Isabel Posted October 15, 2010 Posted October 15, 2010 Widzę, że tylko moje zwierzaki takie wybredne :roll: Niech jedzą co chcą, byleby zdrowe były :) Quote
kakadu Posted January 12, 2011 Author Posted January 12, 2011 mam kilka zdjec frodzia z vegusia; troche podobne do tych wczesniejszych, ale one sie ciagle tak samo bawia... :roll: [IMG]http://i52.tinypic.com/25kj72d.jpg[/IMG] [IMG]http://i54.tinypic.com/o9haqe.jpg[/IMG] [IMG]http://i56.tinypic.com/2ivig5h.jpg[/IMG] [IMG]http://i56.tinypic.com/dw5czp.jpg[/IMG] [IMG]http://i54.tinypic.com/zv6h5t.jpg[/IMG] Quote
Ulka18 Posted January 12, 2011 Posted January 12, 2011 Super Frodzik, jak zwykle blyszczacy i zadbany :D Dobrze, ze ta oneczke udalo sie wyprowadzic na prosta, chyba mieliscie jakies problemy poczatkowo z nia. A teraz widac, ze sie lubia z Frodziem. Quote
kakadu Posted January 25, 2011 Author Posted January 25, 2011 to milo ulenko, ze do nas zagladasz :) to kieszcze kilka fotek frodzika: [IMG]http://i51.tinypic.com/21osnde.jpg[/IMG] [IMG]http://i55.tinypic.com/zugw7o.jpg[/IMG] [IMG]http://i52.tinypic.com/29gbcdz.jpg[/IMG] [IMG]http://i56.tinypic.com/2v2wpbs.jpg[/IMG] [IMG]http://i56.tinypic.com/f4pb1z.jpg[/IMG] Quote
kakadu Posted January 25, 2011 Author Posted January 25, 2011 [IMG]http://i54.tinypic.com/70awzr.jpg[/IMG] [IMG]http://i55.tinypic.com/148nrki.jpg[/IMG] Quote
Ulka18 Posted January 31, 2011 Posted January 31, 2011 Kakadu, a co Ty tam robilas pod telewizorem na pierwszym zdjeciu? Fajne to zdjecie jak Picasso :eviltong: Ale sie Frodzik daje rzadzic przez Vegusie :D Pantoflarz jeden :wink: Quote
kakadu Posted February 4, 2011 Author Posted February 4, 2011 a sie polozylam zeby sprawdzic czy wygodne to poslanie dla vegi ;) bardzo wygodne, ale ona zazdrosnica zaraz sie wpakowala obok, bardzo zdziwiona, ze pancia wlazla do jej lozeczka ;) a frodzio czasem jest ulegly, ale jak sie zdenerwuje to daje vedze popalic i sie po prostu na nia rzuca z takim warkotem, ze potem sprawdzam szyje suce, czy nie ma dziur :) Quote
Ulka18 Posted February 6, 2011 Posted February 6, 2011 Frodo to chyba duzo halasu robi, ale zeby cos once zrobil zlego, to watpie. Przeciez on wazy 5 kg, a ona 45 :D Quote
winter7 Posted February 13, 2011 Posted February 13, 2011 [quote name='kakadu']Szanowny Panie Doktorze W nocy z niedzieli na poniedziałek czyli 11. lutego b.r. umarł w szpitalu Elwetu mój kot Rysiek. Wiem, że to się czasem zdarza, koty umierają bez względu na to jak wielka miłością je darzymy. Chciałabym jednak opisać Panu wrażenia po mojej ostatniej (nomen omen) wizycie w Elwecie. Nie była przyjemna to oczywiste, mogła jednak wyglądać inaczej. Zjawiliśmy się z mężem niedługo po telefonie o śmierci naszego Rysia, była godz. mniej więcej 8:30 rano w niedzielę. Chcieliśmy rozmawiać z doktor Lepką, która była na dyżurze nocnym, żeby zapytać co się właściwie stało. Poprzedniego wieczoru dr Piotrowska nie dając nam stuprocentowej pewności na to, że rysio przeżyje była jednak dobrej myśli. [........] Subiektywnie, mając w pamięci skandaliczne zachowanie Pańskiej podwładnej dr Lepki , oceniam troskę o mojego kota jako niewystarczającą.[/QUOTE] Kakadu, Przez przypadek zobaczyłam gdzieś banerek z podpisem "mój Rysio umarł w Elwecie" Przywołało to najgorsze moje wspomnienia, ale postanowiłam wejść na ten wątek. I nie mogę uwierzyć w to co tu przeczytałam.... Czemu wcześniej tu nie trafiłam.... Chyba tego sobie nigdy nie wybaczę... Napiszę w skrócie sedno sprawy. Mój miniaturowy sznaucerek Ramzes chorował na Zespół Cushinga. Po wizycie u 8 weterynarzy w końcu doktor Dembele zdiagnozował chorobę. Rozpoczęliśmy leczenie. Od razu nastąpiła poprawa. Co kilka miesięcy kontrolowaliśmy stan zdrowia Ramzeska,aż w czerwcu 2010 roku doktor zaniepokoiły nadżerki na dziąsłach nad kłami i zrobił badania krwi na poziom mocznika i kreatyniny. Okazało się, że jest podwyższony i poprosił aby podawać mu kroplówki i przyjechać za tydzień. (Ramzesik mieszkał w Częstochowie i tylko dojeżdżał na badania do Warszawy.) Była poprawa, ale stan nadal był nieciekawy. Moja mama nadal jeździła na kroplówki, Ramzik dostawał leki, ale wyniki były coraz gorsze. Ramzes cierpiał na mocznicę. Czasem było lepiej, czasem gorzej. Byłam w stałym kontakcie telefonicznym z doktorem Dembele. Ale chciałam Ramzikowi za wszelką cenę pomóc. Myślałąm sobie, że skoro udało się z Cushingiem, gdzie musieliśmy z Kanady sprowadzać lek do USA i stamtąd kuzynka przesyłała go do Polski jako witaminy, to damy radę z mocznicą. I tak trafiłam do Elwetu, gdzie ponoć przeprowadzają dializy. Tu pojawia się......... pani LEPKA. ................................ Przyjechałam do Warszawy z Ramzikiem wieczorem, bo miała akurat dyżur nocny. Powiedziała, że wyniki są bardzo złe, że powinnam go uśpić. Ramzes był moim pierwszym psem, którego bardzo kochałam. Był ze mną w ciężkich chwilach i przywrócił mi radość i chęć do życia. A tu nagle UŚPIĆ??? Powiedziałam, że nie jestem gotowa i chcę spróbować mu pomóc. Kiedy chorował na Cushinga też chcieli go uśpić, ale się nie poddaliśmy. Pani Lepka powiedziała, że w sumie właściciele naciskają na nią żeby robiła dializy, bo mają z tego dobre pieniądze, ale stan Ramzesa jest na tyle poważny, że nie wiadomo jak by zareagował na znieczulenie ogólne. Umówiłam się z nią na rano na godz 7, że przyjadę wtedy z psiakiem i przepłucze go kroplówkami, zrobią przepływowe usg nerek i wtedy jednoznacznie powie jaki jest jego stan. Ale o czwartej w nocy Ramzik dostał ataku padaczki i pojechałam bezzwłocznie do Elwetu. Pani Lepka powiedziała, że mówiła, że tak będzie i trzeba go uśpić. Poprosiłam o wstrzymanie się i podanie kroplówki. Podpisałam zgodę na pozostawienie psa w lecznicy na pobyt dzienny i miałam przyjechać o 20 wieczorem. O 8 zadzwoniłam, aby zapytać o stan Ramzesa. Pani z rejestracji nie chciała mi podać pani Lepki do telefonu, tylko przekazała, że wszystko jest ok. Pojechałam tam o 10. Była inna lekarka. Rozmawiałam z nią godzinę, robiła cały wywiad chorobowy. Nie pozwolili mi się z nim zobaczyć, bo to miałoby zły wpływ na jego stan zdrowia..... Prosiłam i wpisałam do karty, że proszę o kontakt gdyby coś się działo. Poprosiłam rodziców, aby przyjechali pomóc mi ewentualnie w dyżurowaniu przy Ramziku przez noc. O 20 pojechaliśmy odebrać Ramzeska i ................... dowiedziałam się od pani Lepki, że mi go nie wyda, bo jest w śpiączce farmakologicznej i on już z tego nie wyjdzie i najlepiej go uśpić.. Byłam całkowicie załamana. Poprosiłam rodziców do gabinetu, abyśmy mogli wspólnie zdecydować. Pani Lepka zaczęła opowiadać, że miał tego dnia kilka ataków padaczki, że podejrzewa u niego nowotwór i wyniszczenie organizmu, że nie ma ratunku i trzeba pozwolić mu odejść. Pytałam co dzieje się w takiej sytuacji z ciałem, bo ja chciałabym go pochować. Pani Lepka, powiedziała, że jest jego ciało jest w złym stanie i nie może go wydać, tylko wysłać do spalenia. Pytałam co się dzieje z prochami, czy mogę je dostać. Powiedziała, ze polskie prawo tego zabrania. Poprosiliśmy o trochę czasu do namysłu. Podjęliśmy decyzję, ze skoro tak cierpi, to może powinniśmy się zgodzić na eutanazję. Jeśli jest w śpiączce, to nie chcieliśmy go już niepokoić. Wróciliśmy po godzinie do gabinetu i powiedziałam, ze chcemy go zobaczyć. Pani Lepka przywiozła Ramzika na wózku. Ponoć w czasie drogi dostał ataku padaczki. To największy koszmar mojego życia. Błagałam ją, żeby podała mu leki i wprowadziła w stan śpiączki farmakologicznej. A ona stała i patrzyła z założonymi rękami, że nie może mu podać leków, bo to może go zabić i mam jest podpisać zgodę na uśpienie. Płakałam i prosiłam o chwilę czasu, ze muszę się z nim pożegnać. A ona nic, tylko patrzyła i zapytała czy długo mam zamiar go jeszcze męczyć, zaczęła krzyczeć czy nie mam litości dla niego i ona nie może już na to patrzeć. Wtedy mój tata powiedział, że zgadza się na eutanazję. Pani Lepka kazała mnie i mamie wyjść z gabinetu.......... Po paru minutach nastała cisza...................................................................... Zapłaciłam rachunek i pojechaliśmy do kuzyna. Rano znów pojechałam do lecznicy zapytać lekarki, która dyżurowała poprzedniego dnia, czy coś się złego działo z Ramzeskiem podczas jego pobytu w lecznicy. Powiedziała, ze był bardzo grzeczny i spokojny, pozwolił się zbadać, do godziny 16 nie miał żadnego ataku padaczki.... Po dwóch dniach, kiedy zaczęłam w miarę funkcjonować zaczęłam się zastanawiać i pytać innych, dlaczego nie wydano mi ciała Ramzeska. Zadzwoniłam do Elwetu z pytaniem jakie kryteria muszą spełniać zwłoki, aby mogły być wydane. Okazało się, że poza groźnymi chorobami wirusowymi nie ma żadnych kryteriów. Zwłoki należą do właściciela. Jasny grom we mnie trafił... Sprawdziłam wszystkie akty prawne dotyczące chowania zwłok zwierząt. Przeczytałam 50 stron w internecie co się dzieje ze zwłokami psów i kotów. Poprosiłam o spotkanie z właścicielem Elwetu. Rozmowa zaczęła się nieprzyjemnie. Dr Kurski był zniecierpliwiony i twierdził, że wszystkie procedury zostały dopełnione. Dopiero gdy powiedziałam, żeby przestał mnie traktować jak niesforną dziewczynkę, bo znam się trochę na fizjologii ssaków, ponieważ jestem stomatologiem. Od tego momentu ton rozmowy zmienił się i nagle stałam się panią doktor. A chyba bez względu na wykształcenie powinien się należeć szacunek drugiej osobie. Dr Kurski powiedział, ze zna już moje stanowisko i teraz musi porozmawiać z drugą stroną. Tydzień później zadzwonił, by umówić spotkanie. Dr Kurski powiedział, że nie ma zarzutów do postępowania dr Lepki jeśli chodzi o leczenie. Natomiast dowiedział się, że gdy pani Lepka została sama w gabinecie z moim tatą, powiedziała mu, że w sumie może oddać ciało Ramzeska; on odpowiedział, że lepiej abym nie cierpiała przy chowaniu i dać go do spalenia. Takie zachowanie nie powinno mieć miejsca, ponieważ zlekceważyła moją prośbę o wydanie ciała i za moimi plecami namawiała się z moim tatą. [B]Z tego powodu dostała naganę z wpisem do akt. [/B] Ja mam również zastrzeżenia co do jej zachowania i naciskania na eutanazję. Ale niestety nie mam dowodów. Wypis z karty dostałam dopiero po tygodniu i odpowiednim zredagowaniu... Co ja bym dała, żeby cofnąć czas..... Współczuję również Tobie i wiem co czujesz tam głęboko w środku. Bezradność i wściekłość na .... siebie, że tam trafił Twój kochany pupil. Że taki zgotowałam mu los. Jego ostatni dzień życia, to samotność w klatce i niepewność, czemu tam się znalazł. Ja nawet nie miałam możliwości pochowania mojego Ramzeska. I myślę sobie, że został "zutylizowany' jak nn z bezimienną masą innych nieszczęsników. Jeśli czujesz, że należy podjąć kroki prawne, aby więcej takie sytuacje nie miały miejsca, to daj mi znać na pw. Bo mam podstawę - naganę. Quote
kakadu Posted February 15, 2011 Author Posted February 15, 2011 winter - bardzo przykra historia... napisalam pw pozdrawiam cie cieplo Quote
Nadziejka Posted March 1, 2011 Posted March 1, 2011 :painting::iloveyou::bye:Witam sie serdecznie u cioteczki ! Ja dopiero wczoraj poczytalam wszystko na wateczku Okruszkowym:loveu:Ale masz cudne stadko cioteczkooooo! duzo przeszliscie , teraz juz tylko radosci wam zycze i8 zdowka :multi:Okrusz i jego siostrzyczki maja sie cudownie , oby wam nigdy nie zabraklo radosci zycia i serduszek wokolo:loveu: Quote
kakadu Posted March 9, 2011 Author Posted March 9, 2011 dziewczyny, frodzio przedostal sie wczoraj jakims cudem pod siatka (a tak wszystko pouszczelnialismy, tyle czasu byl spokoj) i do dzisiaj nie wrocil...:-( szukalismy go do 10 wieczorem, co jakis pies gdzies zaszczekal, to wsiadalismy w samochod i gnalismy, zeby sprawdzic... ale nigdzie go nie bylo...:shake: wszedzie ciemno jak..., latarka nic nie dawala, chociaz pozyczylam od sasiadki taka mocniejsza, ale tam lasy wiec nawet strach chodzic; gdzie sie dalo to pojechalismy samochodem... wszyscy sasiedzi poinformowani, porozdawalam swoj numer telefomu; dookola lasy, laki i w zasadzie brak wiekszej szosy (jest jedna, ale daleko - ok. kilometra od nas, a frodzio tak daleko nigdy chyba by nie poszedl), wiec nie ma jakiegos zagrozenia, chyba, ze go jakis pies dopadl..., ale psy go omijaly raczej - takiego dziwolaga...:-(, nawet amstaff sasiadki, ktory wszystko atakuje do frodzia byl nastawiony zyczliwie; nie wiem co sie stalo, odchodze od zmyslow; tz dzis ma wolne wiec bedzie szukal dalej; na noc wystawilam przed brame budke z kocami gdyby jednak wrocil, ale nie wrocil; co ja mam robic, jak go szukac, on moze byc wszedzie, a jest taki maly i nie szczeka, zeby dac znac gdzie jest;:placz: caly czas mam nadzieje, ze jednak przyjdzie, ze polozyl sie gdzies spac na noc i rano wroci... jesli ktokolwiek tu zaglada to blagam, trzymajcie kciuki; zadzwonie do schroniska, ale musze poczekac na jakas sensowna godzine bo jest siodma dopiero; male szanse, ale trzeba sprawdzic i tam... Quote
Isabel Posted March 9, 2011 Posted March 9, 2011 Ojej, a cóż mu przyszło do głowy, żeby oddalać się od domu! Jak wokół lasy i łąki to faktycznie trudno znaleźć taką maliznę. Oby tylko jakieś dzikie zwierzęta nie zrobiły mu krzywdy. Może pobiegł za daleko i zgubił się? Może znajdzie drogę do domu? Wyobrażam sobie co przeżywasz...:( Mocno zaciskam kciuki, żeby wszystko się dobrze skończyło :thumbs: Quote
kakadu Posted March 9, 2011 Author Posted March 9, 2011 ja nie wiem, mam bardzo zle przeczucia; pamietasz jak pisalam, ze on sie czasem przeciskal pod tym ogrodzeniem, ale nigdy nigdzie daleko nie odchodzil, powachal sobie trawke po drugiej stronie, pobiegal i zaraz wracal; a teraz go tak dlugo nie ma i w nocy go nie bylo strasznie sie boje, ze cos muy sie zlego stalo; dzwonilam do schroniska, ale tam go nie ma... nie moge sie w pracy na niczym skupic, najchetniej wsiadlabym w samochod i wrocila do domu, zeby zaczac go znowu szukac; ja go musze znalezc, zebym nogi miala schodzic po kolana to go bede szukac; ale, boze, jako cos mu sie stalo i on gdzies lezy to go nawet nie zauwaze, bo jest taki maly, za kepa trawy sie schowa... co ja mam zrobic, to taki duzy teren, arek jest chory ledwie nogami powloczyl wczoraj, ale chodzil ze mna; zreszta i tak dwie osoby to ile przeszukaja... jezu zeby mu sie tylko nic zlego nie stalo... Quote
Isabel Posted March 9, 2011 Posted March 9, 2011 Może spróbuj szukać z Vegą lub Kolą "na węch". A jesteś w stanie określić jaką mniej więcej odległość mógł przebiec Frodzio na tych swoich nóżkach? Wtedy można by ograniczyć obszar poszukiwań do jakiegoś promienia. Ech, niewesoło to wygląda...:( Dobrze, że przynajmniej jest w miarę ciepło, ale w nocy pewnie i tak zmarzł...:( Quote
winter7 Posted March 9, 2011 Posted March 9, 2011 Kakadu, nie wiem co powiedzieć. Przeżyłam ten sam koszmar. Mój drugi piesek kiedyś przestraszył się psów sąsiada i też poleciał w długą. Od 22 do 3 w nocy chodziliśmy po okolicy i szukaliśmy go. Później cały dzień. Rozwiesiliśmy 250 ogłoszeń. Byliśmy w 30 lecznicach. Ogłoszenia w gazetach, policyjny pies tropiący, pies ratownik, a nawet.... jasnowidz. :) Po 4 dniach zadzwoniła pani z ogłoszenia, że widziała go pod lasem. Pojechaliśmy tam i rozwiesiliśmy jeszcze tam ogłoszenia. Nie wierzyliśmy za bardzo, że to był on, bo to było daleko od domu. Ale popołudniu zadzwoniła kolejna pani, że ma naszego Pioruna... To co przeżyłam wtedy jest nie do opisania. Mam nadzieję i wierzę w to głęboko, że Frodzio się znajdzie. Jeśli jest tam las, to warto zostawić wiadomość u leśniczego. Dobrym pomysłem jest też spacerowanie w tamtych okolicach z Vegą. Choć psy nie mają w naturze szukać się na wzajem. Ale może. Psy mogą się oddalić o wiele kilometrów. Quote
kakadu Posted March 10, 2011 Author Posted March 10, 2011 dziekuje za slowa wsparcia - frodzio sie znalazl... uffff.... wczoraj zaraz po pracy polecialam go znowu szukac, arek na rowerze zataczal kola, a ja lazilam po krzakach; odkrylam miejsca i przejscia, ktorych istnienia sie nie spodziewalam, ale ani sladu frodzia; tez juz myslalam o psach tropiacych, i tez zauwazylam, ze te moje dwa nie za bardzo sie przejely zniknieciem frodzia i chyba nie byloby z nich pozytku przy szukani go... spotalismy sie z arkiem na wale p. powodziowym i juz wracalismy do domu zrezygnowani; wyglosilam nawet juz w zwatpieniu kwestie, ze nie wiem co gorsze/lepsze czy go znalezc martwego i pogodzic sie z jego smiercia, czy juz zawsze na spacerach rozgladac sie za malym skurczonym ksztaltem i ludzic sie nadzieja, ze moze ktos go przygarnal i jest mu dobrze w nowym domu ew. zadreczac mysla, ze ktos robi mu krzywde; skrecilismy w ostatnia prosta, w uliczke przy ktorej stoi nasza chatka, patrzymy, a droga w kierunku domu dziarsko maszeruje frodzio; jak bozia przykazala, poboczem, grzecznie jak po sznurku zmierza do domu jak gdyby nigdy nic; arek go zawolal; frodzio sie zatrzymal, obejrzal, zobaczyl nas i zaczal stepowac; frodzio jak sie cieszy czy jakos ekscytuje, to zaczyna tak smiesznie dreptac w miejscu i stad nazywamy go stepujacym frodkiem :) wzielam go na rece, ale wolal isc sam bo bylo szybciej, a najwyrazniej mu sie bardzo spieszylo do jedzenia i picia; tak wiec dobrostan znow sie zgadza, melduje, ze trzy psy i kot sa zewidencjonowane, a ich obecnosc potwierdzona przez wykonanie szybkiego remanentu; dzis wszystko jest zakmniete w domu na 4 spusty, wyjscie przez sciane na dwor zablokowane dykta; kolo 11 przyjdzie sasiadka, zeby wysikac towarzystwo i znow je zamknie; jutro scenariusz sie powtorzy, a w sobote jedziemy kupic kawal siatki, zeby zagrodzic przejscie na druga dzialke, ktora nie ma podmurowki i stad te ucieczki... przepraszam, ze was przestraszylam, ale latwiej mi sie bylo bac w waszym towarzystwie - dziekuje za to :loveu: Quote
Nadziejka Posted March 10, 2011 Posted March 10, 2011 :modla::klacz:[COLOR=darkorange]cioteczko matko jedynoooooooooooooooooo ale wycieczke sobie ninio zrobil:crazyeye:[/COLOR][COLOR=indigo]pozdrawiam goraco i raduje sie ogromnie ze juz wszystko dobrze:loveu::loveu::loveu:ze jest cauni i zdrowy:loveu:[/COLOR] Quote
terra Posted March 10, 2011 Posted March 10, 2011 Dopiero weszłam na wątek i czytałam z zapartym tchem. Ale Frodzio nabroił. Łobuz jeden. Współczuję Kakadu, znam ten ból, kiedy cały czas się myśli o zaginionym piesku. Całe szczęście, że wrócił. Czy Frodzio czasem nie poszedł na panny? Quote
kakadu Posted March 10, 2011 Author Posted March 10, 2011 na panny chyba raczej nie - przeciez on bez jajek jest... :roll: a swoja droga, kawalek dalej, nad rzeka u sasiada jest pies, duzy don, ktory normalnie siedzi w dzien w kojcu, a na noc jest wypuszczany na teren, a ten teren jest oczywiscie... nieogrodzony bo po co :cool3: i on buszuje wszedzie i jak ostatnio jedna suka tego sasiada miala cieczke, to on zagryzl dwa psy, jednego takiego malutkiego, a drugiego wiekszego; z tego malego to malo co zostalo podobno :placz:, wiec wolalabym, zeby frodzio na panny nie chodzil z taka konkurencja :cool3: Quote
Isabel Posted March 10, 2011 Posted March 10, 2011 Ale się cieszę :multi: Łazęga jedna z tego Frodzia, ale całe szczęście, że znalazł drogę do domu :multi: Quote
winter7 Posted March 10, 2011 Posted March 10, 2011 Uffffffffffffff - to kamień z serca. [QUOTE] wyglosilam nawet juz w zwatpieniu kwestie, ze nie wiem co gorsze/lepsze czy go znalezc martwego i pogodzic sie z jego smiercia, czy juz zawsze na spacerach rozgladac sie za malym skurczonym ksztaltem i ludzic sie nadzieja, ze moze ktos go przygarnal i jest mu dobrze w nowym domu ew. zadreczac mysla, ze ktos robi mu krzywde;[/QUOTE] Niesamowite, że zupełnie obce osoby mogą wygłaszać te same prawdy życiowe - jakbyś mi to z ust wyjęła :):):) Cieszę się, że gałgan już bezpieczny w domu. Quote
Nadziejka Posted April 3, 2011 Posted April 3, 2011 [url=http://www.fodey.com/generators/animated/wizard.asp][img]http://r9.fodey.com/2152/6ac102e7e4604896b7c6f73a1f400df4.0.gif[/img][/url]:bye::painting::iloveyou::BIG::new-bday:[SIZE=7][COLOR=magenta]szczescia i serc wielkich wokol ciebie :multi::loveu:postokroc[url=http://www.fodey.com/generators/animated/wizard.asp][img]http://r9.fodey.com/2152/160ed3facbfd4ac7a64808a1f5b2097c.0.gif[/img][/url][FONT=Arial Black][SIZE=3][COLOR=darkorange]sercem zyczymy z Gonzikowa [/COLOR][/SIZE][/FONT][/COLOR][/SIZE] Quote
Isabel Posted April 3, 2011 Posted April 3, 2011 Dołączam się do życzeń - wszystkiego co najlepsze :Rose: :new-bday: :tort: :BIG: Quote
kakadu Posted April 8, 2011 Author Posted April 8, 2011 oj, nie zagladalam - przepraszam i dziekuje :loveu: i tu mnie ciotka gonzalesowa wytropila i donioslao urodzinach :diabloti: Quote
Recommended Posts
Join the conversation
You can post now and register later. If you have an account, sign in now to post with your account.