Jump to content
Dogomania

Gamonius pospolitus i kotus bezmózgus do potęgi drugiej :D


Ty$ka

Recommended Posts

wiem co czujesz :(

 

ja przez 8 lat walczyłam by Maks (nas dawny pies, mix onka i malamuta) był w domu...a tu nie i nie i nie...bo za duży, bo się nie przystosuje, bo tamto i siamto...

ciężko go było zabierać z podwórka, czy kojca, iść z nim na spacer (godzinny minimum, najczęściej 2-4 h) a potem zostawiać go w ogródku czy w kojcu ...serce się krajało...

u mnie mama się dopiero zgodziła na zabranie go na stałe do domu, gdy miał 12 lat...i półtorej roku był jeszcze z nami...ale za to Holusia miała być już typowym psem domowym i już nie było problemu z tym na szczęście, chyba 1.5 roku z dużym psem w domu przekonało ją, ze pies w łóżku to nic złego :P

Link to comment
Share on other sites

Ale najlepsze jest to, że jak mówiłam, że zabieram psa na studia, bo chcę, by mieszkał w domu na starość to oni z oburzeniem, że przecież pies będzie mógł i w domu spać, jak będzie starszy, ale... już tu widzę jak mieszka :/ Kota tolerują, bo muszą, bo wiedzą, że on tylko w domu tymczasowo (jadę z nim na studia). Ale pies w domu?! Łohoho, już to widzę...

 

Serce mi się kroi. Naprawdę nie rozumiem dlaczego nie może mieszkac w domu. Przecież nie jest duży. I co: im ubędzie tych dywanów?

Jak nie zawsze mam czas iść z nim na spacer (przyznaję, w maturalnej nie chodzę z nim codziennie), to chociaż niech by był blisko stada...
Beznadziejnie się czuję w takich momentach. Żałuję wtedy, że mam psa, bo szkoda go, no szkoda. Bo co to za życie, jak stado daleko, a on sam na dworze?...

PS: Właśnie psa wpuściłam. Po wysprzątaniu do czysta miski kociej, zabrał się za kuwetę. :D Opieprzyłam go, więc się ganiają z Kurzem, jak wariaci. I będą się bawić do czasu aż ktoś psa nie zauważy i go nie wygoni... :/

Link to comment
Share on other sites

Oj Tyś,nie miałam takiej sytuacji, ale podejrzewam co czujesz... U mnie pies miał być na dworze- no ale rodzice na szczęście sami ukryci psiarze :) O ironio- najczęściej o syf czepia się mama, która sama psa do domu wpuszcza bo "przecież nie może na trawie ani betonie leżeć. A w nocy na dworze? Coś ty, a jak gdzieś wpadnie?" :lol:

Link to comment
Share on other sites

A u mnie zawsze były psy/koty w domu, bo w starej kamienicy nie było innej opcji. I co? I mój rodzony brat nie toleruje takich zwierząt w domu :( Zarówno jego kot, jak i pies, są zwierzętami "podwórkowymi" :/ Nawet moja Tora nie ma wstępu do jego domu jak jesteśmy w PL, więc zawsze jak do niego jedziemy, to sucz zostaje u teściów ;) A w tym wszystkim najbardziej dziwi mnie to, że to właśnie teście są "starej daty", mieszkający na wsi i to oni powinni mieć opory, żeby pies był w domu. A tu odwrotnie: teście się zgadzają, a mój brat, który całe życie miał zwierzęta w domu, swoje trzyma na podwórku.

Link to comment
Share on other sites

Słabo - współczuję, wiem jak to boli gdy nie można zapewnić ukochanemu zwierzęciu tak dobrych warunków jakby się chciało i niby sie da, ale rodzice mają jakieś niezrozumiałe "ale" :/ Weź go ze sobą na studia, on nie jest taki stary znowu, przyzwyczai sie, zwłaszcza jak będize z tobą ;)

 

 

Ale jak słysze o tym że "duży pies nie nadaje się do domu i powinnien być na podwórku" mam ochotę zabijać  :pissed:

Link to comment
Share on other sites

Magda, to faktycznie dziwnie tak... Miałam wrażenie, że co skorupka za młodu... itd.. a tu proszę. :(

 

Słabo - współczuję, wiem jak to boli gdy nie można zapewnić ukochanemu zwierzęciu tak dobrych warunków jakby się chciało i niby sie da, ale rodzice mają jakieś niezrozumiałe "ale" :/ Weź go ze sobą na studia, on nie jest taki stary znowu, przyzwyczai sie, zwłaszcza jak będize z tobą ;)

 

 

Ale jak słysze o tym że "duży pies nie nadaje się do domu i powinnien być na podwórku" mam ochotę zabijać  :pissed:

1). Jak znajdziesz mi niedrogą stancję, która:

- akceptuje kota,
- akceptuje psa,
- niedaleko wetów/uczelni,
- ma możliwość osiatkowania jednego okna (reszcie okien zdjąć klamki) --> sorry, ale nie ufam współlokatorom, że nie będą otwierać okien.

 

Oraz jak jeszcze powiesz, jak widzisz jazdę na trasie przez całą Polskę (12h) z psem i kotem to możemy rozmawiać o wzięciu jeszcze psa :D
Bo dla mnie to pesymistycznie na razie wygląda. Zwłaszcza, że jak pies mi się rozchoruje, a wet na drugim końcu takiego Wrocka - ja bez prawka i samochodu... hmmm ;) I weź zostaw kota z lękiem separacyjnym na dodatkowe godziny sam na sam. Albo rozdziel stado, bo jedno chore, a drugie zdrowe i "wariacja go nachodzi" (jak się u nas mówi na głupawkę), ekhem... ;p

 

Jasne, może to do zrobienia, nie mówię nie, ale na razie to mi się nie mieści w głowie.  Zwłaszcza, że pies jak jest w domu to drze japę bez przerwy (tzn na byle pierdnięcie na dworze), a ma donośny głosik... No i zdarza mu się obsikiwać ściany, bo jak chce siku to on tylko patrzy, mówi oczami "matka, chcę wyjść". Nie podchodzi do Ciebie, nie kręci sie, ale leży na łóżku i zezuje do Ciebie. Dopiero jak się zapytam "chcesz siku?" to pies się cieszy całym sobą i kieruje się w stronę drzwi. No cóż, pies podwórzowy rządzi się swoimi prawami. Dlatego chciałam go mieć chociaż przez rok jako domowego - by nauczyć ogólnych zasad panujących w domu. Teraz to mogę sobie jedynie zagwizdać...

 

I jasne, jak będę mieć farta i uda mi się sprowadzić psa do wielkiego miasta, i wszystko się uda, pies pokocha nowe miejsce itd. to pies będzie ze mną. Ale... no ale tu jest miejsce na tę drugą ewentualność...

 

 

I wiem, po raz enty przewija się temat studiów. Jest nudny i wyglądam zawsze na straszną histeryczkę. Taaa :D Po prostu wiem, że zbyt emocjonalnie wzięłam kota, nie przemyślałam tego. Nie żałuję, bo kot cudowny, ale... kurde, jestem jednak szalona :D. I naprawdę mnie to martwi co i jak będzie. Bo nie wyobrażam sobie kolejnych lat osamotnionego kundla na dworze... nie wyobrażam sobie wzięcie go na studia (bo to wygląda na razie tak, jak wygląda). Nie wyobrażam sobie też studiować w Lublinie, mnie serio marzy się Wrocek (ewentualnie Kraków). I tak doła dzisiaj jakiegoś mam.

 

2). Tak, też uważam, że argument dot wielkości jest słaby, ale tak na chłopski rozum mniejszego psa łatwiej jest przemycić do domu (choćby dlatego, że merdaniem ogona nie przewróci mebli czy nie będzie stawał łapami na stół - oczywiście w teorii), więc uważam, że akurat wielkość Morusa jest ZA tym, by mieszkał w domu. Bo ani to to wrażenia na złodziejach nie zrobi, ani to to nie będzie zajmować dużo miejsca w pokoju.

 

 

 

Ależ dzisiaj pesymistycznie piszę, raaany. Wybaczcie mi. Mam jutro sprawdzian z matmy, a żadne zadanie mi nie wychodzi... :/ I się irytuję troszkę.

Link to comment
Share on other sites

Pies - kaganiec lub transporter  kot - transporter - wszystko na legalu, długi spacer z psem przed wyjazdem - i na luzie - ja nie wiem gdzie w tym widzisz problem :)

 

  Jak znajdziesz lokum gdzie pozwolą na trzymanie jednego zwierzęcia nikt nie powinien miec nic przeciwko dwójce - co od siatki i klamek, przypuszczma że chodzi ci o kota którego i tak bierzesz, bo przy psie raczej nie będzie problemu, przecież jak pozna , będize sie ich za pewne choć trochę słuchał - ;)

 

Co do seperacyjnego - z psem nie będize sam - choroba - daj spokój, nie uniesiesz kilkunastu kilko i nie przewieziesz autobusem? Nawet taka kaleka jak ja dałąby radę...są  specjalne płotki które można wstawić do mieszkania, nie są skrajnie drogie i raz dwa można odzielić jedno zwierzę od drugiego.

 

 

Co do scian to faktycznie może być problem...lepiej weź sie za to przez wakacje, pilnuj go, przemycaj do domu, jak się uda ze stancją, to szybciej z nim przyjedź, zanim rok akademicki sie zacznie tak na 2 tyg. i ewentualnie otem odwieź...Trzymam kciuki za sparwdzian :D

 

 

A no tak, wielkość to żaden agrument, zwłąszcza że tak już globalnie, są duże psy które potrzebóją ciuszków na zimę i małę które przetrwaja spokojnie mieszkanie na podwórku :D

Link to comment
Share on other sites

Lena, my się nie rozumiemy. Serio ;). Ale to wynika z naszych doświadczeń.

 

Nie chcę sie z Tobą kłócić ani wdawać polemikę. Po prostu mój pies nie jest przystosowany do życia w wielkim mieście i jazdy publicznymi środkami transportu. Ani do mieszkania w domu. I tak, to są moje porażki życiowe. Chciałam go przyzwyczaić, ale nikt mnie w tym nie wspiera, jestem uważana w domu za wariatkę ;). I jeśli się nauczy w ciągu tych paru miesięcy, wszystko się ułoży - to ok, będę najszczęśliwszym człowiekiem świata. Ale... olę się nie nakrecać na wyjazd z psem: wolę się pozytywnie zaskakiwać niż negatywnie. Zwłaszcza, że na razie całego studiowania z kotem i psem mój rozum nie ogarnia.

 

Podobnie jak matmę :p

 

 

 

"No pokochaj pieska, no. Matma jest nudna. Popacz, jaki jestem smutny."
12141577_726810364118099_383666162806745
Podpisano: biedny, zaniedbany piesełek.

Link to comment
Share on other sites

 

Żeby było tego mało, na maila dostałam informację, że na PP czeka na mnie paczka, bo nikogo nie było 9paź i kurier pocałował klamkę. Nie pamiętam, bym coś zamawiała na początku paź (i sprawdzić też nie mam jak, bo właśnie wczoraj zablokowałam stare konto i mam nowe w banku), ale faktycznie wówczas, iedy niby to kurier nikogo nie zastał w domu to nikogo w nim nie było... hm... no i że jak się nie zjawię z numerem zamówienia to będę opłacać paczkę, hmm :D

 

Poczytaj:

http://technowinki.onet.pl/internet-i-sieci/grupa-pocztowa-41-proc-internautow-dalo-sie-nabrac-przestepcom/jch4q7

Link to comment
Share on other sites

czasem lepiej nie zmieniać domu zwierzakowi, miałam dylemat z suczką po swoim ślubie, ostatecznie została z rodzicami (tyle, że u nas full wypas na kanapie). Za to musiałam pare lat prać mózg mojemu mężowi, że psy nadają się do domu (u nich na wsi tylko podwórkowe były)

Link to comment
Share on other sites

Moja mama ma "spceyficzne podejście", w sensie że peis powinien mieszkać w domu, jednak kanapa, łóżko i sypialnia - powinny być zabronione - więc Lejdi ma takie wygody tylko po kryjomu przed wcześniejszą moją zgodą - ale to w sumie nie istotne czy pies śpi na kanapie, czy na legowisku-materacyku na ziemi, ważne że miękko, ciepło i w miarę blisko człowieków :)

 

Ale psy na dworze, to nie zawsze coś złego ! 

Link to comment
Share on other sites

Tyśka- we Wrocku nie wiem,ale Kraków na pierwszy rzut oka wydaje się psiolubny :) Myślę, że tam jakoś szłoby znaleźć miejsce z psem i kotem- tak gdybam, po doświadczeniach psich znajomych :) Ale musiała byś pytać :)


Co do przyzwyczajenia- nie oszukujmy się, Morus ma swój wiek, a więc też swoje przyzwyczajenia. Są psy, które bez problemu się dostosują, ale też takie, którym szło by ciężko. Nie wiem na ile Morus by się zaadoptował do nowych warunków, gdzie bądź co bądź jego stróżowanie byłoby ograniczone prawie do zera- to już musiała byś faktycznie na próbę go do warunków "stancjowych" wziąć :)

Link to comment
Share on other sites

Czy Morus ma swoje stałe "schematy działania" ? A jeżeli tak to je czasem zmienia? Jak reguje na sytuacje w których nie do konca rozumie co się dzieje? 

 

To w sumie nie zależy od wieku itd. tylko od konkretnego psa mi się wydaje 

 

 

Wogóle Reksio sika na ściany u mnie w domu (gdzie już nie ma wstępu) ale u K. nie ;) Generlanie jest rok starszy od Lejdi , a jest moim zdaniem bardziej otwarty na zmiany, a Lejdi nie raz zniosła okresową przeprowadzkę do innego domu ;)

Link to comment
Share on other sites

Ogłaszam najpierw, że ze sklepem skończyło się pozytywnie. Pieniądze uczciwie oddali, a paczka okrojona, ale jednak doszła.

Matmę zawaliłam, ale cieszę się, że chociaż kwestia paczuchy załatwiona. Teraz czekam na priorytet dla kundla :D. Potem jeszcze zakup drapaka, dokupienie kotu puszek, obróżki i koniec wydatków na ten rok :D. Miejmy nadzieję...

 

Co do Morusa i studiowania - wiecie, to takie na razie gdybanie: co by było, gdyby... I łatwo jest radzić na odległość. Ja chciałabym z psem studiować, ale pod tym względem jestem nastawiona dość pesymistycznie. Pies swoje lata ma (no dobra, stary nie jest, ale nie oszukujmy się - to nie jest już najmłodszy pies, widzę w nim ogromne zmiany w ciągu ROKU!), przyzwyczajenia też (np. chodzi sikać kiedy chce, mocno znaczy teren i daje donośnie znać, że jest). Zmiany znosi różnie: tzn. jeśli są na lepsze to łatwiej jest mu je zaakceptować, ale mimo wszystko jest histerykiem i często w nowych sytuacjach szybciej widać wady: np. właśnie tę nieszczęsną szczekliwość czy wraca do niego agresja podszyta strachem. Dodatkowo i sam pies ma lęk separacyjny, no akurat mieszkanie z kotem mogłoby temu zapobiec/pomóc, ale jakakolwiek zmiana w rutynie powoduje u niego ostatnio nerwowość... Kiedyś był mocno plastyczny, na wszelkie nowości reagował "ale fajnie", teraz tylko spokój i stabilizacja są dla niego ważne. Ot, szybko sobie uwarunkował, że codziennie ma porządne spacery takie konkretne (wystarczył mu mój wolniejszy weekend!),  a teraz nie umie się przestawić, że na tygodniu nie mam dla niego tyle czasu i odbija się nam to czkawką (pies ciągle szczeka, zaczął nam zwiewać z podwórka --> w sensie, że zawsze skorzysta z otwartej choćby na chwilę furtki czy bramy, stał się bardziej osowiały, zajada też stres oraz nałogowo liże swoje łapy i wygryza sobie sierść, a na spacerach bardzo entuzjastycznie reaguje na psy), gdzie do tej pory przestawiał się raz-dwa i na tygodniu w spokoju zbierał siły na wyzwania, czekającego go podczas wolnego. Poza tym musze być jego oczami (pies nie ma już sokolego wzroku) i wiem, że za niedługo być może będę musiała go wnosić... I wiecie, dobrze jest, by wtedy trafił do specjalistów, gdy zachoruje, a w Krk czy Wrocku jest to łatwiejsze, ale jest też drugie dno. Na razie rozważam naprawdę za i przeciw, a i tak zobaczymy w praniu: bo o ile wiem, że szybko zaakceptuje spanie w pościeli (ale to, jak będzie się zachowywać jako domowy pies to osobna kwestia), to jest parę "ale", o których się przekonam jedynie w praktyce (albo i nie).
Na razie priorytetem dla mnie jest znaleźć kotolubną stancję, troszkę wdrożyć sie w rytm życia studenta i wtedy spróbuję z psem. Jednak nic na siłę.

Zobaczę też jak moja rodzinka będzie się starała być najlepszymi właścicielami kundla, zgodnie z obietnicą ma mieszkać w domu, gdy podupadnie już na zdrowiu.

 

Nie wiem, jak dla Was, ale dla mnie temat skończony, nie widze większego sensu w gdybaniu, czas pokaże ;)

 

Co do psa w domu, Lena to ja mam podobnie specyficzne podejście do psa. On może mieszkać w domu, ale na łóżku ze mną absolutnie :P. Jeszcze w sypialni psa bym zniosła (niech śpi ze stadem), ale wara od mojego wyrka :D

PS: Kot właśnie mi wypluł pod nogi... bańkę choinkową. Plastikową, rzecz jasna (odkąd mamy koty to one przede wszystkim zdobią choinkę), ale dziwi mnie, skąd ją wytrzasnął :D

Link to comment
Share on other sites

To ja chciałam tylko na zakończenie tematu  - dodać że Lejdi też słabo znosi zmiany w rutynie, także z wiekiem jej się to nasiliło, ale nie jest to jakieś trudne, chwile się postresuje i przywyka ;)

 

A z kotem nie masz tego problemu? Ja tego kompletnie nie rozumiem! Bo moja mam w swoim łóżku nie toleruje ŻADNEGO zwierzęcia i to jako tako rozumiem, ale to że kot ok, a pies nie - to dla mnie abstrakcja :D 

 

 

Morus nabawił się rozdwojenia jaźni?

Link to comment
Share on other sites

Ale kot nie śpi ze mną! :D On śpi w koszu na śmieci, ew. na moich ubraniach :D Do mnei sporadycznie się wtuli, a że ładnie pachnie i jest mięciutki to mu pozwalam. Kloca o wadze 12kg na twarzy bym nie zniosła.

A pies mi faktycznie zwiał. Zbierałam się na spacer, gdy zadzwoniła do mnie moja harcerka:
- Hej, nie zwiał Ci pies?
- Morus?! Niee... w budzie kima.
- na pewno? bo identyczny, reaguje na imię...

- nieee... ale sprawdzę... i dzięki za telefon! ale to na pewno nie mój!

 

Jednak idę zastrchana. Patrzę: nie ma psa. Wołam. NIe ma. Wracam do domuz krzykiem, że psa nie ma... Panika. Pies bez szelek. Bez obroży. Bez adresówki... bo przecież nie uciekał z podwórka, jedynie mógł nawiać na spacerze, więc adresówka przypięta do szelek... poszedł na 'spacer goły". Tato wrócił godzinę wcześniej, przez 5min brama była otwarta, tato zapomniał sprawdzić czy pies jest (bo widział go jak jadł! a parę sekund później psa nie było!) więc pies wałęsa się od godziny! Ja jużblada, bo przecież ostatnio pies potrafi biec po omacku, dodatkowo powoli traci wzrok... o matko... dobiegam z takimi myślami do pokoju, sięgam po telefon, leżący na biurku. Dzwoni.

To znowu moja harcerka. Ja już gula w gardle, łzy płyną strumieniami po policzkach i mówię:

- to mój, miałaś rację, gdzie go widziałaś?

- tu i tu (ja na to: Kur.a, ale sobie za spacer urządził!)

-- a możesz go przytrzymać? błagam.
- nie ma problemu, wszystko jest pod kontrolą. właśnie go trzymam.

Jedziemy z tatem na miejsce zdarzenia, po drodze kłócąc się czyja to wina... Psa dosłownie trzymają moje znajome: moja harcerka i jej siostra. Siostra boi się psów, a mimo to Morusa trzyma... ten na mój widok daje im po całusie, a na mnie reaguje na zasadzie "o matka, nawet spoko, że przyszłaś". Po minucie przychodzi, widzi nasz samochód, więc mnie wymija, leci obiec nasz samochód (głuchy pies na wszelkie komendy...), po czym radośnie wskakuje do samochodu i i z miną "to gdzie jedziemy? gdzie ta wycieczka?" wyruszamy... Ja oczywiście na prędce dziękuję i jedziemy.... do domu.

Boże, co za szczęście. przecież Morus był bez niczego, goły... gdyby nie moje znajome to ja bym sie nie gapnęła, że nie ma psa (tzn gapnęłabym się 10min później gdybym szła na spacer z nim, a go co? a go nie ma!). Szukaj wiatruw  polu do cholery... miasto małe, ale słynie z zawodów "kto więcej psów przejedzie, kto więcej przejedzie kotów". Hycle łapią psy i nie trafiają one do schroniska, ale nie wiadomo co się z nimi dzieje (tzn. niestety słuchy do mnie dochodzą o tym, co się z psami dzieje ... :/), poza tym Morus taki delikatny... gdyby jeszcze trafił na jakiegoś debila... ciary mnie przechodzą.

W efekcie pies jest już w szelkach z adresówką. Jutro dostanie byle jaką obróżkę, którą będzie nosił stale. Z adresówką. No i ta brama i furtka jeszcze bardziej zakneblowane...

 

Oczywiście w domu kłótnia o psa czyja wina. Okazało się, że moja bo psa "rozwydrzyłam" spacerami. Ale jakieś przez 7lat nie było problemu z ucieczkami, prawda? To co, tak nagle? I oczywiście obok mojej propozycji, by pies zamieszkał w domu (dla mnie to kolejny argument za tym) pojawiła się propozycja łańcucha...! Chyba nie muszę Wam pisać, jakie to wywołanie u mnie oburzenie, nie będę powtarzać słów, bo gdybym musiała ocenzurować to by zostało wielkie nic :P. No, ale wiedzą, że to po moim trupie. No i babcia cicho coś mówi, żebym pogadała z rodzicami znowu o tym, by pies mieszkał w domu. Spróbuję. Ale już widzę skutek... :/

 

A psa też znalazłyśmy z Azorowymi. Szczylowata, fajna, duuuża :D. Zakochałam się w niej. Na razie jest u M. i może nawet zostanie, o ile ja i M. uzbieramy na sterylkę (no i właściciel się nie zgłosi). Więc trzymajcie kciuki.
A kundel po tej akcji na spacerze ciągle był na smyczy. NIe ufam mu już w ogóle.
-

Link to comment
Share on other sites

Hej

Super,że tak się z Morusem skończyło.I dobrze,że trafił na te znajome a one wpadły na to,żeby go złapać !

Ja to zawsze się tego boję,że mi ktoś pasa wypuści.On większość czasu w domu ale jak ciepło to otwarte wyjście na ogród i właśnie tylko "śpi" w nocy goły.tak to cały czas w obroży z telefonem.

Link to comment
Share on other sites

Join the conversation

You can post now and register later. If you have an account, sign in now to post with your account.

Guest
Reply to this topic...

×   Pasted as rich text.   Paste as plain text instead

  Only 75 emoji are allowed.

×   Your link has been automatically embedded.   Display as a link instead

×   Your previous content has been restored.   Clear editor

×   You cannot paste images directly. Upload or insert images from URL.


×
×
  • Create New...