Jump to content
Dogomania

psia eutanazja


Falkor

Recommended Posts

zastanawiam się jak długo można psa męczyć operacjami , jak długo o niego walczyć i czy to nie jest nasz egoizm....moja ciocia męczyła swego psa operacjami w ilości naście.W końcu i tak go uśpiła.Nie wiem co psa bardziej męczyło -choroby czy operacje.Moja sunia z rakiem bardzo ciepiała, przychodziła do mnie i patrzała mi głęboko w oczyi wszystko wiedziałam.Ile razy operowalibyście psa, raz ,wyciąć raka potem dwa ile?Może dać sobie spokój?Moja pmiała przerzuty i została uśpiona.

Link to comment
Share on other sites

  • Replies 97
  • Created
  • Last Reply

Top Posters In This Topic

Wydaje mi sie, ze kazdy musi indywidualnie zadecydowac. Rak, szczegolnie dla starszego psa to pewnie wyrok a jesli jeszcze widac ze cierpi... . Mojego 18-latka musialam dac uspic bo mial juz bezwladne tylne lapy. Chcial wstawac i nie mogl. Dostal jakis super lek za grube pieniadze ale to pomoglo na bardzo krotko. Natomiast wczoraj spotkalam pania z psem przy ktorym charty sa grubasami porosnietymi tluszczem. Naprawde zrozumialam okreslenie "skora i kosci". Okazalo sie ze pies zjadl na spacerze jakies swinstwo. Potem chorowal bardzo dlugo. Wet powiedzial, ze nic nie mozna zrobic - lepiej uspic, ale wlascicielka sie uparla. Poszla do innego. Pies przez dwa tygodnie zyl tylko na kroplowkach, teraz tez jest na scislej diecie. Ale zyje i jest coraz lepiej. Wiec chyba nie ma jednoznacznej odpowiedzi kiedy uspic a kiedy jeszcze walczyc :(

Link to comment
Share on other sites

To jest koszmarnie trudny wybór - pies nie może nam powiedzieć czy chciałby odejść czy chciałby żebyśmy o niego walczyli za wszelką cenę...

Ja stanęłam przed takim wyborem trzy lata temu, kiedy mój pies długo chorował na nerki, które prawie przestały funkcjonować - Cziko już tylko leżał, nawet nie reagował na mój głos i głaskanie - organizm był po prostu zatruty, krew nieoczyszczona, nie jadł, nie pił, tylko codziennie dostawał kroplówki... Rodzice wzięli mnie wtedy do pokoju i powiedzieli, że decyzja należy tylko i wyłącznie do mnie, bo oni mi go nie mogą odebrać, więc ja po dłuuugiej, naprawdę długiej rozmowie powiedziałam, że tak zróbmy to (czasem myślę, że wydałam wyrok na niego, ale z drugiej strony wiem, że nic lepszego nie mogłam zrobić :cry: ).

Nie da się jednoznacznie powiedzieć jak należy zrobić bo każdy przypadek jest inny, wiem tylko, że niekórzy poddają się za szybko i nie walczą o psa mimo nadziei... Nigdy się nie dowiemy czego chciałby w danym przypadkunasz pies

Link to comment
Share on other sites

Trudno mi tu pisać,w wielki piatek,w kwietniu musiałam decydować....miałam bassetke z własnej hodowli,urodziła sie w moich rekach ...i w nich umarła...miała prawie 14 lat..,gdy zobaczyłam,ze ONA juz nie chce walczyć ...musiałam dzwonić do kolezanki,lek.weta.A zaczęło sie w 6 roku jej życia:skret śledziony-amputowana śledziona,dalej w 10 roku-skręt żołądka,wyszło,oki,w 12 roku- ropomacicze,zreperowane,w tym samym roku,jesienia-skręt jelit -operacja i oki,po operacji doszła martwica skóry,granuflexy i sztuczna skóra i było dobrze!Od stycznia 2004 roku praktycznie nie wychodziłam zdomu,bo ona źle sie czuła,dostawała leki,które broniły jej płuc i serduszka.ONA do tej pory jadła i biegała normalnie,potrafiła nawet narozrabiac/bassetom zdarza się i to czesto/,ale przyszedł TEN DZIEŃ....BALBINA odeszła,ja musiaam podjąć decyzję,ale mam tąświadomość ,że zrobiłam dla niej wszystko....

Dla kazdego psa poświęcę wszystko,jeżeli ON chce żyć,będę pomagała,koszt jest nie ważny....

Link to comment
Share on other sites

ja sobie nie wyobrazam siebie przed tka decyzja. wiem ze musze byc przygotowana na wszystko. ale marze o tym zeby jednak mnie ominelo a moj piesek odszedl we snie jak juz bedzie starowiunki. boje sie takich decyzji i mysllenia co by bylo gdyby.

Link to comment
Share on other sites

Kurde to musi być straszna decyzja. Ja nie chciałabym teraz za bardzo gdybać, ale sądze, że walczyłabym o psiaka w miarę mozliwości, gdyby jeszcze było duża szansa na wyleczenie. Jednak jesli widziałabym że ona bardzo się męczy to chybabym przestała walczyć.

Z CAŁEGO SERDUSZKA NIE ŻYCZĘ WAM ANI SOBIE KONIECZNOŚCI PODJĘCIA TAKIEJ DECYZJI.

Link to comment
Share on other sites

Z CAŁEGO SERDUSZKA NIE ŻYCZĘ WAM ANI SOBIE KONIECZNOŚCI PODJĘCIA TAKIEJ DECYZJI.

Tez tak myslalam, po uspieniu swojego smiertelnie chorego 16 latka. Ale gdy pozniej moj nastepny pies zginal nagla tragiczna smiercia w pelni sil, to powiem Wam, ze dla mnei lepiej jest byc z psem do konca, moc przedluzyc mu zycie i pomoc mu w jego cierpieniu.

Link to comment
Share on other sites

  • 8 months later...

witajcie,

niestety ostatnio dowiedzialam sie, ze moj pies ma raka juz w stadium nie do zoperowania - byla robiona operacja, ale pies zostal zamkniety z powrotem :(
obecnie dostaje sterydy i jeszcze antybiotyki po operacji.
po sterydach czuje sie znacznie lepiej, wrocil apetyt i radosc zycia.
niestety wiem, ze za kilka - kilkanascie tygodni czekac mnie bedzie podjecie tej ostatecznej decyzji, ale nie wyobrazam sobie tego. nie wiem czy bede na tyle silna, zeby przez to przejsc i zeby powiedziec - tak teraz jest ten czas.

jak sobie z tym radziliscie?

Link to comment
Share on other sites

ja przez to musialam przejsc ze sp Beta :( jak sie dowiedzialam, ze ma dwa nowotwory to powiedzialam sobie, ze jak przyjdzie na to czas zgodze sie na uspienie - nie chcialam przede wszystkim jej meczyc. Jeszcze pol roku cieszyla sie z zycia, widac, ze byla szczesliwa, ale z czasem gasla...i musialam pojechac do weta po ten ostatni zastrzyk...takie jest zycie:( to trudna decyzja, ale wiedzialam, ze nie ma innego wyjscia

Link to comment
Share on other sites

Znasz swojego psa najlepiej na swiecie. Na pewno bedziesz w stalym kontakcie ze swoim wetem. Bedziesz wiedziala, kiedy nadejdzie moment, w ktorym trzeba decydowac. W podjeciu decyzji pomoze Twoj wet. Pomysl o tym, ze tak na prawde cierpiec (psychicznie) bedziesz Ty, natomiast Twoj pies od cierpienia sie uwolni, takie myslenie pomaga.

Link to comment
Share on other sites

Moja sunia ma 13 lat.Wiemy,że ma nowtwór- nie wiemy czy jest łagodny,choć juz jskieś 6 lat z nim żyje.Usiłuje sie przygotować na to,że ona odejdzie...ale pojęcia nie mam jak to zrobić.....
Tak sobie myślę,że nie bedę jej męczyc. Jest taka kochana,daje mi tak wiele (chyba wiecej niz niektórzy ludzie) ,że jestem jej winna spokojne,dobre zycie i bezbolesny koniec. Teraz ma dobre zycie i zrobie wszystko,żeby miała spokojny koniec. Boję sie tylko jednego,czy bedę wiedzieć,że ona cierpi....

Link to comment
Share on other sites

[quote name='Matylda1975'] nie wiem czy bede na tyle silna, zeby przez to przejsc i zeby powiedziec - tak teraz jest ten czas.[/quote]
Będziesz na tyle silna, jesteś na tyle silna. Podejmiesz decyzję z miłości do Twojego Psa i będziesz wiedziała, kiedy to zrobić.

To straszliwie boli, ale w człowieku drzemie ogromna siła, wszystko można znieść. Ważne, że pies już nie cierpi. Kiedy mój Filip zasypiał, głaskałam go i mówiłam spokojnie "Już nie boli". Też się bałam, też myślałam, że nie wytrzymam. Sama się zdziwiłam, ze byłam taka dzielna... Ale człowiek jest twardy i spokojny dlatego, że pies w tych trudnych chwilach potrzebuje spokojnego właściciela.
[quote name='gayka']Boję sie tylko jednego,czy bedę wiedzieć,że ona cierpi....[/quote]
Powtórzę za [b]Zeliiką[/b]: znasz swojego psa najlepiej, będziesz wiedziała kiedy... Słuchaj uważnie weterynarza, oni potrafią bardzo pomóc w tych trudnych chwilach.

Link to comment
Share on other sites

Walczy sie tak samo o zycie psa jak o zycie czlowieka, a chyba wszyscy (a moze nie?) zgodzicie sie ze mna ze nasze psiaki to nasze szczescia, nasze zycie, nasze rodziny i wszystko to co dla nas najcenniejsze, nie mowiac juz o tym ze zycia sobie ebz nich nie wyobrazam.
Jeszcze dwa lata temu bylam wlasciwie swiecie przekonana ze [b]moje psy beda zyly wiecznie[/b]...

Kazdy walczy bardziej lub mniej, to indywidualne podejscie , jak napisal ktos na samym poczatku tego tematu....
...ja walczylam, staralam sie, bo zawsze jest nadzieja,
[b]nadzieja - musicie wiedziec-umiera ostatnia[/b]
Moj Drops dozyl 16 lat, mial niewydolnosc wielonarzadowa....smierc po niego przyszla wtym czasie kiedy miala przyjsc, dal mi znak i ja go odczytalam.

Wiadome , ze psy cierpia, ze je boli... ze same oparecje rowniez sa meczace, szczegolnie dla oslabionego organizmu, ale kto z was jest w stanie powiedziec, ktorego psa boli w tej chwili bardziej lub mniej...
po nie ktorych psach -nie widac, nie potrafia przeciez mowic...
napisane jest na samym poczatku ze "ciotka operowala iles tam razy pieska"...a przepraszam , czy gdzies jest napisane ze od razu po zdiagnozowaniu trzeba takiego delikwenta ktoremu wlasciwie cale swoje zycie sie poswiecilo,( bo przeciez my sie tymi naszymi ciapkami opiekujemy jakby one byly niepelnosprawnymi dziecmi) uspic?
Zreszta kto ma lepiej wiedziec , jak nie ta ciotka, czy kazdy wlasciciel wlasnego psa, kiedy przychodzi taki moment, moment - badz co badz -pozegnania?Jedna z naszych wspolnych cech, wszystkich ludzi, jest chyba
[b]wiara w cud[/b]...a przeciez czasem ( choc rzadko)..[b]cuda sie zdarzaja...

pozdrawiam serdecznie :D [/b]

Link to comment
Share on other sites

pięknie to powiedziałaś (napisałaś) Ariadna...13 kwietnia, czyli w ubiegłą środę odszedł mój przyjaciel... ciężko jest, to prawada, walczyliśmy, ile tylko było sił i możliwości... nie był staruszkiem, miał 8lat i nie byłam zupełnie przygotowana, wszystko rozegrało się szybko... nie chcieliśmy Go dalej męczyć, nie chcieliśmy by odszedł, ale kiedy tata powiedział mi, że w Jego oczach widzi śmierć... nie było innego wyjścia, tylko dać Mu już odejść za Tęczowy Most...
walczyć trzeba zawsze...

Link to comment
Share on other sites

Nie potrafię i nie potrafiłam podjąć takiej decyzji.
WIki jest moim trzecim psem.
Pierwszy zginął zagryziony na ulicy jak z nim szłam. Był to maleńki pies i stary. Był to dla mnie taki szok, że nie mogę nawet myśleć abym miała mieć malego psa.
Drugim moim psem była suka brana ze schroniska już z rozpoznaniem nowotwora i złym rokowaniem. Walczyliśmy o nią a ona chciała żyć. Nie zdecydowałam się na eutanazję w żadnym momencie. Potem był gruczolak. Potem niemozność chodzenia. Potem problemy. Jednak ona walczyła, pozwalała sobie pomóc, chętnie brała wszystkie leki. Potem dołączyła się padaczka. I przyszła ta potworna niedziela... wielogodzinny atak padaczki... Ja we łzach załatwiłam lek na padaczkę, miał przerwać atak. Do dziś pamiętam jak biegłam przez całe miasto aby wybłagać. W końcu litościwy lekarz w całodobowej stacji medycznej pzrepisal - niby dla mnie.. Norcia dostała dużą dawkę luminalu. Atak się wyciszył. A ona zaczeła odchodzić. Zapadła w sen, na moich rękach, wokól była Babcia i moja Mama. To był najstraszniejszy moment dla mnie...
Z jednej strony wiem, że podałam lek bo chciałam przerwać atak padaczki. Bo pięciogodzinny drgawki, leżenie na podłodze, drgawki tak straszne, że całą ją podrzucały były ciężkie. Miałam intencje aby przerwać atak.
Ale wiem, że spowodowałam śmierć, chyba układ krążenia nie poradził sobie z tą dawką. I to jest taka zadra we mnie, że niechcący spowodowałam śmierć. To bardzo mnie boli do dziś.
Pod względem etycznym jest w porządku - nie zabiłam świadomie, byl to skutek uboczny terapii... Ale ból jest.
Świadomie bym się nie zdecydowała na eutanazję psa...
Ewa

Link to comment
Share on other sites

A ja chciałabym cofnąć czas :cry: Teraz kiedy mam większą wiedzę nie potrafię spokojnie myśleć o ...cierpieniach które na pewno były duże.
Miał olbrzymią wolę życia . Odszedł kiedy nas nie było , doczołgał sie tam gdzie w domu dochodziły promyki słońca......
Miał 18 lat , wodobrzusze na pewno i chore nerki, chore serduszko, astmę i jaskrę , niedowidział. Wszystko po kolei odmawiało posłuszeństwa ze starości jak mawiał lekarz, a my walczyliśmy tabletkami o każdy jego dzień :cry: :cry:
Bardzo , bardzo żałuję że nie podjęłam wtedy tej trudnej dla każdego z nas decyzji. Że nie zrobiłam tego by skrócić jego cierpienia....

Link to comment
Share on other sites

Ewa u mnie tez wlasnie padaczka zadecydowala tez o uspieniu suki wlasnie w tym konkretnym dniu - atakow bylo chyba 7 od rana, o 14 nie wytrzymalam i pojechalismy do weta - powtarzaly sie ciagle, coraz sliniejsze, coraz dluzsze...do tej pory jak slysze slowo padaczka to cos we mnie sie dziwnego dzieje - ja nie potrafie na to wszystko spokojnie patrzec, kazdy atak to byl placz, bol, cierpienie...
Straszne jak te psiaki musza cierpiec :( ale i bardzo duzo ludzi teraz choruje - raki nie raki, padaczki i inne dolegliwosci - co sie dzieje?:(

Link to comment
Share on other sites

Współczuję...
dla mnie najgorsze jest to, że wcale nie chciałam uśpić, nie chciałam spowodować smierci...
że podałam lek tylko po to aby wyciszyć atak
jak na złość, na złośliwość w ramach pracy magisterskiej miałam sporo o padaczce. Trochę o niej wiedziałam...
wiedziałam czym jest stan padaczkowy, że jest zagrożeniem życia
że podaje się leki mocne, że u ludzi powinno to być z zabezpieczeniem oddechu...
no i się stało - depresja oddechowa i pies odchodził a ja bezsilna byłam...
świadomie nie podjęłabym tej decyzji
Nora walczyła...
Ewa

Link to comment
Share on other sites

Mnie też może niedługo czekać trudna decyzja. Czaruś ma 17 lat. Od około dwóch lat walczymi z chorobą nerek. Do tego doszedł czerniak śluzówki dziąsła, przez którego pies ma grunkowca złocistego zatok. Najprawdopodobniej ma przerzuty. Na razie walczymy i ja i pies. Ma dużą wolę życia, zresztą wet twierdzi, że jak na niego patrzy, na to jak się zachowuje, to nie powidziałby, ze to taki schorowany psiak. Jednak wiem, ze kiedyś najprawdopodobniej nadejdzie ten dzień...

Link to comment
Share on other sites

Pewnie,że możne nadejść taki dzień....jednak ja tak sobie myślę,że jestem wdzięczna losowi za moja sunie,za te wszystkie lata!!
Uważam ,że w zyciu psa są dwa najcudowniejsze okresy- szczenięctwo i starośc!! Ja i moja staruszka 13 letnia tylko na siebie patrzymy...i wiemy wszystko.To coś niepowtarzalnego!!!! cieszmy się,że mamy swoje skarby obok siebie przez całe lata.....nie wszystkim jest to dane!!!!!!!!!!!

Link to comment
Share on other sites

[quote name='gayka']Ja i moja staruszka 13 letnia tylko na siebie patrzymy...i wiemy wszystko.To coś niepowtarzalnego!!!! [/quote]
gayka, pięknie napisane! :)
[quote]cieszmy się,że mamy swoje skarby obok siebie przez całe lata...[/quote]
Otóż to, cieszmy się! Cieszmy się każdym dniem życia naszego psa! Nie warto się zamartwiać zawczasu "jak podejmę tą decyzję", "czy potrafię"...
Póki można, lepiej poświęcić ten czas na pieszczoty i dobre słowo, na zapamiętywanie dobrych chwil! ;)

A kiedy przyjdzie czas, będziecie gotowi...

Link to comment
Share on other sites

tak,tak kochani!!!! ZAPAMIETUJMY DOBRE CHWILE :D ~Pomyslmy sobie jakie te nasze psiaki sa szczęsliwe.Terez są z nami,nie martwia się,bo wiedzą,że nie pozwolimy im cierpieć,a potem...znów bedą z nami!!!!
A póki co duzo zdrówka dla wszystkich psów !! No i wiosny-bo to fantastyczna pora roku.Przynajmniej dla mojego jamnika- bo wreszcie dołki można kopać porzadne! :wink:

Link to comment
Share on other sites

Też stawałam przed taką decyzją, nasza sunia miała czternaście lat, przerzuty nowotworowe na kręgosłup, i w którymś momencie dostała paraliżu - leczyliśmy ją, dostawała zastrzyki, część sama podawałam. Polepszyło jej się, ale na bardzo krótko - choroba wróciła z wielkimi bólami, Maja najpierw popiskiwała a potem wręcz wyła - my też płakaliśmy, bo wiedzieliśmy, że już raczej niewiele da się zrobić. Szaleńcze poszukiwania weterynarza w nocy, który potwierdził - można spróbować leczyć, ale to pomoże co najwyżej na chwilę. Więc podjęliśmy decyzję o uśpieniu - byłam z nią do końca, głaskałam, żeby się nie bała i starałam się nie płakać, żeby jej nie martwić. I widziałam, jak powoli odchodzi ból, a potem uchodzi z niej życie. Płakałam, ale cieszyłam się, że już nie cierpi. Ale to okropne uczucie - podejmować taką decyzję. I teraz mając psa wiem, że może gdzieś tam znowu będę stała przed taką chwilą. I boję się tego...

Link to comment
Share on other sites

Zawsze byłam święcie przekonana, że JA swojego psa nigdy nie uśpię.
Tak sądziłam do 2003, kiedy umarła moja Musia. Walczyłam o jej życie do końca - operacje, cewnikowanie, kroplówki i itp.
Trzeciego dnia walki po kroplówce Musia leżała sobie tak spokojnie na moim łóżku, popatrzała na mnie i tak boleśnie zaskowyczała (nigdy tego dźwięku nie zapomnę do końca życia) - wiedziałam, że muszę jej pomóc, ale to będzie już ostatnia pomoc...
Kiedy ją wiozłam, ona cały czas patrzała i WIEDZIAŁA po co jedziemy :cry:
W lecznicy długi czas ją głaskałam i szeptałam do ucha, ale podczas usypiania został z nią mój tata, bo ja siedziałam po turecku na środku chodnika i wyłam z żalu i bólu....
Czasem do tej pory przejdzie mi przez głowę myśl, ze może jakbym znalazła innego weta, może jakby były inne leki podane, może jakby......to ona by dziś jeszcze żyła .....
Muszka zachorowała w tempie ekspresowym (3 dni) - rak ją pewnie toczył już od dawno, ale nie było żadnych oznak.....
Teraz mam schizę i z byle czym latam z moimi suniami do weta - ale wiem jedno, że nie pozwolę cierpnieć moim obecnym psiątkom tak jak cierpiała Muszka...nigdy więcej.....

Link to comment
Share on other sites

Join the conversation

You can post now and register later. If you have an account, sign in now to post with your account.

Guest
Reply to this topic...

×   Pasted as rich text.   Paste as plain text instead

  Only 75 emoji are allowed.

×   Your link has been automatically embedded.   Display as a link instead

×   Your previous content has been restored.   Clear editor

×   You cannot paste images directly. Upload or insert images from URL.


×
×
  • Create New...