Jump to content
Dogomania

Lusia


joanka40

Recommended Posts

Podczytuje te Wasze opowiesci o kotach i mi smutno :(

Nigdy nie miałam kota... Nie wiem, czy chcialabym miec, bo te historie są bardzo smutne :(

Trudno chyba zaakceptowac kocią niezaleznosc, pęd do przygody i włoczęgostwa.  Z psem jest łatwiej.

 

Belu, ostatnio tez pomyslalam, ze z psem jest jednak latwiej.

Od ponad czterdziestu lat w moim zyciu zawsze byly psy. Koty mam od lat osmiu.

Uwielbiam i psy, i koty.

Jednak pies jako zwierze stadne, predzej dostosuje sie do naszych wymagan.

Dla wiekszosci psow spelnienie oczekiwan Pana i Pani to priorytet.

Koty sa inne, to mnie zalezy zeby spelnic ich marzenia :)

Ale one zaspokajaja wiele moich potrzeb: wspaniale kochaja, wspaniale sie przytulaja...niby mnie ignoruja, ale przykladowo Skrzat chodzi za mna jak cien :)

 

Sprobujecie sobie jednak wyobrazic Kochane Dziewczyny sytuacje na dzialkach, czy  w roznych zakatkach miast, gdzie karmicielki jednorazowo ida karmic kilkanascie, a nawet kilkadziesiat kotow.

I potem kazdy idzie w swoja strone.

W przyrodzie, z psami taka sytaucja, gdzie jest karmicielka i stado psow nie wystepuje.

Pies jest mniej przystosowany do zycia na wolnosci .

Koty potrafia pieknie korzystac z wolnosci, ale niestety wzrastajaca liczba samochodow, ludzi po roznych uzywkach powoduja, ze koty w stanie wolnym zyja srednio dwa lata...bardzo malo...

Juz przy domu, majac opiekuna koty moga pieknie dozyc starosci.

No i oczywiscie koty niewychodzace nie maja takich zmartwien,  kochaja swoje zycie i je pieknie potrafia celebrowac.

 

Poniewaz bedziemy teraz wypuszcac na dzialke Pana Jeza - Kolczatke, chce tez nadmienic, ze jez to dzikie zwierze :) zupelnie bezradne wobec rozwoju cywilizacji...te samochody...podkaszarki...a musi zyc na wolnosci taka jego natura...

Dorobella szuka teraz domow z ogrodem dla swoich jezy, jeden jest bez nozki.

Link to comment
Share on other sites

....z kotem też łatwo:) :),przygarnięte  małe koty mogą być nie wypuszczane na dwór, i do tego się przyzwyczają,bo nie wiedzą ,że może być inaczej.....

gorzej z dorosłym kotem,który poznał już kocie wędrówki.....moja jedna kotka żyła 17 lat ,kocur 18,i nigdy nie wychodziły na zewnątrz(9 piętro),a po przeprowadzce (1 piętro) w centrum miasta,główna ulica,drzwi zamykane ,domofon....koty są wspaniałe:) :):),warto przygarnąć jakiegoś bezdomniaka:) :)

 

Tak Rozo, to jest sposob optymalny :) jesli nigdy nie wychodzil taki kociak, to pieknie potrafi celebrowac swoje kocie zycie.

Wiek Twoich kotkow jest imponujacy :) 

Ja tez uwazam, ze koty sa wspaniale :) daja czlowiekowi wiele radosci, potrafia rozbawic czlowieka do lez :)

Link to comment
Share on other sites

Ale nawet takiego z podwórka da się udomowić  tak, aby nie wychodził. Sama mam takiego w domu, a i koteczkę urodzoną na podwórku (która dodatkowo spędziła na nim rok) wydałam do domu niewychodzącego i jest ok :)

 

Na FB, jakis Pan kiedys napisal, ze pojecie kot dziki z dzialek, po prostu nie istnieje, bo kazdego takiego dzikusa mozna udomowic, przekupic, a na koniec wpakowac sie z nim do wyra...

i taki kot juz ze wzgledu na sama KORDLE :) sie udomowi :) i juz jest ugotowany nasza miloscia i oblaskawiony micha z chrupami :)

Link to comment
Share on other sites

Poniewaz bedziemy teraz wypuszcac na dzialke Pana Jeza - Kolczatke, chce tez nadmienic, ze jez to dzikie zwierze :) zupelnie bezradne wobec rozwoju cywilizacji...te samochody...podkaszarki...a musi zyc na wolnosci taka jego natura...

Dorobella szuka teraz domow z ogrodem dla swoich jezy, jeden jest bez nozki.

I dlatego właśnie pewnie nie zdecyduję się na taki Dom Tymczasowy dla jeży. A rozważałam taką możliwość, jeżyk marzy mi się od paru lat (odkąd jeże zaczęły przychodzić do kociej stołówki pod naszą piwnicę i zaczęłam z nimi obcować). Jednak strach przed tym co je czeka po wypuszczeniu jakoś mnie blokuje. Jeśli zdecyduję się na jeżydło, to takie "domowe". Ale to dopiero jak zakończy się moja przygoda z gryzoniami (bo oprócz kotów i psa, w domu są dwa myszoskoczki i chomik ;) )

Przy kotach posterylkowych też tak mam, szczególnie jak się miziak jakiś trafi. Z jednej strony jest strach przed tym co je na podwórku spotkać może, a z drugiej rozsądek, że wszystkich bied pozbierać się do domu nie da. I weź tu człowieku pomagaj... Czasami trzeba być naprawdę bardzo silnym psychicznie.

Link to comment
Share on other sites

Belu, ja koty wzielam z rozpedu, bylam tez ciekawa, jaki to jest zwierzak.

Przyznam sie, ze na poczatku bylam w szoku.

Moja dzika kotka potrafila na moich oczach zjesc ptaka, wsysnac w siebie mysz, bawic sie mysza.

Wiem, ze wyjada ptakom jajka i zaden ptak w okolicy nie moze czuc sie bezpiecznie.

Wiem, ze moja dzika kotka jest bardzo madra i, ze kiedy jej powiedzialam, zeby nie fundowala mi takich scen,  to juz nie obnosi sie ze swoimi zdolnosciami lowieckimi.

Ponadto w domu nie mam firanek, bo koty na nich wisialy regularnie, mam tapicerke tak pokulkowana, jakby byla z bukli, albo dostala wysypki.

 

Oswiadczam wszem i wobec, ze moj pies od zawsze kochal koty oraz, ze nigdy nie wisial na firance, ani tez nie siedzial na drzewie z ryjem w gniezdzie i nie wysysal zawartosci jajeczek, oraz ze nigdy nie wyciagnal nawet jednej niteczki z tapicerki.

Ponadto moj pies nie znaczy terenu we wlasnym domu, bo nie ma takich obsesji i natrectw.

Jednak to koty, zagarniaja wiecej mojego czasu, bo chyba tak ma byc, ze kot bywa czesciej rozdrazniony, czesciej glodny, czesciej spragniony, czesciej osamotniony, albo przytloczony moja miloscia :)

A pies na to patrzy i mysli sobie: "cwaniaki".

 

Oczywiscie Luska nie miesci sie w zadnej powyzszej kategorii.

Luska to odrebna kategoria :)

  • Upvote 1
Link to comment
Share on other sites

I dlatego właśnie pewnie nie zdecyduję się na taki Dom Tymczasowy dla jeży. A rozważałam taką możliwość, jeżyk marzy mi się od paru lat (odkąd jeże zaczęły przychodzić do kociej stołówki pod naszą piwnicę i zaczęłam z nimi obcować). Jednak strach przed tym co je czeka po wypuszczeniu jakoś mnie blokuje. Jeśli zdecyduję się na jeżydło, to takie "domowe". Ale to dopiero jak zakończy się moja przygoda z gryzoniami (bo oprócz kotów i psa, w domu są dwa myszoskoczki i chomik ;) )

Przy kotach posterylkowych też tak mam, szczególnie jak się miziak jakiś trafi. Z jednej strony jest strach przed tym co je na podwórku spotkać może, a z drugiej rozsądek, że wszystkich bied pozbierać się do domu nie da. I weź tu człowieku pomagaj... Czasami trzeba być naprawdę bardzo silnym psychicznie.

 

Dobrze powiedziane :)

Link to comment
Share on other sites

Ja też nie planowałam kotów - ba! nawet jednego kota! Miałam królika, świnkę morską i psa.

Ale kota (właśnie Kitka) po prostu któregoś dnia stwierdziła, że będzie u mnie pomieszkiwać i się stołować. Moje jedenastoletnie dziecko miało szkolne ferie i było samo w domu. W pewnym momencie zadzwoniło do mnie do pracy i z uciechą w głosie zapytało: "Mamusiu, wiesz kto u nas jest?... Kotek!!!" 

A było to tak, że w czasie południowego spaceru nasza suńka wariatka zabrana z meliny pijackiej uciekła mojej córci, jak to miewała czasami w zwyczaju robić. Zawsze potem sobie spokojnie wracała i piszczała pod drzwiami, żeby ją wpuścić (mieszkamy na parterze, i wyjście z mieszkania jest bezpośrednio na taras i na dwór - powojenne słynne warszawskie "galeriowce" ;)) No i właśnie jakieś szmery pod drzwiami skłoniły moją córcię do wyjrzenia za drzwi. I nie pies to był, a kot! Stał w pewnym oddaleniu na tarasie i gapił się na dziecię moje, które nie kazało długo kotu czekać, tylko dobrym sercem powodowane usypało na tarasie ścieżynkę z psiej karmy do mieszkania, po której koteczek wszedł - jak po sznurku - do mieszkania.

Potem zwiedził wszystkie cztery kąty naszego czterdziestometrowego apartamentu ;) i wkoczył na kanapę, na której już pozostał aż do powrotu psa marnotrawnego ze spaceru.

Jeśli by jednak ktoś myślał, że przeląkł się zjawionego psa, to byłby w błędzie. To pies zbaraniał na widok kota w jego własnym najwłaśniejszym psim mieszkaniu! Nawet nie próbował go gonić (z wrażenia!), jak to czynił z innymi kotami.. Po bliższym zapoznaniu z pazurzastą łapką kocią nabrał ogromnego respektu i szacunku do nowej lokatorki ;D

Na mój powrót do domu kot również zareagował bez zbytnich emocji. Owszem, dał do siebie łaskawie podejść i nawet się pogłaskać, ale z kanapy absolutnie nie zamierzał zejść. A jak się już wyspał, zaczął koncerty pod drzwiami wyczyniać, coby go wypuścić. Wyszedł na noc, i myślałam, że kot tylko sobie przystanek taki u nas zrobił, i już się nie pokaże. Ale bladym świtaniem wrócił i tym razem zaczął drzeć się wniebogłosy, żeby go wpuścić. Co też skwapliwie uczyniłam, bojąc się reakcji sąsiadów na te koncerty :)

I tak sytaucja zaczęła mniej więcej się powtarzać co dzień i co noc :) Zaczęłam rozpytywać w okolicy, czy to nie czyjś kot, ale okazało się, że zna go okoliczna karmicielka. Koteczka po prostu kiedyś zjawiła się w naszej okolicy i została tu na dłużej, dokarmiana wraz z innym piwnicznymi kotami. Nie wiadomo skąd przyszła - tak, jak to u kotów bywa. 

Pokochaliśmy ją wszyscy szybko mimo jej upartego i nie znoszącego sprzeciwu charakteru. Kotka nie dawała się brać na ręce, czasem podeszła, aby łaskawie przyjąć nasze pieszczoty.

Oczywiście w pierwszych dniach jej pobytu czekało mnie wyzwanie nie lada - złapać ją i zawieźć do zaprzyjaźnionego weta na sterylkę - co przy jej nocnych eskapadach wydało mi się wielce wskazane. Moja podróż z kotem zamkniętym w koszu na bieliznę (nie miałam pod ręką nic innego, nawet wtedy jeszcze - ciemna tabaka - nie słyszałam o specjalnych kontenerkach dla kotów, byłam prawdziwą kocią tabulą razą) przeszła do legendy. Kot wydostał się z kosza w ciągu 10 sekund i miaucząc przeraźliwie zaczął chodzić po mojej głowie, plecach i ramionach oraz - co najgorsze - po desce rozdzielczej samochodu! Co chwila zgraniałam kotkę na siedzenie obok mnie, żeby móc jakoś prowadzić samochód, a ona wracała jak bumerang. Widziały mnie koleżanki córy idące do szkoły i rozpowiedziały w całej szkole, że mama Gosi jeździ z kotem na głowie! Zostawię to bez komentarza. 

Ale dowiozłam zołzę do weta i zapobiegłam jej rozmnażaniu w samą porę, bo podobno już właśnie jakieś pierwsze objawy ciąży zaczynała okazywać. Tyel tylko, że podrapana byłam jak po nocy w stogu ostrego siana :)

I tak Kitka została z nami na długich 13 lat, a wkrótce po niej zaczęły się pojawiać inne piwniczniaki (bo dzięki Kitce zaczęłam baczniej rozglądać się wokół i mój wzrok wyostrzył się na koty żyjące na osiedlu, a i karma dla kotów stała się żelaznym zakupem w naszym domu), a to wzięte tylko na chwilę, żeby wyleczyć koci katar albo zapalenie brzuszka, a to wystarczająco ciekawskie, aby zajrzeć do nas do domu i zaglądać tam coraz częściej. Teraz, po odejściu Kitki mam jeszcze 2 kotki, które spędzają w domu sporo czasu - zwłaszcza zimą, i dwa które przychodzą tylko na jedzonko pod drzwi, natomiast domu boją się i nie chcą przekraczać nawet progu. I tak to wygląda. Staram się jak mogę, aby ich życie było jak najlepsze. Nigdy nie przypuszczałam, że będę kiedykolwiek mieć coś do czynienia z kotami, bo raczej psiara byłam, ale Kitka postanowiła to zmienić - i za to bardzo jestem jej wdzięczna, bo dzięki temu poznałam fascynujące stworzenia. 

 

Przepraszam za ten przydługi wpis, ale Kitka jest codziennie w moich myślach, i śni mi się nawet i chciałam Wam też przybliżyć początek jej historii z nami, dopóki ten okropny nowotwór, a potem wyjście z domu bez powrotu, nie przerwało jej. 

Link to comment
Share on other sites

Agatko, po przeczytaniu Twojej opowiesci, mam wrazenie, ze niektore koty wybieraja sobie ludzi i probuja sie do nich wprowadzic.

Kitka wiedziala co robi, miala nosa, ktory Jej nie zawiodl.

13 lat razem to mnostwo czasu, ktore Kitka dostala dzieki Tobie, bo na wolnosci los kotow jest marny.

Z tego co piszesz Kitka jest bardzo podobna do mojej Misi - niezalezna, sama ustanawiajaca granice i bardzo zaradna.

Podziwiam takie koty za ich madrosc zyciowa i spryt, a jednoczesnie spokoj wewnetrzny.

 

Do mnie wprowadzil sie Misio - moj maz myslal, ze wpuszcza nasza kotke, a wpuscil Misia i tak dzieki temu przypadkowi moglismy poznac, tak wspanialego zwierzaka jakim Misio niewatpliwie byl.

 

Pewnie gdyby wtedy nie zostal pomylkowo wpuszczony do nas, dotarlby do dzialek, gdzie karmione sa okoliczne koty.

 

Koty sa sprawcami wielu intensywnych emocji u czlowieka, od wielkiej milosci, przez zlosc przechodzac za ich  harce, az do rozpaczy, kiedy nie wracaja do domu.

Oczywiscie niektore psy funduja podobne przygody emocjonalne, ale jednak pies jest zwierzakiem stadnym,a nie samotnym lowca.

 

Agatko, te koty ktore przychodza do Ciebie na jedzonko to tez maja ogromne szczescie, ze maja taka wspaniala opieke.

Link to comment
Share on other sites

Dziękuję Wam bardzo za wszystkie dobre słowa. Bardzo ich potrzebuję.
Joanko, masz rację, że Kitka to pewnie charakterologiczna kopia Twojej kotki. Takie koty są naprawdę wyjątkowe. Ja moją nie tylko kocham, ale i podziwiam. Widziałam niejednokrotnie jak "ustawiała" sobie inne zwierzaki podwórzowe - bez cienia lęku. Nawet czasem żartowaliśmy w domu, że Kitka "rządzi na dzielni" ;)
A swoją drogą Twój Misio kapitalnie też sobie poradził - sprawdził do kogo jest podobny, wyczekał aż ten ktoś wyjdzie, aby wśliznąć się potem do domu "w jego przebraniu" - genialne :) To musiał być też wyjątkowy kot.
Ciekawe, czy Luśkot wie ile rzeczy się wypisuje o innych kotach na jej wątku?;)

Link to comment
Share on other sites

Gwoli wyjaśnienia :) Jeże są zwierzętami, które powinny żyć na wolności, one cenią sobie wolność i to widać. Nieważne, czy u da się mu żyć na wolności dzień, pięć dni, dwa tygodnie. Przez ten czas będzie wolny. Wypuszczając jeże składam im życzenia, żeby miały szybką śmierć.

Niedawno wypuściłam jeża, który trafił do mnie w styczniu, skóra i kości. W kwietniu się posypał, przestał chodzić, nie potrafił utrzymać równowagi. Wyleczyłam i wypuściłam. Teraz mam dwa, jeden miał ranę na grzbiecie, też się posypał i ten bez łapki, który ma dziurę na brzuchu, też się posypał, dusił się. On miał pchły, kleszcze. Leczymy świerzba, grzybicę, pasożyty płucne i tasiemca... i dziurę w brzuchu.

Ponieważ nie ma chętnych na przetrzymanie Tetrisa i danie kąta Robocopowi, po zakończonym leczeniu wypuszczę je na wolność.
Ja mam szczęście do tymczasów, które chcą mnie pogrążyć finansowo, niszczą rzeczy i jeszcze można się od nich czymś zarazić.

Postanowiłam sobie odpocząć od jeży. Od kocich tymczasów odpoczęłam. Mój prawie 15 letni rezydent coraz słabszy. A mój psi tymczasowicz jak mi jeszcze coś zniszczy dostanie wilczy bilet i go osobiście wywalę. 19 maja minie pół roku jak nie żyje Merlin, a 17 kwietnia minął rok jak nie żyje Kenji.

Link to comment
Share on other sites

dorobella, kwestia tego, że właśnie nie miałabym gdzie puścić takiego jeża. Niby mieszkam bardziej na peryferiach miasta, ale ogródki działkowe koło nas zlikwidowali a w około ulica...

"Mieliśmy" trzy jeżyki przychodzące do naszych kotów wolnożyjących na jedzenie. W tym roku nie widać żadnego już. Przykro się trochę robi, szczególnie jak człowiek  chucha i dmucha a potem zły los je spotyka. Dlatego właśnie nie bardzo mogłabym być takim DT.

A jak już jakiegoś wezmę, to hodowlanego np. pigmejskiego. Broń boże żadnemu dzikiemu wolności zabierać nie zamierzam.

Link to comment
Share on other sites

W czwartek uratowałam szpaka. Goniłam kotkę przed klatka, która trzymała szpaka za tułów, ptak miał rozpostarte skrzydła. Biedak się nie ruszał, wyglądał na pogodzonego z losem, jakby stracił nadzieję. Może wyczuł, że chcę go ocalić. Kot się wystraszył człowieka, tupnięcia nogą, ptak zaczął się wyrywać, kotka go wypuściła i ptak odleciał na drzewo. Kotka mieszka dwa bloki dalej, jest wychodząca. Dumna właścicielka cieszy się, że jest taka łowna i wymienia bezbronne ofiary. Nie ma mowy o obroży z dzwoneczkiem.

Kiedy byłam dzieckiem to chowałam ptaszki w kartonowych pudełkach-trumnach, były modlitwy i krzyże z patyków i tabliczki na grobach. Przygarnęliśmy wtedy kota, kot w dowód wdzięczności przyniósł sikorkę, oczywiście martwą. Biedak pojęcia nie miał po co ją grzebię w ziemi, wyjąc przy tym w wniebogłosy. W każdym razie wykład na temat zabijania ptaszków poskutkował i nikt nigdy nie widział go goniącego za ptakami, żadnego też nie przyniósł.

Jeż potrafi przejść ok. 7 km w nocy. Niektóre nie przeżyją. Niektóre koty zginą potrącone, otrute. Nie da się wszystkiego przewidzieć.
Okolica, gdzie została potrącona Lusia- jest spokojna i co, potracił ją samochód.

W zeszłym roku na działkach utopiła się mama jeżynka z dwójką jeżątek, bo ktoś wkopał na działkach beczkę , ale nie zabezpieczył. Jeże weszły, ale nie wyszły. Sypią trutkę na ślimaki, wykładają zatrute mięso, żeby pozbyć się sikających na grządki kotów.

W zeszłym roku zabrałyśmy 11 jeży w fatalnym stanie. Pani ich nie chciała wypuścić i tak się jakoś nazbierało dużo.

Dla każdego wolność ma inny wymiar :)

Link to comment
Share on other sites

I ja kiedys probowalam ratowac oskalpowanego golebia, zapewne ofiarę kota.   :(

Zlapalam, nie bez trudu, zanioslam w pudelku, zaplakana ,do pobliskiego weterynarza.

Niestety, nie udalo sie mu pomoc. Zostal uspiony :(

Nie ma w okolicy bezdomnych kotów, co usprawiedliwiałoby ich atak na ptaki.  Widuje 2-3 wychodzace... Jakos ta kocia cecha nie przekonuje mnie do tego, aby pokochac koty...

Link to comment
Share on other sites

Iza, ale przecież pomogłaś mu. Umarł godnie. Weszłam kiedyś na ulicę, żeby zabrać z niej jerzyka. Udało mi się nakarmić go przed śmiercią jajkiem, a potem go zawiozłam do weta, żeby go uśpił, bo nie dało się mu inaczej pomóc. Przynajmniej nie zginął rozjechany przez samochody. Żaden kierowca się nie zatrzymał.

Drapieżniki mają swoje ciemne strony.






https://www.youtube.com/watch?v=g_-A2JRmZZM

Link to comment
Share on other sites

I ja kiedys probowalam ratowac oskalpowanego golebia, zapewne ofiarę kota.   :(

Zlapalam, nie bez trudu, zanioslam w pudelku, zaplakana ,do pobliskiego weterynarza.

Niestety, nie udalo sie mu pomoc. Zostal uspiony :(

Nie ma w okolicy bezdomnych kotów, co usprawiedliwiałoby ich atak na ptaki.  Widuje 2-3 wychodzace... Jakos ta kocia cecha nie przekonuje mnie do tego, aby pokochac koty...

 

To fakt, koty poluja.

Na poczatku bylam w szoku, jak skutecznie i mialam problemy z akceptacja tych polowan.

Teraz juz przyzwyczailam sie. Moja polujaca kotka nie przynosi mi zbyt czesto swoich lupow.

Zal mi tych ptakow i nawet myszy, ale fakt jest faktem, ze dzieki mojej kotce nikt z sasiadow nie martwi sie myszami...moja Misia jest naturalna lapka na myszy.

Kiedys mielismy takie trzy dziesieciokilogramowe pieski i one czatowaly na krety, lapaly takiego biednego krecika i zameczaly na smierc...tzn. rzucaly nim.

Znam psy polujace na kury, na wsiach i przez to skazane czesto na lancuch, bo sasiedzi zagryzionej kury chca potem zwrot kury, albo kasy.

Wiele kotow nie potrafi polowac, zjadaja tylko owady.

Poluja te koty, ktore musialy dbac same o siebie.

Taka natura...instynkt...nie kazdy kot i pies bedzie polowal, ale wiele kotow i psow - polowania ma zapisane w DNA :)

Link to comment
Share on other sites

Do mnie, jak co roku na wiosne, probuja wprowadzic sie mrowki, a konkretnie pewnie docelowo chcialyby sie wprowadzic setki mrowek :)

Bardzo je szanuje, za madrosc i pracowitosc, ale w domu ich nie chce...bo siedza mi w produktach spozywczych.

Nie uznaje metod chemicznych w wypraszaniu mrowek, bo sa przykladowo takie trucizny, ktore mrowki zanosza do gniazda i ginie cale gniazdo tych pozytecznych czyscicieli.

Ja sie dopracowalam metody bezchemicznej, opartej na niewatpliwej inteligencji tych owadow.

One wysylaja tzw.zwiadowcow, zeby wybadali czy teren jest bezpieczny.

Jesli zwiadowcy nie wroca do mrowiska, znaczy to, ze dany teren trzeba omijac z daleka.

Mrowki od pieciu lat sprawdzaja, czy mozna sie juz wprowadzic do mnie na calego i co roku odpuszczaja.

Niestety musze usmiercic zwiadowcow...ale co roku mrowki przysylaja mi ich coraz mniej.

Moj sasiad stwierdzil, ze glupoty opowiadam i, ze mrowki trzeba potraktowac chemia i, ze to przypadek, ze przestaja mnie te mrowy nachodzic.

Ale ja wiem, ze chemia nie jest mi potrzebna do walki z inwazja tych owadow.

One sa bardzo madre.

 

Wyobrazcie sobie taki widok: to bylo kilka lat temu:

wychodze z domu - na polce w kuchni stoi snieznobialy baranek cukrowy :)

wracam do domu - patrze, a baranek jest  czarny i caly sie rusza :)

Dzis, na baranku byloby moze z dwadziescia mrowek - szefostwo jest bardzo ostrozne w wysylaniu zwiadowcow w ilosci hurtowej.

Przysylaja kilkunastu, no moze gora trzydziestu.

Takie spryciaki :)

Link to comment
Share on other sites

Dzień dobry, bo nigdy się tu nie odzywałam, chociaż podczytuję czasem. ;)

Kocie polowania... Nigdy nie miałam kota, ale gdybym miała, byłby niewychodzący. Własnie z powodu polowań.

Ale jak wytłumaczyc taką sytuację?

Od dwóch lat karmię na moim osiedlowym podwórku kotkę Maszę.

Okociła nam się tutaj i dzięki Fundacji Jokot i Dziewczynom z miau, szczególnie Arcanie czyli Ludce z Dogo i Koteczekanusi, została wysterylizowana , a ósemka jej kociaków znalazła wspaniałe Domki. W większości poszły do nich parami (!). :)

Masza jest wolno żyjąca i nie chciała...

Mieszka w kanale przy niskim budynku. Tam w przewodzie wentylacyjnym miała gniazdo.

Kanał jest nieprzyjemny, wilgotny i z pomrowami. Jaszka wie, jak przeżywam te pomrowy... ;)

Kicia jest szczęśliwa, niezależna i bardzo sprytna. Chodzę do niej codziennie. Dwa razy dziennie. Łasi się, barankuje, ale ja nie mam żadnych praw. Może jedno.... Nakarmic i wracac do domu. ;)

Poluje... Szef firmy, która znajduje się w budynku z kanałem widział...

I teraz. Jak to wytłumaczyc?

Kilka dni w kanale Maszki przebywał... nielot gołębi. Chyba dziewczyna. Ha! W kanale z kotem.

Najpierw szok, potem strach o Małą... Ale co zrobić? Każde wyjście jest złe. Rodzice cały czas czuwają z góry.

Na szczęście karmią.

Musiały tam włazic do kanału. Ciemnego, zakrytego dechami częściowo. Potem Mała wychodziła do nich, a po jedzonku dawała nura do kanału.

DO KANAŁU Z KOTEM! :D

Spała z Maszą przez ściankę, bo chowała się za kocią budką.

Potem odleciała z rodzicami uczyc się prawdziwego ptasiego życia.

Nie, nie.. ;) Tego dnia, gdy wieczorem już jej nie było, moja Masza była jak zwykle bardzo głodna, a w kanale nie znalazłam ani jednego piórka. :)

Słyszałyście o takiej gołębio-kociej historiii? ;)

  • Upvote 2
Link to comment
Share on other sites

Odnosnie jeszcze kocich polowan.

Kiedys mialam okazje obserwowac, jak dzika kotka uczy polowac swoje kocieta. Przynosi upolowane przykladowo myszy, owady i pokazuje jak zjadac. Potem bierze dzieci na dzialania w praktyce.

Tu znalazlam dobry cytat:

 

Podstawą jest uczenie się od matki i innych kotów, a dobry nauczyciel zawsze daje dobrych uczniów. Potomstwo kotów, które nie polują, rzadko bywa dobrymi myśliwymi. Pewną rolę może odgrywać czynnik genetyczny. Technika myśliwska kota została odziedziczona po zamieszkujących lasy przodkach, dla których czajenie się było przyjemnością większą niż ściganie ofiary.

 

Jesli mama nie nauczy polowac swoich dzieci /a tak sie dzieje gdy dzika kotka nie moze wyprowadzac swojego potomstwa na dwor, bo ktos przykladowo przygarnal ja i jej dzieci/ to jej potomstwo bedzie kiepskimi lowcami.

Belu, ja Cie rozumiem, ze trudno jest polubic wlasnie te ceche kotow /choc niektore psy tez poluja/, ja tez mialam z tym problem.

Teraz przyzwyczailam sie. I wiem, ze z natura sie nie wygra.

  • Upvote 1
Link to comment
Share on other sites

Dzień dobry, bo nigdy się tu nie odzywałam, chociaż podczytuję czasem. ;)

Kocie polowania... Nigdy nie miałam kota, ale gdybym miała, byłby niewychodzący. Własnie z powodu polowań.

Ale jak wytłumaczyc taką sytuację?

Od dwóch lat karmię na moim osiedlowym podwórku kotkę Maszę.

Okociła nam się tutaj i dzięki Fundacji Jokot i Dziewczynom z miau, szczególnie Arcanie czyli Ludce z Dogo i Koteczekanusi, została wysterylizowana , a ósemka jej kociaków znalazła wspaniałe Domki. W większości poszły do nich parami (!). :)

Masza jest wolno żyjąca i nie chciała...

Mieszka w kanale przy niskim budynku. Tam w przewodzie wentylacyjnym miała gniazdo.

Kanał jest nieprzyjemny, wilgotny i z pomrowami. Jaszka wie, jak przeżywam te pomrowy... ;)

Kicia jest szczęśliwa, niezależna i bardzo sprytna. Chodzę do niej codziennie. Dwa razy dziennie. Łasi się, barankuje, ale ja nie mam żadnych praw. Może jedno.... Nakarmic i wracac do domu. ;)

Poluje... Szef firmy, która znajduje się w budynku z kanałem widział...

I teraz. Jak to wytłumaczyc?

Kilka dni w kanale Maszki przebywał... nielot gołębi. Chyba dziewczyna. Ha! W kanale z kotem.

Najpierw szok, potem strach o Małą... Ale co zrobić? Każde wyjscie jest złe. Rodzice cały czas czuwają z góry.

Na szczęście karmią.

Musiały tam włazic do kanału. Ciemnego, zakrytego dechami częściowo. Potem Mała wychodziła do nich, a po jedzonku dawała nura do kanału.

DO KANAŁU Z KOTEM! :D

Spała z Maszą przez ściankę, bo chowała się za kocią budką.

Potem odleciała z rodzicami uczyc się prawdziwego ptasiego życia.

Nie, nie.. ;) Tego dnia, gdy wieczorem już jej nie było, moja Masza była jak zwykle bardzo głodna, a w kanale nie znalazłam ani jednego piórka. :)

Słyszałyście o takiej gołębio-kociej historiii? ;)

 

Dziekuje za odwiedziny na watku i za PIEKNA HISTORIE O KOTACH - a wlasciwie o jednej kotce - Dzielnej Maszce :)

Piekna opowiesc, dziekuje :)

Jak widac wszystko jest mozliwe.

Nawet przyjazn miedzy ptakami, a kotem.

Link to comment
Share on other sites

Elisabeth, przyznam sie, ze po raz pierwszy uslyszalam o takiej sytuacji, jak ta z dzieckiem golebia i kotem.

Choc jak bylam dzieckiem, mialam krotki epizod z kotem.

Moja Babcia przyniosla takiego kociego malucha.

Mialam tez wtedy swinke morska i psa.

W latach 70 - tych nie bylo pieknych klatek dla swinek.

Moj prosiaczek mieszkal w skrzynce po pomidorach, takiej plytkiej, a ta skrzynka stala na tapczanie.

Kot spal razem z moja swinka, przytulali sie do siebie, kot obejmowal swinke i nigdy jej nie skrzywdzil.

Lata 70 - te nie byly latwe dla kotow, nie slyszalo sie o sterylkach i kastracjach.

I jak moj kot osiagnal dojrzalosc to zaczal chodzic na strych i polowac na myszy.

Pamietam takie sceny - wychodze do szkoly, a na wycieraczce lezy piec myszy.

Tak wiec kot polowal na myszy, szczury, a prosiaczka nie ruszyl :)

Mysle, ze sie po prostu uwielbiali i przyjaznili.

Niestety pewnego dnia moj kot wybral zycie na dworze i po prostu sie wyprowadzil.

Mysle, ze kocia mama bardzo przyzwoicie przygotowala go do zycia na wolnosci.

Link to comment
Share on other sites

Join the conversation

You can post now and register later. If you have an account, sign in now to post with your account.

Guest
Reply to this topic...

×   Pasted as rich text.   Paste as plain text instead

  Only 75 emoji are allowed.

×   Your link has been automatically embedded.   Display as a link instead

×   Your previous content has been restored.   Clear editor

×   You cannot paste images directly. Upload or insert images from URL.

×
×
  • Create New...