Gosia9712P Posted March 26, 2011 Posted March 26, 2011 [quote name='ewunian']oczywiście york był z tych za 50 złotych? :/[/QUOTE] Zapewne tak, bo taki jakiś dużawy był...
motyleqq Posted March 27, 2011 Posted March 27, 2011 czytam Wasze historie to zaczynam się bać wychodzić, chociaż mnie właściwie nic złego póki co nie spotkało;) oprócz pewnej pani, nie było to wprawdzie nic strasznego, ale nerwowa jestem i nie lubię jak ktoś mi się wtrąca. z Etną chodzę zawsze na smyczy, bez wyjątku, zresztą uważam to za normalne skoro dopiero co pies się u mnie pojawił, czasem reaguje na imię, czasem nie, i jest rozbrykanym szczeniakiem. ale owa pani, przez kilka minut zabawy ze swoim psem mocno sugerowała mi, że krzywdzę psa, skoro go nie puszczam do zabawy i biegania... a wiedziała, że to schroniskowe, dopiero co wzięte szczenię. oczywiście, kiedy szła do domu, jej luźno biegający piesek w ogóle nie reagował na wołanie ;]
Ewa&Duffel Posted March 27, 2011 Posted March 27, 2011 Skąd ja znam takie komentarze...Mój pies na osiedlu zawsze jest na smyczy i jeszcze mi się chyba nie zdarzyło przejść spokojnie, bez podbiegaczy...Czasami się spieszę i naprawdę nie mam ochoty stawać co 5 sekund, bo jakiś piesek podbiegł i koniecznie chce się obwąchać. A jak pies zaczyna skakać, zachęcać do zabawy, to oczywiście stała gadka jest: "Pani go puści, pobawią się". Zawsze odpowiadam, że na osiedlu psa nie spuszczam, i bardzo często słyszę, że przecież goldeny to dużo ruchu potrzebują itd. Owszem, zdaję sobie z tego sprawę i dlatego chodzę z psem na łąkę czy do lasu. Pewna pani powiedziała mi kiedyś, że krzywdzę psa zabierając go do lasu, bo na pewno złapie tam kleszcza, który doprowadzi do jego śmierci...
vege* Posted March 27, 2011 Posted March 27, 2011 [quote name='Ewa&Duffel']Pewna pani powiedziała mi kiedyś, że krzywdzę psa zabierając go do lasu, bo na pewno złapie tam kleszcza, który doprowadzi do jego śmierci...[/QUOTE] skoro osiedle to zapewne niedaleko ulicy? mogłaś pani powiedzieć, że tu prędzej mógł by go zabić samochód niż kleszcz bo od kleszczy pewnie jest zabezpieczony moja Nuka też zawsze na osiedlu jest na smyczy, a na łące ją puszczam z linką bo jeszcze nie jest odwoływalna w 100% (czasami ucieka do psów) i nadal ją tego uczę by reagowała na każde moje wołanie
Ewa&Duffel Posted March 27, 2011 Posted March 27, 2011 [quote name='vege*']skoro osiedle to zapewne niedaleko ulicy? mogłaś pani powiedzieć, że tu prędzej mógł by go zabić samochód niż kleszcz bo od kleszczy pewnie jest zabezpieczony moja Nuka też zawsze na osiedlu jest na smyczy, a na łące ją puszczam z linką bo jeszcze nie jest odwoływalna w 100% (czasami ucieka do psów) i nadal ją tego uczę by reagowała na każde moje wołanie[/QUOTE] Tak, blisko ulicy. Kiedyś jak szłam z Dufflem (pies na smyczy, przy nodze, wlókł się powoli bo był już zmęczony) to jakaś mała sunia tak się go przestraszyła że wybiegła na ulicę, całe szczęście akurat nic nie jechało, ale głupota właścicielki porażająca...Co jakiś czas ją widuję i suczka zawsze jak się czegoś przestraszy wylatuje na ulicę :shake: Oczywiście, że jest zabezpieczony od kleszczy, ale teraz przecież kleszcze są wszędzie, minęły czasy, że były tylko w lesie...na osiedlowym trawniku pies też może go złapać. Duffel jest odwoływalny, ale na osiedlu jest na smyczy, wiem, że to duży pies i niektórzy mogą się bać. Poza tym pod blokami jest pełno wywalonego jedzenia "dla ptaszków i kotków"...
Fauka Posted March 27, 2011 Posted March 27, 2011 Ja dzisiaj tak nie o innych psiarzach ale strasznie się zdenerwowałam. Szłam z psem przez zamknięty dzisiaj rynek i jest tak że ejst chodnik od strony sklepów, miejsce na postój dla samochodów i za nim też chodnik. I stały samochody ięc spokojnie idę i kiedy byłam z psem za jednym z samochodów pan zacząl cofać, biegiem odskoczyłam bo palant najechał mi na psa! jeszcze chwila a mogłoby się mu coś stać, byłam 0,5 metra od auta i nagle auto przycisnęło mi psa do nóg. Wyprułam się jak głupia, wyzwałam od najgorszych a pan nic sobie nie robił tylko wyjechał i tyle go widziałam.
vege* Posted March 27, 2011 Posted March 27, 2011 no teraz taki wysyp kleszczy, że szok nuka ma dla bezpieczeństwa i obrożę i kropelki west cioci we własnym ogródku kleszcza złapał i to zarażonego i teraz ciągle na kroplówkach leci EDIT: trzeba było mu z pięści w tył samochodu pierdyknąć i wgnieść blachę :eviltong:
kiniaaa Posted March 27, 2011 Posted March 27, 2011 [quote name='Fauka']Ja dzisiaj tak nie o innych psiarzach ale strasznie się zdenerwowałam. Szłam z psem przez zamknięty dzisiaj rynek i jest tak że ejst chodnik od strony sklepów, miejsce na postój dla samochodów i za nim też chodnik. I stały samochody ięc spokojnie idę i kiedy byłam z psem za jednym z samochodów pan zacząl cofać, biegiem odskoczyłam bo palant najechał mi na psa! jeszcze chwila a mogłoby się mu coś stać, byłam 0,5 metra od auta i nagle auto przycisnęło mi psa do nóg. Wyprułam się jak głupia, wyzwałam od najgorszych a pan nic sobie nie robił tylko wyjechał i tyle go widziałam.[/QUOTE] Moja koleżanka miała dokładnie to samo... i to taxówkarz:| walnęła mu z flexi w bagażnik...
motyleqq Posted March 27, 2011 Posted March 27, 2011 ale taksówkarze tak mają ;) też miałam taką sytuację, że prawie we mnie wjechał, tylko że to nie było z psem, on jechał prosto na mnie
agacia Posted March 27, 2011 Posted March 27, 2011 Ja dzisiaj szłam po wałach z Lucy bez smyczy(10 kg psa) i widze z przeciwka szła kobitka z labradorka suczka. Jak nas zobaczyla ta suka to zaczela ciagnac ta kobitke z calych swoich sil, a ta nie mogla jej utrzymac i musiala biec za psem zapierajac sie jakos i uchraniajac przed przewroceniem. Masakra. Oczywiscie krzyczala z daleka, ze jej suka lagodna i tylko chce sie pobawic. Lucy szla caly czas za mna przy nodze. Na szczescie ta labradorka byla w miare rozumna i jak juz przyciagnela swoja pania do nas to zrozumiala, ze Lucy nie ma ochoty na blizszy kontakt i nie zaczepaila jej na sile. Ale nie wiem co by bylo jakbym byla z moimi dwoma haszczakami.
brjagata Posted March 28, 2011 Posted March 28, 2011 Yhhh a ja już mam dość mojego osiedla i różnych dziwnych rzeczy, które mam okazje widzieć na co dzień :roll: Już psy, które szarpią swoich właścicieli na smyczy, widać, że nie wybiegane, nie socjalizowane (no CHYBA, w końcu może być wiele powodów...) i dlatego za każdym razem wyrywające się do moich jakby chciały je co najmniej pożreć na miejscu. Oczywiście mam prawdziwą listę ślicznych, kolorowych 'ras'. Oczywiście należą do nich laby szorujące brzuchem ziemię, beagle, których właściciele panikują bardziej na widok innych psów niż one same, mamy nawet mieszankę ttb, która bawi się ze swoją właścicielką chyba w jakieś 'human pulling', na spacerze on dusi się na obroży a kobieta jedzie za nim na swoich trampkach ;) Ale dzisiaj już mi słów zabrakło jak wracając ze spaceru ze swoją dwójką zauważyłam pięknego, czarnego szczeniaka, który biegał chyba obok swojego domu, a widząc moje psy widocznie się zaciekawił. Widziałam już go wcześniej będąc kiedyś w parku i myślałam, że to gronek, ale teraz bardziej mi przypominał bordera, był taki typowo łysy, szczuplutki, do tego cały czarny, no i po prostu IDEALNY. Oczywiście pewnie wyrośnie na kundla, no ale trochę się tak rozmarzyłam patrząc na niego :p Maluch widocznie chciał, choć bał się podejść do moich, dlatego ja zachowałam się może trochę niepoprawnie względem właścicieli, no bo po co głupia małolata ma wtrącać nos w nie swoje sprawy i jeszcze interesować się cudzymi psami. No ale trudno, jestem chyba wścibska z natury, więc zatrzymałam się i chwilę poobserwowałam malucha, który skradał się nadal do moich, niestety jednak bał się tak samo ich jak i mnie (też mam bardzo ciekawskie psy i jak one robiły krok do niego to ten odskakiwał na trzy :p). Mam różne wielkościowo psy, więc zabrałam na bok tego większego, a wtedy mały przestał się bać i zaczął wąchać się z tym moim mniejszym. Po chwili też przekonał się do większej suki, nawet trochę do niej poskakał, pozapraszali się wspólnie do zabawy a ja nadal nie mogłam odkleić wzroku od tej czarnej cudowności. No a potem zrozumiałam, że bardzo głupio zrobiłam wgl się tam zatrzymując i tego teraz strasznie żałuje. Otóż po chwili wyszedł właścicieli, najpierw z drzwi zaczął wołać na malucha, który niestety nie wiele sobie z tego zrobił, bo cieszył się z kontaktu z moimi psami. Widząc już wcześniej tego mężczyznę i myśląc, że jest z niego normalny i raczej rozsądny gość, zbliżyłam się do niego z psami, aby mógł małego w razie czego złapać. Oczywiście tak się nie stało, facet zaczął okropnie krzyczeć (niestety nie na mnie, a na psa), stwierdził do swojej żony, który powiedziała, że ma go złapać, że nie, to on, aktywny, ciekawski, najprawdopodobniej jeszcze niewychowany szczeniak, który zauważył, że 'o ja cię, inne psy to nie są jednak straszne potwory, które zjadają' ma sam podejść do niego. Ma podejść do faceta, który stał na chodniku i krzyczał 'chodź tu, chodź tu, chodź tu, CHODŹ TU!!!' (i tak w kółko), na dodatek takim głosem, że nawet ja się przestraszyłam. Pies oczywiście przyjął postawę bardzo zestresowaną, jednak nadal kręcił się przy moich, a gdy w końcu postanowił ostrożnie podejść, to... dostał kilkakrotnie po plerach, aż uciekł pod samochód. Faceta na prawdę się przestraszyłam, więc nie zareagowałam, a teraz okropnie tego żałuje... Chociaż właściwie to co by to dało? Podarłby się jeszcze na mnie i przez to wkurzył jeszcze bardziej na małego. Jak wracałam to słyszałam jeszcze jak jego żona krzyczy, że ma go już zostawić, bo on się boi i że ze strachu sika pod siebie... Sytuacja niby nie taka niezwykła, w końcu to nic dziwnego, wielu ludzi przecież bije swoje zwierzęta. Ale ten szczeniak był taki piękny, taki cudowny, taki idealny, że teraz gdy o tym myślę, to mam ochotę wrócić tam i go ukraść. Zdenerwowała mnie okropnie ta sytuacja, teraz wiem, że zrobiłam źle, zatrzymując się i dając trochę socjalizacji szczeniakowi, ale zatrzymując się wtedy na prawdę myślałam, że nie robię nic złego. Nie rozumiem podejścia ludzi, ich rozumowania, nie wiem skąd biorą im się te myśli, że to siłą tylko i wyłącznie można zapanować nad psem i że psy to mają być jak niewolnicy, zawsze na każde nasze najcichsze wezwanie, bo inaczej to przecież coś złego, jak można podważyć autorytet człowieka... Przepraszam, że takie długie i nie wiem czy to chamstwo, czy brak rozumu, czy jeszcze co innego, mnie to niezwykle poruszyło, ale może ja przewrażliwiona jestem na punkcie skulonych przed własnym właścicielem psów, a tym bardziej psich dzieci... :roll:
Culineo Posted March 28, 2011 Posted March 28, 2011 chamstwo i tyle.. wiadomo, że można czasem pacnąć psa za kare , ale nie bić :shake:
Martens Posted March 28, 2011 Posted March 28, 2011 Ja Cię doskonale rozumiem... Widziałam też parę razy jak szczeniak dostał wpierdziel po tyłku, bo zainteresował się moimi psami, czy jakiś większy pies burę od dresa, bo... wystraszył się innego psa :roll: I wiem, że czasami naprawdę strach komentować.
zaba14 Posted March 28, 2011 Posted March 28, 2011 [quote name='Martens']Ja Cię doskonale rozumiem... Widziałam też parę razy jak szczeniak dostał wpierdziel po tyłku, bo zainteresował się moimi psami, czy jakiś większy pies burę od dresa, bo... wystraszył się innego psa :roll: I wiem, że czasami naprawdę strach komentować.[/QUOTE] dokładnie .. miałam kiedyś taką sytuacje mieszkając jeszcze w PL i z poprzednim psiakiem, idąc wieczorem na spacer podbiegł do nas młody Onek w kagańcu i fakt przestraszył mi psa nieźle, ale facet podbiegł i zlał psa smyczą po plecach :o byłam w szoku, zwróciłam uwagę że tym to on nic nie wskóra... odpowiedział, że inaczej to pies nic nei zrozumieje i co? puścił psa z smyczy i ten znów mu uciekł... ah.. świetne wychowanie..
vege* Posted March 28, 2011 Posted March 28, 2011 ja raz jak z rodzicami wyjeżdżałam samochodem z podwórka to jeden facet puścił spaniela wiedząc, że ten nie przychodzi na zawołanie i spaniel pobiegł się pobawić z takim śmiesznym pieskiem, który przypomina liska, po kilku wołaniach i szukaniu spaniela, spaniel szczęśliwy wyszedł do właściciela, a ten wziął smycz i walnął spaniela kilka razy po plecach, aż ten się skulił, zapiął go na smycz i tak go szarpnął do góry, że pies był i w powietrzu i uderzył o beton, moi rodzice nie wytrzymali, moja mama otworzyła drzwi i zaczęła się kłócić z facetem (na pewno nie miał więcej jak 30 lat), że zadzwoni po policję itd. facet zaczął się drzeć, że to jego pies i będzie z nim robił co będzie chciał, ale jak zobaczył, że mój tata wychodzi z samochodu to się szybko zwinął :evil_lol: a znając mojego tatę na pewno za coś takiego by facet dostał po ryju :evil_lol:
omry Posted March 28, 2011 Posted March 28, 2011 W bloku obok mnie mieszka bardzo stara jamniczka. Naprawdę stara.. Ona już prawie nie chodzi. Co lepsza pogoda, to widzę ją, jak leży na boczku i wygrzewa się na słońcu. Czasem przyczłapie do mnie i do Toriki, to ją pogłaszczę. Bardzo fajna sunia i tak mi jej szkoda.. A do tego jamniczka, a ja uwielbiam jamniki. Ostatnio stała pod drzwiami od podwórka i obserwowała. Z naprzeciwka idzie taka pani, która też ma yorka, a Torika bardzo go lubi, więc się pocieszą do siebie zawsze, jak na siebie trafimy. No i ta jamniczka zaczęła człapać powolutku do Toffika, a jak ta babka zaczęła Toffikiem szarpać i wymachiwać nogami na tą jamniczkę, ta się przestraszyła i zaczęła uciekać. Ja się jej pytam, czemu to zrobiła, na to: Pewnie parcha ma jakiegoś, nie będzie mi psa dotykać', ja nic nie powiedziałam, jedynie miną dałam do zrozumienia, co o tym sądzę i pobiegłam za tą jamniczką. Wygłaskałam ją, żeby przestała o tym myśleć i z klatki wybiegł syn jej właścicielki prawdopodobnie, bo jej Pani taka bardzo stara już jest też i on się mnie pyta, czy to widziałam. No to mu mówię, że tak i że na takich ludzi nie ma rady. Bardzo byłam wściekła, ponieważ zawsze z tą babką gadałam i wydawała się być w porządku. Ale to widocznie tylko yoreczki mogą się bawić z jej pieseczkiem, bo inne to gorsze i pewnie parcha mają..
omry Posted March 28, 2011 Posted March 28, 2011 A półtora roku temu w wakacje mój chłopak przyjechał do mnie i miał obdartą pięść. Nie chciał mi powiedzieć, co to, ale w końcu powiedział. On mieszka na wyjeździe z miasta, dalej już nie praktycznie nie ma, tylko długa droga i wioski. Ubierał kask i właśnie się do mnie wybierał. Wyjeżdża i zobaczył, jak czarną bullowatą ktoś wyrzucił z samochodu i odjechał. No to leci za tym Mercedesem i już prawie podjechał i żeby faceta zatrzymać zaczyna przyśpieszać, hamować i 'fakery' pokazywać, żeby faceta wkurzyć i żeby się zatrzymał, bo tak to mógłby sobie za nim jechać.. No to facet zjechał na bok, otwiera szybkę lekko i z sapami do Maćka. No to Maciek podchodzi do niego i zaczyna się drzeć, że ma wysiąść z samochodu i dopiero będą rozmawiać. Gościu nie chciał, no to co? Zaczął mu nawalać w samochód, już miał ciśnienie i tez pewnie nie panował nad sobą. Wtedy gościu wysiadł i ta bullcia właśnie dobiegła. No i tam wiecie: to nie nasz pies, odpier*** się gówniarzu' i zaczął Macka wyzywać. Ten nie wytrzymał i zaczął lać tego gościa. Bullcia zaczęła szczekać na Maćka i jakaś wieśniara wyskoczyła z samochodu wrzeszcząc, że oni zabiorą psa, ale ma ich zostawić. Wzięli tego psa, Maciek przyjechał do mnie. A ja co? Opieprzyłam go oczywiście, bo jakim to bezmózgiem trzeba być, żeby takim ludziom psa oddać z powrotem! Przecież na 100% pojechali dalej i tam tego psa wyrzucili.. To tak a` propos walenia po ryju ;)
omry Posted March 28, 2011 Posted March 28, 2011 [quote name='zaba14']a co to parch ????[/QUOTE] Jakiś grzyb (narośl w sensie) według mnie, ale o co tej babie chodziło to się domyślać można jedynie.
Merrick Posted March 28, 2011 Posted March 28, 2011 Ludzie są straszni. Tamlin owszem dostał jakieś 3 razy w życiu w dupę ale jednorazowo i gdy naprawdę sobie zasłużył. Jakieś pół roku temu około 23:00 gdy biegał po łące ze swoją ukochaną Blanką, poleciał za kotem. Biegł i biegł, ja go wołałam i nic. Pobiegłam za nim, przeleciał przez ulicę, sekundę później przejechało auto, ja byłam na skraju załamania nerwowego bo oczami wyobraźni widziałam go już martwego pod kołami. Dobiegł do przedszkola i próbował przeskoczyć płot ( na terenie przedszkola mieszkają koty ). Gdy widział że podchodzę uciekał i próbował z innej strony. Gdy udało mi się go złapać oberwał raz ale porządnie. Gdyby w końcu sam wrócił to bym tego oczywiście nie zrobiła. Wiadomo że jeśli pies nawet po godzinnym uciekaniu w końcu da się skusić i wróci, nie można go karać bo następnym razem tym bardziej nie będzie chciał wrócić. Tamlin jest jaki jest, obecnie zawszę mam ze sobą 10-metrową linkę i na niej go spuszczam ;).
Martens Posted March 28, 2011 Posted March 28, 2011 [quote name='Merrick']Gdy udało mi się go złapać oberwał raz ale porządnie. Gdyby w końcu sam wrócił to bym tego oczywiście nie zrobiła. Wiadomo że jeśli pies nawet po godzinnym uciekaniu w końcu da się skusić i wróci, nie można go karać bo następnym razem tym bardziej nie będzie chciał wrócić.[/QUOTE] Szczerze? To bez różnicy. Potem się zapomnisz i będziesz chciała podejść do psa, żeby wziąć na smycz, a on ci zwieje. Tudzież generalnie wyrobi sobie odruch, żeby na spacerze trzymać się na bezpieczny dystans, szczególnie jak zawołasz go poirytowanym głosem. Między "jak przyjdę to dostanę w tyłek" a "jak dam się złapać to dostanę w tyłek" naprawdę nie ma dla psa wielkiej różnicy, jedno łatwo przenosi się na drugie, i zamiast wyrabiać odruch trzymania się blisko, uczy, że z właścicielem nigdy nic nie wiadomo i czasem lepiej na niego uważać, bo można po tyłku dostać. Rozumiem nerwy, itp. ale to nie znaczy, że przylanie psu po złapaniu jest ok i nie wpływa potem negatywnie na pracę z nim. A jeśli chodzi o parch, to tak potocznie nazywa się jakąś chorobę skóry u lisów, bodaj świerzb?
evel Posted March 28, 2011 Posted March 28, 2011 [quote name='Martens'] Rozumiem nerwy, itp. ale to nie znaczy, że przylanie psu po złapaniu jest ok i nie wpływa potem negatywnie na pracę z nim. [/QUOTE] Dlatego ja zawsze po "przewinieniu" (typu: mamo, lecę wtłuc tamtemu psu, nie? no, to pa! - i leci menda!) sadzam psa na karnego jeżyka na tyle minut ile ma lat, żeby go nie zabić w afekcie :evil_lol:
Martens Posted March 28, 2011 Posted March 28, 2011 Ja już straciłam wszystkie nerwy 11 lat temu na ucieczkach Baryły ;) Teraz byłam na to wyczulona i z małym robiłam wszystko, żeby się pilnował, słuchał, przychodził, etc. i jeszcze odpukać! nie miałam sytuacji, żeby mi gdzieś wyrwał i nie wrócił po moim ryknięciu max po kilku sekundach - a ma półtora roku, więc "wiek ucieczek" mam nadzieję za nami ;)
Ewa&Duffel Posted March 28, 2011 Posted March 28, 2011 Byłam dziś z Dufflem w parku na pływaniu, rzucałam mu aport do wody, wszystko pięknie, pogoda idealna, pies szczęśliwy, ale oczywiście za długo nie mogło to potrwać...Po kilkunastu minutach przyczepił się do nas psiak w typie foksteriera, tylko mniejszy nieco, i oczywiście bardzo się zainteresował zabawką. Nie było mi to na rękę, Duffel broni swoich zabawek, więc parę razy na psa naszczekał i go pogonił, ale tamten się nie przejął w ogóle. Rozglądam się za właścicielem, ale ani widu, ani słychu... Postanowiłam psa zignorować, myśląc, że może wtedy się odczepi, no i rzeczywiście po chwili poleciał do innego psa. Rzucam więc z powrotem Dufflowi zabawkę, przyniósl i wypuścił na chwilę z pyska trzepiac sie, oczywiście akurat wtedy tamten foksterier podleciał i zabrał ją. No i rozpoczęła się trwająca dość długo próba odebrania zabawki, jakąś zwyczajną piłkę bym darowała, ale to był akurat kupiony specjalnie do wody kong wubba, Duffel go uwielbia, więc musiałam odzyskać. Wabiłam psa na różne sposoby, ale latal z tą zabawką w pysku mając mnie w głębokim poważaniu. W końcu na szczęscie zobaczył jakiegoś beagla, stanął w bezruchu i udało mi sie wyjąc mu konga z pyska. Potem napotkana pani z sunią jrt powiedziała, że pańcia tego foksteriera przychodzi z nim na "spacer", pies lata po całym parku samopas, zaczepia inne psy i kradnie zabawki, a pańcia w tym czasie siedzi na kawce...:shake:
vege* Posted March 28, 2011 Posted March 28, 2011 [quote name='evel']Dlatego ja zawsze po "przewinieniu" (typu: mamo, lecę wtłuc tamtemu psu, nie? no, to pa! - i leci menda!) sadzam psa na karnego jeżyka na tyle minut ile ma lat, żeby go nie zabić w afekcie :evil_lol:[/QUOTE] Mi też ostatnio (ale to RAZ JEDYNY) Nuka mi zwiała za jakieś krzaczory i jej nie widziałam no to wreście jak ją złapałam to krzyknęłam tylko na nią i zapięłam na smycz, co oznaczało dla niej koniec spaceru i zabawy, do dziś nie ucieka mi, tylko się ładnie słucha, ale dla bezpieczeństwa puszczam ją na razie z linką i uczę dalej, żeby reagowała na moje wołanie w 100% :-)
Recommended Posts