Jump to content
Dogomania

Recommended Posts

Posted

Nie wiem jakie przyczyny są podniesionego mocznika poza chorobą nerek. Może to stres, może coś co zjadł lub wypił. Musiało coś w tym być skoro skierowały go na dodatkowe badania.

Naprawdę, za gabinet Na Barciach mogę poświadczyć.

Posted

Dziewczyny ja nikogo nie oskarżam.
To wszystko dziwnie wygląda- przyznaję, ale nadal uważam, że z opiniami dot tego domu należy się wstrzymać do momentu wyjaśnienia sprawy. Czy jest w tym coś złego?
Wydaje mi się, że emocje wzięły górę i za dużo słów jest powiedziane pod adresem tego domu - bez dowodów.
Miedzy innymi podam przykład

W ostrzeżeniu jest zawarte zdanie
[COLOR=Teal]
[COLOR=Blue]'Moja Patynka była tam trzy godziny. Ocalała chyba cudem."[/COLOR][/COLOR]

Przeglądając wątek Patynki okazuje się, że panie nie miały w stosunku do suni morderczych zamiarów, córka po ataku matki zadzwoniła i poprosiła o zabranie suni. oddała ją nie tylko całą i żywą, ale i z wyprawką.
[COLOR=Blue]" ...Nowe posłanie z ręcznie doszytym kocykiem i poduszką w poszewce, żeby było miękko, dwie pary szelek, kubraczek na deszcz... Dobra wola, chęć i serce i...
Wszystko przygotowane przez panią Elę dla Patysi - przyjechało ze mną. Tyle z adopcji."[/COLOR]

Teraz czytam w poście kejsi, ze pani poszła do weta z nowo adoptowaną sunią nie w celu uśpienia jej, a zrobienia podstawowych badań. Wetce nie spodobał sie poziom mocznika i skierowała sunie na dodatkowe badania do innej lecznicy, gdzie pani się udała.
Czy tak zachowuje się osoba mająca mordercze zamiary?
Coś mi tu nie gra!

Posted

[quote name='Asior']dziwne jest jedynie to, ze pies przed wydaniem do adopcji był gruntownie przebadany.. i nic nie wskazywało, ze jest chory, a tu nagle mocznik????[/QUOTE]

czekajcie, czekajcie...bo wyobraznia zaczyna dzialac i za chwile wyjdzie na to, ze to byl jakis spisek wolontariuszki i weta. Ja rowniez nie dam zlego slowa powiedziec na p.Malgosie, bo jest to osoba, ktorej los bezdomnych psow nie jest obcy i obojetny. Nie raz udostepniala swoja lecznice bezdomniaczka, do ktorych jezdzila w dni wolne, czy w nocy. Nie usypia psow jezeli widzi choc cien szansy dla nich, nawet jesli wlasciciele juz rezygnuja (tak bylo ostatnio ze strutym owczarkiem, ktorego wlascicielka nie chciala leczyc. Mimo to pies zostal w lecznicy i byl ratowany do samego konca). Schorowane staruszki, psy po przejsciach zawsze traktuje z nalezyta uwaga. Nie potrafie powiedziec skad ten mocznik, ale ona nie bada krwi sama tylko wysyla. Przeciez miala watpliwosci, wyslala kobiete na dodatkowe badania...do kogo kobieta poszla z wynikami? kto doradzil uspienie? o to chyba powinnismy pytac

Posted

No właśnie, a szczerze powiem, że ja na Brodowicza nigdy się z żadnym z moich podopiecznych nie wybiorę. Za dużo złych opinii krąży na ich temat i za dużo historii się nasłuchałam, o tym, jak tam zwierzęta są traktowane.

Posted

Aga-ta, źle się zrozumiałyśmy :)
Nie mam nic do wetki.... przecież badań nie robiła Ona.. zrozumiałam że pani przyszła z wynikami badań już do tej wetki , tak????

No nikt przy zdrowych zmysłach nie chodzi na brodowicza... tam jak wiadomo usypia się wszystko co tylko ktoś przyniesie do uśpienia....

Posted

" Pani przyszła po adopcji psa do lecznicy(nie pamiętam czy w piątek czy w sobotę rano), [COLOR=Blue]żeby zrobić mu podstawowe badania krwi - sprawdzić czy wszystko jest w porządku.[/COLOR]
[COLOR=Blue]Okazało się, że mocznik był sporo za wysoki. [/COLOR]
Ponieważ jest to mała lecznica [COLOR=Blue]Pani wet wysłała nową właścicielkę psa na Brodowicza, na dodatkowe badania,[/COLOR] z którymi w poniedziałek rano miała się pokazać. Przy tym wszystkim doktor zaznaczała, że pies będzie żył i że jedynym "problemem" będzie kupowanie specjalistycznej karmy."

Posted

Też leczę swojego psa Na Barciach i panie zawsze okazują nam swoje wielkie serce. Nigdy nie zrobiły nic co zaszkodziłoby mu. Wyciągnęły go z poważnego wodobrzusza. Teraz funkcjonuje normalnie i to bez leków, na samej diecie. Panie pamiętają imię każdego swojego pacjenta, dokładnie rozważają każdą decyzję. Uratowały mnóstwo zwierząt. Ufam im i dużo zawdzięczam, dlatego też proszę o nie wyciąganie pochopnych wniosków.

Co do Brodowicza, mam niestety złe wspomnienia. Trafiłam tam spanikowana po nagłym wypadku Dżeka, w święto, w nocy. Nie byłam świadoma, że to zły pomysł iść akurat tam. Powiedziano mi, że tylko tam jest całodobowe a czas naglił.
Podejście jednego pana doktora do mojego psa zraziło mnie do tej kliniki na zawsze. Przeprowadzał u niego operację oka. Sprawdzając czy zadziałała narkoza złapał go za skórę, uniósł do góry i rzucił na ziemię prosto do miski, którą podstawił mu na wypadek wymiotów... Dla mnie jako właściciela psa, który jest dla mnie całym życiem było to nie do przyjęcia. Tym bardziej, że zgoła było widać, że pies zasnął. Pan doktor cały czas zmieniał zdanie co do ceny, zależało mu na zarobieniu i zbyciu nas a nie na zdrowiu psa. Może odniosłam błędne wrażenie, ale to są moje osobiste, subiektywne odczucia. Byłam zrozpaczona i wściekła. Więcej do niego nie poszłam, leczenie dokończył jego pomocnik... Obym nigdy nie musiała tam wracać. Słyszałam też opinie, że klinika na Brodowicza to nie lecznica a rzeźnia... :roll:

No a w sprawie domku i pani 'morderczyni' się nie wypowiem, bo nie znam tematu. Mam tylko nadzieję, że wszystko się wyjaśni i sprawiedliwości stanie się zadość a przyczyny/ okoliczności śmierci psiaków wyjaśnią się:shake:

Posted

[quote name='Asior']Aga-ta, źle się zrozumiałyśmy :)
Nie mam nic do wetki.... przecież badań nie robiła Ona.. zrozumiałam że pani przyszła z wynikami badań już do tej wetki , tak????
...[/QUOTE]

wlasnie widze;)

Posted

obszerniejsza wypowiedź nt Pani z łepkowskiego....

[quote name='Temida']Witam,

w zalaczeniu tragiczna histria suczki wydanej przez nas do adopcji. W
srode biegala wesolo, nie wiedzac jeszcze ze jedzie do nowego domu, dzis
wraca do nas w kartonowym pudle. Przeylam historie Ninki z prosba o
rozeslanie do wszystkich osob, ktore zajmuja sie wydawaniem psow do
adopcji, wszystkich zaprzyjaznionych fundacji, czy schronisk, ktore
znacie. Wszyscy musza znac historie Niny, aby NIGDY ZADEN pies nie
trafil juz do tego piekla. Wystrzegajcie sie pani Eli, bibliotekarki z
Krakowa i badzcie pewni, ze Wasz pies tej adopcji nie przezyje. A nawet
jesli wydaje sie Wam, ze jestescie czujni, ze macie doswiadczenie w
adopcjach, ja juz jestem pewna, ze kazdy da sie jej nabrac i co gorsza
powierzy jej zwierze.

Anna Jobczyk
Prezes Fundacji AZYL
tel. 669705010

Malutka staruszka Ninka zamordowana w 36 godzin od adopcji !

Taki tekst miał się ukazać na naszej stronie internetowej po adopcji naszej ukochanej fundacyjnej suczki Ninki. Jednak nawet nie zdążyliśmy go umieścić, Ninka została bestialsko zlikwidowana przez osobę, która ją adoptowała. Przeczytajcie ten tekst i roześlijcie do wszystkich schronisk, stowarzyszeń, fundacji. Wszystkich, którzy prywatnie zajmują się wydawaniem do adopcji zwierząt. Wszystkich zaprzyjaźnionych lecznic – niech powieszą ten tekst w poczekalni. Jeśli zadzwoni do was „cudowna pani Ela”, bibliotekarka z Krakowa, Wy też dacie się nabrać i wyślecie psa do piekła:

Pewnego dnia trafiła do naszej fundacji malutka, wychudzona, niemłoda już psinka, która natychmiast została Ninką. Trafiła do nas z ulicy, na której stała przez parę godzin i rozpaczliwie płakała. Nie ruszała się z miejsca, jakby nie tracąc nadziei, że jej pan jednak po nią wróci. Tak się jednak nie stało. Jednak jej skowyt poruszył kogoś na tyle, że nie przeszedł obojętnie i tak w naszej fundacji pojawiła się Ninka. Ninka natychmiast pokochała mojego męża: spała wtulona pod swetrem w jego plecy, wchodziła po nim jak kot, byle tylko ją wziął na ręce a jak nie zwracał na nią uwagi, to oczywiście płakała tak długo, aż ją w końcu jednak wziął.
Ninka okazała się być psiakiem zupełnie niekłopotliwym, jednak ze względu na to, że jest malutka cały czas drżeliśmy, żeby inne, większe psy nie zrobiły jej krzywdy.
I nagle dwa dni temu zdarzył się cud: zadzwoniła przemiła pani z Krakowa z informacją, że zamierza adoptować Ninkę. A ja upadłam ze szczęścia, zwłaszcza, że poprzedniego pieska pani adoptowała ze schroniska w Pabianicach a miał on wówczas 11 lat. Piesek, a właściwie suczka przeżyła w swoim nowym domu jeszcze cudowne 2,5 roku a pani po jej śmierci postanowiła przygarnąć kolejną nie najmłodszą sierotkę!
Oczywiście aż się poryczałam. Pani Elżbieto! Przywraca mi Pani wiarę w człowieka. Bardzo Pani i Pani Mamie za to dziękuję. I oczywiście za cudny dom dla Ninki. Okazuje się, że adoptowany piesek nie musi być Yorkiem, nie musi być słodkim szczeniakiem, nie musi mieć maksymalnie rok, aby wart był miłości i zainteresowania. Może natomiast być dziesięcioletnią Ninką, zupełnie nierasową. Jestem za to zupełnie spokojna, że tej decyzji nikt nie będzie żałował, bo Ninka swoim przywiązaniem, przytulaniem i wiernością zrównoważy brak rodowodu! A jak mi ktoś jeszcz,e choć raz powie, że starszy pies się nie przyzwyczai, to chyba nigdy nie przestanę się śmiać: Ninka dwie godziny po
przyjeździe do nowego domu na zmianę wylegiwała się z jedną swoją panią w łóżku a następnie natychmiast przesiadała się na kolana drugiej pani.
Jeszcze raz wielkie ukłony dla nowych właścicieli Ninki.

Taki tekst napisałam po pierwszej rozmowie z nową właścicielką Ninki, kilka godzin po tym, jak wolontariusz naszej fundacji zawiózł Ninkę do Krakowa.
Gdybym wówczas wiedziała, jak bardzo się myliłam!
Chciałam zadzwonić do nowych właścicieli już w czwartek, ale pomyślałam, że poczekam kilka dni, żeby nie pomyśleli, że będę ich tak nękać telefonami i zadzwoniłam w sobotę rano, zupełnie spokojnie, ot tak dowiedzieć się, jak tam nasza mała dziewczynka się sprawuje po tych pierwszych kilku dniach.
I po pierwszych zdaniach „cudownej pani Eli” chciałam umrzeć: „Ninka była bardzo chora, musieliśmy ją uśpić”. A ja nie rozumiałam, co ona do mnie mówi. Przecież byłam z Ninką jeszcze w dzień wyjazdu u lekarza, w przeddzień miała zrobione wszystkie badania krwi, a pani doktor zażartowała, że chciałaby mieć takie wyniki, jak ona! Jeszcze myślałam, że może był to wypadek, Ninka im się wyrwała, wpadła pod samochód, choć przecież chodziła jak trusieczka przy nodze i reagowała na każdy najmniejszy gest przywołania. Ale nie. Okazało się, że „cudowna pani Ela” uśpiła ją, bo „pani doktor podejrzewała niewydolność nerek”. Dziwne jest tylko to, że „cudowna pani Ela” nie zgłosiła się na powtórzenie badań, które zresztą były zupełnie w normie, tylko jak się później okazało, pani doktor nie spojrzała na jednostki i źle je zinterpretowała a natychmiast skierowała się do najgorszej w mieście lecznicy, słynącej z tego, że usypia zwierzęta „na życzenie klienta” i tam zamordowała naszą Ninkę. Niestety jedynym wytłumaczeniem, jakie nam się nasuwa jest to, że nasza Ninka się „cudownej pani Eli” nie spodobała i w tej sposób się jej najszybciej, jak to możliwe pozbyła. A przecież doskonale wiedziała, że przyjechalibyśmy po Ninkę natychmiast, gdyby tylko zadzwoniła. Mogła ją oddać do schroniska, mogła ją w końcu wyrzucić na ulicę – wszystko byłoby lepsze od tego, co zrobiła, bo tego już odwrócić się nie da.
Niestety po fakcie okazało się, że Ninka była kolejnym zamordowanym przez nią psiakiem. My wiemy o następujących zwierzakach: sunia wzięta w listopadzie 2005 roku ze schroniska w Krakowie (według „cudownej pani Eli miała guza mózgu i musiała być przez nią uśpiona), kolejna sunia wpadła jej pod samochód, kolejna „zasnęła”, następna była ta szczęściara, która przeżyła u niej ponad dwa lata – podobno ze schroniska w Pabianicach ale też nie wiemy, jaki był jej koniec, podobna, podobno, podobno …
Ile jeszcze psów „musiała uśpić cudowna pani Ela”? Może ktoś skojarzy fakty i zorientuje się, że też wysłał do tego piekła psa, który miał trafić do raju.. Każdą taką osobę prosimy o kontakt – ten potwór musi ponieść odpowiedzialność.
Dziś rozmawiałam z niekończącą się ilością osób. Każda z nich twierdziła, że miała z nią kontakt. Tylko jedna sunieczka uszła z tego z życiem, chyba jedynie, dlatego, że osoba wydająca psa mieszkała bardzo blisko „cudownej pani Eli” i ta zorientowała się, że gdyby i ten pies zniknął, to sprawa by się bardzo szybko wydała i samo zwróciła psa.
I niestety na to miejsce pojechała nasza Ninka.
Do tej pory przeklinam ten moment, kiedy odebrałam od niej telefon. A tak się wówczas ucieszyłam: przecież tak rzadki, ktoś chce adoptować starszego psa. Przecież nie chcieliśmy się Ninki pozbyć, przecież była najcudowniejszym z naszych psiaków, przecież szaleliśmy z radości, że będzie tam miała lepiej, niż u nas… Gdyby tak można było cofnąć czas…
Tak bardzo Cię przepraszam Ninko! Przecież tak nam ufałaś. Tak radośnie podskakiwałaś poszczekując, kiedy biegłyśmy na dworzec, żeby zdążyć na ten przeklęty pociąg do Krakowa! Pewnie myślałaś, że to nasz najpiękniejszy spacer… Tak rzadko mamy czas, żeby wyjść z naszymi psami poza nasz teren…
A później nagle znalazłaś się w obcych ramionach, w pociągu, w obcym sobie otoczeniu. Podobno cała drogę płakałaś. Może coś przeczuwałaś? Ale przecież nikt nie słucha takiego małego, starego psiaka. My wiedzieliśmy lepiej… Było nam przykro, ale myśleliśmy, że to tylko moment, trochę potęsknisz a później już będziesz szczęśliwa, szczęśliwsza niż u nas…
Nie mogę znieść myśli, że Ninka tak bardzo bojąca się obcego otoczenia, tak bardzo bojąca się wszystkich zabiegów w lecznicy przeżyła najkoszmarniejsze 36 godzin swojego życia zupełnie nie rozumiejąc, co się wokół niej dzieje, a później w samotności, w najgorszej lecznicy, została po prostu uśmiercona. Jak bardzo musiała się wyrywać, walczyć o życie? A nas przy niej nie było. To boli jeszcze bardziej, niż to, że ktoś tak po prostu pozbył się niechcianego psa, psa, którego myśmy kochali. Psa, którego oddaliśmy chcąc poprawić jego los. Psa, którego ktoś pozbył się, jak nieudanych zakupów.
Przecież wystarczyłby tylko jeden telefon a przyjechalibyśmy po Ninkę, szczęśliwi, że ją odzyskaliśmy.
Nic, co teraz zrobimy, nie wróci życia Nince, choć przecież oddalibyśmy wszystko, by tak się stało. Nic nie spowoduje, że nasze poczucie winy będzie mniejsze, choć przecież zrobiliśmy wszystko, by Ninka była szczęśliwa. Ale możemy przynajmniej sprawić, że może kolejny pies nie trafi do tego piekła. Dlatego prosimy: roześlijcie historię Ninki, wszędzie, gdzie tylko możecie, zakładajcie wątki, piszcie o tym i ostrzegajcie wszystkich. Tam już nie może trafić żaden pies. A wiemy, że „cudowna pani Ela” będzie szukała psa po całej Polsce, bo w Krakowie już psa nie dostanie nigdy. A każdy, do kogo zadzwoni znowu da się nabrać na cudowną opowieść o tym, „jak bardzo chciałaby dać, choć na krótko dom jakiejś suni staruszce, żeby nie umarła ona w schroniskowym boksie” Za to możemy być pewni, że umrze bardzo szybko w swoim nowym domu a pretekstem może być wszystko: że nasiusia, że popiszczy, że się nie spodoba.
A „cudowna pani Ela” szybko wyda i wykona wyrok. Jak na naszej Nince.

Uwierzcie mi, że każdy z Was oddałby tam zwierzaka: czyściutki, przyzwoity dom, stateczna, „przemiła” pani Ela bibliotekarka, do tego starsza mamusia, stale przebywająca w domu z pieskiem i córka. Trzy przemiłe, wymarzone opiekunki.
Trzy potwory…[/QUOTE]

Posted

[quote name='Asior']obszerniejsza wypowiedź nt Pani z łepkowskiego....[/QUOTE]
Asior ,a kiedy ta pani adoptowala tegopieska z Pabianic i kiedy u niej byl 2,5 roku ,bo dwa lata temu adoptowala suczke od Aga g ,ktoira zginela po paru dniach ,potem miala inna suczke tez bardzo krotko ,podobno znaleziona biala nakrapiana i aga ja mwidzial z nia kilka razy ,a potem jak sie z nia spotkala to powiedzila jej ze mala zasnela ,a bylo to dwa lata temu ,w 2005 roku wziela suczke z karkowskiego schroniska ,juz w 2008 jej nie miala to kiedy miala z pabianic 2,5 roku?

Posted

Dzisiaj dowiedziałam się, że oprócz tych wymienionych, była adopcja z krakowskiego schroniska na ten sam adres, ale inne nazwisko.


Dziękuję Frotce i p. Feldmanowi z KTOZu za zaangażowanie i zajęcie się wyjaśnieniem tej sprawy.

Posted

Biedne maleństwo.
Z tego listu wynika, że ciało suczki zostało odebrane po uśpieniu przez fundacje Azyl.
Nie pozostaje nic innego jak zrobić sekcje zwłok.
Jesli okaże się, że sunia faktycznie była zdrowa i pomimo to została uśpiona, to powinno się i tych wetów i te baby podciągnąć do odpowiedzialności karnej. Dosyć już łamania w tym kraju prawa wobec niewinnych stworzeń.
Póki co jak napisane jest ww. zacytowanym liscie mamy "podobno,podobno, podobno", a do takich działań potrzebne są dowody.
Dlatego trzeba nie tylko babom udowodnić winę , ale i wetom, którzy zajmowali się psiakiem.
Jak sie okazuje chwalona tu pani doktor niestety nie jest bez winy odczytując mylnie jednostki badań krwi. Dziwi mnie też trochę, że skierowała tą panią z sunią do lecznicy słynącej z usypiania. Jakoś nie chce mi się wierzyć, ze nie znała opinii o tej lecznicy.

Posted

ja mieszkam obok Brodowicza na Grochowskiej. Byłam tam dwa razy i dwa razy skończyło się tragicznie.
Pierwszy raz gdy mój spaniel wyrwał się i wpadł pod samochód. Nie dano mu żadnych szans - został uśpiony. Dwa lata temu wzięłam sunię na DS i nagle w nocy zaczęła rodzic. Miałam ją miesiąc i nie wiedziałam że jest w ciąży, USG nie wykazywało ciąży a miała robione dwa razy , nie na Brodowicza.
Gdy myśmy się obudzili maluszka było już widać. Maluch był duży jak się później okazało, musiała być pomoc. Pojechaliśmy najbliżej-noc. Sunia przeżyła ale maluszek nie, był przyduszony to prawda ale mógł go ratować. On twierdził że OK . Jak mąż wrócił maluch już nie żył.

Posted

O matko, co za koszmarna historia....

Jeśli chodzi o Brodowicza, to ja myślę, że ta pani została wysłana do laboratorium na badania, nie do lecznicy.
To są podobno 2 różne rzeczy, są w tym samym budynku, ale nie są jedną lecznicą.
O laboratorium które robi min. badania krwi słyszałam dobre opinie.
Laboratorium Weterynaryjne Chow Chow
Lecznica ma adres Brodowicza 13, a Laboratorium Brodowicza 13a

O lecznicy też słyszałam same złe opinie.

Posted

[quote name='Foksia i Dżekuś']Asior ,a kiedy ta pani adoptowala tegopieska z Pabianic i kiedy u niej byl 2,5 roku ,bo dwa lata temu adoptowala suczke od Aga g ,ktoira zginela po paru dniach ,potem miala inna suczke tez bardzo krotko ,podobno znaleziona biala nakrapiana i aga ja mwidzial z nia kilka razy ,a potem jak sie z nia spotkala to powiedzila jej ze mala zasnela ,a bylo to dwa lata temu ,w 2005 roku wziela suczke z karkowskiego schroniska ,juz w 2008 jej nie miala to kiedy miala z pabianic 2,5 roku?[/QUOTE]
nie wiem , trzeba pytać Temidy..

MAM PROŚBĘ OD PANA FELDMANA..
Zeby wszystkie osoby, które miały styczność, z tą kobietą (wydawały jej psa, bądź widziały te psy u niej zgłaszały sie do nas (osobiscie, bądź telefonicznie). Bo bez świadków nic nie zdziałamy...

Posted

Ta sytuacja jest bulwersująca, trzeba przestrzegać innych przed tą kobietą, aby uchronić te biedne psiaki. Wszyscy w Łodzi już są wyczuleni, Wy też już w Krakowie wiecie, ale musimy innych przestrzec. Dołączam się do apelu Asiora, aby osoby które miały kontakt z tą kobietą, wiedzą o psach, które nabywała przekazywały te informacje, bo to bestialstwo nie może zostać bezkarne.

Posted

Sprawą adopcji na
Lepkowskiego, jak również - w szerszym kontekście - praktykami na Brodowicza zainteresowała się Gazeta Wyborcza.
I tu również apel do osób mogących opowiedzieć o swoich doświadczeniach z p. Elżbietą lub z ww lecznicą o kontakt - przekażę namiary do osoby zbierającej materiały.


Dzisiaj przez telefon oprócz wielu "ciekawych" stwierdzeń - między innymi, że nie pamięta Patynki, usłyszałam od "pani Matki"
"Dlaczego mam nie mieć psów? Ja kocham psy". Koszmar.

Posted

Te baby są ewidentnie psychiczne:shake: Biedne psiaki:-(
Los Nusi, której wątek śledziłam bardzo mną wstrząsnął, w myślach byłam wtedy wściekła na tą kobietę, że nie potrafiła suni obronić, myślałam sobie, co za głupia baba:angryy:, a teraz wydaje mi się, że może tam wcale nie było żadnego boksera, który sunię miał zaatakować? Tak naprawdę to, w kontekście tego co teraz wiemy, nie wiadomo jak Nusia zginęła.

Dobrze, że Gazeta Wyborcza zainteresowała się tym, a także problemem usypiania na Brodowicza psów, które spokojnie jeszcze mogą żyć.
Do lecznicy na Brodowicza się nie chodzi, mnie tam uśmiercono świnkę morską, ale na Brodowicza jest też ponoć dobra pracownia wykonująca analizy, która traci na opini ze względu na swoje położenie.

Posted

Te ,,Panie'' to chodzące potwory. [B]KOCHA PSY!!!!!! Chyba uśmiercać.[/B]
Cieszę się, że tą sprawą zainteresowały się media. Ta osoba musi zostać ukarana, szkoda tylko, że tym psiakom życia już nie wrócimy.

Posted

Frotka też ma niemiłe doświadczenia z tą lecznicą i TYM panem technikiem.... uśpił kota którego przywiozła, zanim zdążyła zareagować, że ona nie przyszła go uśpić...

Posted

[quote name='dorota1']Te baby są ewidentnie psychiczne:shake: Biedne psiaki:-(
Los Nusi, której wątek śledziłam bardzo mną wstrząsnął, w myślach byłam wtedy wściekła na tą kobietę, że nie potrafiła suni obronić, myślałam sobie, co za głupia baba:angryy:, a teraz wydaje mi się, że może tam wcale nie było żadnego boksera, który sunię miał zaatakować? Tak naprawdę to, w kontekście tego co teraz wiemy, nie wiadomo jak Nusia zginęła.

Dobrze, że Gazeta Wyborcza zainteresowała się tym, a także problemem usypiania na Brodowicza psów, które spokojnie jeszcze mogą żyć.
Do lecznicy na Brodowicza się nie chodzi, mnie tam uśmiercono świnkę morską, ale na Brodowicza jest też ponoć dobra pracownia wykonująca analizy, która traci na opini ze względu na swoje położenie.[/QUOTE]

[quote name='Temida']Te ,,Panie'' to chodzące potwory. [B]KOCHA PSY!!!!!! Chyba uśmiercać.[/B]
Cieszę się, że tą sprawą zainteresowały się media. Ta osoba musi zostać ukarana, szkoda tylko, że tym psiakom życia już nie wrócimy.[/QUOTE]

Sprawa jest bulwersująca i wymaga wyjaśnienia.
Wchodzicie jednak na bardzo śliski grunt nazywając kogoś mordercami, psychicznymi czy potworami na forum publicznym. Pamiętajcie, póki co nie macie dowodów przeciwko tym kobietom. Można kogoś nazwać mordercą po uprawomocnieniu się wyroku sadowego. Przepisów prawa niestety nie zmienicie.
Używacie słownictwa, które w polskim prawodawstwie kwalifikowane jest jako obraźliwe, lżenie godności osobistej i jako takie kwalifikuje się do wytoczenia wam procesu cywilnego, dlatego bądźcie bardziej powściągliwe w używaniu takich słów.
Ja wiem,że targają wami emocje, ale poprzez to forum osoby te nie pozostaja tak całkowicie anonimowe jak wam się wydaje. Wiadomość poszła w eter z imieniem, dwoma literami nazwiska jednej z pan, miejscem pracy, nazwą ulicy i częściowym numerem telefonu. Ustalenie pełnych danych tej pani naprawdę nie jest trudne.
Proszę wyciszcie się.
Mnie też ta sprawa bulwersuje, chciałabym jak najszybszego jej wyjaśnieni i podciągnięcia do odpowiedzialności karnej osób , które zawiniły. Myślę, że Azyl jako fundacja pro zwierzęca nie zostawi tej sprawy i poczyni odpowiednie kroki prawne, żeby ją wyjaśnić i udowodnić.

Posted

[quote name='dorota1']Szajbus, a jaki Ty masz w tym interes, że tak bronisz dobrego imienia TYCH PAŃ?[/QUOTE]

Masz problemy z czytaniem tekstów ze zrozumieniem? A gdzie ty to widzisz? Oświeć mnie , bo ja niczego takiego nie robię.
Nie wydaję wyroków w sprawie, co do której mam jakiekolwiek wątpliwości.
Ty moja droga natomiast nazywasz kogoś psychicznym nie mając wiedzy na temat, czy ten ktoś choruje na takowa chorobę.

Join the conversation

You can post now and register later. If you have an account, sign in now to post with your account.

Guest
Reply to this topic...

×   Pasted as rich text.   Paste as plain text instead

  Only 75 emoji are allowed.

×   Your link has been automatically embedded.   Display as a link instead

×   Your previous content has been restored.   Clear editor

×   You cannot paste images directly. Upload or insert images from URL.

×
×
  • Create New...