...a spora liczba hodowli ZKwP znajduje się w miastach, nie na wsi.
Choćby straszliwe klatkowe hodowle miniatur i psów do towarzystwa. Ale niekoniecznie tylko ich: koleżanka wiele lat borykała się ze średnim sznaucerem z samego centrum Warszawy, z typowej pseudohodowli tyle, że pod szyldem ZK.
Skoro ludzie z definicji kochający zwierzątka, zrzeszeni w największej polskiej organizacji, która jakoby ma tak wysokie standardy, prezentują niejednokrotnie taki poziom, jaki prezentują, to należałoby obarczyć tym naprawdę całe społeczeństwo, a nie jakąś - w dodatku bardzo słabo zdefiniowaną - grupę, wyodrębnianą na zasadzie "gdzie kto mieszka". Co jest zresztą o tyle nieprecyzyjne, że akurat przy naszym położeniu geograficznym nie jest powiedziane, kto mieszczanin od siódmego pokolenia, a kto chłop z dziada pradziada.
Być może chodzi o to, że na wsi wiele rzeczy bardziej widać - mamy tu do czynienia z prymitywizmem i brakiem empatii takim wprost, ot, krótki łańcuch, brak budy, brak wody czy karmienia i zarąbanie siekierą.
W mieście różne formy znęcania się bywają dużo bardziej wyrafinowane albo pozostają niewidoczne dla tzw. przeciętnego obserwatora.