Search the Community
Showing results for tags 'problemy'.
-
Przyjechałam na święta na wieś do znajomych, mają psa (pekińczyk, 6 lat)-nazywa się Amigo, jednak nie ma się nim kto zajmować, więc cały rok 24/7 przesiaduje w (bardzo dużym)ogrodzie, w domu nie był odkąd skończył 6 miesięcy. Jak przyjeżdżam to staram się opiekować pieskiem (grooming, spacery itp.), jednak niemożliwe jest zawiezienie go do weterynarza, ponieważ psa można określić jako dzikiego. Gdy poszłam do Amiga aby się nim zająć zobaczyłam w ogrodzie pełno odchodów (naturalne jeśli pies tam przesiaduje całymi dniami),lecz zaniepokoiła mnie rozbieżność pomiędzy nimi. niektóre były złożone w 100% z kaszy( to co dostaje :/) , inne były że tak powiem zdrowe, jednak zaniepokoiły mnie najbardziej te, co przypominały trochę biegunkę, jednak nie wodę, i te, w których było więcej śluzu niż odchodów. Najważniejszą kwestią, o której pragnę wspomnieć jest jego dieta. Do ogrodu codziennie są wrzucane wszystkie biodegradowalne odpady , skórki od wszelkich owoców, resztki jedzenia, torebki od herbaty, Amigo je dużą część z tych rzeczy, a oprócz tego dostaje codziennie ugotowaną kaszę i trochę psiej karmy z puszki (takiej np. z biedronki) , więc w zasadzie nie ma diety, bo je to, czego ludzie nie zjedli, lub to co nie nadaje się do jedzenia dla ludzi. Jak już wspomniałam nie ma możliwości aby zabrać go do weterynarza. BARDZO PROSZĘ O PORADY CO ZROBIĆ I CZY TO MOŻE BYĆ SPOWODOWANE SPOSOBEM ODŻYWIANIA PSA, proszę nie piszcie, że to jest biedny piesek, i że go szkody , czy że to jest wyrodna rodzina, ponieważ ja to wiem i nie mogę nic z tym zrobić :( BARDZO ZAŁEZY MI ABY DOWIEDZIEĆ SIĘ CZYM JEST TO SPOWODOWANE PS. Wiem, że temat jest w złej kategorii ale jestem bardzo zdesperowana i potrzebuje pomocy
-
Witam, w schronisku przebywa już ponad 2 lata pies w typie Husky Misiek. Jak tylko tu trafił został wykastrowany. W zeszłym roku zauważyłam w trakcie spacerów że dość mocno napręża się by móc wydalić kał. Przez co zaczął mu wypadać odbyt. Lekarze ze schroniska przeprowadzili operacje przyszycia prostnicy. W trakcie okazało się że powstał uchyłek w którym osadzała się du ża ilość kału. W miarę możliwość zostało to zszyte. Przez pewien czas było wszystko w porządku, ale od 2 miesięcy zauważyłam że Misiek dość mocno się męczy znowu by się wypróżnić. Spacer z nim to udręka, co kilka kroków przystaje by wydalić z siebie kilka kropel kału. Od pierwszej operacji jest na diecie która nie utwardza mu stolca. Ze względu na bardzo kiepski komfort życia dzisiaj odbyła się kolejna operacja, w trakcie której okazało się że uchyłek się powiększył i sięga aż do kości miednicy (tak mnie poinformowała pani lekarz). Nie mają możliwości tego zszyć dlatego został wykonany zabieg jedynie przy samym odbycie. W efekcie tego Misiek ma duży uchyłek w dalszej części odbytu a zwężonie na końcu odbytu. Lekarz dała mi jasno do zrozumienia że to nie załatwi problemu, że istnieje duże prawdopodobieństwo że będzie się męczył jeszcze bardziej niż przed operacją. Wiem że jak na warunki schroniskowe lekarze zrobili wszystko. Ale mam pytanie czy można COŚ jeszcze zrobić? Jakaś operacja? Leczenie? Jakaś bardziej specjalna dieta? Zaznaczam że to duży pies w wieku 12 lat. Nie ma opcji ręcznego usuwania kału ponieważ nie daje sobie nic zrobić, a usypianie go codziennie w celu wyczyszczenia nie wchodzi w rachubę. Ciężko dla takiego psa znaleźć nowy dom, ale jednocześnie nie chce by odszedł sam w schroniskowym boksie... Proszę o pomoc i dziękuje z góry za szybką odpowiedź Natalia14 Posty: 1 Rejestracja: dzisiaj, 10:34 Na górę
-
- uchyłek
- schronisko
- (and 5 more)
-
Piszę to , i ledwo widzę monitor , tak bardzo jestem zalana łzami . Przepraszam , ale muszę gdzieś to napisać , a , być może , temat ten stanie się przestrogą dla innych . Będzie długo ... W sobotę uspałam mojego psa . Ale , może najlepiej od początku ... To , co napiszę tutaj , jest moją najbardziej skrywaną tajemnicą . Obiecałam sobie , że nikt z bliskich się o tym nie dowie . Spaliłabym się ze wstydu , a może raczej , z żalu , dosłownie , nie mogłabym dalej żyć . Mam dwadzieścia pięć lat , około . Problemy z nerwicą , depresją . Miałam 11 / 12 lat , kiedy zachorowałam . Oczywiście , choruję do teraz . Miało być o psie , ale , muszę tutaj nakreślić pewne sprawy , tło do zrozumienia dalszego tekstu . Podobno , byłam wyczekiwanym dzieckiem . Może i tak , ale , dzieckiem bardzo mocno zaniedbanym , przede wszystkim emocjonalnie . Matka nigdy nie potrafiła mnie kochać . Owszem , kochała mnie , kocha , ale nie potrafiła , do tej pory nie potrafi . Nie winię jej aż tak bardzo , jeszcze przede mną miała bardzo ciężkie życie . Ojciec , kochał mnie , ale myślał , że wszystko jest w porządku . Mieliśmy , jako rodzina , wiele problemów , przede wszystkim finansowe , myślę , że wziął to na siebie , aż za bardzo , nie zauważał po prostu całej reszty . Mieliśmy ogromne problemy finansowe , wykaraskaliśmy się z nich dopiero jakieś trzy lata temu . Ja miałam też problemy zdrowotne , jak miałam 13 lat , podejrzewano u mnie raka , spędziłam sporo czasu w szpitalu . Pieniądze z nieba nie spadały . Bałam się o swoje życie , bałam się też o finanse . Myślę , że było to dosyć trudne dla mnie , wtedy . Wiele razy chciałam się w tamtym okresie zabić . Gdy wyszłam ze szpitala , miałam już pełnometrażową depresję . Problemy z rówieśnikami , szykanowanie , problemy z nauką . Później zawaliłam dwie szkoły . Miałam 13 lat , miałam też ataki histerii . Pewnego dnia zobaczyłam na spacerze psa , owczarka niemieckiego . Chciałam kogoś kochać , chciałam , by ktoś mnie w końcu kochał . Marzenie 13 letniego , zaniedbanego emocjonalnie , głodnego miłości dziecka . Dostałam w końcu szczeniaka . Byłam w siódmym niebie , chciałam też nieba przychylić mojemu nowemu przyjacielowi , jedynemu przyjacielowi . Nie miałam wcześniej żadnych kontaktów ze zwierzętami . Oczywiście , traktowałam go jak człowieka , bo nie umiałam inaczej . Rodzice byli zadowoleni , bo miałam zajęcie , ale się nie przejmowali , bo owczarek mądry pies , sam się wychowa . W mojej świedomości dawałam mu wszystko , czego tylko potrzebował . Jedzenie miał zawsze łatwo dostępne , miska była cały czas pełna . Smakołyki , szyneczka , kiełbaska , cukierki czekoladowe , rybka , kurczak , wszystko , do woli . Miał lepszą karmę , mimo , że była droższa . Ja nie dojadałam , ponieważ dzieliłam się z nim jedzeniem . Spał u mnie w nogach , na łóżku . Jeszcze go na nie podsadzałam , tylko czekał , bo nie chciało mu się samemu ruszać tyłka . Przykrywałam go jeszcze kołdrą w zimę , żeby na pewno było mu miękko i ciepło . Drapałam nogą za uchem , by ładnie usypiał . Nie miał posłania , moje łóżko było jego posłaniem . Jak był mały , nosiłam go na rękach , kiedy nie chciało mu się iść . Potem zawsze chodziliśmy na kilkugodzinne spacery , co prawda zawsze na smyczy , ponieważ wkręciłam sobie , że mi ucieknie , a poza tym , nie tolerował innych psów . Ale swoje wychodził , nie chciałam , żeby zależał się na kanapie , bo to niezdrowe , a poza tym mieszkaliśmy w kamienicy , więc nie miał ogrodu . Chodziliśmy w różne miejsca , więc nie miał w tym temacie monotonii . Pozwalałam mu dosłownie na wszystko . Rzecz jasna , piesek w końcu zrobił się naprawdę duży , zaczęły się więc problemy . Dbałam o niego , jak umiałam , ale miałam 14 / 15 lat , byłam też rozwichrowana psychicznie , miałam poważne problemy w nauce . Marzyłam o szkoleniu dla niego , jednakże było one nieosiągalne ze względów finansowych . Próbowałam nawet sama go szkolić , ale , czy przez mój słomiany zapał , czy przez jego marudzenie , czy też przez moją depresję , skończyło się na tym , że nie nauczył się niczego , dosłownie . A rodziców pies nie obchodził , przecież jest w miarę spokojny , a poza tym , to tylko pies . Dorósł całkowicie i w końcu zaczął pokazywać zęby . Nie kojarzyłam wtedy , że był za bardzo rozpuszczony , właściwie , że był rozpuszczony jak dziadowski bicz . Pokazął zęby jeden raz , drugi . W tym momencie , zaczęłam się wtedy go bać , czułam się atakowana . Zazwyczaj na agresję człowieka reaguję wycofaniem się , zamknięciem w swojej wieży , ale w sporach z nim bałam się , że mnie pogryzie , był w końcu ode mnie silniejszy , i cały czas miał przy sobie broń , mianowicie , zęby . Przeczytałam gdzieś wtedy , że psu należy pokazać , że to ja jestem przywódcą stada , rodziny . Krzyknęłam na niego raz , drugi . Któregoś razu nie pomogło , dałam mu klapsa . Biedak , był w szoku , czy wystraszył się , ale przestał natychmiast . Poza swoimi epizodami agresji był do rany przyłóż , to był wtedy mój mały aniołek . Jednak miał właśnie takie fazy , wtedy dawałam mu klapsa . Ale wtedy , kiedy rzucał się na mnie z zębami , dosłownie , albo , gdy juz widziałam , że to za chwilę nastąpi , przyłożyłam mu mocniej . Wyglądało to tak , że dostał skórzaną smyczą po zadzie cztery , czy pięć razy . Czasem , jak się szybko obrócił , smycz trafiła w bok . Czasem , parę razy go szturchnęłam nogą , albo strzeliłam ręką po uchu . Bardzo ciężko mi o tym pisać . Dzisiaj oczywiście widzę , jakie to okrutne . Jednak wtedy widziałam siebie w roli ofiary , a jego w roli agresora . Bałam się , że mnie pogryzie tak , że wyląduję w szpitalu . Nie miałabym przecież szans . W moich oczach , broniłam się przed nim . A tak naprawdę myślę , że go maltretowałam . Kochałam go na zabój , kocham go nadal , ale chciałam normalnie żyć . Nie chciałam też , by mnie ugryzł , oczywiście , bardzo bałam się bólu , ale chodziło także o to , że rodzice na bank oddali by go wtedy do uspania . Wolałam już więc , żeby mnie nienawidził , ale , żeby żył . Miał wtedy tylko trzy , cztery lata . Był młodym psem , czekało go całe życie . Poza tym , ja nie mogłabym bez niego żyć . Trzymałam się tylko dzięki niemu , tylko dla niego . W tych sytuacjach , kiedy oberwał , czy też , dostał za swoje , za chwilę chciałam go tulić , przepraszać , całować . Czasami trząsł się ze strachu , ale za chwilę wszystko było już dobrze . Przytulałam go , chciałam go przeprosić , dawałam mu coś słodkiego , cały dzień miał smakołyki i głaskanie ekstra . Nie kontrolowałam siebie , nie kontrolowałam swoich problemów . Bałam się jego zębów . On za chwilę zachowywał się tak , jakby tego nie pamiętał . Potem był już grzeczny . W efekcie , raz na jakiś czas musiałam dać mu klapsa , albo raz smyczą . Uspokajał się i dalej funkcjonowaliśmy normalnie . Nikt o niczym nie wiedział , ponieważ wszystkie te sytuacje zdarzały się , kiedy byłam z nim sama w domu , a strasznie się tego wstydziłam . Chcę tu zaznaczyć , że nigdy nie biłam go bezpodstawnie , w moich oczach przynajmniej . On przykładowo na mnie warczał , dostał klapsa , przestał warczeć na jakiś czas , był wtedy najkochańszym psem na świecie . Bijąc go broniłam się , jednak wiem , że go krzywdziłam . Każdego dnia zaraz starałam mu się to wynagradzać , i tak aż do następnego razu . Myślę , że takich epizodów w całym jego życiu było może ze dwanaście , coś koło tego . W sumie może dwadzieścia parę uderzeń ręką , jakieś osiem smyczą . Poszturchań było więcej , jak już się nauczył , że potrafię uderzyć ręką , albo gorzej , smyczą . Warczał na mnie i na moich rodziców . Musiałam go jakoś przywoływać do porządku , a nie chciałam go tak często bić , więc , na przykład , jak siedziałam w fotelu , a on leżał na podłodze , to , gdy zaczął warczeć , z jakiegoś tam powodu , przykładowo , rodzice dają mu resztki ze stołu , a on leżąc , warczy , to szturchałam go nogą . Wtedy przestawał . Takim sposobem trzymałam go w ryzach . Nie chciałam , by rodzice oddali go z powodu agresji . Byłam też przyzwyczajona do tego , że jest miły jak baranek , ale w każdej chwili może się na mnie rzucić , doskoczyć , wyszczerzyć zęby . Dwa razy zamknęłam go samego na chwilę w pokoju , raz na balkonie . Chciałam powstrzymać siebie od atakowania go . Kiedy zaraz się uspokoiłam , wracałam do niego i go przepraszałam . Czasami bałam się go dotknąć , żeby nie popsuć mu humoru . Obchodziłam się z nim jak z jajkiem , dogadzałam mu z każdej strony , na tyle , na ile potrafiłam . Wiedziałam , że najpierw zawarknie , ale potem może ugryźć , a wtedy to byłby dla niego koniec . Nie było mowy o wychowywaniu go wtedy , ponieważ się go autentycznie bałam . Co dopiero szkolenie ... Kochałam go . Kocham . Tak bardzo go kocham , że teraz , jak go nie ma , dosłownie , rozrywa mi serce . Rano , jak zaczęłam o nim myśleć , myślałam , że się uduszę , taką miałam fazę . Na co dzień , jak pisałam wyżej , był grzecznym , zdawałoby się , ułożonym psem . On był grzeczny naturalnie . Miał swoje napady . Nie rozumiałam wtedy , że jak mu przyłożę , to takie napady będą powtarzały się coraz częściej . Umiałam je w ten sposób hamować , dzięki czemu żyliśmy w , być może pozornej , zgodzie . Aż do następnego razu ... Był jednak moim psem , mimo , że czasami go biłam . Jeżeli już kogoś się słuchał , to tylko mnie . Chodził za mną jak cielę . Przychodził się przytulać , uwielbiał drapanie za uszami . Na spacerach był grzeczny , nigdy specjalnie go nie goniłam , pozwalałam mu wąchać wszystko , ile tylko chciał . Jedzenie , dostawał najlepsze kąski . Uwielbiał leżeć na podłodze , kiedy siedząc obok , drapałam go po brzuchu nogą . Był dobrym , kochanym , naprawdę , kochanym psem . Czasami tylko budził w nim się diabeł , jak przekroczyłam jakąś granicę . Nie rozumiałam , co robiłam źle , chcałam tylko spokoju , dla nas obojga . To działało , aczkolwiek było okupone moimi potwornymi wyrzutami sumienia . Ogólnie , miał dobre życie . Powinnam go częściej przytulać . Mam jednak wrażenie , że przekreśliłam wszystko tym jego biciem . Ale , nie potrafiłam inaczej . Wiem , zdaję sobie z tego teraz sprawę , że posypią się tu na mne gromy . Jednak nie miałam wielu możliwości , a potem , zadanie okazało się dla mnie za trudne , wręcz niewykonalne . Ostatnie miesiące , tygodnie mojego psa ... On nigdy nie chorował , był bardzo zdrowy , bo dbałam o niego . Jednak 13 lat to dużo ... Pewnego dnia przestał wdrapywać się na łóżko , zrobliśmy mu miękkie posłanie na podłodze . Któregoś razu przewrócił się na schodach , a mieszkamy w bloku . Potem znowu . Była zima , nikt nie otwierał okien , zdecydowaliśmy , że nie będzie wychodził z domu , bo jeszcze się połamie . Wypróżniał się na balkonie , podkładaliśmy ręczniki , pralka chodziła non stop . Trwało to jakiś czas . Szkoda nam go było jeszcze usypiać , bo w dalszym ciągu był jak szczeniak , chciał żyć . Następnie tylne łapy ... W końcu tylko leżał na posłaniu , czasem ruszył się z miejsca . Karmiłam go z ręki , przynosiłam mu wszystko na każde zawołanie , zmieniałam mu ręczniki i szmaty na mocz , smarowałam modzele , ponieważ od leżenia porobiły mu się na przednich łapach . Wszystko to znosił bardzo spokojnie . Ale było coraz gorzej . W końcu stracił chęć do życia , widać było , że już wszystko go boli , uwiera . Zdecydowaliśmy się , bo uważam , że lepiej za wcześnie , niż zbyt późno ... W sobotę uspałam mojego psa . Wszystko zniósł bardzo dobrze , w samochodzie przytulaliśmy się , zasnął spokojnie , bez żadnych negatywnych oznak organizmu , wtulił się we mnie , cały czas go głaskałam . Byłam przy nim do końca . Miałam wrażenie , że zrobił mi prezent , ponieważ zasnął tak spokojnie , jak tylko mogłam sobie to wymarzyć , jak prawdziwy aniołek , którym przecież był . Mam nadzieję , że czuł się w miarę pewnie i bezpiecznie , mimo tego , że w sumie , znęcałam się nad nim . Takie sprawiał wrażenie , że mi wybaczył , że jest mu dobrze i spokojnie . Ale czy na pewno ... Od tamtej pory nie mogę spać ... Tak bardzo żałuję każdego krzyku , każdego klapsa , każdego uderzenia ... Byłam nieodpowiedzialna , niezrównoważona , okrutna ... Wiem jednocześnie , że bez tego było by nam bardzo ciężko , może nawet rodzice oddaliby go do schroniska ... Chciałam oszczędzić mu tego ... Zapewniając inne piekiełko ... Następnego dnia , w niedzielę , poszłam z ojcem do lasu . Zawsze chodzimy w weekend na takie spacery , wstąpiliśmy w boczną ścieżkę , którą czasem chodzimy , coś mi kazało zajrzeć do paśnika ... A w środku , pełno siana , a w środku śpiący lis ... Leżał dokładnie w ten sam sposób , jak leżał mój pies na wózku u weterynarza , kiedy wszystko miało miejsce , i kiedy było już po wszystkim ... Lis już nie żył ... Nie był jeszcze do końca sztywny , mogłam ruszyć uchem , ale brzuch miał twardy jak kamień ... Musiał umrzeć mniej więcej w tym samym czasie , co mój pies ... Nie wiem , może to był jakiś znak ... Lisa widziałam może z pięć razy w życiu , a chodzimy po tych lasach odkąd pamiętam , przynajmniej dwa razy w tygodniu , po kilka godzin ... A poza tym , zawsze zaglądam do wszystkich paśników ... Aż tu nagle , paśnik , martwy lis , leżący identycznie , jak mój pies , umarł w tym samym czasie , co mój pies ... Wtulony w siano , tak , jak mój pies był wtulony we mnie ... Martwy lis w paśniku to nie jest codzienny widok ... Położył się tam , by umrzeć w spokoju ... Znalazłam go dzień po uspaniu mojego pieska ... Wyglądał , jakby spał ... Jak mój piesek ... Przez chwilę pomyślałam , że mój pies mnie tam zaprowadził ... Wierzę , że psy mają duszę ... O wiele szlachetniejszą niż nasza ... Serce mi się kraje , tak bardzo żałuję . Cały czas płaczę . Wczoraj myślałam , że chyba wezmę jakieś tabletki . Nie przypuszczałam , że można kochać aż tak mocno . Nie mogę znieść świadomości , że tak krzywdziłam kogoś , kogo kochałam najmocniej na świecie . Oczywiście , wiedziałam , że krzywdziłam go tym biciem , ale przecież ... On jest nieśmiertelny , jeszcze naprawię swoje błędy ... Naprawiałam je , ale teraz ... Nie mam teraz nikogo . Rodzice ... Nie mam przyjaciół , nawet znajomych , dosłownie . Nie wiem , co będzie z moim życiem . Chciałabym się z tym wszystkim uporać ... Chciałabym dostać jakiś znak , wiedzieć , że gdzieś tam jest mojemu psu dobrze , że jest bezpieczny , że się nie boi , a jest przecież tak zimno ... Ale może gdzieś tam jest mu lepiej , niż u mnie ... Czy pies potrafi wybaczać ... ? Czy pies naprawdę kocha tak bardzo ... ? Jestem potworem ... Co z moją duszą ? Kiedyś śniło mi się , a może to wspomnienie , jak byłam jeszcze przed narodzinami , mogłam wybrać sobie ciało , w które chcę się wcielić , wybrałam sobie rodzinę , i się po prostu urodziłam ... Czy wszystkie krzywdy , jakie zadaliśmy innej istocie , będą nam gdzieś tam w zaświatach zadawane razy dziesięć , z dziesięciokrotną siłą ? Najbardziej boję się tego , jaki zadawałam mu ból psychiczny ... A dobre uczynki ? Nie wiem , których mam więcej w stosunku do mojego psa ... Martwię się , że jego dusza nie zazna spokoju , że przeżywa to wszystko , co miało miejsce , że go bolą razy na zadzie , że piszczy , że płacze ... Martwię się , że nie może sobie znaleźć miejsca ... Rozumiem , że to przez krzywdy , jakie mi zadano . Mam nerwicę i depresję , nie leczone , nigdy nie byłam u lekarza , bo finanse , bo strach ... Jestem niezrównoważona , okrutna . Ale nie mam na to wpływu ... Prawdopodobnie nikt mnie nie zrozumie , mam takie chwile , kiedy muszę coś zrobić , to jest silniejsze ode mnie ... Boję się , muszę uderzyć psa ... Jestem zła , muszę nakrzyczeć na matkę ... Ze strachu ... Tak , mam wiele problemów ... Na dodatek , właśnie powinnam szukać nowej pracy ... Kiedy dziecko się rodzi , ma pusty zbiornik na miłość . Rodzice muszą go napełnić , opiekując się dzieckiem . Mój zbiornik napełnił mój pies ... Dzięki niemu nauczyłam się kochać ... A ja go karałam ... Kocham go jak głupia , a jego już nie ma . Krzywdziłam go bardzo i nie mogę sobie tego wybaczyć . Nie potrafię sobie z tym wszystkim poradzić ... Moje piękne pieski ... Jego już nie ma ... Gdy zasypiam , wyobrażam sobie , że go przytulam ... Mocno , dopiero , jak sobie go wyobrażę , to po kilku godzinach mogę zasnąć ... Czy pies potrafi wybaczać ? Czy pamięta złe rzeczy bardziej , niż dobre ?
-
Witam. Czy ktoś miał styczność z karma Royal Canin gastro Intenstinal junior? Czy ona rzeczywiście pomaga? Po konsultacji weterynaryjnej i serii badań Wet powiedział ze muszę dawać ta karmę plus jakieś leki na odbudowanie flory bakteryjnej,które ma mi dać jutro. Rozmawialam z wetem przez telefon(wizyta jutro) i mówił coś ze badań krwi i kału wyszło ze ma bardzo niski poziom kwasu foliowego,wit B,ze jelito cienkie nie wchłania pokarmu,ze pies nie trawi skrobi i ma za duża ilośc złej flory bakteryjnej. Ogolnie problemy sa takie ze pies wydała tyle kału ile zje pokarmu,biegunki,pies wogole nie tyje,pies miał operacje nogi 4 mies temu i do tej pory sierść mu nawet trochę nie odrosła. czy ta karma RC naprawdę pomaga?
- 10 replies
-
- karma
- royal canin
-
(and 2 more)
Tagged with:
-
Witam. Pozwolę sobie przedstawić swój problem. Liczę na Waszą pomoc. Problem dotyczy 2-letniej suczki rasy Akita Inu. Zacznę od początku od czasów szczenięcych. Shila była wychowywana przez moją dziewczynę, jej siostre i matke. Uważam, że została przez nie bardzo rozpieszczona i w ogóle się nie słucha. Pozwalały psu na o wiele za dużo - spanie w łóżku, leżenie wszędzie gdzie akita chciała, dawanie jedzenia przy stole. Jednak z perspektywy czasu najbardziej martwi mnie to, że stała się dla nich takim "przytulakiem". Była pieszczona i głaskana kilkanaście razy dziennie bez żadnego powodu. Dodatkowo przy każdym wyjściu i wejściu do mieszkania była bardzo wylewnie witana i żegnana. Ale nie chodzi tutaj o to żeby wytykać im błędy, ale zobrazować Wam jak takie wychowanie mogło wpłynąć na taką rasę jaką jest akita. Problem z Shilą stał się widoczny w momencie przeprowadzki. Postanowiliśmy, że pies będzie mieszkał na zmianę w starym domu i u nas w nowym mieszkaniu. Zmiany będziemy przeprowadzać co 1-2 tyg. Wiem, że przeprowadzka i nowe miejsce dla psa jest bardzo stresującą sytuacją. Dlatego chciałbym się przede wszystkim dowiedzieć czy jest to dobry pomysł i czy pies będzie w stanie się do takiej sytuacji przyzwyczaić? Ważniejszy problem dotyczy zostawiania suczki samej w nowym mieszkaniu. Podejrzewamy lęk separacyjny :( Kiedy zauważyliśmy, że po wyjściu Shila szaleje - szczeka, drapie drzwi, wyje, zaczęliśmy pracować nad przyzwyczajeniem jej do naszych wyjść ponieważ nie jesteśmy w stanie tego uniknąć. Najpierw zamykanie się w innych pokojach na coraz dłużej, później przyzwyczajanie do tego, że zakładamy buty, kurtki itp. Krokiem dalej było otwieranie drzwi wejściowych i zamykanie. Później wyjścia na klatkę - najpierw na minutę, dwie, pięć, aż do dwudziestu. Osiągnęliśmy efekt taki, że już nie drapie drzwi i nie szczeka, ale za to wyje. Nagraliśmy dwa filmiki kiedy Shila zostaje w domu sama na około godzinę. W jednym przypadku była przez 40 min spokojna, a później wyła 15 min do naszego przyjścia. W drugim przypadku przez większość czasu wyła. Z przerwami po 5 min. Wiem, że ten proces będzie trwał długo i potrzeba cierpliwości, ale chciałbym wiedzieć przynajmniej czy wszystko dobrze robimy. Drugą sprawą jest jej strachliwość. Wiadomo, że w nowym miejscu nie czuje się jeszcze swobodnie i widać to po niej. Przed wyjściem z osiedla jest budka ochroniarza od której ucieka z daleka. Nie ma mowy o tym aby podejść bliżej, nie chcę jej ciągnąć na siłę wychodząc za każdym razem z osiedla. Jak ją z tym oswoić? Zaczęła dużo więcej szczekać. Każdy szmer na klatce wywołuje u niej reakcje. Każdy przechodzący człowiek na terenie zamkniętego osiedla też jest obszczekiwany. Co ciekawe jak już wyjdziemy z zamkniętego osiedla zachowuje się normalnie. Spacerujemy całkiem normalnie, nie szczeka na ludzi, ma swój świat :) Na koniec dodam, jeżeli ma to jakieś znaczenie, że kiedyś była na wakacjach przez miesiąc w innym mieście. Po pierwszym tygodniu się przyzwyczaiła do nowego domu i zachowywała się normalnie. Proszę o rady i liczę na waszą pomoc, bardzo nam zależy na Shili i chcemy dla niej jak najlepiej.
-
Dziędobry! :) Jestem w trakcie "prostowania" mojego psiaka z pomocą sympatycznej Pani behawiorystki. Jednym z jego problemów jest troszkę nieodpowiednie witanie się z nowo poznanymi psami. Oprócz wprowadzanych metod, usłyszałam od rzeczonej specjalistki o spacerach terapeutycznych. Moje pytanie brzmi - ktoś coś wie na temat spacerów terapeutycznych? :) Sama idea wydaje mi się strzałem w 10 - grupka stabilnych psiaków przyjmująca do swojego grona nieco bardziej niesforną jednostkę, pokazując mu prawidłowe zachowania. Chciałabym wziąć udział w podobnym wydarzeniu, jednak jakoś nie umiem chyba znaleźć odpowiednich informacji :( Region Polski południowo-wschodniej mile widziany ;)
-
- spacer
- terapeutyczne
-
(and 2 more)
Tagged with:
-
Akademia Porozumiewania się ze Zwierzętami DOBRY PIES serdecznie zaprasza na cykl warsztatów pt. "REsocjalizacja". Socjalizacja psów to temat, w którym nie tylko właściciele, ale również hodowcy i trenerzy popełniają ogromnie dużo błędów. Skutkiem tych błędów są problemy z porozumieniem się z innymi psami lub ludźmi a z czasem powstawanie złych nawyków. To właśnie te złe nawyki, złe wzorce zachowań, prowadzą do patologii: lękliwości, nadpobudliwości czy agresji. Podczas warsztatów zmierzymy się z najczęstszymi błędami w socjalizacji. Zagłębimy się w teorii, omawiając specyfikę kolejnych etapów rozwoju psa. Ponadto, uczestnicy wezmą aktywny udział w zajęciach praktycznych. Resocjalizacja psów, czyli zmiana złych nawyków w stosunku do innych psów czy ludzi, wymaga bardzo długiej i żmudnej pracy, regularnych spotkań z psami (oraz ludźmi) o bardzo wysokich kompetencjach społecznych, stabilnym charakterze i przyjaznej, aczkolwiek asertywnej postawie wobec otoczenia. Uczestnicy warsztatów będą mogli obserwować pracę właśnie takiej grupy, dobrze znających się i współpracujących ze sobą psów, z psami mającymi problem w relacjach społecznych. Warsztaty – Resocjalizacja Psów, są cyklem czterech spotkań, uzupełniających się wzajemnie jednodniowych warsztatów, obejmujących kolejno postępujące po sobie okresy rozwoju psa: 23 stycznia 2016 – Szczenięta (do ukończenia 5. miesiąca) 27 lutego 2016 – Psy młode (6-9 miesięcy) 19 marca 2016 – Psy w okresie dojrzewania (10 m-cy – 2 lata) 23 kwietnia 2016 – Psy dorosłe (od. 3 lat) Każdy z warsztatów jest od siebie niezależny jednak znajomość tego, co dzieje się z psem w każdym z etapów jego życia, pomaga lepiej zrozumieć całość zachodzących w nim zmian. Zachęcamy więc do wzięcia udziału we wszystkich czterech spotkaniach. Powadząca: Agnieszka Nojszewska - założycielka Akademii Porozumiewania się ze Zwierzętami DOBRY PIES, Certyfikowany Behawiorysta i Instruktor Szkolenia Psów Pełnoprawny członek Pet Dog Trainers of Europe (F 084) Autorka książki "Psy Rasowe Encyklopedia". Koszt warsztatów: 250 zł za uczestnictwo w pojedynczych warsztatach (płatność do wyznaczonych terminów) 4 grudnia - warsztaty 1. 4 stycznia - warsztaty 2. 4 lutego - warsztaty 3. 4 marca - warsztaty 4. 300 zł za uczestnictwo w pojedynczych warsztatach (płatność po wyznaczonych terminach) 800 zł za uczestnictwo w całym cyklu (płatność z góry - do 4 grudnia) Cena obejmuje wyżywienie (ciepły posiłek oraz przerwy kawowe) Więcej informacji oraz formularz zgłoszeniowy znajdziecie nahttp://www.dobrypies.pl/wydarzenia-nowosci-szkolenie-psow/resocjalizacja-psow-warsztaty/ SERDECZNIE ZAPRASZAMY :)
- 2 replies
-
- socjalizacja
- problemy
-
(and 3 more)
Tagged with:
-
Akademia Porozumiewania się ze Zwierzętami DOBRY PIES organizuje warsztaty! Socjalizacja psów to temat, w którym nie tylko właściciele, ale również hodowcy i trenerzy popełniają ogromnie dużo błędów. Skutkiem tych błędów są problemy z porozumieniem się z innymi psami lub ludźmi a z czasem powstawanie złych nawyków. To właśnie te złe nawyki, złe wzorce zachowań, prowadzą do patologii: : lękliwości, nadpobudliwości czy agresji. Podczas warsztatów zmierzymy się z najczęstszymi błędami w socjalizacji. Zagłębimy się w teorii, omawiając specyfikę kolejnych etapów rozwoju psa. Ponadto, uczestnicy wezmą aktywny udział w zajęciach praktycznych. Resocjalizacja psów, czyli zmiana złych nawyków w stosunku do innych psów czy ludzi, wymaga bardzo długiej i żmudnej pracy, regularnych spotkań z psami (oraz ludźmi) o bardzo wysokich kompetencjach społecznych, stabilnym charakterze i przyjaznej, aczkolwiek asertywnej postawie wobec otoczenia. Uczestnicy warsztatów będą mogli obserwować pracę właśnie takiej grupy, dobrze znających się i współpracujących ze sobą psów, z psami mającymi problem w relacjach społecznych. Więcej informacji oraz formularz kontaktowy znajdziecie na: http://www.dobrypies.pl/wydarzenia-nowosci-szkolenie-psow/resocjalizacja-psow-warsztaty/ Serdecznie zapraszamy! :D
-
Witam. Wiem, że są już podobne tematy, ale postanowiłam założyć nowy, bo może uzyskam więcej informacji/rad w związku z moim problemem. Przedstawię najpierw "sylwetkę" pieska, a konkretniej suczki ;) Rita, około 8 miesięcy. Nie jestem (jesteśmy) jej pierwszą rodziną, ale mieszkamy razem już prawie 5 miesięcy. W domu jest bardzo żywa, radosna, pełna energii, którą niestety nie zawsze może spożytkować podczas spacerów. Nie może, ponieważ, gdy chce się ją wziąć w miejsca w których mogłaby spokojnie pobiegać (błonie/las), to niestety zaczyna się ciągnąć, ale zazwyczaj w stronę przeciwną, staje, nie chce iść, odwraca się itp. Nie chcę jej ciągnąć, bo wiem, że siłą nic nie załatwię i ani dla mnie ani dla niej nie jest to przyjemne. Chciałabym jednak zabierać ją na dłuższe wyprawy, żeby mogła się wyszaleć, a nie tylko biegać po mieszkaniu. Myślałam o zastąpieniu obróżki szelkami, a na zachętę dalszej drogi zakup psich smakołyków. Ktoś coś poradzi?
-
Moi kochani mam 3 misiecznego yorka i mam z nim nastepujące problemy: a) sika w domu i za zadne skarby nie chce na polu tak samo kupka b) podklejam mu uszka, juz 5 dni i niewiem jak jeszcze dlugo trzeba c) jest żarłoczny ciagle szczeka zeby dac mu jesc... Jakby mógl to by sie zajadł na smierc... co mam robic...
- 40 replies
-
- problemy
- problemy york
-
(and 1 more)
Tagged with: