Jump to content
Dogomania

***Waldemarowy obłęd w ciapki czyli - Popyrtany Pointer Gallery ***


Majkowska

Recommended Posts

Paździoch ma gdzieś, że Twój facet jej nie chce :P Paździoch chyba dużo spraw ma gdzieś :P

 

Mój tż zawsze pozwala mi podejmować zdanie w sprawie psa. Wie, że to co ja wymyśle jest zatwierdzone przez specjalistów prosto z fejsa ;) U nas rozliczanie się za psa wynika głównie z tego, że mój tż pracuje, a ja studiuje. I mogłabym w sumie mieć prace na weekendy, ale wtedy tż i Meri widziałabym od święta. O wystawach nie wspominając. Dlatego on płaci za to co najważniejsze, a ja za to co w razie czego można odpuścić. 

Dobra w praktyce zamówiłam jej w tym miesiącu puszki za 100zł w zooplusie (żeby tż mi ja podtuczył przed wystawą, bo znowu wybrzydza) i tabsy na stawy za 50zeta. 

 

Ostatnio mój chłopak wymyślił żarcik o nas:
-Kochanie, nasz pies jest niegrzeczny. Co z tym robimy?

-Bierzemy dwa następne, może któryś będzie grzeczny :D

 

Co najważniejsze, możemy się zamieniać rolami w tym wierszyku. 

Link to comment
Share on other sites

Nie bardzo rozumiem taki podział "moja kasa"! Dla mnie oczywiste jest, że jeśli dwoje ludzi (czy już nawet z dziećmi) mieszkają razem, to kasa jest wspólna.

I nie ważne czy pracuje tylko jedno, czy pracują oboje, czy też jedno zarabia więcej niż to drugie...Kasa ma być wspólna.

I jeśli ja np. wydają kasę na psa, bo to moja pasja, to mojemu mężowi nic do tego :P

Tak samo jak ja nie ingeruję w jego zakupy, jak kupuje sobie coś do motoru/quada :P

 

Ale tak jak sobie pomyślę Majkowska, to mam podejście do mojej Tory takie samo jak Ty do Waldusia ;)

"Mój pies jest jak majtki - osobisty"

Link to comment
Share on other sites

Talia,a na kogo był kupowany pies? Tzn kto podpisywał umowę i na kogo są rodowody i papiery?
I kto generalnie wpadł na ten pomysł żeby kupić psa skoro już miałaś Tinkę-a ona jest jakoś też podzielona?
W naszym przypadku obydwa psy były moje czym tż zawsze chętnie rzuca kiedy właśnie przychodzi kwestoa finansowa :p
Ale ja jestem za.

U mnie wynika może z tego że tż nigdy nie miał psa,a i nie powiem ma wzór że pies to na łańcuch i do budy. Dopiero ja ich oświeciłam trochę i poduczyłam w rasach.
Jak poznał pointery to je polubił,ale sądzę że gdybym mu dała wolną rękę przy wyborze to padłoby golden,hasczak czy onek. Ewentualnie doberman i to jeszcze bym strawiła bo mi się ubzdurało psa szkolić itd.
Tak to pointer jest fajny ale jak już jest 'gotowy',wyszkolony,nakarmiony i wybiegany. Sądżę że gdyby jednak mu przyszło od początku samemu zmagać się z Waldziną to nie byłoby tak kolorowo ;)
Tak jak pisałam on jest raczej domowy,od galopad jestem ja,ale może to i dobrze,bo jak jest dziecko to sprawa jasna - on woli siedzieć z małą w domu a ja mogę wtedy z psem gooonić.
Czasem mi szkoda że się nie zarazi i np nie pojedzie z psem w pola,czy tam na wycieczkę,ale no cóż.

Link to comment
Share on other sites

Nie bardzo rozumiem taki podział "moja kasa"! Dla mnie oczywiste jest, że jeśli dwoje ludzi (czy już nawet z dziećmi) mieszkają razem, to kasa jest wspólna.
I nie ważne czy pracuje tylko jedno, czy pracują oboje, czy też jedno zarabia więcej niż to drugie...Kasa ma być wspólna.
I jeśli ja np. wydają kasę na psa, bo to moja pasja, to mojemu mężowi nic do tego :P
Tak samo jak ja nie ingeruję w jego zakupy, jak kupuje sobie coś do motoru/quada :P

Ale tak jak sobie pomyślę Majkowska, to mam podejście do mojej Tory takie samo jak Ty do Waldusia ;)
"Mój pies jest jak majtki - osobisty"

Nie wiem o co chodziło dokładnie ale ja to odczytałam jako zaprzeczenie jedno drugiego,że kasa wspólna ale jednak każde sobie na co chce i drugie nie ma prawa tej kasy rozdysponowac na co innego.
Ja też tż nie wtryniam sie jsk kupuje jakieś gazety piłkarskie czy zapycha regały książkami wojennymi,więc nie widzę potrzeby żeby mnie ciągle uświadamiał ile co kosztowało dla psa.
Mnie bardziej chodziło w sumie o ogół rodzinki,która jeszcze się nie dowie że obroża jest nowa bo stara się zepsuła/zgubiła,a już jest tragedia bo przecież ileż bym innych rzeczy za te pieniądze miała..
Gdybym faktycznie przesadzała,ale Wald ma tego niwiele.
Nie wiem czemu kupowanie psu rzeczy zawsze budzi kontrowersje...
Link to comment
Share on other sites

Talia,a na kogo był kupowany pies? Tzn kto podpisywał umowę i na kogo są rodowody i papiery?
I kto generalnie wpadł na ten pomysł żeby kupić psa skoro już miałaś Tinkę-a ona jest jakoś też podzielona?
W naszym przypadku obydwa psy były moje czym tż zawsze chętnie rzuca kiedy właśnie przychodzi kwestoa finansowa :P
Ale ja jestem za.

U mnie wynika może z tego że tż nigdy nie miał psa,a i nie powiem ma wzór że pies to na łańcuch i do budy. Dopiero ja ich oświeciłam trochę i poduczyłam w rasach.
Jak poznał pointery to je polubił,ale sądzę że gdybym mu dała wolną rękę przy wyborze to padłoby golden,hasczak czy onek. Ewentualnie doberman i to jeszcze bym strawiła bo mi się ubzdurało psa szkolić itd.
Tak to pointer jest fajny ale jak już jest 'gotowy',wyszkolony,nakarmiony i wybiegany. Sądżę że gdyby jednak mu przyszło od początku samemu zmagać się z Waldziną to nie byłoby tak kolorowo ;)
Tak jak pisałam on jest raczej domowy,od galopad jestem ja,ale może to i dobrze,bo jak jest dziecko to sprawa jasna - on woli siedzieć z małą w domu a ja mogę wtedy z psem gooonić.
Czasem mi szkoda że się nie zarazi i np nie pojedzie z psem w pola,czy tam na wycieczkę,ale no cóż.

 Merida była psem kupowanym dla chłopaka. Jak ja czasem mówię, jego pies, mój zawodnik. Umowa jest na niego, w zkwp jest zarejestrowana na mnie.  

Meri miała być psem dla chłopaka, bo smutno mu było jak my z Tiną wyjeżdżałyśmy. Zanim poszedł na studia miał posokowca w domu, po studiach już go nie było, musieli uśpić Psikusa po długiej walce z rakiem. 

Tina ma 10lat, była zanim ja znałam tż i jest w sumie psem mojego taty. Od szczeniaka była jako mój pies, ale po latach mój tata kocha ją bardziej niż wszystkich domowników. Nawet nie wiem, czy przy wyprowadzce bym mogła ją zabrać, tata by się załamał. Za to w domu u mojego tż jest chyba milej widzianym domownikiem niż Merida. Okrzyknęli ją mianem najmądrzejszego psa na świecie i najlepiej wychowanego. Mieszkała tam przez 3mc i każdy ją uwielbiał. 

Na szczęście Pawła rodzice trochę ułatwili mi jego kształcenie w kwestiach psich. Nie było problemu z namawianiem na psa z rodowodem, wyjazdu przez pół polski po szczeniaka, zakupem drogiej karmy. 
Co do wyboru rasy, to każdy wie że ja kiedyś byłam za owczarkami. Mój tż tylko myśliwskiego i tu się zgodziłam, że do tż i jego rodziny taki pies bardziej pasuje. 

Pierwsze co powiedziałam, to że żaden kończy... bo dla mnie są za głupie, chyba bym się nie dogadała z takim psem. Zaczęliśmy więc oglądać inne psy myśliwskie i tak wpadliśmy na gordona. Podzwoniliśmy po hodowlach, porozmawialiśmy o rasie, szczeniakach. Ostatnio jak tż był u mnie z Meridką powiedziałam "wzięcie Meri to najlepsze, co moglismy zrobić" "tak.... gdyby czasem nie była taka wkur**ajaca" :P 

Link to comment
Share on other sites

moi chlopak nigdy nie mial psa.

psy sa na mnie w zwiazku, moje nazwisko jest w rodowodzie.

za tiamat zaplacilam sama, ale to byly jakies grosze w porownaniu z tym, ile kosztowala ronka. i pamietam moje pytanie "dasz mi polowe?" i jego odpowiedz "daj mi sie z tym przespac"...i po godzinie "ok, napisz, ze ja chcemy".

greta jest tylko moja poniewaz dostalam ja na urodziny od mojej przyjaciol i dlatego imie jej jest TO KISS AND TO HUG.

Link to comment
Share on other sites

Tina ma 10lat, była zanim ja znałam tż i jest w sumie psem mojego taty. Od szczeniaka była jako mój pies, ale po latach mój tata kocha ją bardziej niż wszystkich domowników. Nawet nie wiem, czy przy wyprowadzce bym mogła ją zabrać, tata by się załamał. Za to w domu u mojego tż jest chyba milej widzianym domownikiem niż Merida.


To coś jak u nas z Amorem.
Mi też ojciec nie chciał oddać psa jak się wyprowadziłam mimo że się osłuchałam że jestem do psa uwiązana bo go wzięłam i niech ani mi się nie śni zostawić ich starych chorych z psem,porzucić go itd. A jak przyszło co do czego to nie ma mowy żebym Ama wzięła ze sobą. Raz go uprowadziłam bez zamiaru zwrotu to tato i tak po niego przyjechał i zabrał do siebie.
Ale rodzice stworzyli mu dobre warunki,bo wyjechali na wieś,on potrzebował sikać 50 razy dziennie,więc ja bym przy obecnym stanie nie podołała.

I u mnie też średnio patrzą na Walda. Bo on też specyfoczny - im bardziej ktoś go nie chce tym on mocniej się stara wkupić w łaski i szuka akceptacji. Taki już chyba typ :p

A odnośnie posokowców to teź miałam kiedyś faceta z takim,tylko to był hanower. Paskudne stworzenie,tłuste jak wieprz (a polujące!) I jakieś niesympatyczne. Do tego jagterier ale pomimo że wszystko co znam to psy prostackich myśliwych to jakoś mam większy sentyment do nich niż posokowców.
Za to podoba mi się alpejski gończy - znam kilka w tym mój znajomy myśliwy ma sukę,jest dożarta jak cholera ale...lubię ją : D
I co śmieszne to my te psy uważamy za głupie a oni mówią to samo o naszych ,że za miękkie i zbyt infantylne :p
Link to comment
Share on other sites

Ja na szczęście mam ugodowego faceta w dodatku rozkochany w naszych psach ;) Jedyne w czym się nie zgadzamy to w prowadzeniu białej :) choć ostatnio role się odwróciły i Leda chodzi grzeczniej ze mną za to z tź chodzi jak debilka .... gdybyśmy mieli teraz warunki i okazję to 3 pies byłby na już teraz ale... jest wielkie ale bo zabawa w naukę , szkolenia itp byłyby tylko na mojej głowie, choć mój luby jest dużo bardziej cierpliwy i jemu mogłoby to płynniej przyjść :p

Link to comment
Share on other sites

Odbiegając od tematu tżtów muszę pochwalić mojego pieska.

Po moim powrocie widać było że go nosi,dał trochę czadu ale wczoraj miał znów dzień poprawy i zadawalania pańci.
Wreszcie odblokował się z tym labem z lotniska. Ostatnio dzień dzień wchodzimy na łąki razem i idziemy na smyczach,więc i to pewnie pomogło.Jestem zadowolona bo ładnie biegał w jego towarzystwie i wreszcie nie reagował głupio na warknięcia czy piski podczas zabawy.
Inna rzecz że zakochał się bez pamięci w swojej koleżance bokserce i co śmieszniejsze zainteresował się nią teraz jak jest po sterylce. Przed nią,ani po cieczce ta sama suka dla niego nie istniała.
Ale wygonił się niesamowicie,aż miło patrzeć, dawno tak nie latał z psami urządzając zapasy i gonitwy.Cudnie.
No i odblokował nam się gwizdek. Podejrzewam że napęczniał od wody (tak to jest jak człowiek z tym śpi i kąpie) i już szukałam nowego,a tu niespodziajka.
Teraz zabieramy się ostro za ćwiczenie przywołania,bo odnoszę wrażenie że trocheę zepsułam je podczas gwizdkowej niedyspozycji.
Nie znoszę wołać psa. Mam wtedy tyle sobie do zarzucenia - ton głosu nie taki,zbyt wrzeszczę lub odwrotnie jakbym miała zemdleć,albo za dużo wypowoadam,zbyt się powtarzam.
Komuś wyłapuję to od razu,z kolei u siebie nie mogę wytępić.
Wald i tak wraca,ostatnio nawet napełnił mnie wiarą kiedy suka,którą gonił,wyskoczyła przez dziurę w płocie wprost na jezdnię,a on na gwizdek zawrócił do mnie.
W takich momentach to małe drewniane urządzonko.jest moim bogiem. Szczerze? Nie wiem czy na głos bym go odwołała z tej i miliona innych sytuacji kiedy jest pół wsi ode mnie i słuch go zawodzi....

A wczoraj przy powrocie mieliśmy też mrożącą krew w żyłach przygodę...
Maszerujemy sobie chodniczkiem pod osiedlowym sklepem,Wald na luźnej smyczy człapie i nagle hyc,już jest w paszczy owczara. Piesek wyłonił się spomiędzy samochodów gdzie stał uwiązany pod sklepem do słupka. Smycz długa na pół chodnika,więc nijak inaczek go minąc jak środkiem jezdni... masakra,co ludzie mają w głowach.

Link to comment
Share on other sites

raz  do nas spod sklepu zerwał się pies wrogo nastawiony :p wyglądałam komicznie z wiszącą Ledą i trzymającą nogą wściekłego piesa :p nikogo na złość nie było więc musiałam męsko ryknąć ... psy się na sekundę uspokoiły a między czasie wybiegł właściciel

Link to comment
Share on other sites

To tam właśnie nikt nie wybiegł a ryk był piekielny. Aż dziwne,bo nawet pomyslałam żeby poczekać jak wyjdzie jakiś właściciel i mu uświadomić że tak się psa nie stawia,ale stałam i gapiłam się z oddali i wreszcie poszłam sobie.
Strach myśleć jakby to szła jakaś staruszka z małym ujadaczem....

Link to comment
Share on other sites

Miało się nam dostać i dostało...

Walda dzisiaj pogryzł pies.
Byliśmy na łąkach z ciotką,Frankiem,młodá i tż. On poszedł z Waldem na spacer,a my siedziałyśmy w cieniu,potem była zmiana. Walda dostałam ja i nagle coś przykuło moją uwagę - rozległa czerwona bulwa na nodze i sporo zadrapań.
Okazało się że tż wpadł na jakąś babkę,która puściła psa i ten skoczył na Walda ( W na smyczy) i go pogryzł...a mój tż przeprosił i poszedł dalej ukrywając ten fakt przede mną... Ręce mi opadły. Pies z paskudnym krwiakiem na nodze,pokiereszowany a on do baby słowa nie bąknął. Diabli wiedzą czy nie porobi mu się coś z tą nogą bo nawet mu nie przemyłam niczym bo nie miałam czym...
A boli go i przeszkadza,bo ciągle tam majtla jęzorem i strasznie się kręci żeby się jakoś położyć. Nastawiam się na jutro na weta...
Aż mi się odechciało pisać i dawać foty z dzisiaj...
Ehh...

Link to comment
Share on other sites

I jak?

Chyba dobrze.

Noc była tragiczna - Wald cały czas memlał te rany. Ale chyba pomógł sobie, bo to wszystko co robiło się krwiakiem wciągnęło się (a raczej to wylizał) i wygląda dobrze. Pokiereszowany jest, sierść zdarta, ale już nie ma tej bulwy na udzie z przetoką (czy jak się to nazywa - że krew ze srodka zbiera się pod skórą na zewnątrz). Jest ogólnie sucho i ok. Wald też czuje się dobrze, już nie podskakuje tak żeby się położyć nie na tym i nie rzuca się bez przerwy na to udo.

Podejdę jutro i tak do wetki, ale myślę że nie będziemy nic z tym robić bo się zagoi.

 

Biegał dziś w polu jak wariat, pięknie olewał sarny i wywalał cudne stójki. Oczywiście wpadliśmy w centrum tajfunu, więc Wald gratisowo się przepłukał, i dobrze, bo już był czarny :P

Jak wracaliśmy to znowu wyszło taaakie słońce, że aż szkoda było pchać się do domu,ale wypada w niedzielę chociaż pomieszkać co by czynszu na darmo nie płacić ;)

 

Mam w cholerę i jeszcze trochę fotek,ale zacznę od tych najstarszych :

 

Kiedyśtam spacer.

Waldo i Franko

IMG_20150417_194047.jpg

 

Nie wiem czy już to pisałam,ale takie Frank dostał od cioci szeleczki i ledwo mu wchodzą na łeb :P:P

Wald też w tym miesiącu może sobie zasłuży na coś i zastanawiam się między handmadem a manmatem.

Kolor chętnie bym zmieniła.Rzygam już niebieskim, ponadto hodowczyni też już wszystkie psy ubiera na niebiesko, więc muszę być full original i chyba zdecyduję się na żółty lub pomarańczowy.

 

Możliwe że z jakimiś fotkami się powtórzę, ale już mam taki zbiór że nie ogarniam co było a co nie

ffff.jpg

 

takie.jpg

 

aaaaa.jpg

 

aaaaakk.jpg

Link to comment
Share on other sites

ajshjs.jpg

 

 

aksjs.jpg

 

alala.jpg

 

all.jpg

 

asaaaaa.jpg

 

Wieeeem,wygląda tragicznie.

Jest chudy jak szkapa i w dodatku już wygląda jakby w życiu nie miał nic wspólnego z wodą, a jedynie z blotem i gnojem.

Mam w planie go kąpać, jak tylko zagoją mu się rany po tym cholernym psie.

Link to comment
Share on other sites

a czy jest sens kąpać psa który zaraz wyląduje w jakimś bajorku? no chyba że śmierdzi ;)


Nie ma,ale odświeżyć go nie zaszkodzi.
Kupiłam mu drogi szampon to go trzeba zużyć nim termin minie :p
I kropic na kleszcze znowu,bo w ostatnim czasie miał wbite i nażarte aż 3...
Na wsi tyle tego nawet nie było.
Link to comment
Share on other sites

kurde... ja nawet jak wykąpię to tego samego dnia przytulam brudasa :( no chyba że wieczorna kąpiel bez wieczornego siku :p

ja nie wiem co ja mam za psy... jeden i drugi uwielbiają się kłaść w najgorsze syfy , wytarzać się i wcierać ziemię,błoto i glinę :/ 

w dodatku Sagat ma strasznie tłustą tą sierść jakby miał chorobę skóry, natychmiast matowieje ... wet stwierdził że tak ma ten model , żadne szampony czy odżywki nie pomagały.

Link to comment
Share on other sites

ja nie wiem co ja mam za psy... jeden i drugi uwielbiają się kłaść w najgorsze syfy , wytarzać się i wcierać ziemię,błoto i glinę :/ .

Dobrze że ja takiego nie mam ;)

U nas kąpiel jest baardzo późno - tj po wieczornym spacerze,który w porywach nieraz potrafi trwać i do 23.
Wychodzę z założenia że po kąpieli nawet w upał pies już nie idzie ,ale to nie ma większego znaczenia bo już rano uwala się w gnój i błoto czy przebiega po zaoranym polu podsypanym obornikiem.
Nie ma opcji żeby to był czysty pies,nawet jadąc na wystawę udało mu się wytarzać w gnoju.

Po spacerach ograniczam się do umycia podwozia. I raczej go szczotkuję i wtedy wypada ten cały brud. I jest biały,pozornie biały.


Coś ostatnio mamy pecha...
Dziś kolejne ekscesy - Wald prawie się udusił karmą.
Przeźyłam chwilę grozy,podszedl do miski,flegmatycznie wziął kilka granulków,ani się nie spieszył ani nic,i nagle zaczął kaszleć,potem nie mógł złapać powietrza,a na koniec mimo moich ratunków zaczął się aż zataczać ! Wpakowałam mu do pyska rękę i z gardła wyjęłam mu kilka kulek,a reszta wpadła dalej i łyknął. A potem przestraszony zaczął się dziękczynnie przymilaç.
Masakra,obawiam się że gdyby był sam to mogłoby być kiepsko...
Link to comment
Share on other sites

Join the conversation

You can post now and register later. If you have an account, sign in now to post with your account.

Guest
Reply to this topic...

×   Pasted as rich text.   Paste as plain text instead

  Only 75 emoji are allowed.

×   Your link has been automatically embedded.   Display as a link instead

×   Your previous content has been restored.   Clear editor

×   You cannot paste images directly. Upload or insert images from URL.

×
×
  • Create New...