Jump to content
Dogomania

PatBull


Pani Profesor

Recommended Posts

Sowroneczka- albo bazarek. Będę pierwszą klientką bo akurat rzeczy dla dziecka mnie interesuja ;)

Ja juz nieraz widziałam sytuacje kiedy personel rzeczy dla potrzebujących traktuje jak darmówkę z którą sobie mozna zrobić co się chce... Bierze sobie albo upycha po znajomych - ostatnio w szpitalu byłam świadkiem jak pielęgniarka przyniosła kilka siat ciuchów i akcesoriów i wepchała koleżance która akurat urodziła kolejne dziecko : tamta jej mówiła że nie chce bo ma po poprzednich dzieciach, na co pielęgniarka powiedziała żeby brała, najwyżej wyrzuci bo co ona będzie cudzym dzieciom dawać....

Link to comment
Share on other sites

Ja rzeczy "normalne" rozdaję po rodzinie i znajomych, ewentualnie daję moim dziewczynkom z pracy (jak są grzeczne :evil_lol:)
A dziecięce zalegają mi na strychu sama nie wiem po co, bo rozmnażać się więcej nie planuję. Chyba czekam, aż ktoś znajomy się dorobi córki - wtedy ciocia Agatka wbije z siatami :loveu:

Link to comment
Share on other sites

ja już niedługo, przy przeprowadzce, skonstruuję taki mega bazar, że popadacie :diabloti:

a Patrycjusz zyskuje miano grzecznego pieska - od dwóch czy trzech dni nie wykręcił numeru, ładnie się odwołuje, trochę wydarł mordę na psy, ale w granicach przyzwoitości :evil_lol:

Link to comment
Share on other sites

[quote name='Majkowska']Nie ma cioci z aparatem to nie ma zdjęć ;)
Znaczy są, ale tylko Waldka :D[/QUOTE]

To idźcie na wspólny spacer czy coś:evil_lol:
A Waldek cudo jak dla mnie, napatrzeć sie na pointery nie mogę...jak na wystawie gdzieś spotkam to jak zahiponotyzowana obserwuje.

Link to comment
Share on other sites

Póki co to jestem na wsi poza naszym cudownym Krakowem, więc spacerów nie realizujemu.
Zreszta nawet jak jestem to biznesciocia nigdy nie ma dla nas czasu, więc ja muszę cykać foteczek na zapas :mad:

Waldek dziękuje za komplement. Pat widocznie wiedział z kim trzeba trzymać, dlatego się z nim zaprzyjaźnił :evil_lol:

Link to comment
Share on other sites

Pat wie, jak się ustawić :D (tak samo jego pani, która znalazła ciocię z talentem do pstrykania fotek :eviltong:)

a ja Wam może opowiem, co mnie dziś spotkało :roll:
wyszłam z koleżanką na długaśny spacer po psich terenach, miało być tak pięknie :roll:, pogoda super, niestety ludzi od cholery, więc poszłyśmy trochę w dal, w stronę polanki, gdzie łażę z Majkowską... na ścieżce usłyszałyśmy przeraźliwy huk i histeryczny, okropny krzyk - pobiegłyśmy sprawdzić co się stało.
na środku drogi leżał chłopak na rolkach, może 14-letni, z rozwaloną, złamaną nogą, wszędzie krew, rozbita głowa... wokół niego dzieciaki i kilkoro dorosłych, oczywiście chłopaka zabroniłam ruszać, bo chcieli go przenieść na trawę (przecież mógł mieć połamany kręgosłup) i dziś się przekonałam, że ludzie to idioci - jakiś typek nie potrafił zawołać karetki, motał się gdzie jesteśmy, mimo że podałam dokładną lokalizację, nikt mnie nie słuchał, choć mówiłam precyzyjnie - obok jest leśniczówka, to widać na mapie, jeśli ratownicy sprawdzają namiar GPS-em (to tereny leśno-polankowe, trudno tam o adres, ale moja lokacja była precyzyjna, po prostu tam łażę i znam kierunki dróg, dojazdu, itd.) - zgadnijcie, po ilu minutach przyjechało pogotowie...

...uwaga - po prawie czterdziestu :roll: dzieciak już zdążył wpaść w szok, najpierw podsypiał (bardzo niedobrze!), później histeryzował, a to nie był mały chłopiec, to dość wyrośnięty nastolatek,tacy zazwyczaj udają, że nic im nie jest żeby "nie było lipy", więc musiało być naprawdę kiepsko - łupnął z rozpędem głową o wielki głaz przy ścieżce, na moje oko miał wstrząs mózgu i był w szoku, noga rozwalona dokumentnie... na szczęście przyszedł przytomny facet, wysłał szczyli na rowerach wzdłuż jezdni, żeby mogli pokazać ratownikom, gdzie jesteśmy - ratownicy jeszcze spacerem zmierzali w naszą stronę, mimo że było nas widać z daleka :roll:, po prostu makabra, wszyscy na spokojnie, a chłopak fiksował coraz bardziej.
nie wiem co się stało, bo kiedy przejęło go pogotowie to poszłyśmy, dzwoniłam do matki chłopaka, której mało nie wyskoczyło serce, ale nie miałam sumienia powiedzieć, że tyle czasu czekaliśmy na karetkę... mam jej numer, zadzwonię i jutro i zapytam, jak się młody czuje, bo nie wyglądało to najlepiej, w razie czego jestem świadkiem akcji.

odeszłyśmy nieco wymęczone sytuacją (pilnowanie chłopaka, trzeba go było uspokajać, bo naprawdę wpadał w panikę, szczególnie jak wymacał krew), leziemy w stronę domu i co?
mój ulubiony pan w krzakach, z fujarą w ręku :loveu: a wokół matki z dziećmi, gromady ludzi, nastolatki - po prostu suuuuper :loveu:

to był ten sam gość, którego już widywałam na spacerach z Patrykiem... moja znajoma spanikowała i zwiała kawałek, a szkoda - zadzwoniłam na policję, patrol przyjechał po ponad pół godziny, gdzie gość już dawno dał dyla w krzaki... po prostu makabra, w dwóch sytuacjach dzisiaj przekonałam się, że naprawdę z reagowaniem jest bardzo kiepsko - z jednej strony małolat, który równie dobrze mógł nabić sobie krwiaka mózgu (liczą się minuty, może pęknąć), z drugiej - debil z fujarą na wierzchu, onanizujący się przy przechodzących dzieciach (które to mogą mieć traumę do końca życia po takim widoku) - żałuję, że nie było z nami mego TŻ-ta, przytrzymałby pewnie gościa w krzakach do przyjazdu policji, ja mimo wszystko bałabym się napaści i siłowania z takim zboczkiem.

najgorzej, że nie przechodził żaden sensowny facet, albo gówniarze, albo starsi panowie...
...a na domiar złego, na Patryku dziś się odbił mój stres, bo darł ryja na absolutnie każde mijane w dniu dzisiejszym zwierzę, a było ich z pięćdziesiąt :diabloti:

Link to comment
Share on other sites

no nieciekawy dzień :placz:jeszcze nie byłam świadkiem wypadku ze złamaną nogą w roli głównej... łeb rozbiłam mojej siostrze gdy za dzieciaka rzuciłam kapciem ;)
pana z fujarką też przerabiałam i to nawet na własnej skórze gdy mnie złapał i trzepał interes ;)

Link to comment
Share on other sites

Boże dziękuję niebiosom że nie było mnie tam...
Swoją drogą podziwiam opanowanie w Twoim wydaniu, diabli wiedzą co ja bym zrobiła. Ostatnio przy mnie ze skał spadł gośc na rowerze... Powinnam była lecieć ale gość się pozbierał i odjechał dalej, pewnie gdyby leżał to bym byćmoże nie podeszła sama.

Ja kiedyś zbierałam dzieciaka który skoczył na rowerze z garażu - podobna akcja , dziecko jakieś 10 lat, szczęka wybita z zawiasów, język w dwóch kawałkach, zęby wybite, dzieciaki bały się wogóle do niego podejść. Własciwie nie wiem czy to dziecko by nie umarło tam gdybym nie zebrała się w sobie i nie poszła go ratować. Najgorsze było jak przyszła babcia jednej dziewczynki i kiedy ja delikatnie chłopczyka uspokajałam i czyściłam mu twarz z ziemi ona podeszła z ręcznikiem i wsadziła mu do buzi i na chama wyjęla grudę ziemi, a potem na jego " ale nie pojedziemy do szpitala ??" ( ja mówiłam że przyjedzie po niego mama i pójdą conajwyżej do lekarza) ta zaczęla wrzeszczeć że oczywiscie że pojedzie i będzie miał bolesne operacje... Z dwojga złego to nie wiem czy nie wolałabym być sama w takiej sytuacji...

A tu u was się dziwię, bo przecież na skałach mnóstwo ludzi! Nie było naprawdę nikogo zawołać? Choć podlecieć nawet tam do leśniczówki jesli byłyscie blisko - na polanie??

A co do gościa z fujarą tez go kilka razy widziałam chyba,ale zawsze wtedy odpinam smycz i wyjątkowo Walda nie krzyczę jak leci z ujadaniem :D szkoda że mnie z wami nie było bo Wald parówką by nie pogardził :D

Link to comment
Share on other sites

ZŁAPAŁ... no cóż, z pełną świadomością i znajomością swoich reakcji stwierdzam, że jakby mnie złapał, to by wrócił do domu bez zębów - odruch bezwarunkowy :angryy:

zapoluję na dziada, w końcu go dorwę w jakiś magiczny sposób i albo ujawnię wizerunek w necie, jak mu nastrzelam zdjęć, albo osobiście go zawlokę na komisariat - no kuźwa, ile można :roll:
nieraz ludzie mają takie 'przygody' i kij w to, ale żeby w tym samym miejscu? zgłaszane pewnie nie tylko przeze mnie, gość na 99% ten sam...

Link to comment
Share on other sites

[quote name='Majkowska']Boże dziękuję niebiosom że nie było mnie tam...
Swoją drogą podziwiam opanowanie w Twoim wydaniu, diabli wiedzą co ja bym zrobiła. Ostatnio przy mnie ze skał spadł gośc na rowerze... Powinnam była lecieć ale gość się pozbierał i odjechał dalej, pewnie gdyby leżał to bym byćmoże nie podeszła sama.

Ja kiedyś zbierałam dzieciaka który skoczył na rowerze z garażu - podobna akcja , dziecko jakieś 10 lat, szczęka wybita z zawiasów, język w dwóch kawałkach, zęby wybite, dzieciaki bały się wogóle do niego podejść. Własciwie nie wiem czy to dziecko by nie umarło tam gdybym nie zebrała się w sobie i nie poszła go ratować. Najgorsze było jak przyszła babcia jednej dziewczynki i kiedy ja delikatnie chłopczyka uspokajałam i czyściłam mu twarz z ziemi ona podeszła z ręcznikiem i wsadziła mu do buzi i na chama wyjęla grudę ziemi, a potem na jego " ale nie pojedziemy do szpitala ??" ( ja mówiłam że przyjedzie po niego mama i pójdą conajwyżej do lekarza) ta zaczęla wrzeszczeć że oczywiscie że pojedzie i będzie miał bolesne operacje... Z dwojga złego to nie wiem czy nie wolałabym być sama w takiej sytuacji...

A tu u was się dziwię, bo przecież na skałach mnóstwo ludzi! Nie było naprawdę nikogo zawołać? Choć podlecieć nawet tam do leśniczówki jesli byłyscie blisko - na polanie??

A co do gościa z fujarą tez go kilka razy widziałam chyba,ale zawsze wtedy odpinam smycz i wyjątkowo Walda nie krzyczę jak leci z ujadaniem :D szkoda że mnie z wami nie było bo Wald parówką by nie pogardził :D[/QUOTE]

ja się nie brzydzę krwi, ran, ogólnie ludzkich 'elementów', ale widok otwartego złamania byłby nienajmilszy i pewnie by mi zmiękła rura, choć na szczęście chłopak takiego nie miał. ja zachowuję spokój, myślę, że umiałabym udzielić porządnej pierwszej pomocy z reanimacją włącznie, dlatego tam polazłam, bo się poczułam do odpowiedzialności, ludzie mogli spanikować i mu coś przekręcić, poprzestawiać, itd.
a z leśniczówki nie trzeba było nikogo wołać, tam trwała jakaś ogródkowa zakrapiana impreza z zacharczanymi panami typu "raczej się nie myję" :roll: poza tym ludzi wokół przechodziło multum, nie była potrzebna pomoc, chodziło raczej o to, że się nikt nawzajem nie słuchał i moje uwagi o lokalizacji początkowo puszczali mimo uszu (uroki wyglądania na 10 lat mniej, niż się ma...)

...a odnośnie tego typka, to musisz zacząć przyzwyczajać Waldka do widoku parówy, później zacznie wystawiać w krzakach, jak zauważy i zapolujemy na gnojka :diabloti:
weź kij z Zakrzówka, zrobimy sobie dzidy :diabloti:

Link to comment
Share on other sites

Szczerze mówiąc ja też nie mam jakiegoś panicznego lęku przed krwią, ale jak jestem na taki widok przygotowana. Jeśli np przeczuwam sytuację że coś jest strasznego to robi mi sie lock i koniec, nie pójdę choćbym chciała bo coś mnie trzyma w miejscu. I nie to że nie chcę pomóc, nie to że się brzydzę, tak mi sie poprostu robi i sama tego nie kapuję...

A pierwszej pomocy w takich sytuacjach nie umię...


Waldek do parówy jest przyzwyczajony :diabloti:
a tak serio myślę że on robi tak fantastyczny show głosowy że jeśli podbiegnie panu do parówy z ujadaniem to pan automatycznie schowa sobie ją najgłębiej jak potrafi :diabloti: Nie musi nawet używać zębów , choc miło by było w ramach nauki kultury :D

Jak jeździłam jeszcze z psem do pracy to zawsze zaliczałam rano godzinkę biegania, więc wychodziłam o bardzo wczesnych porach. Kiedyś w okolicach 5.30 w parku natknęlam się na pana z fujarką który za mna gonił... Puściłam Waldka ze smyczy ale nie robił chyba piorunującego wrażenia - był małym rozlazłym szczeniaczkiem który sobie galopował w podskokach... Dzięki bogu wpadłam na babkę ze starym staffikiem i odewakuowałam się z nią.
Właściwie nigdy z bliska nie miałam kontaktu bo zawsze olewam - przeważnie wykorzystuję psa, schylam się do niego, puszczam ze smyczy, tresuję, czasem nawet się nie oddalam, a stoję w miejscu i robię show pt "mój piesek zrobi wszystko co mu każę". I nie wiem czy miałam szczęscie czy poprostu swoją postawą wyraziłam coś co nie skusiło fujarczyka :D

Link to comment
Share on other sites

[quote name='Majkowska']Szczerze mówiąc ja też nie mam jakiegoś panicznego lęku przed krwią, ale jak jestem na taki widok przygotowana. Jeśli np przeczuwam sytuację że coś jest strasznego to robi mi sie lock i koniec, nie pójdę choćbym chciała bo coś mnie trzyma w miejscu. I nie to że nie chcę pomóc, nie to że się brzydzę, tak mi sie poprostu robi i sama tego nie kapuję...

A pierwszej pomocy w takich sytuacjach nie umię...


Waldek do parówy jest przyzwyczajony :diabloti:
a tak serio myślę że on robi tak fantastyczny show głosowy że jeśli podbiegnie panu do parówy z ujadaniem to pan automatycznie schowa sobie ją najgłębiej jak potrafi :diabloti: Nie musi nawet używać zębów , choc miło by było w ramach nauki kultury :D

Jak jeździłam jeszcze z psem do pracy to zawsze zaliczałam rano godzinkę biegania, więc wychodziłam o bardzo wczesnych porach. Kiedyś w okolicach 5.30 w parku natknęlam się na pana z fujarką który za mna gonił... Puściłam Waldka ze smyczy ale nie robił chyba piorunującego wrażenia - był małym rozlazłym szczeniaczkiem który sobie galopował w podskokach... Dzięki bogu wpadłam na babkę ze starym staffikiem i odewakuowałam się z nią.
Właściwie nigdy z bliska nie miałam kontaktu bo zawsze olewam - przeważnie wykorzystuję psa, schylam się do niego, puszczam ze smyczy, tresuję, czasem nawet się nie oddalam, a stoję w miejscu i robię show pt "mój piesek zrobi wszystko co mu każę". I nie wiem czy miałam szczęscie czy poprostu swoją postawą wyraziłam coś co nie skusiło fujarczyka :D[/QUOTE]

w dzisiejszej sytuacji pierwszą pomocą było NIE RUSZAĆ chłopaka, delikatnie mu tylko ściągnęliśmy rolki z nóg żeby leżał w miarę na płasko. później dzieciaki pościągały bluzy i go przykryliśmy, bo się biedak zaczął trząść w szoku. ogólnie boję się takich rzeczy jak pozycje boczne ustalone, przeciąganie kogoś z jezdni po wypadku i tak dalej, ale reanimację potrafię zrobić bo nauczyłam się tego kiedyś na fantomie i dalej pamiętam, więc pewnie bym się podjęła (chyba że ktoś by na pewniaka zgłosił się pierwszy, ale w przypadku paniki + "co tu zrobić" - jak najbardziej).

odnośnie tego drugiego - chwilowe przeganianie leśnego gnoma to nie mój cel, bo łatwo takiego przepędzić (dziś usłyszał pewnie, że dzwonię na policję stojąc niedaleko i zwiał, bo zniknął szybciutko, z resztą myślę, że głośne WON MI STĄD, ZBOCZEŃCU też by dało efekt), mój cel to go przepędzić w cholerę, żeby przestał tam przyłazić - tym bardziej, że to już któryś raz z rzędu, a że policja jedzie jakby lazła na piechotę z drugiego końca Krakowa, to muszę albo gościa przygwoździć (tu potrzebny jest mi TŻ, w sensie zatrzymać za fraki, żeby nie uciekł, nagrać wykroczenie i tak dalej), albo po prostu mieć farta i spotkać go, kiedy SM stoi nieopodal na parkingu (bo wystają tam notorycznie).

może się bowiem okazać, że to ten sam, o którym pisałam kiedyś (albo w innym wątku), że sobie dogadzał w samochodzie pod marketem nieopodal - wówczas policja przyjechała ekspresem i go wylegitymowali, dostał mandat (pewnie nie zdążył schować, bo podeszli do niego od tyłu) i mam nadzieję, że za taką recydywę wyciągną wreszcie konsekwencje. nie mam zamiaru więcej oglądać jego interesu, dziś był ostatni raz :angryy:

i dodam jeszcze, że guzik mnie obchodzi, że to jego zaburzenie - niech sobie będzie zaburzony, ale we własnej chacie.

Link to comment
Share on other sites

ja się krwi nie brzydzę ani obcej ani swojej ale na pobranie krwi nigdy nie patrzę ;)

PP- mówisz ząbki wybić .... tak go pięścią lałam po ryju że ręka była fioletowa i napuchnięta jak limo pod okiem :D pamiętam to był dzień naszych wagarów.... i policja kazałam mi iść z matką i ręką na obdukcję , omal nie skończyło się śliwką pod okiem od matki jak się o wszystkim dowiedziała ;)

Link to comment
Share on other sites

[quote name='agutka']ja się krwi nie brzydzę ani obcej ani swojej ale na pobranie krwi nigdy nie patrzę ;)

PP- mówisz ząbki wybić .... [B]tak go pięścią lałam po ryju że ręka była fioletowa i napuchnięta jak limo pod okiem :D pamiętam to był dzień naszych wagarów.... i policja kazałam mi iść z matką i ręką na obdukcję , omal nie skończyło się śliwką pod okiem od matki jak się o wszystkim dowiedziała [/B];)[/QUOTE]

o matko :grin::grin: jak o tym wspomniałaś post wyżej, to nie sądziłam, że to miało takie 'malownicze' zakończenie :grin: makabra!

Link to comment
Share on other sites

Uff to ja Wam powiem, że ostatnio o mały włos uratowałam się od przeokropnego widoku.
Otóż chodzę z Aronem po pewnej trasie, na której zdarzyło się już nie jedno morderstwo i samobójstwo...
Kiedyś stara mieszkanka tej okolicy poczęstowała mnie takimi smaczkami:
"... a widzi Pani te studnie? Kiedyś się tu chłopak zabił, wie Pani na przepustce z wojska wziął i strzelił sobie w głowę"
"a widzi Pani ten stary dąb? Tam się sąsiad powiesił"
"a wie Pani... tam dalej mieszkał taki psychopata, poszedł kiedyś do swojego sąsiada z siekierą, porąbał go na kawałki i rozrzucił tu po lesie... Bo tam się o coś pokłócili i się zemścił. Teraz siedzi w psychiatryku, a czasem do tego domu syn przyjeżdża. Kto wie, czy też nie chory."
No po tych opowieściach zastanawiałam się czy trasy nie zmienić. Ale stwierdziłam, że nie dam się ponieść emocjom i nie będę wierzyła w ploty starej baby.
Yhym... w wakacje przeczytałam, że obok mojego bloku facet wskoczył pod pociąg. Myślę, no dobra... Pijany pewnie, a ciągle tam przełażą... Temu się nie udało po prostu.

A ostatnio idę patrzę a tam wypalony kawał łąki i jeszcze czuć dym w powietrzu. Myślę sobie - pewnie ktoś rzucił peta, albo przez butelkę słońce przygrzało i się zapaliło.
Na drugi dzień idę a tam stoi znicz. Zaczęłam się śmiać i myślę - tjaaa spłonęła łąka postawmy znicz. (Podobną akcję zrobili moi kumple kilka lat temu ;) )
Ale po kilku godz. idę tam znowu a tam zniczy już 9. Myślę - to juz chyba nie są jaja... Wracam do domu, odpalam kompa, szukam i proszę:
[url]http://lublin.gazeta.pl/lublin/1,48724,15602654,Tragedia_na_Czubach__Podpalil_sie_14_letni_chlopak.html[/url]

Szczerze - wymiękłam...
Podpalił się przed godz. 12
a po 13stej szłam tam z psem...
Gdybym poszła tam wcześniej mogłabym być świadkiem. A ja głupia oczywiście zawsze na spacerek z psem bez telefonu idę. No bo po co mi telefon?
Od tego zdarzenia staram się brać. Tak na wszelki wypadek...

Link to comment
Share on other sites

[quote name='agutka']daj spokój ... później latać musiałam na komisariaty, co najlepsze koleżanka z którą byłam uciekła ze zdarzenia i mnie zostawiła sam na sam ze zbokiem i jego gołą fujarką:mad:[/QUOTE]

ach, koleżanki :loveu: no ale to za jakichś gówniarskich czasów było, z tego co piszesz, choć moja znajoma też dziś pobladła równo i najchętniej by dała dyla najdalej jak tylko mogła, a podbiegła tylko kawałek i się zawróciła :eviltong:

[quote name='junoo']
Gdybym poszła tam wcześniej mogłabym być świadkiem. A ja głupia oczywiście zawsze na spacerek z psem bez telefonu idę. No bo po co mi telefon?
Od tego zdarzenia staram się brać. Tak na wszelki wypadek...[/QUOTE]

ooo proszę Cię, przy takiej akcji to można wysiąść faktycznie... brak telefonu utrudniłby dodatkowo, ale gaszenie gościa w sytuacji 1:1 jest wręcz niewykonalne... skąd weźmiesz koce czy gaśnicę? jedyna opcja to posypywać piachem, zdzierać z niego ciuchy, sama nie wiem... okropna sprawa :shake:

Link to comment
Share on other sites

[quote name='Pani Profesor']ooo proszę Cię, przy takiej akcji to można wysiąść faktycznie... brak telefonu utrudniłby dodatkowo, ale gaszenie gościa w sytuacji 1:1 jest wręcz niewykonalne... skąd weźmiesz koce czy gaśnicę? jedyna opcja to posypywać piachem, zdzierać z niego ciuchy, sama nie wiem... okropna sprawa :shake:[/QUOTE]
Żebyś wiedziała, nie mam pojęcia co bym zrobiła. W dodatku z psem z długim futrem...
Najpierw bym psa do drzewa przypięła, a co potem? Darłabym się w wniebogłosy, żeby ktoś przyleciał i mi pomógł.
Dookoła pełno suchej trawy. A weź posyp po całości piachem wysokiego człowieka - tak, żeby ogień zgasić. I czym? Rękami???
Nie ma szans. Patrzyłabym jak płonie i nie mogłabym nic zrobić. Nawet nigdzie zadzwonić, bo czym?
MASAKRA!

Link to comment
Share on other sites

Aleście nagadały :roll:

Co do zboczuchów, to kiedyś szłam z 4 koleżankami, miałyśmy wtedy coś koło 13-14 lat. Minął nas koleś na motorku i kawałek dalej się zatrzymał. Jak doszłyśmy do niego, to się okazało, że trzepie sobie interes. My w szoku, a jedna koleżanka do niego z tekstem "jak Ci urośnie, to wtedy wróć" :roflt::roflt::roflt: Uwierzcie, że to pomogło ;) Koleś schował "koliberka" i pojechał dalej :)

Ale i tak Magda, nie zazdroszczę takiego dnia :shake::glaszcze:
Daj znać co z chłopakiem jak już pogadasz z jego mamą ;)

Link to comment
Share on other sites

U nas pod blokiem na działkach tez latał koleś w płaszczu i machał dzieciom i matkom interesem. Kilka sąsiadek go zgasiło skutecznie tekstami typu " ale co mi pan pokazuje, ja nic nie widzę" :D
Swoją drogą to ja sie zawsze zastanawiam co by było jakby mnie kto gdzie napadł (tfu tfu) co zrobiłby mój pies... Bo duzy i głośny jest, ale nic poza tym:roll:
I nawet prawdę mówiąc się czułam bezpieczniejsza przy Amorku niż przy Waldku.
Choć z reguły człowiek mając psa czuje się bezpieczniej bez względu czy ma ratlerka czy dobermana (nooo może lekka różnica jest, ale obecność psa zawsze pomaga ) .
Pamiętam jak chodziłam z moją tymczaską dobermanką Ledą - suka panicznie się bała wszytskiego, dostawała obłędu i wiała przed wszystkim więc wychodziłam z nią o porach kiedy nikogo nie było na ulicach. Kiedyś szłam środkiem nocy i podjechał do mnie radiowóz, opisali gościa pytając czy widziałam, po czym poinformowali żebym wracała szybko do domu bo to jakiś psychol który lata z nożem i atakuje ludzi... Spojrzałam wtedy na mojego dobka, który pewnie na widok psychola z nożem posrał by się ze strachu pierwszy :evil_lol:

Link to comment
Share on other sites

Join the conversation

You can post now and register later. If you have an account, sign in now to post with your account.

Guest
Reply to this topic...

×   Pasted as rich text.   Paste as plain text instead

  Only 75 emoji are allowed.

×   Your link has been automatically embedded.   Display as a link instead

×   Your previous content has been restored.   Clear editor

×   You cannot paste images directly. Upload or insert images from URL.

×
×
  • Create New...