Jump to content
Dogomania

Bejdula i Tobołki. Dziesięć stóp dookoła Hugobergu.


Jasza

Recommended Posts

Jaszo, proszę nie ubieraj juz kaftanika Misi, jej jest w tym za gorąco. Moja suczka lubi spać jak jej ciepło z odsłoniętym brzuszkiem do góry, tak się chłodzi, a Misia tej możliwości nie miała. A ona jako mieszkająca na dworze jest przyzwyczajona do chłodu. Zresztą takie rany goją się jak na przysłowiowym psie, więc nic jej już nie grozi. Ja bym jej kaftanik ubierała jeszcze z kilka razy na spacer tylko na deszczowe dni. Dobrej nocy życzę

Link to comment
Share on other sites

[quote name='Jasza']Kochani jesteście...
Ja mam chyba dzisiaj taki dzień smutny po prostu...
Zrobiłam łóżko i Misia za dwie minuty już wskoczyła na moją poduszkę.
TZ wściekły..[/QUOTE]

No i jakie postępy! Ona nie czuje się już jak intruzka tylko choćby u siebie :) :D

Jaszo kochana, powiedz to przyjadę i Cię odwiedzę, Ciebie i Misię :D musiałabyś mi jeszcze powiedzieć jak do Was dojechać :D

Jesteście silne :D

Zdrowiej Misiu!!!

Link to comment
Share on other sites

On może tak myśleć jak Jasza Ty myślisz.....
Ona ma prawo tak myśleć, że was nie kocha, że zrobiliście jej krzywdę, że jej źle gdy jest dotykana. Misia tyle zmian przeszła ostatnio. Miała swój bezpieczny świat, przygotowywała się do bycia matką, czuła się w swoim świecie szczęśliwa i bezpieczna.
Nagle straciła wszystko. Przeżywa podobne emocje do psa, który z domu trafił do schroniska.
Smutek, tęsknotę, niepokój, strach, beznadzieję, zaczyna sie wycofywać, popada w depresję.
W schronisku musi sam sobie poradzić.
Misia u Was ma Ciebie, męża, Reksa. Pomału zacznie odczuwać, że jest jej dobrze, że jest kochana. A wtedy zacznie się otwierać...

Link to comment
Share on other sites

Jaszko, jak będziesz miała chwilę poczytaj ten wątek:
[URL="http://www.dogomania.pl/threads/174274-Pigwa-i-Myszka-Teraz-Krakowianki-MajAE-domki"]http://www.dogomania.pl/threads/174274-Pigwa-i-Myszka-Teraz-Krakowianki-MajAE-domki[/URL]
Myszka była masakrycznie zamkniętą sunią ale dzięki wytrwałości opiekunki, dobrym radom behawiorysty niesamowicie się zmieniła:lol:. Myszka była jeszcze bardziej wycofana niż Misia a się przełamała i pokochała:lol:.Może znajdziesz tam też wskazówki dla siebie i Misi ?

Link to comment
Share on other sites

Pisze za Jeszkę.... choć nie potrafię tak jak ona.....
Z Misia jest źle. Choroba się nasila . Noc była ciężka i bezsenna. Teraz są w klinice.
To wygląda na wirusówkę. Moze sie uaktywniła przy spadku odporności po zabiegu???? To moze być wszystko - i parwo i nasówka.... i zwykła zatrucie.....

Nie wiem do kogo z nią jechać...... kogo Jaszy podpowiedzieć. KOńczą mi sie pomysły......

Link to comment
Share on other sites

[quote name='amikat']Pisze za Jeszkę.... choć nie potrafię tak jak ona.....
Z Misia jest źle. Choroba się nasila . Noc była ciężka i bezsenna. Teraz są w klinice.
To wygląda na wirusówkę. Moze sie uaktywniła przy spadku odporności po zabiegu???? To moze być wszystko - i parwo i nasówka.... i zwykła zatrucie.....

Nie wiem do kogo z nią jechać...... kogo Jaszy podpowiedzieć. KOńczą mi sie pomysły......[/QUOTE]
To straszne :(
Te wstrętne wirusówki, czemu ludzie nie szczepią psów ;( A tego kto o Misię tak "dbał", wyrzucił, chętnie bym poznała :angryy:

Link to comment
Share on other sites

Czytam wątek od początku, trzymałam kciuki za złapanie małej. Wierzę, że będzie dobrze. Misia jest młoda, silna, da radę. Dziewczyny, nie poddawajcie się. Nie jestem w stanie pomc, nic sensownego podpowiedzieć, ale z całej siły trzymam kciuki za Misię. Musi być dobrze !

Link to comment
Share on other sites

Jestem.
Dziękuję Anetko że napisałaś.
Nie mam siły juz na nic.
W nocy Misia prawie w ogole nie spała.
Była biegunka - jeden raz.
Wodnista, brązowa, plus kawalątek ledwo co uformowanego bobka.
Potem ciągle dyszała, na zmianę kladła się i spacerowała.
Piła duż i dwa albo trzy razy zaraz potem zwymiotywała tą wodą.

W brzuszku jej tak dziwnie cały czas burczało, syczało, odbijało jej się, jakby ..no nie wiem..nadkwasota?
Dwa razy z nią wyszłam przed blok, na rączkach, ale nie chciała nosa wyściubić.
Więc z powrotem.

Najgorzej było jednak już nad samym ranem, może o trzeciej, może o drugiej, straciłam rachubę..
Misia stała nieruchomo, glaskałam ją, przejechałam dłońmi wzdłuż jej bików, bo mi się wydało, że ma twardy i wydęty brzuch z obu stron...i wtedy zemdlała.
Po prostu się przewróciła, na boczek, wyprężyła nóżki...i zanim zdążyłam się zorientować - wstała.
Wreszcie około piątej, może troszkę później, jak mój mąż wstał do pracy, położyła się koło mnie i przysnęła.
Strasznie słabiutka, kupka nieszczęścia z wystającymi kośćmi...
Zadzwoniłam na nocny dyżur do kliniki w Batorym, odebrał ten sam wet, u ktorego byłam wczoraj.
Pamiętał mnie.
Powiedział, że jak zasnęła, to ok i że mam na ósmą przyjść.
No to skoro i tak nie spałam to wolałam sie nie klaść..
Umylam się, ubrałam, zadzwoniłam do mamy męża, czy mogę Reskia przyprowadzić.
Potem Misia na rączki, Reksio na flexi i w drogę.
Pół drogi ją niosłam, potem szła sama.
Ogonek dźwignięty do połowy.
Reksia zostawiłam ( płakał, jakby go żywcem ktoś ze skóry obdzierał...) i poszłam z nią pieszo.
W autobusie Misia sie trzęsie cała, nie chciałam jej już stresować.
Nioslam ją, bo prawie cały czas szłyśmy przy ulicy.

Klinika była jeszcze zamknięta, to usiadłam sobie na schodach, Misia na kolankach się zwinęła i poczekałyśmy.
Przyjęła nas doktor Ewelina Pałys, którą bardzo lubię...
Troszeczkę mnie pocieszała, powiedziała, że nie takie psy do nich trafiały i nie takie wyleczyli, głowa do gory..

Misia dostała kroplówkę.
Zastrzyk przeciwwstrząsowy, zastrzyk z antybiotykiem i przeciwskurczowy.
Już sama nie wiem, czy trzy czy cztery.
Po kroplówce dostała kontrast i mam obserwować jaką zrobi kupę.
Jeżeli w kupie będzie ten kontrast, to znaczy, że jelita są drożne.
Jeżeli ie - jest możliwość, że ma w jelitach jakieś ciało obce.

Była bardzo dzielna.
Po południu znowu wędrujemy do kliniki.
Będzie ten lekarz, ktory nas wczoraj przyjął.
Dzisiaj nic na razie nie placiłam.

Z powrotem wracałyśmy przez osiedla, więc szła sama. W zasadzie nie było widać, że coś jej dolega.
Maszerowała dziarsko.
Zabrałam Reksia od teściowej, i w trójkę poszliśmy sobie przez las do domu.
Było siuu, ale nie było kupy...
Misia próbowała nawet gonić gołębia.
Nie dyszy, nie odbija jej się, nie burczy jej w brzuszku.

Mam jej nie dawać nic do jedzenia.
Ale jak karmiłam Reksia, to przybiegła do kuchni i , kurcze, wyglądało na to, że jej przyszła na coś ochota.
Dałam jej tylko jeden mleczny drosik psi, wielkości paznokcia, schrupała go...
To było silniejsze ode mnie...nic juz jej nie dałam..mam nadzieję, że jej nie zaszkodzi...

Teraz śpi..a ja patrzę, że mam jeszcze jej krew na palcach, z wenflona chyba...
Wyglądam jak śmierć, zrobilam sobie kawy...
jak pisze, to jest mi trochę lżej, ale wszystko mnie boli w środku.
Tak się tępo czuję, tak źle...

Mój mąż się przejął trochę, ale w odwrotna stronę..
Powiedział, że powinnam ja oddać komuś, kto ma czas się nią zajmować.
Jutro idę do pracy i będą same 9 godzin.
Aż się boję.

Już nie wiem co pisać...
Czekam aż postawiądiagnozę.
Podobno może to być mocne zatrucie, parwowiroza lub nosówka.
No i może jeszcze coś co utkwiło w jelitach.

Tak to wygląda.

Link to comment
Share on other sites

Jestem.
Dziękuję Anetko że napisałaś.
Nie mam siły juz na nic.
W nocy Misia prawie w ogole nie spała.
Była biegunka - jeden raz.
Wodnista, brązowa, plus kawalątek ledwo co uformowanego bobka.
Potem ciągle dyszała, na zmianę kladła się i spacerowała.
Piła duż i dwa albo trzy razy zaraz potem zwymiotywała tą wodą.

W brzuszku jej tak dziwnie cały czas burczało, syczało, odbijało jej się, jakby ..no nie wiem..nadkwasota?
Dwa razy z nią wyszłam przed blok, na rączkach, ale nie chciała nosa wyściubić.
Więc z powrotem.

Najgorzej było jednak już nad samym ranem, może o trzeciej, może o drugiej, straciłam rachubę..
Misia stała nieruchomo, glaskałam ją, przejechałam dłońmi wzdłuż jej bików, bo mi się wydało, że ma twardy i wydęty brzuch z obu stron...i wtedy zemdlała.
Po prostu się przewróciła, na boczek, wyprężyła nóżki...i zanim zdążyłam się zorientować - wstała.
Wreszcie około piątej, może troszkę później, jak mój mąż wstał do pracy, położyła się koło mnie i przysnęła.
Strasznie słabiutka, kupka nieszczęścia z wystającymi kośćmi...
Zadzwoniłam na nocny dyżur do kliniki w Batorym, odebrał ten sam wet, u ktorego byłam wczoraj.
Pamiętał mnie.
Powiedział, że jak zasnęła, to ok i że mam na ósmą przyjść.
No to skoro i tak nie spałam to wolałam sie nie klaść..
Umylam się, ubrałam, zadzwoniłam do mamy męża, czy mogę Reskia przyprowadzić.
Potem Misia na rączki, Reksio na flexi i w drogę.
Pół drogi ją niosłam, potem szła sama.
Ogonek dźwignięty do połowy.
Reksia zostawiłam ( płakał, jakby go żywcem ktoś ze skóry obdzierał...) i poszłam z nią pieszo.
W autobusie Misia sie trzęsie cała, nie chciałam jej już stresować.
Nioslam ją, bo prawie cały czas szłyśmy przy ulicy.

Klinika była jeszcze zamknięta, to usiadłam sobie na schodach, Misia na kolankach się zwinęła i poczekałyśmy.
Przyjęła nas doktor Ewelina Pałys, którą bardzo lubię...
Troszeczkę mnie pocieszała, powiedziała, że nie takie psy do nich trafiały i nie takie wyleczyli, głowa do gory..

Misia dostała kroplówkę.
Zastrzyk przeciwwstrząsowy, zastrzyk z antybiotykiem i przeciwskurczowy.
Już sama nie wiem, czy trzy czy cztery.
Po kroplówce dostała kontrast i mam obserwować jaką zrobi kupę.
Jeżeli w kupie będzie ten kontrast, to znaczy, że jelita są drożne.
Jeżeli ie - jest możliwość, że ma w jelitach jakieś ciało obce.

Była bardzo dzielna.
Po południu znowu wędrujemy do kliniki.
Będzie ten lekarz, ktory nas wczoraj przyjął.
Dzisiaj nic na razie nie placiłam.

Z powrotem wracałyśmy przez osiedla, więc szła sama. W zasadzie nie było widać, że coś jej dolega.
Maszerowała dziarsko.
Zabrałam Reksia od teściowej, i w trójkę poszliśmy sobie przez las do domu.
Było siuu, ale nie było kupy...
Misia próbowała nawet gonić gołębia.
Nie dyszy, nie odbija jej się, nie burczy jej w brzuszku.

Mam jej nie dawać nic do jedzenia.
Ale jak karmiłam Reksia, to przybiegła do kuchni i , kurcze, wyglądało na to, że jej przyszła na coś ochota.
Dałam jej tylko jeden mleczny drosik psi, wielkości paznokcia, schrupała go...
To było silniejsze ode mnie...nic juz jej nie dałam..mam nadzieję, że jej nie zaszkodzi...

Teraz śpi..a ja patrzę, że mam jeszcze jej krew na palcach, z wenflona chyba...
Wyglądam jak śmierć, zrobilam sobie kawy...
jak pisze, to jest mi trochę lżej, ale wszystko mnie boli w środku.
Tak się tępo czuję, tak źle...

Mój mąż się przejął trochę, ale w odwrotna stronę..
Powiedział, że powinnam ja oddać komuś, kto ma czas się nią zajmować.
Jutro idę do pracy i będą same 9 godzin.
Aż się boję.

Już nie wiem co pisać...
Czekam aż postawiądiagnozę.
Podobno może to być mocne zatrucie, parwowiroza lub nosówka.
No i może jeszcze coś co utkwiło w jelitach.

Tak to wygląda.

Link to comment
Share on other sites

Jestem.
Dziękuję Anetko że napisałaś.
Nie mam siły juz na nic.
W nocy Misia prawie w ogole nie spała.
Była biegunka - jeden raz.
Wodnista, brązowa, plus kawalątek ledwo co uformowanego bobka.
Potem ciągle dyszała, na zmianę kladła się i spacerowała.
Piła duż i dwa albo trzy razy zaraz potem zwymiotywała tą wodą.

W brzuszku jej tak dziwnie cały czas burczało, syczało, odbijało jej się, jakby ..no nie wiem..nadkwasota?
Dwa razy z nią wyszłam przed blok, na rączkach, ale nie chciała nosa wyściubić.
Więc z powrotem.

Najgorzej było jednak już nad samym ranem, może o trzeciej, może o drugiej, straciłam rachubę..
Misia stała nieruchomo, glaskałam ją, przejechałam dłońmi wzdłuż jej bików, bo mi się wydało, że ma twardy i wydęty brzuch z obu stron...i wtedy zemdlała.
Po prostu się przewróciła, na boczek, wyprężyła nóżki...i zanim zdążyłam się zorientować - wstała.
Wreszcie około piątej, może troszkę później, jak mój mąż wstał do pracy, położyła się koło mnie i przysnęła.
Strasznie słabiutka, kupka nieszczęścia z wystającymi kośćmi...
Zadzwoniłam na nocny dyżur do kliniki w Batorym, odebrał ten sam wet, u ktorego byłam wczoraj.
Pamiętał mnie.
Powiedział, że jak zasnęła, to ok i że mam na ósmą przyjść.
No to skoro i tak nie spałam to wolałam sie nie klaść..
Umylam się, ubrałam, zadzwoniłam do mamy męża, czy mogę Reskia przyprowadzić.
Potem Misia na rączki, Reksio na flexi i w drogę.
Pół drogi ją niosłam, potem szła sama.
Ogonek dźwignięty do połowy.
Reksia zostawiłam ( płakał, jakby go żywcem ktoś ze skóry obdzierał...) i poszłam z nią pieszo.
W autobusie Misia sie trzęsie cała, nie chciałam jej już stresować.
Nioslam ją, bo prawie cały czas szłyśmy przy ulicy.

Klinika była jeszcze zamknięta, to usiadłam sobie na schodach, Misia na kolankach się zwinęła i poczekałyśmy.
Przyjęła nas doktor Ewelina Pałys, którą bardzo lubię...
Troszeczkę mnie pocieszała, powiedziała, że nie takie psy do nich trafiały i nie takie wyleczyli, głowa do gory..

Misia dostała kroplówkę.
Zastrzyk przeciwwstrząsowy, zastrzyk z antybiotykiem i przeciwskurczowy.
Już sama nie wiem, czy trzy czy cztery.
Po kroplówce dostała kontrast i mam obserwować jaką zrobi kupę.
Jeżeli w kupie będzie ten kontrast, to znaczy, że jelita są drożne.
Jeżeli ie - jest możliwość, że ma w jelitach jakieś ciało obce.

Była bardzo dzielna.
Po południu znowu wędrujemy do kliniki.
Będzie ten lekarz, ktory nas wczoraj przyjął.
Dzisiaj nic na razie nie placiłam.

Z powrotem wracałyśmy przez osiedla, więc szła sama. W zasadzie nie było widać, że coś jej dolega.
Maszerowała dziarsko.
Zabrałam Reksia od teściowej, i w trójkę poszliśmy sobie przez las do domu.
Było siuu, ale nie było kupy...
Misia próbowała nawet gonić gołębia.
Nie dyszy, nie odbija jej się, nie burczy jej w brzuszku.

Mam jej nie dawać nic do jedzenia.
Ale jak karmiłam Reksia, to przybiegła do kuchni i , kurcze, wyglądało na to, że jej przyszła na coś ochota.
Dałam jej tylko jeden mleczny drosik psi, wielkości paznokcia, schrupała go...
To było silniejsze ode mnie...nic juz jej nie dałam..mam nadzieję, że jej nie zaszkodzi...

Teraz śpi..a ja patrzę, że mam jeszcze jej krew na palcach, z wenflona chyba...
Wyglądam jak śmierć, zrobilam sobie kawy...
jak pisze, to jest mi trochę lżej, ale wszystko mnie boli w środku.
Tak się tępo czuję, tak źle...

Mój mąż się przejął trochę, ale w odwrotna stronę..
Powiedział, że powinnam ja oddać komuś, kto ma czas się nią zajmować.
Jutro idę do pracy i będą same 9 godzin.
Aż się boję.

Już nie wiem co pisać...
Czekam aż postawiądiagnozę.
Podobno może to być mocne zatrucie, parwowiroza lub nosówka.
No i może jeszcze coś co utkwiło w jelitach.

Tak to wygląda.

Link to comment
Share on other sites

Jestem.
Dziękuję Anetko że napisałaś.
Nie mam siły juz na nic.
W nocy Misia prawie w ogole nie spała.
Była biegunka - jeden raz.
Wodnista, brązowa, plus kawalątek ledwo co uformowanego bobka.
Potem ciągle dyszała, na zmianę kladła się i spacerowała.
Piła duż i dwa albo trzy razy zaraz potem zwymiotywała tą wodą.

W brzuszku jej tak dziwnie cały czas burczało, syczało, odbijało jej się, jakby ..no nie wiem..nadkwasota?
Dwa razy z nią wyszłam przed blok, na rączkach, ale nie chciała nosa wyściubić.
Więc z powrotem.

Najgorzej było jednak już nad samym ranem, może o trzeciej, może o drugiej, straciłam rachubę..
Misia stała nieruchomo, glaskałam ją, przejechałam dłońmi wzdłuż jej bików, bo mi się wydało, że ma twardy i wydęty brzuch z obu stron...i wtedy zemdlała.
Po prostu się przewróciła, na boczek, wyprężyła nóżki...i zanim zdążyłam się zorientować - wstała.
Wreszcie około piątej, może troszkę później, jak mój mąż wstał do pracy, położyła się koło mnie i przysnęła.
Strasznie słabiutka, kupka nieszczęścia z wystającymi kośćmi...
Zadzwoniłam na nocny dyżur do kliniki w Batorym, odebrał ten sam wet, u ktorego byłam wczoraj.
Pamiętał mnie.
Powiedział, że jak zasnęła, to ok i że mam na ósmą przyjść.
No to skoro i tak nie spałam to wolałam sie nie klaść..
Umylam się, ubrałam, zadzwoniłam do mamy męża, czy mogę Reskia przyprowadzić.
Potem Misia na rączki, Reksio na flexi i w drogę.
Pół drogi ją niosłam, potem szła sama.
Ogonek dźwignięty do połowy.
Reksia zostawiłam ( płakał, jakby go żywcem ktoś ze skóry obdzierał...) i poszłam z nią pieszo.
W autobusie Misia sie trzęsie cała, nie chciałam jej już stresować.
Nioslam ją, bo prawie cały czas szłyśmy przy ulicy.

Klinika była jeszcze zamknięta, to usiadłam sobie na schodach, Misia na kolankach się zwinęła i poczekałyśmy.
Przyjęła nas doktor Ewelina Pałys, którą bardzo lubię...
Troszeczkę mnie pocieszała, powiedziała, że nie takie psy do nich trafiały i nie takie wyleczyli, głowa do gory..

Misia dostała kroplówkę.
Zastrzyk przeciwwstrząsowy, zastrzyk z antybiotykiem i przeciwskurczowy.
Już sama nie wiem, czy trzy czy cztery.
Po kroplówce dostała kontrast i mam obserwować jaką zrobi kupę.
Jeżeli w kupie będzie ten kontrast, to znaczy, że jelita są drożne.
Jeżeli ie - jest możliwość, że ma w jelitach jakieś ciało obce.

Była bardzo dzielna.
Po południu znowu wędrujemy do kliniki.
Będzie ten lekarz, ktory nas wczoraj przyjął.
Dzisiaj nic na razie nie placiłam.

Z powrotem wracałyśmy przez osiedla, więc szła sama. W zasadzie nie było widać, że coś jej dolega.
Maszerowała dziarsko.
Zabrałam Reksia od teściowej, i w trójkę poszliśmy sobie przez las do domu.
Było siuu, ale nie było kupy...
Misia próbowała nawet gonić gołębia.
Nie dyszy, nie odbija jej się, nie burczy jej w brzuszku.

Mam jej nie dawać nic do jedzenia.
Ale jak karmiłam Reksia, to przybiegła do kuchni i , kurcze, wyglądało na to, że jej przyszła na coś ochota.
Dałam jej tylko jeden mleczny drosik psi, wielkości paznokcia, schrupała go...
To było silniejsze ode mnie...nic juz jej nie dałam..mam nadzieję, że jej nie zaszkodzi...

Teraz śpi..a ja patrzę, że mam jeszcze jej krew na palcach, z wenflona chyba...
Wyglądam jak śmierć, zrobilam sobie kawy...
jak pisze, to jest mi trochę lżej, ale wszystko mnie boli w środku.
Tak się tępo czuję, tak źle...

Mój mąż się przejął trochę, ale w odwrotna stronę..
Powiedział, że powinnam ja oddać komuś, kto ma czas się nią zajmować.
Jutro idę do pracy i będą same 9 godzin.
Aż się boję.

Już nie wiem co pisać...
Czekam aż postawiądiagnozę.
Podobno może to być mocne zatrucie, parwowiroza lub nosówka.
No i może jeszcze coś co utkwiło w jelitach.

Tak to wygląda.

Link to comment
Share on other sites

[quote name='diana79']Jasza trzymaj się mocno, Misia wyjdzie z tego, to jest silna i dzielna dziewczynka :thumbs:[/QUOTE]

Dziękuję Diano...czuję się jak psychicznie chora, juz mnie glowa boli od myślenia..

Link to comment
Share on other sites

Nie mogę iść spać...czytam o nosowce i parwowirozie.
Musze ogarnąć bałagan w mieszkaniu i zrobić jakiś obiad.
Jak mąż przyjdzie zabiorę Reksia na jakiś dłuższy spacer, a potem z Misią do kliniki...
Kurcze, żebyśmy chociaż wiedzieli CO JEJ JEST!

Link to comment
Share on other sites

Jaszko. Nie myśl o najgorszym. Nie myśl!!!!! Często zwierzęta chorują wtedy kiedy poczują sie bezpieczne, kiedy "juz mogą"! Mozę tak jest z Miśką?
Znajdą przyczynę. Może zapytaj czy nie zrobić testu na parwo ? BIERZ FAKTURĘ - jak mówiłam na wszystko. Dałaś jej miejsce, daaś siebie - TO BARDZO DUZO> Jak krucho jest z kasą wszyscy wiemy prawda?

Link to comment
Share on other sites

[quote name='Jasza']Nie mogę iść spać...czytam o nosowce i parwowirozie.
[/QUOTE]
Nie czytaj, to by ją ścięło tak, że o jedzeniu czy takim chodzeniu nie byłoby mowy.
Bardzo mnie te wieści ucieszyły, bo bałam się tych chorób.

Jak ma apetyt, to możesz jej troszeczkę dać, ale nie takiego. Trochę rozgotowanego ryżu... itp.

A co do pracy i opieki nad psem - to wiem co czujesz, a Twój maż ma rację. Ale.. jakby się nasze psy pochorowały (tfu, tfu), nie tymczasiki, to co? Jakoś to będzie, musi.

Niestety finansowo nie mam jak wspomóc :(

Link to comment
Share on other sites

Join the conversation

You can post now and register later. If you have an account, sign in now to post with your account.

Guest
Reply to this topic...

×   Pasted as rich text.   Paste as plain text instead

  Only 75 emoji are allowed.

×   Your link has been automatically embedded.   Display as a link instead

×   Your previous content has been restored.   Clear editor

×   You cannot paste images directly. Upload or insert images from URL.

×
×
  • Create New...