Jump to content
Dogomania

Search the Community

Showing results for tags 'pogryzienie'.

  • Search By Tags

    Type tags separated by commas.
  • Search By Author

Content Type


Forums

  • Ogólne
    • REGULAMIN FORUM
    • DOGOMANIA ON FACEBOOK
    • Wszystko o psach
    • Hodowla
    • Media
    • Pielęgnacja
    • Prawo
    • Sprzęt i akcesoria
    • Weterynaria
    • Wychowanie
    • Wypoczynek
    • Wystawy
    • ZKwP
    • Żywienie
    • Tęczowy Most
    • Foto Blogi
    • Shopping center
    • Off Topic
    • Administracja
  • Psy w potrzebie
  • Sport - praca
  • Rasy
  • Inne zwierzęta
  • Dogomania.com

Find results in...

Find results that contain...


Date Created

  • Start

    End


Last Updated

  • Start

    End


Filter by number of...

Joined

  • Start

    End


Group


AIM


MSN


Website URL


ICQ


Yahoo


Jabber


Skype


Location


Interests


Biography


Location


Interests


Occupation

Found 9 results

  1. Kilka dni temu, moj pies zostal pogryziony. Na szczescie rany sa daleko od glowy, szyi. Bylismy u weterynarza, dal zastrzyk i przepisal lek - "Metacam". Pies jest bardzo sztywny, trzesie sie, nie kladzie (bardzo rzadko na boku, ktory nie ma ran, ale to ostatecznosc, gdy juz usupa na stojaco), piszczy, widac, ze bardzo cierpi. Dzisiaj zauwazylismy "gulke", miedzy dwoma ranami. Domyslamy sie, ze moze miec cos zlamane. Weterynarz wspominal cos o przepuklinie. Prosze o rade, jak postepowac z psem, jak mu pomoc, co to za "gulka"? Zalaczam zdjecia pogryzienia + fotka psa zdrowego. [IMG]http://img140.imageshack.us/img140/4017/pies1o.jpg[/IMG] [IMG]http://img140.imageshack.us/img140/1702/pies2.jpg[/IMG] [IMG]http://img200.imageshack.us/img200/6765/pies3.jpg[/IMG] [IMG]http://z4f.info/pies1.jpg[/IMG] [IMG]http://z4f.info/pies2.jpg[/IMG] [IMG]http://z4f.info/pies3.jpg[/IMG]
  2. Mały pies, duzy problem. Mam 6-letniego jack russell teriera. Kiedy miał 2 lata został pogryziony przez amstaffa. Cudem przezył, a własciwie uratował go mój sąsiad. Po tym zdarzeniu przez poł roku nie chciał wychodzc na spacery, spał prawie cały dzien, a jest to rasa wysokoenergetyczna. Od tamtego zdarzenia mineły 4 lata. Obecnie nie ma spaceru, który nie zakonczyłby sie bójka. Moj pies nie daje się nawet powąchać przez inne psy. Atakuje pierwszy, nawet jesli inny pies jest przyjaznie do niego nastawiony. Jest argesywny do wszystkich psów, toleruje jedynie suczki. Jesli tylko zobaczy na horyzoncie innego psa, robi wszystko byleby wdać się w bójkę z nim. Kazdemu psu chce położyc swoj pysk na karku, a przeciez nie kazdy pies będzie coś takiego tolerował. Wielkość przeciwnika nie ma znaczenia dla niego, atakuje amstaffy, rottwailery, mastiffy i wszystkie inne mozliwe rasy. Spacer zamienił sie dla mnie w koszmar. Jestem zestresowana wyprowadzaniem własnego psa. Nie byłoby problemu gdybym spotykała jedynie psy na smyczy, ale jak wiadomo rzeczywistość jest inna. Wiem, że pies przenosi emocje własciciela na siebie, czyli jeśli ja boje się konfronacji z innymi psami to moj pies odzwierciedli moje obawy. Wydaje mi się jednak, ze w przypadku mojego psa dotyczy to raczej traumy wynikającej z pogryzienia. Moj partner wyprowadzając naszego psa, nie obawia sie innych psow, potrafi w dobrym momencie skorygowac złe zachowanie,psa ma dobrą mowę ciała, jest asertywny i radzi sobie z rozdzielaniam psów, a mimo to moj pies atakuje inne. Czy mam szanse na normalny spacer z moim psem? Jak mam to zrobić? Próbowałam spotkań z psami moich znajomych. Efetk był taki, że jeszcze mocniej reagował na spotykane psy.
  3. Chciałabym podjąć kontynuację tego wątku adopcyjnego i poadopcyjnego, jako że już poznaliśmy się z sierotą o wiele lepiej, wiele się pozmieniało, wiele się okazało i wiele wylazlo na wierzch. W ogromnym skrócie: w lutym tego roku adoptowałam z gdyńskiego "Ciapkowa" dwuipółletniego pseudohodowlanego samca malinois, oddanego do schroniska przez właścicielkę z powodu pogryzienia. Tutaj można znaleźć wątek sprzed roku, na którym znajoma byłej właścicielki awaryjnie szukała dla psa domu tuż przed oddaniem. Nie proszę o żadne interwencyjne rady wychowawcze, bo sprawa jest zbyt poważna. Jesteśmy pod stałą opieką specjalistki. Piszę, bo wątek założony przeze mnie skończył się w kilka tygodni po adopcji, kiedy wydawało się, że lęk separacyjny jest opanowany, a agresja odeszła w siną dal i nie wróci. Jedno i drugie okazało się kolosalną bzdurą, efektem przypadkowego splotu okoliczności. Dlatego też podejmuję temat z dwóch powodów - po pierwsze, żeby z mojego przykładu nikt nie wyciągnął fałszywych super-hiper-optymistycznych wniosków, że: A) byle dureń (np. ja) i amator (np. też ja) może sobie wziąć świra po przejściach i wyprowadzić go na psy, B ) pies może się groźnie zachowywać w schronisku, bo to schronisko, ale w ciepłym i kochającym domku od razu rozkwitnie, C) pies może się źle zachowywał w poprzednim domu, ale to na pewno wina durnych właścicieli, na pewno znęcali się nad nim, a w mądrych rękach to zupełnie co innego. Po drugie, zakładam ten wątek, ponieważ szukam dodatkowych danych. Nigdzie - z ręką na sercu, przekopałam cały Internet - NIGDZIE nie znalazłam żadnego case study, który sygnalizowałby, że gdzieś jeszcze na świecie istnieje podobny psi przypadek. I tak mi przyszło do głowy, że może ktoś coś takiego przeżywa/przeżywał/słyszał, ale niby po co ma pisać o tym na forum internetowym? Jeśli więc masz psa, który się Ciebie nie boi i nie lekceważy, i dogadujecie się dobrze, ale który atakuje Cię zawsze, kiedy targają nim silne emocje (złość, frustracja, histeria, podniecenie), nie da się go w żaden sposób "wytrącić" z ataku, a kąsając i szarpiąc nakręca coraz bardziej... I powiedzmy, że wolałbyś go nie usypiać... ...to nie jesteś sam. Odezwij się do mnie. PS Malibu zmienił imię już dawno temu. Nowe życie, nowe imię; teraz nazywa się Duma. PS 2 Berek ma rację, głupsze fragmenty zostały wyedytowane.
  4. Witam! Na wstępie chciałam przeprosić, jeśli jednak dokładnie taki temat był - szukałam, widziałam podobne, ale to nadal nie "TO", więc postanowiłam założyć nowy. Przechodząc do rzeczy: wraz z narzeczonym mamy mieszańca husky z owczarkiem niemieckim, pies ma 8 lat, choruje na padaczkę pokleszczową - nie przyjmuje leków na samą padaczkę, bo ataki są bardzo rzadkie i delikatne - nie traci przytomności, po wszystkim otrzepuje się i merdając ogonem biegnie do lodówki po coś do jedzenia. Wzieliśmy go ze schroniska, jako szczeniaka. Od zawsze był niesamowicie agresywny w stosunku do obcych psów, ale z tym nauczyliśmy się (o ile można to tak nazwać) radzić: po prostu unikamy spacerów w godzinach, gdzie psiaków wychodzi najwięcej. Unikanie wzięło się stąd, że nikt nie potrafi nad nim zapanować - nie pomogli treserzy, sztuczki (a przeszliśmy chyba przez wszystkie, każda stosowana regularnie przez parę tygodni i nic. Nawet machanie ciastkami, za które by zabił nie pomogło. Ale jak mówiłam: z tym sobie jakoś radzimy. Mieliśmy też sunię owczarka niemieckiego, która od nas odeszła 3 lata temu i nie miał z nią problemu. Wzięliśmy kolejnego psiaka, również mieszańca, sukę, bardzo młodą, żeby jej po prostu nie zagryzł - dogadują się świetnie - do czasu. Od paru miesięcy nie wiem już co z nim zrobić. Jest coraz bardziej agresywny - doszło do tego, że rzuca się na mnie lub narzeczonego. Nie był taki, nigdy. Jasne, wpada w amok jak widzi obcego psa, ale w domu był najukochańszym miśkiem pod słońcem. Taka ciamajda. Przykładowa sytuacja: siedzę przy laptopie, Kiara (obecnie 2letnia suczka, malutka) śpi spokojnie w pokoju, Sparrow (pies, którego problemy opisuję) leży po drugiej stronie i nagle zaczyna warczeć, skacze i się rzuca. Albo na mnie, albo na Kiarę - w zależności od tego, kto jest bliżej. Jestem też pewna, że nie jest to przejaw chęci zdominowania właścicieli: mamy go od 8 lat, nigdy czegoś takiego nie było. Od szczeniaka miał jasno pokazywane, kto jest panem, a kto psem - nie był bity, nikt nie krzyczał, był tresowany metodą prób, nagród i naprawdę wielkiej dawki czasu i cierpliwości. Przeszliśmy z nim przez wszystkie możliwe szkolenia: z książek moglibyśmy zrobić bibliotekę na temat szkoleń. Od 2 miesięcy żyjemy jak w jakimś koszmarze, jest coraz gorzej. Jest super, głaszcze się, tuli jak zwykle, aż nagle coś się dzieje i się rzuca z zębami. Warczy, szczeka, próbuje nam skoczyć do gardeł. Przeszłam przez kursy samoobrony, więc najzwyczajniej w świecie jak się na mnie rzuca, łapię go, trzymam i czekam aż się uspokoi, żeby mnie nie pogryzł. Mówię do niego uspokajającym głosem, obiecuję ciastko, cokolwiek, byle przestał - i tak było, bo teraz jest gorzej. Nawet już uspokojony (pozornie) merda się, liże mnie - odwracam się, a on momentalnie rzuca się na mnie z zębami! Już mówię - przeżyłabym, gdyby chodziło tylko o mnie. Ale rzuca się nawet na młodszego psa, na narzeczonego. Mój młodszy brat, który ma 4 lata ma "zakaz" przychodzenia do naszego domu, w obawie przed Sparrowem - a zanim się wyprowadziliśmy 3 lata temu, to przecież razem z nim mieszkał. I nie było tego, uwielbiał dzieciaki. Miał anielską cierpliwość. Najgorsze jest też to, że musiałam zrezygnować przez niego z pracy. To, co się działo w domu pod moją nieobecność przechodziło ludzkie pojęcie. Dostaliśmy pismo z administracji - albo coś zrobimy, albo nas wyrzucą. Dodam, że nie mamy małego mieszkania, więc nie czuje się tu jak w klatce. Pracowałam po 6 godzin: był przyzwyczajony do dłuższej nieobecności, gdy choćby się uczyłam - wtedy był sam po 8 h i też był spokojny. Poza tym bałam się okropnie o Kiarę - boję się, że ją po prostu zagryzie. Odłożyliśmy nawet próby powiększenia rodziny - nie wyobrażam sobie urodzić dziecka w takiej sytuacji - a przecież nie oddam psa, to członek rodziny. Coraz częściej ma te "ataki agresji", jak je nazywam. Teraz rzuca się na nas z zębami średnio 3-6 razy dziennie, drąc się przy tym niesamowicie - naprawdę w końcu nam złożą wypowiedzenie. Nie muszę nic robić: siedzę, a on się nagle zrywa i rzuca. Przechodzę do kuchni - to samo. Do łazienki? Znowu. Zaczął się rzucać nawet na mojego narzeczonego, do którego miał naprawdę wielki respekt. Wpada w taki szał, że nic do niego nie dociera - wybił sobie ząb o krzesło obrotowe i nawet nie zwrócił na to najmniejszej uwagi, na litość Boską! A gdyby nie wcelował w drewno, tylko w moją nogę?! Już nie wspomnę o tym ile razy mnie pogryzł do krwi, naprawdę głęboko, bo po prostu nie zliczę. Teraz jest lepiej, ale tylko dlatego, że nauczyłam się jak go przytrzymać, żeby mnie nie pogryzł. Ostatnio sąsiad pytał, czy chłopak mnie bije, bo jestem cała w siniakach. Narzeczony nie ma tyle szczęścia, ostatnio skończyło się na szwach. Byliśmy z nim u weterynarza - czy raczej on był u nas, bo jego zachowanie w stosunku do psów na nic innego nie pozwala. Zrobił mu badania, pobrał krew, obmacał. Ten weterynarz to najlepsze co mogło nas spotkać - leczy nasze psy odkąd pamiętam, ma swoje własne kliniki itd. Sprawdzony, w każdym razie. Zdrowy jak koń, jak to określił. Poradził nam przemyśleć kastrację - jednak jest to pies z padaczką, trzeba ściągać anestezjologa a i tak ryzyko, iż się nie obudzi jest naprawdę duże. I szczerze mówiąc, odkąd tylko jedno z nas pracuje, najzwyczajniej nas na to nie stać. Po opłaceniu wszystkiego zostaje nam ledwie 700 zł na cały miesiąc, na 2jkę osób, pomaganie mojej babci i 2 psy. Przecież to śmieszne. Nikt do nas już nie przychodzi, ja siedzę uziemiona w domu. Macie jakieś pomysły? Naprawdę już nie wiemy co robić. Weterynarz polecił nam pewne behawioralne metody szkoleniowe, ale to nic nie daje - a jak mówię, nie było nigdy wcześniej z tym problemu. Dopóki nie wpadnie w szał, jest normalny. Ale te jego ataki agresji są coraz częstsze i bardziej gwałtowne. Dzisiaj już rzucił się 5 razy, z czego ostatnim razem uspokajałam go prawie 30 min, bo za każdym razem próbował wgryźć mi się w gardło - a moje nędzne 156 cm wzrostu mu to ułatwia. Proszę, pomóżcie nam. Może macie jakieś doświadczenia, pomysły? Przecież tak nie da się żyć, w strachu przed własnym psem, non stop uwięziona z nim w domu.
  5. jako że ja sensownych danych na ten temat znaleźć nie potrafię, pytam tutaj, bo może ktoś wie: czy jeśli zostanę zaatakowana w sposób, który może zagrażać mojemu życiu i zdrowiu, mam prawo użyć w obronie własnej psa? czy jeżeli mój pies ugryzie atakującego, nie czeka mnie grzywna, bądź, co gorsza, nakaz uśpienia psa? przepisy które znalazłam, traktują tylko o szczuciu i to na niekorzyść szczującego. zastanawia mnie od pewnego czasu możliwość zastosowania IPO w życiu zwykłego śmiertelnika, ale jeśli ma to pociągać za sobą tak poważne konsekwencje prawne, to doprawdy, nie widzę sensu.
  6. Witajcie, nasz mały Potworek został pogryziony przez owczarka niemieckiego w ostatni czwartek. Rany po kłach się całkiem ładnie goją, ale niepokoi nas powiększający się krwiak w okolicach prącia. Czy ktoś z Was miał podobny problem z pieskiem? Dołączam zdjęcia [url]http://w736.wrzuta.pl/obraz/aLCARLuaorY/15.12.12[/url] z dnia pogryzienia [url]http://w736.wrzuta.pl/obraz/0Huj5DyBrfM/18.12.12[/url] dzisiejsze PS. byliśmy z nim u weterynarza, dostał antybiotyki na rany, lekarz 'zmacał' jego brzuszek i podobno wszystko w porządku. pozdrawiam, Julka
  7. Witam! Przyszłam na to forum specjalnie poszukując pomocy Sprawa wygląda tak: Mieszkam z mamą w domku jednorodzinnym, na podwórku jest drugi dom, mojej babci, wujka i jego partnerki - Izy. Ci dwoje zaopiekowali się dorosłym mieszańcem bernardyna (wygląda jak czystej rasy), którego właściciel umarł. Pies był kochany, nawet ja się do niego przyzwyczaiłam mimo strachu.. Najpierw ugryzł Izę, to ta mi tylko ukradkiem powiedziała, tak by czasem nikt na psa nie doniósł. Miesiąc później odwiedziła ich ciocia i nieszczęśnie weszła do domu przed babcią.. Noga złamana z przemieszczeniem i przekręceniem kostki, druga dotkliwie pogryziona, tak samo ręka i brzuch. Pies zaczynał się już dobierać do okolic gardła. Gips na nogach do końca uda. Właściciele nie ponieśli żadnej kary, pies miał jakaś krótką kwarantanne w domu (!), schronisko stwierdziło, że nie przyjmuje agresywnych oswojonych psów, policja wyśmiała, bo "oni się zwierzątkami nie zajmują..". Okolica zastraszona, ludzie boją się przechodzić koło naszego domu, bo pies ucieka (i stety, niestety - wraca). Ja zanim wyjdę muszę ostrożnie do ich domu podejść, modlić się, by jego warczenie nie zmieniło się w coś więcej i przymknąć drzwi wejściowe, bo inaczej pies startuje jak tylko się furtkę otworzy.. Jakiś czas był spokój, potem pies ugryzł babcie w rękę, następnie podobnie wujka (którego normalnie traktuje jak swojego ukochanego pana), a dziś się dowiedziałam, że babci rękę złamał. Ehhh.. I co? Kwarantanna w domu dwa tygodnie. Pies więc będzie leżał w korytarzu, a babcia się boi (słusznie) do łazienki iść, bo przed jej drzwiami piesio. Tak nam policja pomogła. Miejscowi Animalsi nie chcą też pomóc, bo oni nie będą wspierać uśpienia psa.. Ja i mama nie możemy nic, a lada dzień do szkoły będę musiała co rano pędzić i prędzej czy później zostanę zagryziona, bo w przeciwieństwie do dorosłych nie mam kompletnie jak stawiać oporu.. Był badany, żadnej wścieklizny.. Nie jest też ranny, jak nie atakuje to poszukuje kontaktu ludzi, pieszczot.. Jakiś behawiorysta go nawet odwiedział Błagam o radę. Szczerze i ze strachem w sercu Pozdrawiam, Arijka
  8. Witam, a więc chciałabym się dowiedzieć jakie mam szanse na resocjalizację agresywnego huskego, piesek ma warunek albo ja go wezmę albo właściciel odda do schroniska. Nie chcę by tam trafił. Więc zabieram go do siebie. Pies ostatnio ugryzł poprzedniego właściciela i niby próbował wcześniej jakiś ataków, ale chciała bym zaznaczyć że był ciągle w klatce, mało czasu spędzał z ludźmi. Więc wiem że to zachowanie huskego jest spowodowane przez ludzi. Jednak ja mam inne zwierzęta i czy mam szansę na to by pies normalnie funkcjonował w naszej rodzinie?
  9. Mam 8 kilogramowego mieszańca pinczerka, dziś jak byliśmy na spacerze z psem z dziadkiem to obok nas w przeciwną stronę przechodziła jakaś pani (strasznie od niej waliło papierochami) no więc mój psiak ni stąd ni zowąd złapał tą babkę za nogę. Nie miałam wcześniej takiej sytuacji, więc szybko odciągnęłam psa i przepraszam tą panią. Ona że nic się nie stało krew nie leci, ale jak podciągnęła spodnie okazało się że jednak mocniej złapał i kapie. Ona nagle zaczęła się skarżyć na ból nogi, i czy nie mamy jakiejś kasy na papierosy. Tak się złożyło, że nie mieliśmy kasy ani na to, ani na leki czy coś. To ona poszła dalej i powiedziała że za 10 min będzie tędy wracać i mamy być z kasą bo zadzwoni na policję. Jak odchodziła to jej się plama na spodniach od tej krwi mała zrobiła. Mieszkamy 20 min od miejsca zdarzenia, ale i tak wróciliśmy po kasę ale jej tam już nie było Czy wie ktoś może czy coś mi grozi? Mieszkam aktualnie u dziadków i jestem niepełnoletnia, za tydzień wyjeżdżam nad morze, a psa zostawiam u nich. Ma aktualne szczepienia i książeczkę zdrowia Czy są jakieś sposoby na odnalezienie tej osoby? Czy po zgłoszeniu przez nią na policję (jeśli to zrobi) będą nas szukać? Kto w akim wypadku by zapłacił?
×
×
  • Create New...