Jump to content
Dogomania

Mieszkamy w szklanej pułapce w zoo:(


Moniek193

Recommended Posts

[quote name='NadziejaA']A moze właśnie powinno się odwiedzać i głośno przy klientach i "oglądaczach" mówić [...][/quote]
Ja zawsze się głośno wypowiadam i jak raz toczyłam dyskusję co myślę o 4 tyg. królikach w sklepie, to mi jakas nastka powiedziała, ze przeciez one są wówczas najśliczniejsze :mdleje::stormy-sad:
To chyba trzeba by zacząć od uswiadamiania przed sklepem zoo pojedynczych osób. Już nie wspomnę z jakimi poradami ludzie ze takowych sklepów wychodzą :placz:

Link to comment
Share on other sites

  • Replies 414
  • Created
  • Last Reply

Top Posters In This Topic

  • 2 weeks later...
  • 3 weeks later...

Nasza akcja chyba coś dała - bo pieski ze sklepu się wyprowadziły.
Kojec został zlikwidowany i juz nic tam nie ma - poza typowymi zoologicznymi sprawami...

A&A

PS1
Dla wiernych czytaczy, ogladaczy i "akcjonariuszy" coś na "ząb" - w nagrodę:

[B]Moje filmiki - część I - a jak się spodoba to będzie i dalej[/B]
Spis filmików – „klipów rodezjanowych”…

Przez ostatnie pół roku, co jakiś czas podsyłałem Wam linki na moją filmową „twórczość”.
Postanowiłem to jakoś krótko posumować. W zasadzie każdy opublikowany „produkt artystyczny” powinien się sam tłumaczyć, ale może w końcu powinienem napisać jakiś komentarz…

Moje „filmiki” po raz pierwszy wkleiłem do „Jej-Tuby” chyba w połowie 2007 roku. A powstały z zupełnego przypadku. Po prostu w aparacie była taka funkcja i jak już spróbowałem coś uchwycić – to potem to „upubliczniłem”. I prawie nikt tego nie oglądał…
No cóż – jakiś pies gdzieś biega, szczeka…
Takie tam… Byle co…

Pewnego razu, mój znajomy pochwalił się swoim hobby – zdalnie sterowanym samochodem, z którym jeździ na wyprawy „w Polskę”, razem z innymi zapaleńcami. Z wypraw kręcili filmiki. Pokazał mi.
Byłem pod ogromnym wrażeniem!

Tu muszę się odwdzięczyć i zareklamować kolegę, który mnie zachęcał do tej zabawy i podpowiadał jak czegoś nie wiedziałem…

Xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx

REKLAMA: filmiki kolegi [url=http://pl.youtube.com/user/zotornik67]YouTube - Kanał użytkownika zotornik67[/url]

Xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx


Pokazałem koledze moje „filmiki”. Wojtek skrzywił się i orzekł, że to by się „nadawało”, ale koniecznie trzeba to pociąć, pokleić w jakieś „opowieści” i dołożyć muzykę. Bez tego – ani rusz!

Mnie to „męczyło” przez miesiąc czy dwa a kolega co raz namawiał mnie na spróbowanie programiku do robienia filmików który jest w Windowsie…

No to spróbowałem i okazało się że to nie jest skomplikowane a wręcz – trywialne…

Ale najważniejszy jest pomysł i… muzyka!

Ponieważ miałem akurat „na tapecie”, w przygotowaniu – sporo zdjęć zrobionych aparatem – w trybie „seryjnym”, które to miałem opracować na prośbę „dogobserwerów” – jako pokazanie ruchu psa, zabrałem się za to.

Nie ukrywam, że początek był trudny – dobieranie czasów każdego zdjęcia do uprzednio wybranej muzyki Pani Dudziak. Chyba łatwiej było by zacząć od „zwykłych” scen filmowych, ale szkoła cierpliwości chyba się przydała, bo po zmontowaniu wszystko wyszło jak niżej. Zaznaczam: wykorzystane są TYLKO ZDJĘCIA!!!!

1. PAPAJADENS czyli RODEZJANDENS
[url=http://pl.youtube.com/watch?v=fugCgvy789k]YouTube - Rhodesian Ridgeback's: PAPAYA-Dance / RODEZJANDENS[/url]

Po pokazaniu paru osobom – dostałem sporo słów zachęty do zrobienia czegoś kolejnego. Tym razem pomysł na muzykę już miałem. A jak sobie tą muzyczkę kilka razy odtworzyłem – to już gotowy „scenariusz” ułożył mi się w głowie na taki filmik:

2. FAJERBOL!!!!
[url=http://pl.youtube.com/watch?v=GURYwLNlLYw]YouTube - RHODESIAN RIDGEBACK'S: FIREBALL / FAJERBOL !!!![/url]

O dziwo ten tak niedoskonały filmik, zrobiony ze scen kręconych starym aparacikiem w trybie 320x160 pikseli, z wieloma moimi błędami które zrobiłem przy montażu, okazał się jak dotychczas moim największym „hiciorem” – ku mojemu zupełnemu zaskoczeniu…

Z okazji Pierwszej Klubówki, zrobiłem „remix” tego filmiku, poprawiając jakość i niektóre niedoskonałości – ale tego nie ma Youtubie. Zostało „upublicznione” na płytce pamiątkowej, którą „wyprodukowałem” dla Klubowiczów…

Kto ma ten może sobie nawet odtworzyć na telewizorze – bo w tej formie te filmiki nawet nieco zyskują na jakości…

Trzeci filmik powstał pod wpływem wpierw smutnych a potem już weselszych wieści o chorobach, na szczęście minionych, piesków „forumowych” Ruby i Rundy, które w tym samym mniej więcej czasie przeżywały problemy…

Nasza Aka też miała w tym samym czasie ciężkie chwile po sterylce…

Za zgodą Autorek zdjęć powstała taka składanka, z ich i moich fotek oraz paru króciutkich scenek:

3. Ocalić od zapomnienia
[url=http://pl.youtube.com/watch?v=W9rE6Du8pC4]YouTube - Rhodesian Ridgeback: Ocalić od zapomnienia[/url]

Kolejny filmik powstał na „społeczne zamówienie”. To znaczy „społeczeństwo” rodezjanowe w osobie Moniki_od_Bu, zwróciło się do mnie z prośbą zrobienia jakiegoś „cusia” z myślą o ratowaniu rodezjanów. Monika podesłała mi fotki a następnie zasypała mnie mniej i bardziej serceszczypatielnymi podkładami muzycznymi. Podesłała szkic „scenariusza” – czyli Jej przemyślenia na ten temat. Podesłała też parę filmików…

Umowa stanęła taka, że ja sam sobie wybiorę muzykę – bo do muzyki najlepiej mi się „komponuje” filmy. I albo Monika zaakceptuje całość albo jak nie to idzie „dzieło” do kosza…

Muzykę wybrałem i znów po kilku „odsłuchaniach” wymyślił mi się w głowie scenariusz. Brakowało mi parę scenek przedstawiających zwierzęta w schronisku, więc w kolejną niedzielę wybrałem się do naszego „Kundelka” i nakręciłem kilka scen, które wykorzystałem w tym i dwóch jeszcze filmikach…

Monika lekko „ocenzurowała” moje „dzieło”, które przybrało ostateczny kształt:

4. Wspólne bicie serc…
[url=http://pl.youtube.com/watch?v=GAWpi8PLayc]YouTube - Rhodesian Ridgeback's: "Wspólne bicie serc..." 2-nd edition[/url]


A jak się już spodobało – to powstała wersja angielskojęzyczna – z pomocą Moniki oraz Asi z od JD:

“Proud and Independent”: [url=http://pl.youtube.com/watch?v=Nobnmrov018]YouTube - Rhodesian Ridegeback Proud & Independent /engl. ver./[/url]

Po tak dużej porcji smutków, musiałem jakoś odreagować! Wybrałem się na psi spacer z aparatem i dwoma kartami pamięci. Była piękna pogoda, o dziwo trafiła się też sarna…

I już na drugi dzień powstał klip, który mimo pewnych jeszcze niedostatków technicznych lubię osobiście za optymizm muzyki i Akowe szalone pozy:
5. „Love or Nothing:” [url=http://pl.youtube.com/watch?v=Uu1qoXVrwAY]YouTube - Rhodesian Ridgeback's - Love or Nothing[/url]

Następnie – znów na zamówienie “społeczeństwa” forumowego powstał klip ze zdjęciami z ubiegłorocznego F’otorodezjana. Plus dodatkowa wersja angielskojęzyczna / z pomocą Moniki/ - rozszerzona o wszystkie fotki nadesłane na konkurs. Wersja „polska” zawierała mój osobisty wybór fotek, komponujących się do wymyślonego ad hoc scenariusza…

6. Fotorodezjan 2007 wersja polska: [url=http://pl.youtube.com/watch?v=rca8by54GdA]YouTube - Rhodesian Ridgeback's: FOTORODEZJAN 2007[/url]

Fotorodezjan 2007 wersja „angielska”: [url=http://pl.youtube.com/watch?v=KiqMh-GNCTc]YouTube - Engl. Version of PHOTO-RHODESIAN '2007[/url]


Po naszym majowym, rodezjanowym pikniku, przeglądając zrobione fotki i nakręcone filmiki, postanowiłem się trochę odprężyć i nacieszyć Was zdjęciami do wtedy właśnie rozstrzygniętego kolejnego Fotorodezjana. Poukładałem wszystko do skocznej szantowej muzyczki:

7. Fotorodezjan 1/2008: [url=http://pl.youtube.com/watch?v=K7FFVkKJzPs]YouTube - F'OTORODEZJAN nr 1 / 2008 - Rhodesian Ridgeback's photo[/url]





A&A

PS
Jak się spodoba - to cdn...

może...

PS2

Taka opowieść z życia samego "zepsem" związana:


xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx


Wieczorny patrol z psem, trochę inny niż zwykle…

Jak pisałem już krótko, w ubiegły piątek, jak co wieczór byłem z Aką na psim spacerze.
W okresie „zimowym” jeździmy nad rzeszowski Zalew – czyli jezioro powstałe w wyniku przegrodzenia Wisłoka zaporą. Brzeg jest na całej długości wybetonowany. Tam gdzie dochodzą fale – beton ten jest niezwykle śliski..
Wzdłuż zalewu jest wyasfaltowana ścieżka długości około 2,5 kilometra, z tym, że latarnie są na ponad połowie. Reszta jest nieoświetlona. Nazywamy tę część drogi „ciemną stroną”. Dróżka wije się przy wodzie – czasem nad samą wodą a czasem trochę dalej – maksymalnie jakieś 20, 30 metrów od brzegu. Co kawałek są ławki, śmietniki, całość jest regularnie sprzątana a wieczorami patrolowana przez policję.
Z drugiej strony dróżki ciągnie się zagajnik ze starodrzewem porastający wzgórze ciągnące się aż do płotu za którym jest WSK Rzeszów. Od drogi do drzew jest spora łąka, gdzie psy mogą poszaleć – ładnych kilkadziesiąt hektarów. Wzgórze, nazwane „Lisią Górą” – jak sama nazwa wskazuje – obfituje w ogoniaste kołnierze – które prawie co dzień spotykamy na spacerach, a nawet jak nie ma spotkania oko w oko – to wystarcza dla psa sam świeży lisi trop…
W piątek jak co dzień, około godziny 20.20 wyruszyliśmy z parkingu. Było około zera stopni, za to wiał bardzo porywisty, zimny i przenikliwy wiatr. Okutany byłem w nową, ciepłą kurtkę z dwoma polarami pod nią, miałem ciepłe rękawice, nowe, dwa dni wcześniej kupione skórzane buty, najgorsze, „psie” spodnie i też nowo kupione specjalne, zimowe getry…
W zasadzie to zwyczajny spacer, tylko, że na głowę nie kapało, tylko ja wiatr próbował oderwać. Niezwyczajny był tylko brak jakichkolwiek spacerowiczów. Bo nawet w najgorszą słotę zawsze zdarzają się spacerowicze, biegacze, rowerzyści, rolkarze, psiarze i wędkarze. Tym razem – nikogusieńko! Nawet nie było codziennego o tej porze patrolu policji.
Doszliśmy z Aką do końca, zawróciliśmy i już z wiatrem w plecy nas popychającym ruszyliśmy w powrotną drogę.
Gdy wyszliśmy z „ciemnej strony” i minęliśmy chyba drugą latarnię, zwróciło moją uwagę to, że Aka, która szła samym brzegiem zalewu, zatrzymała się przy czymś na chwilę. Coś mnie tknęło, poprawiłem okulary i dostrzegłem że ktoś siedzi nad samym brzegiem. Miałem już ruszyć dalej, sądziłem że to tam jakaś szalona parka kontempluje fale które wywołał wiejący, porywisty wiatr. Ale – nie wiem czemu – zrobiłem parę kroków ze ścieżki i w tym momencie zobaczyłem, że to nie jest para ale pojedyncza osoba. Mógł być to jakiś wędkarz, ale dalej coś mi nie pozwalało wrócić na ścieżkę. Jakoś tak mi się samo wyrwało: „czy coś się stało”?
W tym momencie zorientowałem się że to siedzi nad brzegiem kobieta – jakoś tak niewyraźnie mi odpowiedziała w stylu: „zaraz skoczę” czy „nie ma sensu żyć”, a może jedno i drugie. Podchodziłem coraz bliżej, rozglądać się zacząłem wszędzie za kimś kto może jest jednak w pobliżu. Obmacywałem ubranie w poszukiwaniu telefonu, omiotłem teren w poszukiwaniu miejsca pobytu Aki i jednocześnie bardzo intensywnie myślałem co mam robić.
Gdy podniosłem wzrok zobaczyłem, że tej pani nie ma już na brzegu, usłyszałem chlupot wody, i już nic nie myśląc podbiegłem te kolka metrów do brzegu. Jednocześnie chowałem smycz do kieszeni i wypatrywałem w ciemnej wodzie tej topielicy. Za moment dostrzegłem coś powoli oddalającego się wolnym nurtem. Tu już nie było rozmyślań – nie wiem kiedy i jak znalazłem się w wodzie. Sięgała gdzieś do mojego pasa, dobrnąłem do tego „czegoś” – okazało się to wydętym przez powietrze fragmentem ubrania, namacałem osobę i zacząłem ciągnąc do brzegu. Przy płytkim brzegu odwróciłem z pewnym trudem na wznak, sprawdziłem, że zaczyna się krztusić i łapać powietrze. Zacząłem intensywnie się rozglądać czy nikt nie nadciąga. Niestety, jak okiem sięgnąć było pusto. Aka tylko na brzegu dostała amoku – szalała zjeżona i groźnie szczekała – wyglądało że dawała znać że stała się komuś krzywda i najwyraźniej szukała sprawcy. Nie wiem czy jakby ktoś się znalazł w pobliżu to by go nie zjadła – jako potencjalnego wroga i podejrzanego o całą sytuację…
Teraz była najtrudniejsza część zadania – wyciągnięcie na śliski brzeg. Robiłem kilka prób. Po kolejnej, bezskutecznej i ponownym zsunięciu się do wody pomyślałem o przypięciu do Aki smyczy i takiej z jej strony pomocy, ale jakoś wylazłem, wyczołgałem się sam, trzymając cały czas „topielicę”. W najważniejszym monecie jednak pomogła mi Aka, bo zbliżyła się na tyle, że chwyciłem ją za obrożę. Wyśliznęła mi się z mokrej rękawiczki niemal od razu, ale ten krótki moment wystarczył, że złapałem równowagę i już byliśmy na trawie.
Zacząłem nerwowo szukać komórki. Nie znalazłem. Zacząłem wołać co sił w płucach – nikogo w pobliżu! W jedną stronę – jakieś 2 kilometry parking i kolejne pół kilometra „cywilizacja”. W drugą stronę zabudowania najbliższe za „ciemną stroną” – w sumie dobry kilometr. A po drodze samotna, ukryta za krzakami i drzewami chałupa. Jak tam przechodziłem to widziałem palące się światło. Postanowiłem zanieść tam kobitę – nie wiedziałem innego wyjścia.
Na szczęście moje była szczupła, jakieś 165-170 centymetrów, ale nasiąknięte ubrania chyba dawały ze sto kilogramów! Nie wiem w jaki sposób przeniosłem ja pierwsze 100 czy 200 metrów. W końcu padłem razem z nią na glebę. W międzyczasie próbowałem z nią rozmawiać. Jak dochodziła do siebie i zaczynała kontaktować to koniecznie chciała by jej nie ratować a pomóc umrzeć. Jak znów mi zaczynała się przelewać bezwładnie przez ręce, to mamrotała że jej zimno i żeby ją ratować…
Udało mi się dowiedzieć, że jest spod Łodzi, ile ma lat, podała imię i nazwisko. Wypytałem czy i ile piła oraz jakie prochy zażyła.
Dowlokłem ją kolejne metry. Tu już zupełnie opadłem z sił. Ona chyba odzyskała siły bo koniecznie chciała iść do wody. Obok była ławka. Pomyślałem wpierw, że przywiążę ja smyczą do ławki i polecę po jakąś pomoc. Ale odzyskałem trochę sił, trochę ja postawiłem na rozjeżdżających się nogach i wlokłem ją w bok od ścieżki w kierunku odległej chałupy. Najgorzej, że było całkiem ciemno, nic nie widziałem, a trzeba było iść po błocku, lekko pod górkę, po zamarzniętych, głębokich kałużach. Dziwne, że udało mi się ja wtarabanić kolejne 50 metrów, nie przewracając się w błoto które jak potem stwierdziłem nalewało mi się do wysokich butów. Dociągnąłem ją ostatni kawałek już jakoś tak „na smyka”. I padłem. Zupełnie. Nic nie widziałem – ciemno. Tylko czerwone gwiazdki przed oczami.
Stwierdziłem że te ostatnie 50 czy 100 metrów do chałupy – nie mam już siły dojść!. Postanowiłem ja w tym miejscu zostawić. Krzaki wokół, droga wyboista – nawet jakby odzyskała siły to nie trafi nad wodę!
Dobiegłem z Aką do majaczącego w ciemności domu. Tam był jeszcze „tamtejszy” pies, Pedro. Na szczęście z Aką już się pary razy widzieli i nie było z nimi problemu. Po dłuższej chwili, bębnienia w drzwi, dzwonienia i wołania – otworzono mi. Najbardziej się tego obawiałem, że mi nie otworzą. Już była, jak się później okazało prawie 22-ga.
Wystękałem co się stało, powiedziałem żeby zrobiono herbatę, żeby wezwano policję i karetkę i wróciłem do topielicy. Aka mi ja pięknie odnalazła – sam bym w ciemnościach chyba ja minął! Ta moja przebieżka – do i z domu – mimo że kosztowała mnie sporo wysiłku – pozwoliła chyba trochę odsapnąć, bo z nowymi siłami udało mi się kobitkę znów podnieść i dowlec do domu, gdzie czekał koc, ciepły kaloryfer i gorąca herbata.
Po kilkunastu minutach przyjechała policja. Opowiedziałem wszystko co i jak. Wezwana została karetka a ja postanowiłem wracać do auta. Co prawda i Panie z domu i policjanci deklarowali się że mnie podrzucą te 2 kilometry na parking, ale stwierdziłem, że tu trzeba ratować kobitę, a ja mam jeszcze tyle adrenaliny, że na pewno dojdę – bo niebawem i ze mnie para wyjdzie i trzeba będzie ratować…
Przyznaję, że to były trudne kilometry, ale Aka dzielnie szła koło mnie. Po drodze spotkaliśmy Jacka z Rodikiem. Zawrócili i towarzyszyli nam do samochodu.
W domu od razu pod gorący prysznic – gdzie dopiero w łazience, podczas rozbierania się doszło do mnie, zacząłem czuć że mam mokre, zimne ubranie na sobie…

I tak to wyglądało….

Andrzej

PS1
A komórkę – którą – ZAWSZE – noszę przy sobie znalazłem zostawioną w domu. Tylko ten jeden jedyny raz jej nie wziąłem, po raz pierwszy i chyba ostatni…

PS2
Buty w końcu wczoraj wyschły.

PS3
Mięsnie mnie jeszcze wszystkie bolą…

Link to comment
Share on other sites

[SIZE=3][COLOR=red][B]Andrzeju, wielki szacun dla Ciebie :loveu:![/B][/COLOR][/SIZE]
[SIZE=3][COLOR=red][/COLOR][/SIZE]
[SIZE=3][COLOR=red][B]Wielki szacun dla Dzieciaków ze szkoły :loveu:![/B][/COLOR][/SIZE]
[SIZE=3][COLOR=red][/COLOR][/SIZE]
[SIZE=3][COLOR=red][B]Wielki szacun... dla Ludzi prowadzących ten sklep :loveu:![/B][/COLOR][/SIZE]

[B][SIZE=3][COLOR=red]Wielki szacun dla każdego kto pomagał :loveu:![/COLOR][/SIZE][/B]
[SIZE=1][B][COLOR=red][/COLOR][/B][/SIZE]
[SIZE=1][B][COLOR=red]Przecież wszyscy się uczymy[/COLOR] ;)[/B][/SIZE]

Link to comment
Share on other sites

Robienie filmików jest proste jak cep!

Ja uzywam programu który stanowi integralna częśc Windowsa od XP w górę: "Windows Movie Maker" - znajdziesz go jak otworzysz - "wszystkie programy".

Jest intuicyjny i prosty...

Mozna tworzyć "filmiki" ze zdjęć i innych filmików z kamery, aparatu czy komórki...

Jak coś to chętnie podpowiem - może jakiś dział "filmowy" jest na forum?
Jak coś to skierujcie mnie tam by tematu nie zaśmiecac...

A&A

Link to comment
Share on other sites

  • 2 weeks later...

Andrzej Ty nasz bohaterze. :loveu:
Ze sie nie rozłozyłes po tej zimowej kapieli.
O ile dobrze kojarze, to taki długi deptak przy rzece i w pewnym momencie jest tama ?

[quote]Nasza akcja chyba coś dała - bo pieski ze sklepu się wyprowadziły.
Kojec został zlikwidowany i juz nic tam nie ma - poza typowymi zoologicznymi sprawami...
[/quote]
I to też Twoja zasługa.

[quote]może jakiś dział "filmowy" jest na forum? [/quote]

Przede wszystkim dział z filmikami uświadamiajacymi. Tak jak Twój z Rodezjanami ( tylko mógłbys jeszcze wersje polska nakręcic)

Bordery też maja swój filmik uswiadamiajacy
[URL="http://pl.youtube.com/watch?v=on5kpevRuCQ"]YouTube - border collie HELP[/URL]

Link to comment
Share on other sites

Guest Mrzewinska

Napisalam do jednego z dziennikow o Andrzejowej akcji nad zalewem. Ale coz, u nas medialne sa horrory, napady, koszmary, jesli ktos uratuje drugiemu czlowiekowi zycie, to juz nie jest medialny temat.

Nie wzbudził zainteresowania...

Zofia

Link to comment
Share on other sites

[quote name='LALUNA']Andrzej Ty nasz bohaterze. :loveu:
Ze sie nie rozłozyłes po tej zimowej kapieli.
O ile dobrze kojarze, to taki długi deptak przy rzece i w pewnym momencie jest tama ?

[/quote]

Rozchorować to o dziwo się nie rozchorowałem ale kregosłup od dżwigania mi się "rozjechał" i znów musze jeździć do "magika" od nastawiania...:angryy:

[quote name='LALUNA']

I to też Twoja zasługa.



Przede wszystkim dział z filmikami uświadamiajacymi. Tak jak Twój z Rodezjanami ( tylko mógłbys jeszcze wersje polska nakręcic)
[/quote]

No przecież jest i polska wersja:
[url=http://pl.youtube.com/watch?v=GAWpi8PLayc]YouTube - Rhodesian Ridgeback's: "Wspólne bicie serc..." 2-nd edition[/url]


[quote name='LALUNA']

Bordery też maja swój filmik uswiadamiajacy
[URL="http://pl.youtube.com/watch?v=on5kpevRuCQ"]YouTube - border collie HELP[/URL][/quote]

[/quote]
Super!

A ja mam też coś nowego - takie "podsumowanie roku" z psem i aparatem:

Mam jeszcze tego sporo / żmija, zaskroniec, ptaszki, żaby i kwiatów wiele.../ - więc może będzie druga częśc?

[url=http://pl.youtube.com/watch?v=RDGV0AAaCrY]YouTube - Varázslatos, fehér kő / Magic white stone/ - OMEGA[/url]

A&A

PS
Zofio!
Tak to już jest, że jakbym babe wpychał do zalewu - to by był nius!

Link to comment
Share on other sites

  • 2 weeks later...

[quote name='NadziejaA']A moze właśnie powinno się odwiedzać i głośno przy klientach i "oglądaczach" mówić dla czgeo piesek nie jest wyprowadzany na dwór, czy są papiery na pieska, jak nie to dla czego nie, od którego sa hodowcy- jeżeli powie ze "tajna Informacja" to stwierdzić ze w takim razie to prawdopodobnie kundelki z lewymi papierami, ale przede wszytskim naciskać własnie i biadolić przy psiakach, że mają przerąbane zwierzaki, jak tak można trzymać je w klatkach, przy złym oświetleniu, braku świerzego powietrza (w marketach jest klimatyzacja która szkodzi jak diabli) i wymieniać wszystko co sie zauważy.Ludzie wtwdy zaczna się zastanawiać i albo dojdą do odpowiednich wniosków i preceder sprzedaży zwierzów w marketach zostanie zakończony albo się ujawni głupota ludzka...[/quote]

Nadzieja, to bardzo dobry pomysł i co najważniejsze skuteczny. Taka akcja w sklepach ANNA-ZOO w Warszawie zadziałała. W jednym z najczęściej odwiedzanych sklepów (o bardzo dobrych obrotach) w Galerii Mokotów prowadzono ją do skutku czyli wycofania psiaków ze sprzedaży. Swego czasu mieli tam nie tylko szczenięta ale i szopy pracze :crazyeye: Wszystkie w takich warunkach o jakich piszecie. Już nie mają - od kilku lat stoją puste klatki. Z największej sprzedają tylko gryzonie. Którym zresztą też współczuję.
pozdr
F.

Link to comment
Share on other sites

  • 3 weeks later...

Join the conversation

You can post now and register later. If you have an account, sign in now to post with your account.

Guest
Reply to this topic...

×   Pasted as rich text.   Paste as plain text instead

  Only 75 emoji are allowed.

×   Your link has been automatically embedded.   Display as a link instead

×   Your previous content has been restored.   Clear editor

×   You cannot paste images directly. Upload or insert images from URL.


×
×
  • Create New...