Jump to content
Dogomania

Koniec Akcja Rekultywacja środowiska.Dołącz do drużyny :Clean Masters Disaster dla Albinka do 8.02.2020 r


uxmal

Recommended Posts

Kiedy byłam na studiach, mieszkałam u starszej Pani (na 4 piętrze), nie mogłam tam mieć zwierząt. Musiałam pokombinować :))) Czytając czy ucząc się przy otwartym oknie, oswoiłam parkę synogarlic. Stopniowo podchodziły coraz bliżej po parapecie. Uwielbiały ryż. Pasowały im też różne kasze i inne ziarna. Jak się najadły, zostawały tak po prostu poprzebywać, pogapić się. Kiedy cofałam się w głąb pokoju, podchodziły do otwartego okna i zaglądały prześmiesznie przekręcając główki. Po dłuższej "znajomości" siadały mi już na rękę i wyjadały ziarno z zagłębienia dłoni. Towarzyszyły mi a były wolne :))) 

  • Like 3
Link to comment
Share on other sites

7 minut temu, Dusia-Duszka napisał:

Kiedy byłam na studiach, mieszkałam u starszej Pani (na 4 piętrze), nie mogłam tam mieć zwierząt. Musiałam pokombinować :))) Czytając czy ucząc się przy otwartym oknie, oswoiłam parkę synogarlic. Stopniowo podchodziły coraz bliżej po parapecie. Uwielbiały ryż. Pasowały im też różne kasze i inne ziarna. Jak się najadły, zostawały tak po prostu poprzebywać, pogapić się. Kiedy cofałam się w głąb pokoju, podchodziły do otwartego okna i zaglądały prześmiesznie przekręcając główki. Po dłuższej "znajomości" siadały mi już na rękę i wyjadały ziarno z zagłębienia dłoni. Towarzyszyły mi a były wolne :))) 

Wow. Mojej mamie do mieszkania przylatywaly sikorki modraszki. Skakały po meblach po paprotce.Potem przyprowadzaly dzieci. 

  • Like 1
Link to comment
Share on other sites

18 minut temu, Dusia-Duszka napisał:

Towarzyszyły mi a były wolne :))) 

Jak wspominamy, to ja wspomnę gołębia, którego wyłowiłam z Wisły. Biedak resztkami sił rozkładał skrzydełka, żeby nie utonąć. Zabrałam go do domu, żeby się wysuszył. Bałam się, że taki mokry, słaby nie będzie mógł odfrunąć i złapie go jakiś kot, czy pies. Ale gdy wysechł okazało się, że wcale nie ma zamiaru odlecieć. Karmiłam go pszenicą, ale on jakoś dziwnie nie mógł trafić w ziarnka gdy były rozsypane i śmiesznie chodził boczkiem. Musiałam dawać mu w jakimś pojemniku, żeby  ziarnka były w kupie. Zaniosłam go do weta i okazało się, że to gołąb rasowy, prawdopodobnie z zawodów, W tamten dzień miały przelot nad Krakowem. Był chory . Dzisiaj już nie pamiętam jak nazywała się ta choroba, miał zaburzenie równowagi, ale pamiętam, że wet kazał podawać mu jakąś witaminę. Chyba z grupy B. Po ponad tygodniu leczenia go widziałam, że zaczął już normalnie chodzić i dziobkiem trafiał w ziarnka pszenicy. Jeszcze kilka dni był u mnie, ale przeniosłam go na balkon. W któryś dzień odważył się polecieć na dach sąsiedniego domu. Wcześniej machał skrzydełkami, ale nie odfruwał. Patrzyłam na niego. Zrobił kilka okrążeń nad moim domem i sąsiednim. Kilka razy robił takie rundy, ale wracał i siadał na sąsiednim domu. Patrzył w moją stronę. W końcu wzbił się w niebo i już nie wrócił. Pewnie poleciał do swojego hodowcy, który już myślał, że stracił ptaszka. Cieszyłam się, że wrócił do swoich braci skrzydlatych, ale przez pewien czas było mi go brak.

 

  • Like 3
Link to comment
Share on other sites

2 minuty temu, elik napisał:

Jak wspominamy, to ja wspomnę gołębia, którego wyłowiłam z Wisły. Biedak resztkami sił rozkładał skrzydełka, żeby nie utonąć. Zabrałam go do domu, żeby się wysuszył. Bałam się, że taki mokry, słaby nie będzie mógł odfrunąć i złapie go jakiś kot, czy pies. Ale gdy wysechł okazało się, że wcale nie ma zamiaru odlecieć. Karmiłam go pszenicą, ale on jakoś dziwnie nie mógł trafić w ziarnka gdy były rozsypane. Musiałam dawać mu w jakimś pojemniku, żeby  ziarnka były w kupie. Zaniosłam go do weta i okazało się, że to gołąb rasowy, prawdopodobnie z zawodów, W tamten dzień miały przelot nad Krakowem. Był chory . Dzisiaj już nie pamiętam jak nazywała się ta choroba, miał zaburzenie równowagi, ale pamiętam, że wet kazał podawać mu jakąś witaminę. Chyba z grupy B. Po ponad tygodniu leczenia go widziałam, że zaczął już normalnie chodzić i dziobkiem trafiał w ziarnka pszenicy. Jeszcze kilka dni był u mnie, ale przeniosłam go na balkon. W któryś dzień odważył się polecieć na dach sąsiedniego domu. Wcześniej machał skrzydełkami, ale nie odfruwał. Patrzyłam na niego. Zrobił kilka okrążeń nad moim domem i sąsiednim. Kilka razy robił takie rundy, ale wracał i siadał na sąsiednim domu. Patrzył w moją stronę. W końcu wzbił się w niebo i już nie wrócił. Pewnie poleciał do swojego hodowcy, który już myślał, że stracił ptaszka. Cieszyłam się, że wrócił do swoich braci skrzydlatych, ale przez pewien czas było mi go brak.

 

Wow. 

Link to comment
Share on other sites

14 minut temu, elik napisał:

Jak wspominamy, to ja wspomnę gołębia, którego wyłowiłam z Wisły. Biedak resztkami sił rozkładał skrzydełka, żeby nie utonąć. Zabrałam go do domu, żeby się wysuszył. Bałam się, że taki mokry, słaby nie będzie mógł odfrunąć i złapie go jakiś kot, czy pies. Ale gdy wysechł okazało się, że wcale nie ma zamiaru odlecieć. Karmiłam go pszenicą, ale on jakoś dziwnie nie mógł trafić w ziarnka gdy były rozsypane i śmiesznie chodził boczkiem. Musiałam dawać mu w jakimś pojemniku, żeby  ziarnka były w kupie. Zaniosłam go do weta i okazało się, że to gołąb rasowy, prawdopodobnie z zawodów, W tamten dzień miały przelot nad Krakowem. Był chory . Dzisiaj już nie pamiętam jak nazywała się ta choroba, miał zaburzenie równowagi, ale pamiętam, że wet kazał podawać mu jakąś witaminę. Chyba z grupy B. Po ponad tygodniu leczenia go widziałam, że zaczął już normalnie chodzić i dziobkiem trafiał w ziarnka pszenicy. Jeszcze kilka dni był u mnie, ale przeniosłam go na balkon. W któryś dzień odważył się polecieć na dach sąsiedniego domu. Wcześniej machał skrzydełkami, ale nie odfruwał. Patrzyłam na niego. Zrobił kilka okrążeń nad moim domem i sąsiednim. Kilka razy robił takie rundy, ale wracał i siadał na sąsiednim domu. Patrzył w moją stronę. W końcu wzbił się w niebo i już nie wrócił. Pewnie poleciał do swojego hodowcy, który już myślał, że stracił ptaszka. Cieszyłam się, że wrócił do swoich braci skrzydlatych, ale przez pewien czas było mi go brak.

 

Paramyksowiroza pewnie.

Link to comment
Share on other sites

1 minutę temu, Poker napisał:

A z nami samochodem leciała mucha z 200 km. Otwieraliśmy okno , żeby sobie poleciała , ale nie chciała. Jadła  brzoskwinię , chodziła po córce. Dopiero na terenie Polski wyleciała. Imigrantka :)

%C5%9Bmiech_7.gif

Link to comment
Share on other sites

7 minut temu, rozi napisał:

Paramyksowiroza pewnie.

Jeśli to fachowa nazwa tego zaburzenia równowagi to tak  :)  On nie tylko nie mógł trafić w ziarnka, ale chodził boczkiem, a może nie tyle chodził, co tak jakby go coś ciągnęło w bok. Początkowo myślałam, że ma problemy z oczami, bo nie przyszło mi do głowy, że ptak też może mieć zaburzenie równowagi.

Link to comment
Share on other sites

9 minut temu, Poker napisał:

A z nami samochodem leciała mucha z 200 km. Otwieraliśmy okno , żeby sobie poleciała , ale nie chciała. Jadła  brzoskwinię , chodziła po córce. Dopiero na terenie Polski wyleciała. Imigrantka :)

Muszę jeszcze raz :)))))) zarąbiste :)))

  • Like 1
Link to comment
Share on other sites

6 minut temu, rozi napisał:

Moje dwa prosiaki śpią pod kaloryferem, a trzeci zaginął w drodze do mięsnego. Uwolnić łatwo, ale co dalej.

A dlaczego trzymasz je pod kaloryferem.  Ja swojego łososia daje do oczka.

Dół mam,  wystarczy trochę roślinności i ujście do rzeki,  jeśli będzie chciał na dziewczyny pójść. 

Ty swoje świnki daj do lasu. To dziki. Tylko włosów nie mają wydziergaj im ubranka. 

Link to comment
Share on other sites

Join the conversation

You can post now and register later. If you have an account, sign in now to post with your account.

Guest
Reply to this topic...

×   Pasted as rich text.   Paste as plain text instead

  Only 75 emoji are allowed.

×   Your link has been automatically embedded.   Display as a link instead

×   Your previous content has been restored.   Clear editor

×   You cannot paste images directly. Upload or insert images from URL.

×
×
  • Create New...