Jump to content
Dogomania

***Waldemarowy obłęd w ciapki czyli - Popyrtany Pointer Gallery ***


Majkowska

Recommended Posts

Oj pojechałabym, jak bardzo bym pojechała...

 

Niestety. Rzeczywistość jest inna, szara i beznadziejna. żadnych pól czy wsi,wolności i beztroski.

Mamy piękne wyogradzane trawniki, bloki i ulice gdzie psa za żadne skarby puścić nie można, bo albo wpadnie pod auto, albo zeżre trutkę lub ostatecznie stoczy śmiertelny bój z westem yorkiem lub jakimś innym małym pieskiem który ma pełne prawo chodzić i atakować bo jest malutki niuniuniu.

Z tym ostatnim miałam przyjemność chociażby wczoraj. Ostatkiem sił po pracy wzięłam psa, wlazłam w boczną uliczkę i ćwiczę żeby mu jakoś ten kijowy tydzień wynagrodzić. Idzie starszy pan ze sznaucerem miniaturą bez smyczy. Już nam całkiem fajnie szło, ale sznaucer rzucił się z ujadaniem. Wald wykonał dziki sus w stronę pobocza i ominął go, ale się rozwalił całkiem. Wróciliśmy do ćwiczeń, już go miałam puścić żeby poszalał za patyczkiem, a tu gość znowu idzie wprost na nas i widzę jak pies robi już przyczajkę i się uśmiecha... Tym razem piesek skoczył na Waldka  z zębami. Od jakiegoś czasu tępię to dziadostwo i oznajmiam wszystkim właścicielom że mam zero panowania nad psem i mi się wyszarpie, rzuci, nie utrzymam go i koniec amen salve regina. Z westem sobie poradziłam poniekąd, bo już bardzo ładnie nasze mijanki wyglądają, natomiast ten mnie zbulwersował całkiem. A ja zbulwersowałam gościa, widziałam jego minę jak popuściłam smycz i pozwoliłam Waldkowi się odgryźć (a tego jakoś nie zrobił jak mógł), wnet by mnie zabił.

Ja wiem że to malutkie zadziorstwo jest, ale to chyba faktycznie trzeba tępić bo uciążliwe jest jak cholera. Ostatnio mnie jedna pani "wyprosiła" z psiego spotkania (de facto było tak że ja się spotkałam ze znajomą suką i psy podochodziły do nas i się bawiły) bo, jej piesek strasznie atakował mojego no i agrument padł : jej jest malutki i boi się, a kiedyś go zaatakował większy pies i ma urazik i ja bym poszła do domu to jej się pobawi.

Strasznie mnie to frustruje, cholernie, chciałabym dla Walda jak najlepiej, żeby w tym sprężonym czasie zrobić jak najwięcej, a tu takie jaja.

Zostaje nam tylko pole.

 

Dziś Wald wyszalał się. Nie miałam w planach, łeb mnie rozbolał, jakieś zawroty mi się zrobiły, łóżko mnie strasznie przyciągało, więc... zebrałam się i w pole. Ale stwierdziłam że pies pobiega a ja się może prześpię oparta o drzewo ;)

Nie było tak do końca, ale dziś go olałam okrutnie. I on to wykorzystał. Przerobił wszystkie krzaczory , wystawił chyba ze sto bażantów, galopował w zawrotnym tempie, no i pokiereszował się okrutnie. Ucierpiały też jego jajka, wbił sobie chyba jakiś patyk, wygląda to paskudnie, jak walnął przed znajomą na plecki to zdębiałam.

W domu kąpiel, jedzonko i zasnął zadowolony.

Już go nosiło od wczoraj, usiłowałam go jakoś zająć, ale to wszystko na nic, zajęcie może być dodatkiem, ale pointera nie oszukam ;)

Noc ogólnie mielismy kiepską, bo dał czadu.

Najpierw łaził, miotał się, kilka razy dostałam na poduszkę jego zabawkę, odsyłałam na miejsce, kręcił się wkoło stołu oszukując że już idzie, wreszcie dosadnie mu wyjaśniłam i położył się szukając innego zajęcia. Nie było co robić więc zaczął kokosić się, a tego nie znoszę (plus jak skończy to standardowa godzinna toaleta interesu i jajek z mlaskaniem i chrumkaniem tak żebym przypadkiem nie mogła zasnąć...) Oczywiście nie obyło się bez rozwalenia w drobny mak leżonka. Co za cholerna mania z tym podkładaniem sobie wszystkiego pod głowę... Pazurami rozpirzył  resztki swojego materacyka, którego właściwej części niestety nie udało się odratować bo cuchnie jak stado skunksów żyjących w oborniku.

Jak już ochrzaniłam go po raz setny i uszkodziłam jego łamliwą psychikę więc przyszedł się wdzięczyć. Jest prawdziwym szczęściarzem i udało mu się że nie mamy balkonu bo skończyłby jak nasz ulubiony west z góry - siedziałby tam zamknięty cały dzień i darł ryja bezskutecznie.

Wreszcie zasnęliśmy.

Obudziłam się jakoś po północy i moja pierwsza myśl to było " o jezu, zes.....ał się?!".

Ale nieee, no gdzieżby, to dobrze wychowany piesek, nie załatwił by się w domu. Natomiast w nocy zakradł się do łazienki i wyjął z kosza brudnego pampersa i radośnie pałaszował jego zawartość. Był tak zajęty że nawet plaśnięcie go w tępy łeb nie zrobiło na nim większego wrażenia, dopiero jak zabrałam to widziałam spojrzenie o znaczeniu "eeej!"...

Kocyk wrzuciłam do pralki i poszliśmy spać.

Rano usłyszałam tuptanie i ku mojej uciesze okazało się że jest coś koło 6.00, Kinia już nie śpi,a na środku pokoju leży jakaś śmieszna ni to kulka ni placuszek. Podeszłam. To mój piesek rzygnął sobie radośnie tym co pożarł w nocy i nic zaskakującego by nie było jakbym nie znalazła w tym .... długiej i sztywnej glisty. Chryste!  Natychmiast pomyslałam o tym że jeśli Wald to ma to bezpośrednio narażona jest Kinia .Podniosłam alarm. Pieronem zadzwoniłam do dziadka że ma natychmiast odrobaczyć koty. Jutro jedziemy do wetów. Mam nadzieję że coś zdziałamy jak nie mam ksiązeczki.

Powiem szczerze że jestem strasznie zdenerwowana. Odrobaczam go przecież co 3 mce i to dobrymi środkami.

W dodatku co jak co ale obecnie jest w szczytowej formie - dużo je, fajnie wypełnił się ciałkiem, werwy ma aż nadto, sierść mu błyszczy, nie ma żadnych objawów żołądkowych typu jakieś przelewy, burczenia czy nawet nie smrodzi teraz wcale...Cóż, nie robiłam mu nigdy badań, może czas, wiele moich znajomch nie odrobacza na ślepo tylko zawsze badają.

 

 

A co do fot, odpaliłam telefon, wrzucam

 

Obiecana "impreza"

impresa.jpg

 

innych niestety nie posiadam, bo jak już idę to jest ciemno.

Dziś w polu cyknęłam tylko taki zachodzik

IMG_20150115_160137.jpg

 

ewentualnie mam takie ,ale bez rewelacji, ot stoi wystawia (piękny bazancior był,dawno nie widziałam takiego bydlaka)

IMG_20150115_160309.jpg

Wald w polu bardzo się poprawił. W porównaniu z naszym miastowym życiem to jest sielanka.

 

i Mała Królowa naszego marnego stada :

2015-01-15_13.21.22.jpg

 

2015-01-12_12.44.08.jpg

 

Jak dla mnie człowiek absolutnie genialny.

Wypowiada się biegle we wszystkich kwestiach, rzuca genialne spostrzeżenia jak np wczorajsze "cimaaaaka... gubiła.."- 5.00 o poranku (co miało oznaczać tyle że cumlak jej gdzieś przepadł w łóżku po nocy i wzywa cały dom do szukania), lub "ochorera" (taaaaak, podłapała od dziadka), czy "łojesus" (podchwycone od babci).

Czasem zdarza się jej niedorzecznie jak np siedzi na kanapie wrzeszcząc "niemamnie!niemamnie!niemamnie!".

A czasem jest zaskakująco bystra : kilka dni temu woła "maaamuś!", mówię więc " cooo?"., na to ona podchodzi do mnie i bardzo poważnym tonem oznajmia : " pusca" , więc pytam " co puszcza?". Na to mój geniusz odpowiada mi " bonko", co w prostym przekładzie oznacza że ktoś się zesmrodził i przeważnie jest to albo ona albo Waldek. Robię wielkie oczy i mówię " ale ktoooo?". I wydaje się, wskazuje na warchlinę i powtarza " Aduch, A...duch, Al...duch!". :D

A przemowy między nimi i kontakty ogólne to coś cudownego <3 Dziś wynalazła jego starą linę (tą samą którą dostałam kilkakrotnie w nocy w twarz), złapała ją i podeszła do niego, oczywiście zakłócając mu sen. Kucnęła przy nim i czule patrząc mu w oczy powiedziała " maaas, kupiłam".

Do tego dyryguje nim niesamowicie, podnosi rękę w górę i wrzeszczy mu " sieć" lub " siad!", rzuca mu zabawkę i wrzeszcząc "siuka!" pokazuje mu gdzie ona jest, a dziś nawet złapała go za obrożę i podśpiewywała " pociok" (jedzie pociąg), ale Wald zamiast wejść do zabawy i robić za wagon w pociągu wolał stać i gapić się jak smaruję chleb masłem i ani drgnął.

  • Upvote 1
Link to comment
Share on other sites

To sobie Wald urządził g.wnianą ucztę, współczuję ;).
Miejmy nadzieję, że zdziałacie coś bez książeczki - u nas nie ma z tym problemów, bo wetka sobie zapisuje na komputerze i w razie potrzeby, wpisuje kiedy indziej do książeczki psa leczenie itd.

 

Kinia jest wprost cudowna :)

Link to comment
Share on other sites

Witamy.

 

U nas kicha.

Nie wiem czemu ale lubi to tak być : najpierw cud miód a za chwilę wali się wszystko.

Miałam kilka dni wolnego - tzn niedzielę i poniedziałek,czyli wolnego w cholerę ;) Miały być pola, spacery, psie spotkania, a jest kicha. Krótko mówiąc pochorowałam się. Gardło mnie boli nieznośnie, kicham , kaszlę duszę się i siedzę w domu.

 

Niedzielę spędziłam na tzw dyżurze - goniąc to tu to tam i robiąc za petsittera. Hodowczyni zostawiła mi pieski, a rodzice koty więc tu ogarnąc kuwety, tu wyprowadzić, wypuścić itd.

We wszystkim towarzyszyło mi moje niewyżyte zwierzę,i  tak obserwując stwierdzam że suki są znacznie wygodniejsze - 3 suki na smyczy a 2 i jeden pies to już wielka różnica. Dobrze że ręce są 2. Jeszcze...

 

Po tej wizycie mam kolejne dziwne spostrzeżenie odnośnie Waldka :

U hodowczyni w domu mieszka na parterze shihtka, już kiedyś gdzieś o niej wspominałam.

Amor jej nie znosił, kilka razy przedostała się do niego pod płotem (hodowczyni ma oddzielny ogródek dla swoich psów) i Am dośc ostro ją poszarpał, musiałam ratować bo by ją zabił.

Właściwie suki nie lubi żaden pies,pointery za nią nie przepadają , nawet szczenięta ją atakują z agresją.

I co najdziwniejsze nie lubi jej też Wald. Pierwszy raz spotkałam się żeby on nie przepadal za suką, bo to zawodowy zboczur przecież jest i wie jak z sukami się obchodzić... Kiedyś nawet podbiegła do niego jak miała cieczkę, wręcz tyłem już odchylając ogon, myslałam że to coś zmieni ale nie, rzucił się na nią z ujadaniem.

W niedzielę na jej widok dostał szału. Drugi raz w życiu zawahałam się czy aby na pewno jestem w stanie go utrzymać i nad nim zapanować...

Wpadł w furię. Z pianą na pysku skakał do balkonu na którym ona stała. Próbowałam go opanować wszelkimi sposobami, ale to jakiś totalny amok. Tylko ona, dopaść ją i zabić.

Ciągle mnie to zastanawia, co z suką jest nie tak, że wszystkie psy tak na nią reagują. Przecież są psy chore, inaczej pachnące i owszem spotykają się z jakąś inną reakcją ale nie aż tak żeby na kilometr wybuchała nienawiść i szczera chęć mordu?

Ale jaja...

 

Tyle właściwie spostrzeżeń z życia spacerowego, gdzieś tam byliśmy, całymi dniami włoczyliśmy się jak tabun cygański z dziećmi i psami , foty jakieś były ale zniknęły itd.

Natomiast w życiu domowym też kichowato.

Wald się opanował, wycisza się fajnie, w przeciwieństwie do naszej onkowej sąsiadki która ujada jak oszalała (i poduważyłam że reaguje na odgłosy z naszego mieszkania, jak się ruszam, robię coś itd.Szczególnej piany dostaje jak słyszy jak...smarkam :D  Dla mnie trochę niedopuszczalne żeby pies szczekał przez pół dnia ale dopóki nie budzi mi dziecka jestem neutralna wobec jej serenad), ale na szczęscie Wald nie reaguje na to. Ostatnio nawet jakiś dziadek wlazł do tego nieszczęsnego naszego podbalkonowego ogródka i ...przyglądał się psu zza okna i też był spokój. Chyba nauczyłam się nim sterować i blokować jego wkrętkę nim to wszystko się zacznie. Zrobił się też milszy do ludzi, faza obszczekiwań itd chyba przeszła, bo daje się bardzo fajnie głaskać aż czasem mnie zaskakuje.

Z pożeraniem rzeczy też spokój, wprawdzie kilka dni temu wchlonął u rodziców 2 rolki po papierze toaletowym ale nie licze tego,uznajmy że to z głodu ;)

Po osiedlu ostatnio dośc dużo biega luzem. Kupiłam nowy kagan skórzany, tym razem jasny brąz, zrobiłam "przyjacielstwo z kagańcowaniem" od nowa i lata sobie nawet bezkolizyjnie i całkiem posłusznie. Jedyny mój sposób żeby teraz opanować to wszystko poza wyjściami w pola a żeby pies nie wchłonął czegoś i nie skończył obok Amorka...

Niestety z Kinią zrealizować wybieganie psa jest bardzo ciężko, ona to istna torpeda i z nią zaczynam być lekko uziemiona,a czasem to nawet odnoszę wrażenie że trochę za szybko się rozwija i za dużo wie :D.

Choć potrafi z Waldem bardzo ładnie się bawić i z ogromnym zapałem chowa mu smaczki czy rzuca zabawkę to jednak muszę ich w dużej mierze nadzorować, bo to chyba najgorsza faza złotych pomysłów.

Młoda lubi mu podać linę i wrzeszczeć " ciąg! ciągnij!", na co Walduch reaguje euforią i chętnie w to wchodzi, z tym że wystarczy żeby raz szarpnął a ona już lata niczym szmaciana lalka.

Za często też mu się wpycha na jego koc i usiłuje mu pokazywać książki itd, Wald już się tym nie stresuje, ale mimo wszystko muszę interweniować o jego święty spokój.

Nie mówiąc już o ciągłych awanturach o balony, które dmuchamy Kini i Wald je przejmuje, a ona stoi nad nim i wrzeszczy bo chce je odzyskać nim ten je pęknie :D

Link to comment
Share on other sites

Zdrówka dla Ciebie życzę :)

Fajnie, że Waldi się powoli ogarnia. A jak tak czytam o Kini, to hehehe chciałabym zobaczyć na własne oczy jak dyryguje Waldim :D

Link to comment
Share on other sites

Nagram to kiedyś, choć nie wiem czy mi się uda, bo zawsze stoję pomiędzy nimi żeby w razie wu któreś złapać.

Wald niestety jest porywczy i porywa młodą w dosłownym słowa tego znaczeniu - bo co może się stać kiedy ona łapie go za obrożę i zachęca go do biegania...?

Ostatnio, jak byliśmy na spacerku to próbowała ode mnie przejąć wszystkie 3 pointery (smyczki). Ciekawe co by z tego wyszło, mogło by być jak w tym słynnym filmiku o babci  z dogiem :D

 

A co do pytań o Waldkowie zdrowie - dziś dojechały do mnie książeczki,jak tylko nie rozłożę się na amen to postaram się umówić w tym tygodniu z wetką. Mam nadzieję że nic poważniejszego nam nie wyjdzie.

Zastanawiam się też czy nie poinformować o wszystkim cioci - dziś zadzwoniła że Frank jest bardzo chudy, od razu pomyślałam że może jeden od drugiego coś załapał, tylko który od którego (no i z tego com wyczytała psy idąc obok siebie nie są w stanie się zarazić, tylko przez połknięcie larw)... Fakt faktem odkąd się przeprowadzili to zauważyłam że chudnie i ostatnio już miał żebra na wierzchu, ale na moje oko on spala to ze stresu, popędu i większej ilości ruchu, a karmę je słabą. Zresztą już nie wypowiadałam się bo od razu usłyszałam ripostę że niby mój nie ma żeber na wierzchu :D

Stwierdziłam więc że im się tam nie będę wtryniać, szczególnie że poczułam się nieco urażona tym, że mnie psa nie dadzą na spacer bo się przeziębi, ale za to sąsiadka z nim lata  nawet i 2 h po osiedlu czasem pod wpływem i dobrze jest...

Jestem głupia, bo napalam się czasem na pomoc wszystkim, naszykowałam dla Franka zestawy spokojnych ćwiczeń, obmysliłam plan szkolenia itd, a tu klops.

No i wyszła jeszcze jedna nieprzyjemna sprawa, bo już umawiałam się z ciotką na kastrację chłopaków, aż tu nagle okazało się że Frank randkuje z sukami i kryje....

Link to comment
Share on other sites

Dodaję nowe, a właściwie stare foty, które nagle się pojawiły mi na telefonie mimo że wcześniej zniknęły bez śladu i podejrzewałam że skasowałam (dziś dla przykładu jakoś dziwnie kliknęłam przywrócenie ustawień fabrycznych i zresetowałam sobie telefon, wykasowałam wszystkie kontakty... jak widać to nie moja epoka :D)

 

Mój tż w roli pana do wyprowadzania piesków.

MNie się podoba ;)

2015-01-18_21.34.30.jpg

 

Korunia

2015-01-18_21.35.45.jpg

 

Jaka matka taki syn ;)

2015-01-18_21.37.02.jpg

 

Mój mały wredny kot, na dowód że żyje i nawet nie bał się i wylazł (odnoszę takie przykre wrażenie że ona nie boi się psa tylko reszty mojej rodzinki - czyli tż i Kinci )

IMG_20150119_112637.jpg

 

i lekki kokon , czyli pies dworcowy pozbawiony klatki, wciśnięty w kącik i przykryty firanką, tylko sianka mu brakuje albo kartonu...

IMG_20150120_183016.jpg

Link to comment
Share on other sites

Faktycznie Waldi to cała mamusia - tzn. w sumie nie wiem, ta rasa to nie moja bajka i większość przedstawicieli dla mnie jest taka sama :D.
Też miałam koty, które się bały wszystkich pozostałych członków rodziny;p
A Twój TŻ jako petsitter - fajnie to wygląda :D

Link to comment
Share on other sites

wg mnie Walduch jest bardziej do ojca. Jako jedyny poszedł w węgierską stronę, reszta jest właśnie bardziej podobna do Korki.

Zresztą, porównajcie sami .

Ojciec, skądś z neta pobrany

 

6675998.jpg

 

i Walduch

APOLLO4107.jpg

 

natomiast Kora jak widać jest ciut inna.

Może na pierwszy rzut oka nie widac jakich zbytnich różnic, ale ja tam widzę jego większe podobieństwo do ojca ;)

 

 

 

A dziś Walduch jest bardzo ciężko chory....

To znaczy, hmm, inaczej, ja jestem na L4, a on tylko mi pomaga, ale z wielkim zaangażowaniem zakopuje się pod kołderkę i czeka na dobre czasy aż znów będę zdrowa i będziemy szaleć w polu ;)

Zawsze to Inusia była mistrzem wspólnego chorowania, bo potrafiła i tydzień leżeć towarzysząco non stop w łóżku i spać 24/24 kiedy ja byłam chora, a teraz chyba zostaje zdetronizowana...

waldl4.jpg

  • Upvote 1
Link to comment
Share on other sites

Jest bardzo dzielny <3

 

A dziś mi sprawił taaakąą radooość , że normalnie wyzdrowiałam chyba i pójdę z nim zaraz w pole w nagródkę ;)

Ćwiczyliśmy sobie nasz stały zestaw tego co W-di ogarnia, czyli jakieś tam siady, warchlowania, ukłony, obroty i wszystko inne czym można choć trochę zmęczyć mózg. I na koniec coś mnie naszło, żeby raz jeszcze spróbować czegoś co nam nigdy nie wychodziło. Od razu pomyslałam o dotykaniu przedmiotów łapką (nosem trochę potrafi, ale z łapami zawsze był problem). Nigdy mi się jeszcze nie udało., bo Wald zawsze chce wszystko już teraz natychmiast i wychodzi nam masakra. Położyłam na ziemi miskę i stwierdziłam że w sumie mam czas i poczekam aż załapie.

Nie czekałam długo. Własciwie raz pokazałam, trochę pomachał łapami masakrując przy tym miskę, a potem...eureka!

I umie. Na moją komendę "pac!" , dotyka łapką przedmiotu. Jak zobaczyłam to nie wierzyłam, ale powtórzył ze sto razy i uwierzyłam. Jestem nim zachwycona. To chyba nagroda dla mnie że pozwoliłam mu ze mną chorować ;)

Jeszcze bardzo bym chciała przerobić z nim "sprzątanie", ale za to się za diabła nie umiem wziąć. Przeczytałam kilka instrukcji jak do tego podejść i zawsze na czymś padamy. 

No cóż, mam wolne do końca tygodnia to będę wałkować.

 

Jakby kto miał jeszcze w zanadrzu jakieś fajne zabawy wyciszające i mózgouruchamiające to piszcie. Naczytałam się wprawdzie w necie trochę, ale zawsze lepiej jak się ma instruktora pod ręką, bo pięknie wszystko wygląda w opisie, gorzej z wykonaniem ;)

 

Mimo wszystko uważam dziś że Wald jest genialny ;)

Link to comment
Share on other sites

Niestety, Mała Pańcia nam też zachorzała :( Liczyłam że nie zarazi się a jednak, jutro idzie z dziadkami do lekarza :(

Mój stan też nie najlepiej.  Po antybiotyku miałam skok formy, wyspałam się i czułam się jak nowo narodzona, a dziś czuję że to mój koniec..

 

Wald natomiast czuje się świetnie.

Aż zaskakujące że przy takiej wegetacji może mu być fajnie, ale staram się.

Robimy sobie sesyjki dla mózgu, widzę w nim coraz większe zaangażowanie i możliwości. Widzę że chyba dojrzał (wreszcie) bo jest stateczniejszy (choć jakby kto nas z boku zaobserwował to by się chyba uśmiał, ale mówię o tym co było kiedyś a jest teraz),  łatwiej go opanować, mimo że wszystko nadal robi całym sobą i tak euforycznie że przy ostatnich próbach nowej sztuczki rozkwasił mi wargę w jakimś dziwnym pląsie. Jest kochany i cwany, choć może wygląda na totalnego bezmózga.

W gruncie rzeczy cieszę się że mogę z nim spędzić tak czas, ostatnio miałam mozliwość do tego na macierzyńskim, a to już pół roku temu, co widać po nim, ale na szczęscie jeszcze coś pamięta z tamtych ćwiczeń.

Wczoraj był na spacerze z tż do starego mieszkania, pieszo, droga tam i do domu plus siedzenie chwilę na miejscu zajęła im ze 4 h, także na brak ruchu Wald nie może narzekać. Podobno w starym mieszkaniu dostał szału radości, gonił jak wariat, cieszył się.

Do domu wrócił podniecony jak cholera,jakby to było nie wiadomo jakie przeżycie dla niego, może  było, mam nadzieję że nie będzie tęsknił za teściową :D

Za to przedwczoraj miał wpadkę... chwycił się z westem na klatce schodowej. Tż akurat  wracał ze spaceru, już miał klucz w zamku jak wyskoczył weścik, babka otwarła mu drzwi i popędził prosto na Waldka. Słyszałam piekielny ryk, ale na szczęscie tż zainterweniował tam nogą i udało im się psy rozłączyć. Ufff, gdyby coś mu zrobił to pewnie dostałby taką łatkę mordercy ( a już słyszałam żeby na pointera uważać bo jest cholernie agresywny do malych piesków...) że nie mielibyśmy życia na osiedlu, nie myślę nawet co by było gdyby warchlinę wyprowadzał wtedy kto inny, kto nie potrafiłby rozdzielić psów (np mój tata, ciocia czy znajomi)... Sama nie wiedziałam co powiedzieć tż , ale już mnie to wkurza. Uciekamy po osiedlu przed westem. Przed małym białym pieskiem który chodzi bez smyczy bez nadzoru (czasem jak idę do pracy to czekam aż ktoś się pod klatką pojawi żebym ja mogła z psem wejść...) i atakuje naszego psa pod drzwiami, a potem staje się ofiarą bo wiadomo jest kto w starciu dostanie łomot...

Link to comment
Share on other sites

Oj mają, tylko niestety potem cierpi na tym nie ten co potrzeba. Na dobrą sprawę to wg niektórych to ja powinnam psu założyć kaganiec żeby nie skrzywdził takiego podlatującego pieska.

Wczoraj przy zabawie z warchliną odkryłam że po tym starciu ma wygryzioną szramę pod gardłem...

 

Kurcze, 13 lat mieszkałam w bloku z ostrym Amorem i nie było takich scen żeby coś do mnie leciało a żebym ja nawiewała przed tym. Wszyscy wiedzieli że jak doleci to już nie wróci, więc nie puszczali, z sąsiadami żeśmy się szanowali i każdy uważał na każdego tak żeby wszyscy mogli zyć bezkolizyjnie, każdy rozumiał że to tylko psy i musimy nad nimi panować. Owszem, zdarzyło się nam kilka razy że psy się spotkały, raz w klatce uciekł sąsiadce spod drzwi pies jak mu myła łapy i się rzucił, raz to Am wyskoczył  nam  mieszkania i  zleciał piętro niżej do wyżła, ale to pojedyncze wypadki gdzie każdy każdego przeprosił, książeczki się pokazało, skrucha i do domu. Jeden sąsiad był kretynem i swoją agresywną jamnikowatą sukę puszczał i wsadzał łeb do auta odkurzając a ona kilka razy się z Amem chwyciła,ale to  było już poza konkurencją, rozmówiłam się z nimi bardzo ostro po tym jak mi suka złapała go za gardło podczas ataku padaczki. Z resztą, w każdym starciu to Am był prowokatorem i punktem zapalnym i brałam to pod uwagę że jak mój się rzuca jak wariat to na psy źle patrzeć nie mogę.

A Wald... przyszedł tu ze szczenięcym umysłem, a max jego możliwości to postawienie sierści i odejście z zadartym ogonem. Tyle razy dostał od westa pod swoimi drzwiami zębami że aż ciężko żeby to jak oferma ciągle przyjmował. Mało tego, Wald jest albo na smyczy albo w kagańcu.

 

 

 

 

 

Warchlina oszalał dla tych ciasteczek <3

Już mamy resztkę, teraz chyba będę próbowała z wątrobiaczkami.

Wald bardzo chętnie na nich ćwiczy, przez moje L4 nauczyłam go już "pac" i "proś". Nie wierzę...<3 Nigdy nam się to nie udawało, a teraz podłapał i mam już podstawę do szlifowania. 

 

Ciocia też już zamówiła porcyjkę dla Frankowskiego.

A z nim dalej nie najlepiej...

Jest znów chory. Od kilku dobrych dni nie je nic. To znaczy zjada i zwraca za chwilkę. Marchwianka z kleikiem ryżowym utrzymała się tylko chwilę jako jedyna, reszta od razu wraca. Ostatnio jak szłam z Warchliną to cała alejka była zarzygana pianą, wręcz biała, Wald od razu rozpoznał że to Frank i wnet by pędził do niego w odwiedziny. Frank wychudł jak diabli, sterczą mu żebra, nie śpi w nocy, przydusza się :(

Dziś ma mieć usg bo jest przypuszczenie że połknął coś.

W dodatku podczas wczorajszej wizyty wetka wykryła u niego gigantyczny przerost prostaty. Połączyłam to w całość z sikaniem i zgadza się.

Mam nadzieję że ciocia zdecyduje się wreszcie na kastrację, przyczyni się dla rasy tym...

Choć już się nic nie odzywam, bo najpierw mnie prosi o pomoc,żebyśmy go wykastrowały u mojego weta,  a potem stwierdza że to wbrew naturze i pies musi mieć suki i kryć.

 

Ja sama muszę iść do weta z własnym kundlem, a póki co wszystko się wali...

Link to comment
Share on other sites

Join the conversation

You can post now and register later. If you have an account, sign in now to post with your account.

Guest
Reply to this topic...

×   Pasted as rich text.   Paste as plain text instead

  Only 75 emoji are allowed.

×   Your link has been automatically embedded.   Display as a link instead

×   Your previous content has been restored.   Clear editor

×   You cannot paste images directly. Upload or insert images from URL.

×
×
  • Create New...