iza_szumielewicz Posted December 7, 2007 Author Posted December 7, 2007 Bałam się wrócić z pracy do domu. Bałam się, co zastanę. Mały przywitał mnie w drzwiach (dobry sygnał) bardzo ostrym kaszlem (zły sygnał). Jako ze wszystkie firmy taksówkarskie mogły przyjechać w ciagu godizny!!!, musiałam z psem iśc do klinmiki (ok. 1 km) na piechotę. Wlókł się. kasłał. W klinice kroplówka, antybiotyk i zastrzyk p-zakrzepowy i..... nagle wyprysnał z kliniki, naszczekał na przypadkoweog rpzechodnia. W domu obciągnał dwie michy, 15 minut bawił się zabawkami, wypił praiwe całą miskę wody i pogryzł gryzaka. Naszczekał też na windę!!!!!!:lol::lol: Mysłałam, ze śnię. zadzwoniłam do Niziołka i podziękowałam mu choć za te parę chwil - takich chwil, jakie będę na zawsze pamiętać. Nawet nie śmiem marzyć, żeby tak zostało. Bardzo was proszę, trzymajcie kciuki., Ja jeszcze się nie cieszę. Nie cieszę się, bo boję się (panicznie!!!!) zapeszyć. Quote
ma_ruda Posted December 7, 2007 Posted December 7, 2007 :happy1: Wczoraj pisałam a potem jeszcze o tym myslałam, że Mały ma szczęscie, ze ma Ciebie. To dzięki Tobie, nie po raz pierwszy możemy sie cieszyć z poprawy jego samopoczucia. Zastanawiałam się, czy sama w takiej sytuacji umiałabym tak walczyć. Obawiam sie, że nie wystarczyłoby mi siły i umiejętności. Teraz myślę o tym co napisała Visenna: [quote name='Visenna']Nie wiem, Iza, czy Ci to pomoże czy nie, ale powiem Ci jak ja bym zrobiła. Ja bym się zdecydowała na operację - wiemy że piesek i tak odejdzie na tę chorobę bez operacji..[/quote] Pewna jestem tylko tego, że każda decyzja jaką podejmiesz, będzie najlepsza dla Małego. Ja przeciwnie, niz Visenna, myśle, ze nie zdecydowałabym sie na operację przy tak niepewnym rokowaniu. No chyba, że tak jak to było wtedy gdy zdecydowałam się na operację Puni- wtedy wiedziałam, że mimo, ze szansa na powodzenie zabiegu jest znikoma, to jeszcze mniejsza jest na to, że przeżyje kolejny dzień. Ale gdybym mogła mieć nadzieję, że bez operacji będzie żyła tydzień? miesiąc? nie odważyłabym się jej (no i sobie) tego czasu odebrać. Mały poza Toba ma też dobrego lekarza- to bardzo ważne, że możesz mu ufać. Quote
Lidan Posted December 7, 2007 Posted December 7, 2007 Od kilku dni śledzę ten wątek z mieszanymi uczuciami. Oczywiście przede wszystkim strasznie mi żal psiaka bo niewątpliwie męczy się i cierpi. Współczuję również właścicielce maluszka bo musi patrzeć z żalem i niepokojem na duszącego się pupilka. To iza_szumielewicz ostatecznie będzie musiała podjąć dezyzję dotyczącą dalszego życia (lub śmierci) pieska. Przyznam szczerze, że sama chyba nie wytrzymałabym takiego napięcia, nie potrafiłabym patrzeć na codzienną walkę mojego psa o każdy oddech. Kilkakrotnie czytałam, że dopóki pies nie cierpi przez cały czas, dopóki życie jeszcze go cieszy należy walczyć, ale gdy przez większą część dnia i nocy pies praktycznie dusi się... A co do operacji: czy ta operacja polega na wszyciu jakiś okręgów czy czegos takiego? Czy to nie na tym forum ktoś opisywał, ż jego pies odszedł w ciągu kilku dni po takiej operacji, cierpiąc cały czas? Chyba, że coś pomyliłam. Quote
asher Posted December 7, 2007 Posted December 7, 2007 [B]Lidan[/B], myślę, że jesli jest szansa na poprawę, a w tym przypadku JEST, to decyzja o uśpieniu byłaby zbyt pochopna... Jeśli takiej szansy nie będzie, Iza na pewno nie będzie niepotrzebnie zwlekać z podjęciem decyzji. BTW, czy psa chorego na anginę też byś uśpiła? ;) Kiedy mój Bugajski chorował na anginę przez kilka dni charczał, dusił się, leżał bez życia trawiony gorączką... Na pewno cierpiał... Bugajsji wyzdrowiał całkiem, bo to była tylko angina. Malutki też ma szansę na to, że jego stan się poprawi. Wiadomo, idealnie nie będzie, nie wyzdrowieje całkiem. Ale jeśli mimo choroby będzie miał siłę cieszyć się życiem, to czemu mu tę radośc odbierać? Quote
iza_szumielewicz Posted December 7, 2007 Author Posted December 7, 2007 Lidan, masz rację. W tym wątku pojaiwła się historia pieska, któremu operacja nie pomogła. Jak wyjaśnił mi dr Niziołek są dwa sposoby operacji: 1. klasyczna - wycięcie fragmentu chorej tchawicy i wstawienie tam tulejki (po prostu strzykawki - dosłownie) - to rodzaj operacji, której nie wytrzymał ww. piesek 2. stent - to forma "rozpieraka", który wstawia się w znieczuleniu bez rozcinania powłok skórnych do tchawicy; po tym zabiegu przez 2 dni trzyma się psa pod narkozą, żeby stentu nie wykasłał. W Polsce tej operacji nie przeprowadził jeszcze NIKT! Niziołek jedize na początku przyszłego roku uczyć się tego zabiegu. Uwaga! Koszt tej operacji to...... ponad 5000 złotych. Uwaga bis! Nikt nigdy w Polsce nie przeprowadził operacji tchawicy w odcinku piersiowym! A Mały ma zapaść i w odcinku szyjnym (w tej chwili tchawica w tym miejscu jest wygięta w literę W oraz w piersiowym - ten odcinek jest "tylko" zwężony). Chyba rozumiecie teraz, dlaczego mam wątpliwości. A teraz o Małym. Całe popoludnie był aktywny, jadł,bawił sie i b. malo kasłał. To samo wiecozrem. Tylko w pewnym momencie od tej aktywności posinial mu jęzorek. Teraz leży "po głupim jasiu' pod tlenem. Wcześniej podałam mu kroplówkę podskórną i przeraziłam się, bo zrobił się balon. zadzwoniłam szybko do kliniki, ale uspokoili mnie, że tak ma być. Kurczę, ja nie jestem wetem. Naprawdę zacyznam się bać, ze popierniczą mi się te zastrzyki, kroplówki, igłuy, itd. i zrobię coś złego Małemu. Strasznie jestem zdenerwowana tymi zabiegami, ale przynoszą efekt. Napisałam Niziołkowi smsa, jak jest. JESTEM DUMNA Z TEGO LEKARZA. NAWET JEŚLI PODAROWAŁ MI TYLKO KILKA DNI WIĘCEJ! (opiekunka mojego dizecka zdołowała mnie mówiąc, że niektórym polepsza się przed śmiercią). Może i tak, ale ja płaczę ze szczęścia, ze jest siódmy grudnia, a w nocy z 5 na 6 grudnai pożegnałam się z Małym będąc stuprocentowo rpzekonana, że nie dożyje ranka. Czyż to nie jest CUD??????? ma ruda - wiesz, co?juz dawno nie usłyszałam od nikogo tak miłych słów pod swoim adresem. dziękuję! Walczę, bo taka jestem z natury - kiedy wszyscy inni się poddają, ja idę dalej - nawet jeśli mam przejśc przez pole minowe. Myślę, ze to pozostałości po idealizmie z młodosci. Wiara, wiara i jeszcze raz wiara. No i moja intuicja. Ale 5 grudnia w nocy ta intuicja mnie zawiodła. Naprawdę, myslałam, ze to już koniec. Asher, ty mnie znasz. Wiesz, jaka jestem i jak kocham Małego. Wiesz też dobrze, że jak nadejdzie czas, pozwolę Małemu odejść. To - jak słusznie nazwałaś w rozmowie tel. ze mną - "zabawianie się w Boga" jest straszne. Nie chciałabym wypełniać tej roli, ale pewnie będę musiała. No chyba że mały odejdzie we śnie... Sama chciałabym tak odejść. Quote
Lidan Posted December 7, 2007 Posted December 7, 2007 [b]asher[/b] [quote] czy psa chorego na anginę też byś uśpiła?[/quote] To chyba nie jest najlepsze porównanie, bo z anginy przeważnie się wychodzi, natomiast ta zapaść tchawiczna wygląda znacznie groźniej i jakoś tak nieodwracalnie :niewiem: [b]iza_szumielewicz[/b] [quote](opiekunka mojego dizecka zdołowała mnie mówiąc, że niektórym polepsza się przed śmiercią [/quote] W przypadku ludzi chorujących na raka czasem faktycznie następuje taka pozorna poprawa, np przez kilka dni nagle chorego nic nie boli mimo, że wcześniej nie był w stanie wytrzymać godziny bez morfiny. Nie wiem czy w przypadku zwierząt też tak się zdarza. Trzymam za Was kciuki :kciuki: Quote
iza_szumielewicz Posted December 7, 2007 Author Posted December 7, 2007 Mały miał dość tego tlenu. Położyłam go do łóżka. Kima już! Oby spokojnie przekimał noc. Niech mu się śni ganianie gołąbków (nie robi im krzywdy;)). Zapomniałam napisać, że wieczorem postawił na sztorc ogon i wyprężył się na spacerze na widok suni labki w cieczce. Właścicielka w panice, że kundel popełni mezalians. Zapewniłam ją, że tak się nie stanie (nigdy nie pozwoliłabym produkować szczeniaczków tylko dlatego, żeby pies miał "przyjemność") i poprosiłam, żeby dała mu chwilę pocieszyć się, bo jest b. chory. Na szczęście zrozumiała, że nie mam złych zamiarów. Dobrze zapamiętam wszystkie te chwile, bo może już są ostatnie. Quote
iza_szumielewicz Posted December 8, 2007 Author Posted December 8, 2007 Mały przespał noc, ale moje dziecko szalało i nie śpię od 3. I tak o 5 musiałam być już w pracy. Kiedy Mały wstał, bardzo kasłał, na spacerze też, ale szedł dziarsko, a potem wtrząchnął michę. Pewnie teraz śpi. Ciągle jednak nie opuszcza mnie strach. Przecież nie da się tak długo ciągnąć nocek na "głupich jasiach".... Quote
eloise Posted December 8, 2007 Posted December 8, 2007 ale nam sie udało :) w tej samej minucie, szkoda tylko, ze odpowiedź pojawiła się przed pytaniem ;) Quote
iza_szumielewicz Posted December 8, 2007 Author Posted December 8, 2007 He, he, eloise. Napisałyśmy równocześnie. Mały był w nocy ok. Gorzej z moją Weroniką, która zapragnęła w środku nocy bawić się misiem.:cool3: Quote
eloise Posted December 8, 2007 Posted December 8, 2007 żeby choć trochę Cię rozweselić opowiem Ci co zrobiła wnuczka mojej cioci :evil_lol: na pytanie drugiej babci- Czym najbardziej lubisz bawić się u babci Gosi? Wiktoria odpowiada-U babci nie ma zabawek. Babcia daje mi spinacze, i ja się bawię tylko tymi spinaczami (biurowymi) :multi: :multi: :multi: (a zabawek jest od groma- cała szafa) :evil_lol: :evil_lol: :evil_lol: Quote
iza_szumielewicz Posted December 8, 2007 Author Posted December 8, 2007 Mały w miarę ok. Zawsze po okresie leżenia, kiedy wstaje - ostro kaszle. Ale na spacerach chodzi dużo lepiej. Bawi się z psami (ostrożnie), podnosi nogę. Ma apetyt. Bawi się (dziś wymusił na mnie kupno kolejnej, na pewno ponad setnej zabawki:loveu:). Widać, że chce żyć. No, ale ten kaszel bardzo go osłabia (osłabiają go pewnie również te leki). Ja się boję, co to będzie po odstawieniu leków. We czwartek kończymy antybiotyk. Zrobimy rtg na SGGW, zeby zobaczyć, na ile poprawilo sie w płucach i tchawicy. Dziś zakończyłam kroplówki i zastrzyki p-zakrzepowe. Cały czas "głupi jaś". jakie będą noce bez głupiego jasia? Wolę sobie nie wyobrażać. Przygotowuję moją Mamę na hard core. Mama twierdzi, że da radę. Znów opadły mnie wątpliwości.:shake: Quote
DuDziaczek Posted December 8, 2007 Posted December 8, 2007 Iza teraz przeczytalam dopiero. U mojego psiaka bylo podejzenie zapadniecia tchawicy :-( Tak bardzo sie balam czekalam na przeswietlenie... Ale okazalo sie ze (podejzenie bylo w zime) Moj psiak poprostu tak reaguje na zmiany temperatury... Ale bodajze tydzien oczekiwania zrobil swoje... Teraz wiem jak sie czujesz 3maj sie! :buzi: I wymiziaj psinke :loveu: Quote
iza_szumielewicz Posted December 9, 2007 Author Posted December 9, 2007 Rano znów kaszel na spacerze, ale dobrze szedł. I znów jestem w pracy. i znów boję się wrócić do domu:shake::shake: Poczytałam dziś sporo anglojęzycznych stron o zapadzie tchawicy (tracheal collapse). Oto jedna z nich (dobre ilustracje zapadnietej tchawicy plus zdjęcia z operacji): [URL]http://www.acvs.org/AnimalOwners/HealthConditions/SmallAnimalTopics/TrachealCollapse/[/URL] Znalazłam przypadek amerykańskiego yorka - identyczny jak mojeg Małego. też z powiększoną wątrobą i sercem (tu zaznaczam, że serce u Małego duże, ale silne). Babka pyta na forum, czy ma zrobić operację. Napisałam do niej. Zapytam, czy zdecydowała się na zabieg i jakie są efekty. Czekam. Może mi odpisze. A tu jeszcze link do polskiego opisu tej choroby (bez fot): [url]http://www.vetserwis.pl/tchawica.html[/url] Quote
Eruane Posted December 10, 2007 Posted December 10, 2007 Iza, rozumiem, że sercve rośńie od niedotlenienia, ale co z wątrobą? Skąd się to bierze? Moja Itusia też ma wielkie serce i wątrobę. Kaszel też był, ale minął po lekach na serce. Ponieważ nic się nowego nie pojawiło, nie robiłam rtg tchawicy. Natomiast mój drugi psiak, Kaziu kilkunastoletni, który wygląda trochę, jak Twój Mały :cool3:... [IMG]http://img518.imageshack.us/img518/8452/kazikan9.jpg[/IMG] kaszlał mi paskudnie tydzień. W końcu antybiotyki pomogły. NIestety po powrocie na dwór (mieszka na dworze), znów się zaczęło i w ciągu kilku godzin musiał wrócić do domu. Kiedyś był bardzo pgryziony, ma zrosty na krtani, ale weci też zasugerowali mi problem tchawicą. Sądzę, że się mylą jednak. Kaszel najgorszy bywał nocą, pies potrafił przekaszleć okropnie całą noc, koło 4-5 nad ranem nieco się uspokajał. To ,co wywołuje kaszel, to zimno, wilgoć, zimna woda lub nawet krótkotrwały brak dostępu do wody (kiedy zamarzła w misce), szczekanie, podekscytowanie, ruch. Często po kaszlu coś wypluwa. Sądzę, że te problemy to jednak pozostałości z jego nieciekawej przeszłości i coś na kształt problemów psiaka DuDziaczka. Jeśli znów sie pogorszy, prześwietlenie, ale powiem szczerze, że zaczęłam się już panicznie bać rtg, USG i badań krwi. Mam uraz... Iza, trzymam kciuki, bo wiem, jak Ci ciężko. Już tak długo o niego walczysz i to z pewnością Cię wykańcza. Ale też wygrywasz, więc nie poddawaj się. Ja też często bałam się wracać do domu, wiem jak to jest... :-( Myślami jestem z Tobą. Quote
iza_szumielewicz Posted December 10, 2007 Author Posted December 10, 2007 Eruane, zaniepokoiłaś mnie opisem tych obajwów psiaka (nota bene rzeczywiście bardzo podobnego do Małego:loveu:). U Małego też kaszel największy jest nocą i przy mokrej zimnej pogodize. Jeśli dodatkowo to mały piesk (do 12 kg0 i otyły, to ABSOLUTNIE powinnaś zrobić diagnostyke pod kątem zapadania tchawicy. Pamiętaj jednak, ze JEDYNYM rozstrzygającym badaniem jest inwazyjna (pod narkozą0 bornchoskopia, a tę robią dobrze tylko w Olsztynie i Wrocławiu. W ostatecznosci można się zdac na dobrze zrobione rtg, a to z kolei absolutnie polecam na SGGW w Warszawie. Jeśli chcesz, mogę Ci załatwić rtg plus wizytę u Niziołka (jest na SGGW w poniedziałki i czwartki od 10 do 16). Jesli możesz zaczekać z tym do 9 stycznia, byloby dobrze. W najbliższą sobotę wyjeżdżam i nie będzie mnie w Polsce (ani pod mejlem ani pod telefonem) aż do 8 stycznia właśnie. Pomyśl o tym dobrze. Mały bez zmian, no może z lekką poprawą zachowania (sprawniejsze reakcje). Nadal b. mocno kaszle po okresie nawet krótkiego leżenia. Jak już się rozrusza, jest ok. Właśnie skończyłam kolejną godzinę "tlenowania" (nareszcie, po 6 dniach pracy mam dziś wolne). Dzwoniłam do Niziołka. We czwartek robimy na SGGW rtg plus wizyta u Niziołka. W sobotę Mały jedzie do Olsztyna. Na 3 tygodnie. Biedna ta moja Mama. Wiem, że będzie robić wszystko dla Małego, ale czy da radę go utrzymać przy życiu...? Powiem szczerze - jestem bardzo niespokojna, bo widać, że Małemu daleko, bardzo daleko do "normalności" (za stan normalny uznaję mocny poranny kaszel i ze 2 ataki dziennie - tak było przez ostatni rok). Nadal aktywność jest obniżona, na spacerach czasem zapada w "stupor" (staje i patrzy błędnym wzrokiem), chodiz wolniej, szybciej się męczy, dużo kaszle. Jedyne, co jest super w normie, to - niestety - apetyt. Wpieprza jak dzik. A to niedobrze, bo tej chorobie wybitnie NIE SŁUŻY tusza. Bardzo duzo ,dowiedizałam się o zapadzie tchawicy z tych anglojęzycznych stron. Wiem teraz, np. że u Małego nie wchodzi w grę operacja klasyczna, czyli wyciecie fragmentu zapadnietej tchawicy i zastąpienie jej tulejkami. Nie wchodzi to w grę wtedy, gdy stan psa jest ciężki, a zapad dotyczy obydwu odcinków tchawicy (szyjnej i piersiowej, zresztą dużo groźniejszej). A u małego tak własnie jest. A wiec tylko stenty. problem w tym, ze teog w Polsce jeszcze nikt nie robił. No i koszty. Pisałam już, że to jakieś 5000 złotych. Niziołek ma zrobić rozeznanie, kto ewentualnie podjąłby się tego zabiegu (on sam nie, bo nie jest lekarzem operującym). Quote
iza_szumielewicz Posted December 10, 2007 Author Posted December 10, 2007 Aha, Eruane. mały ma powiększoną wątrobę od długiego podawania sterdyów (ale wyniki krwi wątrobowe dobre, a nawet bardzo dobre). Serce mial powiekszone już, jak go brałam do domu 6 lat temu. Ale i tu, ekg, echo serca i badanie pierwiastków "sercowych" we krwi WYBITNE!!!!! Doczytałam na tyuch anglojęz stronach, że serce faktycnzie powiększa się od zapadu tchawicy i żadne obajwy chorobuy nie ujawniają się aż do czasu, gdy: 1. pies osiagnie wiek średni 2. stanie sie otyły 3. złapie jakąś infekcję górnych dróg oddechowych. Wszystjie te trzy czynniki zaistniały u Małego w październiiku 2004 roku. Wteduy (jak pisałam na początku tego wątku) nie doleczyłam infekcji (kazali podawac rutinoscorbin, ale to widac nie wystarczyło). Kaszel pozostał i trwa od tamtego czasu do dziś, sukcesywnie się pogłębiając. Ale nie od razu przeciez zdiagnozowano zapad tchawicy. To stało się dopiero w maju zeszłego roku (wtedy była bronchoskopia). po prostu wyklucozno kaszel: 1. odsercowy 2. zwiazany z bezpośrendią infekcją 3. kaszel kennelowy Wyczytałam też, że po operacji tchawicy śrendia długośc przeżycia wynbosi 2 - 2,5 roku. Niziołek mi dizś powiedizał, ze za późno decyduję się na operację. Powiedizał, że trzeba ją było zrobić... 2 lata temu. No, ale Mały jakos te dwa lata przeżył (pewnei, ze nie w wyjątkowym komforcie), ale jednak przeżył. Traktuję te stenty jak ostatnią deskę ratunku. Jak juz Niziołek rozłoży ręce i powie: "Ja już nie umiem pomóc". Quote
ulvhedinn Posted December 10, 2007 Posted December 10, 2007 Chciałabym, zebyś wiedziała, że też poczytuję watek i z całej siły trzymam kciuki za Małego... :lol: Jestem pełna podziwu, dla tego, ile robisz dla niego, jak szukasz róznych rozwiązań, wiadomości.... U mojego Skora tez było podejrzenie zapaści tchawiczej, niestety okazało sie oś znacznie gorszego, nowotwór, i Skorka już nie ma ze mną:-( U Was przynajmniej da się powalczyć. Myslę, że będąc stale koło nie go najlepiej wiesz, jak mu się żyje. Ja osobiście uważam, że dopóki pies się z życia cieszy, robi coś co lubi (moga to byc spacery, jedzonko, czy po prostu przytulanie z panią) i sprawia mu to radochę, to najlepsze co możemy zrobić - to ułatwic mu życie tak bardzo jak sie da. Na odejście jeszcze jest czas.... Quote
Eruane Posted December 10, 2007 Posted December 10, 2007 Iza, myślę, że jednak mój Kazik może nie ma zapaści tchawicy, bo z większym lub mniejszym kaszlem boryka się od lat, a dopiero od Ciebie dowiedziałam się o możliwości wystąpienia takiego schorzenia u psiaka. Sądzę, choć może się mylę, że gdyby była to zapaść, nie pomogłoby po prostu wzięcie go z dworu do domu czy syrop na kaszel. W tym roku pierwszy raz zdarzyło się, że nie mogłam zapanować nad kaszlem, ale pomógł antybiotyk. W sumie lepiej, żeby to zapaść nie była, bo jeśli jest... Kazik ma lat kilkanaście, dokładnie ile - nie wiadomo. Nie przeżyłby żadnego poważnego zabiegu. To odpada zupełnie. :shake: Zabieg na łapie miał w te wakacje, ale już nie był pod narkozą. Zabieg niby niezbyt poważny, a organizm mu siadł po nim zupałnie. Dopiero teraz go do normy doprowadziłam. Do tego dochodzi Itusia z chorą watrobą, wadą serca i utratą widzenia. Co miesiąc idzie mi kilkaset złotych na leki, a już kupa kasy na karmy weterynaryjne. I z tej prostej przyczyny po prostu już mnie nie stać na wyjazd do Warszawy i na SGGW. Z Ituśką będę jechać w pierwszej kolejności z problemami ze wzrokiem, ale powinnam tez z wątrbą i sercem. Ona ma pierwszeństwo, bo jest bardziej zagrożona i ma tylko 4 lata. Obliczam sobie, że jeden wyjazd będzie mnie kosztował fortunę. Tak więc póki co mam cichą nadzieję, że po prostu póki nie dorobię się większych pieniędzy niż te, co mam, żadnemu psu nic sienie pogorszy. :-( Quote
iza_szumielewicz Posted December 10, 2007 Author Posted December 10, 2007 Bardzo Wam, kochani, dziękuję za dobre słowo. ono teraz jest dla mnie najważniejsze. Mały dziś znów GORZEJ:-(:-( Nie chciał iśc na psacer. Sinieje. Jakoś doszliśmy do kliniki na zastrzyk. Lekarz akurat obecny (zreszta internista Małego, który go zna; nie chcę wymieniać nazwiska) powiedizał, ze stan jest b. ciężki, że do płuc dochodzi MINIMALNA ilość tlenu, że pies cierpi, bo SIĘ DUSI. Sugestia była prosta - albo NATYCHMIASTOWA OPERACJA ALBO UŚPIENIE. Niestety, nie mogę Małego zaraz operowac, bo muszę wyjechac na 3 tygodnie i nie ma od tego odwołania. Rozmawiałam z moją Mama poważnie (bo to na niej od soboty aż do 8 stycznia ciąży odpowiedzialnośc za Małego). Ona jest trochę przerażona, ale mówi, że da radę. Że teraz najważniejsze, co powie Niziołek. Jasne! Ja mu bardzo ufam! Jak we czwartek powie mi:"Pani Izo, pies nie przeżyje na samym tlenie 3 tygodni, a operować teraz nie ma jak. To koniec", to pozwolę Małemu odejść:-(:-( Jestem skrajnie załamana swoją bezradnością. Z jednej strony widzę (po oczach i zachowaniu), ze Maly cierpi, a z drugiej widzę, jak z chęcią opyla michy, tarzal się dziś nawet w swoim posłaniu (robi to tylko, jakmjest bardzo zadowolony) - on chce żyć. Jak ja mam zdecydowac o jego życviu lub śmierci? No jak? Muszę zaufac lekarzowi..... Jestem zalamana..... tAK BARDZO GO KOCHAM. TAK BARDZO! On jest moim jedynym przyjacielem..... Quote
BeataSabra Posted December 10, 2007 Posted December 10, 2007 [quote name='iza_szumielewicz']Bardzo Wam, kochani, dziękuję za dobre słowo. ono teraz jest dla mnie najważniejsze. Mały dziś znów GORZEJ:-(:-( Nie chciał iśc na psacer. Sinieje. Jakoś doszliśmy do kliniki na zastrzyk. Lekarz akurat obecny (zreszta internista Małego, który go zna; nie chcę wymieniać nazwiska) powiedizał, ze stan jest b. ciężki, że do płuc dochodzi MINIMALNA ilość tlenu, że pies cierpi, bo SIĘ DUSI. Sugestia była prosta - albo NATYCHMIASTOWA OPERACJA ALBO UŚPIENIE. Niestety, nie mogę Małego zaraz operowac, bo muszę wyjechac na 3 tygodnie i nie ma od tego odwołania. Rozmawiałam z moją Mama poważnie (bo to na niej od soboty aż do 8 stycznia ciąży odpowiedzialnośc za Małego). Ona jest trochę przerażona, ale mówi, że da radę. Że teraz najważniejsze, co powie Niziołek. Jasne! Ja mu bardzo ufam! Jak we czwartek powie mi:"Pani Izo, pies nie przeżyje na samym tlenie 3 tygodni, a operować teraz nie ma jak. To koniec", to pozwolę Małemu odejść:-(:-( Jestem skrajnie załamana swoją bezradnością. Z jednej strony widzę (po oczach i zachowaniu), ze Maly cierpi, a z drugiej widzę, jak z chęcią opyla michy, tarzal się dziś nawet w swoim posłaniu (robi to tylko, jakmjest bardzo zadowolony) - on chce żyć. Jak ja mam zdecydowac o jego życviu lub śmierci? No jak? Muszę zaufac lekarzowi..... Jestem zalamana..... tAK BARDZO GO KOCHAM. TAK BARDZO! On jest moim jedynym przyjacielem.....[/quote] Bardzo Ci współczuje. Wiem co przeżywasz...... Wczoraj straciłam kolejnego kotka....:placz: Quote
Eruane Posted December 10, 2007 Posted December 10, 2007 Iza, bądź silna! Jeszcze opinia Niziołka! Najgorsze, że teraz wyjeżdżasz, będzie Ci ciężej. Wiem, co miałam w tym roku za granicą, kiedy moja Itusia była chora (nota bede dla niej, dla zebrania kasy potrzebnej na jej leczenie byłam w końcu za granicą), a Kazik miał operację. Ale musimy być silne dla tych psiaków. Z chrobami, gdzie jest silny ból, łatwiej podjać ostateczną decyzję. Jednak z chorobami jak u Małego jest znacznie gorzej. Moja rottka Anda dusiła się, ale jednocześnie w tym samym czasie potrafiła bawić się piłką. Miałam starszny dylemat, co zrobić. :shake: To koszmar. Po ciężkiej nocy, zapytałam wetów o to, czy istnieje możliwość, że następnej nocy sunia się udusi. Powiedzieli, że nie jest to pewne, ale możliwe. Dlatego podjęłam decyzję. Bo dojazd do weta zajmuje, w nocy nie zawsze mogę znaleźć czynną lecznicę, z której usług chcę skorzystać. To przeważyło. Poczekaj na wizytę u Niziołka i jego ocenę sytuacji. Sądzę, że możesz mu ufać. Nie wiem, co więcej powiedzieć. Trzymam kciuki, przesyłam dobre myśli. Niech Mały wraca do zdrowia. Nie jesteś sama i Mały nie jest Twoim jedynym przyjacielem. Pamiętaj, że on dzięki Tobie tylko żyje i dzięki Tobie nie będzie cierpiał. Nie jesteś więc tak do końca bezsilna! Bądź dzielna i walcz o psiaka. My ludzie nie mamy tego komfortu, co niektóre psiaki. Quote
Recommended Posts
Join the conversation
You can post now and register later. If you have an account, sign in now to post with your account.