Jump to content
Dogomania

KLAN CZARNYCH czyli świat według JAMBI


jambi

Recommended Posts

[quote name='jambi_']Dzięki Fides! :buzi:
właśnie problem w tym, że Kot wcale się nie zaziębił raczej, wet określił to zapalenie jako "o podłożu idiopatycznym" czyli - niewiadomego pochodzenia :niewiem:
a Aron jest miziany, tulony, głaskany, drapany, poklepywany....można powiedzieć "na zapas"...[/QUOTE]


tulaj i glaskaj kochanego :loveu: kocurstwo tez wymiziaj :loveu:

Link to comment
Share on other sites

[quote name='jambi_']Dzięki Fides! :buzi:
właśnie problem w tym, że Kot wcale się nie zaziębił raczej, wet określił to zapalenie jako "o podłożu idiopatycznym" czyli - niewiadomego pochodzenia :niewiem:
a Aron jest miziany, tulony, głaskany, drapany, poklepywany....można powiedzieć "na zapas"...[/QUOTE]

no cóż czasem tak bywa, że się choruje z bliżej nie znanych przyczyn, ważne, że wiadomo co leczyć i jak
A miziaków "na zapas" dla Aronka z pewnością nigdy za wiele :)

a co tam u szczura Myszki bo coś dawno nic o nim nie słychać??

Link to comment
Share on other sites

Nie wiem, czy Cię to pocieszy ale ciesz się, że Aron dopiero w tym wieku ma problemy. Mam 4-letniego Fafika i jak miał rok, na prześwietleniu tyłu wyszła dysplazja a od paru dni utyka na przednią łapę. Pewnie też dysplazja. Z onka ma tylko umaszczenie i jak widać przypadłości. A co będzie jak będzie miał lat 10? Aż się boję go dalej prześwietlać.
Cieszmy się każdym kolejnym dniem:) bo i tak nic innego nam nie pozostaje niestety

Link to comment
Share on other sites

oj mało jest takich spokojnych kotów !!! Tylko gratulować i się cieszyć :)
A Aronowi faktycznie zacznij podawać artroflex ;) może to nieco zahamować postępowanie problemów z chodzeniem.
Kreon dostawał Artrofos z dolfosu, i jak kiedyś zabrakło i kilka dni nie dostał tabletki - momentalnie zauważyłam pogorszenie ;)

Link to comment
Share on other sites

[quote name='eria'] A Aronowi faktycznie zacznij podawać artroflex ;) [/QUOTE]

khe, khe... a wydawało mi się że już pisałam ;) [B]Aron dostaje Artroflex już od ładnych kilku miesięcy[/B], że tak powiem 2 flaszki już za nami ;)

i faktycznie, od rozpoczęcia podawania zauważyłam poprawę, bo zaczęło się od bolesności i lizania łap - wiosną jakoś to było :)

Link to comment
Share on other sites

[quote name='eria']Pewnie nie doczytałam, wybacz, to z przepracowania...[/QUOTE]

co tam! ja właśnie siedze jeszcze w pracy :razz:... i nie wiem kiedy wyjde... a do tego serwer nam padł... od rana zaiwaniam i mam już z lekka dość...
a w poniedziałek czeka mnie wycieczka do Katowic, bynajmniej nie z właśnej nieprzymuszonej woli :shake:

Link to comment
Share on other sites

[quote name='jambi_']weszka, a zapomniałam zapytać, czemu "kijek" ??? a poza tym, kto wie, może rzeczony Kijek mówił serio, a Wy się tu naśmiewacie ;) w sumie, ja na moją Joko też czekałam "całe życie" miałam niecałe 8 lat jak Ona się zjawiła a była naprawde długo wyczekiwanym przez mnie psem, właściwie - odkąd pamiętam chciałam mieć psa - zreszta już o tym pisałam ;) - więc, gdy się zjawiła mogłam z pewnością powiedzieć "czekałam na Ciebie całe życie"
[/QUOTE]

Kijek od Kijanka ;) A Kijanek od tego że jego mama zwana była przez swego małżonka Żabą ;)
Może i czekał ale przed Furlą miał Sympę i bez psa spędził jedynie niecałe 2 mies. Ale po odejściu Sympy dostał wierszyk w którym było napisane że zwierzak który odszedł wróci w innym futerku. No i tak mu się to poskładało. Jest pies, też brodziaty ale czarny :)

[quote name='jambi_'][B] Co do Arona, który tez był wczoraj z nami u lekarza - wet razem z wetką obejrzeli go, pomacali jego guzy (ma ich kilka, ale w stanie niezmiennym od dłuższego czasu), obejrzeli łysinkę na grzbiecie, pomacali stawy i postawili - raczej nie zaskakującą - diagnozę: starość. :roll: Bolesności jako takich niestwierdzono, zalecono nadal podawać Artroflex i w zasadzie tylko to.
Są pewne rzeczy, na które nie ma lekarstwa i żaden wet, nawet najlepszy nie poradzi. Do takich "rzeczy" należy napewno upływ czasu...
ale! wczoraj podczas wycieczki do weta Aron w kilku miejscach nawet sobie podbiegł!!! wszystko było w porządku :) natomiast dzisiaj rano znowu gorzej - potknął się dwa razy, ale juz nie upadł, tylne nogi idą sztywno... moim zdaniem rano on czuje się znacznie gorzej "poranna sztywność stawów", w ciągu dnia, jak się juz rozchodzi robi mu sie lepiej. Mój kochany staruszek :loveu:[/QUOTE]

Wracają wspomnienia Bunieczki :( Też tak miała. Niestety starość się nie udała ani ludziom ani zwierzakom... Trzeba wspomagać staruszki na ile się da i jak długo się da żeby miały komfort życia. Taka nasza odpowiedzialność za te cudne stworzonka. A ta łysinka to gdzie? Bunia miała takie po bokach, na wysokości pachwin mniej więcej i związane to było z problemami tarczycowo-hormonalnymi. Brała leki i zarosło.

Pozdrawiam was wszystkich ciepło :)

Link to comment
Share on other sites

[quote name='Maalwi']Już 3 dni przeglądam tego bloga! jest super! : D[/QUOTE]

3 dni? w sumie nic dziwnego, tyle tu dziewczyny napletły ;) [B]witaj Maalwi :multi:[/B]


[quote name='Saththa']Kłaski dla fytrzastych [/QUOTE]

Saththa głaski dla futrzastych przekazane! :) bo rozumiem że o to chodziło :megagrin:

[quote name='weszka'] Wracają wspomnienia Bunieczki :( Też tak miała. Niestety starość się nie udała ani ludziom ani zwierzakom... Trzeba wspomagać staruszki na ile się da i jak długo się da żeby miały komfort życia. Taka nasza odpowiedzialność za te cudne stworzonka. A ta łysinka to gdzie? Bunia miała takie po bokach, na wysokości pachwin mniej więcej i związane to było z problemami tarczycowo-hormonalnymi. Brała leki i zarosło.

Pozdrawiam was wszystkich ciepło :)[/QUOTE]

Dziękujemy za pozdrowienia :buzi: łysinka na wysokości lędźwii,
jak mu "wyszło" latem tak już nie odrosło, skóra zrobiła się ciemniejsza i tylko meszek jest.
Joko tak miała. Miała łysinkę od połowy pleców do zadu, ale u niej to było związane z problemami hormonalnymi (nowotwór w macicy)

Leczenie kota nadal trwa, co prawda juz nie latamy do weta, ale zostaliżmy wyposażeni w tabletki, płyn dopyszczny i dodatkowo maść... bo żeby było fajniej, to prawdopodobnie ta cholera ma alergie na karme... jakby mało było :razz: ...
mój budżet powoli zdycha... :shake:

Ja bardzo lubie weterynarzy, czuje do nich jakiś taki niezrozumiały sentyment :p ale chyba zacznę ich omijać szerokim łukiem :shake: bo wychodzi na to, że moje stado podziela moje uczucia, dbając o systematyczność wizyt i kultywowanie wzajemnych sympatii ...
Aron kochał weterynarzy całe swoje życie, od pierwszej wizyty, mimo, że odbyła się w warunkach mało atrakcyjnych - szczenie zabrane od mamusi, zarzygane w otoczeniu obcych jeszcze dla niego osób. Jednak nie zrobiło to na nim żadnego wrażenia :) dzielnie zniósł wizytę obwąchując wszystko, próbując ściągnąć weta z krzesła za jego własną nogawkę i konsumując próbkę karmy dla kotów firmy H. leżącej nieopatrznie otwartej, po której dostał sraczki :p
Nigdy nie miałam problemu z wprowadzeniem go do Gabinetu weterynaryjnego, co więcej, kiedy na spacerze przechodziliśmy obok weta, Aron pakował mi się zawsze w kierunku drzwi i stanowczo żądał żeby mu otworzyć :lol:
To jego upodobanie do weterynarzy pozwoliło aby mój pies zasłużył sie dla nauki, przyczyniając się do wyhodowania przyszłych zastępów lekarzy weterynarii oraz do ratowania życia swoich pobratymców.

Gdyby Aron był człowiekiem, zapewne jego pierś zdobiłaby Złota Odznaka "Honorowego Dawcy Krwii", ale że natura stworzyła go psem, to jedynie jego szyję zdobi chustka z napisem "ratuję życie" :p
Natomiast jeśli chodzi o te zasługi dla nauki :razz: to...
A było to tak...
gdy Aron był jeszcze w miarę młodym sznaucerem pewnego dnia zadzwoniła do mnie znajoma, będąca wykładowcą na SGGW z propozycją uczestnictwa w zajęciach dla studentów Weterynarii. Chodziło o to, że teoria teorią, ale Ci młodzi studenci powinni mieć możliwość przetrenowania tego co nauczyli się teoretycznie na żywych obiektach, w związku z czym potrzebne było zorganizowanie pewnej grupy takich obiektów. Jako że dysponowałam wówczas i przedstawicielem gatunku "pies" i przedstawicielem gatunku "kot", zgodziłam się wziąć udział w takich zajęciach.
Gdy przyszło do rzeczy, na zajęcia stawili się: York, buldożek francuski, dwie "cziłały" i tylko jeden normalny pies czyli mój Aron. Jeśli chodzi o koty, mój Michał był jedynym kotem biorącym udział w tych zajęciach, które jak się okazało miały dla niego fatalny skutek...
Grupa studentów została podzielona na podgrupy, a do każdej podgrupy zostały przydzielone psy. Kota zostawiono "na deser". Początkowo, ku mojemu zdumieniu i zniesmaczeniu zarazem wszyscy studenci chcieli uczestniczyć w badaniu Yorka i pozostałych maluchów. Przy mnie zostały dwie osoby... Najpierw wykładowca prowadzący powiedział studentom czego po kolei po nich oczekuje, po omówieniu wszystkiego przy moim stoliku pozostała jedna osoba... druga wycofała się mówiąc "ohohohoooo" cokolwiek to miało oznaczać :roll:
Gdy przystąpiono do realizacji ćwiczeń, polegających na : po pierwsze ułożeniu psa na stole, przeprowadzeniu symulacji badania, macaniu łap, uszu, oczu, pyska, odbytu i całej reszty psa przy moim stole stała jedna osoba, z którą ucięłam sobie krótką pogawędkę, natomiast przy pozostałych stołach... :crazyeye: co tam się działo! luudzie! wydawało się, że na sąsiednim stole siedzi nie jeden York ale całe stado Yorków do tego z zaawansowaną wścieklizną, buldożek uciekł właścicielce i próbował się schować pod szafką, natomiast chihuahuy wspólnie wydawały odgłosy niczym nie przymierzając trąby jerychońskie... i nagle przy "moim" stoliku zaczęło się robić pełno! studenci bowiem zobaczyli, że jedynie to cytuję: "wielkie czarne bydle" :roll: zachowuje spokój i opanowanie i pod pretekstem że "eee na większym psie lepiej sie robi" przychodzili do nas. Skończyło się na tym, że wypchnięto mnie gdzieś na tyły i zaczęto molestować mojego psa, który niczym fantom leżał nieruchomo i pozwalał ze sobą robić [U]wszystko[/U] :p a więc było: wnoszenie na stół (miło było popatrzeć jak 3 wątłe studentki próbują wznieść na wyżyny moje 45 kilo psa) obwiązywanie pyska bandażem po uprzednim policzeniu wszystkich zębów, świecenie w oczy, nos, uszy, zginanie łap, macanie po jajkach (a raczej po ich wspomnieniu) i mnóstwo innych zabiegów, uznanych za "niezbędne konieczne"... w efekcie wszyscy byli zadowolenie - York i reszta maluchów bo zostawiono ich w spokoju, studenci bo mieli "doskonały" ich zdaniem obiekt do ćwiczeń, ja pękałam z dumy rozpierana świadomością jakiego mam psa, a Aron był zadowolony z tak wielkiego zainteresowania swoją osobą :)
Na koniec odbył wycieczkę po całej klinice wraz ze studentami, podczas gdy ja zostałam na część ćwiczeń przy użyciu kota. Z kotem było podobnie, a dodatkowo poproszono mnie o możliwość pobrania kotu krwii i moczu do analizy - też w ramach ćwiczeń. Popłakałam się ze śmiechu gdy zobaczyłam oprzyrządowanie z jakim studentka przystąpiła do pobierania krwii... nałożyła bowiem na swoje smukłe rączki ogromne rękawice, które jako żywo przypominały mi te używane do gry w baseballa :lol:, ja rozumiem, że niektóre koty wymagają takiego podejścia, ale jak ona chciała w tym utrzymać maleńką strzykawkę? w końcu z pomoca przyszła jej koleżanka i krew została pobrana.
Ogólnie dzień zaliczylibysmy do bardzo udanych, gdyby nie popołudniowy telefon z SGGW od mojej znajomej wykładowczyni. Przyznam, że początkowo myślałam, że dzwoni z podziękowaniami i przygotowałam sie już na odpowiedź "ależ nie ma za co!" :p, jednak słowa te niemalże ugrzęzły mi w gardle gdy zamiast oczekiwanego "chciałam jeszcze raz podziękować" usłyszałam: "Kasiu, mamy wyniki kota, jest ciężko chory..." gdy po chwili zdołałam się przestawić i zrozumieć co właśnie usłyszałam, zadałam tylko jedno pytanie: "jak ciężko", na co padła odpowiedź będąca jednocześnie dla mojego kota wyrokiem śmierci "mocznica.... zaawansowana..."


żeby jednak zakończenie tej opowieści nie było tak smutne, na zakończenie powiem, że nie była to nasza jedyna wizyta "edukacyjna" na SGGW - cóż, polubili nas tam :p cóż, nie da się ukryć, że inaczej się nie dało :eviltong: miłośc Arona do weterynarzy trwa nadal, za to obie panienki, idąc do weterynarza zawsze - ale to zawsze starają się ominąć drzwi Kliniki, a za to wchodzą w drzwi obok. Obok jest Sex shop... stoje wtedy jak głup przed wejściemi starając się nie patrzeć do wnętrza wołam je wrzeszcząc szeptem ... :evil_lol:

Link to comment
Share on other sites

Tak Tak oto oto :multi::multi::multi: Ostanio jakoś mój palec myli "y" z "u" i wychodzą potem takie przypadki :) I Dziękuję za przekazanie.


Zamiłowanie do wizyt u weterynarza to nieoceniona zaleta. Ja za czasów mojego jamnika dziękowałam komu tylko się dało, że ważył tylko te 12 kg ( wiem, że sporo ale on ogólnie duży był z metra cięty- od czubka nosa do koniuszka ogona dokładnie 101 centymetrów ;) od przeciętnego jamnika dwa razy wyższy ;)) Droga do weterynarza zawsze wyglądała tak samo. Do autobusu, potem z autobusu jakieś 12 metrów i na środku pasów STOP :mad::mad: I Od tej pory jakieś 300 m. z psem na rękach... I zawsze tak sobie myślałam, że z dużym psem nie dałabym rady :shake::shake:

Za to Tazzman obecne futro z kolei kocha weterynarza swego :evil_lol: Zreszta z racji tego, że mamy jak ja to nazywam 3w1 weta, groomera i hodowce w jednym zna ich od małego i od momentu wysiadki z samochodu ja na pietach sunę do furtki (moje biedne butki:angryy:) potem następuje już w pomieszczeniu wielka radość zazwyczaj zwięczona sikiem :evil_lol: Ale z dwojga złego to ja wole w tą stronę bo tych 35 kg to ja nie uniosę na dzień dzisiejszy :cool3:

Pozdrawiamy :)

Link to comment
Share on other sites

WoW!! Saththa! cóż za pięęękny bannerek!!!:crazyeye:


[quote name='Saththa'] Ja za czasów mojego jamnika dziękowałam komu tylko się dało, że ważył tylko te 12 kg ( wiem, że sporo ale on ogólnie duży był z metra cięty- od czubka nosa do koniuszka ogona dokładnie 101 centymetrów ;) od przeciętnego jamnika dwa razy wyższy ;)) [/QUOTE]

:hmmmm: Saththa a jesteś pewna że to był jamnik? z opisu Twego wnoszę, że przypuszczalnie mógł to byc basset... chociaz te 12 kilo to jakby przymało na basseta, ale te 101 cm ??? toż to kaaawał chłopa był! :lol:


[quote name='Saththa']
Droga do weterynarza zawsze wyglądała tak samo. Do autobusu, potem z autobusu jakieś 12 metrów i na środku pasów STOP :mad::mad: I Od tej pory jakieś 300 m. z psem na rękach... I zawsze tak sobie myślałam, że z dużym psem nie dałabym rady :shake::shake:[/QUOTE]

no ja podobne rzeczy ćwiczyłam z moją Joko :roll: ta panieneczka łagodna jak owieczka, nigdy nie używająca akcesoriów w stylu smycz, kaganiec, gdy tylko zbliżaliśmy się na 20 metrów w pobliże Kliniki wykonywała nagły zwrot, omijanie i za nic w świecie wejść do środka nie chciała z własnej woli, w związku z tym nie pozostawało mi nic innego jak wniesienie panny do środka... bagatelka - 15 kilo :p
za to u weta, mój święty pies o anielskim usposobieniu zmieniał sie jak pod wpływem zaklęcia w istotę z piekła rodem i to było jedyne miejsce w którym na pysiu Joko lądował kaganiec... Doktor Jekyll i Mister Hyde... :evil_lol:

[quote name='Saththa']
Za to Tazzman obecne futro z kolei kocha weterynarza swego :evil_lol: Zreszta z racji tego, że mamy jak ja to nazywam 3w1 weta, groomera i hodowce w jednym zna ich od małego i od momentu wysiadki z samochodu ja na pietach sunę do furtki (moje biedne butki:angryy:) potem następuje już w pomieszczeniu wielka radość zazwyczaj zwięczona sikiem :evil_lol: Ale z dwojga złego to ja wole w tą stronę bo tych 35 kg to ja nie uniosę na dzień dzisiejszy :cool3:
[/QUOTE]
Widac sznaucery tak mają :p, i nie łudź się jeśli na dzień dzisiejszy nie uniesiesz 35 kilo, to tym bardziej w przyszłości ;) zwłaszcza jak Ci przekroczy 40 kilo :evil_lol:
i w razie takich wizyt zamiast butów proponuje Ci wrotki - to i psu łatwiej będzie i obcasy oszczędzisz :eviltong:

Link to comment
Share on other sites

ooo mój Bolutek też kiedyś przysłużył się dla nauki - a własciwie jego schorzenia - były... pokazowe :shake: i uczestniczyliśmy w szkoleniu obsługi USG Dopplera, a 2 lata temu Pepa też uczestniczyła w takim szkoleniu i całe szczęście bo dzięki temu została postawiona prawidłowa diagnoza jej choroby :)

Link to comment
Share on other sites

Aniu, ale jakie to zmiany? to coś poważnego? potwierdzone przez weta? czy może chwilowe pogorszenie? pytam bo Joko tak miała, nagle zaczęła kuleć na przednią łapę, okazało się, że to nie żadne poważne zmiany a jedynie kwestia wieku, obciążenia.

Link to comment
Share on other sites

Na rentgenie widać, że główka kości dotyka ścianki. Było już tak źle, że jak siadła to pupy nie mogła podnieść, przy wchodzeniu na krawężnik łapy się rozjeżdżały tylnie. Dostała antybiotyk, przeciwbólowe leki, przeciwzapalne.Od dwóch dni podajemy CANIVITON forte plus. I nagotowałam nóżek wieprzowych. No i muszę odchudzić małą. Ona od dwóch m-cy taka smętnawa była. Myślałam, że to po cieczce.
Wczoraj przeczytałam o nowym preparacie CETYL M. Wiesz coś o nim?

Link to comment
Share on other sites

oj Ania... :shake: biedna malutka :buzi: CETYL M ponoć pomaga na zapalenie stawów, wspomagająco działa przy dysplazji i spondylozie, ogólnie działanie ma podobne do Canivitonu, ja nigdy go nie stozowałam, a jedynie o nim słyszałam, co prawda nie do końca wierzę w niego jako lek "zwalczający dysplazję" - a tak jest przedstawiany, raczej uznałabym go za suplement pomocny przy zapaleniu stawów.

Link to comment
Share on other sites

[quote name='jambi_']WoW!! Saththa! cóż za pięęękny bannerek!!!:crazyeye:


[COLOR=Teal][B]Dziekuję :)[/B][/COLOR] :loveu:

:hmmmm: Saththa a jesteś pewna że to był jamnik? z opisu Twego wnoszę, że przypuszczalnie mógł to byc basset... chociaz te 12 kilo to jakby przymało na basseta, ale te 101 cm ??? toż to kaaawał chłopa był! :lol:

[COLOR=Teal][B]Jestem pewna :) Tj nie miał rodowodu ale jestem pewna, że jamnik. Jak był mały to wet się dziwił, że nie ma rodowodu... Był srednio 2x wyższy i dłuższy niz koleżanki jamniczki "miniaturowe" I Fakt, że długi był i kawał chłopa :lol::lol:[/B][/COLOR]



no ja podobne rzeczy ćwiczyłam z moją Joko :roll: ta panieneczka łagodna jak owieczka, nigdy nie używająca akcesoriów w stylu smycz, kaganiec, gdy tylko zbliżaliśmy się na 20 metrów w pobliże Kliniki wykonywała nagły zwrot, omijanie i za nic w świecie wejść do środka nie chciała z własnej woli, w związku z tym nie pozostawało mi nic innego jak wniesienie panny do środka... bagatelka - 15 kilo :p
za to u weta, mój święty pies o anielskim usposobieniu zmieniał sie jak pod wpływem zaklęcia w istotę z piekła rodem i to było jedyne miejsce w którym na pysiu Joko lądował kaganiec... Doktor Jekyll i Mister Hyde... :evil_lol:

[COLOR=Teal][B]Oj to może ten biały fartuch?[/B][/COLOR]:evil_lol::evil_lol:
Widac sznaucery tak mają :p, i nie łudź się jeśli na dzień dzisiejszy nie uniesiesz 35 kilo, to tym bardziej w przyszłości ;) zwłaszcza jak Ci przekroczy 40 kilo :evil_lol:
i w razie takich wizyt zamiast butów proponuje Ci wrotki - to i psu łatwiej będzie i obcasy oszczędzisz :eviltong:[/QUOTE]

Ahhh może gdzie ś pod drodze przypakuję troszkę :evil_lol::evil_lol: Nie mamy opanowej komendy "stój" więc wrotki to trochę ekstramalne przezycie by było :evil_lol::evil_lol::evil_lol::evil_lol:

Link to comment
Share on other sites

A dziś :bday:,

[B]Aron z Klanu Czarnych[/B] skończył dokładnie 12 i PÓŁ roku :multi:

jako że wiek to już zasłużony jak na sznaucera olbrzyma, myślę, że wolno nam świętować "połowinki" :p

:BIG:

a więc wznoszę toast za dalsze szczęśliwe i zdrowe życie :beerchug:

Link to comment
Share on other sites

Join the conversation

You can post now and register later. If you have an account, sign in now to post with your account.

Guest
Reply to this topic...

×   Pasted as rich text.   Paste as plain text instead

  Only 75 emoji are allowed.

×   Your link has been automatically embedded.   Display as a link instead

×   Your previous content has been restored.   Clear editor

×   You cannot paste images directly. Upload or insert images from URL.

×
×
  • Create New...