Jump to content
Dogomania

Gamonius pospolitus i kotus bezmózgus do potęgi drugiej :D


Ty$ka

Recommended Posts

I sms od właścicieli Misi:

"Misia walczy z kotami. Kto jest ważniejszy: ona czy koty"
Mnie ta wiadomość by cieszyła, bo to znak, że wcale się źle nie czuje... ale jakoś świeci mi się lampka kontrolna... obym się tym razem myliła...
i drugi sms: "chyba bede miec o pare kotow mniej"
A mówiłam, że ona pastwi się nad kotami... ale wtedy się śmieli... Eh, Miśka ogarnij się.

Link to comment
Share on other sites

To ciekawe, jak się sprawa z domkiem rozwinie, oby jej nie oddali, bo jednak koty męczy :shake: Trzymamy kciuki bardzo, bardzo mocno, musi być dobrze!

Jej rodzinki baaardzo szkoda... Nie lepiej by im było chociaż w przytulisku, gdyby udało się złapać? Zawsze to ciepło i posiłki chociaż, a ogłaszać i tak by je można.

Link to comment
Share on other sites

DS obiecał dać małej szansę, oby tylko im nie jadła kurek ;) Z wiadomych przyczyn na razie ich nie poznała.

I mam kolejne wieści od DSu:
1. Młoda ma ładne szeleczki, była już na spacerze, nawet trochę chodziła - co dobrze świadczy o jej oswajaniu się, bo u nas poza podwórek nie wychodziła (choroba, kwarantanna), więc nie stykała się z wieloma bodźcami.
2. Powoli macha ogonkiem, kuperek radośnie, ale uważnie chodzi, czuję się zazdrosna! Ale i pękam z dumy.
3. Teraz podobno drzemie. Jeszcze czujnie, ale drzemie.

A u nas przytulisko zapełnione i ma nieocieplone boksy. Na tym terenie mieszka ta matka od paru lat, ktoś tam daje jeść... a prawda jest taka, że w przytulisku będą mieć zerowe szanse na adopcje. I matka, i ten molosowaty na bank będą się bronić. Większe szanse mają dzieciaki oraz rudy, ale one są szczęśliwsze tu niż w naszym chorym przytulisku :(
Fundacja zea zaineresowała się ich losem, jak się uda dodzwonić do właściciela posesji (jest tam jakiś serwis ciężarówek) to pomoc im będzie większa: typu ocieplone budy, michy z jedzeniem... ale na razie nikt w biurze nie odbiera...

Jednak prawda jest taka, że boję się tam chodzić odkąd wrócił molosowaty. Kopiuję z fejsa, parę dni temu to pisałam:

 

Byłam dziś u rodziny Misi.
Niestety, tam teraz są dwa duże samce: ten rudy, co od zawsze i po paru miesiącach (roku?) nieobecności tutaj pojawił się duży molosowaty. Najmniej bała się kudłata suczka, półsiostra Misi oraz ten nowy-stary molosowaty, no i półbrat. Rudy jest w bezpiecznej odległości, a matka Misi ciągle niedostępna. Jak tylko mnie zobaczyła, schowała się pod przyczepę. I niestety, ale odkąd jest ten nowy molosowaty półsiostra aż nadto sobie pozwala. Przyniosłam im jedzenie, a ta wraz z tym dużym zaczęli iść na mnie w niezbyt pokojowych zamiarach, musiałam CSując delikatnie się wycofać, bo pokazywanie zębów i marsz wprost na mnie na sztywnych łapach nie oznacza pokojowych zamiarów. Półbrat z daleka ostrzegał, rudy obserwował czujnie ze znacznej odległości, zaś matka... no ta schowała się. I jak tak dalej pójdzie to niestety obawiam się, że wiele nie zdziałamy.
Kilka razy ten duży na mnie szarżował, spokojnie, utrzymując dystans, raczej by nie zaatakował, dopóki szanowałam jego przestrzen, ale jest psem pewnym siebie i widać, że ma wiele do powiedzneia, więc nie zdołałam im wydzielić jedzenia, zostawiłam tylko w dwóch miejscach...

Aaa, półsiostra nie jest agresywna. Jak tylko molosowaty odchodził albo zostawał przy jedzeniu, ona traciła pewność siebie, zatrzymywała się na pewną odległość i robiła się o wiele mniejsza, super CSowała.

Niemniej jednak molosowatego się trochę obawiam, on przez ponad rok był w innej części miasta, zawsze wychodził z czyjejś posesji, kilka razy zaatakował mi mojego psa, czasem groził i mi... także nie jest przytulny, spolegliwy. Zagadką jest dlaczego znów pojawił się w tej części miasta...

 

 

 

Obstawiam, że to pies właściciela posesji i widząc, że się kręcimy, wprowadził go. No, ale kurka, wszyscy pracownicy tamtejsi mówią, że te psy nie mają domu. Wiedza, że zimą część psów zamarza... wiedzą, że my chcemy im pomóc... No ale tam pracują Ukraińcy, oni nie słyną ze zwierzęcolubności...

Link to comment
Share on other sites

Straszne to wszystko co piszesz :(

Dobrze,ze choć z Misią dobrze się ułożył-i bedzie dalej układać

Własnie myślę,że tym psom do szczęścia nie potrzebny jakiś super dom.Jakby właściciel? obecny zapewnił ciepłe budy/miejsce do spania,raz dziennie pełną michę i dostęp do nie zamarzającej wody-w zimie więcej by im nie trzeba było.Byle by molos nie atakował nikogo.Bo w klatkach na pewno było by im bardzo ciężko się odnaleźć

Link to comment
Share on other sites

Co chcemy zrobić? Nie wiem, ja osobiście przyznaję, że wymiękam, boję się moloswatego, a dwa nie mam czasu na to... Okropnie przez ostatnie zabieganie zaniedbałam wszystko inne. Bo mój dzień zaczyna się o 5, wracam do domu koło 17, potem latałam na godzinę z Miśką na dwór, potem do jej rodziny, kotów (kolejna godzina), a jeszcze musiałam ugotować obiad sobie i Miście, a także jej rodzince (ryż+psie kiełbasy), znowu z małą wyjść, już dawno było ciemno jak nie powiem gdzie, a jeszcze trzeba by się pouczyć, odrobić lekcje, wyjść z Morusem, pomóc w domowych obowiązkach. No i Misię oswajać, szukać domu, ogłaszać, jak była chora to wymagała opieki 24h/dobę... i tak naprawdę jedyne co robiłam to jak tlko wracałam do domu, zajmowałam się bezdomniakami. Na rodzinę i na kundla nie miałam czasu, lekcje jak musiałam już odrabiać (by zdać), to robiłam to w środku nocy). I szczerze jestem zmęczona, parę dni temu powiedziałam Znajomej, tej co pomagała Brasowi i była przy transporcie Lusi, że na razie wymiękam, bo zaniedbuję wszystko.
Dlatego ja szczerze swoją pomoc teraz ograniczam do karmienia psów. I to nie codziennie, nie daję rady, bardzo mi przykro.

Poza tym te psy wcale nie będą szczęśliwe przy ludziach. Ich oswajanie może trwać naprawde parę lat, być może te najmłodsze to kwestia paru miesięcy... ale kto Ci, Karolina weźmie za darmo tak trudnego psa skoro wkoło są fajne, adopcyjne psy? Dlatego chcemy im zapewnić budy i ciepłe michy. No i pogadać z właścicielem, zobowiązać go do jakiejś pomocy... bo ten molosowaty jest na bank ich... Gadałam własnie z Kamą, że dobrze by było pomyśleć o kojcach dla tych psów, jeśli każą nam je zabrać z tej posesji... po prostu poszukać kogoś, kto ma pusty kojec po poprzednich psach, nie planuje psów, ale użyczy nam ten kojec na choćby jednego psa, a my donosilibyśmy jedzenie... to też jest jakieś wyjście. Priorytetem jest by zimą nie zamarzły i miały jedzenie, to im wystarczy... one naprawdę nie wyglądają na smutne, zabiedzone. One od zawsze były bezdomne, one zawsze żyły obok człowieka, to dzikusy, a nie psy kochane, rozpieszczone i nagle bum, wywalone na ulicę. One nie znały innego życia, więc myślę, że nie ma co ich na silę zmieniać. Tylko problemem jest to, że mieszkają przy niefajnej ulicy i się ciągle rozmnażają, najczęściej to szczeniaki nie przeżywają - Miśka jest jedynym psem z miotu, który przeżył... nie wiemy ile ich było, na pewno 2. I przeżyła, bo była najsilniejsza. Żaden domowy piecuch by tego nie przeżył - to pewne... wetka nie zna przypadku psa, który właśnie przeżyłby to, z czym wygrała Misia. Owszem, spotkała się z kilkanostoma podobnymi, ale żaden pies, mimo starań właścicieli nie dotrwał do końca... I myślę, że jedynie co, to nasza pomoc ograniczać się ma do jedzenia, do bud i do sterylek suk. Ich obecnie jest 2, małe, nie jest to więc duży koszt (w 400zł powinniśmy się zamknąć), a może uratować niejedno szczenięce życie.

 

A Misia... wiecie, jakie to uczucie zacząć się śmiać głośno i klaskać w dłonie na łacinie, bo dostało się długiego smsa o kupach? :p Tak, ja wiem. Właścicielka Misi bardzo szczegółowo zdaje mi relacje. Mam nawet już 4 zdjęcia :D. Misia od razu poczuła się u nich jak w domu, łasi się do nich, chodzi jak za matką. W nocy szczekała, więc co zrobiła Monika? Poszła z nią na spacer w środku nocy! Potem już nie było spania, bo młoda wariowała. A u nas grzecznie przesypiała noc... podobno za wszelką cenę chce zjeść szelki... ;p ale ogólnie jest miziasta (ej, zazdrosna jestem!) i cudowna. Zrobiła 3 ! ładne ! kupy u nich, to dobry znak. Wygląda na fotkach na trochę wystrachaną jeszcze, ale po pierwsze: ona nie lubi jak się robi jej fotki, a po drugie: jeszcze doba nie minęła od adopcji, a i tak się super zachowuje do ludzi. Gdzie jest moja dzikuska? Kto mi ją podmienił?

Natomiast wetkę będę na rękach całować. Obiecywała pierwszego dnia leczenia, że postara się zmieścić w 150zł. Oczywiście, nie wierzyliśmy, zwłaszcza że zawracałam jej głowę w weekend, po pracy, w nocy, dwa razy nam młoda schodziła z tego świata, niemal co 2dzień byliśmy u wetki, dwie doby mała była u niej, więc było jasne, że koszta znacznie wzrosły. I dzisiaj przychodzimy do rozliczenia, wetka zdycha skąd na to weźmiemy pieniądze... i uwaga, wszystko podlicza, szykujemy już parę stów, a tu nagle:

-135zł.
Opadła mi kopara całkowicie. W ogóle na Miście nie zarobiła. A przynajmniej niewiele... przecież za 4dni ratowania Moni wzięła od nas ponad 150zł i to po kosztach, bo kicia przegrała walkę, nie policzyła za noc ani za kroplówki wtedy... a kicia była w lepszym stanie niż Miśka i miała mniej kroplówek, zastrzyków, lekarstw... Więc totalny szok.

Nie chcemy więc robić sobie jaj i nie będę kazała DSowi oddawać 1/3 kosztów - niech skupią się na szczepieniach :)

Link to comment
Share on other sites

Nie chcę zapeszać, ale Misia trafiła genialnie :p

Dostaję relacje co 2h, nawet do mnie dzwoniła pół godziny temu, a przed chwilą dzwoniła, że idą sobie na spacerek... w moje okolicy i mogą zajść na herbatkę, Misia z racji odległości i braku szczepień, w torebce. Nowy dom jest totalnie zakręcony na punkcie łobuzicy, a ona na jego ;). Już pokazuje swoje różki, ale i tak wszystkim się DS zachwyca.

 

Dobra, wracam do WOSu ...

Link to comment
Share on other sites

Multicytat działa, święto! :D

 

Super! <3

Taaaak. Mała właśnie była u nas na wizycie. Matko, jak ona przez jeden dzien się zmieniła, od razu podbiega do człowieka. I grzecznie siedzi w torbie. Podobno ładnie sygnalizuje w domu, że chce na dwór, ale... u nas kucnęła i nasikała. Ot, mamy pamiątkę ;p Świetna jest i trafiła do genialnego domu! :B-fly:

 

Hejka Ryszarda :peace:

:jumpie:  Hej Jadzia

Link to comment
Share on other sites

Multicytat działa, święto! :D
 

Taaaak. Mała właśnie była u nas na wizycie. Matko, jak ona przez jeden dzien się zmieniła, od razu podbiega do człowieka. I grzecznie siedzi w torbie. Podobno ładnie sygnalizuje w domu, że chce na dwór, ale... u nas kucnęła i nasikała. Ot, mamy pamiątkę ;p Świetna jest i trafiła do genialnego domu! :B-fly:
 

:jumpie:  Hej Jadzia

Miśka to ma szczęście... Taki domek to skarb :)

Nawet Jajka (:grins:) jej zazdrości :D
Link to comment
Share on other sites

O matulu, boska w tych szelkach :loveu:

Tyś musisz zająć się sobą, na dłużej tak funkcjonować się nie da ;)

W ogóle jest boooska. Na żywo o wiele lepiej wygląda w róziowym.

Tak, a mimo to dostałam dzisiaj opierdziel, że zwalam sprawę, bo kotów jutro nie będę łapać rano... na sterylki... bo jutro i tylko jutro ten wet może to zrobić... a zapytałam się kto mi pomoże i za mnie pójdzie do szkoły to odpowiedziała mi cisza. Pewnie. Tak, nie lubię współpracować z fundacjami, bo myślą, że rzucę wszystko. No rzucałam... ale... Koniec, zawsze byłam na zawołanie, naprawdę staram się robić, co mogę, ale ostatnio mnie to pokonało, bo jak człowiek przez 2tyg śpi po 2-4h to dochodzi do wniosku, że to nie ma sensu. Pomoc pomocą, ale trzeba też coś robić dla siebie. Trudno, najwyżej wyjdę na egoistkę. Na razie robię przerwę od DT i pomagania jako takiego. Chodzić i karmić mogę, to pewne. No i obok jest przy firmie onek z zaawansowaną nużycą, ale co ja mogę? Interwencji nie przeprowadzę, na razie zgłosiłam, ale wszyscy milczą... Tak, przyda mi się przerwa, choć wiem, że np. półsiostrze Misi przyda się DT :(

Link to comment
Share on other sites

Niestety to może przykre pisać ale wszystkich nie uratujesz :( Musisz pomyśleć o sobie, mimo tego, że niektórzy będą mówić o egoiźmie. Najlepsze jest to, że ci co najwięcej krzyczą zazwyczaj mało sami robią, tylko zwalają żeby ktoś inny pomógł. Na zimę zabezpieczyć w budy, karma, sterylka... Byłoby genialnie to załatwić. Ale samej będzie ci ciężko robić wszystko ;)

Link to comment
Share on other sites

Tak, bo ja jestem w tej chwili sama. Dziewczyna, która mi pomagała tutaj wyjechała na studia. A ja nie ogarnę tego wszystkiego, choćbym pękła.
I to mnie naprawdę boli, ale rozsądek wygrywa. Widzę jak zaniedbałam Gamoniusa, jaki smutny chodzi. Już nie mówię o innych... Obiecałam rodzicom, że na razie przerwa. Pewnie krótka, jedynie na złapanie oddechu, bo boję się, że najmłodsze psy tam zamarzną, zwłaszcza ten półbrat - on nie ma i nie wytwarza jeszcze podszerstka... ale z drugiej strony boją się brać do siebie dzikusa. Samca. Z moim płotem. Kotami. No, ale jak do nich chodzę to mi tak żal, szczególnie tych najmłodszych, bo oni z daleka merdają na mój widok ogonem... To piękne jak widzi się psa, który X czas temu uciekał przede mną, a teraz jego wzrok się zmienia... na pełen nadziei, ale uważny. I postawa też inna. Jednak długa droga przed nimi zanim poznają dobro od człowieka, zanim mu zaufają. Chciałabym pomóc, ale wątpię czy to dobry pomysł by wziąć na DT zupełnego dzikusa. W sumie głupi na chwilą obecną.
Sterylkę chcę zrobić. Walczyłyśmy o nią ze znajomą. I jak już się udało to kurka, termin konkretny. I to akurat, gdy zostałam z tym sama... A kotki gdzieś sie pochowały, Lilka ma kociaki... :(

Aaa była walka o imię u Misi. I jednak TŻ Moniki (DS) postawił na swoje - od dziś Misia jest Gandzią :)

Link to comment
Share on other sites

Join the conversation

You can post now and register later. If you have an account, sign in now to post with your account.

Guest
Reply to this topic...

×   Pasted as rich text.   Paste as plain text instead

  Only 75 emoji are allowed.

×   Your link has been automatically embedded.   Display as a link instead

×   Your previous content has been restored.   Clear editor

×   You cannot paste images directly. Upload or insert images from URL.


×
×
  • Create New...