Jump to content
Dogomania

Uśpić grzeczną, kanapową, młodą sunię? Padaczka przekreśla szanse na dom?Sajuki za TM


Delph

Recommended Posts

  • Replies 408
  • Created
  • Last Reply

Top Posters In This Topic

Jestem, nie odzywałam się, bo nie byłam w stanie. Nadal to wszystko do mnie nie dotarło, łapię się na tym, że szukam wzrokiem Saj, wołam ją na spacer, myślę o niej nieustannie. Nie potrafię o niej mówić ani pisać w czasie przeszłym. Bardzo, bardzo za nią tęsknię :(

Wczoraj ataki nie ustawały, były coraz silniejsze. Saj dostawała ataku najczęściej we śnie, więc gdy tylko wykończona kładła się, by odpocząć, zaczynał się kolejny atak.

Pojechaliśmy do neurologa. Mimo potężnej dawki diazepamu (cztery duże wlewki) i podwójnej dawki luminalu, Saj nadal miała prawidłowe wszystkie odruchy, reagowała, była całkiem przytomna. Leki po prostu nie działały. Neurolog zaproponowała zmianę leków podawanych na co dzień - dołożenie kolejnych i zwiększenie dawek obecnych. Zaleciła rezonans magnetyczny, badanie stężenia luminalu, tarczycy itp.

Tylko że Saj po każdym ataku, którego uniknąć się nie da nawet przy innych działających lekach (rzadko kiedy padaczkę da się opanować całkowicie, a raczej nie taką postać jak u Saj), musiałaby być wprowadzana w śpiączkę w klinice i zostawać tam na obserwację. W domu nie mogłabym jej w żaden sposób pomóc, skoro leki nie działały. Nie ma innych leków na takie nagłe przypadki. Każdy atak, każda śpiączka, to ryzyko, po którejś z kolei mogłaby doznać uszkodzeń mózgu. Leki też powodują spustoszenie. Do tego dochodzi to, że gdyby Saj weszła w ataki pod moją nieobecność lub nie mogłabym natychmiast jechać do kliniki na śpiączkę, mogłoby się to skończyć tragicznie. Wczoraj to był cud, że zaczęło się przed moim wyjściem do pracy, inaczej po moim powrocie Saj pewnie już by nie żyła, bądź doznała poważnych uszkodzeń mózgu. Odeszłaby w cierpieniach.
Do tego neurolog powiedziała, że to, co ja odbierałam jako silny ból, to prawdopodobnie były ataki padaczkowe. Chodzenie po domu, piszczenie, to pewnie również to. Częstotliwość jak wiadomo duża, Saj czuła się źle wiele razy.

Decyzję musiałam podjąć sama. Lekarz nie zalecił uśpienia, zostawił mi decyzję. Podjęłam ją i jest mi z tym bardzo ciężko. Mam wrażenie, że postąpiłam nieetycznie. Gdybym miała fundusze na leczenie i częste hospitalizowanie Saj, odpowiednie warunki mieszkaniowe i mogła zrezygnować z pracy, aby zapewnić suni stałą opiekę nie podjęłabym tej decyzji. Saj zostałaby ze mną, walczyłybyśmy dalej, byłaby moim ukochanym psem (bo nie ma mowy o wydaniu do adopcji psa z takim przebiegiem choroby). Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że byłaby to walka z wiatrakami i prędzej czy później bym ją przegrała. Ale może dałabym jej jeszcze tydzień, miesiąc, rok życia w domu, w którym byłaby kochanym psem. Nawet sobie nie wyobrażacie, co teraz czuję, jestem w totalnej rozsypce. Zostawiłam ją w jej obróżce, to nie był bezdomny pies, to moja ukochana Saj.

Zrozumiem w zupełności, jeżeli będziecie chciały wycofać swoją pomoc dla suni. Piszcie o tym szczerze, nie poczuję się urażona. Chciałam Wam również bardzo gorąco podziękować za wsparcie, pomoc finansową, obecność na wątku, porady i zaciskanie kciuków. Niestety nie udało mi się, bardzo Was przepraszam :(

Link to comment
Share on other sites

Delph, bardzo Ci wspólczuje, wiem, ze czujesz sie z tym źle, nawet pewnie nie jestem sobie wyobrazic jak bardzo źle.
Choc niewątpliwie zaoszczedziłas Saj wielu cierpien, bo pewnie nie byłoby szans, aby powrócla do zdrowia.
Bardzo jest mi żal i Ciebie i Saj.:-(
Na szczescie dla mnie, nigdy nie stanełam przed takim wyborem i nigdy nie chciałabym stanąć.
Jestem z Tobą w tych smutnych chwilach, trzymaj sie.

Link to comment
Share on other sites

Delph, zrobiłaś dla Saj dużo więcej niż ktokolwiek mógłby zrobić ... więcej się po prostu nie dało.

Pozwoliłaś jej poczuć się kochaną i jednocześnie kierując się mądrą miłością pozwoliłaś jej odejść, bez dodatkowych tygodni czy miesięcy w wielkich cierpieniach.

Chylę czoła ... Twoja i TZ, postawa i walka o zdrowie Saj była wyjątkowa!!!

Link to comment
Share on other sites

Teraz dopiero weszłam i czytam....... w gardle mnie dławi. Wiem ,że to była słuszna decyzja. Psiatko męczyłoby się nie wiadomo jeszcze ile. Bądż szczęsliwa Saj. Tam juz nic nie boli.
Chciałabym przesłac pieniążki z bazarku ,bo napewno dług został . Będzie równe 100 zł. Prosze o nr konta.

Edited by Javena
Link to comment
Share on other sites

jednak ją uśpiłaś ... niestety nieraz trzeba podjąć taką decyzje choć wszystko w nas krzyczy "nie"
chyba każdy z nas ma za lub przed sobą taką decyzję
10 lat temu , razem z mężem stanęliśmy przed wyborem - zastrzyk czy powolna śmierć naszego psa w bólu i cierpieniu
wybraliśmy eutanazję , ale nie mogę się z tym pogodzić do dzisiaj i prawdopodobnie nigdy tego nie zapomnę , to jest po prostu ból , ból fizyczny , nic nie pomaga , ani tłumaczenie sobie, że tak było lepiej , że nie dało się Nera uratować, że pożyłby może jeszcze parę miesięcy, ale w jaki sposób ?
Do dzisiaj widzę jego błagający wzrok , i nie wiem czy błagał o życie czy o śmierć , pamiętam jak lizał mnie po rękach i nie wiem czy prosił czy się żegnał
boże ... piszę to i płaczę .... a wtedy ? zachowywałam się jak oszalała , lekarz siedział i czekał , a my ... my żegnaliśmy się z naszym ukochanym psem ... był chory na raka odbytu ,lekarze rozłożyli ręce ... a my musieliśmy wytłumaczyć sobie, że to lepiej dla Nera , humanitarnie i świadomie , że to mądra miłość.... nie! to wcale nie lepiej i nawet kiedy rozsądek i rozum mówi "dobrze zrobiłaś " to jednak tuż za tym przychodzi okrutna myśl "zabiłaś go , przez ciebie nie żyje ... nie miałaś prawa odbierać mu życia"
no i co można zrobić ? nauczyć się z tym żyć ? jak ? można zagłuszyć ból , ale świadomość podjętej decyzji i pytanie czy była tą najlepszą pozostaje ... i boli jak cholera .....
Saj .... żegnaj puchata suńko , zawsze będę pamiętać to zdjęcie kiedy wtulona leżałaś przy Delph

Link to comment
Share on other sites

[quote name='halszka']tak bardzo przykro :(Delph wiem,że w tej chwili żadne słowa nie ukoją Twojego bólu,napiszę tylko...biję ogromne ukłony dla Ciebie za walkę o sunię,zrobiłaś wszystko co było możliwe...szacunek!!! Saj już nie cierpisz,biegaj szczęśliwa za TM[/QUOTE]

przez łzy mogę tylko powtórzyć za halszką...
[*]

Link to comment
Share on other sites

Delh, jesteś dla mnie bohaterką! Niewiele osób by się tak poświeciło, tak zaangażowało w walkę o psa - Ty nie odpuściłaś! Zrobiłaś wszystko co w ludzkiej mocy, a nawet więcej. Nie czuj się winna! Jesteś niespotykanie Dobrym Człowiekiem.

Link to comment
Share on other sites

jestem na babskiej imprezie, ale nie wytrzymałam i wyskoczyłam do gabinetu, żeby wpaśc. po trosze dlatego, że tak coś czułam, po trosze z nadzieją.
rację macie - nie mamy prawa decydowac. ale co ważniejsze, nie mamy prawa myśleć o spokoju własnego sumienia, gdy w grę wchodzi cierpienie, dlugie i bez nadziei na polepszenie. więc tak cierpimy, mamy myśli, że może można było pomóc, że zrobiliśmy źle - wyrzuty sumienia, tęsknota, poczucie zdrady - to cena za oszczędzenie psu bólu i cierpienia. trzeba tę cenę ponosić, bo trzeba ograniczać bezsensowny ból.
tak mi sie wydaje - jak zbyt długo nie mogłam podjąć decyzji o uśpieniu mojej poprzedniej suki, to właśnie dlatego miałam do siebie potem pretensje, że dla spokoju własnego sumienia dałam jej cierpieć. ze chciałam ją miec przy sobie, nie pozwalałam jej odejść z godnością.
teraz sobie obiecuję, ze nigdy się to nie powtórzy, ale wcale nie wiem, czy będe miała dość siły.

niech kaczki podepczą tego, kto teraz zostawi delph z długami. mamy się spiąć i żeby nie wiem co pomóc jej w ich spłąceniu. każde 5 zł, każdy grosz będzie się liczył.

delph, co tu powiedzieć... moje kondolencje.

żeby ten drań, co sajuki nie leczył, co pogrzebał jej szanse na może zdrowe życie zaniedbując leczenie, żeby on tak spokoju w życiu nie zaznał.
ide się napić.

Link to comment
Share on other sites

Ja nawet nie zamierzam się usprawiedliwiać, czegokolwiek sobie tłumaczyć. Zabiłam psa, podjęłam decyzję o zabiciu żywej istoty. I jestem tego świadoma. Położyłam na szali zostawienie spraw własnemu losowi - wtedy Saj odeszłaby w czasie ataków w cierpieniach sama w domu, w obcym otoczeniu opuszczona w lecznicy lub chora i otumaniona na skutek powikłań po leczeniu. Już nawet nie wspomnę o tym, że mógłby ją porzucić kolejny dom w przypadku nieudanej adopcji. Wzięłam na siebie odpowiedzialność i wybrałam inną opcję, że nie dopuszczę do żadnego z powyższych scenariuszy. Wiem, że nie miałam do tego prawa, wiem, że nie powinno decydować się o życiu i śmierci. Podjęłam decyzję świadomie i poradzę sobie, muszę, mimo że od wczoraj żyję jak w koszmarnym śnie. Nie żałuję tego, że wzięłam ją pod swój dach, zrobiłabym to ponownie, gdyby miało to dać psu chociaż znikomą szansę na normalne życie. Szkoda mi tylko Saj, ona nie zasłużyła na żadną z tych strasznych rzeczy, które ją spotkały. Miałam wspaniałego psa, który mimo choroby dał mi dużo radości i uczuć, jestem jej za to bardzo wdzięczna. Pożegnałam się z nią wczoraj i nigdy jej nie zapomnę.

Link to comment
Share on other sites

Delph - podejmowanie takich decyzji jest częścią pomagania. I uważam, że mamy do tego prawo a nawet obowiązek skoro jest taka możliwość, by ulżyć cierpieniom, gdy nie ma innej możliwości, nie ma już nadziei na lepsze życie psa. To trudne decyzje, ciężkie. Ale są sytuacje, gdy trzeba je podejmować.
Zrobiłaś dla Saj bardzo dużo. Pewnie byłaś jej pierwszym, prawdziwie kochającym domem...
Trzymaj się Ty i Twój TZ. Saj miała szczęście, że trafiła na Was. Gdyby nigdy nie wyszła ze schr? Gdyby została u "adoptującego"? Jaki miałaby koniec...?

Link to comment
Share on other sites

[quote name='sleepingbyday']jestem na babskiej imprezie, ale nie wytrzymałam i wyskoczyłam do gabinetu, żeby wpaśc. po trosze dlatego, że tak coś czułam, po trosze z nadzieją.
rację macie - nie mamy prawa decydowac. ale co ważniejsze, nie mamy prawa myśleć o spokoju własnego sumienia, gdy w grę wchodzi cierpienie, dlugie i bez nadziei na polepszenie. więc tak cierpimy, mamy myśli, że może można było pomóc, że zrobiliśmy źle - wyrzuty sumienia, tęsknota, poczucie zdrady - to cena za oszczędzenie psu bólu i cierpienia. trzeba tę cenę ponosić, bo trzeba ograniczać bezsensowny ból.
tak mi sie wydaje - jak zbyt długo nie mogłam podjąć decyzji o uśpieniu mojej poprzedniej suki, to właśnie dlatego miałam do siebie potem pretensje, że dla spokoju własnego sumienia dałam jej cierpieć. ze chciałam ją miec przy sobie, nie pozwalałam jej odejść z godnością.
teraz sobie obiecuję, ze nigdy się to nie powtórzy, ale wcale nie wiem, czy będe miała dość siły.

niech kaczki podepczą tego, kto teraz zostawi delph z długami. [B]mamy się spiąć i żeby nie wiem co pomóc jej w ich spłąceniu[/B]. każde 5 zł, każdy grosz będzie się liczył.

delph, co tu powiedzieć... moje kondolencje.

żeby ten drań, co sajuki nie leczył, co pogrzebał jej szanse na może zdrowe życie zaniedbując leczenie, żeby on tak spokoju w życiu nie zaznał.
ide się napić.[/QUOTE]ode mnie z bazarku z klaunami , tak jak obiecałam bedzie 100 zł dla Saj,
niestety wcześniejsze zaniedbanie leczenia doprowadziło do ataków kaskadowych....

[quote name='Delph']Ja nawet nie zamierzam się usprawiedliwiać, czegokolwiek sobie tłumaczyć. Zabiłam psa, podjęłam decyzję o zabiciu żywej istoty. I jestem tego świadoma. Położyłam na szali zostawienie spraw własnemu losowi - wtedy Saj odeszłaby w czasie ataków w cierpieniach sama w domu, w obcym otoczeniu opuszczona w lecznicy lub chora i otumaniona na skutek powikłań po leczeniu. Już nawet nie wspomnę o tym, że mógłby ją porzucić kolejny dom w przypadku nieudanej adopcji. Wzięłam na siebie odpowiedzialność i wybrałam inną opcję, że nie dopuszczę do żadnego z powyższych scenariuszy. Wiem, że nie miałam do tego prawa, wiem, że nie powinno decydować się o życiu i śmierci. Podjęłam decyzję świadomie i poradzę sobie, muszę, mimo że od wczoraj żyję jak w koszmarnym śnie. Nie żałuję tego, że wzięłam ją pod swój dach, zrobiłabym to ponownie, gdyby miało to dać psu chociaż znikomą szansę na normalne życie. Szkoda mi tylko Saj, ona nie zasłużyła na żadną z tych strasznych rzeczy, które ją spotkały. Miałam wspaniałego psa, który mimo choroby dał mi dużo radości i uczuć, jestem jej za to bardzo wdzięczna. Pożegnałam się z nią wczoraj i nigdy jej nie zapomnę.[/QUOTE]
Delph, podjęłaś właściwą decyzję
[quote name='morisowa'][B]Delph - podejmowanie takich decyzji jest częścią pomagania. I uważam, że mamy do tego prawo a nawet obowiązek skoro jest taka możliwość, by ulżyć cierpieniom, gdy nie ma innej możliwości, nie ma już nadziei na lepsze życie psa.[/B] To trudne decyzje, ciężkie. Ale są sytuacje, gdy trzeba je podejmować.
Zrobiłaś dla Saj bardzo dużo. Pewnie byłaś jej pierwszym, prawdziwie kochającym domem...
Trzymaj się Ty i Twój TZ. Saj miała szczęście, że trafiła na Was. Gdyby nigdy nie wyszła ze schr? Gdyby została u "adoptującego"? Jaki miałaby koniec...?[/QUOTE]bardzo dobrze napisane

Link to comment
Share on other sites

Delph..... trudno mi pisać przez łzy....
ale muszę Ci to napisać - nie czuj się winna!!!!

dwa lata wkrótce minie, kiedy mój kochany Charlie potrzebował ode mnie takiej właśnie "przysługi"....
wiedziałam, że umiera, że dni ma policzone, wciąż odkładałam jednak ten moment.....
a kiedy przyszło straszliwe cierpienie.... w środku nocy zostałam sama z konającym, cierpiącym Charlim....
wetka akurat pojechała rodzić, a biedny Charliś musiał sam umierać i cierpieć.....

tak bardzo mi to nie daje spokoju, że cierpiał :(

Ty oszczędziłaś Saj tego najgorszego i nie zarzucaj sobie żadnej winy, wręcz przeciwnie - pomogłaś jej, jak nikt inny na świecie!

Link to comment
Share on other sites

Od kilku dni podczytywałam,ale nie odzywałam się ,bo nie miałam nigdy psa z padaczką.
Delph- dobrze wiesz ,ze zrobiłaś to co powinnaś zrobić,że Saj tego potrzebowała
16 września przeżywałam to co Ty wczoraj,choć o wyroku na Tosia wiedziałam od 7 maja.
Z osteosarcomy się n ie wychodzi.
Przez 4 miesiące chodziłam i wyłam,choć Tosiek na sterydach czuł się względnie.
Kiedy przyszło końcowe załamanie wiedziałam,że muszę to zrobić,jeszcze przedłużałam mu życie morfiną,ale kiedy nowotwór wszedł w rdzeń kręgowy i Tosia totalnie sparaliżowało,błagałam weta żeby przyjechał jak najszybciej i skrócił jego męki....
poproszę o nr konta - coś tam wyskrobię..

Link to comment
Share on other sites

[URL="http://www.dogomania.pl/forum/members/73062-Delph"] [/URL][URL="http://www.dogomania.pl/forum/members/73062-Delph"][B]Delph[/B][/URL] nie możesz mówić że ją zabiłaś!!! Wolałabyś żeby się męczyła?? Po tylu atakach była umordowana, mogła mieć zmiany w mózgu. Po co miała cierpieć??? A robienie z niej królika doświadczalnego, skoro widziałaś że nic nie pomaga to nie miało widocznie sensu. 3maj się!! Jesteś dzielna i rozsądna kobieta!

Link to comment
Share on other sites

Guest Elżbieta481

Nie zabiłaś psa!!!To,że podjęłaś decyzje o eutanazji to jest ostatni dar miłości jaki mogłaś jej dać,bo ją kochałaś i nie mogłaś pozwolić jej cierpieć..Myśmy też podjęli decyzję o eutanazji Gucia i ja wiem,że to było słuszne-Twoja decyzja też była słuszna..Tylko dlaczego czujemy się winni?Nasze psy tak chore już nie cierpią-tylko my cierpimy i tak już będzie zawsze...
Przytulam Ciebie do serca bardzo,bardzo mocno.
Elżbieta

Link to comment
Share on other sites

Join the conversation

You can post now and register later. If you have an account, sign in now to post with your account.

Guest
Reply to this topic...

×   Pasted as rich text.   Paste as plain text instead

  Only 75 emoji are allowed.

×   Your link has been automatically embedded.   Display as a link instead

×   Your previous content has been restored.   Clear editor

×   You cannot paste images directly. Upload or insert images from URL.


×
×
  • Create New...