Jump to content
Dogomania

Jett Garet III, jr. Kraków - w NOWYM DOMKU-od 07.04.06-GARETOWE OPOWIEŚCI-udręczonej


Recommended Posts

  • Replies 1.7k
  • Created
  • Last Reply

Top Posters In This Topic

Posted

30-go mam państwowy teoretyczny. Jesli zdam, wyznaczą mi termin praktycznego i wtedy dopiero zacznę resztę jazd.
A na razie - dopiero wróciłam ze szkolenia. Fajnie było. Zawsze wiedziałam, gdzie leży moje ubranie!

Posted

[FONT=Arial]15.01.2009 czwartek[/FONT]
[FONT=Arial] [/FONT]
[FONT=Arial]CZASAMI CHWILA WYTCHNIENIA[/FONT]
[FONT=Arial] [/FONT]
[FONT=Arial] Funkcjonuje we mnie od lat patologiczny mechanizm przyciągania do domu. To ukłon w stronę moich dążeń autodestrukcyjnych. Nie, żeby każde ciążenie w kierunku domu było złe. Gdy człowiek spieszy do domu, do grona kochających, ciepłych, wspierających osób, gdzie znajduje poczucie bezpieczeństwa, komfort, spokój, relaks i odpoczynek, to jest OK. Ale jeśli okopuje się z dzikim uporem w miejscu, które na skali stresu oscyluje wokół 150 punktów, gdzie nie ma chwili wytchnienia, adrenalina wycieka mu uszami, śluzówki przewodu pokarmowego radośnie wykopują własnymi łapami nisze wrzodowe, a mięśnie wskutek stanu najwyższego wkurwienia zastygają jak szybkoschnący beton, to jest to co najmniej dziwne. [/FONT]
[FONT=Arial] No cóż, ja tak mam. Może, gdybym co jakiś czas wyjechała na wczasy czy wycieczkę, coś by mi zaiskrzyło i skierowało mnie we właściwym kierunku. Ale jako nadmiernie wykształcona zespolona z szyją samotna głowa rodziny zarabiam tyle, że pomocnik pomocnika robotnika budowlanego pękłby ze śmiechu, więc na takie ekscesy mnie nie stać. Jeśli kiedyś moja pensja dorówna tej, jaką otrzymuje młodzież po stażu, może sobie zaszaleję. Pod warunkiem, że jakiś sponsor zafunduje mi opał na zimę. [/FONT]
[FONT=Arial] Przedsmak komfortu leniuchowania poza domem dało mi ostatnie wyjazdowe szkolenie. Zdecydowałam się na nie tylko dlatego, że po pierwsze: było bezpłatne, finansowane przez kochany EFS, po drugie: zainteresowało mnie niebywale, bo nigdy nie miałam do czynienia z tym rodzajem terapii. I po trzecie – okazało się tak fantastyczne, że zapłakałabym się, nie mogąc uczestniczyć we wszystkich zjazdach. [/FONT]
[FONT=Arial] To cudowne uczucie dyskretnego zaopiekowania przez służby hotelu! Ciekawi ludzie i stymulacja intelektualna; pycha! I towarzystwo wspaniałej koleżanki z pracy. [/FONT]
[FONT=Arial] Na kolejny wyjazd oczekiwałam z niecierpliwością. W niedzielę położyłam się przed północą, żeby wygrzebać się przed świtem w jakiej takiej formie. Garet był po kilkakrotnym oblocie domu ze wszystkich stron i miałam nadzieję, że przynajmniej do piątej nie będzie mnie prześladował. Zakręcony kaloryfer zapewniał temperaturę w granicach piętnastu stopni. Jedyne, czego nie mogłam uniknąć, to conocnej gimnastyki. Gorąco!!! Odkrywam się. Zimno!!! Przykrywam się. Gorąco w kolana i ramiona!!! Odkrywam strategiczne partie. Zimno w łokcie i plecy!!! Przykrywam. Co prawda tylko prześcieradłem, ale to wystarczy. Zaręczam wam, że rozwód z estrogenem jest znacznie bardziej wyniszczający niż rozwód z wieloletnim mężem. Być może dlatego, że związek z estrogenem jest znacznie dłuższy niż przeciętny związek małżeński. I facet nie jest aż tak pomysłowy, żeby mścić się z podobną perfidią. [/FONT]
[FONT=Arial] No dobra. Pomijając syndrom latającego prześcieradła, trwałam w stanie odprężającego półczuwania. Garet chrapał albo rzęził, w zależności od tego, czy zatkał sobie nos narzutą na kanapie, czy ucisnął tchawicę oparciem fotela. Kiedy miałam wrażenie, że przestał działać i popadł w bezdech, cmokałam albo przemawiałam do niego, dopóki na powrót nie zaskoczył. Koleś wyjątkowo mnie porzucił, więc miałam łóżko tylko dla siebie. Pełny, cholerny, gorąco-lodowaty komfort. [/FONT]
[FONT=Arial] Nagle, o drugiej w nocy, poderwało mnie z pościeli jakieś posępne wycie, przywodzące na myśl pokutującego od wieków ducha w wyjątkowo fatalnym nastroju. Włosy zjeżyły mi się na głowie i usiłowałam zlokalizować dźwięk. Wydawało mi się, że dochodzi z pokoju Ireny, ale przewyższał wszystko, co w momentach sennej kreatywności potrafi wydobyć z siebie moja matka, a wierzcie mi, potrafi wiele. [/FONT]
[FONT=Arial] Po chwili gorączkowych rozmyślań doszłam do wniosku, że obłęd trafił któregoś z kotów. Otarłam zimny pot z czoła i nakryłam ucho zdecydowana wytrwać. Dźwięk narastał i eskalował do granic wytrzymałości, Garet zerwał się z fotela i łomocząc pazurami cwałował po całym domu, poświstując histerycznie. Obudziła się we mnie chęć mordu, a w Irenie świadomość. Słyszałam, jak wyłazi z łóżka posapując przez nos i stękając. [/FONT]
[FONT=Arial] -Co tam się, do cholery, dzieje?!!! – wrzasnęłam, spragniona informacji. [/FONT]
[FONT=Arial] -To kocur wypatrzył tego białego kota z burym ogonem na balkonie![/FONT]
[FONT=Arial] -A niech go szlag trafi! – ryknęłam przykrywając się szczelniej. Biały kot z sąsiedztwa, o wrednej, zbójeckiej mordzie i zezowatych ślepiach, przez całe lato znaczył nam cuchnącym moczem okolice domu. Nienawidziłam go z całej duszy.[/FONT]
[FONT=Arial] Usłyszałam, że Irena wędruje do kuchni, a potem szeleści czymś w spiżarni i otwiera lodówkę. No nie! Teraz już naprawdę krew mnie zalała. Oczywiście gromadziła jakieś przysmaki, żeby wyrzucić je na balkon. [/FONT]
[FONT=Arial] Jak furia wyskoczyłam z łóżka, Garet, skowycząc, runął za mną. Otworzyłam gwałtownie drzwi balkonowe i wrzasnęłam:[/FONT]
[FONT=Arial] -Bierz go!!![/FONT]
[FONT=Arial] Łomot na balkonie sprawił mi lekką ulgę. Koleś wisiał na parapecie wpatrując się rozjarzonymi oczami w ciemność mroźnej nocy. [/FONT]
[FONT=Arial] Irena powiewając nocną koszulą przydreptała z porcją mięsa w garści.[/FONT]
[FONT=Arial] -A ty dokąd? – warknęłam wrogo.[/FONT]
[FONT=Arial] -Dam mu coś jeść, to się uspokoi. I po co wypuściłaś tego psa?[/FONT]
[FONT=Arial] -Żeby mu dupę przetrzepał! Mało ci cuchnących syfów wokół domu? Nic, tylko narzekasz, a żarcie wystawiasz, żeby zwabić kolejne łajzy! Niech spierdala do swoich opiekunów! [/FONT]
[FONT=Arial] Irena z kamiennym uporem wystawiła na balkon żarcie, a Garet wrócił, nastroszony triumfalnie, zimny i roziskrzony od śniegu. Pochwaliłam go i wróciliśmy do łóżka, ale spokojna noc odeszła w niebyt. Wyjechałam z prawdziwą przyjemnością. [/FONT]
[FONT=Arial] Miałam nadzieję, że Kaja, zgodnie z obietnicą, przyjedzie rano, ale przecież musiała się wyspać. Zjawiła się w południe. Przez telefon poinformowała mnie, że zastała szafę otwartą, wszystkie moje spodnie wywleczone na podłogę w korytarzu, obok nich moje pantofle, a Gareta z jednymi dżinsami jako maskotką na fotelu w kuchni. Oprócz tego po włamaniu do kredensu na podłodze dogorywał mój depilator „chyba cały” oraz jego opakowanie, całe w strzępach. Nie chciałam się denerwować, więc tylko poprosiłam, żeby założyła nowe gumki na uchwyty szaf. [/FONT]
[FONT=Arial] Zajęcia były fantastyczne, żarcie również, niestety, po całodziennych zajęciach tyłek zdrętwiał mi od siedzenia, a porażenie w lewej nodze i pośladku zadomowiło się na dobre. Mimo krwawych, koszmarnych snów produkowanych z zapałem przez poruszoną podświadomość czułam się wypoczęta, a w lustrze powitały mnie normalnego koloru spojówki. Żadnego wampirzego spojrzenia z powodu kontaktu ze zwierzęcą sierścią. Odstawiłam krople na alergię. [/FONT]
[FONT=Arial] Z balkonu, na którym paliłam, rozpościerał się zapierający w piersiach dech widok na lekko zamglone góry, a w hotelowym ogrodzie brykały trzy rozbawione sarny goniąc się nawzajem. Podmuchy lodowatego wiatru miotały zagubionym pękiem białych balonów, ciskając je pomiędzy sosny, i rysując na zlodowaciałym śniegu fantazyjne wzory piaskiem z piaskownicy. [/FONT]
[FONT=Arial] Wróciłam do łoskotu samochodów, obróconego w ruinę domu usłanego częściami garderoby Kai począwszy od intymnej na wierzchniej skończywszy i stęsknionego do niemożliwości psa. Wyczyściłam Garetowi zagnojone uszy, w stanie ostrego zapalenia, zapuściłam maść, dałam przywieziony wafelek („dobry pies”), umyłam tyłeczek, wyniosłam śmieci, zajrzałam do pieca, trochę posprzątałam, poczytałam i walnęłam się w łóżko z Kolesiem winkrustowanym na stałe w zgięcie kolan. [/FONT]
[FONT=Arial] Garet obudził mnie pół godziny przed dźwiękiem budzika parkując zadkiem na moim brzuchu i domagając się pieszczot. Nie było sensu udawać, że śpię. Wydrapałam go i wygłaskałam solidnie, podtrzymałam, kiedy zwinięty w konwulsyjny supeł robił gorączkową rewizję nasady ogona i wylazłam z łóżka. [/FONT]
[FONT=Arial] Garet natychmiast rozciągnął się jak sznurek na kanapie oglądając się zachęcająco przez ramię. Masaż całego ciałka przyjął z rozkosznym chrumkaniem i sapaniem, wiercąc się i stając na głowie. Też bym chciała, żeby mnie ktoś rano wymasował... Pokuśtykałam, żeby go wypuścić przez balkon w pokoju Ireny do ogrodu. [/FONT]
[FONT=Arial] Trafił mu się nieoczekiwany bonus w postaci Marchwi umykającej pod fotel, na którą radośnie hycnął przednimi łapami. W natchnieniu strącił Gacię z parapetu i zadowolony z siebie, z zadartą kitą, pokłusował do ogrodu, szczekając groźnie, żeby wypłoszyć wszelkie ścierwo, które się tam przez noc zalęgło i mogłoby zagrażać jego bezpieczeństwu. [/FONT]
[FONT=Arial] Ech, psie życie... [/FONT]

Posted

Normalni chyba nie mają, ale choć przez całe życie szukam normalności, to wciąż trafiam na boczne uliczki. Badania wykazują, że szczurom znalezienie drogi w labiryncie idzie jak po maśle. Szczęśliwcy...
[FONT=Arial]20.01.2009 wtorek[/FONT]
[FONT=Arial] [/FONT]
[FONT=Arial]UDOMOWIANIE[/FONT]
[FONT=Arial] [/FONT]
[FONT=Arial] Nie mam awersji do nowych rzeczy. Przeciwnie, lubię je. Garet niekoniecznie. Wygląda na to, że postawił sobie za punkt honoru, aby zeszmacić wszystko, co nowe. To pewnie jakiś rodzaj pokrętnej akceptacji. [/FONT]
[FONT=Arial] Któregoś dnia po powrocie z pracy z jękiem bólu wyrwałam spod niego nowy lniany żakiet w kolorze zgniłej zieleni. Byłam w nim tylko raz. Na szczęście ukradł go z szafy, a nie zerwał z wieszaka, toteż miałam nadzieję, że jest nadal w całości. Był, a nawet było go jakby więcej, bo wytrzepałam z niego solidną porcję kurczaka, która triumfalnie pacnęła o podłogę. Niestety, uprzednio odsączył się z niej cały tłuszcz. W żakiet, oczywiście. Tego samego wieczoru wzięłam prysznic i w nowej, błękitnej, nocnej koszuli usiadłam na kuchennej ławie przy laptopie. Kiedy wstałam, ze zdumieniem zauważyłam na udzie wielką, mokrą plamę. A przecież nie czułam, żebym siedziała na mokrym... Po bliższych oględzinach organoleptycznych plama okazała się mapą tłuszczu, który dyskretnie osiadł na wełnianym szalu pokrywającym ławę po to, by w pierwszej sprzyjającej chwili przenieść się w bardziej dogodne miejsce. Wyciek pochodził z oślinionej chrzęści mostka wołowego, którą Garet nosił ze sobą jak zabawkę. Ochrzcił nią również nowe narzuty na kanapie i fotelu w pokoju. Puszysta faktura zniosła to nieźle, natomiast rozbabranemu kawałkowi kurczaka nie zdołała się już oprzeć. I po co to wszystko? Najrozsądniej by było nakryć wszystko parcianymi workami, owinąć się w takież wory i przepasać sznurem od snopowiązałki. [/FONT]
[FONT=Arial] Fatalny zwyczaj roznoszenia żarcia po całej okolicy nasila się. Chrzęść ostatecznie wyrzuciłam w nocy ze złością ze swojego łóżka. Garet nastawił uszka w trójkąt i spojrzał ze zdumieniem i brakiem zrozumienia na efekt mojego wandalizmu leżący na podłodze obok kawałka kurczaka. Drugi kawałek leżał na parapecie, trzeci w rogu kanapy. Kaja zauważyła, że zachowuje się jak ktoś z atakami hipoglikemii. Kieszeni nie ma, więc przewidująco w każdym kącie zostawia sobie jakąś przekąskę. [/FONT]
[FONT=Arial] Kiedy wygasł piec, bo zbyt optymistycznie obliczyłam zapas węgla w podajniku, podobne zapasy odkryłam również w piwnicy. [/FONT]
[FONT=Arial] Chociaż początkowo byłam załamana, okazało się, że piec wygasł w samą porę. Inaczej zadusiłby się na śmierć. Otworzyłam drzwi do popielnika i zauważyłam stosy żużlu i popiołu wsypujące się aż do paleniska. Od razu zrobiło mi się gorąco z wściekłości. Najwyraźniej Kaja ładując podajnik zapomniała o wybraniu popiołu. Co najmniej raz... [/FONT]
[FONT=Arial] Z niemiłym uczuciem złapałam za klamkę wyczystki. Co prawda ustalałyśmy, że będzie czyszczona systematycznie, przy każdym ładowaniu, ale nie sprawdzałam tego... [/FONT]
[FONT=Arial] Otworzyłam drzwiczki. Pół wiadra sadzy runęło mi na nogi i radośnie rozprzestrzeniło się z ulotnym wdziękiem na całą kotłownię oraz moje drogi oddechowe. Zacharczałam z furią, po czym klęłam długo, z uczuciem i w sposób bardzo wyszukany. Garet w popłochu uciekł do ogrodu, goniąc przed sobą Szarą Kotkę, która popisując jak gumowa zabawka w pośpiechu opuściła wyziębłą rurę na podajnikiem. [/FONT]
[FONT=Arial] Tonąc w czarnych tumanach oczyściłam wyczystkę i komin. W kominie było niewiele, za to z wyczystki zapakowałam do worków dwa wiadra sadzy. Cud, że ten biedny piec jeszcze jakoś rzęził. I nic dziwnego, że tyle ostatnio spalał. Poprzysięgłam sobie, że będę liczyć tylko na siebie i co trzy dni oczyszczę popielnik i wyczystkę. I słowa dotrzymuję. Dziecko bardzo pomaga ładując podajnik. Dobre i to. [/FONT]
[FONT=Arial] Piec rozpala się bardzo niewygodnie, poza tym byłam zła jak szerszeń i zniecierpliwiona, więc zamykałam go zbyt szybko, toteż udało mi się go uruchomić dopiero po trzykrotnym odprawieniu całego rytuału. W przerwach, żeby nieco ochłonąć, wychodziłam ku radości Gareta do ogrodu. [/FONT]
[FONT=Arial] Przez zasmolone okulary obserwowałam uśmiechniętego całym pyskiem kundla. Z wypiętym tyłkiem i opuszczonym na rozkraczonych łapach przodem czaił się ze wstrzymanym oddechem czekając na mój nagły ruch i krótki okrzyk. Wtedy ruszał dzikim pędem po zlodowaciałym śniegu obiegając niebezpiecznie blisko basen i gnając slalomem pomiędzy drzewkami i krzewami. Wracał i powstrzymując dyszenie znowu zamierał w bezruchu. Z któregoś obiegu przyniósł sobie piszczącą piłeczkę i cwałował nosząc ją w pysku. Wracał, parkował ze zgrzytem przy krzaku porzeczki, wypuszczał piłkę, zamierał i czekał na sygnał. Po kolejnej rundzie zaaportował obiekt trudny do zidentyfikowania, w którym dopiero po bliższych oględzinach rozpoznałam szyję kurczaka. [/FONT]
[FONT=Arial] -Jezu, pogięło cię? – powiedziałam z niesmakiem. –Wszędzie jest twoje cholerne żarcie! Nie bawimy się już![/FONT]
[FONT=Arial] Czy to, że po całym domu i posesji plączą się doczesne szczątki kurczaka świadczy o tym, że Garet stanowczo odmawia jedzenia drobiu, ponieważ jest toksyczny? Te wszystkie hormony i antybiotyki, cholera... Ostatecznie koty kurczaka też nie jedzą. A może powinnam go przegłodzić, jak radzi Kaja? Ale z drugiej strony, gdyby nie uczestniczył w moich posiłkach, zagłodziłby się na amen. Próbuję iść na kompromis. Daję mu tylko odrobinę. Dziś wylizał talerz z gołąbków w pikantnym sosie pomidorowym z serem pleśniowym. [/FONT]
[FONT=Arial] W niedzielę nie pozwoliłam mu zjeść sałaty i obraził się okrutnie. Nie mogłam, bo Marek ostatnio przywiózł taki ostry sos, że psina puszczałaby tyłkiem fajerwerki. [/FONT]
[FONT=Arial] -To twoja wina – powiedziała oskarżycielsko Kaja. –I wszystko jest udokumentowane. Widać na zdjęciach, jak niewinny szczeniak siedzi na twoich kolanach i je sałatę w sosie czosnkowym z widelca![/FONT]
[FONT=Arial] Pomamrotałam pod nosem i porzuciłam temat. [/FONT]
[FONT=Arial] Przynajmniej jego złodziejskie skłonności to nie moja zasługa, tylko najwyraźniej geny. Choćbym pękła, to przy swojej gamoniowatości i roztargnieniu nie zdołałabym niczego ukraść z takim artyzmem. A włamania to już wyłącznie jego własny, wykształcony w ciągu życia, talent. [/FONT]
[FONT=Arial] Ostatnio Koleś, wyspany na parę lat naprzód i lekko znudzony, szukał nowych podniet. Podszedł do szafki kuchennej, otworzył łapą szufladę z ziołami i zanurzył się w niej w poszukiwaniu kozłka lekarskiego. Garet, zaciekawiony i zbulwersowany tym, że rośnie mu pod bokiem konkurencja, zawisł nad Kolesiem zdecydowany pomóc. Ponieważ zapach ziół wymieszał się, a Koleś jeszcze nie umie czytać, zahaczył pazurem torebkę z miętą pieprzową. Garet, podekscytowany do granic możliwości, wepchnął łeb do szuflady akurat w momencie, gdy Koleś zorientował się w pomyłce i energicznie usiłował odczepić się od mięty. Nastąpiła drobna kolizja, wskutek której Koleś sczepiony z torebką wyprysnęli dołem, a Garet górą, omal nie zabijając się o blat szafki. Kaja, szlochając ze śmiechu i z zachwytu, opanowała sytuację i nasypała kocurowi na podłogę ulubionego narkotyku, którego resztki zmiotłam sprzed kuchenki po powrocie z Ustronia. [/FONT]
[FONT=Arial] Nasz obłąkany do szczętu pies, a i ja razem z nim, doznajemy nieco ulgi w weekend, po przyjeździe Kai. Ja mam miłe poczucie, że przynajmniej jedna czwarta otwierania i zamykania wszystkich drzwi przypadnie na Kaję, a na noc zamykam się na klucz i nie muszę od piątej bić się z myślami, czy nerwowe trąbienie i walenie pazurami w drzwi wynika z potrzeby fizjologicznej, czy też jest skutkiem urojeń przedstawiających bandę złoczyńców grasujących w ogródku, wypatrzonych przez okno. Poza tym nie słyszę wizgu pazurów po podłodze, jęków, świstów i skoków na wysokościach, z parapetu na fotel, kanapę i z powrotem oraz odgłosów nerwowego snu i porannych ablucji. Kiedy Garet robi przed świtem przegląd jajek, wydaje odgłosy jak nurek zanurzony w gęstym bagnie i wyrywa mnie z najgłębszego nawet snu, chociaż nie pamiętam, kiedy mi się taki przytrafił. [/FONT]
[FONT=Arial] Sprawiedliwie mówiąc, Kaja też tego nie słyszy, bo jej snu nie jest zdolny przerwać nawet kombajn pracujący pod poduszką. [/FONT]
[FONT=Arial] Poza tym Garet, mając wszystkich w domu, jest znacznie spokojniejszy. Zachowuje się mniej histerycznie, a w każdym razie mniej depresyjnie – o wiele łatwiej znosi się histerię radosną. [/FONT]
[FONT=Arial] -Mamuś! Zrób coś!!! – wrzeszczy Kaja miotając się po pokoju za Garetem wczepionym w rękaw bluzy od dresu. Jeden rękaw już wisi do kolan, drugi pospiesznie zdąża w tym samym kierunku. Garet, z najeżonym dupoczubem, bezmyślnym wzrokiem atakującego rekina i błogim wyrazem uzębionego pyska, warczy rozkosznie i trzyma jak tasiemiec uzbrojony.[/FONT]
[FONT=Arial] -Hmmm... Właściwie to on mógłby chałupniczo produkować kaftany bezpieczeństwa – zauważam z namysłem. [/FONT]
[FONT=Arial] -I to bezpośrednio na kliencie! – jęczy Kaja. [/FONT]
[FONT=Arial] Lubię wspólne weekendy także dlatego, że część sprzątania przypada na Kaję. A raczej – do niej. Przypada i bezradnie wisi. Mija piątek, mija sobota. Kaja, w przypływach aktywności, miota się od komputera do telewizora i książki. Trudno wybrać. Wykonawszy swoją część, po której dzięki staraniom naszych wrednych czworonogów dawno już nie ma śladu, staram się zachować równowagę i pogodę ducha oraz delikatnie wykonać resztę. [/FONT]
[FONT=Arial] -Nie ruszaj podłogi w kuchni! – protestuje Kaja. –Ja to zrobię![/FONT]
[FONT=Arial] W sukurs przychodzi mi Irena, po której coś niecoś mam. Stękając i fucząc przez nos, wlecze za sobą zdezelowaną, metalową łopatę z piwnicy, żeby odśnieżyć balkon. Oczywiście nowej łopaty nie znalazła...[/FONT]
[FONT=Arial] -Zostaw!!! – wrzeszczymy natychmiast zjednoczone. Irena chwilowo porzuca łopatę, ale uparty błysk w jej oczach świadczy o tym, że przylgnie do niej znowu w ciągu najbliższych pięciu minut, żeby zrobić z siebie widowisko na całą dzielnicę. [/FONT]
[FONT=Arial] -No dobra – poddaję się – ty zrób śnieg, a ja kuchnię... [/FONT]
[FONT=Arial] Moje dziecko wybucha nieopanowanym śmiechem i nie może się uspokoić, chociaż mamroczę, że to skrót myślowy. Mniej więcej taki, jak „przeleć psa”, co oznacza wybieganie Gareta w ogrodzie, za to nowy. Żadne nowości nie mają u nas lekko...[/FONT]
[FONT=Arial] [/FONT]

  • 2 weeks later...
Posted

[FONT=Arial] -No dobra – poddaję się – ty zrób śnieg, a ja kuchnię... [/FONT]
[FONT=Arial] Moje dziecko wybucha nieopanowanym śmiechem i nie może się uspokoić, chociaż mamroczę, że to skrót myślowy. Mniej więcej taki, jak „przeleć psa”, co oznacza wybieganie Gareta w ogrodzie, za to nowy. Żadne nowości nie mają u nas lekko...:lol::lol::lol:[/FONT]

Posted

Joanno czekamy z utęsknieniem na dalszy ciąg przygód całej piesio-kociej rodzinki !!!ale wiedząc że Masz egzamin na prawko ,czekamy grzecznie :loveu:Życzę" połamania nóg ";)

Posted

[FONT=Arial][FONT=Arial]KONIEC MOICH SUKCESÓW[/FONT]

[FONT=Arial]30.01.2009 piątek[/FONT]

[FONT=Arial]-GARET, NIE!!! – wrzasnęłyśmy równocześnie, ale było już za późno, żaby zatrzymać czarno-biało-kremowy (Garet+ wełniana poduszka) pocisk ziemia-ziemia napędzany obłędem i testosteronem. Szampan ze szklaneczki Kai wyprysnął zgrabnym łukiem na kanapę i podłogę. Rozhukany dureń wypluł poduszkę i stanął z rozdziawionym pyskiem. W rozszerzonych fanatycznie źrenicach płonęło szaleństwo. Z lekkim zaciekawieniem wysłuchał litanii obelg, złapał na powrót poduszkę i runął na kanapę. Kaja, już i tak w nienajlepszym nastroju, naburmuszyła się jak krynolina. Mnie skończyły się resztki cierpliwości, które od dwóch godzin z wysiłkiem próbowałam powstrzymać od panicznej ucieczki. I tak skończyło się oblewanie mojego egzaminu. [/FONT]
[FONT=Arial]Świra, walącego w amoku pazurami we wszystkie drzwi, w ponurym milczeniu wypuściłam przed dom, ostatkiem sił powstrzymując się przed nadaniem mu przyspieszenia. Został tam i na zmianę drze ryja na całą okolicę albo drapie w drzwi i popiskuje, usiłując obudzić w nas współczucie. Chyba mi się skończyło. Naprawdę ostatnio już przegiął. [/FONT]
[FONT=Arial]Drzwi od oszklonych, sosnowych szaf w korytarzu są zabezpieczone mocnymi gumkami, jednak to go nie zniechęca od podejmowania ambitnych prób dostania się do środka, przy czym szafę z butami odpuszcza sobie łatwiej. Ta z moimi ubraniami wygląda jak po ostrzale z broni maszynowej. Jeszcze parę zmasowanych ataków i przegryzie się na wylot. Ramy drzwi puszczą, a malowane przeze mnie wielkie szyby rozprysną się na milion kolorowych kawałków, być może po drodze ucinając obłąkany, uparty łeb. Jaką on musi mieć siłę w tej paszczy, żeby odgiąć drzwi, wepchnąć w małą szparę ten wścibski, złodziejski nochal i wywlec po kolei to, co zdoła dosięgnąć! A my się martwimy, że nos zaczął mu się odbarwiać. Akurat, wytarł mu się od wciskania w niepożądane miejsca! [/FONT]
[FONT=Arial]Wszystkie ubrania, które zdoła dopaść, przemieszczają się po całym domu na niewłasnych, srebrzystych łapach. Nie pomaga to, że zostawiam mu noszoną przez kilka dni polarową bluzę. Musi mieć całą kolekcję i zawsze zdoła coś wyszperać. Do łazienki wchodzi rzadko, więc przez jakiś czas domowe ubranie ukryte za bambusowym parawanem na koszu z praniem było bezpieczne. Parę dni temu wróciłam z pracy, sięgnęłam do schowka, założyłam spodnie od dresu, świeży podkoszulek... Świeży?!...[/FONT]
[FONT=Arial]-Kurde!!!!! – wrzasnęłam z furią zdzierając z siebie mokrą szmatę. –Cholera!!!! – ryczałam obwąchując z odrazą na zmianę swoje ramię i białą bawełnę ozdobioną w romantyczne, purpurowe róże oraz tajemnicze, acz niewidoczne ingrediencje, które bałam się nazwać. [/FONT]
[FONT=Arial]Moje porykiwania pokonały trzy pomieszczenia oraz głuchotę Ireny, która pojawiła się w drzwiach łazienki z wyrazem lekkiego niepokoju na twarzy. Ujrzawszy moją, z wyrazem ciężkiej wściekłości na tle purpury graniczącej z fioletem, zaniepokoiła się nieco bardziej. [/FONT]
[FONT=Arial]-Kto! Do nierządnicy nędzy! Obsikał mój cholerny, czysty podkoszulek!!!???[/FONT]
[FONT=Arial]-Obsikał? – zdziwiła się.[/FONT]
[FONT=Arial]-Jest mokry, kurde, i cuchnie!!! A leżał suchy i czysty na koszu z praniem!!![/FONT]
[FONT=Arial]-Aaa... znalazłam go na podłodze w kuchni. Garet go skądś wywlókł. Widocznie po drodze, ehm... wpadł mu... – wzruszyła bezradnie ramionami i wycofała się. [/FONT]
[FONT=Arial]Kurde. Kurde!!! - Doszło do tego, że świr kradnie rzeczy, dla odświeżenia wrzuca je do kibla i niezrażony, wyciąga stamtąd i rozwłóczy po domu.[/FONT]
[FONT=Arial]W staniku, wywijając dowodem rzeczowym wpadłam do kuchni.[/FONT]
[FONT=Arial]-Jasna dupa!!! - piekliłam się. –Ty cholerny gadzie!!! Co to, do diabła jest?!!! Fe!!![/FONT]
[FONT=Arial]Cholerny gad siedział w fotelu, majtał nerwowo końcem kity i z zatroskanym wyrazem myśliwskiego pyska mrugał beżowymi powiekami, jakby bezskutecznie usiłował doszukać się logiki w moich pełnych ognia wypowiedziach.[/FONT]
[FONT=Arial]Uświadomiwszy sobie, że światło się pali, a zasłony nie są zaciągnięte, wycofałam się do łazienki i z wściekłością wcisnęłam śmierdzący łach do kosza. [/FONT]
[FONT=Arial]To, czego nie kradnie i nie poniewiera, zrzuca. Jednym machnięciem potężnego ogona nadaje znajdującym się na stole przedmiotom pierwszą prędkość kosmiczną i wysyła je na orbitę okołokuchenną. Po chwili dramatycznego lotu kubki, popielniczka, zapalniczka, papierosy i mosiężny wazon z różami z jesiennych liści klonu lądują w zgodnym nieładzie na podłodze. Na końcu, z największym hukiem, pada tam w gruzach moje opanowanie. [/FONT]
[FONT=Arial]Parapet w pokoju, specjalnie przystosowany i zaopatrzony w szeroką, sosnową płytę, przestał Garetowi wystarczać. Teraz zaanektował również parapet kuchennego okna. Wdrapuje się nań ze stojącej poniżej ławy. Po kilku próbach wyeliminował rywala w postaci ładnego sukulenta, opadającego nitkowatymi kaskadami z wysokiej doniczki. Po każdym kolejnym upadku kwiatek tracił część ziemi, wreszcie stracił również piękną, ceramiczną osłonkę na doniczkę. Wtedy poddałam się i przeniosłam go do pokoju. Garet niepodzielnie zapanował na parapecie. Po stole chodzi równie zręcznie jak kot, a ostatnio podejmuje próby wdrapania się na kredens ze stołu i na szafkę przy kuchence z parapetu. Być może już nawet tam był, gdy nikt go nie widział i nie zdołał zaprotestować. Ciekawe, czym zatruci byli jego rodzice, że zdołali wyprodukować taki koktajl poszatkowanych genów. Jajecznica z alleli na papryczkach chili. [/FONT]
[FONT=Arial]Zastanawiam się, czy nasilenie się zaburzeń umysłowych jest skutkiem anoreksji, czy też przeciwnie. Skurczybyk przestał jeść. To znaczy, nigdy nie jadł jak normalny pies, a teraz odwaliło mu całkowicie. Rozumiem, kurczak. Po dogłębnych przemyśleniach zgodziłam się, że każda istota ze szczątkowym choćby instynktem samozachowawczym powinna unikać ślepo ukierunkowanej bomby hormonalno-antybiotykowej w tkankach kurczaka. Kupiłam filety z soli, które Garet kiedyś lubił. Po rozmrożeniu zostało około dziesięciu procent delikatnej ryby, którą upiekłam niemal beztłuszczowo. To żałosny ukłon w stronę mojego znękanego organizmu, ponieważ ostatnio staram się ograniczać. Ja jadłam, Koleś też, Gacia również, a Garet się wypiął. [/FONT]
[FONT=Arial]Kupiłam mostek wołowy, bo z wieprzowiną nawet nie będę się wygłupiać. Poza tym mostek jest tylko o dwadzieścia procent droższy niż kurczak. [/FONT]
[FONT=Arial]Chrząstkę nasz pupil nosił po całej okolicy z wielkim przywiązaniem, co jakiś czas zagrzebując ją w moim łóżku. Mięsa odmówił. No dobra, być może za tłuste. Kupiłam pręgę wołową. [/FONT]
[FONT=Arial]-Takie dobre mięso dla psa? – jęknęła Irena zaglądając ze zgrozą do garnka. [/FONT]
[FONT=Arial]-Częstuj się, pyszne, odtłuszczone i w jarzynkach – zaproponowałam z przygnębieniem. Moje przygnębienie wynikało tyleż z bezradności, co z gwałtownie powiększającej się dziury w debecie, której nawet trzynastka nie zdoła wyrównać. [/FONT]
[FONT=Arial]Garet olał moje problemy finansowe. Ostatecznie, zjadł trochę karmiony z ręki. Załamałam się. [/FONT]
[FONT=Arial]Powtórnie przeanalizowałam wszystkie możliwości oprócz swoich finansowych, żeby nie popełnić samobójstwa, i stanęło mi na wołowinie.[/FONT]
[FONT=Arial]W sklepie mięsnym natknęłam się na Ankę, która kupowała skrzydełka dla swojego psa, cieszącego się niesłabnącym apetytem. Czego i w którym wcieleniu trzeba dokonać, żeby pies żarł zachłannie skrzydła z kaszą? Może faktycznie zamknąć go w kojcu? Spojrzałam z szacunkiem na swoją serdeczną koleżankę i wycofałam się ku wyjściu dzierżąc po pachą dwa kilo chudej wołowiny bez kości.[/FONT]
[FONT=Arial]Na surowo potwór zeżarł ponad pół kilo. [/FONT]
[FONT=Arial]-I na tym koniec – zapowiedziałam, ignorując koty. Ugotowałam tę masę mięsa z ziołami, jarzynami i odrobiną ryżu postanawiając zamrozić kilka porcji. [/FONT]Zje to zje, nie to nie dostanie nic innego. Koniec, kurde, jak się zbliżę na odległość wzroku do średniej krajowej, to podyskutujemy. Na razie i tak jest chore to, że utrzymanie mojego psa kosztuje więcej, niż moje. A w obliczu tego, że spora część świata głoduje... szkoda gadać. Postanowiłam wprowadzić dyscyplinę. [/FONT]
[FONT=Arial]W Jysk-u pojawiły się śliczne legowiska dla psów. Gdyby nie te cholerne koty, które leją wszędzie i na wszystko! Może gdyby Garet miał własny kąt, a nie traktował całego domu jak swojego osobistego miejsca, wszystko wyglądałoby inaczej... [/FONT]
[FONT=Arial]Obejrzałam produkt osobiście. Jak na Jysk wyjątkowo solidny. Dół antypoślizgowy, boki z czekoladowego zamszu, góra z beżowego sztucznego kożuszka. Mięciutki jak chmurka. Opakowanie nadaje się do prania. Według Szwedów legowisko jest przeznaczone dla dużego psa. [/FONT]
[FONT=Arial]Nie walczyłam ze sobą długo. Po wejściu do domu moją uwagę przyciągnął kaszmirowy płaszcz w kolorze cynamonu zstępujący wdzięcznie ze schodów. [/FONT]
[FONT=Arial]-Aaaa!!! Cholera!!! – wrzasnęłam, porzucając torbę osobistą oraz torby z zakupami. [/FONT]
[FONT=Arial]Zanim moje zamglone okulary odzyskały przejrzystość, Garet zdołał wypatroszyć wielką torbę z nowym zakupem i trzymając legowisko dla dużego psa w zębach, majtał nim jak jaśkiem, w przerwach podejmując gorączkowe próby patroszenia.[/FONT]
[FONT=Arial]-Fe!!! – wrzasnęłam odzyskując w nierównej walce równowartość pięciu kilo pręgi wołowej. [/FONT]
[FONT=Arial]-Pogięło cię?! To nie jest poduszka!!![/FONT]
[FONT=Arial]Położyłam piękne legowisko na ławie. Wreszcie stała się bardzo wygodna. Może koty tego nie zleją. A swoją drogą, co oni w tej Szwecji hodują takie wielkie, ratlerki?! [/FONT]
[FONT=Arial]Sama nie wiem, czy bardziej wkurza mnie nawiedzony do nieprzytomności Garet, czy lejące po domu, a starannie omijające kuwetę koty. [/FONT]
[FONT=Arial]A skąd, wiem, koty! Cholerne, fałszywe i złośliwe owłosione pęcherze moczowe na czterech łapach! [/FONT]
[FONT=Arial]Przeklinając wniebogłosy i ścierając kałuże moczu wzdłuż kanapy i od stolikiem postanowiłam, że dowiem się, kiedy bywają odpusty, udam się na najbliższy, kupię korkowiec czy też współczesną jego wersję i bez pomocy miotły (ostatnio usiłowałam nią zabić Gacię) odzwyczaję koty od bywania i lania w moim pokoju. Z wyjątkiem Kolesia, którego kocham bezgranicznie. [/FONT]
[FONT=Arial]Nie znoszę kotów. Czy już o tym wspominałam? Nienawidzę ich (z wyjątkiem Kolesia). Leją i srają wszędzie, starannie omijając kuwetę. Obracają w perzynę najsolidniejsze tapicery pod pozorem ostrzenia pazurów. Łażą po wszystkich meblach, wypijają mleko z garnka, drapią po szybach i sieją kłakami po całym domu powodując alergię (moich spojówek. Z wyjątkiem Kolesia, oczywiście). [/FONT]
[FONT=Arial]Doprowadzają człowieka do stanu przedzawałowego. Na przykład Gacia. Czai się z niezrozumiałych przyczyn, po czym, wprawiwszy obiekt w skrajną dezorientację, rusza jak kamikadze i ląduje centralnie na stopach wywołując utratę równowagi fizycznej (co skutkuje obrażeniami) oraz emocjonalnej (co skutkuje wzbogaceniem słownika wymyślnych przekleństw polskich). [/FONT]
[FONT=Arial]Obłąkany pies w połączeniu z obłąkanymi kotami to próba, którą ciężko przejść. Staram się jak mogę, ale nękana w ciągu dnia i poniewierana w ciągu nocy wymiękam. [/FONT]
[FONT=Arial]Kto bez szwanku wytrzyma widok swojego szlafroka wymykającego się z łazienki? Na mięsistym, błękitnym jedwabiu smok haftowany tęczową, jedwabną nicią rozpościera skrzydła przed nosem ptaka, który wygląda jak ufarbowany przez wesołego psychopatę kogut. Cały ten ładunek zmierza do twoich stóp, a kiedy próbujesz otrząsnąć się z widziadeł wrzaskiem „A won stąd!”, spod jedwabiu wypełza i umyka z chrobotem pazurów jednooka Perła. [/FONT]
[FONT=Arial]Ta sama niepełnosprawna kocica ucieka na twój wrzask wywołany trudnym do zidentyfikowania trzeszczeniem. Za nią smętnie snują się majtki wywleczone pazurami przez szparę z rattanowej szafki w łazience. [/FONT]
[FONT=Arial]Doszłam do wniosku, że coraz lepiej czuję się poza domem. Ja! Poza! Domem! [/FONT]
[FONT=Arial]Ratunku, chyba wyjdę za mąż. I opuszczę to miejsce. Na razie w zbliżonym kierunku zmierzał jedynie mój egzamin teoretyczny (opuścić to miejsce!!!). [/FONT]
[FONT=Arial]Mój instruktor, którego nie widziałam od wieków, miał w planie przemoc w stosunku do młodego kursanta, więc zabrałam się z nimi. Miło było usiąść bezstresowo z tyłu. [/FONT]
[FONT=Arial]-No weź się przesuń, w ogóle cię nie widzę! - zdenerwował się Andrzej. [/FONT]
[FONT=Arial]-A niby po co masz mnie widzieć? - warknęłam mało przychylnie, mrugając oślepłymi od dwudobowego gapienia się w monitor oczami, którym żadne środki przepisane przez moją okulistkę nie pomagały. [/FONT]
[FONT=Arial]-No przecież nie widzieliśmy się ruski rok, ze trzy miechy![/FONT]
[FONT=Arial]Posłusznie, z wrogą miną, przepełzłam na drugą część siedzenia. I zobaczyłam się w lusterku wstecznym. O Jezus Maria, jeśli natychmiast nie znajdę sponsora na lifting, to umrę na zawał przy kolejnej takiej bezlitosnej konfrontacji. [/FONT]
[FONT=Arial]Z jednego lusterka spoglądało na mnie jastrzębie oblicze Andrzeja, z drugiego zwyciężone walkowerem oblicze kursanta, naznaczone ekspansywnym trądzikiem i intensywną paniką. [/FONT]
[FONT=Arial]-No, co u ciebie słychać?... Gaz!!! Gaz!! Puść hamulec! Zostaw ten hamulec!! Sprzęgło!!![/FONT]
[FONT=Arial]Poczułam się jak w domu.[/FONT]
[FONT=Arial]Do WORD-u przyjechałam godzinę przed czasem. Zanim wyruszyłam na wędrówkę po okolicy, postanowiłam obejrzeć wnętrze budynku. Współczesne. Niestety, wszędzie dominował nastrój paniki, a powietrze wibrowało od maskowanego strachu. [/FONT]
[FONT=Arial]-Kamil F. proszony na plac manewrowy – zagruchał seksownym, głębokim głosem głośnik w suficie. [/FONT]
[FONT=Arial]Zamarłam wpatrując się w równie nieruchomych kursantów. Po kilku sekundach do oznakowanych drzwi podpełzł młodzieniec z zielonkawo-niebieską karnacją. –Uj, kurde.[/FONT]
[FONT=Arial]Z powrotem do WORD-u dotarłam 10 minut przed egzaminem. Nie pomogło odwoływanie się do rozumu. Serce waliło mi jak szalone. Dzięki Bogu trafił nam się cudowny, uroczy egzaminator. Nieco uspokojona, po wyjaśnieniach, wpatrzyłam się w monitor. [/FONT]
[FONT=Arial]Po teście próbnym, przysięgając sobie, że nie zakończę po czterech minutach, będę skoncentrowana i bez pośpiechu zastanowię się i nacisnę to, co trzeba, przystąpiłam do egzaminu. Po trzech minutach skończyłam. Przeczekałam chwilę, bo było mi głupio, że wciąż wokół słyszę klikanie, ale w końcu uniosłam rękę. A chrzanić to. Trudno, nie będę sprawdzać. [/FONT]
[FONT=Arial]Egzaminator podszedł, spojrzał na mnie nieco zdziwiony (Ja, Matuzalem w grupie, rozumiem faceta!) i sprawdziwszy, że zaczernione są wszystkie pola, poprowadził mnie do końca procedury. [/FONT]
[FONT=Arial]-Bezbłędnie. Piątka z plusem – oznajmił z uśmiechem. [/FONT]
[FONT=Arial]Pobiłam jakiś rekord Word-u, ale wcale mnie to nie pociesza, ponieważ jest to koniec moich sukcesów. Praktyczny, czyli moja klęska życiowa, 30.03. o godz. 9.30. [/FONT]

Posted

[quote name='joannasz']Egzamin praktyczny, którego ne zdam!:placz:[/quote]
:lol::lol::lol::lol::lol::lol::lol::lol::lol: dawno się tak nie ubawiłam. Nie tym, że praktyczny :lol::lol::lol: (z plusem, bedzie, z plusem. Zobaczycie )

Posted

Kiciuś na parapecie w kuchni
[URL=http://imageshack.us][IMG]http://img17.imageshack.us/img17/9552/garyud1.jpg[/IMG][/URL]
[URL=http://g.imageshack.us/img17/garyud1.jpg/1/][IMG]http://img17.imageshack.us/img17/garyud1.jpg/1/w320.png[/IMG][/URL]
[URL=http://imageshack.us][IMG]http://img17.imageshack.us/img17/7033/garnq5.jpg[/IMG][/URL]
[URL=http://g.imageshack.us/img17/garnq5.jpg/1/][IMG]http://img17.imageshack.us/img17/garnq5.jpg/1/w240.png[/IMG][/URL]

Posted

[quote name='joannasz']Kiciuś na parapecie w kuchni
[URL="http://imageshack.us"][IMG]http://img17.imageshack.us/img17/9552/garyud1.jpg[/IMG][/URL]
[URL="http://g.imageshack.us/img17/garyud1.jpg/1/"][IMG]http://img17.imageshack.us/img17/garyud1.jpg/1/w320.png[/IMG][/URL]
[URL="http://imageshack.us"][IMG]http://img17.imageshack.us/img17/7033/garnq5.jpg[/IMG][/URL]
[URL="http://g.imageshack.us/img17/garnq5.jpg/1/"][IMG]http://img17.imageshack.us/img17/garnq5.jpg/1/w240.png[/IMG][/URL][/quote]

:crazyeye::crazyeye::crazyeye: dziwny jakis ten kicius....

Posted

[quote name='joannasz']Kiciuś na parapecie w kuchni
[URL="http://imageshack.us"][IMG]http://img17.imageshack.us/img17/9552/garyud1.jpg[/IMG][/URL]
[URL="http://imageshack.us"][/URL]
[URL="http://g.imageshack.us/img17/garnq5.jpg/1/"][IMG]http://img17.imageshack.us/img17/garnq5.jpg/1/w240.png[/IMG][/URL][/quote]

A czymżeś Ty go tak umęczyła, Joanno?
...że wygląda jak stary, sterany ciężkim życiem pies...:shake:

Posted

[quote name='betuana']Jakby Cię tak przykleili do parapetu do też byś wyglądała nieszczególnie:evil_lol:[/quote]

myślisz, że ona, ta Joanna, aż tak :roll:

ze jednak nie znalazła innego sposobu, aby spokojnie móc spożywać z wlasnego talerza :oops:

czemu nikt jej WCZEŚNIEJ nei pomógł :-(

Posted

[quote name='kinga']A czymżeś Ty go tak umęczyła, Joanno?
...że wygląda jak stary, sterany ciężkim życiem pies...:shake:[/quote]
Ten skurczybyk strzela takie miny dla niepoznaki. Sama się daję nabrać. Zastanawiam się, może to nie ADHD tylko afektywna dwubiegunowa?

Posted

TU:
[URL]http://www.dogomania.pl/forum/f99/anioly-wolaja-o-pomoc-do-28-02-2009r-131007/#post11744982[/URL]

Tu są Aniołki, od Matki Joanny od Garetta:p
Dla moich psiaków i kociaków.

  • 2 weeks later...
Posted

[FONT=Arial]14.02.2009[/FONT]
[FONT=Arial]KURDE, TRZYNASTY![/FONT]
[FONT=Arial] [/FONT]
[FONT=Arial] -O, kurde – jęknęłam spoglądając na zegar. Wstałam o zwykłej porze i liczyłam na to, że gdy wyskoczę spod prysznica, zostanie mi, jak zwykle, siedem minut na ubranie się i makijaż. Niestety, cztery bezcenne rozpłynęły się gdzieś w naburmuszonym, pochmurnym Kosmosie. [/FONT]
[FONT=Arial] -O, kurde! – zmartwiłam się, patrząc na stos odłamków, w który zamieniło się lusterko. Było wyjątkowo szkaradne i już dawno bym je wyrzuciła, ale nie chciałam robić przykrości Irenie, bo to ona w jakimś estetycznym zaćmieniu kupiła to paskudztwo na targu. Zmartwiłam się z przesądnego rozpędu, bo błąkało mi się po głowie, że rozbite lustro wróży siedem lat nieszczęścia... A może tyle lat, na ile kawałków się rozbiło? Nie, nikt tak długo nie żyje – pomyślałam trzeźwo, zerkając na podłogę.[/FONT]
[FONT=Arial] -O, kurde! – uświadomiłam sobie nagle, że jest piątek, trzynastego, i jeśli jeszcze przez kilka sekund będę deliberować na temat rozbitych luster i innych przesądów, nieodwołalnie spóźnię się na minibus, a tym samym do pracy. Runęłam do szafki pod zlewem, chwyciłam zmiotkę, pospiesznie pozbyłam się resztek lustra, przycięłam sobie rękę drzwiami szafki, a przez głowę przeleciała mi pocieszająca myśl, że jeśli czeka mnie siedem lat pecha, to przynajmniej mam gwarancję, że w ogóle czeka mnie jeszcze siedem lat![/FONT]
[FONT=Arial] Wygrzebałam z czeluści szuflady indyjskie lusterko w drewnianej oprawie, wytarłam je rękawem, strzyknęłam podkładem na kredens i stół, przy drugiej próbie trafiłam na dłoń, szybko roztarłam to na twarzy przytomnie nie oceniając efektów, chwyciłam czarną kredkę... Kurde, złamana. W strugaczce ukruszyła się jeszcze trzy razy, aż nareszcie udało mi się nanieść ją na powieki. Oraz, obficie, na twarz. Kurde! – spojrzałam na ręce umazane połamanym sztyftem. Wytarłam je o spodnie i zerknęłam w panice na zegar. O, kurde! Cień, tusz, częściowo nawet na rzęsach, potem błyskawiczne zabiegi przywracające mnie na powrót rasie białej i galop na przystanek krokiem kulawej wielbłądzicy. Udało się! Przynajmniej jedno. [/FONT]
[FONT=Arial]Wzdęte chmury ostatecznie podjęły decyzję i zaczęły się opróżniać. Śnieg. Śnieg. Coraz więcej śniegu... Aż wierzyć się nie chce, że w ubiegłą sobotę termometr w słońcu wskazywał 26 stopni! W cieniu też było nieźle. Ptaki zachłystywały się wiosennym śpiewem, a nasze koty wylazły na balkon, żeby wywietrzyć pleśń z sierści... I mój bal dla niepełnosprawnych w ten wiosenny dzień udał się znakomicie. Chyba nigdy nie byłam na lepszej imprezie. [/FONT]
[FONT=Arial]Odwieźli mnie znajomi, późnym wieczorem. Przed wejściem ostrzegłam ich przed Garetem. Chyba mi nie uwierzyli. Przynajmniej do pierwszego rzucenia o ścianę. Przy Garecie najzdrowszy człowiek jest zagrożony niepełnosprawnością. Powitalny amok nie da się opanować w żaden sposób. Chociaż może, przy pomocy eteru...[/FONT]
[FONT=Arial]Po eter do Artura wybrałyśmy się razem z Garetem i odpowiednią, odpowiednio drogą butelką. Artur z jakiegoś powodu wyobraził sobie, że eter wysuszy wydzielinę w kłapouchach Gareta, dzięki czemu psina przestanie cierpieć na przewlekłe stany zapalne. [/FONT]
[FONT=Arial]Wędrowaliśmy bocznymi uliczkami i łąkami budząc namiętne uczucia wśród pilnujących posesji psów. Wzajemne zresztą i tym mocniejsze z naszej strony, im niższe i bardziej sfatygowane było ogrodzenie. Przy drugim domu na Wapiennej zamarły nam serca. O rozklekotany płot opierał się łokciami ogromny dog i ciurkiem przekazywał Garetowi swoje opinie. Na myśl o tym, że za chwilę przez ten płot przelezie i nawet tego nie zauważy, ugięły mi się nogi. Garetowi też się uginały, zwłaszcza tylne, od kicania. Podniecony do granic możliwości nową okolicą, cudownymi zapachami i niezmierną obfitością obiektów do zamordowania, usiłował wzbić się w powietrze, w czym przeszkadzała mu tylko Kaja, uczepiona rozpaczliwie drugiego końca linki z miną wyrażającą mieszaninę ciężkiej furii i lekkiego zawstydzenia. Wszystkie nasze psy ładnie chodziły na smyczy. Wszystkie. A potem nastał Garet... i publiczny obciach. [/FONT]
[FONT=Arial]Kicaliśmy, plącząc się w lince, przez ładną dzielnicę. Gapiłam się na domy, obserwując szczegóły, które mnie zauroczyły i starając się wyczuć obecną tam aurę. Z niesmakiem odwracałam oczy od nowobogackich szkaradzieństw, pokracznych manifestacji statusu finansowego. Na ogół wyglądały tak, jakby projektował je naćpany architekt pod presją obłąkanego właściciela, który nie mogąc zdecydować się, czy chce mieszkać w zamku, cerkwi, minarecie czy Disneylandzie zażądał wszystkiego po trochu. Efekt należałoby oglądać również w stanie odmiennej świadomości. [/FONT]
[FONT=Arial]W spazmatycznych susach dotarliśmy wreszcie do rezydencji naszego szanownego kolegi. Bardzo dawno tu nie byłam. Jak dla mnie za daleko i nie ma po co, bo łatwiej Artura ściągnąć telefonicznie.[/FONT]
[FONT=Arial]Gdyby nie oznakowanie lecznicy, nie poznałabym budynku.[/FONT]
[FONT=Arial]-Chryste Panie, co to jest?! – wybałuszyłam oczy. [/FONT]
[FONT=Arial]-A, to nie widziałaś tego po pomalowaniu? – uśmiechnęła się krzywo Kaja. [/FONT]
[FONT=Arial]-Nie, i szkoda, że tak nie pozostało – jęknęłam. – Przecież ten dom wygląda jak piżama![/FONT]
[FONT=Arial]Dom, proporcjonalny, ładny, choć moim zdaniem za duży, stracił cały urok. Artur w jakimś osobliwym natchnieniu polecił pomalować go na chłodny, niebieski kolor. Mało mu było, więc przyozdobił go w pionowe paski w innych odcieniach niebieskiego. Natychmiast stanęły mi przed oczami atłasowe spodnie od piżamy mojego śp. ojca. Jezu. [/FONT]
[FONT=Arial]Gospodarz miotał się z rozwianym włosem w poczekalni, zajęty czyszczeniem klatki Kukuni. [/FONT]
[FONT=Arial]-Cześć, no chodźcie, chodźcie! – wyszedł przed drzwi i pomachał zachęcająco zmiotką. [/FONT]
[FONT=Arial]-Nie, dzięki, ja tu poczekam, nie chcę stresować Garecika – spojrzałam na niego z resztkami grozy w oczach. [/FONT]
[FONT=Arial]-Wchodź, przydaj się do czegoś, wyczyścisz Kukuni klatkę![/FONT]
[FONT=Arial]-Z przyjemnością, pod warunkiem, że ty przyjdziesz i pościerasz u nas kocie siki – odzyskałam refleks. [/FONT]
[FONT=Arial]Staliśmy z Garetem na wybrukowanej ścieżce i oglądaliśmy okoliczne ogrody oraz piękny dom naprzeciwko. W międzyczasie przyjechał pacjent i obrzucił wszystko dookoła chrapliwymi obelgami. Garet nastawił uszy w trójkąt i ze szczerym zdumieniem zapatrzył się na urągającą całemu światu odrobinę sierści wystającej z objęć swojego pana. [/FONT]
[FONT=Arial]-On ma tak zawsze u weterynarzy - roześmiał się mężczyzna spoglądając z dumą na wojowniczego yorka. [/FONT]
[FONT=Arial]Garet zerknął na mnie pytająco. Wzruszyłam lekko ramionami. Jeszcze nie zdążył otrząsnąć się z zaskoczenia, kiedy pod furtką zaparkował drugi samochód. Po chwili minął nas kolejny mężczyzna z białym szpicem w ramionach. Odprowadziliśmy ich wzrokiem. W poczekalni szpic na chwilę złapał kontakt z podłogą, ale zaraz stanął na tylnych łapach z wyraźnym przesłaniem – chcę na rączki! – i jego prośba natychmiast została spełniona. Całe szczęście, że Garet tego się nie domaga. Byłby cięęęężki problem. [/FONT]
[FONT=Arial]Garet domaga się bezpardonowo tylko pieszczot i przysmaków, które ludzie, ze straszliwym egoizmem, usiłują pożreć sami. Na przykład kapusty z golonką, ugotowanej ostatnio przez odchudzającą się Irenę. Kapusta, doskonała, wściekle kwaśna, smakowała mu tak bardzo, że usiłował wleźć na kuchenkę, żeby obsłużyć się samodzielnie. [/FONT]
[FONT=Arial]Chyba wolałam czasy, kiedy Irena się nie odchudzała. Taka kapusta to okrutny zamach na moje beznadziejne próby pozbycia się połowy siebie. W gruncie rzeczy mój obiad powinien stanowić tylko pakiet startowy do zupy, jak Kaja nazwała włoszczyznę, nie mogąc przypomnieć sobie właściwego określenia. [/FONT]
[FONT=Arial]Dlaczego pulchne zwierzęta wyglądają uroczo, a ludzie niekoniecznie? Taki Koleś, któremu w zimie przybywa sto procent masy, robi się śliczny. Nie ma żadnych kompleksów, wręcz przeciwnie, z jego inteligentnych oczu wyziera mocno ugruntowane poczucie własnej wartości. Hmmm... może to o to chodzi?[/FONT]
[FONT=Arial]Garecik też wystawia do głaskania i całowania swoją rozkoszną galaretkę na brzuszku tak, jakby dawał cenny prezent. Chociaż – czy galaretkę na ludzkim brzuszku całowałoby się równie chętnie? Błeee...[/FONT]
[FONT=Arial]Ostatecznie z trzynastego wynikło mniej więcej tyle samo, co z leczenia Garetowych uszu. Niewiele. Jeśli chodzi o uszy, wróciłam do leczenia objawowego, bo łeb mu śmierdział jak szpital, w którym pracowałam po maturze i fatalnie się go przytulało. Eterem wyraźnie zaciekawione były koty, którym zapowiedziałam, że jeśli nie przestaną lać po całym domu, to przetestuję na nich, czy i jak specyfik działa. Wziewnie, z lekką pomocą z zewnątrz. [/FONT]

Join the conversation

You can post now and register later. If you have an account, sign in now to post with your account.

Guest
Reply to this topic...

×   Pasted as rich text.   Paste as plain text instead

  Only 75 emoji are allowed.

×   Your link has been automatically embedded.   Display as a link instead

×   Your previous content has been restored.   Clear editor

×   You cannot paste images directly. Upload or insert images from URL.


×
×
  • Create New...