Katcherine Posted June 21, 2007 Posted June 21, 2007 [quote name='joannasz']:loveu: hej, Cieszy mnie każdy sygnał, że kogoś udało mi się rozbawić czy podnieść na duchu. W gruncie rzeczy okrutnie posępna ze mnie facetka. Mnie z kolei wyciagają z dołków i wąwozów Wasze komentarze. 100% gwarancji radosnego uśmiechu. Wiecie, że zebrałam się na odwagę i wysłałam książkę o Garecie do wydawnictwa Prószyński? Cóż, nie uznali jej:shake: za wartą druku. Psie opowieści, widać, śmieszą tylko kochanych Dogomaniaków. Całuję Wszystkich. Joanna[/quote] :diabloti: a moze sie przerazili ze styl masz podobny do Joanny Ch i o plagiat cie posadza;). Co prawda Joanna Ch w sumie pisala tylko o koniach- z czterolapych ale kto tam wie;). :evil_lol: uwazam ze robia ogromny blad. Quote
shirrrapeira Posted June 21, 2007 Posted June 21, 2007 Uwielbiam czytac wasze opowiesci. Trzymaj sie Joanno. Quote
joannasz Posted June 22, 2007 Posted June 22, 2007 Dzięki, kochane, dzięki. :iloveyou: [FONT=Times New Roman]18.06.2007 poniedziałek[/FONT] [FONT=Times New Roman] [/FONT] [FONT=Times New Roman] Kto wymyślił nazwę „kurze łapki”? Dlaczego nie „rowy melioracyjne”?! Przysięgam, że jeszcze niedawno ich nie miałam. I po co zawiesiłam sobie w łazience tę szafkę z lustrzanymi drzwiami? Żeby codziennie o świcie oglądać ponurą, opuchniętą twarz, przekrwione oczy i wprawiać się w fatalny nastrój? Szybki remont przerywa mi przygotowywanie jedzenia dla Gareta, choć i tak do popołudnia niczego nie tknie, opędzanie się od wiecznie głodnych kotów plączących się przy pełnych miskach i pospieszne zbieranie tego, co na pewno powinnam wziąć do pracy. Ostatnio jakoś brakuje mi czasu, a może i siły, na poranną gimnastykę. Nowe urządzenie do ćwiczeń, na które czekałam cztery miesiące, pełna nadziei i dobrej woli, porasta kurzem wsunięte pod łóżko. [/FONT] [FONT=Times New Roman] Na sprzęt czekałam cierpliwie, bo wiedziałam, że musi przebyć długą drogę z USA, być może częściowo na piechotę. Kiedy wreszcie nadeszło, zabrałam się do samodzielnego skręcania. Nie jest to moje ulubione zajęcie, bo nawet, gdy uda mi się już odwrócić rysunek we właściwą stronę, mam problemy z odniesieniem do fizycznie obecnych, rozesłanych po podłodze i kompletnie niepodobnych do niczego części. Ale pocieszyłam się, że Amerykanie to społeczeństwo obrazkowe, lubią prostotę i szybkość, więc złożenie tego nie powinno być trudne. Dom potrafią zbudować od podstaw w tydzień, więc rozwiązania mają właściwe. Przyniosłam wszystkie posiadane śrubokręty i kombinerki. Garet przyniósł woreczek z pakułami, ale mu odebrałam. Poziom optymizmu 10/10, IQ w granicach średniego wzrostu. [/FONT] [FONT=Times New Roman] Po godzinie odkryłam, że do części dołączony jest właściwego rozmiaru śrubokręt i dwa kluczyki. [/FONT] [FONT=Times New Roman] Po dwóch godzinach postanowiłam kierować się logiką, a nie obrazkami. Poziom optymizmu 1/10, IQ równe rozmiarowi męskiego buta. Odwróciłam siedzenie we właściwą stronę i połowę udało mi się poskręcać. Rozkręciłam wszystko jeszcze raz i założyłam podkładki odwrotną stroną niż na rysunku. Weszły.[/FONT] [FONT=Times New Roman] Po trzech godzinach jedna ze śrub przeleciała na wylot przez dziurę w stalowej szynie i utkwiła na amen, za to krzywo, w spodzie siedzenia wykonanego z płyty wiórowej. Kolejne pół godziny spędziłam na daremnych próbach wydobycia jej. W końcu się poddałam. Trzy pozostałe miały łebki właściwej wielkości i weszły tam, gdzie trzeba. Tak mnie to wyczerpało, że natychmiast zgubiłam gdzieś płytę z zestawem ćwiczeń, a zresztą, uznałam, że pogimnastykowałam się za tydzień z góry. Płyta się nie znalazła, za to urządzenie okropnie ciężko wyciąga się spod łóżka, co stwierdziłam przy ścieraniu podłogi. Ale, obiecuję sobie codziennie, od jutra zacznę ćwiczyć… [/FONT] [FONT=Times New Roman] W pracy, mrugając ciężko, żeby nawilżyć suche jak pieprz spojówki, założyłam korale i kolczyki. Posprzątałam sfatygowane chusteczki higieniczne i paragony, które wywlokły mi się z torby za koralami, wytrzepałam mniej uparte okruchy z klawiatury i zrobiłam sobie kawę. Widok wchodzących koleżanek od razu podniósł mnie na duchu. W moim wieku, a wyglądają najwyżej na trzydzieści pięć lat. Zadbane, wypielęgnowane. Paznokcie u wszystkich kończyn zrobione u profesjonalistki. Każdy włos na swoim miejscu. Makijaż nierozmazany. Ubranie nienaganne, podczas gdy moja lniana sukienka, którą od razu zalałam kawą, wygląda jakbym właśnie wylazła w niej z przydrożnego rowu po dłuższej drzemce, na okularach mam odcisk Garetowego nosa, a na głowie coś, co przypomina barani zad na dzień przed strzyżeniem. Jak one to robią?! Wpatrywałam się w nie z zazdrością, kiedy paliłyśmy w dusznym, wielofunkcyjnym pomieszczeniu porannego papierosa siedząc ostrożnie na przeznaczonych do kasacji, z powodów bezpieczeństwa, fotelach. Westchnęłam i wyraziłam zasłużone uznanie dla ich wyglądu. [/FONT] [FONT=Times New Roman] -Ty masz rajstopy? – zaciekawiła się Julka, spoglądając na moje nogi, które oparłam o rozchwierutane biurko dla utrzymania równowagi na zdezelowanym fotelu. [/FONT] [FONT=Times New Roman] -Oszalałaś? Przy tej temperaturze? W ogóle nie znoszę rajstop. [/FONT] [FONT=Times New Roman] -To masz takie aksamitne nogi? [/FONT] [FONT=Times New Roman] -Ja wiem? – spojrzałam krytycznie na swoje podudzia. –Dzięki Bogu na nogach włosy mi nie rosną… [/FONT] [FONT=Times New Roman] -Też bym tak chciała…[/FONT] [FONT=Times New Roman]Hm… czyli jednak mam coś, czego inni mogą mi zazdrościć. Szkoda, że tylko nogi, które i tak zakrywam sukienkami albo spodniami. Gdybym mogła wybierać, postawiłabym na twarz. [/FONT] [FONT=Times New Roman]-Jak tam twój remont? – zagadnęłam ostrożnie.[/FONT] [FONT=Times New Roman]-Nawet mi nie przypominaj. Nigdy się nie skończy. Nie chcę o tym myśleć. A twoja mama? Przyniosła już miednicę?[/FONT] [FONT=Times New Roman]-Cicho, bo wykraczesz. Na razie jestem na etapie zabytkowej pralki i tary – ziewnęłam potężnie. [/FONT] [FONT=Times New Roman]-To też nie możesz spać przez to wszystko? – zapytała ze współczuciem.[/FONT] [FONT=Times New Roman]-Spać mogę. Tylko nie mam kiedy. Wypada mi mniej więcej po pięć godzin na dobę – znowu ziewnęłam. [/FONT] [FONT=Times New Roman]-To cóż ty robisz tak długo?[/FONT] [FONT=Times New Roman]-Pomijając drobne prace remontowe, najwięcej czasu zajmuje mi codzienne podnoszenie domu z gruzów. Zwierzęta w połączeniu z Ireną to niezawodna mieszanka. Już od furtki zbieram kawałki tego, co zniszczył Garet. Potem muszę zrobić coś do jedzenia, odkopać kuchnię z resztek pokarmowych, umyć całą stertę samoodnawiających się brudnych naczyń, odskrobać kuchenkę, pościerać kocie siki, w międzyczasie karmię po kilka razy całe towarzystwo, wpuszczam wszystkimi otworami na wszystkich piętrach kolejne koty, usuwam następne ślady zniszczeń po Garecie, a jest pomysłowy i produkuje na bieżąco, myję podłogi, znowu jakiś posiłek i już o jedenastej mam czas dla siebie. Prasowanie, kąpiel, kilkanaście minut czytania i robi się wpół do pierwszej. Od rana znowu jakiś koszmar. Parę dni temu Marchew omal się nie powiesiła. Rano zdawało mi się, że słyszę jakieś dziwne jęki. Sprawdziłam wszystkie wejścia, dach, piwnicę i nic. Już miałam wychodzić, ale nie dawało mi to spokoju, więc wyszłam jeszcze raz na górę, otworzyłam drzwi do pokoju Kai i omal trupem nie padłam, bo w uchylonym od góry oknie wisiała za szyję Marchew, skrzeczała i wierzgała wściekle. Pewnie próbowała się wydostać na balkon. Złapałam jakieś ubranie, wlazłam w porozbijane doniczki i uwolniłam ją stamtąd przez te szmaty. I widzicie, gdyby nie moja straszna wyobraźnia, Kaja po przyjeździe zastałaby wiszącego w oknie trupa. Zostawiłam tę wariatkę z otwartą gębą i wystawionym jęzorem, bo musiałam lecieć do minibusu. Ale nic jej się nie stało. Ach, no i przecież zapomniałabym o ciągłych awariach. Po ostatniej naprawie piecyk gazowy co chwilę gaśnie, przy każdym deszczu piwnice mi zalewa, a kabina prysznicowa zaczyna się rozpadać. Naprawdę, mam już dość. Pocieszam się, że te dziwne rzeczy, które robię, wynikają z przewlekłego stresu, a nie degradacji intelektualnej. Na przykład szczoteczka do zębów w ociekaczu na sztućce. Albo komórka zamknięta w szafie, nota bene na półce z majtkami. Najpierw posądziłam Gareta, ale wyglądał na szczerze niewinnego, więc chodziłam po domu ze stacjonarnym wykręciwszy numer swojej komórki. No i znalazłam. Nie macie się z czego śmiać, to jest straszne! [/FONT] [FONT=Times New Roman]Po powrocie do domu pogratulowałam sobie pomysłu zostawienia w łazience pożartej ostatnio koszuli nocnej. Wyglądało na to, że nasz obłąkany pies pastwi się nad nią nadal i to mu na razie wystarcza. Cieszyłam się tym aż do spotkania z Ireną, której zaniosłam na przekąskę przygotowaną naprędce sałatkę warzywną z jajkami. Garet oczywiście eskortował mnie wiernie klekocząc radośnie wędzonym świńskim uchem. Na jego widok Irena zjeżyła się bardziej niż zwykle. [/FONT] [FONT=Times New Roman]-Wynoś się stąd, ty cholerny szkodniku![/FONT] [FONT=Times New Roman]-Dajże spokój! Przecież ci nic nie robi. [/FONT] [FONT=Times New Roman]-Bo już zrobił! Wyszłam tylko na chwilę po śmietanę, a ten szatan podarł mi sukienkę i bluzkę. Już nic w tym domu nie można bezpiecznie zostawić! Do czego to podobne, żeby wszystko zamykać, psa ci się zachciało, przecież tu można teraz zwariować przez tego diabła! Wszędzie tę parszywą mordę wepchnie![/FONT] [FONT=Times New Roman]Wycofałam się z ciężkim westchnieniem. [/FONT] Quote
JoSi Posted June 22, 2007 Posted June 22, 2007 Polecam metodę na likwidowanie "kurzych łapek": zmień oświetlenie na słabsze, Jak czegoś nie widać to nie ma, od razu lepiej. Garetowi przejdzie niszczenie ubrań, moja suczka przestała po piątym roku życia, teraz skończyła 11 lat i ogranicza się do własnych posłanek, których strzępy wywalam co jakiś czas wymieniając na nowe z ciucholandu. Swoją drogą nikt nas tak porządku nie nauczy jak zwierzęta, przed którymi wszystko trzeba chować. Mam nadzieję, że nie zraził Cię nieudany start w "Pruszyński..." Może spróbujesz w Galaktyce, drukują wiersze Klimka o kotach. Ich adres: Galaktyka Spółka z o.o., Łódź 2006 90-562 Łódź, ul. Łąkowa 3/5 Twoje powodzenie jest i naszym, trzymaj się. Quote
jadwiga Posted June 22, 2007 Posted June 22, 2007 przypomniało mi się,jak to w literackich memuarach natknęłam się na opowieści o Cygance,która praprzodkowi przepowiedziała,iż żył będzie tak długo jak długo będzie budował i przebudowywał swoje domostwo... może nasze remontowe prerypetie to też takie jakieś fatum?:diabloti: :diabloti: :diabloti: Quote
sahara Posted June 23, 2007 Posted June 23, 2007 Joanno, to świetny pomysł żeby wydać Twoje opowieści. Ja sama chętnie bym poczytała. Jak już siedzę przy komputerze to zazwyczaj mam za dużo rzeczy do zrobienia żebym miała czas rozkoszować się Twoimi tekstami :lol: . Myślę, że trzeba szukać innego wydawnictwa, może U Grocholi? Ona chyba też ma swoje, albo u Tokarczuk. Trzeba by pomyśleć. A jak nie to zastanów się nad własnym wydaniem. Nie będzie mnie pod netem do poniedziałku, ale jakby spodobał Ci się taki pomysł to mogłabym troszeczkę podpowiedzieć jak się za to zabrać. Tania drukarnia też by się znalazła. No i wyobraźcie sobie " Dogomania poleca! " Zbyt gwarantowany!:lol: Oczywiście jestem Twoją wierną fanką :) , ale nie odzywałam się do tej pory. ;) Tylko podziwiałam! Pozdrawiam Quote
ania14p Posted June 23, 2007 Posted June 23, 2007 Cudownie Joanno, nareszcie zdobyłaś się na pierwszy krok w "dorosłe życie", Twoja książka to cudo jest i musi się trafić prawdziwy, mądry WYDAWCA! Quote
ma_ruda Posted June 23, 2007 Posted June 23, 2007 [quote name='ania14p']Cudownie Joanno, nareszcie zdobyłaś się na pierwszy krok w "dorosłe życie", Twoja książka to cudo jest i musi się trafić prawdziwy, mądry WYDAWCA![/quote] Niedawno bestsellerem była książka "Marley i ja".Kkiedy potem zaczęłam czytać Twoją "powieść w odcinkach" (właściwie cudzysłów jest tu zbędny?), stwierdziłam, że jest nie tylko ciekawsza, ale też napisana lepszym stylem. A "Marleyem.." byłam zachwycona. Joanno nie rezygnuj- szukaj innego wydawcy. Prószynski bedzie jeszcze żałował:lol: Quote
joannasz Posted June 25, 2007 Posted June 25, 2007 :iloveyou: Dziekuję, moje kochane, za wsparcie. Właściwie to po Waszych komentarzach już się czuję tak, jakbym trzymała książkę w ręce. Znalazłam w Internecie jeszcze wyd. WAB i Czarne, które przyjmują nowych autorów, spróbuję. A jeśli nie, to trudno. Sama wydawać nie będę, bo to jednak spory koszt, nawet gdyby mi kolega drukował. Wiem, bo własnie idzie do druku napisany przeze mnie informator dla niepełnosprawnych. Całuję i pozdrawiam. [FONT=Times New Roman]22.06.2007 piątek[/FONT] [FONT=Times New Roman] [/FONT] [FONT=Times New Roman] Po wtorkowym spotkaniu kultywowaliśmy tradycję jedzenia pizzy pod biurowcem. Była równie pyszna, jak przed tygodniem. Tym razem nie obawiałam się już ataku brygady antyterrorystycznej, a moja nerwowość wynikała z obawy, żeby nie spóźnić się na detektywa Monka. Zaczęła się nowa seria, więc przynajmniej raz w tygodniu z całą pewnością będę włączać telewizor. Dyskutowaliśmy nad możliwością najbezpieczniejszego miejsca przechowania kota Iwony podczas jej zasłużonych, tygodniowych wakacji. Nawet nie oferowałam się z pomocą. Gdyby Igor nie dostał zawału serca przez Gareta i jakimś cudem nie zeżarłyby go nasze i przysposobione koty, groziłaby mu śmierć pod kołami na którejś z przyjaźnie przyklejonych do naszego domu ulic. [/FONT] [FONT=Times New Roman] Na Monka zdążyłyśmy bez problemu. Miałam jeszcze wystarczająco dużo czasu, żeby od pierwszego rzutu oka zidentyfikować błękitny kawałek materiału pod furtką jako, jeszcze parę godzin wcześniej, integralną część mojej sukienki. Wisiała w łazience; cholera, zapomniałam ją schować. Trudno. [/FONT] [FONT=Times New Roman] Garet, oszalały z radości, klekotał zapamiętale świńskim uchem, które przed wyjazdem zostawiłam mu na otarcie łez. Nawet go nie ruszył, dopiero teraz miał dylemat – witać mnie, dawno niewidzianą Iwonę, czy pożerać przysmak. Starał się robić wszystko jednocześnie, przy czym ucho i Iwona miały szczególne względy. Nie wiem, które z nich było z tego mniej zadowolone. Iwona ledwie trzymała się na nogach z przemęczenia, a ucho ostatecznie straciło nadzieję na życie pozagrobowe. [/FONT] [FONT=Times New Roman] Moja sukienka nadal wisiała na wieszaku w łazience, więc zostawiłam ją tam, żeby Garet miał jakieś urozmaicenie. Gdy znudzi się strzępami koszuli, zabierze się za poszarpaną sukienkę, co też istotnie uczynił następnego dnia. Irena miała nowy temat do pełnych grozy okrzyków. Słuchałam ich jednym, oklapniętym ze zmęczenia uchem, obierając Garetowi skrzydełka na obiad. [/FONT] [FONT=Times New Roman] -Ostatnio kupowała pani porcje rosołowe – zauważyła zaprzyjaźniona ekspedientka w sklepie mięsnym.[/FONT] [FONT=Times New Roman] -Tak, ale to był chybiony pomysł. Teraz spróbuję skrzydełek, ale pewnie będę musiała wrócić do udek. [/FONT] [FONT=Times New Roman] -A może te kostki mięsa mielonego dla zwierząt? – zaproponowała. –Ludzie sobie chwalą…[/FONT] [FONT=Times New Roman] -U nas nic się tego nie tknie. Gotujemy je tylko dla bezpańskich kotów – odparłam, nie dociekając, w jakim charakterze innym ludziom wydają się takie atrakcyjne. [/FONT] [FONT=Times New Roman] -To cóż to pani ma za dziwo natury? – zdziwiła się. –Jakiś chory czy taki rozpuszczony? [/FONT] [FONT=Times New Roman] -Zdrowy – zapewniłam. –Przynajmniej fizycznie – dodałam prawdomównie. [/FONT] [FONT=Times New Roman] Dziwo natury skrzydełka zaakceptowało, ale mnie obieranie zniecierpliwiło do granic możliwości, poza tym uznałam, że stosunek kości i skóry do mięsa jest zdecydowanie niekorzystny. [/FONT] [FONT=Times New Roman] Zostawiając sprzątanie na wieczór, powlokłam się na leżak, gdzie natychmiast zasnęłam, co jakiś czas, półprzytomnie, głaszcząc Gareta, który meldował się pogwizdując z rozczulenia, zapewne po uczynieniu kolejnych szkód. [/FONT] [FONT=Times New Roman] Kiedy słońce schowało się za gigantycznym orzechem sąsiada, otworzyłam oczy. Garet chrupał gdzieś w pobliżu. Moje okulary i komórka nadal leżały na murku, więc nawet nie sprawdziłam, co tak ogryza. Zebrałam się na odwagę i zanurzyłam w wybujale chwasty, żeby sprawdzić, czy gdzieś tam pod spodem uda mi się znaleźć trochę malin dla Ireny. [/FONT] [FONT=Times New Roman] Trawa sięgała mi do piersi, co znaczy, że człowieka średniego wzrostu już by przykryła. Przeleciała mi przez głowę myśl o kombajnie. Powinnam czy nie powinnam wkraczać w zakres kompetencji Kai, zresztą przez nią samą wybranych? Maliny, mizerne i ledwie zipiące, wyglądały gdzieniegdzie spod trawy jak poziomki. Zebrałam garstkę najdojrzalszych, ale zszuflował je rozpędzony Garet, więc musiałam ponowić poszukiwania. Irena zdziwiła się, że już owocują. Dobrze, że sama nie wybiera się do ogródka, bo szlag by ją trafił na miejscu. Jak na zawołanie zadzwoniła Kaja, żeby opowiedzieć o ostatnich wydarzeniach. I o poszukiwaniach w Internecie podkaszarki. Hm, wygląda na to, że porośniemy w sprzęt do koszenia jak w trawę. Powstrzymałam się od uwagi, że teraz, to jest nam potrzebna nie podkaszarka, a piła łańcuchowa. Pewnie skończy się na chłopie z kosą. [/FONT] [FONT=Times New Roman] -A co tam u was? – zaszczebiotało radośnie moje dziecko. [/FONT] [FONT=Times New Roman] -Byłam dziś w ogródku. Zgubiłam się w trawie… [/FONT] [FONT=Times New Roman] -Oj, mamuś.. – czyżbym słyszała poczucie winy?[/FONT] [FONT=Times New Roman] -…A poza tym jak zwykle. Koty leją, a Garet niszczy – streściłam. [/FONT] [FONT=Times New Roman] Właśnie, Garet. Wyszłam na korytarz, żeby wreszcie zobaczyć, co z takim zapałem żre. Pomachał do mnie radośnie ogonem, nie przerywając zabiegów. Gryzł trzonek starego, ułamanego noża, trzymając przednimi łapami za ostrze. [/FONT] [FONT=Times New Roman] -Fe!!! Ty cholerny, zidiociały samobójco! – wrzasnęłam wyrywając mu niebezpieczne narzędzie. Patrzył na mnie zakłopotany, próbując zrozumieć, dlaczego znowu odbieram mu jakąś fajną zabawkę. W chwilę później, drobniutkim truchtem, wyminął mnie w drodze na kanapę z nową rolką papieru toaletowego w zębach. [/FONT] [FONT=Times New Roman] -Fe!!! Papier jest fe!!! Dlaczego ciągle musisz mieć coś w mordzie?![/FONT] [FONT=Times New Roman] -Garet westchnął przeciągle, dał nurka na kanapę zgarniając przednimi łapami narzutę i rozciągnął się jak długi szorując brzuchem. Kiedy już wytarzał się do woli, odsunął łapą parawan i runął na moje łóżko, aby czynność powtórzyć. Następnie zrobił przelot przez fotel i z satysfakcją przyjrzał się efektowi swoich poczynań. Otrząsnął się energicznie, klaszcząc uszami i w dzikich poślizgach popędził do kuchni za Gacią, która niebacznie zajrzała do pokoju. Jak zwykle, nakręcał się wieczorem. Marchew, która z pełną troski zadumą wpatrywała się w pełne miski, poderwała się przytomnie i ewakuowała do pokoju Ireny krokiem objuczonego muła. [/FONT] [FONT=Times New Roman] W godzinę później wyjaśniłam Garetowi dobitnie, że wyfroterowałam już brzuchem całą podłogę i nie będę więcej szukać mu piłeczki tenisowej pod meblami, oraz że taki ogryzek szczotki to może sobie wsadzić gdzieś, jak ją zeżarł, to teraz niech sam się czesze. [/FONT] [FONT=Times New Roman] W czwartek po powrocie z pracy powitał mnie przed furtką widok poszarpanej rolki papieru toaletowego. Wkurzyłam się i klęłam jak szewc podczas przygotowywania obiadu, ale wreszcie zmogła mnie przedburzowa aura i wpełzłam do łóżka biorąc ze sobą książkę, której nawet nie otworzyłam. Przez sen słyszałam szalejącą burzę i pomyślałam półprzytomnie, że woda właśnie zalewa nam piwnice, co przygnębiło mnie do tego stopnia, że zasnęłam głębiej. Wieczorem obudził mnie Garet, szukający obok schronienia przed piorunami. Żeby nie marnować czasu, kończył właśnie drugą rolkę papieru toaletowego. [/FONT] [FONT=Times New Roman] -Cholera! Ty niepoprawny potworze! Fe! Nie wolno! – walnęłam go w łeb naręczem papieru, czym się specjalnie nie przejął. [/FONT] [FONT=Times New Roman] -Ciężko wstać, jak się człowiek w dzień położy, prawda? – zagadnęła Irena, która właśnie z garnkiem w ręce wracała z piwnicy po karmieniu bezpańskich kotów. Zawsze, kiedy moja mamusia przemawia ludzkim głosem, ogarniają mnie złe przeczucia. [/FONT] [FONT=Times New Roman] -Fatalnie – przytaknęłam ostrożnie. –Popatrzyłam na godzinę i myślałam, że spóźniłam się do pracy… W dodatku nie chcę nawet myśleć, co jest w piwnicy. Co ja mam zrobić z tą cholerną ścianą? Kto mi odkopie fundamenty? Naprawdę, mam już dość. [/FONT] [FONT=Times New Roman] -No właśnie, chciałam ci powiedzieć, że te worki ze śmieciami dość niefortunnie tam stoją… Jakoś tak na drodze… hm… na drodze… [/FONT] [FONT=Times New Roman] -Głównego nurtu wody? – pomogłam jej ponurym głosem. [/FONT] [FONT=Times New Roman] -No właśnie. Może trzeba je gdzieś przestawić…[/FONT] [FONT=Times New Roman] -O JEZU.[/FONT] [FONT=Times New Roman] Odsunęłam od siebie myśli o kolejnej klęsce wycierając mokre koty, które zaczęły złazić się do domu. Garet popędził do piwnicy i przyniósł sobie zgniecioną, pięciolitrową butelkę po wodzie. Parę razy wyrzucałam mu ją na dwór, ale z uporem wracał hałasować do domu, więc wreszcie wyrzuciłam do śmieci. Ponieważ ze wszystkich wiader wysypywała się zawartość, zawiązałam worki i poszliśmy je wyrzucić. Garet radośnie pluskał po piwnicy, ja też, choć znacznie mniej radośnie. Muszę coś z tym zrobić, bo ten cholerny dom zgnije. Boże, chociaż tydzień bez jakiejś awarii, proszę![/FONT] [FONT=Times New Roman] W fatalnym nastroju weszłam pod prysznic, ostrożnie dosuwając rozpadające się drzwi od kabiny. Pewnie to moja wina, bo kupiłam półokrągłą, czworokątną zapewne montuje się łatwiej… [/FONT] [FONT=Times New Roman]Zakładając czystą koszulę nocną zauważyłam, że choć pozornie wydawała się cała, ma wydartą klapę na tyłku. O żesz, ty szakalu! Pośliznęłam się w kałuży wody. Cholera, tylko nie znowu woda! Jak nic, wycieka już przez ścianki kabiny. Obejrzałam zalaną łazienkę i moje podejrzenia skierowały się w kierunku piecyka. Pomacałam rury – mokre. Zakręciłam wodę i gaz i napisałam naglącego sms-a do szkolącego się ustawicznie fachowca, obiecując sobie w duchu, że po raz drugi nie naciągnie mnie na żadne pieniądze. [/FONT] [FONT=Times New Roman] Piątkowe popołudnie powitało mnie strzępami nowej rolki papieru toaletowego przy furtce. Przestałam odzywać się do Gareta. Kości cielęce wepchnęłam do lodówki i z furią zatrzasnęłam drzwi. Chodził za mną i próbował zajrzeć mi w oczy, ale starannie omijałam go spojrzeniem. Trzepnął Gacię w głowę i poświstując wyniósł się przed dom. [/FONT] [FONT=Times New Roman] Farba na margerytkach wreszcie wyschła, więc zaczęłam nanosić na meble w korytarzu lakierobejcę. Doszłam do wniosku, że lepiej wyglądałaby jasna, a nie zielona. Ale już za późno na rozważania. Garet co jakiś czas wpadał, żeby sprawdzić, czy mi przeszło. Nie przeszło. Wracał na dwór i szczekał zapamiętale w przestrzeń albo na worki z gruzem. Wreszcie doczekał się na Kaję i jego czarna, włochata dusza znalazła ukojenie. A ja znalazłam wyjście i ulokowałam papier toaletowy na odnowionej pralce Ireny, za bambusowym parawanem. Początkowo rozważałam ustawienie go na parapecie okna, na wysokości dwóch metrów, ale wyobraziłam sobie te, liczne zapewne, przypadki, kiedy zapomnę zdjąć go przed wymagającą skupienia czynnością. Wspinanie się po oknach w takim stanie nie należałoby do przyjemności… [/FONT] Quote
GoskaS Posted June 25, 2007 Posted June 25, 2007 Joanno, Twoje opowiadania sa jak balsam na to nasze szare zycie.Zawsze czytajac usmieje sie do lez.Dziekuje Ci bardzo .Pozdrawiam Goska :-) Quote
JoSi Posted June 26, 2007 Posted June 26, 2007 Wiesz Joanno, bardzo dawno temu mój tatuś czytał mi książki mimo braku hasła "Cała Polska czyta dzieciom". Śmiertelnie nudziły go bajki, więc gdy miałam 4 lata poznałam Białego Kła, Włóczęgi Północy i takie różne. Już w szkole podstawowej wróciłam sama do tych lektur i okazało się, że mój wcześniejszy odbiór był zupełnie pokiełbaszony. Gdyby teraz wyszły Twoje opowiadania, współcześni tatusiowie czytaliby dzieciom chętniej i z dużą, obopólną radością. A więc mocno trzymamy za Ciebie i za nas. Quote
joannasz Posted June 26, 2007 Posted June 26, 2007 :lol: Bożeż ty mój, co by z tych biednych dzieci wyrosło? Tatusiowie musieliby co chwilę chrząkać... [FONT=Times New Roman]26.06.2007 wtorek[/FONT] [FONT=Times New Roman] [/FONT] [FONT=Times New Roman] Jeszcze czuję w kościach i mięśniach weekendowe odprężenie. W sobotę wizyta Urszuli pomogła mi zapomnieć o naprawie piecyka. Czy ja wyglądam na taka idiotkę, której można wmówić, że łazienkę mi zalało, bo przy zmianie pogody rury się pocą? Zapewniłam faceta, że też kiedyś chodziłam do szkoły, ale mój program nie obejmował chlustającego potu rur. Skraplanie się pary wodnej na dwóch trzydziestocentymetrowych wężykach kojarzy mi się ze zjawiskiem raczej ograniczonym. Moje zniecierpliwienie musiało być wyraźnie widoczne, bo facet potulnie podokręcał śruby, wypuścił mi dwa wiadra wody i uznał, że wszystko gra. A to gaśnięcie piecyka jest spowodowane zanieczyszczeniami w rurach. Trzeba przepłukać całą instalację – stwierdził. Odebrałam Garetowi jego śrubokręt i wyraziłam nadzieję, że od tej pory będziemy się widywać przypadkiem na ulicy. Przypomniał mi szybko o płatnym przeglądzie po roku użytkowania. Po co ja zmieniałam piecyk? Stary może i stanowił zagrożenie, ale przez cały czas użytkowania, czyli ponad dwadzieścia lat, nie wymagał żadnej naprawy. To prawda, że odpalał jak stary motocykl, a na koniec klekotał, wył i rzęził, ale nic z niego nie ciekło. Nie licząc na wpół roztopionego śniegu, który pokonawszy piętro przelatywał przez piecyk i wpadał do miednicy. No cóż, zima przed nami. [/FONT] [FONT=Times New Roman] Koty rozbestwione obecnością Kai na dobre zawładnęły moim pokojem. Na każdym wygodnym miejscu leżał jakiś rozwydrzony leniwiec. Skutek – kibel w kącie za telewizorem. Zlały się też w kuchni za fotelem, według Kai dlatego, że siatka zabezpieczająca się zwinęła. Oraz w wielu innych miejscach. Zażądałam eksmisji wszystkich włochatych potworów. Kaja się nadęła, ale noc spędziłam spokojnie, aż do czwartej osiemnaście, kiedy to Garet postanowił podyskutować z kumplami zza okna. [/FONT] [FONT=Times New Roman] Niedzielny poranek, piękny i słoneczny, rozpoczęłam od plewienia. Na razie resztek ogródka wokół altanki. Lilii w tym roku nie będzie, obie gaury szlag trafił. Po prostu zanikły. Szkoda, bardzo je lubiłam. Na szczęście dziurawiec ocalał i ma się nieźle. Część trawy wyrwałam, część wycięłam nożycami. Stopniowo posuwałam się coraz dalej. Przypomniałam sobie miejsca, gdzie powinny być róże. Tylko tym pnącym udało się wydostać ponad poziom sawanny, a wydostawszy się, wybujały w sposób kompletnie niekontrolowany. Poszatkowały mnie, niewdzięczne suki, kiedy wyrywałam spod nich trawę. [/FONT] [FONT=Times New Roman]W południe przestałam obrzucać obelgami róże i zrobiłam sobie przerwę na kąpanie Gareta. Kaja przygotowała wodę i środki piorące. Garet zniósł zabiegi ze zdumiewającym spokojem, dopiero po wytarciu trzema ręcznikami zaczął nurkować w bujnej roślinności aktywnie przyczyniając się do rozsiewania nasion. Sierść mu się pokarbowała i uniosła, wyglądał jak wielki, najeżony bydlak. Zrobiwszy szybki przelot przez wszystkie tapicerowane meble, już suchy, Jego Puszystość zwinął się w kłębuszek na zabytkowym fotelu w kuchni i przespał jak kamień całe popołudnie. Nie reagował nawet na nadmiar pieszczot, które prowokowało jego futro, śliskie i gładkie jak mięsisty jedwab. [/FONT] [FONT=Times New Roman]Po południu skończyłam mniej więcej jedną trzecią ogródka. Ręce do ramion i nogi miałam w czerwonych, piekących pręgach. Na głowie po ataku róż zastygły mi krople krwi. Wróciłam do domu potknąwszy się boleśnie o tarasujące ścieżkę taczki pełne gruzu i zabrałam się za przygotowywanie obiadu. Kaja była na górze. Robiła coś… nie wiem, co, ale w swoim tempie. Przypomniałam sobie deklaracje, że będę liczyć na siebie i udało mi się zachować mniej więcej pogodę ducha. [/FONT] [FONT=Times New Roman] Wyciągnęłam się na chwilę na leżaku, ale ten gruz mnie gnębił. Od miesięcy dwadzieścia worków okupuje frontowe wejście jak wroga armia, w ogródku straszą pełne taczki i dwa duże stosy cegieł. Zerwałam się, odkryłam starą studnię i zaczęłam wrzucać cegły, usunąwszy z nich uprzednio wąż do podlewania. Wąż, po naleganiach Kai, odzyskałam z piwnicy sąsiada dwa miesiące temu. Kaja bardzo się ucieszyła i pewnie widok węża leżącego tam, gdzie go dowlokłam, działał na nią tak krzepiąco, że postanowiła go nie chować. Skopałam z drogi toczące się swobodnie kawałki drewna do kominka, nabierające patyny od czterech miesięcy. Najwięcej energii dodał mi widok kotłowni, do której musiałam się dostać po łopatkę od węgla. Z trudem przedarłam się przez zwały śmieci. Po moim ostatnim sprzątaniu nie zostało nawet śladu. Dysząc z furii wyskrobałam łopatką gruz z taczek i wrzuciłam do studni. Kiedy Kaja z Garetem poszli na spacer, byłam na etapie worków przed domem. Każdy musiałam otworzyć, wydłubać do wiadra połowę, bo w całości nawet nie dał się ruszyć i potem zawlec to po kolei przez piwnicę do studni. Przy dziesiątym dołączyła do mnie Kaja. Przy trzynastym ręce odmówiły mi posłuszeństwa, więc warknęłam, żeby pozamiatała płytę przed domem. Miała na tyle rozumu, że tym razem nie zasłaniała się swoimi przekonaniami religijnymi, które nie pozwalają jej pracować w niedzielę. Oraz w wiele innych dni tygodnia. Mam nadzieję, że bóg leniwców jej wybaczy. [/FONT] [FONT=Times New Roman] Chwilowo działający piecyk pomógł mi odskrobać się z brudu. Garet, nawąchawszy się na spacerze śladów rozbuchanej czworonożnej kobiecości, dostał małpiego rozumu i wręcz wyłaził ze świeżo umytej skóry. Dostał w ryj od Kolesia, który, nawalony kozłkiem, chwilowo utracił wrodzoną łagodność. Niewiele myśląc, oddał Bogu ducha winnej Gaci. Parę razy wyleciał z pokoju Ireny, ale zemścił się, kiedy poszła spać i ukradł jej z krzesła wełnianą poduszkę, którą następnie usiłował zniewolić. Poduszka okazała się za mała, więc ją wrzucił za kanapę, a potem przez kilkanaście minut pełzał pod fotelem, żeby ją wydobyć. Feromony wydzielane przez moje nogi pobudziły go na nowo, ale zgasiłam jego zapał pantoflem.[/FONT] [FONT=Times New Roman] Wczorajszy dzień do wieczora spędziłam w pracy. Dotarłam do domu wkurzona tak, że aż mi się włosy jeżyły, przeklinając niejeżdżące minibusy. Garet, rozstrojony wyjazdem Kai, większość czasu spędził przy furtce, wpadając tylko na chwilę, żeby sprawdzić, co jem i dać mi buzi trąbiąc z rozczulenia. Niestety, z nadejściem nocy jego energia się podwoiła i musiałam na niego nawrzeszczeć, żeby pojął, że czas do łóżka. Po północy dotarło do niego wreszcie, że nie musi za każdym razem odpyskowywać sąsiadowi. A swoją drogą jak można psa zostawiać w ogrodzie, żeby darł piskliwie ryja? [/FONT] [FONT=Times New Roman] Nad ranem wyprowadziły nas z równowagi walczące w ogródku koty. Wkurzliśmy się obydwoje, tyle że ja nie szczekałam i nie próbowałam wyjść wszystkimi drzwiami oraz przez okno, żeby interweniować. O piątej koty miały kolejne, znacznie ostrzejsze starcie, i tym razem Garet postanowił rozwalić dom. Złorzecząc wypuściłam go przez piwnicę, ale zamknęłam się w pokoju i wlazłam z powrotem do łóżka. Udawałam, że nie słyszę żałosnych jęków, które wydawał, gdy przybiegł złożyć mi sprawozdanie z przebiegu akcji rozjemczej. Wreszcie uwalił się pod drzwiami. Nie byłby sobą, gdyby się nie zemścił. Gdy rano pochyliłam się nad fotelem w kuchni, żeby go pocałować, na nogę pociekła mi z fałdy wełnianego koca struga moczu. Rozochocony kocimi walkami zaznaczył widać swoje terytorium. Znowu nie rozmawiamy ze sobą. [/FONT] [FONT=Times New Roman] Zła jak szerszeń stałam na przystanku czekając na spóźniający się minibus. Nie jechał. Przejechał za to jakiś o nietypowej godzinie nie zatrzymując się na przystanku. Bez sensu jest kupowanie biletów miesięcznych. I tak w końcu muszę jeździć innymi liniami. Ulewa tymczasem rozwinęła się na dobre. Wsiadłam wreszcie do minibusu, spóźniona o pół godziny. Pod koniec drogi zaczęłam się nawet delikatnie odprężać, wtem kierowca poinformował, że nie pojedziemy dalej, bo złamane drzewo zatarasowało drogę. Na szczęście kilku podrasowanych na siłowni młodzieńców rzuciło się w środek ulewy i w ramach porannych ćwiczeń usunęło przeszkodę. [/FONT] [FONT=Times New Roman] Po pokonaniu pięćdziesięciu metrów do budynku byłam cała mokra. Korytarz prowadzący do naszej piwnicy ciemny, a dalej, kurde, cmentarz. Wszędzie migotały czerwone znicze nagrobkowe, a posępny szum deszczu przerywał tylko przeraźliwy kwik komputera-matki rozpaczającego po utracie zasilania. [/FONT] [FONT=Times New Roman] Moje marzenie o kawie zmarło w progu, ale wyglądało na to, że wszyscy są mniej lub bardziej mokrzy, a w czajniku zostało trochę gorącej wody, więc humor mi się poprawił. Zalałam sobie coś rozpuszczalnego, trzy w jednym, ale po dwóch łykach zaczęło mi się odbijać mydłem, więc wylałam to świństwo do umywalki. Zdążyłyśmy z Gosią zapalić papierosa, kiedy światło rozbłysło. Fachowiec remontujący łazienkę natychmiast włączył wiertarkę i dzień zaczął się rozkręcać. [/FONT] [FONT=Times New Roman] Paliłyśmy czwartego papierosa, kiedy po natrętnym dzwonku telefonu dobiegł nas głos Pawła:[/FONT] [FONT=Times New Roman] -Julka!! Telefon! [/FONT] [FONT=Times New Roman] Nie zareagowałyśmy, a za chwilę wpadł sam Paweł, mrugając półprzytomnie. [/FONT] [FONT=Times New Roman] -Julka jest na urlopie – poinformowała Gosia.[/FONT] [FONT=Times New Roman] -No przecież wołam, Gosia! Masz telefon na wewnętrznym. [/FONT] [FONT=Times New Roman] -Mówiłeś Julka – zaprotestowałam. [/FONT] [FONT=Times New Roman] -Jezu, to przez tę lecytynę. Nie wiem, co się dzieje. [/FONT] [FONT=Times New Roman] -Przedawkowałeś? – zainteresowałam się. [/FONT] [FONT=Times New Roman] -Nie, słuchaj, żona mi kazała brać, bo coś się dzieje z moją pamięcią. Wczoraj mi włożyła do ust tabletkę, nawet mi głowę potrzymała, żebym się nie zachłysnął herbatą, a ja potem macam po stoliku i szukam tabletki… Ciągle mi się coś takiego przytrafia. Biorę do ręki maszynkę do golenia i nie mogę sobie za nic przypomnieć, jak to się nazywa. Kabelek, te rzeczy, do ścinania… kosiarka? Nie. [/FONT] [FONT=Times New Roman] -O Boże, życie mi wracasz. A już myślałam, że u mnie to Alzheimer – ucieszyłam się.[/FONT] [FONT=Times New Roman] -To, że mnie się coś takiego dzieje, wcale nie znaczy, że to nie Alzheimer. [/FONT] [FONT=Times New Roman] -Ale ty na Alzheimera jesteś za młody, a ja mam te same objawy. Człowiek musi całą swoją inteligencję wysilić, żeby sprytnie wybrnąć z sytuacji, gdy nie jest w stanie przypomnieć sobie kluczowego określenia. [/FONT] [FONT=Times New Roman] -No właśnie, ja miejsc nie zapominam, trafiam wszędzie, ale te… rzeczowniki – zmartwił się niespełna trzydziestoletni Paweł. [/FONT] [FONT=Times New Roman] -Ja z miejscami mam kłopot od urodzenia, a tu w dodatku rzeczowniki i nazwiska. Dzwonię, żeby się zarejestrować do swojego lekarza, do którego chodzę od kilkunastu lat, i nie mogę sobie przypomnieć, jak się nazywa… [/FONT] [FONT=Times New Roman] -Naprawiałem młynek do pieprzu i proszę żonę, żeby mi przyniosła młotek. No to przyniosła, a ja się drę, jak ja tym młotkiem śrubki odkręcę? Przecież potrzebuję śrubokręt! Ona mówi, że przecież chciałem młotek… - opowiada z ożywieniem Paweł, napełniając papierosa tytoniem suszącym się na piecu akumulacyjnym.[/FONT] [FONT=Times New Roman] -No widzisz, to nie Alzheimer tylko jakiś wirus, którego nikt jeszcze nie wykrył. [/FONT] [FONT=Times New Roman] -Na pewno wirus – zgodziła się Gosia, która wróciła już od telefonu i dopalała papierosa. [/FONT] [FONT='Times New Roman'] -E, tam, wirus. Aśka, my to mamy od fajek, miażdżyca, naczynka nam się zamykają. [/FONT] Quote
joannasz Posted June 26, 2007 Posted June 26, 2007 <a href="[URL]http://img409.imageshack.us/my.php?image=21062007005np1.jpg[/URL]" target="_blank"><img src="[URL]http://img409.imageshack.us/img409/8948/21062007005np1.th.jpg[/URL]" border="0" alt="Free Image Hosting at [URL="http://www.ImageShack.us"]www.ImageShack.us[/URL]" /></a> Quote
joannasz Posted June 26, 2007 Posted June 26, 2007 Coś popieprzyłam z tymi zdjęciami? [URL=http://imageshack.us][IMG]http://img243.imageshack.us/img243/2787/21062007006vb4.jpg[/IMG][/URL] Shot with [URL=http://profile.imageshack.us/camerabuy.php?model=HP+PhotoSmart+R607+%28V01.00%29%2B&make=Hewlett-Packard]HP PhotoSmart R607 (V01.00)+[/URL] at 2007-06-26 Quote
joannasz Posted June 26, 2007 Posted June 26, 2007 [URL=http://imageshack.us][IMG]http://img402.imageshack.us/img402/7394/21062007012hu0.jpg[/IMG][/URL] Shot with [URL=http://profile.imageshack.us/camerabuy.php?model=HP+PhotoSmart+R607+%28V01.00%29%2B&make=Hewlett-Packard]HP PhotoSmart R607 (V01.00)+[/URL] at 2007-06-26 Quote
Gacusiowa Posted June 26, 2007 Posted June 26, 2007 słodkie Maleństwo.... :diabloti: Joanno, pochłaniam kolejne odcinki z maniakalną przyjemnością... jak tylko 'potrzeba mania psa' mnie bardziej przypili to sobie czytam o Gareciku :evil_lol: ... i chwilowo mnie przechodzi :razz: na razie cieszę się 'wolnością' - wydałam w sobotę kocurka i mój stan zakocenia wynosi aktualnie pięć sztuk... normalnie luzy mam lokalowe ;) a i perypetie budowlane też mnie niedługo czekają - więc wątek Twój jest świetną 'suchą zaprawą' - pozdrawiam i pisz jak najwięcej!! Quote
joannasz Posted June 26, 2007 Posted June 26, 2007 [URL=http://imageshack.us][IMG]http://img402.imageshack.us/img402/7394/21062007012hu0.jpg[/IMG][/URL] Shot with [URL=http://profile.imageshack.us/camerabuy.php?model=HP+PhotoSmart+R607+%28V01.00%29%2B&make=Hewlett-Packard]HP PhotoSmart R607 (V01.00)+[/URL] at 2007-06-26 [URL=http://imageshack.us][IMG]http://img187.imageshack.us/img187/5310/21062007019ch5.jpg[/IMG][/URL] Shot with [URL=http://profile.imageshack.us/camerabuy.php?model=HP+PhotoSmart+R607+%28V01.00%29%2B&make=Hewlett-Packard]HP PhotoSmart R607 (V01.00)+[/URL] at 2007-06-26 Quote
joannasz Posted June 26, 2007 Posted June 26, 2007 :roll: O rany, ale się namęczyłam z tymi zdjęciami. Brak wprawy. Na dwóch widac, że człowiek jest przydatny głównie jako podłoże. Na ostatnim Koleś na stole w kuchni. Mój stan zakocienia wynosi 5 własnych i cztery przysposobione. Luzów za cholerę nie odczuwam. Ściskam Was serdecznie. J Quote
Gacusiowa Posted June 26, 2007 Posted June 26, 2007 Koleś ma spojrzenie 'takie od miski' fajny kocurek :) Ale Garecik nakolankowy bije wszystkie fotki na łeb ;) Może on myśli że jest kotkiem i się próbuje na kolankach w kłębuszek zwijać? :diabloti: Quote
ma_ruda Posted June 26, 2007 Posted June 26, 2007 Czy ten grzeczny piesek z niewinną minką to na pewno Garecik?:evil_lol: Quote
Katcherine Posted June 26, 2007 Posted June 26, 2007 [quote name='ma_ruda']Czy ten grzeczny piesek z niewinną minką to na pewno Garecik?:evil_lol:[/quote] :diabloti: amator by sie nie domyslil ale...ktos z doswiadczeniem wiedzialby ze sie pakuje w niezle tarapaty :razz: . I nic by mu to nie pomoglo...bo juz i tak wpadniety by byl :lol: . Uroczy facet. Quote
ania14p Posted June 27, 2007 Posted June 27, 2007 Ze zdjęciami, to narozrabiałaś, trzeba je zmniejszać przed wstawieniem, bo jak jakiś mod zobaczy, to ... ło matkoicórko :evil_lol: , ale zdążyłam sobie przekopiować :evil_lol: ! Quote
ma_ruda Posted June 27, 2007 Posted June 27, 2007 [quote name='ania14p']Ze zdjęciami, to narozrabiałaś, trzeba je zmniejszać przed wstawieniem, bo jak jakiś mod zobaczy, to ... ło matkoicórko :evil_lol: , ale zdążyłam sobie przekopiować :evil_lol: ![/quote] Na wszelki wypadek wklejam malutkiego Garecika [IMG]http://img502.imageshack.us/img502/9492/21062007006vb4in7.jpg[/IMG] [IMG]http://img403.imageshack.us/img403/4719/21062007012hu0vd3.jpg[/IMG] Quote
joannasz Posted June 28, 2007 Posted June 28, 2007 [URL=http://imageshack.us][IMG]http://img201.imageshack.us/img201/1296/21062007005wg7.jpg[/IMG][/URL] Shot with [URL=http://profile.imageshack.us/camerabuy.php?model=HP+PhotoSmart+R607+%28V01.00%29%2B&make=Hewlett-Packard]HP PhotoSmart R607 (V01.00)+[/URL] at 2007-06-27 Quote
Recommended Posts
Join the conversation
You can post now and register later. If you have an account, sign in now to post with your account.