Ivory Posted February 14, 2006 Posted February 14, 2006 Spróbuj napisać to na "psy w potrzebie, moze tam znajdziesz dla niej domek. Pozdrawiam Quote
marlinzoo Posted April 30, 2006 Posted April 30, 2006 my też pomagamy, trochę w inny sposób, ale pomagamy wyrażnie. schroniska do których trafia pomoc są zadowolone. Quote
Rybc!a Posted April 30, 2006 Posted April 30, 2006 Ważny tekst, bardzo ważny tekst. Podbijam temat. Quote
black sheep Posted June 22, 2006 Posted June 22, 2006 Ja mieszkam koło suchej beskidzkiej i niedawno przytrafiła mi sie taka rzecz. Przejezdzalam autem i zobaczylam psa w rowie. Musial dlugo lezec, bo ledwo sie ruszal. Po sprawdzeniu delikatnie wzielam go na rece. Co "najzabawniejsze" ludzie mowili, po co ja go ruszam, przeciez on sobie tu już kilka dni leży:angryy: Co za idioci! Powiedzialam tylko tej milej pani, zeby takich rzeczy przy dziecku nie mówiła, bo sie nauczy od mamuci samych dobrych rzeczy:mad: Zawiozłam psiore do weta, zbadal go dał zastrzyk, a nastepnie do strazy miejskiej, bo psinka miala numerk. W komputerze sprawdzono czyj to pies. Poniewaz byl ogromnie przestraszony, zwłaszcza panów strażników (wielkie chłopiska, ale bardzo bardzo miłe!) Musiałam jechać z nimi i z psiorą go odwieść. Panowie strażnicy wypytali rodzinke, czy aby go nie bili, czy dbali. Ponoć go szukali, ale nie wiem czy to prawda, bo pies nie był daleko od ich domu. Rodzinka taka sobie. Ale mmieli dzieci, wiec oddalismy im tego psa, bo bardzo sie cieszyły. Dodam jeszcze że panowie strażnicy miejscy wzieli moje dane i pytali czy poniosłam jakieś koszta u weta. No i mnie jeszcze pochwalili za dobre serce;) Takze nie bojcie sie reagować! To zawsze sie opłaci! Jesli boicie sie zwierzecia zadzwoncie gdzie trzeba. Quote
kiki26 Posted July 31, 2006 Posted July 31, 2006 Calkiem przypadkowo trafilam na te strone ale postanowilam napisac, mimo iz sprawa jest juz troche przedawniona ale nadal ja mocno przezywam. Nie dotyczy psa ale kota ale mysle ze to nie ma wiekszego znaczenia. Na jesieni jadac samochopdem a Al Niepodleglosci zauwazylam kota siedzacego tuz przy krawezniku po stronie jezdni. Samam mam dwa koty wiec wiem ze na takiej ruchliwej ulicy takie zachowanie raczej jest anormalne... zaparkowalam, podeszlam i od razu jak go zobaczylam widac bylo ze kot mial powazny wypadek (pewnie potracila go samochod a debil ktory to zrobil oczywiscie sie nie zatrzymal)... kot ewidnetnie byl w szoku jednak jak podeszlam zaczal uciekac, na szczescie w strone budynkow a nie na jezdnie. Przypomnialam sobie ze doslownie kilka metrow dalej jest klinika, ta o ktorej mowa na pierwszej strnie, calodobowa. Jakas mila pani powiedziala ze podejdzie tam a ja tymczasem czekalam i pilnowalam kota, ktory byla naprawde w oplaknaym stanie (krew na pyszczku, oko...do tej pory jak o tym mysle to chce mi sie plakac). po 15 min pani wrocila i powiedziala ze z kliniki nikt nie przyjdzie!!!! ale pozwolili jej laskawie zadzwonic do Eko patrolu. Ci tez sie nie spieszyli... przyjechali po okolo poltorej godziny...my na mrozie czekalysmy i patrzylysmy jak kocina sie meczy, a kilka metrow dalej przeciez klinika weterynaryjna!!!. W koncu panowie z patrolu przyjachali i zabrali kota.... do tejze wlasnie kliniki!!!!! Kot czekal dwie godziny!!! Ledwo zyl jak go zabierali... koszmar!!! Tak sie zdenerwowalam ze poszlam do tej kliniki i spytalam o co chodzi??? Pani w recepcji odpowiedziala mi ze oni nie maja zadnego obowiazku pomagac zwierzetom bezpanskim!!! Ze to nawet strach tak na ulicy podchodzic do rannego zwierzecia...no szok! Najgorsze jest to ze mysmy chcialy nawety zaplacic zeby ktos stamtad wyszedl i chociaz spojrzal na niego, ale nikomu sie nie chcialo... i tlumaczyli sie ze maja pacjentow w klinice...czy normalny wlasciciel zwierzaka nie zrozumialby ze wet musi na chwile doslownie opuscic klinike aby pomoc innemu zwierzakowi??? Sorry ze sie tak rozpisalam, ale po prostu starszny zal mam do tej kliniki i NIGDY nie powierzylabym tam zadnemu weterynarzowi losu jakiegos zwierzaka, bo wydaje mi sie ze tam pracuja ludzie bez serca. Quote
black sheep Posted August 1, 2006 Posted August 1, 2006 Jestem w szoku, tacy ludzie pewnie chcieli byc lekarzami ludzi, ale że się dekle nie dostali na studia, poszli na wterynarie, nie rozumiem ich, co za chamy wredne!:angryy: Nasz weterynarz jest dobrym człowiekiem, bardzo go lubie, czesto przychodze, to po rade, to z ktorymś z moich zwierzątek na badanie i nigdy nie chce kasy, tylko za operacje raz wziol, i to bardzo mało... Wtedy gdy przywiozłam tego pieska, co opisałam powyżej, leczył go i też nie chciał ni grosza. A Ci w tej klinice! Niech ich piorun trzaśnie! W tamtym tygodniu wziełam z drogi gołebia, był albo wykończony lotem, albo potrącony. W każdym razie napewno by go coś rozjechało, bo leżał w ruchliwym miejscu, prawie na środku... Niestety, pomimio że dałam mu razaz pić, i pomimo że go wziełam, biedak zdechł po jakiejś godzinie:( Ale i tak powtórzyłabym to, bo przynajmniej odszedł w godny sposób, a nie pod kołami. A to był piękny gołąb z obraczką. Quote
malagos Posted August 1, 2006 Posted August 1, 2006 A propos gołębia z obrączką, daj znać do Zwiazku Hodowców Golebi, że znalazłaś tego ptaka, podaj nr z obrączki. Gołab jest czyjś i wlaściciel napewno chce wiedzieć, co się z nim stało :cool1: Quote
black sheep Posted August 1, 2006 Posted August 1, 2006 malagos wiem juz o tym, ale wtedy nie wiedzialam:( i pochowalam juz gołąbka, strasznie żałuje że nie spisałam numerku! ale poprostu sie na tym nie znam... Quote
kiki26 Posted August 1, 2006 Posted August 1, 2006 black sheep ja tez mam zaufanego doktora ktory na kase nie leci i widac ze jest pasjonatem bez wzgledu na to czy przychodze do niego z moimi kocinskimi czy tez z jakimis znalezionymi (kiedys nawet znalazlam malego szcurka, ktorego trzeba bylo karnic pipeta i tez nie spojrzal na mnie jak na wariatke) A niestety klinika Elwet w Al Niepodleglosci starsznie mnie zawiodla i to nie byl niestety pierwszy raz - 4 lata temu bylam tam na nocnym dyzurze z 10 dniowym kotem, ktorego matka porzucila... kilka dni byl u mnie, karmilam go specjalnym melkiem, juz nawet zaczla oczy otwierac i pewnej nocy po prostu zaczal sie przelewac przez rece, wiec wsiadlam w samcohod i pojechalam wlasnie tam bo tylko o tej klinice wiedzialam (wtedy)ze jest calodobowa. Tam wet spojrzal na mnie jakbym byla stuknieta ze smiem go budzic o 3 w nocy dla jakiegos tam kota. Powiedzial ze malcuh ma zgazowany brzuch i trzeba masowac ale generalnie to nie wyglada za dobrze. i tyle! Nic wiecej nie zrobil a zainkasowal 30 zl!!! Wtedy bylam w takim szoku ze nic nie powiedzialam a maluch po godzinie zdechl mi na rekach. To tak jakbym z nieoddychajacym czlowiekm pojechala na pogotowie a oni by powiedzieli ze trzeba zrobic sztuczne oddychanie... Jeszcze raz - zdecydowanie odradzam Elwet... a i jeszcze wtedy ci panowie z Eko patrolu powiedzieli ze ta klinika ma podpisana umowe z Paluchem!!!! A pani w recepcji powiedziala ze trzy przecznice dalej jest klinika z karetka...tylko czemu tego od razu nie powdziala tylko po dwoch godzinach... Mowie wam tak sie wtedy wkurzylam i taka dzika awanture tam zrobilam ze ludzie ktorzy czekali tam na wizyty wychodzili i potem mi mowili ze zmieniaja klinike... troche mi ulzylo, ale kocina przyplacil to ciezka meczarnia... Quote
black sheep Posted August 2, 2006 Posted August 2, 2006 Okropne:( Jaki żal czytać takie rzeczy. Wredni ludzie, oby zbankrutowali...:( Quote
xxxx52 Posted August 8, 2006 Posted August 8, 2006 skolony,caly byl zapiaszczony.Zobaczylam jego brzuszek,krew ciekla strumyczkiem.Bez zastanowienia zabralam ,jego do poblizkiego wet.,ktory podal jemu antybiotyk.Byl problem co z nim zrobic,gdzie go umiescic,gdyz moj dom byl 900 km .od miejsca znalezienia pieska.Pojechalam do Lecznicy ,ta zostal przeswietlony,ale dalej nie znalazlam miejsca gdzie mozna pieska umiescic,sprawa byly b.nagla gdyz Tom w kazdej chwili moglby zakonczyc swoje krotkie zycie(mial uszkodzona otrzewne)Zwrocilam sie po pomoc do 3-ciego wet.w schronisku.Na szczescie ,lek.wet zgodzil sie pieska operowac.Nastepnego dnia o godz.9 rano odbyla sie operacja.Trawala ona 1 godzine,po ktorej Tomowi zalozono drenaz i umieszczono w szpitaliku schroniska,w ktorym przebywal okolo miesiaca.Na szczescie obylo sie bez powiklan.Obecnie Tom przebywa u mnie w domu,przechodzi rekonwalescencje.Mysle o poszukaniu dla niego b.dobrego domu.Jestesmy wdzieczni lek.wet.ze schroniska poznanskiego,ze bez zastanowienia przyjal pieska ,i szybko udzielil slusznej decyzji tzn.operowal.Gdyby nie natychmiastowa operacja Toni by nie przezyl. Quote
xiz Posted August 25, 2006 Posted August 25, 2006 To ja wam opowiem weselsza historie. Kiedys przy drodze na osiedlu zauwazylem lezacego na boku psa. Byl to duzy pies, kundel z domieszka genow owczarka niemieckiego. Wowczas kompletnie nic nie wiedzialem o opiece nad psami ani o ich zachowaniu. Dotykam go - on sie nawet nie poruszyl. Niezbyt wiedzialem co z nim zrobic, poniewaz troche obawialem sie zeby nie pogryzl (moze w szoku byl czy cos, tak sobie myslalem). Tak wiec dzwonie do Torunskiego Schroniska. Byla to niedziela tak wiec byl problem, ale zorganizowali kogos zeby po niech przyjechal. Tymczasem podczas gdy czekalem na ludzi ze schroniska podjechal samochod z ktorego wysiadla jakas kobieta. Pyta sie co sie stalo, wiec mowie jej ze chyba ktos go potracil. Ona do niego podeszla, poklepala, pies wstal, popatrzyl na nas po czym sobie poszedl w strone jednego z zabudowan. Okazalo sie, ze to byl pies sasiadow tej kobiety i czesto zdarza sie, ze jak spi to nie dosc, ze wyglada jak zdechly to jeszcze ciezko go obudzic... Inna przygoda, ktora przytrafila sie calkiem niedawno to znalezienie dwoch uroczych kundelkow (bardzo male) lezacych samotnie w lesie. Bylismy na spacerze z psem (a wlasciwie to suka) mojej narzeczonej i nagle suka ta zatrzymala sie wlasnie przy tych kundelkach i zaczela obwachiwac oraz nie reagowala na zawolania. Gdy poszlismy sprawdzic co znalazla zobaczylismy dwie male przytulone do siebie mordki, trzesace sie na widok naszej suczki. Bylo to w dosc odslonietym miejscu tak wiec watpie zeby jakas suka sie tam oszczenila i zostawila male... Bardzo szybko przyjechala po nie Pani wet. ze schroniska. Poza tym ze byly wyglodzone i wystraszone to nic im nie bylo. Niestety, wowczas mielismy 6 kotow (niestety 4 zaginely bez wiesci kilka tygodni pozniej... Nie wiem czy to mozliwe, ale mogly zjesc szczepionke przeciw wsciekliznie, ktora jest rozkladana w pobliskim lesie metoda "najpierw szczepionka a pozniej kartki ostrzegajace jak ktos nie zapomni"... dwa ktore wrocily do domu przez 2 miesiace dochodzily do siebie - lek. wet. nie byl w stanie dokladnie powiedziec co im dolegalo a to zaufany i sprawdzony lekarz) i 2 psy tak wiec nie mielismy mozliwosci aby je przygarnac. Quote
Madzialajda Posted August 26, 2006 Posted August 26, 2006 w slawnych Starachowicach oczywiscie nie ma zadnej kliniki weterynaryjnej, ale jest kilku wetow, ktorzy (mam nadzieje) w razie czego pomogliby. bylam raz swadkiem jak pies mojej kolezanki wpadl pod kola. na szczescie kierowca, ktory go potracil(ewidentnie NIE byla to jego wina)zaproponowal, ze podwiezie do weterynarza. tata tej kolezanki zadzwonil do weta i juz po ok pol godz. okazalo sie, ze z psu niec nie jest(oprocz szoku oczywiscie). szczerze mowiac, to az sie zdziwilam, bo pies po potraceniu przelecial jakies trzy metry i naprawde to strasznie wygladalo... ale naprawde ciesze sie, ze nic mu nie jest:). Quote
black sheep Posted August 26, 2006 Posted August 26, 2006 ja niesety byłam świadkiem takie zdarzenie i wyglądało to inaczej, zaraz wkleje, same smuty!!!! Quote
black sheep Posted August 26, 2006 Posted August 26, 2006 Jechałam autem, i byłam świadkiem wypadku, w którym facet jadąc z duża prędkością potrącił psa:-( Leżał sztywno i dostał drgawek, miał zakrwawione oczy. Uderzenie było tak silne, że z auta odpadła tablica. Natychmiast zebrało się tylu życzliwych ludzi, którzy poradzili panu, by wrzucił psa do rowu i sie nie przejmował. Krzyczeli, że nic mu nie będzie, i że zaraz wstanie i pójdzie!!! Nienawidze takich ludzi! Natychmiast wyskoczyłam z auta, i zaczełam krzyczeć, żeby sobie poszli i dali mu spokuj. Oni zciągneli psa za ogon z drogi. Po mojej, tzn psa, stronie były też dwie panie, wczasowiczki z ...Krakowa. Wezwałyśmy policje i weterynarza. Ludzie rozeszli się, a pan wzioł swoją tablice rejestracyjną i odjechał w siną dal. Te panie to były mama i córka, które przechodziły z pieskiem na spacer. Córka, starsza dużo odemnie, strasznie płakała na ten okropny widok konającego psa, to były naprawde wspaniałe i miłe panie, gdyby nie one, sama bym sobie z tym tłumem nie poradziła:-( Policja przyjechała nawet szybko, weterynarz jechał z daleka, wiec byl dopiero po godzinie. Pies cały czas leżał, z pyska leciała mu ślina, miał rane nad okiem, napewno dostał wylew krwi, bolało go też z tyłu. Weterynarz powiedział, że jeśli ma złamaną miednice, to trzeba będzie go uśpić!!!:-(:-(:-(:-( Policjant spisał nasze dane, i powiedzial ze w razie jakiegos procesu bedziemy świadkami. Mam nadzieje, że temu bandycie się nieźle oberwie. Nie rozumiem dlaczego ludzie są tak podli, bezwzględni dla psów. Nigdy nie zapomne tych gęb, wykrzykujących: głupi pies, niech zdycha, do rowu go wrzućcie, zaraz wstanie i pójdzie... Niezapomne tego grubego faceta, który wybiegł z domu, patrzyć się i wykrzykiwać te rzeczy:-( Tej koloni dzieci! Niektórzy z nich tez tak krzyczeli! To było okropne. Nie potrafiłam wziąć nr. telefonu do tego weterzynarza, żeby zadzwonić i spytać co z psem. Bałam się. Teraz żałuję. Quote
katya Posted August 29, 2006 Posted August 29, 2006 A je wklejam sławną lecznicę w Łodzi: [SIZE=4][COLOR=#444444]Bernard. Całodobowa lecznica dla zwierząt. Hurtownia karm[/COLOR][IMG]http://medycyna.onet.pl/0[/IMG] [COLOR=#444444]Łódź, ul. gen. Jarosława Dąbrowskiego 60, tel: (0-42) 640-04-40[/COLOR] [/SIZE] [SIZE=4][/SIZE] Chciałam też poruszyć temat zwierząt zabitych przez samochód, których nie ma nawet kto ściągnąć z ulicy. W lipcu jechałam sobie rowerkiem przez wieś, na której mam działkę i patrzę, a tu leży coś na drodze. Myślę sobie: "O nie, pies". Podjechałam i rzeczywiście na środku drogi leżała potrącona sunia, głowa w kaludze krwi. A obok stały 2 wstrętne baby przed swoim domem (ta sunia prawie przed ich bramą leżała) i bawiły się 2 wstrętne bachory tych bab, przyglądając się idiotycznie zabitej sunii, bez cienia współczucia... Przejeżdżały samochody, zgrabnie omijając zwłoki (po co opony brudzić). Ja się oczywiście popłakałam, zeszłam z roweru, rzuciłam go prawie w rów i zadzwoniłam do koleżanki (panda1989), żeby przyszła mi pomóc godnie ściągnąć psinkę na pobocze. No i przyszła i przeniosłyśmy nieżywą suczkę na trawę. Co za ludzie, że nawet jak psa zabije, to nawet nie raczy wysadzić tyłka i go przenieść na bok... I nikt nawet nie mógł tego zrobić, nikomu to nie przeszkadzało :shake: Quote
gerdzia Posted November 13, 2006 Posted November 13, 2006 witam, pochodzę z ozorkowa/k. lodzi, mieszkam w toruniu. czasem bywam w swoich rodzinnych stronach... mam pytanie - dosc istotne. dysponuje nr tel. do calodob. lecznicy - (42) 6400440; czy sa jeszcze inne, np. w zgierzu? (v. nieco blizej granic ozorkowa?) co jakis czas znajduje w nieszczesnym ozorkowie bezdomne zwierzaki - bardziej lub mniej potrzebujace natychmiastowej opieki. nie dysponuje samochodem, staram sie wiec prosic o pomoc znajomych. nie zawsze maja oni jednak czas... wszystkie z psin, ktore znalazlam, trafily do dobrych domow, ale zasob ich niestety sie konczy. jesli znow bede musiala interweniowac, powinnam znac jakis adres, nr tel., etc. instytucji/osob, ktora moglaby mi pomoc. prosze rowniez o wskazowki dot. takich punktow w toruniu. z gory dziekuje, magda Quote
warg2003warg Posted November 19, 2006 Posted November 19, 2006 A ja proszę o jakieś aktualne namiary na pomoc w okolicach Gliwic. Quote
elainfo Posted November 20, 2006 Posted November 20, 2006 hmm. to straszne.. moze i mi lepiej zrobi jak sie wygadam.. do tej pory mam koszmary senne i snimi sie ten piesek.. Byloto jakies 3 lata temu - kiedy wracalam z mazur przez Ostrolkę.. przejeżdzalismy przez jakąs wioskę akurat bylismy na łuku kiedy zauwazyłam na przeciwnym pasie psa ,ktory bez opamietania wąchał jakąs mokra plame na drodze. Pech chcial ,ze z naprzeciwka z olbrzmia prędkościa nadjechał jakis idiota noi całym pędem uderzył w psa.. mały kundelek.. do dzis mam to przed oczami , wyleciał w górę na wysokość 1,5 m. i jak śmigło kręcił sie w powietrzu po czym spadł na sam środek jezdni. Kierowca jadacy z małymi dziećmi nawet nie przychamował tylko pojechal dalej jakgdyby nic sie niestało.!! Przysiegam ,ze gdybym miała cegłówke pod reką cisnęła bym prosto w jego szybę!!zatrzymalismy sie , podeszliśmy do psa.. za nami kolejka samochodów i zbulwersowani kierwocy , którym wstzrymalismy ruch.. Pies zawodził z bólu i szoku, próbował sie podnieść ale niemógł ,obracał sie leżac na ulicy w kólko.. szybko wyciągnęłam recznik plazowy polozylismy psa na nim i powolutku sciągnęlismy na pobocze.niewiedzielismy co dalej robić.. poniewaz pies sie ruszał, był bardzo pobudzony.. zawinełam go w ten recznik wziełam na kolana , glaszcząc iprzemawiając( od razu zrobił na rzadko w recznik... )do niego spokojnie zaczelismy pytac przechodniów o najblizszego weta.. wskazali nam drogę.. o ironio losu.. to byl taki wet od krów, koni, świn..ale niestety nie od malyvch zwiarzatek domowych. wyszedł z domu obejrzał go.. dał zastzryk przeciwstzrasowy opatrzył rany i kazał go odwieźć w to miejsce gdzie został potracony:shake: .. pies miał pogruchotany obojczyk i nie mógł stanąć na przednich łapakch..ze dwie godz. jeździliśmy po wszystkich okolicznych domach pytająć sie czy nie znaja tego psa.. czy niewiedza czyj on jest??bez skutku..nie wzielismy go ze soba bo mieszkaliśmy z rodzicami,strach przed ich reakcją, mielismy swoje psy.. nieważne.. to głupie tlumaczenie i do tej pory gryza mnie wyrzuty sumienia.. ,że posluchalismy tego weterynarza ,zostawilismy go w bezpiecznej odległości od drogi.. niedaleko jakiegoś gospodarstwa.. i wrócilismy do warszawy.. nie wiem jaki los go spokał ..pewnie male szanse ,że dobry.. a najgorsze jest to ,że w drodze powrotnej w tym samym miejscu nastepny pies wąchał te samą plame na drodze co ten potrącony kajtek!!! od tamtej pory przyrzekłam sobie żebym niewiem jaka sytuacja była w domu nigdy nie zostawie takiego zwierzecia na pastwe losu.. no i w ten sposób odratwoałam pare psów i kotów,ptaków znalazłam im domy.. teraz moge z cała pewnościa powiedzieć ,że nigdy na tym źle niewyszlam.. trzeba sie tylko przełamać i wziąć te zwierze pod swoje skrzydła -i zawsze coś da sie zrobic- nie ma sytuacji bez wyjscia! każdy kolejny taki przypadek utwierdza mniew tym przekonaniu.ale na mysl o tamtym wypadku do dziś ściska mnie w gardle. Quote
tkacka Posted November 21, 2006 Posted November 21, 2006 ...najlepiej zadzwonic w naglym przypadku na policje a tam maja namiar na weta na dyzurze...tak jest u nas...we Wroclawiu-choc tutaj jest kilka lecznic calodobowych i nie ma takiego problemu. Quote
WEGGA Posted January 11, 2007 Posted January 11, 2007 mam pytanie co robić jak zwierzak juz nie żyje? dzwonić także po weta? a jeśli nie bedzie chciał przyjechać do martwego zwierzaka to co wtedy? Quote
elainfo Posted January 11, 2007 Posted January 11, 2007 [quote name='WEGGA']mam pytanie co robić jak zwierzak juz nie żyje? dzwonić także po weta? a jeśli nie bedzie chciał przyjechać do martwego zwierzaka to co wtedy?[/quote] hmmm....po martwego to juz chyba niema sensu po weta dzwonić...mozna jedynie sciagnac na pobocze albo zadzwonic do MZO....żeby spzratnęi.. troche to średnio brzmii co napisałam.. ale nie widze sensu zeby ciagnąc weta po martwego psa.. Quote
mmiodek Posted January 13, 2007 Posted January 13, 2007 Gerdzia: [B][B]Przyjaciele Bezdomnych Zwierząt ul.Urocza 9 95-100 Zgierz tel. 715-49-33 kom. 506-761-221 e-mail: [EMAIL="[email protected]"][email protected][/EMAIL] [/B][/B] Quote
Recommended Posts
Join the conversation
You can post now and register later. If you have an account, sign in now to post with your account.