No zobaczymy. Doły pod domem także zostały zasypane, a w tym miejscu położone płyty betonowe, których fachman kupił trochę za dużo. Jak na razie jest w porzo (jak mawiała - bo to już chyba też przeszłość - młodzież). Jutro jadę do Legionowa, nie będzie mnie cały dzień, to będzie sprawdzian, czy coś znowu zmajstrują pod moją nieobecność.

Link to comment
Share on other sites

Strasznie to smutne,że Karmelek nie wraca.

Niestety z kotkami półwolnościowymi są takie różne przygody.

Trzeba by chyba w wolierach je trzymać,ale co to za wolność.

Mam nadzieję,że jeszcze się znajdzie.

A może tak bardzo się spodobał jakiemuś letnikowi,ze go zabrał myśląc,ze to kotek bezdomny.

 

Link to comment
Share on other sites

Nie było mnie praktycznie cały dzień, ciekawość mnie zżerała, co też w domu zastanę, jakie wykopy, co wysadzonego (w sensie roślin), a co wybebeszonego, Wyobraźcie sobie, że NIC!!!! Ani jednej nowej dziury w ziemi, żadnych skarpetek rozwłóczonych po ogródku, żadnych bebechów z zabawki porozrzucanych gdzie popadnie. Tylko torba ze śmieciami leciutko nadwerężona, widać pudełka po mięsku pachniały zbyt kusząco. Psy mało mnie nie zjadły ze szczęścia, że pańcia nareszcie wróciła (nie było mnie raptem 8 godzin), ale po zjedzeniu kolacji szybciutko wróciły do swoich zajęć (czytaj: obgryzania się). W końcu pańcię mają na co dzień, bez przesady z tą tęsknotą.

Mam natomiast zmartwienie z Juką. Zaczęła krwawić, można by pomyśleć, że ma cieczkę, ale ona jedną skończyła na początku czerwca! To chyba niemożliwe, żeby znowu jej dostała. Muszę zabrać ją do wetki, oby to nie było ropomacicze (z Tajgą tak było, tylko że u niej cieczka nie chciała się skończyć). Macie jakieś doświadczenia w tej kwestii?

(Karmelka nadal nie ma.Pocieszam się, że może ktoś istotnie go sobie zabrał, miał taki niezwykły kolor, a przez niesprawne jedno oko, można było pomyśleć, że bezpański. Nie chcę myśleć, że stało mu się coś złego).

Link to comment
Share on other sites

To by się zgadzało. Dzwoniłam dziś do "mojej" wetki, w poniedziałek zrobi jej usg. Na chorobę  wskazuje także zachowanie Juki - jest niezwykle spokojna i się pokłada. Wyraźnie nie czuje się najlepiej. Chociaż ktoś (trudno ustalić, ale z wielkim prawdopodobieństwem można podejrzewać właśnie Jukę) znowu wykopał dół koło płyt ułożonych na dawnym dole. Mój sąsiad twierdzi, że psy coś tam odkryły i radzi mi przekopać to miejsce, a nuż ropa tryśnie?

  • Upvote 1
Link to comment
Share on other sites

No to już. Juka została pozbawiona tego, co niektóre kobiety uważają za kwintesencję kobiecości, czyli jajników i macicy. Operacja przebiegła bez problemów, nadal nie wiadomo, co to było, bo na pewno nie ropomacicze i raczej chyba nie cieczka, bo psy się nią w ogóle nie interesowały, guzów też nie było żadnych. Czyli jakieś zawirowanie hormonalne - macica była podobno bardzo mocno ukrwiona i nabrzmiała. No, ale wszystko dobre, co się dobrze kończy. Co prawda Juka pod wpływem narkozy mało wetce gabinetu nie rozniosła - w narkotycznym amoku pełzała z niezwykłą szybkością po kafelkowej podłodze, usiłując stanąć na tylne nogi, które uparcie odmawiały posłuszeństwa, tłukła głową w meble i sprzęty i jęczała wniebogłosy. Dostała dwa (słownie dwa!) zastrzyki na uspokojenie, ale "odpuściła" dopiero w samochodzie, kiedy włączyłam silnik. W drodze była już cały czas spokojna, w domu też, a teraz jest taka cichutka i grzeczna, aż mnie to martwi. No, przesadzam, oczywiście! Wiem, że to chwilowe, bo nie czuje się najlepiej, niech no tylko wróci do siebie ze zdrowiem, a pokaże, co potrafi! Nie mam co do tego wątpliwości.

Reszta stada była bardzo zaniepokojona tym, że zabrałam Jukę, a one zostały. Po naszym powrocie niespokojnie zaglądały do auta, gdy otwierałam bramę i wyraźnie ucieszyły się, że stado znowu w komplecie. Psotka, korzystając z chwili słabości koleżanki, usiłowała "po męsku" jej pokazać kto tu rządzi, ale ją spędziłam i potem już jej nie zaczepiała. Byliśmy też na małym spacerze, Juka krok za krokiem, niezwykle nobliwie. Wygląda na to, że jest rozsądna. Albo tak źle się czuje. Jeść nie chce. Ciąg dalszy relacji z frontu zdrowienia nastąpi jutro. To nara.

Link to comment
Share on other sites

O przepraszam! Pytałam panią wetkę o jedzenie, powiedziała, że kiedy już Juka zapanuje nad językiem, który po narkozie ciągle usiłował zwiać z pyska, czyli gdzieś po 16-ej, mogę jej dać coś niedużego do przegryzienia. A kiedy wieczorem zadzwoniła, żeby spytać, jak pacjentka się czuje, to wręcz się  zmartwiła, że nie chce jeść i kazała mi dzwonić, gdyby nie chciała jeść także dzisiaj. Ale chciała, nawet pożarła antybiotyk, wszystko jest w największym porządku, brzuszka nie liże, opuchlizna z narządów rodnych prawie całkiem zeszła, bawi się  z Psotką i ogólnie jest dobrze. To naprawdę niesamowite, jak szybko psy się regenerują. Pani wetka nie mogła wyjść z podziwu, jak Juka dobrze chodzi. Bo to fakt, kiedy nie jest zmęczona w ogóle nie widać jej kalectwa. Nawet gula na złamanym kolanie się znacznie zmniejszyła. Moja dzielna suka.

Link to comment
Share on other sites

A żebyś wiedziała. Te domowe, "miastowe" psy często zatracają instynkt samozachowawczy (zupełnie tak jak ludzie go zatracili) i potrafią jeść nie z głodu, ale z łakomstwa. Juka na razie się trzyma  w tej kwestii i mam nadzieję, że to się nie zmieni. Waży w tej chwili 25 kg,, pani wetka stwierdziła, że mogłaby jeszcze troszkę przytyć, bo żebra jej wystają, ale mnie się wydaje, że to przez "śląską" budowę ciała (w barach szeroki, w biodrach wąski. Tylko ona nie w barach a w klatce piersiowej). 

Może kiedyś uda mi się zrobić zdjęcie jak Juka wystawia zwierzynę - wyżeł 100%!

Link to comment
Share on other sites

O 28.07.2016 o 08:48, malagos napisał:

Mam swojego laptopa!! 

Aż mi głupio, że tak niepoprawnie się wyrażam...Ja, której się wydaje, że znam zasady języka polskiego :(

Ta forma jest tak niepoprawna, ze aż w oczy kłuje, ale wynika to raczej z niedbalstwa i ułatwiania sobie życia. Irenasie,  po rozmowie w sobotę przyznaję Ci rację! I będę uważać na to, jak mówię (bo co, to już inna para kaloszy, hi, hi!).

Link to comment
Share on other sites

Join the conversation

You can post now and register later. If you have an account, sign in now to post with your account.

Guest
Reply to this topic...

×   Pasted as rich text.   Paste as plain text instead

  Only 75 emoji are allowed.

×   Your link has been automatically embedded.   Display as a link instead

×   Your previous content has been restored.   Clear editor

×   You cannot paste images directly. Upload or insert images from URL.

×
×
  • Create New...