Jump to content
Dogomania

Recommended Posts




.
W opisywanej sytuacji masz przekonać psa że go zabijesz, jeśli natychmiast się nie zamknie.
Co nie wyklucza zaprzyjaźniania z gośćmi, ale najpierw musisz osiągnąć stan umysłu u psa w którym on mówi "mama, ajć, wiem wiem, nie lubię ich, ale nie wolno mi ich zjeść, od zjadania to jesteś tutaj ty".










P.S.
Opisywany tu przypadek bernardynki jest bardzo typowy i nie ma nic wspólnego z psychiczną chorobą. :-)



A, wreszcie ktoś to powiedział! Dziękuję!
Link to comment
Share on other sites

Berek - ja się zgodzę, że ten umowny brak szacunku ma znaczenie w całym układzie, chociaż użyłabym raczej określenia "zdolność do kalkulacji szans" - na Pudziana by się nie rzucił na pewno, ale nie z szacunku, tylko po prostu nie ma zapędów samobójczych. Słowo "szacunek" implikuje zaufanie i komunikację, a ten pies nie będzie próbował zeżreć kogoś, kto jest duży i straszny - to jest po prostu instynkt samozachowawczy.

Ale żeby brak szacunku był przyczyną całego zachowania? Nie uważasz, że lekceważenie musi mieć jakąś sensowną granicę, poza którą zaczyna się szaleństwo? Nie ustąpić miejsca staruszce w tramwaju, to jest lekceważenie, ale napaść na staruszkę i skatować ją łyżką do opon bez przyczyny - to jest zachowanie psychopatyczne. Lekceważący mnie pies może mnie zlewać, jak czegoś od niego chcę, a jak mu przeszkadzam, to warknąć, szczeknąć, nawet chapnąć. Ale jeśli potrafi odwalić 40-minutowy atak z wielokrotnym rozszarpywaniem skóry i nic nie jest w stanie go zatrzymać, to nie jest lekceważący, tylko pierd***nięty, i piszę to z całą czułością.

Ale jeśli zamienimy "respekt" i "szacunek" na "podatność na zastraszenie", to się zgadzam całkowicie, choćby ze względu na to, że udało mi się go ogarnąć dopiero korektą fizyczną. I mamy sytuację na pewno nie rozwiązaną, ale pod kontrolą, od kiedy pies mi uwierzył, że zrobię z niego słoik smalcu gołymi rękoma, jeśli jeszcze raz na mnie wystartuje z gębą. Zanim ten wspaniały i wiekopomny moment nastąpił, osiągaliśmy wyżyny patologii, włącznie z chodzeniem w zimowym kożuchu - tańszej wersji kurtki ochronnej - po domu.

A z tym spaniem chodziło mi tylko o to, że jeśli na przykład budzili psa z głębokiego snu soczystym strzałem w tyłek, to reakcja psa jest chyba zrozumiała...? Tak, to o lunatykach to prawda. Nagłe wyrwanie ze snu nie powoduje powrotu do przytomności, tylko krótki amok.

 

Beatrx - ale z tego, co Ty i Berek piszecie, wynika, że coś takiego jak psie "zaufanie" czy "więź" to czysty eufemizm, jest tylko stuprocentowe posłuszeństwo. Zaufanie widzę jakoś tak: "nie podoba mi się ta droga/człowiek/autobus, ale skoro ty idziesz, to idę za tobą". Ale jeśli w grę wchodzi fobia (panika) albo utrwalona nienawiść (agresja), to nie ma miejsca na zaufanie, natomiast musi zadziałać wyćwiczone posłuszeństwo - bo właśnie od tego jest, żeby zadziałało w takich sytuacjach.

Czy to jest w ogóle osiągalne dla "zwykłego" psa "zwykłego" właściciela? Jeśli weźmiemy ogół psów i odejmiemy od niego wszystkie psy, które mają z czymś czynny problem (jeden goni samochody, drugi koty, trzeci drze mordę na przechodniów, czwarty na gości, piąty kradnie żarcie, a szósty cudzołoży z nogą właściciela), to zostanie nam właściwie szczuplutka garstka psów sportowych i grupa psów zupełnie pozbawionych popędów, prawda?

Stawiacie tym samym sprawę bardzo brutalnie - tylko właściciele psów sportowych i pracujących mają prawo mieć dobrą więź ze swoimi psami, bo tylko oni latami szlifują z nimi posłuszeństwo, więc tylko oni mają taką kontrolę nad zachowaniem psa, żeby opanować go w obliczu czegoś wywołującego u psa skrajne emocje.

 

chounapa - ja się boję pająków;) Panicznie. Nieprecyzyjnie się wyraziłam, masz rację, oczywiście.

 

Poprawmy tę analogię: jeśli ktoś we mnie rzuci pająkiem, a ukochana osoba będzie mnie w tym czasie przytrzymywać (i powtarzać "Hej, zaufaj mi, nic ci nie będzie"), to ja ją muszę za wszelką cenę powalić, bo mój mózg widzi pająka jako śmiertelne niebezpieczeństwo - na tym polega fobia. Gdzie tu miejsce na zaufanie? Jeśli ktoś zatrzymuje mnie w sytuacji, w której uratować mnie może tylko ucieczka, to będę z nim walczyć, i nie mam żadnej kontroli nad tą reakcją, bo przejmuje ją mózg skupiony wyłącznie na przetrwaniu.

Prawdopodobnie bardzo hiperbolizuję na potrzeby dyskusji, ale tak na pewno to będę to wiedziała dopiero w dniu, w którym ktoś rzuci we mnie pająkiem;) 

Egzemplifikacja wizualna - https://youtu.be/fyhs8dKMTN4?t=5m48s. To jest histeria wywołana nagłym zetknięciem z przedmiotem fobii; wyłącza się wszystko poza wolą przeżycia, czyli ucieczki przed niebezpieczeństwem. Nie ma w tym momencie znaczenia wszystko, co wiemy o realnych niebezpieczeństwach (wypadek samochodowy raczej nas zabije, pająk na pewno nie).

Jasne, to są ludzkie mechanizmy, antropomorfizować psa nie należy. Ale po prostu nie widzę kompletnie tego zaufania do przewodnika jako czynnika leczącego z histerii, agresji, lękliwości i utrwalonych na blachę agresywnych bądź panicznych reakcji...

 

 

Jeśli dobrze rozumiem, to tak naprawdę "więź", "zaufanie" i "szacunek" nie mają tu kompletnie nic do rzeczy. Właściciel musi stać się źródłem większego strachu niż to, czego pies się bał do tej pory. Czyli nie "ok, ufam ci, że się tym zajmiesz", tylko mając do wyboru umrzeć ze strachu i umrzeć z ręki właściciela pies ma - ze strachu przed właścicielem - wybrać śmierć ze strachu?

Link to comment
Share on other sites

Pies, który nie umie samorzutnie hamować zachowań agresywnych w sytuacji, gdy zagrożenie minie, jest psem skrajnie niebezpiecznym.

Kradzież żarcia ze stołu, gonienie samochodów, to zupełnie inna bajka - psa można nauczyć innego zachowania bez groźby przerabiania na słoik smalcu.

Przykład psa o silnych popędach, ani sportowego, ani służbowego, też malinois, ale o prawidłowych reakcjach - wchodząca do pokoju znajoma psu dziewczyna stanęła zwierzakowi na łapę. Pies wyskoczył w powietrze i ostrzegawczo kłapnął zębami. Dziewczyna powiedziała coś miękkim głosem przyjmując zupełnie pasywną postawę - pies natychmiast wrócił do rytuałów powitalnych, uznając sprawę za wyjaśnioną. Przy następnych spotkaniach nie przejawiał cienia niepokoju czy agresji wobec tej dziewczyny.

Moja psica, jak większość naszych pupilków, nie lubi obcinania pazurów. Gdy biorę cążki z półki, suka bardzo niechętnie, ale jednak wskakuje na wersalkę i wytrzymuje manicure. Wie, że potem zostanie nagrodzona - a więc wytrzymuje nie ze strachu przed zabiciem, ale z nadzieją na piętkę suchego chleba. Ja dotrzymuję zawsze tej umowy - i to jest chyba wzajemne zaufanie, podobnie jak w przypadku psa, który uwierzył, że starczy raz kłapnąć zębami w powietrzu, aby człowiek nie powtórzył niestosownego zachowania. I tak zachowuje się wiekszość psów o normalnych popędach, ani sportowych, ani pracujacych; nie muszą obawiać się śmierci z rąk właściciela.

Jeśli Twój pies z powodu własnych lęków atakował Cię przez 40 minut - trudno nazwać go normalnym. Czy tak zaburzone emocje da się kiedykolwiek opanować czy wyleczyć, bezpiecznie kontrolować, tego na pewno nie wie nikt. Czy warto, o ile nikt oprócz Ciebie nie jest zagrożony, to już decydujesz sama.

Link to comment
Share on other sites

Ja mam pytanie, może coś przeoczyłam, a jestem ciekawa. Jak wygladają jego reakcje z psami? Czy w stosunku do psów też ma napady agresji?
Moim zdaniem ten pies nie atakuje w panicznym strachu, bo juz bys nie żyła. On kontroluje siłę uderzeń. Niekontrolowany atak skończyłby się bardzo poważnie. Tu pozostawiam sobie miejsce na domysł, że nie jest to zachowanie wywołane chorobą, a przynajmniej nie lękami czy fobiami.
Mam też wrażenie ( wrażenie, zero pewności, w końcu znam ciebie i psa tylko z netu), że zrobiłaś psu możliwie wiele przestrzeni, wiele w tym poświęcenia, oddawania miejsca psu, na jego fochy, fobie, stresy. Oczywiście, że działasz przemyślanie, nie ma w tym typowego zagłaskiwania kotka na śmierć. Ale...
Ty i twoje potrzeby znikają. To nie jest dobry klimat to stworzenia w oczach psa wizerunku siebie jako osoby mocnej, decyzyjnej i panijacej na d sytuacja.
Ja miałam taki etap życia z...noworodkiem, moim własnym synem. Im bardziej starałam sie dostosować do jego potrzeb tym miał ich więcej i był bardziej nerwowy. Jak zaczelam zajmować sie w pierwszej kolejnosci sobą, tym, żeby zjeść, wysikać się, czy pojść na spacer tam gdzie ja chcę - gówniarz się uspokoił. Nie było to dotkniecie magicznej różdżki tylko proces. Wiem, ludzka psychika nieporównywalna z psią. Ale ja teraz odnoszę się do części równania ludzkiego. Bo przewala się na okrąglo temat psa. Pies odmieniany przez wszystkie przypadki, a ty występujesz w historii swojego psa jako obiekt jego ataku.

  • Upvote 1
Link to comment
Share on other sites

Sowa, ale Ty jesteś fachman. Umiesz pokierować psem tak, żeby mu umiarkowana niechęć do manicure nie przeszła w stan patologiczny, tylko wykorzystać ją do umocnienia więzi/przyjaźni/zaufania/jak-zwał-tak-zwał. Gdyby Twoja psica była Pimpkiem pani Jadzi z klatki C, jaka jest szansa na to, że po piątej nieudanej próbie obcinania pazurów nie zacznie warczeć groźnie na każdego, kto trzyma w ręku nożyczki?

I właśnie o taki stan pytam, co wtedy? Mamy utrwaloną złowrogą reakcję psa i właściciela, który musi coś z tym zrobić, bo pies kogoś wcześniej czy później pogryzie. Czy uważacie, że wtedy jest czas na wprowadzanie dealu "ja macham nożyczkami, a ty żresz pyszności", czy na zastraszanie "warknij, a zginiesz"? Pierwsze zakłada dobrowolną decyzję psa, czy ma ochotę na taki układ, czy jednak wolałby kogoś zjeść. Drugie ucina sprawę raz na zawsze, ale nie możemy chyba mówić, że ma coś wspólnego z zaufaniem czy dobrą więzią. Dopiero na tym, jeśli dobrze rozumiem myśl Berek, potem można więź zbudować, ale jej podstawą musi być zastraszenie i poddanie się psa. 

Przy okazji - Sowa, jeśli mogę Cię o coś zapytać - byliśmy wczoraj na trekkingu, dość wyczerpującym, do tego Duma skaleczył się w nogę. Po jakimś czasie zaczął się ociągać, zwalniać, a kiedy po niego zawróciłam, spojrzał na mnie i ciasno, groźnie złożył uszy (na tym się skończyło, zrobiliśmy mały postój i dalej poszedł chętnie). Ból, zmęczenie albo złość zgłasza inaczej, tej emocji nie rozpoznaję (uszy podobne widziałam u niego, kiedy jakaś obca kobieta sięgnęła po smycz w mojej ręce, ale wtedy reszta ciała była bardzo lękowa, a tu nie). Jak byś to odczytała?

 

cavecanem - masz rację, on się nie broni zębami, tylko ucieczką (chyba że ktoś mu odcina drogę ucieczki - wtedy będzie się bronił). Przyczyną ataku czasem bywa, ale nie musi być panika. Moja hipoteza jest taka, że kąsanie jest utrwaloną, przećwiczoną na blachę (na wszystkich dostępnych obiektach), wielokrotnie wzmacnianą reakcją na silne emocje (jakiekolwiek - złość, frustracja, podniecenie), ale też sposobem wymuszania swojej woli (nie chcę tam iść! - gryzę - człowiek na końcu smyczy się zatrzymuje - ok, to działa) i rozładowywania stresu. Też myślę, że się kontroluje: ta samokontrola polega na tym, że zaatakować może w każdej chwili, ale raczej Cię nie zabije. To bardzo ważne, jasne, ale trochę do dupy z taką samokontrolą;)

Na szczęście, mamy to już w miarę ogarnięte. Nadal potrafi się na mnie próbnie zamierzyć i czasem prowokuje ("Gryźć nie wolno, czaję. A mogę na ciebie warknąć? Albo skoczyć? Co zrobisz...?"), ale ładnie reaguje na informację zwrotną ("Nie, *!@#$!, nie możesz." "Okej, okej, spoko, nie denerwuj się... To ja sobie pójdę powąchać tego kwiatka").

Rozumiem, o czym mówisz, i też uważam, że to jest sytuacja bardzo niekorzystna dla nas obojga. Radzę sobie z tym jakoś. Na razie rozdwoiłam psa: jest Duma, z którym latam po chaszczach i bagnach i odkrywam uroki życia z kontaktowym, żywiołowym, zgranym ze mną psem. I jest "misja: pies", i na tym punkcie pozwalam sobie mieć obsesję, czyli stale prowadzona obserwacja, zapiski, doedukowywanie się, konsultacje i nieustanna analiza psich akcji i reakcji. Trochę jak dodatkowy etat, ale dzięki temu nadal go bardzo lubię.

Link to comment
Share on other sites

Tak jest. Zasady i granice - bezwzględne i nieprzekraczalne, a nie usprawiedliwiane, a to fobią, a to lękiem, a to czymś tam.

Elbic, w 1 Twoim poście widzę słowo klucz: "KOREKTA FIZYCZNA". Dlaczego tak późno ?

 

Prosiłaś o inne przypadki i wymianę doświadczeń, no to proszę: Furia swego czasu uwielbiała się rzucać na samochody. A ja się z nią pierdo...am. Że może lepiej po dobroci i pozytywnie ... bo zaufanie, bo relacja, bo srutututu. Nie wchodząc w szczegóły - zmarnowany czas. Przyszła faza na korektę. Spodziewałam się, że może mi się odwinąć (taki POJEDYNCZY strzał zębami), ale jak już się to stało ... Wmurowało mnie i tym samym wyhodowałam sobie kolejny problem: po korekcie należy się odwinąć, bo to gwarantuje, że pańcia odpuści. Do tego doszedł trzeci problem - moje emocje, a konkretnie nerwy i strach. Konsekwencje: a) pies to "sczytuje" , .b ) wykonywanie tysiąca pięciuset nieświadomych i dalece zbędnych ruchów, upewniających psa w: "zaraz będzie akcja".

 

Co pomogło: wielce szanowny przymus oraz wielmożna korekta (tym razem skuteczna). Przy obowiązkowym opanowaniu emocji. Mamy jeszcze coś jak półśrodek i "koło ratunkowe", w postaci zachowania zastępczego "usiądź". Trwało długo, ale to tylko i wyłącznie MOJA wina, ponieważ: a) za długo się cackałam, .b)na wstępie popełniłam kilka karygodnych błędów, c) miejsce mojego zamieszkania sprzyja unikaniu problemu (wiocha i 1 auto raz na ruski rok), d) jestem mistrzem wymówek i przekładania na wieczne "później".

 

EDIT: Elbic, moim zdaniem moment w którym możesz psu pozwolić na podjęcie samodzielnej decyzji, coś jak "deal", to u psa z mocno utrwaloną negatywną reakcją jest którymś, kolejnym etapem pracy. A nie wstępem. Gdybym od tego zaczęła, to dalej bym się bujała. Doszłam do tego etapu siłowo, starając się nie dawać psu wyboru i fizycznej możliwości wyskoczenia, a jeśli jednak się zdarzyło - to dotkliwe zduszenie w zarodku korektą. Posiłkowałam się również tym "kołem ratunkowym". Dopiero później przyszedł czas na dłuższą smycz i "decyduj sama". I wiesz co, nie mogę powiedzieć, aby mój pieseczek mnie "mniej kochał" albo się mnie bał, albo czuł się jakkolwiek niekomfortowo. Przeciwnie. Mój pieseczek czuje się dużo lepiej odkąd samochody przestały wywoływać tak chore pobudzenie. A spacery po mieście stały się obopólną przyjemnością.

Link to comment
Share on other sites

Ja nie macham żarciem przy nożyczkach, tylko pies wie, że kiedyś będzie nagrodzony za wytrwanie w pozycji waruj, niezależnie od tego, co się dzieje z łapami lub obok:-))
Najpierw zostało utrwalone waruj przy odwracaniu uwagi na wiele sposobów.

"Warknij, a wprawdzie nie zginiesz, ale polecisz przez powietrze z twardym lądowaniem" - taka lekcja bywa potrzebna jeden raz, przy pierwszej zębatej próbie stawiania na swoim przez dorastającego psa. Jeśli jest prawidłowo zrobiona, bez gniewu, bez zadawania bólu, bez urazy - może wystarczyć raz na całe życie psa. Oczywiście nie każdy pies tego potrzebuje, nie każdy podejmuje taką próbę, czasem wystarczy zapytać pieseczka czy aby coś mu się nie pomyliło -ze zrozumiałą dla psa intonacją głosu i odpowiednią postawą.

Ale Twoj pies dorastał poza Tobą i dobre jest tylko to, co skutecznie działa teraz.

Co do postawy z ciasno przyciśniętymi uszami i nieco sztywnym ogonem, to może być sygnał odcięcia - czyli pies powiedział: jak dasz mi spokój choć przez chwilę, to nie użyję zębów, nie zmuszaj mnie do tego. Może tak było - trudno ocenić na niewidzianego, nawet z najlepszego opisu. Uszy maliniaka są niesłychanie gadatliwe, to fakt.

Czy masz możliwości jakiejkolwiek pracy węchowej z psem? Zdecydowanie łatwiej kontrolować gramy mózgu niż kilogramy mięśni. Praca węchowa bardzo wycisza, daje dobre psychiczne zmęczenie i poczucie wspólnoty z przewodnikiem. Bodaj taka praca, jak szukanie rękawiczki pozostawionej dwa kroki za sobą. Tyle że pies musi oddawać czy sygnalizować - bez zabierania i uciekania ze zdobyczą.

Link to comment
Share on other sites

Furie, dobrze Cię widzieć;) "Korekta fizyczna" mi bardzo długo nawet w głowie nie postała, bo postępowałam zgodnie z wbijanym mi do głowy przez wszystkich protokołem "jeśli pies cię atakuje, to udawaj drzewko".

(Dodatkowo bardzo długo myślałam, że on atakuje w panice, z samoobrony, że to jest poza jego kontrolą. Do tego, jak skończy, to przychodzi się normalnie przytulić, co jeszcze mnie utwierdzało w hipotezie o jakimś neurologicznym-padaczkopodobnym czy psychicznym problemie.

Bardzo długo mi zajęło zrozumienie, że to nie jest panika, to nie jest nawet agresja w ścisłym znaczeniu tego słowa. W jego głowie gryzienie jest super: jest narkotycznie przyjemne, przynosi ulgę, rozładowuje stres, daje kontrolę, można w ten sposób przekazać człowiekom, czego sobie życzymy albo nie. Jest nienormalny, to prawda, ale jego gryzienie jest zgodne z logiką jego szaleństwa.)

No i jasne, po moim początkowym braku reakcji pies błyskawicznie ogarnął, że tu za gryzienie nic nie grozi, nawet jeszcze się fajnie ustawiają, żeby było wygodniej. Nie wiem, czy dałaś się kiedykolwiek rozkręcić Furii powyżej pojedynczego strzału, ale Duma po kilku ugryzieniach wpada w łowiecki amok - ofiarę trzeba zagryźć. I wtedy już za późno, buldożerem go nie zatrzymasz. To się rozkręca do niewyobrażalnych sytuacji, może sobie podaruję opisy, ale jasny gwint, co ja z nim przeżyłam. I cały czas gryzłam palce, żeby mu ze złości i z bólu przypadkiem w dupsko nie strzelić.

 

cavecanem, nie odpowiedziałam na Twoje pytanie o relacje z innymi psami. Więc tak: przez pierwszy miesiąc po adopcji zasadniczo nie odklejał się od mojej nogi. Otoczony psami wciskał się we mnie tak, jakbym była ostatnią szalupą ratunkową na Titanicu; raz jeden jakiemuś owczarkowi dał się zachęcić do zabawy i to był cud. Z czasem się ogarnął i poczuł pewniej, i wylazło z niego coś takiego, że nad słabszymi i wycofanymi psami z wyjątkową przyjemnością się znęca. To znaczy - bawi się przerażonym szczeniakiem tak, jakby się bawił z psem swoich rozmiarów, czyli w podgryzanie, obwarkiwanie, gonitwy i przewracanie. Pies rozpaczliwie sygnalizuje lęk i bezbronność, miauczy, wywala brzuch, posikuje, a ten potwór będzie go jeszcze turlał po ziemi i majtał przy tym ogonem, jaką mu się śmieszną mysz upolowało. Ignoruje kompletnie wszystkie, nawet najsilniejsze, sygnały.

Na rzeczywistą agresję reaguje całkowitą obojętnością i machnięciem ogona. Nigdy natomiast nie widziałam, żeby się jakiemuś psu rzeczywiście, całkowicie, wyraźnie poddał.

 

Sowa, dzięki. Zabawy węchowe robimy z piłeczkami i z żarciem. Częścią rutyny spacerowej jest rozrzucenie karmy w trawie na koniec spaceru. Siadam z książką, a pies szuka i wyżera przez jakiś czas (z rosnącą tendencją do zżerania śmieci z ulicy poradzimy sobie kiedy indziej, to nie jest teraz nasz największy problem). Piłki wykorzystuję do zabawy w chowanego, bo ma na ich punkcie obsesję i szuka ich długo i wytrwale, szukanie czegoś innego mu się nudzi i rezygnuje za szybko. Oddaje zawsze.

 

jowita10503, z timingiem jest o tyle prosto, że jak pies wisi ze szczękami zaciśniętymi na Twoim przedramieniu, trudno się spóźnić z korektą;) Mam swój patent, który działa na tego konkretnego psa w tym konkretnym przypadku, ale nigdy w życiu nie zastosowałabym go w innych warunkach.

Ale nie nagradzam go za przerwany atak ani za rezygnację z ataku, nie wyobrażam sobie takiej kombinacji. Jak mi szczeknie na domofon, to go uciszam, a potem nagradzam zamknięcie mordy, ale jeśli pies Cię ugryzie, to nie rzucisz mu smaczka za to, że puścił. Chyba że źle myślę - jak Ty to widzisz?

Link to comment
Share on other sites

Elbic, nie rozrzucaj karmy w trawie, proszę. Pies wtedy nagradza się sam i poluje na własną łapę. Uniezależnia się od Ciebie. Po co mu praca z Tobą, jeśli żarcie znajdzie sam? Niech szuka czegoś o Twoim zapachu lub zabawek i za to będzie nagradzany karmą z Twoich rąk. To go pomoże podporządkować Tobie.

Link to comment
Share on other sites

Sowa - a mogłabyś podpowiedzieć jakieś inne ćwiczenie, które uczy psa samodzielnego wyciszania? Nie mogę nagrodzić szukania, bo nagroda z mojej ręki wprawia go w stan pełnego alertu i ekscytacji, którego poza sesją treningową bezwzględnie unikam. Dlatego poza trybem ćwiczeń w ogóle nie nagradzam go przysmakami, tylko chwaleniem i głaskaniem. Jest mnóstwo karmienia z ręki, połowę dziennej dawki dostaje z ręki podczas ćwiczeń (w krótkich seriach, maksymalnie kilka minut i zmiana okoliczności) , ale nie mogę mu nic podać, jeśli chcę osiągnąć rozprężenie. Poziom emocji, nakręcenia i nabuzowania u niego jest naprawdę chory, miałam dojrzalszego i stabilniejszego emocjonalnie 3-miesięcznego tymczasa.

(Nie wiem, czy piszę jasno - nie chodzi o żarcie, żarcie go nie podnieca. Podam przykład: siedzimy w pracy, pies wie, że oczekuję od niego spokojnego i godnego zachowania, zwłaszcza, jeśli ktoś wchodzi. I powiedzmy, że ktoś wchodzi, pies grzecznie leży i się nie rusza. Jeśli w tym momencie rzucę mu przysmak, pies się zrywa w pełnym trybie gotowości, i szlag trafia całe to leżenie, spokój i wyciszenie, które właśnie chciałam nagrodzić. Pies, który właśnie znalazł piłkę po długim szukaniu, jest zmęczony i dumny z siebie, ale jeśli w tym momencie podam mu nagrodę, szlag trafi całe to ćwiczenie i relaks, który mu dało.)

Dlatego staram się, żeby nauczył się samodzielnego, głębokiego wyciszania, nie na moją komendę (niby warowanie też uspokaja, ale nie o to chodzi) i bez mojego dotyku (bo głaskany uspokaja się natychmiast, ale też nie o to chodzi). I na to szukanie smaków w trawie jest naprawdę idealne...

Link to comment
Share on other sites

widzisz, na sygnały szczeniaka odpowiada nieadekwatnie, ale na agresję prawdziwą ustepuje. tzn potrafi wyczuć, gdzie przebiega cienka czerwona linia, i w stosunku do psów stosuje sie do "zasad", a przynajmniej w stosunku do tych psów, które mu realnie zagrażają. Im nie odpowiada agresją. Ludziom (tobie ) tak. Bo w ciagu swoich dwóch lat (tyle ma?) zycia, nauczył się, że ludzie albo ustepują przed groźbą z jego strony, albo przegrywają najsłabsze starcie. On nie jest nienormalny raczej. On jest niewychowany. Tyle, że jego wychowanie to nie socjalizacja, a resocjalizacja. I nie zawsze musi przynieść skutek.

edytuj.
jeżeli coś moge nt powyższego: a co ci przeszkadza, że PO nagrodzeniu okazuje entuzjazm? To jest podejście "pozytywistów", nie rzucajmy psu za dużo bo się rozentuzjazmuje i o rany co wtedy. Ja tego nie kupuje.
To tak jakby dać dzieciakowi super prezent w nagrode za swietne wyniki w szkole i wymagać, żeby na nawet mięsień na twarzy nie drgnął. Bo co? Bo przekreśla to jego pracę?
Leżał, wytrzymał, został pochwalony i sie ucieszył. co w tym złego? Jak sie nacieszy, to z powrotem go połozysz. Ty masz panować nad emocjami a nie je usunąć. Walczysz z wiatrakiem.
Z takim psem nie ma sesji treningowych i poza trenigowych. Trening jest non stop.

Link to comment
Share on other sites

cavecanem - usunąć emocji nie chcę, ale "swoboda" i "relaks" to też są emocje (EDIT: no, technicznie rzecz biorąc, nie są, ale wiadomo, o co chodzi) - i one u niego nie występują. Na 5 minut skrajnej ekscytacji musi przypadać kwadrans odpoczynku, bo inaczej padniesz, spalisz się, oszalejesz. Stały poziom ekscytacji to stały poziom stresu, a to z kolei stale podwyższony kortyzol, a to się dokłada do szajby, która mu uniemożliwia relaks, i to jest błędne koło.

Radość po znalezieniu piłki, gonitwie z innym psem, duma z dobrze wykonanego ćwiczenia, radosne przywitanie, przyjemność z węszenia - to jest wszystko entuzjazm. Zdrowe, dobre, słuszne podniecenie.

Ale jeśli pies prawie się obsrywa z chorego napięcia, wiercąc wzrokiem Twoją rękę, z której ma dostać nagrodę - to chcemy utrzymać ten stan tylko wtedy, kiedy jest konieczny. Podczas ćwiczeń ok, ja też wpadam w obsesję w trakcie pracy. Ale po skończonej sesji pies ma paść i odpocząć - a tego nie potrafi.

 

Zresztą, zaraz, można to powiedzieć prościej - nie opanowałam jeszcze z psem wychodzenia z trybu pracy. O. ;)

Link to comment
Share on other sites

W ogóle Sowa wielu osobom pomogła. Mnie również. Dlatego zanim ktoś się z nią wda w polemikę, radzę przyjąć jej zdanie za pewnik lub dopytać, z nastawieniem "chcę zrozumieć" a nie "chcę obalić", tudzież zamilczeć.

 

Elbic, jestem i byłam - stale i niezmiennie. Szkoda i przykro mi, że tyle musiałaś przejść zanim sobie poukładałaś, że "metoda drzewka" prowadzi donikąd.

W moim uwstecznieniu w kierunku patologii, bywało że po mojej korekcie za odwinięcie, przychodziło kolejne odwinięcie. Bo niby jak to, kiedyś wystarczało się raz odwinąć i był spokój. Ale wzięłam d... w troki i ukróciłam. Odwijanie Furii - zawsze 1: 1. Jedna korekta - jedno odwinięcie. Nigdy nie było czegoś co można by określić jako "rozkręcenie się". Mimo wszystko, uważam że babrałam się stanowczo za długo.

 

EDIT: sorry za niewstrzelenie się. Otworzyłam okienko odp. i zabrałam się za obiad ;)

Link to comment
Share on other sites

Furie, ja czasami głupio coś formułuję w rozpędzie. Absolutnie nie wchodzę z Sową w polemikę, tylko właśnie dopytuję, bo chcę zrozumieć, gdzie popełniam błąd (a że robię źle, to przyjmuję za pewnik, ale muszę jeszcze zrozumieć, dlaczego;)). Mam nadzieję, że to było czytelne, jeśli nie, to przepraszam.

Ja nie jestem nawet na poziomie psiarskiego żłobka, więc w ogóle nie wykłócam się w żadnej sprawie z nikim, tylko drążę wściekle każdy oczywisty dla Was drobiazg, bo staram się zrozumieć jak najlepiej.

A jesteś w stanie określić, w jakim mniej więcej wieku była Furia, jak się ten epizod rozgrywał?

Link to comment
Share on other sites

Pies, który właśnie znalazł piłkę po długim szukaniu, jest zmęczony i dumny z siebie, ale jeśli w tym momencie podam mu nagrodę, szlag trafi całe to ćwiczenie i relaks, który mu dało.)
Dlatego staram się, żeby nauczył się samodzielnego, głębokiego wyciszania, nie na moją komendę (niby warowanie też uspokaja, ale nie o to chodzi) i bez mojego dotyku (bo głaskany uspokaja się natychmiast, ale też nie o to chodzi). I na to szukanie smaków w trawie jest naprawdę idealne...

Pies, który znalazł piłkę właśnie odebrał nagrodę, po co nagradzać czynność samonagradzającą? Przesuniesz się o krok do przodu, kiedy zamiast szukać zabawki będzie szukał dowolnego przedmiotu i to dopiero zostanie nagrodzone.
Szukanie żarcia w trawie nie jest wyciszeniem a pracą, i to taką mało korzystną dla ciebie. Dlatego jest spokojny bo pracuje. A nie, ze szukanie żarcia go wycisza. Samo szukanie ( czegokolwiek) wymaga spokoju, i jest też męczące.
Też uważam, że lepiej żeby szukał zapałki w ogrodku niż żarcia. Prawie to samo, ale prawie robi różnicę.
Link to comment
Share on other sites

Są różne metody szkolenia, od tego Dogo, by je poznawać i wybierać, co lepiej pasuje do własnego psa.

Skoro pies chętnie szuka i oddaje piłeczkę do ręki, to sama możliwość szukania jest nagradzaniem, dokładnie tak, jak pisze Cavecanem. No to możesz - zamiast żarcia - schować piłeczkę jeszcze raz. A potem odpoczynek na waruj.
Czy nie pora na zmniejszenie ilości żarcia jako nagrody i wprowadzenie słowa, które nagrodę zapowiada? Nagroda przesunięta w czasie wycisza psa.

Pies zbyt często nagradzany podczas treningu jest albo niespokojny, albo obojętnieje na nagrody, bierze je mechanicznie, albo bez nagród wypłacanych co chwilę nie umie pracować. Poza tym - pies nie kura, aby dziobać ziarenka non-stop, ustawicznie pobudzać trawienie. Nagrodą za kwadrans ćwiczeń z posłuszeństwa może być jedno szukanie piłeczki.
Czy smakole rzucasz, czy podajesz z ręki? Rzucanie wzmaga pobudzenie. Pies wchodzi przed zjedzeniem w emocje pościgu. Nagroda podana z ręki nie wymaga pościgu.

Link to comment
Share on other sites

Sowa, po takim słowie zapowiadającym nagrodę, pies zawsze musi dostać np. smakołyka, czy może to być raz smakołyk, raz zabawa? Rozumiem że po tym słowie zawsze musi być nagroda, dla samego pochwalenia psa bez nagrody - smakołyk, musi być oddzielne słowo?

Link to comment
Share on other sites

Join the conversation

You can post now and register later. If you have an account, sign in now to post with your account.

Guest
Reply to this topic...

×   Pasted as rich text.   Paste as plain text instead

  Only 75 emoji are allowed.

×   Your link has been automatically embedded.   Display as a link instead

×   Your previous content has been restored.   Clear editor

×   You cannot paste images directly. Upload or insert images from URL.

×
×
  • Create New...