Jump to content
Dogomania

JEST TAKIE MIEJSCE -BEZPIECZNA PRZYSTAŃ u Kasi-zbieramy fundusze


Recommended Posts



U Kasi znowu smutki - odeszla  Florcia {TM*"} z bezwladem tylnych łapek.

Po ciezkiej chorobie Kasia przeniosla ja do domu i tam Florcia mieszkala juz od kilku miesięcy,

Wymagała stałej opieki, juz nie wstawała .

 

 

 

Tyle się po śmierci Flory napisałam.... opowiedziałam całą historie i komputer przeklęty zniszczył wszystko, zawiesił się, po czym jak duch odszedł cały zapisany tekst, więc piszę jeszcze raz, chociaż tego co wtedy czułam , juz dziś nie oddam w tych samych słowach
 
 
Flora odeszła
25 stycznia przed pól godziny przed północą umarła na moich kolanach
 
Nic nie wskazywało , że za kilka chwil, za pare kroków dojdziemy do końca drogi, dalej...dalej jest podobno tęczowy most, więc jeśli przeszłaś przez niego mój kłapaczu, odezwij się do mnie, powiedz coś jeszcze raz moja Flo.... :(
 
Nic nie wzbudziło mojego niepokoju, co prawda w sobotę zaczęło Florce warkotać w płucach, ale tak już bywało nie raz,
a wtedy dostawała antybiotyki i wszystko wracało do normy, byłam przekonana, że i tym razem sytuacja się powtarza.
Była sobota-wekend-po południu kliniki mają wolne, więc dałam jej leki, które brała zawsze, kiedy płuca dawały o sobie znać ,
ale tym razem antybiotyk nie miał mocy uzdrawiania :(
 
Minęła sobota, nie przynosząc ze sobą żadnych wyraźnych sygnałów, że 24 godziny później Flory juz ze mną nie będzie. 
Florka z apetytem zjadła kolacje, tym większym, że dostała karmę z puszki którą bardzo lubi a kiedy nadchodziła pora snu, Flora jak to miała w zwyczaju , włączała tryb dzienny domagając się cichym hałasowaniem żeby dzień nigdy sie nie kończył 
-  wstawałam, wędrowałam do psa i pytałam - "Co chcesz Florka, śpij, ja tez chce chociaż troche pospać",
 a kiedy wszyscy wstawali rano nie wyspani, Flora zasypiała w najlepsze. Budził się dzień, człowiek był na wyciągnięcie pyska, psy w zasięgu wzroku, więc można było spokojnie spać!
 
Nastała niedziela,w płucach grała orkiestra, ale nie wymagałam od antybiotyku aby po jednej dawce, przerwał koncert, 
Nauczona doświadczeniem, zawierzyłam, ze potrzeba tylko czasu...ale to nie był dzień jak inne -
Od rana Flora była niezwykle aktywna,cały dzień "szczekała" co w jej wykonaniu brzmiało jak klekot bociana jak to Mariusz mówi, a więc klekotała Flora jak nigdy,  wyciągała do góry głowę, z szyją naciągniętą  jak struna i kłapała do nieba a kiedy podchodziłam i mówiłam - "Co chcesz Florunia? " , zamierała w  ciszy i patrzyła na mnie...a kiedy tylko znikałam na chwilę, zaczynała kłapać od nowa.  Zwykle w ciągu dnia przesypiała sporą jego część, tej niedzieli nie zamknęła oczu nawet na 5 minut, tylko zadzierała głowę do góry i mówiła...jakby chciała opowiedzieć wszystko, czego nie powiedziała przez całe swoje życie:(
Zastanawiałam się skąd ma tyle siły, przecież płuca dają sie we znaki a ona...jakby złe samopoczucie w ogóle jej nie dotyczyło, kłapała i kłapała.
O czym mówiła ? Co mi chciała powiedzieć? że jeszcze tylko pare chwil będzie tu, ze mną....O co prosiła ? o pomoc , o ratunek? a moze tylko o to , żeby być przy niej blisko...
Nigdy nie miała takich zdrowych oczu i tak bystrego spojrzenia jak tej niedzieli,
jakby na powrót zamieszkał w nich kilkuletni, zdrowy  pies...Patrzyła  wzrokiem, który przemawiał , prosił , chwilami przerażał , 
między spojrzeniami można było wyczytać w nich to, czego serce nie chciało zaakceptować, chociaż rozum wiedział swoje...
Nie umiałam jej pomóc, zrobic więcej ponad to co robiłam
Chyba Nigdy nie poprawiałam jej kocyków , nie przekręcałam z boku na bok i nie zmieniałam pozycji tak często jak w niedziele,
w takich chwilach zapadała cisza, ale kiedy tylko odchodziłam od niej, zaczynała mówić...
 
Około 22.30 poszłam do psiego domku powiedzieć "Dobranoc" a że moje psy, nie rozumieją, ze o tej porze spacer nie musi trwac godzine, kolacja tez juz była i posprzątane również, to do domu wróciłam jakies 40  minut później. Flora leżała z głową przewieszoną przez materac ku podłodze, milczała, przestraszyłam sie, że nie zyje, ale tylko utknęła w takiej pozycji i nie była w stanie wrócić do poprzedniej. Kiedy ją poprawiałam i wiedziała, że jestem, zaczęła wołać, głośno i intensywnie, kiedy zniknęłam  w pokoju , kłapanie przeszło w popiskiwanie, wołała w sposób, który wcześniej sie nie zdarzał.
 Usiadłam przy niej na materacu, oparłam się o ściane i podciągnęłam ją na kolana, tuliłam, głaskałam i prosiłam los, żeby to nie trwało długo, żeby śmierć przyszła szybko, nie pozwoliła Florze cierpieć. 
Siedziałyśmy tak zaledwie kilka minut, nie dłużej niż 3-4, Flora milcząca na moich kolanach i Ja tuląc ją po raz ostatni...
Po chwili oddech zwolnił, stał sie cichszy, po kolejnej ,oczy znieruchomiały, Flory już nie było, tylko serce jeszcze biło.... :(
, siedziałam przy niej i trzymałam  na nim rekę, aż nie przestało.
 
Czy ją męczyłam?
- Nie raz słyszałam, że powinnam ją uśpić, czemu trzymam ją przy zyciu w takim stanie, przecież nie chodzi, nie moze sie ruszać, w 100% skazana jest na człowieka.
Kiedyś wykupując receptę od weterynarza na kolejne leki, szukałam cudotwórczego środka na odleżyny, bo mimo stałej pielegnacji nie udało mi sie uniknąć dwóch odleżyn na kościach miednicy. Farmaceutka zapytała, czy doktror nie sugerował eutanazji jeśli pies jest w "takim" stanie . Ale....sytuacja Flory była inna niż wszystkie -
Flora przyjechała do mnie w październiku 2013 roku,  była niemal dzikim psem , który całe swoje zycie spędził w ciemnym kącie, zimnej schroniskowej budy, odbierając wszelkie oznaki życia jako śmiertelne zagrożenie.
Obawiałam sie nie raz, że nasze nieuniknione w codziennym funkcjonowaniu kontakty, Flora przypłaci zawałem serca,
Ja - człowiek przez długi czas byłam dla niej wyłącznie strasznym potworem.
Pierwszy zespół przedsionkowy , zmienił Flore nie do poznania ,spowodował i pozostawił takie zmiany, które pozwoliły na nawązanie normalnych kontaktów. Po jakims czasie los, uznając jej życie, za zbyt wesołe, dołożył drugi zespół przedsionkowy, zamieniając  Florę w 90% w warzywo - moja roślinka kochana, zupełnie niesprawna, mając kontrole jedynie nad głową ,rozpoczęła nowy etap w swoim nieszczęśliwym życiu - zamieszkała w domu , między ludźmi i rozwrzeszczanymi psami. 
Czy ja ją męczyłam? Bałam się, ze będę musiała ją męczyć kiedy wydarzy sie "coś" , co wymusi na nas wizyty w klinice, Flora reagowała panicznym strachem na nowe sytuacje i jazde samochodem, więc bałam się, ze kiedys będę ją męczyć i przysparzać niewyobrażalnego stresu  wioząc na ostatnia wizytę .
 
 Czy męczyłam ją  pokazując jej świat jakiego nigdy nie widziała?, życie, którego nie znała , sytuacje z którymi spotykała sie pierwszy raz?
Dopiero w tym stanie, który wzbudzał w innych niezrozumienie , przerażenie a nawet potępienie dla mojego postępowania, moja roślinka kwitła - w końcu, po całym zyciu w panicznym, niemal histerycznym strachu, próbując wniknąć w ściany i stać sie niewidoczną, Flora nawiązała z ludźmi normalny kontakt a kiedy choroba zabrała jej nawet głos, to swoim wyjątkowym bocianim klekotem komunikowała światu o swoich potrzebach. I te potrzeby człowiek spełniał.
Karmił, poił , zmieniał pieluchy, szczotkował, głaskał , dzielił smaczkami ze stołu , kiedy towarzystwo żebracze ustawiało sie w kolejce po swój przydział ,pomagał przytrzymywać uciekającą wędzoną kość, której nie umiały przytrzymać wiotkie łapy  i zostawiał włączony na całe noce telewizor (aż ten sie nie zbuntował i  zepsuł ), żeby dać jej poczucie, że jednak ta noc ma coś z dnia i łatwiej ją przetrwać kiedy samotność nie doskwiera, bo przez głośniki, ktoś ciągle do niej mówi
 
Historia Flory - Okrutna ironia losu 
 
 
Ostatnie z jej zdjęć. Taka właśnie była  - lubiła ubierać na siebie wszystko, co było w zasięgu jej pyska, czasem coś spadło z grzejnika, ale najczęściej naciągała na głowę koc, którym była akurat przykryta - łapała w zęby i chowała się pod nim
961051fea170ba28med.jpg
 
 
.... Żegnaj Kłapaczu
Link to comment
Share on other sites

A co u reszty?
 
Jeszcze jakiś czas temu powtarzałam, że lepsza opieka nad stadem psów niż jednym niesfornym dzieckiem, ale chyba zmieniam zdanie, przelewa się czara goryczy, chociaz wypadałoby raczej napisać, bezsilności i walki z wiatrakami/chorobami
 
Wydawało mi sie dotychczas, ze chociaż w domu, pod jednym dachem, mam psy "niezniszczalne" , ale nawet mój Borys, ten, który nigdy nie domagał się niczego prócz bliskosci człowieka, pies, który był zawsze i wszędzie, jak cień o który nie raz można było sie zabić bo zamiast swoich dwóch nóg, miałam wiecznie plątające się między nimi do towarzystwa  cztery Borysie łapy - nawet Borys poddał się upływowi czasu, zaczął posikiwać pod siebie, dołączając tym samym do wszystkich sikających wszędzie i na wszystko .
 
-Moczy się Jazgotek , starość.... , chociaz dziadek dziarski i nie jeden chciałby mieć taką werwe jak on.
-Moczy się Szpilka, jeśli nie podczas ataku padaczek, które miewa nie rzadko, to tak poprostu, chyba dla zasady....
-Moczy się Tosia, chciałoby sie powiedzieć sika jak smok, obudziłam sie przedwczorajszej  nocy po raz ...., właściwie niewiele sypiam, tylko wstaje, wypuszczam na dwór, sprzątam kałuże i kupy, zmieniam koce i tak aż do rana.
A więc obudziło mnie poczucie, że paplam się w morzu - Tośka bawiła sie w kapitana...na statku zwanym kołdrą, płynęła sobie jamniczka a reszta pościeli łącznie z materacem i ze mną - jako załoga. Razem wyruszaliśmy w rejs do...prania.
Wyciągnęłam mokrą Tośkę, zdającą się nie rozumieć , czemu wyrzucam ją o 3 nad ranem z łózka i zafundowałam sobie (Tośka mi zafundowała) nieplanowane, dodatkowe sprzątanie.
Tośka nawet się łaskawie nie podnosi , nie komunikuje w żaden sposób, co zamierza zrobić, tylko robi i już.
Jako jedna z licznych, stoi w kolejce do weterynarza. Może to tylko wina tabletek na serce, których bierze dziennie całą garść ,  mam nadzieje że badania przyniosą odpowiedzi.
 
- Zuzia , nie paluszczanka, ale chciałam opowiedzieć jak to z moją koszalinianką jamniczką było... -
Zuzia, męczona przez uchyłek jelita , pozostaje na etacie malowania podłóg w plamy, placki, tudzież inne bazgroły. Wykończona nieprzespanymi nocami/wyciągana z łóżka równiez za sprawą  Zuzi , postanowiliśmy - operacja! 
Zoperujemy ten wredny uchyłek  i obu nam będzie żyło się lepiej. Umówiłam Zuzie na zabieg, przetrwaliśmy niezbędną w tej sytuacji głodówkę a nawet pojechaliśmy do kliniki...
I Co? i nic, po 20 tu minutach rozmowy z weterynarką i wyłapywaniem w głowie najmądrzejszej, najwłaściwszej myśli, tej która akurat w tej sytuacji będzie miała racje, wyszłam z Zuzią tak jak weszłam - całą, niepokrojoną i z uchyłkiem, z którym próbujemy jakoś  dalej żyć.
Czemu nie zdecydowałam sie ostatecznie na zabieg? - bo miałam złe przeczucia...Kilka lat temu zostawiałam na zabieg moje słońce- Pineske, nie na pierwszy a jednak to właśnie wtedy, ten jeden raz, czułam niepokój inny niż zwykle, pierwszy raz oddając ją w ręce weterynarza, popłynęły mi łzy... Wtedy jeszcze nie wiedziałam dlaczego, za późno zrozumiałam, że ten dziwny głos wydobywający sie z czeluści mojego wnętrza, wie więcej ode mnie...Gdybym wtedy go posłuchała, odważyła się i uciekła z moją Pinesią tak jak teraz z Zuzią, to historia mojego słońca nie wyglądałaby tak, jak się potoczyła....Czuje się winna, jestem winna, bo moje pierwsze schorowane staruszki, stały się "psami doświadczalnymi", ich choroby, niesprawnosci i różnobarwne problemy, sprawiły, ze z każdym kolejnym przypadkiem nabierałam rozumu - wiedzy, swojej własnej, najistotniejszej , bo lekarz może wykonać i odczytać zapis badania usg, rtg, leczyć i działać według swojej wiedzy i umiejętności, ale to Ja znam swojego psa, jego zachowania, spojrzenia, miny, sposób w jaki stawia łapy i wiem ,co ten inny niż zazwyczaj chód może w danej chwili  znaczyć. 
I są sytuacje takie jak operacja Zuzi a wcześniej Pinesi, gdzie to głosu powinno dojść przede wszystkim serce, przeczucie, 
prowadząc za rękę tą prawidłową myśl wyłowioną z tłumu. Nie musi byc największa, zrodzona z długich rozmyslań i poszukiwań najlepszych rozwiązań, może być maleńka , cichutka, byle tylko ją usłyszeć i w nią uwierzyć i nie pozwolić innym rozwrzeszczanym, "mądrym" myślom podjąć decyzji, której będziemy potem żałować ponad wszystko :(
Tym razem posłuchałam...Zuzia wróciła do domu, na każdej szafce, w każdym kącie stoi rolka papieru a pod ręką zawsze są chusteczki dla dzieci, bo Zuzia nie zdąża na dwór, zeskakuje z kanapy i gubi kupe a potem stoi grzecznie i czeka - juz przywykła, że człowiek musi ją wytrzeć, bo nie wytarta na czas Zuzia i jej powrót na łózko, skutkuje jeszcze większą iloscią prania .
 
-Gaja , ledwo trzyma sie na łapach jeśli uda jej sie w ogóle podnieść, są dni kiedy kregosłup dochodzi do głosu a wtedy nie ma dla łap litości, Gajeczka staje się zależna od człowieka. Ogromne problemy ze wstawaniem i poruszaniem sie jakimkolwiek, powodują , że robi na leżąco/pod siebie a że Gaja to nie 4,6 a 46 kg psa, to pracy dostarcza solidną porcje.
 
-Tola - Lola zwana Tolą , cóż, ona też sobie posikuje, pod siebie oczywiście a że całe dnie spędza w domu, to dołącza do grona "domowych zasikańców" . Teoretycznie, mogłaby brudzić w psim domku zamiast dokładać mi pracy w domu, ale...jak masz człowieku za miękkie serce, to sobie sprzątaj!
Tolka po wyjściu z psiego, idzie od razu pod drzwi psio-ludzkiego i czeka aż ją wpuszczę a jeśli już nawet spróbuje i skamienieje - nie wpuszczę, to leży zwinięta w kłębek na wycieraczce jak najnieszczęśliwszy pies jakiego to podwórko nosiło - i jak tu nie okazać litości psiej "rozpaczy" ...
 
- Finka.....
75c9491ecf82d483med.jpg
 
488d69d97e16ac1fmed.jpg
 
-Malta...
88000b904c0d283fmed.jpg
 
90d5eec5c787e16fmed.jpg
 
- Bosman....
fbf7c8353cb391eamed.jpg
Link to comment
Share on other sites

Boże Kasiu, siedzę i ryczę tyle pięknych dobrych słow napisalaś o Florze kłapaczku.
ile trudu i poswięcenia wkładasz w kazdy dzień i noc - tego nikt nie moze nawet pojąć, bo co mogę powiedzieć ja kiedy mam jedną zdrowa psicęi trzy koty, ktorych prawie nie widać bo pochowane gdzieś po domu przesypiaja cały dzień.

Kasiu bardzo Ci dziękujemy za taki wspaniały dom i nadzwyczajna opieke jaką roztaczasz nad swoimi psiakami <:

Link to comment
Share on other sites



oj to czekamy na jakieś zdjęcia i opowieści o nowych pannach:)

 

 

Zaniedbuje zupełnie wątek paluszczaków, ale ręce mam tylko dwie, doba ma ledwo 24 godziny , czterołapów sztuk 18cie, po odjęciu czasu na spanie, przerywanego wstawaniem co trzy godziny żeby wynieść na siku Tośkę jesli chce do rana dotrwać w suchym łóżku , zostaje niewiele czasu na wszystko inne .
A z braku czasu,dziś troche pójde na łatwiznę :)(chociaz dzięki temu w ogóle coś wkleje )- wiadomości winna byłam przekazać Pollyg - wolontariuszce Klary, Gapy (Glorii schroniskowej) i Bosmana,  więc gotowe juz raz napisane na potrzeby e-maila, wklejam i tutaj, coby ciocie które interesują losy moich paluszczaków, wiedziały jak się Klara i Gapcia miewają ;)
 
 
Klara - u Klary wszystko dobrze, od kilku dni nie dostaje encortonu , bo jelita zaczynają powolutku wychodzic na prostą,kupy jeszcze troche szaleją , ale jak dobrze pójdzie, to sterydy nie będą do niczego potrzebne.
(wyjaśniam niewtajemniczonym - Klara w schronisku " jechała" na encortonie- problemy z jelitami, biegunki )
A póki co troszkę Klarcia jeszcze wpada ze skrajności w skrajność -
albo kupa za płynna (chociaz nie najgorsza) albo za twarda- wczoraj pojadła troche kosci, których u Nas nie brakuje, towarzystwo roznosi je po ogrodzie i konsumuje kiedy mu najdzie ochota, Klara pochrupała kosteczke a ta jak juz "związała" kupe, to na dobre. Mruczała suńka wieczorem, mruczała, najpierw nie wiedziałam dlaczego, ale jak pojawiły sie pod nią na legowisku "boby" , to wiedziałam, ze taka odmienna kupa , to dla niej ciężka sprawa.... Z czasem organizm sie przyzwyczai mam nadzieję do różnorodności , jelita się przystosują i nie będą sprawiały kłopotów.
 
A ogólnie, to bardzo energiczna , kontaktowa suńka , dziś bardzo ładnie asystowała mi przy pakowaniu drobiu, który przyjechał rano z hurtowni. Przyjazd skrzynek z jedzeniem, to taki swoisty dzień psa, bo pannom wolno podczas pakowania mięsa, kraść ze skrzynek bezkarnie . Nie wszystkie są zainteresowane, bo nie każdy lubi surowizne, te które nie lubią muszą zadowolić się skrzynką kości, które mają potem do obgryzania, inne - te, które surowym nie gardzą, mają w dzień dostawy wypasione śniadanie :) , tak jak dziś Klara między innymi - chrupała "kurczaka" az miło.
 
 
Gloria - nasza Gapcia . Gapcia, bo taka z niej Gapcia własnie, babcia bidulinka, jeszcze nie schowała się zupełnie w swoim świecie, ale wielkimi krokami zmierza ku niemu :(
Krąży Gapa po ogrodzie, krąży, będzie krążyc do upadłego, umarłaby z wycieńczenia a wiadra z wodą sama nie namierzy, mimo, ze co dzień mija je x razy , bo to stoi w dogodnym miejscu, łatwo dostępnym dla wszystkich. 
Ma niunia czasem duży problem z podniesieniem się, często załatwia się pod siebie, potem paple w tym rozmazując wszystko dookoła i wcierając w siebie samą.
Sama nie przyjdzie pod drzwi domku, nie przyswaja pojecia "wracam do domku", jest juz na takim etapie, kiedy trzeba w dużej mierze mysleć za nią. Bardzo mi przypomina swoim zachowaniem Natkę, która przyjechała z palucha w podobnym stanie umysłu.
Chciałabym bardzo, pobudzić Gapę do zycia , cofnąć chociaż odrobine czas i zmiany jakie poczynił , żeby mogła cieszyc sie  nadchodzącą wiosną :(
Dostaje odpowiednie suplementy, które mają poprawić prace mózgu, mam nadzieję, że choćby w minimalnym stopniu pomogą suni długo i świadomie, korzystać z nowego zycia.
 
W środę zawiozę ją ma umówiony zabieg czyszczenia paszczy, głównie usunięcia kła, przy którym mamy ogromny stan zapalny/ropień,
kieł sie rusza, na pewno boli, co jeszcze będzie przy okazji do posprzątania , to sie w środę okaże...
 
Co do leków, to obie muszą brać (biorą) na wątrobę Hepatiale Forte weterynaryjne.
Klara ma wyniki wątrobowe lepsze niz Gapa, ale obie wątroby wymagają regeneracjii.
Gapa na co dzień dostaje prócz tego przeciwbólowy carprodyl - 10 tabletek dopisanych zostało do rachunku a że dni szybko mijają, za chwilę trzeba będzie kupować kolejne :(
 
Bosmanek i moja Gaja- czekam niecierpliwie na efekty po podaniu komórek, żadnych póki co nie odnotowałam, ale pocieszam się, ze to jeszcze za krótko, żeby było widać poprawę, więc czekam...
A w oczekiwaniu na lepsze czasy, Bosman będzie musiał mieć przeleczone uszy , bo układa prawe ucho inaczej niż normalnie, wyraźnie pokazuje, że potrzebuje w tym temacie pomocy.
 
Klara -
 
622faebfded0ad0bmed.jpg
 
Gloria - Gapa obecnie
 
9c66ba727906be87med.jpg
 
137ec55497071619med.jpg
 
No i nasza ciocia rządzicielka z Bosmanem :)
4d2f85a2249fc0eemed.jpg
 
a36579459397439bmed.jpg
Link to comment
Share on other sites

super wiadomości o nowym życiu psiaków :)

 

Kasiu, p wielu rozmowach z dr wiem coraz więcej i tak - pierwsze reakcje przy niechodzących psach mogą być najszybciej po tygodniu, trzeba cierpliwie czekać, żeby komorki zaczeły   działać :) . Przy mniejszych problemach- po paru godzinach widać poprawę, potem przychodzi regres.I to kiedy ten regres też zalezy od wieku psa. Młodsze psy po paru dniach, starsze po 2-3 tyg-teraz CZupurek ma regres :( .

Link to comment
Share on other sites

super wiadomości o nowym życiu psiaków :)

 

Kasiu, p wielu rozmowach z dr wiem coraz więcej i tak - pierwsze reakcje przy niechodzących psach mogą być najszybciej po tygodniu, trzeba cierpliwie czekać, żeby komorki zaczeły   działać :) . Przy mniejszych problemach- po paru godzinach widać poprawę, potem przychodzi regres.I to kiedy ten regres też zalezy od wieku psa. Młodsze psy po paru dniach, starsze po 2-3 tyg-teraz CZupurek ma regres :( .

 

tak myślałam właśnie, że tydzień trzeba odczekać, dlatego póki co, jestem pełna nadziei :)

, ale z weterynarzami to chyba różnie bywa....nie wiem jak inni, ale Ci nasi, dość sceptycznie są nastawieni, 

podobno u tych psów, które dotychczas dostały komórki podane w naszej klinice, jakoś specjalnych efektów niby nie było

Mam nadzieję, że Gaja i Bosman odczarują "Alvet" i będą niedługo przebierać łapami tak , jak już dawno tego nie robiły :)

 

 

Czupurku kochany, ciskamy za Ciebie wszystkie łapy.

Link to comment
Share on other sites

Tez w piątek komórki dostała leżąca od 3 miesięcy Lady - czekamy. Tu trzeba liczyć na cud I liczymy na to:-)

A jakaś osoba od dr Barana ze Słupska była bardzo zadowolona z efektu pot komórkach , na fb pisała:-)
A te psiaki bez efektów dostały drugi raz komórki jak po pierwszym nie było ewidentne j poprawy?

Link to comment
Share on other sites

Tez w piątek komórki dostała leżąca od 3 miesięcy Lady - czekamy. Tu trzeba liczyć na cud I liczymy na to:-)
A te psiaki bez efektów dostały drugi raz komórki jak po pierwszym nie było ewidentne j poprawy?

 

nie wiem, nie pytałam, dr. Kamilev nigdy nie rozmawiał osobiscie z naszą kliniką, wszystko odbywało się za pośrednictwem włacicieli zwierzaków, teraz pytanie- czy Ci własciciele mieli dość wiedzy na temat komórek i wiary w terapie , żeby starać się o powtórkę w razie niepowodzeń?, Chodzi mi o to, że jeśli weterynarz prowadzący jest sceptycznie nastawiony i powiedzmy , że jest w stanie przekonać do swojego niedowierzania w komórkowe cuda ludzi, którzy zawiedli się na terapii po pierwszym podaniu, to do kontynuacji być może w niejednym przypadku w ogóle nie dochodzi - nie mówie że tak właśnie jest, bo nie wiem, tak sobie tylko myślę..., z ciekawości popytam o to w środę, jak zawiozę Gape na usunięcie zęba..

Link to comment
Share on other sites

Join the conversation

You can post now and register later. If you have an account, sign in now to post with your account.

Guest
Reply to this topic...

×   Pasted as rich text.   Paste as plain text instead

  Only 75 emoji are allowed.

×   Your link has been automatically embedded.   Display as a link instead

×   Your previous content has been restored.   Clear editor

×   You cannot paste images directly. Upload or insert images from URL.

×
×
  • Create New...