Jump to content
Dogomania

Morus - nie było mnie przy Tobie


szarotka11

Recommended Posts

Morusku mój kochany. Odszedłeś beze mnie. Nigdy tego sobie nie daruję. Ani męzowi, który w porozumieniu z wetem uśpili mojego Psa kiedy byłam w pracy.
Tak bardzo chaciałam być z Tobą na tym ostatnim spacerze. Teraz myslisz, że Cię zdradziłam i opuściłam w najważniejszej chwili. Do końca zycia będą myślec o Tobie i płakać z ogromnego bólu i żalu, że nie trzymałeś głowy na moich kolanach. Ciągle myślę, co mogłeś czuć w tym ostatnim momencie iżal mi serce ściska, tak,że nie mogę normalnie funkcjonować.
Fałszywa dobroć mojego męża mnie poraża. Nie mogę mu spojrzeć w oczy.
Proszę przyjmijcie serdecznie mojego Moruska, który mi dał tyle bezgranicznej miłości.
[URL="http://imageshack.us/"][IMG]http://img79.imageshack.us/img79/3567/psota011resizeeu7.jpg[/IMG][/URL]

Morusek opiekował się kotkiem Rudym znależionym w lesie -jeszcze trochę sam chodził
[URL="http://imageshack.us/"][IMG]http://img79.imageshack.us/img79/5417/morus3resizegy8.jpg[/IMG][/URL]
[URL="http://imageshack.us/"][IMG]http://img460.imageshack.us/img460/5663/morus2resizekn2.jpg[/IMG][/URL]




[URL="http://imageshack.us/"][IMG]http://img176.imageshack.us/img176/7219/morusresizebl3.jpg[/IMG][/URL]

Link to comment
Share on other sites

  • Replies 594
  • Created
  • Last Reply

Top Posters In This Topic

Witaj! jestem z Toba, a Morus jest juz z moja Ernusia za TM... Ernusia byla bardzo zaradna, poprowadzi Twojego Pupilka ... placze tez, bo Ernusia zmarla tak nagle, a miala coprawda 15 lat... tez szukala pomocy u mnie, a ja nie moglam jej pomoc... ja wogole nie funkcjonuje... napisz kiedy Morus odszedl... a jak ochloniesz wklej zdjecie, ja jak patrze na moja Kulke teraz na zdj mysle ze tez mnie widzi... zawsze bedzie w moim sercu, kochalam ja bezgranicznie....trzymaj sie calo... moze maz musial podjac taka decyzje?

Link to comment
Share on other sites

[B]Morusku, [/B]
[B]bądź szczęśliwy za TM[/B]

[URL="http://www.fotosik.pl/"][IMG]http://images4.fotosik.pl/253/c2c84ed8dd5f813b.jpg[/IMG][/URL]

Szarotko, bardzo mi przykro :-( :-( :-( Morusek wciąż Cie kocha i to się nigdy nie zmieni. Oddałaś Mu serce, otoczyłaś miłością i troską, nie zdradziłaś, nie zawiodłaś - kochałaś...

Link to comment
Share on other sites

Szarotko, czytałam na innym forum Twoją i Moruska historię. Jesteś dzielną, wspaniałą kobietą. Morusek, już zdrowy i sprawny, hasa po tęczowych łąkach. Wie, co dla Niego zrobiłaś, wie, jak walczyłaś wbrew wszystkim. Niektórzy ludzie nie dojrzeli do takiej miłości. Mój TZ po prostu dał nogę i bardzo mnie to cieszy. A Twój mąż - może kiedyś zrozumie... Spytaj go, jak sobie wyobraża własną starość i niedołężność.
[B]Morusku <*>[/B], bądź szczęśliwy i opiekuj się z wysokości swoją dzielną panią.

Link to comment
Share on other sites

Ja też z podziwem dla Ciebie przeczytałam historię zmagań z chorobą Moruska. Zrobiłaś dla niego więcej niż to możliwe. On już na pewno nie cierpi. Twój żal jest zrozumiały. Z własnego doświadczenia wiem, że bez względu na przyczyny i okliczności, rozstanie z przyjacielem tak samo boli. Chyba zawsze towarzyszy temu myslenie, co by było gdyby... Ja też nie potrafiłam podjąć tej najtrudniejszej decyzji. Nie miałam niestety czasu, żeby się do tego przygotować. Było mi o tyle łatwiej, że mogłam oszukać siebie i zamiast eutanazji (jak ja nie znosze tego słowa:placz: ) wybrałam operację, chociaż wiedziałam, że finał będzie ten sam. wiedziałam, że alternatywą było zezwolenie na odejście suni w męczarniach.

Nie chcę usprawiedliwiać Twojego męża, ale może ułatwił Moruskowi i Tobie przeżycie tego, co nieuniknionie?

Sama do dzisiaj nie mam odwagi wspominać tych ostatnich minut. Kiedy odchodziłam od puni przed operacją, ona jeszcze była przytomna, a ja starałam sie wierzyć, że jeszcze się zobaczymy. Dlatego czuję się jakby mnie przy TYM nie było. I właściwie nie zdążyłam sie pożegnać. Ale chcę wierzyć, że dzięki temu Puni było łatwiej przejśc na tę drugą stronę.

Link to comment
Share on other sites

Dziękuję wszystkim. Narazie żle sobie radzę. Wszystko mi Go przypomina, żal jest wszechogarniający. Miałam wszystko poustawiane pod Moruska. Rano wczesne wstawanie, zmiana i pranie posłania, mycie kuchni. A potem spacer po ciemnym lesie. Tylko my, bo inni dogomani wychodzili później. Razem podziwialiśmy budzący się dzień. Zawsze było pięknie bez względu na pogodę. On sobie jechał i wąchał, ale co chwilę spoglądał na mnie jakby dając do zrozumienia, że łączy nas szczególna nić wtajemniczenia. Podkarmiałam Go chrupkami, które teraz znajduję po kieszeniach (i płaczę). Wracaliśmy, dostawał śniadanko i odprowadzał mnie swoimi pięknymi i bystrymi oczami, kiedy biegłam do autobusu. Wiedział, że teraz musi czekać długo, ale wrócę i od razu pójdziemy znowu na nasz spacer. Ale 2.01 sie nie doczekał:-(. Ja w nieświadomości go zostawiłam jak zawsze. A on pewnie nie rozumiał co się dzieje i dlaczego mnie nie ma. I ta świadomość jest nie do zniesienia. Mam rodzinę, 2 dorosłych synów - muszę funkcjonować normalnie, ale jak wchodzę do kuchni i widzę puste miejsce po posłaniu, to moja dzielność ginie:-(:-(:-(. Może w sobotę z pomocą syna wkleję zdjęcia, żebyście zobaczyli jaki był nadzwyczajny.

Link to comment
Share on other sites

Szarotko Kochana- to nigdy nie mija,juz 1.5 roku minęło jak straciłam moją Di-Di a miała tylko 2 lata,zabiła ją cięzarówka.W domu rosnie natychmiast kupiona identyczna suczka i ma imię Di-Di i rosnie kupiona kolejna ma 8 mies.Dolly i rośnie 5 mie.Shin,śmierć Di-Di sprawiła,ze istnieje w 3 osobach w moim domu,kocham je nad wszystko a ból po tej pierwszej budzi sie kiedy tylko pomysle- i dalej ryczę i tytam ---dlaczego???
Wiesz zaczynam bawic się w hodowlę na cześć poprzedniczki,nawet przydomek obiecałam Di-Di ,i mimo,ze jest infantylny będzie -"łąka Di-Di"--- wyprowadziłam sie własnie dla niej na wies aby miała swoją łąke i tu zginęła:shake:

Pozostało mi dotrzymac słowa,które dałam jej i założyc tę hodowlę ,choć jka pomyslę,ze kazde z nich tez moze chorowac,cierpiec i umrzec strach mnie oblatuje.Boję sie ,ze moje suczki bedą rodzic i jak cos się stanie,jak maluchy będą .....
[B]Szarotko-to trzeba brac tylko na ROZUM a nie na emocje,bo inaczej zwariujemy.
I bedzie hodowla psów tosa-inu z przydomkiem "Łąka Di-Di"
i napewno będzie Di-Di 3 i 4 i 5.......na cześć Di-Di 1
[/B]

Link to comment
Share on other sites

Znam to doskonale- jeszcze trzy tygodnie temu nie potrafiłam normalnie funkcjonować po śmierci Puni. Tak jak Tobie Morusek, tak i mnie Punia regulowała życie. Mogło sie to wtedy wydawać nawet uciążliwe-czasem musiałam rezygnować ze swoich planów i przyjemności, jeżeli nie było w nich miejsca dla Puni, czasem wymagało karkołomnych wysiłków organizacyjnych, żeby pogodzić obowiązki zawodowe z obowiązkiem zapewnienia opieki Puni. Ale kiedy odeszła problemem stały się nawet codzienne zakupy- nie chciało mi się samej wyjść do sklepu, wynieść śmieci, rano nie chciało mi się wstać, chociaż przecież miałam pół godziny więcej czasu. Po prostu nie umiałam robić niczego, co kiedyś robiłyśmy razem ani tego, z czego musiałam rezygnować ze względu na Punię. Ale ten problem udało mi się już rozwiązać dzięki Fraszce- od 3 tygodni to ona, "organizuje" mi życie. Nigdy nie zastąpi Puni, ale przecież tego nawet nie chcę. Wciąż wracaja te bolesne wspomnienia ostatnich kilkunastu godzin z 3 i 4 września, ale dzisiaj juz łatwiej mi wspominać tych 12 wspólnie przeżytych lat.

Link to comment
Share on other sites

Moja sunia odeszła w moich ramionach. Tuliłam ją, całowałam , szeptałam czułe slowa, dodawałam odwagi. Przygladałam sie kazdej kropelce spływającej z kroplówki i wierzyłam, że każda z nich ją zasili, że tchnie w nią życie. Patrzyłam na każdy oddech wspomagany tlenem i nawet wzywałam Boga na ratunek podczas reanimacji. Walczyłam razem z nią i przegrałyśmy obie. Kiedy zamykałam oczy , nie widziałam mojej radosnej kochanej psotnicy tylko to ciałko z dwoma wenflonami, maska tlenową i mój paniczny strach. Nawet teraz jak ci to opisuję ryczę. Kochałam ją jak dziecko, jak własna córeczkę. Była mi tak bardzo bliska.
Cieszę się, że moje ukochane maleństwo odeszło wśród rodziny ( choć w szpitalu) pomimo, że cierpiałam razem z nią.
Nie znam historii Moruska, ale wiem, że chciałabyś być przy nim w tych ostatnich chwilach. Myślę, że Morusek nie miał do ciebie żalu, wiedział,że wychodzisz jak zwykle do pracy. Kochał cię, a ty jego. Tej nici waszej miłości nic nie zerwie, ani upływajacy czas, ani jego wędrówka za TM. On jest w twoim sercu, zdrowy, szczęśliwy i radosny.
Tam za TM moja Psonia i inne nasze psiaki się nim zajęły. Przyjęły swojego brata i się nim opiekują.
[img]http://img394.imageshack.us/img394/3406/zniczsp8.gif[/img]
Morusku, biegaj pieseczku po soczystych łąkach za TM ze wszystkimi psinkami.

Link to comment
Share on other sites

Znowu mi się śnił Morus. Bardzo tęsknię i płaczę z żalu. Dzisiaj taki piękny dzień, a On nie pójdzie ze mną na spacer. Pójdę sama:placz: . To jest jeszcze nie do zniesienia. Tossa, to wielkie co robisz, ale ja już nie będę miała więcej psa. Dzisiaj też śnił mi się malutki rudy piesek podobny do terierka, taki do wzięcia. Może to mo Morusek chce tego dla mnie? Ale nie będę w stanie przejść przez jego śmierć jeszcze raz. A przecież, to jest normalna kolej rzeczy. NIe jestem odporna psychicznie na ponowne przeżycie takiej sytuacji. Nawet gdybym była przy śmierci.
Szkoda ,że nie mogę pokazać mojej Psiny. Syn w biegu już poleciał, a ja nie wiem czy potrafię się z tym uporać. Może za 2 tyg.

Link to comment
Share on other sites

[B]Morusku <*> <*> <*>[/B]
Szarotko, my wiemy, że ten ból, pustka są nie do zniesienia. Że zostajemy nagle z całą masą przyzwyczajeń, zachowań - które nic już nie znaczą, nikomu nie są potrzebne. Zwłaszcza - kiedy odchodzi piesek schorowany, któremu tak bardzo podporządkowaliśmy życie, że na niewiele więcej starczało czasu, a teraz tego czasu nie ma czym wypełnić.
Ale nie mów, że nigdy. Nie po to zwierzęta uczą nas, czym jest najczystsza miłość i przyjaźń, żeby ta nauka odchodziła wraz z nimi. To ich dla nas dar na całe nasze życie. Potrzeba tylko czasu, bywa - dużo czasu. Jak przyjdzie czas, Morus sam zadba, aby pewnego dnia w Twoim życiu pojawił się znowu Ktoś z ogonkiem.
Jeśli potrafisz wysłać zdjęcia, wyślij je na mój adres mailowy, wstawię w wątku Moruska.

Link to comment
Share on other sites

Nikt z nas nie jest i nigdy nie będzie gotowy na odejście psiaka czy kogokolwiek. Nawet jak nam się wydaje, że tak, to gdy nadejdzie ta chwila dreczą nas waąpliwości i zadajemy sobie masę pytań.
Nie potrafimy pojąć pewnych rzeczy własnym rozumem, choć wydają się one oczywiste - między innymi przemijanie.
Podobnie jak ty mówiłam NIGDY WIĘCEJ!
Upływały dni i tygodnie i nagle zdałam sobie sprawę, że dla mnie gorsza od strachu przed kolejnym odejściem psa była otaczająca pustka. Pustka, której nie byłam w stanie zaakceptować.
Dom momentalnie stał się zimny i jakiś obcy.
Adopcja Balbinki wniosła wiele dobrego, to było jakby lekarstwo na zbolałe serce. Początkowo wydawało mi się, że nie jestem gotowa na taką zmianę, że to zdrada wobec mojego ukochanego psiaka i zamach na pamięć o niej. Watpliwości, wątpliwości i jeszcze raz wątpliwości. Boże , jak bardzo się myliłam. Dziś kocham je obie, choć jedna z nich towarzyszy mi fizycznie. Nie jestem tak głodna dotyku psiej sierści, mokrego noska czy widoku merdającego ogonka. Spacery znów nabrały sensu,a dom zaczął funkcjonowac normalnie.
Psotka? Ona żyje, żyje w nas i nic nie jest w stanie tego zmienić, nawet upływający czas.
Tęsknie za nią, często połakuję, ale już potrafię się uśmiechnąć wspominając jej figielki i błysk w jej oczkach. Ponadto ból nie jest już tak palący.
Byłaś silnie związana z Morsuskiem i jestem w stanie się założyć, że masz obawy , że wzięcie drugiego psa to zamach na pamięć o nim i zdrada. Byłaś jego, a on twój. To co was łączyło było wyjątkowe. Każdy z nas tak ma. Nie tylko obawy przed kolejnym pożegnaniem.
A jednak jesteśmy zarażone, zarażone psią miłością, a możesz mi wierzyć, to choroba nieuleczalna, ale bardzo słodka.
Trzymaj się i pamiętaj, w swym bólu nie jesteś sama. Jesteśmy z tobą.

Link to comment
Share on other sites

Morusku <*>

szarotka bardzo mi przykro.....
jej nawet nie mogę sobie wyobrazić sytuacji gdyby mój TZ ...tak zrobił..

przykro mi bardzo...

tzn, że Moruskowi się pogorszyło od sierpnia kiedy ostatnio pisałaś w dziele weterynaria?

jeśli umiesz przesłać zdjęcie mailem to ja mogę wkleić na wątek....

mój mail

[EMAIL="[email protected]"][email protected][/EMAIL]

bardzo się spłakałam :placz:

Link to comment
Share on other sites

Wszyscy pewnie po cichu marzymy o tym, żeby kiedyś Morusek wybrał dla Ciebie swojego następcę. Tak, jak Zurdo, wierzę, że Ty i Morus potrzebujecie czasu, żeby podjąc decyzję.
Dawno temu, kiedy moja sunia Kama- pierwszy pies w moim domu, po 6 misiącach życia odeszła za Tęczowy Most, myślałam, że już nigdy więcej nie będę tego bólu przeżywać. Po kilku miesiącach przyprowadziłam do domu Abiego- spaniela, którego kupiłam od handlarza na placu. Nie wiem nawet jak to się wtedy stało, że znalazłam się na tym targowisku; na pewno nie pojechałam tam, żeby kupić psa. Niestety znowu po kilku miesiącach musiałam przeżyć rozstanie z Abim i wtedy zdecydowanie postanowiłam, że już nigdy więcej- nie tylko dlatego, żeby juz nigdy nie narażać siebie na cierpienie, ale żeby nie sprowadzać nieszczęścia na kolejnego pieska. Byłam przekonana, że to fatum, przeznaczenie i że to ja jestem odpowiedzialna za krótkie zycie Kamy i Abiego. Kiedy po kilku latach dowiedziałam sie, ze Punia (wtedy 2 letnia) szuka domu- nie chciałam nawet o tym słyszeć. Ale mój znajomy uparł się, ze przyjdzie z nią do mnie...i przyszedł- z Punią; wyszedł sam:oops: . Była ze mną 12 lat. Przez te wszystkie lata towarzyszył mi lęk, ze ją stracę. Kiedy zauważyłam u niej pierwsze objawy starzenia się, zaczęłam obsesyjnie myśleć o tym co nieuniknione, ale do końca miałam nadzieję, że to odległa przyszłość. Kiedy nadszedł ten moment przeżyłam szok, chociaż sądziłam, że jestem na to przygotowana. Ale już znacznie wcześniej postanowiłam, że gdy to się kiedyś stanie, adoptuję psa ze schroniska. Nie dla siebie, tylko właśnie... dla Puni. Dzięki temu zresztą trafiłam tu na dogomanię. Tu udało mi się znaleźć wsparcie i pomoc w radzeniu sobie z żalem po rozstaniu z Punią i tu znalazłam Fraszkę, która jest ze mną od 3 tygodni. Fraszkę znalazłam dokładnie 3 miesiące po odejściu Puni za Tęczowy Most. Zaczęłam wierzyć, że był to wybór Puni.
__________________

Link to comment
Share on other sites

[B][I].......nigdy nie będziemy mogli przygotować sie na odejście przyjaciela:-( ...tego sie po prostu nie da:shake:....
Może faktycznie Morus wskazuje Ci co masz zrobić.............ja dziwnym zbiegiem okoliczności równe 3 miesiące po śmierci Harleya przywiozłam do domu Ozzyego....widać tak nam było naznaczone
dla Moruska[']['][']
[/I][/B]

Link to comment
Share on other sites

Alicja ! Współczuje Ci bardzo,.Znam ten ból.Nie wyobrażalam sobie co będzie gdy stracę psa. Ale los wystawil mnie na okrutną próbe ,w ciagu roku stracilam 3 psy.Dwa były starutkie ,jeden ślepy wszedł pod auto.drugi przegral walkę z chorobą.Trzecia jamniczka mini, od urodzenia cierpiała i nikt nie umial jej pomóc.Miała nawet przetaczaną od innego psa krew,nie godzilam sie na eutanazje,wymuszałam na wetach ostatnią deskę ratunku.Do tej pory nie mogę się z Tym pogodzić.Przy budach w skrajnych warunkach żyją psy ,a ona taka młodziutka nie miala szans.Umierała przy mnie czułam jej ostatni oddech i ostatnie cichutkie uderzenie serca. Mąż na mnie krzyczal ,żebym jej nie reanimowala ,bo przeszkadzam jej odejść. Miał racje ! Ja wierzę w reinkarnacje psów.Zobaczysz ,że na Twojej drodze stanie pies,w ktorym zobaczysz tego który odszedl,jestem pewna.Ja nie moge żyć bez psów i nam znowu dwa.i tak chyba będzie do konca moich dni. Życzę spokojnych dni i nocy. !

Link to comment
Share on other sites

Szarotko droga!Śmierć jest immanentną częścią życia,jest jego końcem i początkiem.Końcem jednej formy istnienia i początkiem kolejnej.Wiem,że trudno się z tym pogodzić,wiem jak bardzo boli...Nie oceniaj żle swojego męża.Chciał Cię ochronić przed koniecznością podjęcia tej najboleśniejszej,ostatecznej decyzji,przed uczestnictwem w misterium śmierci przyjaciela,przed wyrzutami sumienia,bezsilnością i bólem.Pomyśl-wziął to wszystko wyłącznie na siebie.Jemu jest chyba jeszcze ciężej.
Śmierć,choć straszna i bolesna jest mimo wszystko wybawieniem.Wybawieniem od bólu,cierpienia,choroby.Jest też szansą na kolejny pobyt tu na Ziemi.Bez wątpienia jest coś przecież poza ciałem fizycznym i jakkolwiek to nazwiemy jest to również w zwierzętach.15 listopada 2005 roku podejmowaliśmy też tę bolesną decyzję,po zażartej walce z rakiem.Walczyliśmy o największego naszego przyjaciela nie szczędząc sił,byłam z nim non stop 24 godziny na dobę,z tlenem,baterią ampułek,kropli i wszystkiego co mogło mu przedłużyć życie lub chociaż ulżyć w cierpieniu.Niestety Ten co nad nami zdecydował inaczej.I kiedy moja walka przynosiła już tylko przedłużenie męki,podjęliśmy z mężem tę ostateczną decyzję.Gdybym mogła zaoszczędizć mojemu mężowi tego bólu-pewnie podjęłabym tę decyzję sama.Może choć on cierpiałby mniej.Nie wiem.Pewnie tak też myślał Twój Mąż,więc postaraj się zrozumieć i nie miej żalu.
Nasz Grom odchodził cicho i bezboleśnie(bo tak to właśnie wygląda),tulony,całowany i błagany o powrót.Kochaliśmy Go bezgranicznie tak jak i On nas.Wiem,że to może niewiarygodne ale rozumiałam go doskonale,znałam jego myśli tak jak On wykonywał moje prośby zanim zdążyłam je wyartykułować.I potem ta pustka,bolesna niesprawiedliwa...Przez dwadzieścia jeden tygodni nie było takiej pory dnia bez łez,bez tęsknoty,bez wspomnień.Wiedzieliśmy już,że bez psiaka choć trochę podobnego żyć niepodobna.Szukaliśmy rozpaczliwie hodowli podobnych choć trochę do Groma ONków(czarny,krótkowłosy,niewiele podpalany,z prostym zadem),ale w Polsce już takich owczarków niemieckich jak nasz Grom niestety nie ma.Znalazłam podobne w Belgii i decyzja zapadła-jedziemy.W międzyczasie udało mi się uratować z pomocą Psiego Anioła błąkającą się śmiertelnie zagrożoną bernardynkę.I kiedy sunia po operacji poszła do nowego,wspaniałego domu mój telefon zadzwonił.To dziewczyna z Psiego Anioła prosiła o ratunek dla małego,biegającego po trasie katowickiej owczarka.Wsiadłam w samochód bez wahania.Był to wtorek,równo 21 tygodni po odejściu Groma.Pojechaliśmy,żeby zabrać małego na tzw. "dom tymczasowy" i oniemieliśmy.Przed nami stoi mały Gromiś,no po prostu skóra zdjęta.Jeszcze uszka klapnięte,ale poza tym kalka i ma około 5 miesięcy....W dwadzieścia jeden tygodni,tego samego dnia tygodnia i o tej samej prawie godzinie do naszego domu przyjechał mały Gromiś.Pozostałe zwierzaki(w tym 11 letni długowłosy owczarek niemiecki)przyjęły go tak jakby wrócił z długiego spaceru.Mały 5miesięczny Grom(bo ma też to samo imię)zajął w hierarchii to samo pierwsze miejsce,które miał jego poprzednik i to bez jakiegokolwiek sprzeciwu nawet tego najstarszego ONka.Ma identyczny głos,upodobania smakowe,identyczne ruchy,układa się w tych samych miejscach ...Przypadek? Na pewno nie.
PO co to wszystko piszę?Otóż po to aby choć trochę ukoić Twój ból.Abyś spróbowała pomyśleć o tym tak:
"Mój kochany Morusek odszedł,bo jego ciałko sprawiało mu okrutny ból,ale może do mnie wrócić jeśli tylko dam mu szansę.Przyjdzie do mnie zdrowy i radosny".
Życzę Ci tego z całego serca,Ala.

Link to comment
Share on other sites

Reinkarnacja. Chciałabym, żeby nasza Psonia wróciła. Niestety, nie zdążyłam jej tego szepnąć do uszka . Swoim odejściem zaskoczyła nie tylko nas, ale i lekarzy. Kiedy jej stan zaczął się stabilizować byliśmy pewni, że z tego wyjdzie. Ona postanowiła inaczej.

Link to comment
Share on other sites

a ja pragne zeby moja Ernusia wrocila, a tez nie zdazylam jej powiedziec na uszko! tak mnie zaskoczyla swoja decyzyja... a wlasciwie to ja caly czas mysle ze Kulka nie chciala umierac, caly czas widze jej przerazony wzrok... i moja bezsilnosc... dlaczego sie tak stalo... nie moge pojac tego.... jutro jade do weta ktory byl pierwszy gdzie pojechalam tego ranka, chce wszystko wyjasnic, nie bede mogla zyc z mysla ze czegos nie zrobili zeby ja ratowac!! przez to placze i nie moge przestac myslec, ale tez musze powiedziec ze caly czas czuje Erne obok, fizycznie czuje jej obecnosc...
Trzymajmy sie razem... to piekne ze tu trafilam, ale szkoda ze dopiero po tym jak odeszla Moja Gwiazdka.... nasze psinki razem za TM, my tutaj.... obserwuja nas z gory... Moja Kochana Kulka... napewno poznala Twojego Moruska... nie zamartwiaj sie, on jest szczesliwy!

Link to comment
Share on other sites

Chcę wierzyć, że on zna moje uczucia i myśli. Dla 90% ludzi, to tylko pies, a dla mnie WIELKI PRZYLACIEL. To forum jest nadzwyczajne. Trafiłam tu przypadkiem, kiedy rozpaczliwie szukałam pomocy dla Morusa, który coraz bardziej tracił władzę w tylnych łapach i nawet za ogon już nie mozna Go było prowadzic. Tu znalazłam konkretne informacje i wiele serca i pomocy. Też żałuję, że tu trafiłam dopiero kiedy Morus był chory, a nie wcześniej. Przy ogromie zalewających nas informacji o porzuconych, maltretowanych psach, jest to miejsce, gdzie człowiek okazuje się naprawdę CZłOWIEKIEM. Możemy tu przelewać swoje uczucia do naszych Psiaków bez komentarza, że jesteśmy nawiedzeni, że trzeba żałować ludzi, a pies to pies. dziękuję Wam wszystkim za to. Już jestem na dobrej drodze (po sformatowaniu) do wklejenia zdjęcia mojego Moruska. Był taki skromny, że chciałabym, aby jak najwięcej osob Go zobaczyło i podziwiało.

Link to comment
Share on other sites

Myśl ,że nie zrobilo sie wszystkiego nie daje spokoju.Ale co można zrobić. Czlowiek wsłu****e sie w słowa weterynarza jak w wyrocznię.On leczy ,on decyduje.To tak jak u ludzi,z tym,że czlowiek powie gdzie go boli,a nasz pies patrzy tylko wystraszonymi oczami.Ja sobie tłumaczę -ludzie ,dzieci umieraja,a to tylko pies. Lecz to tlumaczenie mnie wcale nie uspakaja.Jest to takie trudne.

Link to comment
Share on other sites

Alicja ! Ja Forum poznałam tak jak Ty nie dawno. Jest mi z nim lżej.Mogę tu powiedzięc wszystko to ,czego nie powiedziałabym gdzie indziej.Dogomaniacy nie wyśmieją ,nie zadrwią .Ja jeszcze nabrałam pewności siebie i o psich problemach i walce z nimi mówię otwarcie. Nabralam też pewności siebi ,pomagam bezpańskim psom i mam z tego ogromną satysfakcje. Nie obawiam sie ,ze ludzie będą pokazywali za moimi plecami kólko na czole.
.

Link to comment
Share on other sites

Join the conversation

You can post now and register later. If you have an account, sign in now to post with your account.

Guest
Reply to this topic...

×   Pasted as rich text.   Paste as plain text instead

  Only 75 emoji are allowed.

×   Your link has been automatically embedded.   Display as a link instead

×   Your previous content has been restored.   Clear editor

×   You cannot paste images directly. Upload or insert images from URL.


×
×
  • Create New...