Jump to content
Dogomania

Gamonius pospolitus i kotus bezmózgus do potęgi drugiej :D


Ty$ka

Recommended Posts

[quote name='Talia']Ja też chcę kotka :loveu:
Tylko ja mam pecha do kotów. Raz chciałam przed domem pomóc małemu kotkowi, bo sobie łapkę przełożył przez obrożę na kleszcze. Oczywiście w głowie miałam "zawsze chciałaś mieć czarnego kota". Zwabiłam go na psie smaki, złapałam, a on się odwinął, dziabnął mnie i zwiał. Miałam 5 zastrzyków p/wściekliźnie.
Ostatnio mi sprzątaczka na uniwerku wręczyła jednodniowe kocie maleństwo ze śmietnika. Niestety nie dał rady :([/QUOTE]
Koty są suuuuper. O rany, faktycznie masz pecha. Jednak jak tak sobie sama pomyślę dogłębniej, to musze przyznac, że ja mam to samo - tylko nieliczne koty dożywały sędziwego wieku. Tak czy inaczej jak będziesz miała możliwość posiadania kota, polecam. Nawet nie wiesz jak to miło jest, gdy Cię kotki w nocy budzą, bo się wspinają po Twoich włosach :evil_lol:


[quote name='marta1624']Ale masz nowe odmiany kwiatków :D[/QUOTE]
Fajne, co? Wróciłam do domu i na parapecie w moim pokoju zostały tylko 3 kwiatki, ciekawe dlaczego :siara:

[quote name='magdabroy']Miłego spacerowania do Częstochowy ;)[/QUOTE]
I było miło! Idę za rok! Genialna sprawa. Najgorsze to było ruszyć się po 5min odpoczynku po 50km w upale, ale szło się suuuper.

[quote name='zmierzchnica']Haha, ja z Frotkiem kiedyś biegałam z pasem tak, że mnie ciągnął, ale kolano mi wysiadło od tego ;) Teraz jak biegam, wolę jak psy truchtają, ale mnie nie ciągną. Mogę wtedy biec swoim tempem, a to jest bezpieczniejsze dla nóg ;) Canicross to nie jest, ale też mi nie zależy :diabloti: Jednak jak psy ciągną to się biegnie szybciej, trochę ponad siły, łatwo się zajechać przy kilkunastu kilometrach dziennie...


Powodzenia na trasie i wracaj bezpiecznie ;)[/QUOTE]
No ak, łatwo się jest zajechać. Jednak wiem, że CC jest fajne i mam zamiar się rekreacyjnie pobawić. Kiedyś to robiliśmy, nie mówię nie, no ale to było na krótkie dystansy, a i zapał mój okazał się słomiany. Teraz postaram się wrócić do tego. A bieganie z psem przy boku też chcę praktykować, zobaczymy czy coś z tych planów mi wyjdzie. I czy kolano mi nie wysiądzie. ;p



[quote name='agutka']tej to dobrze , ciągle jakieś wypady :evil_lol:
kociaki super:loveu:[/QUOTE]

[quote name='Yuki_']Tak z ciekawości-Morus ci towarzyszył? :)[/QUOTE]

[quote name='Baski_Kropka']Właśnie coś bezfotkowo :P

I właśnie właśnie chcesz nas poznać na zywo? ;P[/QUOTE]

[quote name='rashelek']Tyśka już chyba wyszła :P Ciekawe, z którą pielgrzymką będzie wchodzić :hmmmm:[/QUOTE]
[quote name='rashelek']To co, chcesz poznać Miczelskiego na żywo? :loveu:[/QUOTE]
Chciałam. Jednak telefon mi się wtedy popsuł, nie działał i nie miałam jak dać Wam znać, a przed wyjściem zapomniałam Wam dać znać z którą wchodzę. Na przyszłość: zamojsko-lubaczowska. Byliśmy w Częstochowie od 10 dn. 14, potem się obijaliśmy do godz. 15 dn. 15. Plułam sobie w brodę, że akurat nie dałam Wam przed wyjazdem więcej info nt mojego pielgrzymowania, no ale kto mógł wiedzieć, że całkiem odetnę się od świata? Trudno. Przyznaję Wam, że szkołę zawodową mechaniczną czy jakąś tam macie wygodną do spania. :eviltong:


[quote name='Wola istnienia.']Tyśko, zdradzisz mi jak oduczyłaś swojego psiaka ciągnąć? Bo ja już probowałam hatlerka, chodzenia do wybranego punkty i nagradzanie smakołykiem. To hatlerek zostawał zawsze ściągany (pomimo przyzwyczajenia- w którymś z numerów Przyjaciela psa było jak oswoić psa z szelkami/obrożą), smakołyki go zaczynały nudzić jak zaczęły poruszać się licie/skoczyła żaba, nie mam pojęcia co mam z nim zrobić. Łudzę się, że jak kupię 3 metrową smycz to, to ciągnięcie minie.... Choć wiem, że tak nie będzie, dlatego pytam o Twój sposób, jeśli chciałabyś mi go oczywiście zdradzić.[/QUOTE]

Hmmm... a czy czasem nie wysyłałam Ci tego "krótkiego" artykułu nt metod, które sobie wypracowałam z kundelsami? Ja polecam pomieszać metodę drzewka z tańcem pijanej muchy + zmiana schematów. Tak po krótce. Polega to na tym, że najpierw zmieniać psu skojarzenia. Jeśli ciągną w obroży, zakładać szelki lub np mu kamizelkę, by łatwiej mu było zrozumieć nowe zasady chodzenia na smyczy,a tym samym łatwiej zmienić nawyki. I teraz tak: metoda drzewka polega na tym, że stajesz i czekasz aż pies nie zluzuje smycz. A potem nagródka. Metoda może i skuteczna, ale pracochłonna, samej, na czysto jej nie stosowałam nigdy, brak mi cierpliwości, nie widziałam też efektów oprócz tego, że na psim pysku zrezygnowanie. Taniec pijanej muchy polega na znaojmości komendy "siad", wyrabiasz psu skojarzenie, że jak stajesz, on ma usiąść. Najpierw stajesz, mówisz siad, on siada, nagradzasz, robisz krok, stajesz, on siada, nagroda.Z czasem powinien siadać autmatycznie jak się zatrzymujesz - jest to przydatne w życiu codziennym ;). I kiedy już siada autamtycznie sproawdzasz to do półsiadów, czyli jak się zatrzymujesz on już kuca, a Ty nagle ruszasz. Połączenie tych metod u mnie polegało na tym, że pies jak tylko napiął smycz albo skręcałam, zmieniałam kierunek marszu, ciągnąć za sobą psa, albo stawałam (on siadał, albo półsiadał), albo hamowałam, albo przyspieszałam i nim zdążył całkiem napiąć smycz, znów zmieniałam kierunek. Uniemożliwiałam mu ciągnięcie. Jak ciągnął, był zawrót w inną stronę, gwałtowne, czyli piesek czasem potrafił przelecieć kawałek. O nagradzaniu za nieciągniecie chyba nie muszę mówić. Zasada jednak jest taka, by ciągle patrzeć się na psa i reagować zanim całkowicie napnie smycz, a zmiana kierunku temu zapobiega, chyba już wiesz skąd nazwa "pijana mucha" :evil_lol: Śmiesznie to wygląda, ale jest skuteczne. Pies zaczął zwracać uwagę na mnie, a właściwie na moją mowę ciała. A że przy okazji każdego skrętu mówiłam mu "prawo, lewo, źle, prosto, zawrót", po czym gdy dorównywał mi kroku miał nagródkę, przy okazji wyćwiczyliśmy komendy. Teraz mocno reaguje na moją mowę ciała i gesty i się dostosowuje do mnie. U nas szybko nauka poszła szczerze mówiąc, pomogło tu właśnie zmiana skojarzeń, cyzli nowy sprzęt, który z czasem można stopniowo wycofywać i zmieniać na obrożę na przykład, a także przed spacerem go nie pobudzałam, a wyciszałam, czyli dostawał gryzaka czy bawiliśmy się w szukanie jedzenia (mogą być zabawki) po podwórku. Dzięki temu nie miał fali energii nie do opanowania.
Aaa, jednak nie zawsze ma chodzić na luźnej smyczy. Po dłuższym niewyvbieganiu oczywiste jest, że będzie ciągnął, więc zapobiegam tylko złym skojarzeniom i zakładam sprzęt do ciągnięcia (szelki+linka am+buty do biegania+pas biodrowy) i sobie szarżujemy, biegamy, dajemy upust energii. Dopiero jak pierwsza fala *******nięcia minie, zmieniać mu akcesoria na te spacerowe i ładnie idzie nie ciągnąc.
Jak chcesz coś więcej widzieć, pisz na priv, to przybliżę Ci dokładniej swoją pracę z kundlem. Zwłaszcza, że w przypadku mijania piesków, kotków czy zwierzątek to trochę się to komplikowało i bylam trochę brutalniejsza, ale po krótce to stosowałam opisaną wyżej metodę ;)

PS: Halterek odradzam, ale ja ogólnie go nie lubię. Natomiast co do nagród, nie muszą być smakole. są najwygodniejsze, ale u nas pomogła zmiana kierunku, bo pies nie dochodził do celu, który sobie obrał, więc nie został nagrodzony. Czasem oczywiście wyglądało to tak, że idziemy, peis ciągnie, ja zawracam, on dorównywał mi kroku i robiliśmy tył zwrot do miejsca, do którego ciągnął, by nim go nagrodził, ale pod warunkiem, że był na tyle wyciszony, by znowu do niego nie ciągnąć - inaczej takich zawrotów robiliśmy tysiąc, ludzie musieli mieć z nas niezły ubaw ;)

Link to comment
Share on other sites

Żyję!
Wróciłam w nocy, wczoraj wracaliśmy cały dzień, naokoło, bo odwoziliśmy autobusem wszystkich po kolei. No i ten od 15 do 23 w autobusie-trumnie. :loveu: Wróciłam i nie ogarniam. Wszyscy nagle coś ode mnie chcą. Na fejsie, z harcerstwa, z psiarzy... a i telefon zgubiłam, więc byłam odcięta od świata. :diabloti:
I relacje... hmmm... od czego by tu zacząć... Zacznijmy od tego, że piesek o dziwo jeszcze się nie toczy. Myślę, że przytył z 0,5kg, ale nie jest źle, spodziewałam się gorszego. No i ma genialną, miękką sierść, więc wnioskuję, że do żarcia syfu nie dostawał. Aż się dopytam co mu dodali do diety, bo ma w lepszym stanie niż sobie pojechałam i co się tak główkowałam, co mu może być, czy to czasem nie na tle hormonalnym... jak widać nie, teraz z niego taki miś do tulenia, efekt niczym po kąpieli.

Hmm... będzie chaotycznie, ale nie wiem co w sumie chcę pisać. Było super. Moja grupa pielgrzymkowa jest najlepsza, zresztą co tu dużo mówić, jestesmy faworytami wszystkich służb głównych :D. Idąc miałam opory przed obcymi ludźmi i przed tym czy dojdę. Okazały się nie słuszne. Szło się fantastycznie, ludzie totalni debile w pozytywnym znaczeniu tego słowa. Były etapy, gdzie włączaliśmy swoją ulubioną muzykę czy śpiewaliśmy przyśpiewki weselne, cygańskie, pijackie i dobrze sie przy tym bawiliśmy. Ksiądz - przewodnik rewelacja! Ma genialne podejście do życia, kompletny dystans do "czarnych", a więc do siebie, a także podejście do ludzi. Można z nim ponarzekać, porozmawiać, pokłócić się ;). Ludzie to samo. Trochę trzepnięci, ale tak pozytywnie ;). 12stego dnia pielgrzymki mieliśmy dyskotekę, w sumie bardziej czułam sie jak na weselu, wszyscy zachowywaliśmy się jak nawaleni. Aaa nie obyło się też przygód psich. Pewnego dnia, jeszcze przed półmetkiem dołączył do naszej ekipy pies. Przez księdza został ochrzczony (dosłownie :evil_lol:) Bąblem. Na drugie miał Pęcherz, też ładnie. Od razu zajrzałam mu w paszczę, na moje oko nie miał roku, tak góra 7msc. Czarny, trochę niższy od Morusa, krótkowłosy, ale z bródką, a rzęsy miał tak długie, że dzewczyny mogły mu pozazdrościć. Bąbel nie jadł byle czego, jedynie serki, jogurty, mięsko. Bułeczka, chlebek, zupka nie wchodziła. Mimo wybrzydzania dawał radę, nikt mu się nadziwić nie mógł, że przeszedł z nami 60km po asfalcie i to jednego dnia był okrutny gorąc. Postoje wykorzystywał suuuper, jak ktoś mu nie dał jedzenia pod nos to po prostu spał, a ja kiedy już szliśmy zazdrościłam mu tych mięśni, Morus takich nie ma... Bąbel pozwalał z sobą wszystko robić, był tak kochany, że zastanawiałam się jak go przemycić do domu. Pech chciał, że 3dnia toawarzyszenia nam był ukrop i się poddał, został w Staszowie. Mam nadzieję, że ktoś fajny go przygarnął, bo skradł serca całej pielgrzymki i wszyscy rozpaczali, że już nam nie towarzyszy.
Powiem Wam, że taka pielgrzynalia jest super sprawą. Przez te 12nocy poznałam 12 różnych rodzin z własną historią. Jedni otwierali się bardziej, inni mniej. I wiem też, że jak ktoś trzyma psa na łańcuchu to znak, że będziesz spać w stodole i w ogóle ciesz się, że Cię nie zabije. :diabloti: Tak czy inaczej w sumie spotkałam się z samymi wspaniałymi ludźmi, dopiero pod Częstochową ten zachwyt nad ludźmi trochę zmalał, bo i więcej psów na łańcuchach i ludzie tacy mniej sympatyczni. Nie wiem jak rashelek, dexowa i molowa możecie tam żyć. ;p Szliśmy przez małe wsie i miasteczka i spodziewałam się wszędzie smutku, zaniedbanych zwierząt, smrodu, a tylko jakieś 20km pod Częstochową tego doświadczyłam, szczerze się zdziwiłam. Raz tylko wypatrzyłam coś na wzór pseudo onków (pod częstochową), dużo papisi, smród, brud, syf i zabiedzone krowy (te trochę bliżej mojego zamieszkania), ale nazwę wsi i lokalizację mniej więcej pamiętam jakby co. No i spałam w stodole. Raz. Najlepsze były moje znajome, które rozpaczały, że muszą myć się na dworze w wiaderkach. Jednak jakoś się umyły. Cisza, zasypiamy. A tu nagle myszki nad naszymi głowami. Dziewczyny na to równocześnie:
- O jezuuu!
- Słyszałyście?
- CICHO! WSZYSTKIE SŁYSZAŁYŚMY, ale nie musisz nas uświadamiać. O TYMMMM....
- oj, przestańcie. (a po chwili) aaaaa, obok mnie myyyyysz.
:evil_lol:
Zresztą gryzonie zadbały o pamiątkę dla jednej z nich - karimata została przez nie udoskonalona Ja tam nie narzekam, w stodole się wyspałam mimo, że wstaliśmy świtem, kolejnej nocy już się nie wyspałam, było cholernie twardo spać na podłodze w opuszczonym domu. :eviltong:
Dostałam też kolejną lekcję: jestem czarownicą, problem w tym, że nie wiem kiedy mówię zaklęcie. Chcecie przykładu? Prosze bardzo.
[U]Przykład 1.[/U] Zgubiłam płaszcz przeciwdeszczowy. I zaśmiałam się, że będzie heca jak będzie lało tego dnia. Wiecie, słońce, upał, 30*c, bezchmurnie. Nie spodziewałam się nikt, że moje słowa okażą się prorocze. A tu nagle, jakieś 17km przed dojściem do noclegu zaczęło coś burczeć. Spoko, niech burczy, burza przejdzie zapewne bokiem. Aha, ledwiem to pomyślała, a juz zaczęła lać. LAĆ. To było urwanie chmury. Wszyscy od razu hyc po płaszcze, a ja co? moknę w krótkich spodenkach i białej bluzce :evil_lol: Zrobiliśmy sobie postój, by przeczekać największy deszcz (błąd, zaczęło jeszcze mocniej lać), a moi kochani znajomi w służbach zaczęli szukać kogoś z dodatkowym plaszczem. Znaleźli. Worek na śmieci :diabloti: Wsadzili mnie w ten worek, i co? mam płaszcz. Mam. Zaśmiałam się, bo już burza przechodziła, że teraz to mi burza niestraszna - jak mnie piorun strzeli to już jestem przygotowana, ot trup w worku. :diabloti: I w tym czasie zaczeła się burza. Co lepsze - była coraz bliżej nas, pioruny trzaskały obok nas, za nami poleciało jakieś drzewo, za chwilę przed nami piorun strzelił w ziemię. Obok. A my sobie idziemy przez 12km. Mnie moje buty przemokły (schną do dzisiaj, żegnajcie trzytygodniowe reeboki [+]), wszystko zresztą, no ale zaraz nocleg. Taaaa, ciesz sie głupia. Trafiła mi się remiza. Bez wody, bez toalety za to z błotem. Bo w niej zostały schowane nasze bagaże i ludzie idąc po nie, zabłocili nam podłogę, na której mieliśmy spać. Bosko :loveu: I wiecie co? cieszyłam się jak głupia, że lało. Bo nie śmierdziałam i nie czułam potrzeby się mycia. Nie miałam na sobie ani suchej nitki, więc prysznic tego dnia zaliczony. Gorzej mieli ci, którzy płaszcz na sobie mieli od samego początku :diabloti:. Pal sześć, że ubranie nadawło się jedynie do wyrzucenia. Przynajmniej nie byłam brudna! :cool3: A zdjęcia w worku też mam, każdy kto chciał ze mną foto musiał zapłacić mi 5zł :lol:
[U]Przykład 2.[/U] podajże 9dnia zepsuł mi sie telefon. Wykasował wszystkie możliwe numery (jakieś 300 :shake:), co więcej, nie pozwalał mi żadnego zapisać. No ale ok, numer do rodzinki znam, pomyślałam, że przeżyję do powrotu, a potem się telefon naprawi. Jakoś się żyło, choć wiedziałam już wtedy, że z dogomaniaczkami sie nei spotkam, bo nie będę miała jak się skontaktować. No ale trudno. No i tak mijają te dni, przychodzi dzień 13, czyli już po ostatnim noclegu, ja szczęśliwa pakuję swój telefon by go nie zapomnieć i idę... dochodzimy do Częstochowy (swoją drogą dłuuugo sie ciągnie las zanim dojdzie się do żywych), po drodze są rozważania o zgubach, więc Tysia w duchu się chwali, że pierwszy raz czegoś nie zgubiła, nie zapomniała... mamy postój przy fabryce (fuuuuuuuuuj, waliło azotanem, nigdy nie chciałabym u Was mieszkać) i coś mnie tknęło - Tysia sięgnij po telefon. Sięgam. Nie ma. Przeszukuję nie ma. Spokojnie, tylko spokojnie, nie mogłaś go zgubić dzisiaj... Pewnie jest w dużym bagażu. Już trochę zestresowana, ale jeszcze trzymająca emocje na wodzy wkraczam na Jasną Górę. No, ale przeszukuję bagaż i telefonu nie ma. Zgubiłam! Korzystam z telefonu znajomej:
- cześć Tato, nie uwierz, takie jaja. Mój telefon jest niekatolicki?
- cooo?
- no uciekł z mojej kieszeni.
- zgubiłaś?
- tak. (smiech)
Pomyślał sobie "wariatka. cieszy się, że zgubiła telefon", no ale ja faktycznie miałam ubaw. Wszyscy się przejęli, tylko nie ja :evil_lol:
Kilka razy przetrzepałam porzadnie swoje bagaże, z pięć razy się rozpakowywałam całkiem i telefonu nie było, więc się pogodziłam z tym, że go zgubiłam. NO trudno no :p. Nic nie zrobię już, więc się tylko śmiałam :D.

A dzisiaj co? Wytrzepywałam podręczny plecak po wyjęciu WSZYSTKIEGO, gdy był już PUSTY i nie miał NIC (mamuśka śiwadkiem) a tu nagle sruuu! telefon wypadł :evil_lol: Zepsuty, ale jest. W poniedziałek trafia do serwisu, trza go naprawić. :evil_lol:

Eh... przygód mam więcej, ale nie chcę zanudzać. Idę na spacer, bo mam za mało ruchu. Wczoraj już nie mieliśmy chodzenia, zrobiliśmy raptem może z 5km po cześtchowie, więc mi tak brakowało tego ruchu, że jak poszłam do szkoły to chodziłam w kółko przez 3h aż do wyjazdu, dzisiaj też nie umiem znaleźć sobie miejsca. :evil_lol: Siedzenie jest takie dziwne. A jechanie autobusem ejszcze bardziej, o esu jaka to mordęga. Tyyyle godzin siedzieć. a nie iść!

Link to comment
Share on other sites

[quote name='dOgLoV']Hejka ;)

czy ty musisz tak dużo pisać ?? :shock:[/QUOTE]
hejka.
Nie to nie. To sobie idę. Ja tu do Was z sercem, a tu krzyczą. Już się w ogóle nie odezwę :p



[quote name='Yuki_']Siema Ty$ :D[/QUOTE]

Hej.


Ej, właśnie. Sprajt i Filip. UROŚLI. Wyładnieli. Są suuuuper. A Fuilip ma miękką i dłuższą sierść, jak Milka... W końcu nie kurduple, nie wypłosze, są naprawdę świetni. No i nie boją się już Morusa, dzisiaj za nim chodzili jak za matką ;)

Link to comment
Share on other sites

[quote name='Yuki_']Rodzice nie byli wściekli o ten telefon? :crazyeye:[/QUOTE]
Nie wiem, ja z nimi jedynie dwa razy dzwoniłam od tego czasu i tylko po to, że żyję i kiedy, o której wracam. Ja miałam zaciesz :lol: W domu tematu nei poruszali, chyba sie pogodzili, że zawsze coś zgubię :D

Link to comment
Share on other sites

[quote name='Elisabeta']Nawet nie próbuję przekopać się przez ten wątek... 356 stron... ;)
Weszłam z banerka Gamoniusa... :eviltong:

Ty$ko, fajnie że wróciłaś. :multi:
Dzięki za modlitwy. :) U Koko przeczytałam...
Zaległości na Dogo nie zazdroszczę. ;) :diabloti:[/QUOTE]

Jesteś Elisabeto, witaj :loveu:
Nie masz co czytać, same nudy :)

Wróciłam, ale nie wiem kiedy tak naprawdę wrócę do świata żywych. Cieżko mi jest się przestawić ;) Zaraz znów wybywam na tydzień, tylko dwa dni jestem w domu. Potem wrócę na dogo i wezmę się za zaległości.

Link to comment
Share on other sites

Join the conversation

You can post now and register later. If you have an account, sign in now to post with your account.

Guest
Reply to this topic...

×   Pasted as rich text.   Paste as plain text instead

  Only 75 emoji are allowed.

×   Your link has been automatically embedded.   Display as a link instead

×   Your previous content has been restored.   Clear editor

×   You cannot paste images directly. Upload or insert images from URL.


×
×
  • Create New...